niedziela, 31 października 2021

Grombelardzka legenda. Serce gór – Feliks W. Kres

 

Tytuł: Grombelardzka legenda. Serce gór

Autor: Feliks W. Kres

Cykl: Księga Całości

Tom: III

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 580

Ocena: 7/10






Czasami nachodzi nas olbrzymia ochota, by innym coś udowodnić. Wtedy nie patrzymy, czy nasze poczynania są rozsądne i godne uwagi innych. Zostajemy zaślepieni pragnieniem lub wręcz upokorzeniem i to one próbuje podyktować nami. Czy to jest dobry stan, by coś komuś udowadniać? Czy naprawdę musimy to robić? Wszystko jest zależne od sytuacji, bo wbrew utartym frazesom czasami warto pokazać swoją siłę, ale trzeba zrobić to z odpowiednim umiarem i przemyśleniem. 

Góry Grombelardu są potęgą nie do pokonania. Znajdują się śmiałkowie, którzy tego próbują, ale albo zostają oczarowani na tyle górami, by w nie wchłonąć i zacząć postrzegać świat przez ich pryzmat, albo giną. Gdy łuczniczka zostaje wysłana w góry, jeszcze nie zdaje sobie sprawy, jak niebezpieczne mogą być i jak wiele niespodzianek za sobą niosą. Czy jest w stanie przejść, choć jeden trudny kawałek, by udowodnić swoją wartość? W jej ojczyźnie jest inaczej i o wiele mniej niebezpieczniej. Tymczasem jeden z najsławniejszych kotów przynosi ostrzeżenie przed sępami. Co potrafią te mityczne stworzenia? Czy wyprawa po Przedmioty może skończyć się sukcesem? 

Jest to już moje kolejne spotkanie z "Księgą Całości", tylko stanowczo idę w odwrotnej kolejności, ponieważ dotychczas miałam przyjemność zapoznać się wyłącznie z czwartym tomem, a dzisiaj prezentuję Wam trzeci tom. Gdy zaczynałam czytać, byłam bardzo zagubiona w tym świecie, jednakże zarazem oczarowana i zahipnotyzowana tym, co prezentuje. Doceniłam kreację uniwersum Feliksa Kresa i byłam gotowa się cofnąć o tom dalej. Jak moje wrażenia? Nadal będę się cofać? 

Przede wszystkim nadal jestem zachwycona stylem pisarskim, który skupia się na szczegółach i płynności akcji. Mam wrażenie, że w powieści dzieje się tak wiele, ale jest to wszystko powiązane z logiczny sposób. Barwność językowa kreuje przed czytelnikami niezwykle rozbudowane opisy, zachowując przy tym optymalność, by historia nie okazała się zbyt nudna. Prawdopodobnie "Księga Całości" zawdzięcza to skupianiu się na szczegółach pozornie nieważnych, ale tak naprawdę tworzących cały świat i pozwalających na przywiązanie się do bohaterów. 

Sama fabuła przy takim książkowym kolosie wydaje się płynąć wolno, choć akurat to tempo mi odpowiada, ponieważ czuję, kiedy jest czas, by lepiej zapoznać się z opowieścią, lepiej zrozumieć ten świat i poznać bohaterów, a kiedy przychodzi czas na całkowitą i pełną akcję. Czytając, miałam wrażenie, że zapominam o całym naszym rzeczywistym świecie, a przenoszę się w góry, gdzie można spotkać sępy, inteligentną i waleczną rasę kotów i zagadki zapomniane. Jest to niesamowita przygoda, która pozwala odpocząć od codzienności. 

Tak jak to już wcześniej podkreślałam, samo uniwersum ma w sobie coś magicznego i przyciągającego moją uwagę. Mimo że tyle lat minęło od napisania książki, to czuję powiew świeżości i spojrzenia tak różnego od standardowej fantastyki. Sama stworzenie kotów jest już czymś wyróżniającym i niesztampowym. Na pewno to nie pierwszy raz w literaturze, gdy spotyka się mówiące koty, ale one są czymś więcej. Cała ich kultura i legenda, którą tworzą, jest godna mojej czytelniczej uwagi. 

Do samych bohaterów też momentalnie można się przywiązać. Mam wrażenie, że autor starał się, żeby każdy z nich był wykreowany na swój unikatowy sposób. Poza paroma przypadkami udało mu się to. Charakterystyczne cechy stały się znakami rozpoznawczymi, ale pisarz nie ograniczał się wyłącznie do tego. Starał się tworzyć postacie nieszablonowe i o wielowymiarowej osobowości, co bez wątpienia udało mu się

Odpowiadając na pytanie z początkowej części recenzji, na pewno będę się cofać, choć tym razem zdecydowałam się już bezpośrednio zacząć czytać od pierwszego tomu i być może przejdę po kolei je, by ponownie zapoznać się z trzecim i czwartym, by już nadchodzące wznowienie piątego móc poznać w całościowym ujęciu. Tymczasem jeśli czytaliście pierwsze tomy albo jesteście wielbicielami fantastyki, to gorąco polecam zapoznać się z tą książką. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo Fabryce Słów 

czwartek, 28 października 2021

Italia dla zielonych – Alicja Rokicka

 

Tytuł: Italia dla zielonych 

Autor: Alicja Rokicka

Kategoria: Książka kucharska

Wydawnictwo: Marginesy

Liczba stron: 320

Ocena: 7/10

Książkę "Italia dla zielonych" otrzymałam w ramach współpracy z TaniaKsiążka.pl






Mówi się, że Włochy to piękny i niesamowity kraj. Osobiście nigdy nie byłam w tym kraju. Jedynie znam urywki z filmów i różne zdjęcia znajomych. Na podstawie tego przyznaję, że jestem zaintrygowana tym krajem i z wielką chęcią poznałabym włoską kulturę, zabytki i codzienność. Na tę chwilę nie wygląda, bym miała w najbliższym czasie spełnić to marzenie. Niemniej mogę za pomocą dostępnych źródeł, choć spróbować poczuć ten klimat. Jednym z takich źródeł jest najnowsza książka Alicji Rokickiej "Italia dla zielonych". To książka nie tylko o Italii, ale tak naprawdę przede wszystkim o włoskim jedzeniu. Jesteście gotowi na przygodę?

Najbardziej spodobał mi się sam pomysł na książkę. Takie podwójne ukierunkowanie – włoska kuchnia vege – jest na pewno odważnym posunięciem, które pobudza ciekawość i wyróżnia książkę na tle wszystkich innych kucharskich książek. Tym bardziej że mam poczucie, że włoska kuchnia już od dawna fascynuje wielu ludzi, a obecnie większa świadomość społeczna daje większą szansę kuchni między innymi roślinnej. A to nie koniec zalet pod względem pomysłowości, ponieważ jest to pozycja dla osób początkujących. Dlatego pasjonata, który dopiero zaczyna być tym pasjonatem, dostaje kompletne kompendium przepisów, które podwyższą jego poziom umiejętności. 

W słowach autorki czuć pasję. Sam wstęp sprawia, że od razu jako czytelniczka miałam poczucie, że osoba, która napisała te słowa, była osobą zaangażowaną w to, co robi i dawało jej to olbrzymie szczęście. Dzięki temu od razu poczułam jeszcze większą chęć, by dalej zagłębić się w treść, a następnie wykorzystać przepisy. Przed każdym przepisem znajduje się też bezpośrednio krótki wstęp do właśnie samego przepisu. Okazały się one niezmiernie ciekawe i tłumaczyły zależności między niektórymi aspektami, czy to produktów, czy etapów gotowania, czasami pochodzenia. To z kolei sprawiło, że ta potrawa stała się czymś więcej niż tylko pierwszą lepszą potrawą z przepisu. Pisarka zadbała o to, byśmy jako czytelnicy i początkujący kucharze znali znaczenie niektórych produktów we włoskiej kulturze i rozumieli, dlaczego właśnie ten produkt może mieć tak olbrzymie znacznie. Być może niektórzy z Was zaczęli się zastanawiać, co to za produkty i czy obco brzmiące nazwy nie okażą się zbyt zniechęcające. Nic z tych rzeczy, gdyż każda trudniejsza, czyli rzadko spotykana w naszej kulturze, nazwa została wytłumaczona, by jak najlepiej móc sobie wyobrazić o co chodzi. 

A z takich estetycznych rzeczy, to bardzo podobają mi się zdjęcia, ponieważ wyglądają naturalnie. Wtedy ma się poczucie, że ten przepis jest naprawdę w zakresie naszych umiejętności. Pomiędzy przepisami można również znaleźć barwne i oddziaływujące na wyobraźnię opisy miejsc. Natomiast na końcu książki można znaleźć słowniczek pojęć, co też jest fantastycznym wyjściem według mnie. By się odnaleźć wśród przepisów, pomagają logicznie podzielone rozdziały. I ciekawym, wcześniej niespotkanym przeze mnie dodatkiem, jest playlista z włoskimi utworami dostępna na Spotify. Przesłuchałam i mimo że to nie mój klimat, to i tak ciekawe doświadczenie. Jeśli planujecie lepiej poznać tę kulturę poprzez gotowanie, to gorąco polecam Wam tę pozycję. Tym bardziej że daje możliwość lepszego zapoznania się z jedzeniem roślinnym, co w Polsce nadal ma swoje ograniczenia kulturowe, choć na szczęście to się zmienia. 

Podobne książki znajdziecie w dziale bestseller na TaniaKsiążka.pl 

wtorek, 26 października 2021

Awangarda – Jack Campbell

 

Tytuł: Awangarda

Autor: Jack Cambell

Przekład: Dominika Schimscheiner

Cykl: Narodziny Floty

Tom: I

Kategoria: Science fiction

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 411

Ocena: 7/10





Na tę chwilę kosmos mimo wielu prób nadal pozostaje dla nas zagadką. Wiemy już coraz więcej, ale nadal za mało, by mieć pewność, co jest i jak funkcjonuje w innych galaktykach. Nasze dążenie do poznania kosmosu popycha nas do przodu. Być może już stosunkowo niedługo będziemy naprawdę mogli opuścić Ziemię, by poznać inne planety i inny świat niż ten, który znamy na co dzień. Może będzie to nasz wybór, a może sama Ziemia nas zmusi do opuszczenia jej. Przyszłość pokaże, czy uda nam się przekroczyć barierę atmosfery na dłużej niż obecne podróże kosmiczne. Jak sądzicie – my jeszcze tego dożyjemy? 

Powstało wiele kosmicznych kolonii. Miejsc, które były tworzone na modłę Ziemi, a stały się czymś odmiennym. A może czymś właśnie zbyt podobnym? Planety, gwiazdy i układy mogą być różne, ale ludzkość pozostaje taka sama, gdziekolwiek obierze swą drogę. Jedną z takich początkujących kolonii, gdzie ma być lepszy świat, jest Glenlyon. Niestety już na starcie kolonia zostaje zagrożona przez galaktycznych piratów, którzy chcą ściągać haracz. Rob jako mieszkaniec kolonii i osoba aktywna społecznie stara się zapobiec grabieżom i stworzyć bezpieczne i wolne miejsce. W tym samym czasie Carmen zaczyna nowe życie, gdzie nie przyznaje się, że wychowała się na Marsie. Ma wizję, jak zmienić świat poprzez ochronę nowych kolonii. Widziała upadek kolonii na Marsie. Teraz jest skłonna poświęcić wiele, by podobne sytuacje nie miały miejsca w kosmosie. Czy uda się jej? Czy Glenlyon będzie zapowiedzianym rajem dla wolnych ludzi o własnym zdaniu? 

Science fiction jest gatunkiem, po który sięgam bardzo rzadko, mimo że szanuję i doceniam ten odłam fantastyki. Te wizjonerskie obrazy są inspirujące i zawsze sprawiają, że zadaję sobie pytanie, do czego dążymy, czy to ma sens i jakie cuda jest w stanie wymyślić umysł ludzki. Dlatego zdecydowałam się zapoznać z "Awangardą", czyli pierwszym tomem nowego cyklu pisarza Jacka Campbella. Dotychczas nie miałam przyjemności zapoznać się z jego wcześniejszymi dziełami, ale wiele pozytywnych opinii wśród czytelników skłoniło mnie, by sięgnąć właśnie po "Awangardę". Jak moje wrażenia? 

Od pierwszych stron czułam się zafascynowana, choć też przyznaję, że czułam nutę rozgoryczenia, gdyż miałam poczucie, że pisarz powiela wizje tak dobrze nam znane w tym gatunku. Przeczytałam mało książek science fiction, a mam poczucie, że już nieraz trafiłam na podobne motywy. Dlatego mimo że potrafiłam docenić wiele koncepcji i rozwiązań, to gdzieś z tyłu głowy kołatała mi myśl, że przecież już to znam. Niemniej czym czytałam dalej, tym miałam poczucie, że może motywy się powielają, lecz konstrukcja świata jest niezmiernie ciekawa i jeszcze przeze mnie w takim układzie nie spotkana, co popchnęło mnie, by dalej czytać i zwracać uwagę na małe szczegóły, które odpowiadały za niezwykłą atmosferę tego uniwersum. 

Styl pisarza jest niezwykle prosty w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Przyznam się, że science fiction nieodłącznie kojarzy mi się z Lemem. Nie czytałam jego książek, ponieważ próbowałam jako dziecko i wtedy styl autora i jego wizja były dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Choć ze względu na rok Lema mam postanowienie, by z obecnym doświadczeniem czytelniczym dać mu szansę. Jednak odchodząc już od dygresji, podkreślę, że ten łatwy i przyjemny w odbiorze styl tylko zachęcał do lektury i pozwolił przenieść się do świata kolonii kosmicznych. 

W powieści pojawia się cała gama intrygujących osobowościowo bohaterów, co w sposób genialny ubarwiało historię. Przywiązywałam się do nich i razem z nimi przeżywałam wszystkie zdarzenia. Tym bardziej że autor postarał się o silne kobiece postacie. Od pierwszych stron możemy je poznać i patrzyć, jak w kosmosie płeć zaczyna tracić na znaczeniu, a zaczynają się liczyć kompetencje. A przynajmniej w początkowych scenach i odwołując się wyłącznie do płci. Niemniej mimo mojego zadowolenia z tego wątku, wyłonił się pewien mankament – schemat postaci. Połączenie było oczywiste: mężczyzna, który próbuje coś osiągnąć i silna osobowościowo kobieta, która jest dla niego podporą. Gdy na początku zauważyłam istnienie tego schematu, nie byłam w stanie już pozbyć się go w dalszych częściach. Żadne poczynania nie były w stanie zmienić tej wizji. 

Tematycznie książka wywołała we mnie też wiele pozytywnych uczuć, choć nie obyło się bez pewnych zastrzeżeń. Jest ona pisana w duchu motywacji, wiary w siebie i wiary w lepszy świat. Jak najbardziej cenię takie motywy, ale czasami brzmiało to wręcz zbyt patetycznie i niekoniecznie pasowało do przedstawionych sytuacji. W prostszym ujęciu tych wątków było zbyt wiele. Jako czytelnik zrozumiałam główny rdzeń powieści, więc nie potrzebowałam, co chwila moralizującego przypomnienia. Choć żeby nie iść też zbyt w sielankę, "Awangarda" przedstawiała również parę mrocznych i mocno oddziaływujących emocjonalnie scen. 

Lubię poszerzać swoją gatunkową znajomość czytelniczą. "Awangarda" udowodniła mi, że naprawdę warto wyjść czasami z tej osławionej strefy komfortu i dać szansę czemuś innemu. Wśród sympatycznych bohaterów, walki o lepszy świat i zwykłej rozrywki wyłoniły się treści poważne i kierujące przemyślenia na odpowiednie tory. Stąd nawet się nie zawaham, by przeczytać drugi tom, gdy tylko będzie taka możliwość. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo Fabryce Słów 

niedziela, 24 października 2021

Nieustanna ucieczka – A.C. Cobble

 

Tytuł: Nieustanna ucieczka

Autor: A.C. Cobble

Przekład: Dominika Repeczko

Cykl: Beniamin Ashwood

Tom: II

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 550






Niekiedy jesteśmy przekonani, że znamy najlepiej swoich bliskich, że jesteśmy w stanie przewidzieć ich działania i że zawsze możemy na nich liczyć. Jednak wyjątkowo ciężkie sytuacje mogą zachwiać naszą wiarę i doprowadzić do tego, że wcześniej tak dobrze nam znana osoba zmienia się, a my nie jesteśmy w stanie jej już nigdy więcej zaufać. Co może do tego doprowadzić? Idąc kuriozalnymi stwierdzeniami: pieniądze, wiara, religia – fundamenty naszego istnienia. Mam nadzieję, że nigdy nie znaleźliście się w takiej sytuacji i nie dojdzie do tego, lecz mimo faktu, że odnoszę swoją historię do świata fantastyki i nasza rzeczywistość to odzwierciedla

Beniamin wraz z Amelią i Mathiasem uciekają przed niebezpieczeństwem ze strony czarodziejek. Dzięki wiedzy Mathiasa i jego zaangażowania udaje im się ominąć pierwsze domostwa. Jednak w żaden sposób nie oznacza to, że mogą się zatrzymać, choć na chwilę dłużej niż wymaga niezbędny odpoczynek. Wiedzą, że czarodziejki się nie poddadzą, a czym dalej uciekną, tym jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś ich rozpozna lub dosięgnie ich magia. Nie wiedzą do końca, gdzie powinni się kierować, więc na razie podejmują decyzję, że najrozsądniejszym wyjściem będzie Biały Dwór. Czy uda się im tam dotrzeć bezpiecznie? Co czeka ich po drodze? I jak postąpi sytuacja polityczna?

Po przeczytaniu pierwszego tomu z cyklu "Beniamin Ashwood" miałam bardzo pozytywne odczucia, gdyż czułam potencjał całej historii. Byłam w stanie wymienić sporo wad, niemniej miałam też poczucie, że to dopiero początek i każdy kolejny tom będzie tylko lepszy. Po przeczytaniu "Nieustanne ucieczki" jestem w stanie już jednoznacznie potwierdzić swoje przypuszczenia. 

Do stylu autora szybko się przyzwyczaiłam i poczułam, że powracam do dobrze mi znanego świata, gdzie czekają na mnie przyjaciele. Doceniam język pisarza ze względu na dokładność i spójność. Widać skupienie na małych, ale bardzo ważnych elementach, co często jest pomijane w powieściach. W żaden sposób na fabule nie jest wymuszona prędkość, by jak najszybciej i jak najwięcej. Wręcz przeciwnie – tempo jest dość wolne i dopasowywane do odpowiednich wydarzeń, co nadaje sensowny i widoczny ciąg przyczynowo skutkowy powieści. 

Co do samej fabuły to mam dość nietypowe odczucie, ponieważ nadal mam wrażenie, że to tylko dość długie wprowadzenie do głównej części. Nie czuję, że bohaterowie doszli do czegoś konkretnego, ale że to ma nastąpić dopiero w odległej przyszłości. Co w sumie zgadzałoby się z tytułem – "Nieustanna ucieczka". W żaden sposób mi nie przeszkadza to odczucie długiego wprowadzenia do głównej części, ponieważ cenię sobie spokój przedstawianych treści i możliwość dokładnego poznania bohaterów oraz zapoznania się z uniwersum. Tylko dostrzegam niesztampowość takiego odczucia. Poza tym powieść ma wiele zaskakujących elementów, które sprawiły, że na końcu zdałam sobie sprawę, że żadne moje przypuszczenia, co do dalszej akcji nie sprawdziły się, a jestem dobrym literackim profetą. Co do samego uniwersum to tutaj mam ambiwalentne spojrzenie na ten aspekt, gdyż z jednej strony świat, który jest przedstawiony w tym cyklu, wydaje mi się monumentalny, z drugiej mocno ograniczony i zamknięty. Mam nadzieję, że już kolejny tom pozwoli mi konkretniej odnieść się do tego elementu powieści. 

Kreacja bohaterów jest wyjątkowo ciekawa, ale niestety nierównomierna. Niekiedy bohaterowie są wielowymiarowi, logiczni w swoim postępowaniu, ale dający też adekwatną nutkę tajemnicy. Innym razem są zbyt prości, zbyt ograniczeni przez podstawowy wachlarz cech. Na szczęście uwielbiam samego Beniamina, bo po prostu jest dobrym człowiekiem. Doceniam jego pracowitość i wytrwałość, choć też widzę, że miejscami jest przeidealizowany. Ma swoje wady, ale to są urocze wady lub takie z przymrużeniem oka. Natomiast mojej sympatii nie zyskała Amelia. Mam naprawdę do niej dużo zastrzeżeń, ale głównym jest to, że brak jej osobowości. Wydaje się być tylko ładną wydmuszką. Pod względem bohaterów intrygującym zabiegiem literackim jest fakt, że wielu ważnych postaci brakuje w tej części. Paradoksalnie jest to wielka zaleta, gdyż nadaje to całości naturalności. 

"Nieustanna ucieczka" pod względem tematycznym jest niesamowicie skomplikowana, czego na pierwszy rzut oka w ogóle nie widać. To historia o bardzo trudnych wyborach, gdzie trzeba zdecydować się albo na pozór życia, albo na poświęcenie się w imię wyższego dobra. Czym jest to wyższe dobre? Tutaj trudno szukać jednoznacznej odpowiedzi. W powieści są zaprezentowane różne decyzje bohaterów i jest przeprowadzona cała droga, którą dochodzą do tych właśnie decyzji. 

Lektura "Nieustannej ucieczki" sprawiła mi wiele radości i dała poczucie, że to zapowiedź fenomenalnego cyklu fantasy. Mam nadzieję, że właśnie tak będzie i już nie mogę się doczekać, do jakich wydarzeń dojdzie w kolejnym tomie. 

Za możliwość przeczytania dziękuję bardzo Fabryce Słów 

wtorek, 19 października 2021

Gorączka złotych rybek – Kanoko Okamoto

 

Tytuł: Gorączka złotych rybek

Autor: Kanoko Okamoto

Cykl: Tajfuny Mini

Tom: I

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: Tajfuny

Liczba stron: 83

Ocena: 7/10






Czy czujecie, że macie w życiu konkretny cel i dążycie do spełnienia go? Ja mam wiele pomysłów, wiele celów i niektórym jestem wierna od lat, lecz gdybym miała zdecydować się na jeden i powiedzieć z ręką na sercu, że jestem w stanie poświęcić mu życie, to nie byłabym w stanie tego zrobić. Jednak mówi się o istnieniu ludzi, którzy właśnie idą jedną ścieżką i chcą całkowicie zaangażować się w dążenie do spełnienia jednego marzenia. Może dałoby się to określić jako powołanie? 

Mataichi pożąda w swoim życiu jednej kobiety. Pragnie jej z całego serca, lecz nie jest to miłość w typowym rozumieniu. Dominuje w tym uczuciu pożądanie odnoszące się do posiadania osoby i świadomości, że nigdy się z nią nie będzie. Młody mężczyzna jest przekonany, że jeszcze niesprecyzowane uczucie do Masako minie, gdy uda się do innego miasta, by kontynuować swoją edukację. Mijają lata, a widmo pięknej, choć bezbarwnej Masako pozostaje w umyśle Mataichiego. Czy stworzenie wyjątkowego gatunku złotej rybki jest w stanie zmienić uczucia mężczyzny? 

Dopiero od niedawna zapoznaję się z literaturą japońską. W dużej mierze pomogły mi w tym dwie kolejne książki z serii "Tajfuny Mini". Wtedy zdałam sobie sprawę, że klimat tworzony przez japońskich pisarzy znacznie się różni od tego, co znamy z literatury europejskiej czy amerykańskiej. Wydaje mi się bardziej nieuchwytny i w o wiele większym stopniu oparty na symbolice i metaforach. Sprawiło to, że moje pierwsze przygody z książkami japońskimi były trudne, lecz też sprawia, że podeszłam do lektury "Gorączki złotych rybek" z o wiele większym dystansem i nastawieniem na czytanie w intensywnym skupieniu. Jak moje wrażenia?

Styl, którym posługiwała się pisarka, przypadł mi do gustu. Byłam przygotowana na duże zaangażowanie językowe, więc nie zdziwiło mnie, że jest on wymagający i tak jak się spodziewałam, potrzebował większej dozy skupienia niż w przypadku większości lektur, które czytam. Niesie ze sobą rodzaj magicznej aury, która sprawiała, że wyobraźnia czytelnika zostaje pobudzona, a kwieciste opisy odmalowują przedstawione obrazy oraz zaznaczają linię pomiędzy rzeczywistością, a metaforą. 

Cieszę się, że na początku książki znajduje się wprowadzenie pozwalające zapoznać się biografią pisarki, z sytuacją kobiet w ówczesnych czasach. Tłumaczy to pewne aspekty książki i w odpowiedni sposób nastawia do klimatu występującego w książce. Gdy zaczynałam czytać już bezpośrednio powieść, to wiedziałam, czego się spodziewać pod względem treści. Sama fabuła okazała się płynna i wielokrotnie zachwyciła mnie wnikliwością obserwacji przeżyć wewnętrznych głównego bohatera. Choć przyznam, że po przeczytaniu "Gorączki złotych rybek" mam poczucie niedosytu, gdyż cały czas widziałam przed sobą treść, ale nie mogłam uchwycić jej sedna. Jakby przede mną uciekało. 

Natomiast w kontekście problematyki poruszanej w tej powieści, to muszę przyznać, że nie jestem pewna, czy zrozumiałam wiele przedstawionych aspektów. Wydaje mi się, że książka jest na tyle wielopoziomowa, że niektórych tematów w ogóle nie dostrzegłam, a jeszcze inna zrozumiałam w odmienny sposób niż chciała przedstawić pisarka. W "Gorączce złotych rybek" dominuje przedstawienie hipnotyzującej, ale przy tym również toksycznej i niespełnionej miłości. Jest to niezmiernie poruszające i refleksyjne doznanie. Droga wyznaczona przez taką miłość pochłania dni, tygodnie, miesiące i w końcu lata. Dochodzi do obsesji przekładającej się na jeszcze inne elementy życia. W którymś momencie jako czytelnicy wraz z głównych bohaterem poświęcamy się jednemu celowi, który tak naprawdę jest tylko środkiem zastępczym mającym sprawić, że prawdziwe pragnienia zostaną spełnione. 

Powieść ma unikatową atmosferę, która w płynny sposób prowadzi czytelnika przez całą historię i za pomocą metafor ukazuje inną – toksyczną – rzeczywistość. Czy toksyczny w tym przypadku znaczy zły? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ z jednej strony niesie to wiele negatywnych i intensywnych emocji, z drugiej jest to dążenie do spełnienia, a za tym idzie do szczęścia. Czy jest ono iluzoryczne? Na pewno, ale czasami łatwiej jest żyć w iluzji. Jestem przekonana, że w przypadku tej książki dużą rolę odgrywa kultura. Nasza europejska podkreśla inne wartości niż japońska i przez to niektóre aspekty mogą być odbierane przez nas inaczej lub nie mieć tak istotnego znaczenia dla nas. Dlatego z olbrzymią przyjemnością zapoznam się jeszcze z czwartym, dotychczas nieprzeczytanym przeze mnie, tomem serii "Tajfuny Mini". 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

sobota, 16 października 2021

Cień – Matthew Albert McLeod

 

Tytuł: Cień

Autor: Matthew Albert McLeod 

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Liczba stron: 64

Ocena: 8/10








Czym jestem starsza, tym bardziej dostrzegam, ile już czasu minęło, ile przeżyłam. Jestem nadal bardzo młodą osobą, ale zaczyna mi brakować tej chronologii wydarzeń, z którą nie miałam większych problemów jako dziecko. Zaczynam już widzieć pewne etapy swojego życia, które nie są już podziałkami między gimnazjum, a liceum. Robi się to coraz bardziej mętne. Nie wiem, czy moje odczucia są całkowicie naturalne, czy wręcz na moje dwadzieścia kilka lat zbyt wyniosłe. Dla mnie to nie ma większego znaczenia. Poza faktem, że naprawdę często zadaję sobie pytanie, jak będę się czuła za być może 50 lat, jak już teraz nie umiem się odnaleźć. Wiele odpowiedzi, emocji przyniosła mi przeczytana niedawno książka. Niosła ze sobą również tę upragnioną ulgę. 

Vince jest już starszym człowiekiem, który koniecznie potrzebuje dodatkowej pracy, by móc kupić leki dla swojej schorowanej żony. Poszukuje pomocy w firmie, gdzie przed lat pracował. Lecz nie ma miejsca dla niego, ponieważ jest już zbyt mało sprawny fizycznie, by się przydać pracodawcy. Dla niego to przerażająco smutny fakt. Na szczęście los potrafi być wyrozumiały i rzuca Vincowi szansę – jeden ze stróżów zachorował, starszy mężczyzna może go zastąpić. To tylko jedna noc, ale w końcu zawsze dodatkowe pieniądze. A kto wie, czy zwolnienie pracownika nie przedłuży się jeszcze na parę dni. Czy Vincowi uda się zdobyć upragnione pieniądze? Co tak naprawdę dolega jego żonie? I czy na pewno szansa okaże się prawdziwą szansą? 

"Cień" to jest jedna z niewielu książek, gdzie nie miałam żadnych świadomych oczekiwań – ani po przeczytaniu opisu, ani sama okładka nie wywołała we mnie emocji. Po prostu postanowiłam przeczytać tę książkę. Po pierwszych stronach byłam zdania, że cały pomysł jest mało oryginalny i jest wręcz literacką sztampą. Zwykła historia, która przypadnie do gustu czytelnikom lubiącym ten określony rodzaj literatury. Teraz po przeczytaniu jestem już pewna, że z mojej strony była to olbrzymia pomyłka. Dałam się oszukać, a kiedy obdarłam pozory, zobaczyłam przed sobą wielowymiarową i mocno emocjonalną opowieść. 

Styl pisarza jest po prostu poprawny – nic poza tym. Choć może ta poprawność jest już sama w sobie wielką zaletą. Zależy, jak na to spojrzeć. Wielbię się w unikatowości, nawet kosztem zwykłem poprawności stylistycznej, więc początkowo czułam dozę irytacji. Z czasem przyzwyczaiłam się i zaakceptowałam to, co otrzymałam od autora. To pozwoliło mi ponownie dojrzeć głębię i w normalności zauważyć obrazowość oraz przenikające emocje. A jest ich naprawdę dużo. Czym dalej zanurzałam się w opowieść, tym mocniej czułam napięcie wydzierające się ze stron książki. 

Natomiast odnosząc się do samej fabuły, jest ona mocno nierównomierna, lecz nie w znaczeniu umiejętności pisarskich, ale w samym odbiorze. Napięcie rośnie ze strony na stronę. Rozpoczynamy jako czytelnicy od dość powolnego przedstawienia codzienności i pojedynczych wspomnień bohatera, by tempo było coraz szybsze, coraz bardziej łapiące za zmysły i coraz bardziej osadzające w napięciu. Niezmiernie oczarował mnie ten zabieg i dla mnie to on był największą zaletą całej książki. Choć przyznam się Wam, że nie mam najmniejszego pojęcia, jak w tak krótkiej książce znalazło się tak wiele tematów, tak wiele zwrotów akcji i sytuacji. Mam przed sobą dowód w postaci samej powieści, ale zarazem nie dowierzam, że to naprawdę się udało. Tym bardziej że te wszystkie sytuacje nie są nachalne i zbyt mocno obciążające, by nie móc tego udźwignąć. Wątki w sposób wyjątkowo spójny łączą się i tworzą całą gamę emocji. 

"Cień" naprawdę porusza niesamowitą liczbę wątków – ważnych i mniej ważnych, ale dla każdego znajduje się miejsce. Choćby to miało być jedno odpowiednio dobrane zdanie. Jednak jeśli miałabym wybrać najważniejszy dla mnie, to nie wahałabym się, żeby wskazać motyw samotności. Nie jest on jednoznacznie wyraźny, ponieważ jak promień słońca przedziera się przez chmury, ale to właśnie on oczarowuje i zabiera całą uwagę, pomijając resztę krajobrazu. A czym jest w tym przypadku krajobraz? Miłością. Prawdziwą i niepokonaną nawet przez śmierć i zło całego świata. Miłość jest ulgą, remedium na samotność, cierpieniem najwyższym i obietnicą szczęścia. Już dawno żaden wątek tak mocno mnie nie poruszył i nie pozostał na tak długo po przeczytaniu książki. 

Ta powieść to zaskakująca perełka wśród niszowej literatury, która w sposób unikatowy łączy prostotę odbioru z głębią charakteru i refleksji. Jestem pod olbrzymim wrażeniem, że z taką mocą pisarz oczarował mnie na przestrzeni kilkudziesięciu stron. W moim mniemaniu o wiele trudniej jest napisać poruszające, krótkie opowiadanie niż długą, wielowymiarową powieść. Słowa to rodzaj naszej ludzkiej, dostępnej dla wielu magii, lecz nie każdy umie nią operować. W "Cieniu" widzę olbrzymi potencjał.

Ze egzemplarz dziękuję bardzo redakcji Sztukater.pl  

czwartek, 14 października 2021

KOMORNIK. ARENA DŁUŻNIKÓW. TOM 1 Michał Gołkowski Premiera 10 listopada

 

Niby wszystko miało się skończyć, ale jak zawsze coś poszło nie tak. W tym miejscu zaczyna się kontynuacja ostatecznego końca, której zgodnie z zasadami logiki i zdrowego rozsądku nie powinno w ogóle być.

Ezekiel Siódmy – były Komornik, potem renegat i odszczepieniec, jedyny który przeżył Apokalipsę w pełnym tego słowa rozumieniu, obecnie nie-do-końca-z-własnej-woli pełniący Bardzo Ważne Obowiązki – usiłuje właśnie po raz n-ty zacząć wszystko od nowa, kiedy ktoś puka do drzwi jego skromnego lokum.

Okazuje się, że przy wysyłaniu zaproszeń na Wielki Bal Końca Świata wszyscy zapomnieli o jednym z gości. I teraz ten przychodzi nieproszony na pobojowisko po imprezie i mówi: o nie, kochany, to się tak nie skończy. Po moim trupie, a jeszcze chętniej, po twoim.

Nasz bohater na ma wyboru: chowa klucz do mieszkania w jedynym miejscu, gdzie nie będzie szukać go wróg, po czym skacze na główkę ku rozkręcającemu się światu, licząc na to, że da radę odmienić bieg wydarzeń i zapobiec początkowi Apokalipsy.

Ladies and gentlemen oraz cała reszto, oto przed wami Początek Końca!


Z wykształcenia lingwista, z zamiłowania historyk wojskowości i antropolog kultury. Z zawodu tłumacz języka angielskiego i rosyjskiego, bez skrępowania poruszający się po ministerialnych, sejmowych oraz telewizyjnych korytarzach i strefach VIP.

Jako pisarz zadebiutował w 2013 rokuksiążką „Ołowiany Świt” i od tego czasu wydał rekordową ilość 22 książek osadzonych w 6 różnych uniwersach!

Jego książki krążą pomiędzy tematyką stalkerską, alternatywną historią a fantasy. Jednak bez względu na gatunek styl „Gołkosia” pozostaje niezmiennie smakowity. Jego książki są przepełnione czarnym humorem i absurdem, a pojęcia „świętości” Michał zdaje się nie uznawać.

Szczególnie widać to w serii Komornik, nawiązującej do biblijnej Apokalipsy. Natychmiast po wydaniu uznana ona została za obrazoburczą i wzbudziła wiele głosów protestu. jednocześnie zyskując jednak rzesze zachwyconych czytelników.



środa, 13 października 2021

Zbrodnia Lorda Artura Savile i inne nowele – Oscar Wilde

 

Tytuł: Zbrodnia Lorda Artura Savile i inne nowele

Autor: Oscar Wilde

Przekład: Róża Centnerszwerowa

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG

Liczba stron: 147

Ocena: 8/10







Czy ufacie całkowicie swojemu umysłowi? Jesteście bez zawahania pewni, że wszystko, co widzicie, co słyszycie i czujecie jest prawdziwe? Nawet w deszczowy, ponury wieczór, gdy wiatr uderza o okna, a mrok rozprzestrzenia się po domu? Jak sądzicie – można ufać samemu sobie? Patrząc, ile razy wydawało mi się, że widzę rzeczy niemożliwe, a jestem człowiekiem mocno wierzącym w naukę, odpowiem, że ja sobie nie ufam. W mroku i grze świateł jestem w stanie dopatrzeć się wszystkiego, a duchów to już na pewno. Dlatego też uwielbiam sięgać po powieści, gdzie niemożliwe nagle nie jest czymś nieoczywistym.

Nadeszła jesień, a wraz z nią kolorowe liście, przymrozek, czasami szarugi, a już niedługo Halloween, może dla niektórych Dziady i później Wszystkich Świętych. To czas dla wielu trudny przez zmiany pogodowe, ale moim zdaniem też bardzo klimatyczny, zachwycający i... magiczny. Lektura z nutką podobną do gotyku, pełną tajemnic i zjawisk nadprzyrodzonych jest perfekcyjnym wyborem. Z pomocą przyszedł mi krótki zbiór nowel Oscara Wilde'a. Jak wrażenia? 

Dotychczas czytałam wyłącznie fragmenty "Portretu Doriana Gray'a" z twórczości Oskara Wilde'a. Nie były to zbyt dobre wspomnienia, więc i do nowel podchodziłam z pewnym sceptyzmem i dystansem. Niemniej gdy tylko zaczęłam czytać tytułowe opowiadanie, zdałam sobie sprawę, że pisarz za pomocą słów kreuje świat pełen tajemniczości i magii. Oddziaływuje na wyobraźnię czytelnika i sprawia, że przeczytane słowa stają się rzeczywistością i poruszają strunę niepokoju i niepewności. Przyznam, że styl, którym posługuje się pisarz intensywnie kojarzy mi się z Edgarem Allanem Poe. Wyczuwam ten sam mistycyzm i właśnie wspomniany gotyk. Dzięki temu w mgnieniu chwili oddałam się całą sobą lekturze nowel i czytałam jedna po drugiej, by za chwilę zdać sobie sprawę, że przeczytałam wszystkie dostępne i chcę jeszcze więcej. Miałam wrażenie, że całość zarazem mnie przytłoczyła, ale daje też poczucie lekkości i przynależności. 

Same opowiadania mają strukturę, gdzie dominuje powolne rozwijanie akcji. Jest to zabieg bardziej opowiadania w czasie ciemnej nocy jedynie przy świetle kominka, by na sam koniec zaskoczyć swoją oryginalnością i nieprzewidywalnością akcji. Dzięki temu miałam wrażenie, że i ja siedzę przy kominku i już po zakończeniu w powietrzu pozostają wibracje zaskoczenia i niekończących się przemyśleń tworzonych przez intensywne emocje. Tutaj składam pokłony Oscarowi Wilde'owi, którym z całym kunsztem i gracją pisarską udowodnił, że jest w stanie podołać jednemu z najtrudniejszych zabiegów literackich i robi to bez wysiłku – z przemyśleniem i precyzją, ale bez wysiłku. Przychodziło mu to naturalnie i nawet tyle lat później nadal oczarowuje. 

Ogólnie jestem pod wrażeniem wnikliwości obserwacji ludzkiej natury i zawarciu w tak krótkiej i w dodatku naznaczonej grozą formie głębokich analiz natury ludzkiej. To scena, na której czytelnik może obserwować mroczną część duszy człowieka i patrzeć, jak zawłada nią obsesja, brak wyobraźni i nadmierna pewność siebie. Niekiedy przenika w tym nadzieja, ale ostatecznie i tak dąży do zrozumienia, że niektórych cech nie będziemy w stanie pokonać nigdy. Da się też odczuć, że przekorność losu potrafi doprowadzić do sytuacji niewyobrażalnych i przez to niepozwalających na przygotowanie się. Lub wręcz to nasze subiektywne spostrzeganie i wiara okazują się naszą własną przekornością i wywołują obsesję, fiksację albo efekt placebo. 

Podczas czytania "Zbrodni Lorda Artura Saville i innych nowel" bawiłam się przednio. Już dawno żadna książka nie poruszyła tak strun mojej wyobraźni odpowiadających za tajemniczość, mrok i mistycyzm. Te opowiadania pochwyciły moją dusze i dały mi szansę spędzić wspaniały wieczór wśród nieprzewidywalności, obsesji, zbrodni i duchów. Dzięki nim czuję się gotowa, by po raz kolejny spróbować dać szansę innym powieściom tego osławionego pisarza. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo Wydawnictwu MG

niedziela, 10 października 2021

Grombelardzka legenda. Wstęgi Aleru – Feliks W. Kres

 

Tytuł: Grombelardzka legenda. Wstęgi Aleru 

Autor: Feliks W. Kres

Cykl: Księgi Całości

Tom: IV

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 413

Ocena: 8/10






Natura czasami potrafi zaigrać z człowieka, dając mu odpowiednie predyspozycje, wybierając przeznaczenie, by i tak rzucić go w całkowicie inne miejsce niż mogłoby wydawać się planowane. Czy da się jej przeciwstawić i samemu dotrzeć do miejsca, gdzie powinno się być? Czy może to wszystko włącznie z cierpieniem, ciężką wędrówką i dążeniem za nieosiągalnymi pragnieniami jest właśnie igraszką Natury? Może Boga? A może sił nam nieznanych? 

Legendy mają w sobie ziarno prawdy. Czasami nawet jest to znacznie więcej niż ziarno. Jedną z nich w grombelardzkim świecie jest Łowczyni, która podróżuje po górach i jest pogromczynią sępów. Nawet koty to przyznają. To ona zdobywa wiedzę, która wykracza poza realia możliwości. Ale czy na pewno? Czy czasami właśnie niemożliwe nie staje się możliwe? Tymczasem Hel-Krehiri ma swoje plany i zauważa w tym wszystkim coś równie nadzwyczajnego. Czym są opowieści? Co może być prawdą, a co tylko legendą? 

O twórczości Feliksa Kresa zrobiło się ponownie głośno za sprawą wznowienie "Ksiąg Całości". Muszę przyznać, że właśnie wraz z tym wydarzeniem pierwszy raz usłyszałam o tej serii. Moją uwagę przyciągały przepiękne okładki, duża popularność oraz fantastyczne opinie innych czytelników. Właśnie dlatego zdecydowałam się zapoznać z cyklem. Jednak żeby legenda była legendą, to potrzeba też troszkę szczypty tradycji. W moim przypadku jest to czytanie tomów w nieodpowiedniej kolejności. Dlatego zaczęłam "Księgi Całości" czytać od czwartego tomu, czyli od "Wstęgi Aleru". Jak moje wrażenia? 

Gdy zaczynałam czytać, to miałam przeczucie, że styl, jakim posługuje się pisarz, będzie skomplikowany i trudny do zrozumienia, więc będzie wymagał dużych pokładów zaangażowania i skupienia. Tymczasem okazało się, że już wraz z pierwszymi stronami przeniosłam się do dotychczas mi nieznanego świat. Pochłonął on mnie momentalnie i odwzorował obrazy wzięte prosto z najgłębszych otchłani wyobraźni. Język okazał się wysublimowany i miejscami wręcz kunsztowny, ale towarzyszyła temu niesamowita płynność, która pozwoliła mi oddać się całkowicie tej historii. 

Tym bardziej że moja fascynacja nie odnosiła się wyłącznie do stylu pisarskiego, ale również do pomysłu. Na przestrzeni lat przeczytałam dużo książek fantasy. Większość należała do pozycji dziecięcych lub młodzieżowych, ale od paru lat skupiam się również na lekturach przeznaczonych dla starszych czytelników. I muszę przyznać, że już dawno nie miałam przyjemności zapoznać się z literaturą tak unikatową i otwartą na wyobraźnię i rzeczy niekonwencjonalne, miejscami w sposób cudowny absurdalne. Autor nie obawiał się wyrażać swoich pomysłów i wykorzystywać kontrasty. 

Co do samej fabuły trudno wyrazić mi swoją opinię, gdyż nie umiem wypośrodkować poziomu odbieranego z mojej postawy, czyli braku znajomości wcześniejszych części, a tego, jak być może wyglądałoby to, gdybym znała trzy pierwsze tomy. Momentami miałam wrażenie, jakbym czytała powieść, która się dopiero rozpoczyna i powoli wprowadza czytelnika w uniwersum jeszcze niezrozumiałe i pełne zagadek, ale zapowiadające ich rozwiązanie – w swoim czasie. Innym razem zakładałam, że powinnam już wiedzieć wiele rzeczy i ten świat jest zbyt skomplikowany, by pozwolić sobie na taką brak znajomości. Tylko że nic na to nie poradzę, że czytanie zgodnie z wyznacznikami nie jest moim klimatem, jest wręcz rzadkością u mnie. Może właśnie to sprawiło u mnie, że bardzo pozytywnie zostałam zaskoczoną kreacją kotów. Ich rasa jest kolejnym odejściem od schematu bez strachu i bez zobowiązań. Mówiące koty – czy to coś powtarzalnego? W baśniach może tak, ale to coś więcej niż tylko koty, to jest rasa. Takie odstępstwa mają mój pełen szacunek. 

Na pewno "Wstęgi Aleru" okazały się dla mnie czytelniczym wyzwaniem i obawiam się, że dużo sama sobie dopowiedziałam, ale też na tym polega zabawa z powrotami do poprzednich tomów i czasami zaskoczeniem, co potrafi moja własna wyobraźnia i co potrafi wyobraźnia pisarza. Dlatego w tym momencie też pominę aspekt bohaterów. Akurat o nich więcej, gdy lepiej poznam serię i umiejscowię ich wszystkich. Tymczasem stanowczo polecam tę pozycję wszystkim miłośnikom fantastyki i z ręką na sercu zapewnię, że sama będę tę historię poznawać dalej i... wcześniej. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo Fabryce Słów

czwartek, 7 października 2021

Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie – Mackenzi Lee

 

Tytuł: Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie

Autor: Mackenzi Lee

Przekład: Daria Kuczyńska-Szymala

Cykl: Rodzeństwo Montague

Tom: II

Kategoria: Literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Young

Liczba stron: 405

Ocena: 7/10

Książkę "Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie" otrzymałam w ramach współpracy z TaniaKsiażka.pl



Czuliście się kiedyś ograniczeni przez system? Dlatego że macie określone preferencje, że jesteście z określonej warstwy społecznej, że jesteście jakieś płci, innej niż hetero orientacji seksualnej, że macie określony kolor skóry, pochodzenie? Cokolwiek, co sprawiło, że nie mogliście żyć tak, jakbyście chcieli? Myślę, że jest wśród nas na pewno dużo osób, które w swoim życiu z różnych powodów zostały wykluczone ze społeczeństwa, w którym chciały uczestniczyć. Często mówi się o równości, tych samych możliwościach, ale równie często życie to weryfikuje i rachunek niekoniecznie jest dodatni. 

Felicity po tym, jak Monty i Percy zostali parą i postanowili żyć poza rodziną, by móc być razem i nie obawiać się w takim stopniu, że może dojść do tragedii ze względu na ich orientację seksualną i przypadłość Percy'ego, również postanowiła żyć według własnych zasad. Utrzymuje się poprzez pracę u piekarza i dzielnie dąży do tego, by dostać się do szkoły medycznej i z czasem uzyskać licencję lekarza. Jednak zderzenie z XVIII-wieczną rzeczywistością okazuje się bolesne i trudne do pokonania. Lecz Felicity jest silną młodą kobietą, która jest gotowa walczyć o swoje wartości i marzenia. Z tego względu rusza do Londynu, by tam próbować swoich sił i zostać lekarzem. Czy uda się Felicity osiągnąć cel? Czy da się przekonać mężczyzn, że bycie kobietą nie eliminuje inteligencji i tak samo sprawnie pozwala leczyć innych ludzi? Jak dalej potoczyły się losy Monty'ego i Percy'ego? 

Gdy dowiedziałam się, że już niedługo drugi tom cyklu "Rodzeństwo Montague", byłam niezmiernie podekscytowana. Z pierwszą częścią zapoznałam się poprzez podejście, że być może okaże się to ciekawa rozrywka. Tymczasem okazało się, że to wartościowa pozycja ukazująca realia ówczesnych czasów, ale podkreślająca również problemy współczesne, a to wszystko w otoczce genialnego poczucia humoru i wnikliwych analiz profili psychologicznych. Przywiązałam się do bohaterów, więc byłam przekonana, że to będzie niesamowity i nostalgiczny powrót. Czy tak było?

Na pewno drugi tom udowodnił mi, że styl, którym posługuje się pisarka, jest czymś stałym u niej. Również zachwyca wspaniałą lekkością pióra, ale też skupieniem się na szczegółach. Daje to poczucie, że jest to literatura młodzieżowa, jednakże dla starszych czytelników też jest godną uwagi pozycją, gdzie nie trzeba się obawiać zbytniego infantylizmu lub spłyconych problemów. Zarazem da się zauważyć, że coś się zmieniło. Pisarka pamiętała, że inną osobowość ma Monty, a inną Felicity i jest to wyczuwalne w narracji. Być może to wyłącznie zaleta narracji pierwszoosobowej, która już sama w sobie narzuca inność. Niemniej jestem zdania, że to też praca autorki nad kreacją bohaterów. 

Sama fabuła okazała się intrygującą i pełną pasji przygodą, choć przyznam, że stanowczo bardziej do gustu przypadła mi opowieść z pierwszej części, gdzie większość zdarzeń skupiało się jednak na bracie Felicity. Tutaj chyba powinnam podkreślić, że tak polubiłam postać Monty'ego, że główna postać gasła, a ja tylko wyczekiwałam, kiedy pojawi się ten niesforny chłopak. Nie sądzę, by wynikało to z błędu pisarki, tylko mojej pozostałej z pierwszego tomu fascynacji. Tym bardziej że naprawdę historia tej młodej i pełnej werwy oraz pasji kobiety była nieprzewidywalna i dawała wiele do myślenia. Ujmowała rzeczywistość w kontekście wielowymiarowym i mimo że dominował problem dyskryminacji kobiet, to dało się zwrócić uwagę i na inne istotne aspekty społeczne. 

Ogólnie już pierwsze strony poruszyły moje serce, gdy zdałam sobie sprawę, że talent Felicity nie ma znaczenia w świecie, gdzie liczą się wyłącznie mężczyźni i ich status społeczny. Czułam oburzenie i sama tworzyłam listę argumentów, które dokładnie mówiły, dlaczego ci mężczyźni powinni się zastanowić nad sobą. Mimo dość oschłej natury Felicity darzę ją olbrzymią sympatią i szacunkiem. Było niesamowicie czytać, że ta kobieta nie poddaje się i mimo ciężkiej pracy w piekarni oraz ciągłym odmowom – często odbywającym się w sposób mało kulturalny – nadal ma w sobie tę iskrę, by przeć do przodu. Nie mogłam zapomnieć, że mimo braku uwagi ze strony rodziców dziewczyna pochodzi z bogatej i wpływowej rodziny arystokratycznej. Sam fakt, że była gotowa poświęcić luksus w imię swoich marzeń jest godny podziwu. Choć nie można zapominać, że pieniądze, szanowane nazwisko i właśnie luksus nie są w stanie zmyć krzywdy stereotypów, obraz i ograniczeń. 

Postać Felicity Montague okazała się dla mnie inspirująca i dająca nadzieję, że da się przeć do przodu mimo przeciwności. Tak jak napisałam we wprowadzeniu – do dzisiaj wiele z nas w większym lub mniejszym stopniu doświadczyło w życiu stygmatyzacji. Na pewno czasy się zmieniły i obecnie możemy na nie patrzeć w lepszych kolorach, ale czy nadal wystarczających? Czy możemy osiąść na laurach? Jeśli jest z Was coś, co przez społeczeństwo jest uważane za odmienność, mam nadzieję, że macie odpowiednie wsparcie i rozumiecie, że to system jest chory i nie ma prawa decydować, czym jest odmienność i czy to powód, by ranić kogokolwiek. 

Więcej podobnych książek można znaleźć w dziale książki dla młodzieży na TaniaKsiążka.pl

środa, 6 października 2021

"Echo przyszłych wypadków" James Islington – PREMIERA 27 października!

 





Mniejsze zło 
i większe dobro.
 
Dwie najbardziej niebezpiecznie rzeczy na świecie.













Bitwy o Ilin Illan i TolShen uświadomiły ludziom, że Bariera nieuchronnie słabnie. Jeśli padnie, nastanie świat "bez" - bez radości, bez życia, bez światła i nadziei a istnienie tych, którzy przetrwają stanie się pasmem nieskończonych cierpień. Przeciwnik wciąż kryje się w Talan Gol i czeka na właściwy moment, by uderzyć z całą mocą. Zamiast działać, Rady Starszych prowadzą wewnętrzne rozgrywki. Davian musi stawić czoła ich krótkowzroczności, co samo w sobie jest już zadaniem trudnym. Jeszcze trudniejsze zadanie czeka Ceadena - musi stawić czoła własnej przeszłości - pełnej krwi, śmierci i kłamstw. Na ołtarzu tej powinności złożył już przyjaciół, teraz przyjdzie mu, być może, złożyć własne szaleństwo. Nie jest to jednak cena, której nie zapłaci w chwili ostatecznej próby. 
Gdy powstaną Cienie i przebudzi się Ciemność.


Ja już nie mogę się doczekać! A Wy? 

wtorek, 5 października 2021

Premiery MG 13.10 i 27.10

 Biesy Fiodor Dostojewski


Wielowątkowa, diaboliczna opowieść o tym jak szlachetne idee indywidualnej wolności  w umysłach ludzi na wolność niegotowych, kształtowanych w uściskach carskiego samodzierżawia, przeradzają się w idee nihilizmu, bezwładne rewolucyjne ruchy i terroryzm. Historia nawiązuje do niesławnych w XIX-wiecznej Rosji wyczynów bezwzględnego terrorysty, Siergieja Nieczajewa, autora słynnego Katechizmu rewolucjonisty, w którym tak  charakteryzował on rewolucjonistę: „Gardzi on opinią społeczną. Gardzi i nienawidzi obecnej moralności społecznej we wszystkich jej racjach i przejawach. Moralne jest dla niego to wszystko, co sprzyja triumfowi rewolucji. Niemoralne i zbrodnicze jest to, co mu przeszkadza.”
Gęste od mrocznych emocji,  mieszaniny obłudy i szlachetności, nienawiści i współczucia, niewinności i amoralnego cynizmu są Biesy krzywym zwierciadłem ówczesnych – jakże czasami aktualnych w opisanych postawach – inteligenckich marzeń o ludzkiej utopii i proroczą zapowiedzią powstania stalinowskiej wersji totalitaryzmu.

Humorem i (u)Śmiechem Szymon J. Wróbel


Prawdopodobnie najpoważniejsza książka o humorze, jaka do tej pory powstała. Składają się na nią wyjątkowe wywiady, przeplatane kultowymi żartami i zapomnianymi słowami pomnikowych mentorów.
Dla jednych będzie wskazówką czy inspiracją, dla kogoś lekiem na gorszy dzień, innych pobudzi do refleksji, będą też tacy, dla których może stać się czystą rozrywką w miłym towarzystwie.
W książce znajdziemy barwne i często zaskakujące historie niezwykłych postaci, których na różny sposób łączy humor i (u)śmiech. Profesor Jan Miodek, Anna Dymna, Abelard Giza, Krzysztof Wielicki, Krzysztof Skiba, Jacek Fedorowicz, Joanna Kołaczkowska, Artur Andrus, Kamil Nosel i wielu innych.
A wszystko okraszone karykaturami artysty Szymona Teluka.

Lincoln Emil Ludwig


Wychowany w małej drewnianej chacie na dzikim zachodzie, w gęstych lasach Kentucky i Illinois pracuje jako drwal bo wyrósł wielki i silny. Składa litery z gazet i szyldów w miasteczku gdzie z czasem zostanie sprzedawcą a później geodetą. Jest skromny i prawy, od tego czasu zwać go będą „Uczciwy Abraham”, bo zawsze jest etyczny, moralny a przy tym prostolinijny, prawdomówny i solidny. Nie dba o pieniądze, jest to człowiek rzeczowy i wiarygodny, godny zaufania… i tak zaczyna się jego praca społeczna, która trwać będzie 30 lat i wyniesie go na pomnik trwalszy niż ze spiżu.
Wspaniała biografia wielkiego męża Ameryki pisana wprawną ręką niemieckiego pisarza ukazuje nam lata 40 i 50 XIX stulecia z wrażliwością psychologa prowadzącego nas przez zawiłości duszy Lincolna, jego rozterki i ból gdy patrzy na nierówności rasowe i społeczne, jego przerażenie gdy zbliża się wojna secesyjna i mrówczą pracę, by tę wojną wygrać i zaprowadzić demokratyczny ład w całym państwie. Czy mu się to udaję, czy dzieło jego życia się spełniło? Czy Ameryka po Lincolnie stała się inna?

Złota królowa. Elżbieta Łokietkówna Dorota Pająk-Puda


W czasach gdy niewiasta odbywa jedną podróż w życiu albo do nowo poślubionego mężczyzny, albo do klasztoru, ona zwiedza Akwizgran, Marburg, Pragę, bywa w Neapolu i w Tyrolu, a Rzym wita ją jak cesarzową.
W świecie, gdzie królowie drżą przed papieżem i cesarzem, ona jednemu jawnie grozi, a drugiego regularnie strofuje.
Elżbieta zna smak miłości, żałoby, straty i porażki, ale i moc największych ludzkich namiętności: pieniędzy i władzy. Nie dziwne więc, że dokonuje niemożliwego – zagnieżdża na Wawelu nową dynastię i królem Polski czyni niewiastę.
Kim zatem była Elżbieta Łokietkówna, córka Władysława Łokietka, siostra Kazimierza Wielkiego, królowa Węgier, babka Jadwigi Andegaweńskiej, najpotężniejsza Polka w dziejach, o której milczą podręczniki?
Oto kolejna próba opowiedzenia losów wielkich kobiet zapomnianych przez historię.

Dziadek do orzechów E.T.A. Hoffman



Jest Wigilia. Siedmioletnia Klara i jej braciszek Fred czekają na świąteczne prezenty. Jak zawsze najwspanialszy dostaną od sędziego Droselmajera, zegarmistrza i wynalazcy, ich chrzestnego ojca; w tym roku jest to zamek z poruszającymi się figurkami. Jednak dzieci wolą inne zabawki od mechanicznych cudów skonstruowanych przez sędziego, którymi nie można się tak po prostu bawić: Klara dostaje nowe lalki i śliczną sukienkę, Fred pułk ołowianych huzarów oraz konia na biegunach. Pod choinką jest jeszcze jeden prezent – dziadek do orzechów, w postaci małego człowieczka o dużej głowie i cienkich, krótkich nóżkach; włożenie do jego ust orzecha i pociągnięcie za drewniany płaszczyk powoduje rozłupanie skorupki. Figurka, mimo że brzydka, bardzo przypada do serca Klarze, jej więc zostaje oddana pod opiekę…
Książka, utrzymana w fantastycznej konwencji, opowiada o przygodach małej Klary w świecie, w którym zabawki ożywają, a księciem ich królestwa zostaje tytułowy Dziadek do Orzechów.

W cieniu zakwitających dziewcząt Marcel Proust


Drugi tom quasi-autobiograficznego cyklu Marcela Prousta W poszukiwaniu straconego czasu, uznanego w powszechnej opinii krytyków za arcydzieło literatury. (Pierwsza część nosi tytuł W stronę Swanna). Piękno niektórych zdań tych powieści zapiera dech w piersiach. Zawdzięczamy to również niesłychanej maestrii tłumaczenia Tadeusza Boy’a-Żeleńskiego.

Proust przepięknie odmalowuje życie francuskiego mieszczaństwa w czasach tzw. belle époque. Zwraca uwagę na każdy detal, niuans. Wnikliwie i mądrze ukazuje też relacje międzyludzkie, tu również najważniejszy jest każdy detal, każdy niuans. Główny bohater wchodzi w wiek, gdy najważniejsze stają się dziewczęta….

W tej powieści jest mądrość i znajomość życia niezależna od epoki, w jakiej się żyje. Czytając Prousta czerpiemy z bogactwa spostrzeżeń socjologicznych, filozoficznych i psychologicznych. Bogactwa, jakim obdarzać nas może tylko wielka literatura.

Rewolucja niebieska. Powieść o Mikołaju Koperniku Wojciech Wiercioch, Jolanta Szymska-Wiercioch


Astronom, lekarz, prawnik, polityk, ekonomista, matematyk, geograf, tłumacz, historyk, filozof. Żył w czasach granicznych, w okresie wielkich przemian ideowych, społecznych i politycznych, między polskim średniowieczem a renesansem, gdy astronomia przenikała się z astrologią. Astrologiczna Ryba. Ów znak zodiakalny symbolizuje zniszczenie i odrodzenie oraz intelektualną iluminację. Taki też był żywot Kopernika, rozdarty między rozlicznymi obowiązkami a pasją, której oddawał się w samotności, kładąc podwaliny pod nowoczesną naukę. Wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię nie krzykiem i autoreklamą, tylko zgodnie z naturą Ryb – wytrwałością i siłą spokoju.

Tajemniczy opiekun Jean Webster


Siedemnastoletnia Agata Abbot całe dotychczasowe życie spędziła w sierocińcu – Domu Wychowawczym im. Johna Griera. Jej los odmienia się nieoczekiwanie, gdy jeden z opiekunów placówki przypadkiem odkrywa jej talent literacki i funduje stypendium umożliwiające ukończenie ekskluzywnego college’u. Dobroczyńca pragnie pozostać anonimowy – Agata nie zna nawet jego nazwiska. Musi jednak co miesiąc informować go listownie o swoich postępach w nauce i życiu. Dziewczyna z zapałem wywiązuje się z zadania. W pełnych humoru, kilkunastostronicowych epistołach barwnie opisuje swoje codzienne przygody. Anonimowość opiekuna jest jej ciągłą zgryzotą, ale wreszcie stanie się pułapką na niego samego…

Polska w anegdotach Wojciech Wiercioch, Jolanta Szymska-Wiercioch


Dopełnienie antologii pt. Anegdoty z czterech stron świata, zbiór 1117 zabawnych, ekspresyjnych bądź refleksyjnych opowiastek o bardziej lub mniej znanych postaciach historycznych.
Są tu niezłomne, ale i słabe charaktery, zadziwiające emocje, cięte riposty, ciekawe bon moty i literackie kalambury. Beczka śmiechu i kieliszek łez.

Crimen Józef Hen


Gdzieś na pograniczu dzisiejszej Polski i Ukrainy na Pogórzu Sanockim stoi chudy i zaniedbany majątek Błudnickich. Do niego zdąża po ośmiu latach wojny i rosyjskiej niewoli syn tego domu Tomasz.
Ojciec jego w niejasnych okolicznościach stracił niedawno życie. Nie zdążyli się spotkać.
Syn czuje, że musi tę pośpieszną śmierć wyjaśnić. Wiele pytań, mało odpowiedzi. Od czego zacząć, kto może być zabójcą. Czy miejscowy infamis, czy zbójnicka gromada, czy możny sąsiad, który tak szybko przejął ich dobra ziemskie.
A jak to w życiu się zdarza zazwyczaj – na drodze staje mu piękna kobieta i miłość przychodzi znienacka.
Snująca się jak dym po rzece opowieść sensacyjna z XVII wieku – czasów Zygmunta III Wazy. Wspaniale pokazane sylwetki szlachciców i szlachetków, łotrów i infamisów, spotkania katolików, arian, muzułmanów i żydów, zwykłych chłopów i jednej szczególnej wieśniaczki.

Młokos Fiodor Dostojewski


W duszy bohaterów Dostojewskiego zawsze toczy się walka pomiędzy dobrem a złem, ale zenit osiąga ona właśnie w duszy głównego bohatera tej powieści, dziewiętnastoletniego Arkadiusza Wiersiłowa. Znajduje się on w okolicznościach, które czynią problem wyboru możliwym i nieuniknionym. Możliwość zawiera się w jego młodości, nieukończeniu procesu kształtowania osobowości. Nieuniknioność zawiera się w stanie już zaczętego rozpadu jego osobowości, moralnego i psychicznego. Pisarz pokazuje, jak formuje się ona przez chciwość, żądzę zysku i rozpustę. W dodatku młokos to młody chłopak, który kocha swego ojca, ale do końca nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy ten jest bohaterem, czy łajdakiem.

poniedziałek, 4 października 2021

Skaza na niebie – Tomasz Kołodziejczak

Tytuł: Skaza na niebie

Autor: Tomasz Kołodziejczak

Kategoria: Opowiadania, science fiction

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 442

Ocena: 4/10

 







Przyszłość jest nieprzewidywalna i pełna tajemnic. Tworzymy ją tak naprawdę tu i teraz, mamy swoje własne przewidywania, marzenia i cele, lecz i tak potrafimy zaskoczyć samych siebie, a i Natura nieraz i nie dwa stara się ubarwić nasze istnienie. Wizjonerzy kreują świat. Są gotowi oddać się we władanie wyobraźni po to tylko, by przenieść swoje własne wytwory w rzeczywistość i zacząć nową epokę. Choć może ona się już zaczęła? Może lot na Księżyc mimo swoich kontrowersji jest jej symbolem? A może przed nami przełom, o którym ludzie niezwiązani z tematem nawet nie pomyślą? Dokładnie w tej chwili nikt tego nie wie – chyba, że właśnie do niego dochodzi. 

Zazwyczaj gdy opowiadam, że moim ulubionym gatunkiem literackim jest fantastyka, mam na myśli odłam fantasy. Jestem olbrzymią miłośniczką światów podobnych do naszego średniowiecza, wojowników, rycerzy i istot magicznych. Jednakże czasami zdarza mi się sięgnąć po drugi odłam, czyli science fiction. Zachwyca mnie wizja przyszłości, gdzie jesteśmy w stanie podróżować po kosmosie, gdzie technologia tworzy potęgę i gdzie niemożliwe staje się możliwe. Między innymi z tego względu postanowiłam zapoznać się ze zbiorem opowiadań Tomasza Kołodziejczaka. 

Styl pisarza od pierwszych stron wydaje mi się duszący i mocno skomplikowany. Na początku wychodziłam z założenia, że to moje ograniczone doświadczenia z tym gatunkiem wpływają na taki odbiór, lecz do ostatnich stron to odczucie pozostało ze mną. Bez wątpienia to język trudny i ciężki. Jednak idzie za tym też olbrzymia zaleta w postaci pewnego rodzaju zachwycającej unikatowości. Gdy już uda się odnaleźć choć na chwilę w nim za pomocą dużego skupienia, widać, że jest to coś wyjątkowego. Poza tym pojawia się wiele pojęć nieużywanych w codziennym języku, co dodatkowo komplikowało poziom zrozumienia. 

Natomiast fabuła niesie za sobą poczucie potęgi. Da się to wyczuć wśród podróży kosmicznych, świata, gdzie technologia osiągnęła poziom dotychczas nam nieznany, zmianie wartości i poglądów na rzeczywistość. To rodzaj siły ukazującej, że postęp jest konieczny i nie do zatrzymania. Razem tworzy to ciekawą syntezę odpowiadającą za patos. Wśród stron da się słyszeć krzyk, że to mocne science fiction, które zostało stworzone, by ukazać tworzenie przyszłości, czyli tak naprawdę by ukazać nasze działania w teraźniejszości poprzez konsekwencje i możliwości. Tomasz Kołodziejczak dał popis wyobraźni, ale też niesamowitej inteligencji, ubierając naszą codzienność w skomplikowaną symbolikę. Udowodnił również, że dobrze zna fizykę i jej potencjał, a przynajmniej tak to odebrałam jako człowiek, który zna wyłącznie podstawy fizyki. 

Każde opowiadanie miało swoją unikatową treść, ale zarazem wspólny mianownik – metaforyzację współczesnych wydarzeń. "Skaza na niebie" jako zbiór opowiadań jest subiektywnym wyjawieniem poglądów pisarza, a poglądy te są intensywne i odbierane jako pewne i bezwarunkowe. Na pewno szanuję autora za to, że umiał wykorzystać ten często niedoceniany gatunek, by przedstawić swoją wizję różnorodnych zdarzeń i problemów. Niemniej było to dla mnie emocjonalne doświadczenie, gdyż nie znajdowaliśmy optymalnego punktu. Albo całkowicie zgadzałam się z pisarzem w niektórych sprawach, co było ekscytujące dla mnie, albo wprost przeciwnie – różnimy się pod wieloma względami i to potrafiło wywoływać we mnie niekiedy gniew i potrzebę tłumaczenia w myślach, czemu mam inne zdanie niż pisarz. 

"Skaza na niebie" na pewno ma wiele wartościowych treści i jest nietuzinkową pozycją literacką. Jednakże przez większość czasu nie mogłam się odnaleźć w lekturze. Przeszkadzał mi styl pisarski, wspomniana nachalność w narzucaniu poglądów i też pewna powtarzalność zauważana po przeczytaniu kolejnego opowiadania. Tak jak wcześniej zauważyłam – są one odmienne, ale nawet ta odmienność z czasem ginie. Być może prawdziwi wielbiciele gatunku dostrzegą więcej zalet. 

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Fabryce Słów

piątek, 1 października 2021

Samotny dom – Agatha Christie

 

Tytuł: Samotny dom

Autorka: Agatha Christie

Cykl: Herkules Poirot 

Tom: VII

Seria: Jubileuszowa Kolekcja Agathy Christie

Kategoria: Kryminał

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Liczba stron: 224

Ocena: 7/10





Mówi się, że przejście na emeryturę przynosi dużo szczęścia, odpoczynku i wreszcie czasu na rozwijanie swoich pasji. Sama jestem młoda i nawet jeszcze nie rozpoczęłam pracy zawodowej, jednakże i w życiu, i w literaturze wielokrotnie słyszałam, gdy ludzie zarzekają się, że na emeryturze będą podróżować, rozwijać swoje umiejętności i ogólnie spełniać marzenia. Jednak też nieraz i nie dwa byłam świadkiem, jak piękne plany nie mają urzeczywistnienia. Los do końca życia jest przewrotny i stawia człowieka przed zdarzeniami nieprzewidzianymi, trudnymi lub po prostu odmiennymi od naszych wyobrażeń. Podobnie było w przypadku Herkulesa Poirota. 

Herkules jednoznacznie stwierdził, że to koniec jego kariery detektywa. Nadszedł czas przejść na emeryturę i cieszyć się obiecanym odpoczynkiem. Herkules jest na tyle zdesperowany, by spełniać swoje pragnienia, że odmawia rozwiązywania spraw nawet osobom najbardziej szanowanym w Europie. Tylko przypadek wyraźny i będący symbolem czegoś złego może doprowadzić do jego powrotu do zawodu. I tu pojawia się przewrotność losu, ponieważ w momencie gdy Herkules wygłasza tę opinię, dochodzi właśnie do takiego niezwykłego przypadku. Jak zachowa się nasz sławny detektyw? Czy naprawdę dana jest mu emerytura? Czy sprawa postawiona przed nim zostanie tą nierozwiązaną? 

Jeśli się nie mylę, to jest moja druga powieść autorki. Nie jestem wielbicielką kryminałów, więc zazwyczaj je omijam, lecz są takie momenty, gdzie po prostu trzeba. A Agatha Christie to nie tylko klasyka gatunku, to coś więcej – klasyka literatury. Dla mnie to jest wystarczający argument, by sięgnąć po jej powieść. Moim pierwszym spotkaniem z pisarką było "I nie było już nikogo". Bawiłam się wtedy przy nim fantastycznie, jednakże moje oczekiwania stanowczo był większe. Jak to było tym razem z "Samotnym domem"? Bez wątpienia o wiele lepiej i ciekawiej. 

Na podstawie tych dwóch powieści pisarki, o których Wam wspomniałam, wnioskuję, że Agatha Christie nie wyróżnia się wyłącznie unikatową atmosferą swych historii, ale wręcz kreuje ją za pomocą charakterystycznego i niesztampowego stylu. Sam ten fakt ukazuje, dlaczego to akurat ona została osławiona królową kryminału. Język, którym się posługuje, jest prosty, ale przenika w nim niezwykła inteligencja i poczucie humoru, pozwalając na odpoczynek oraz radość i zarazem dając pole popisu dla logicznego myślenia czytelnika. Przez "Samotny dom" wybrzmiewała iskra wyzwania. Gdy czytałam tę powieść w ogóle nie miałam poczucia, że jest to jednak książka pisana ponad pół wieku temu. 

Natomiast w samej fabule moją uwagę przykuł niezmiernie ciekawy zabieg fabularny, z którym chyba nigdy wcześniej się nie spotkałam. A przynajmniej nie w tak intensywnie odczuwalny sposób. Narratorem jest przyjaciel Herkulesa. Hasting jest narratorem pierwszoosobym i to przez jego subiektywną ocenę przepuszczana jest cała historia. Zarazem wiemy, że Hasting jest osobą inteligentną i naiwną. Tworzy się wtedy filtr jego obserwacji poczynań Herkulesa Poirota i mordercy. Z jednej strony mamy prawo zaufać jego spojrzeniu na sytuację, ponieważ jest to człowiek wyróżniający się mądrym umysłem, lecz z drugiej strony czy jego naiwna strona charakteru nie dominuje i nie skrzywia tego spojrzenia – tego już nie wiemy. Takie wielowymiarowy ogląd na sytuację sprawił, że czułam się zaintrygowana i postawiona przed olbrzymim wyzwaniem. 

Gdy czytałam, to bardzo długo nie miałam w ogóle pomysłów, co mogło się tam wydarzyć. Żadnych konkretnych koncepcji, żadnych logicznych połączeń, nic. Dopiero po ponad połowie książki zaczęłam tworzyć pewien scenariusz i już wtedy okazał się on prawdziwy w wielu aspektach, z czego czuję się bardzo dumna. W "Samotnym domu" pojawiło się wiele niespodziewanych zwrotów akcji i informacji istotnych, ale też mylących. 

Natomiast kreacja bohaterów jest mocno ograniczona, ale przy tego typu powieści całkowicie wystarczająca. Agatha Christie podała czytelnikowi na tacy te cechy charakteru, które są konieczne i pozwoliła za nimi podążać. Dla mnie to jest pierwsze spotkanie z postacią osławionego Herkulesa Poirota. Przyznam się, że miałam całkowicie inne wyobrażenie na temat tej postaci. Detektyw zaskoczył mnie swoją zarozumiałością, arogancją i pewnością siebie. Ale doceniam zamysł pisarki, która stworzyła bohatera genialnego, jednak niekoniecznie do polubienia. 

W "Samotnym domie" wybrzmiewa nauka, że czasami oczywiste rzeczy nie są tak oczywiste, jakby mogło się wydawać. To dość rozmyte stwierdzenie i niekoniecznie pasujące do wszystkich życiowych zdarzeń, lecz warto zastanowić się nad niektórymi aspektami, gdyż nigdy nie wiadomo, czy coś, co mamy blisko siebie, nie jest przy nas, a my natrętnie to omijamy, by iść schematem. Warto pamiętać, że każdy z nas ma swoje własne tajemnice. Niektóre są małe i nic poza dyskomfortem danej osoby nie stałoby się, gdyby się wydały, ale niektóre przerażają i nie bez powodu są ukrywane. 

Bardzo cieszę się, że zapoznałam się z kolejną powieścią królowej i że zyskuję o niej coraz to lepsze zdanie. Na pewno czuję się przekonana, by jeszcze nieraz spróbować poznać inną jej historie i zagłębić się w świat sekretów, intryg i zbrodni.

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl