środa, 21 czerwca 2023

Heart of the Devil – Wiktoria Wolf

 

Tytuł: Heart of the Devil 

Autor: Wiktoria Wolf

Kategoria: Romans

Wydawnictwo: Novae Res

Liczba stron: 226

Ocena: 1/10








Czym tak naprawdę jest miłość? Gdzie jest granica między prawdziwym uczuciem, poświęceniem a uzależnieniem od drugiej osoby? Czy w ogóle jest możliwe jakiekolwiek rozgraniczenie tego? Osobiście uważam, że tak, choć granica jest bardzo cienka, bardzo łatwo ją przekroczyć i bardzo trudno wrócić. A jak Wy myślicie?

Jane wydaje się być zwykłą nastolatką, która wiedzie równie zwykłe życie. Ma swoich przyjaciół, którzy towarzyszą jej w codziennych radościach i trudnościach. Ma nadopiekuńczego brata i oczywiście w tle pojawia się najlepszy przyjaciel brata. Myślę, że nietrudno się domyślić, że jest on zabójczo przystojny i ma mroczną duszę. Ale czy na pewno? By się o tym przekonać należy przeczytać "Heart of the Devil", choć ja nie uważam, że to na tyle przydatna wiedza, by poświęcać swój czas. 

Jednak od początku – czemu zdecydowałam się przeczytać tę książkę, choć większość romansów z uśmiechem krytykuję? Ponieważ byłam zmęczona i potrzebowałam czegoś lekkiego, co napełni moje serce ciepłem, miłością i namiętnością. Coś, co czyta się szybko, nie jest skomplikowane, ale daje satysfakcję z odpoczynku. "Heart of the Devil" wydawało mi się właśnie taką książką, ale okazało się, że diametralnie się pomyliłam. Prostota tej książki, błędy i to, co ona sobą reprezentowała, wywołała we mnie wiele negatywnych emocji. 

Przyznam się z bólem serca, że nie dostrzegam pozytywów tej książki. Autentycznie, i jest mi niezmiernie przykro z tego powodu. Już sam pomysł wydawał mi się dość schematyczny, ale na początku nie przeszkadzało mi to. Jednak z czasem nie rozumiałam, jak można wykorzystać tak wiele schematycznych motywów. Wygadana nastolatka, przystojny i niebezpieczny przyjaciel brata, którego główna bohaterka nienawidzi, najlepszy przyjaciel-gej, słodka i naiwna przyjaciółka. Przecież to wszystko jest po prostu czystą sztampą. Ale żeby nie było – dobrze napisaną sztampę da się rzetelnie obronić. 

Jednak ta książka jest napisana tragicznie. I nawet nie chodzi mi o to, że autorka nie ma talentu. Być może ma i być może w przyszłości jest w stanie wypracować pewne aspekty na tyle, by napisać genialną książkę. Tylko że nie w tej chwili. Trzeba ćwiczyć pisanie. Zdarzają się osoby, które prawie od razu potrafią fantastycznie pisać, ale wiele rzeczy trzeba wcześniej wyćwiczyć, wymyślić, spotkać się z nimi w innych książkach, posłuchać konstruktywnej krytyki i myślę, że wtedy można pisać. W "Heart of the Devil" brakuje logicznych połączeń między wydarzeniami. W mojej wyobraźni wygląda to tak, że pisarka miała jakiś pomysł w głowie, być może odtworzyła sobie kilka razy jakieś wyobrażenie, by następnie napisać tylko część. Jakby zapomniała, że czytelnicy nie czytają jej w myślach, więc wielu elementów nie może pominąć. I tu jest coś bardzo ciekawego – Wiktoria Wolf skupiała się na takich banałach, jak dokładne opisywanie ubioru bohaterów prawie każdego dnia, co było do jedzenia na śniadanie, a pomijała wyjątkowo istotne dla fabuły elementy. Nie wiem, co tu się zadziało. Ale czytając tę książkę, skłoniłam się do słuszności powiedzenie, że ten kto opisuje ubrania i posiłki, nie jest jeszcze gotowy, by dzielić się swoją twórczością. W tej chwili z mojej strony będzie to okrutne, ale pisarka w dedykacji krytykuje swoją polonistkę. Niestety polonistka miała rację. 

Bohaterowie niestety też okazali się... Teraz mi zabrakło słów, ponieważ źle wykreowani nie opisuje tego, co chcę powiedzieć. Oni w ogóle nie byli wykreowani. Każdy z nich był płytki, bez żadnego charakteru. Odróżniałam ich wyłącznie po jakiś głównych cechach, czyli np. Daemon to ten seksowny, gej to przyjaciel głównej bohaterki itd.  No nie, tak nie powinno być. A sama Jane to dla mnie nie istniała. Była tylko bezosobowym narratorem. 

W tym momencie dochodzę do czubka góry lodowej. Ta książka przekazuje młodym osobom złe wzorce. To co toksyczne, to co wulgarne przedstawia jako atrakcyjne, jako pożądane. Relacja głównych bohaterów jest po prostu toksyczna i poniżająca dla Jane, a ona tego nie widzi. Kobiety nie powinny być tak poniżane przez mężczyzn. Są czymś więcej niż przedmiotem, który seksowny mężczyzna może wziąć sobie, gdy ten przedmiot zacznie spełniać zachcianki i podlizywać się. Dokładnie tak to odebrałam i dla mnie jest to wręcz tragiczne, że takie uprzedmiotowienie i poniżanie ludzi przedstawia się właśnie jako zakochanie i bliską relację. 

Rzadko mi się zdarza, że żałuję, że przeczytałam jakąś książkę. Zazwyczaj jeśli nawet nie podoba mi się, to mam poczucie nowego doświadczenia i poszerzenia granic. Przy "Heart of the Devil" przeżyłam sprowadzenie na ziemię. Nikomu nie polecam tej książki. Natomiast mam nadzieję, że sama pisarka będzie ćwiczyć, poprawiać swoje błędy i pewnego dnia napisze książkę, którą dobrze ocenię, lub zrozumie, że być może inny rodzaj działania daje jej spełnienie. 

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

środa, 14 czerwca 2023

Anamene i inne opowiadania – Jakub Lisicki

 

Tytuł: Anamene i inne opowiadania

Autor: Jakub Lisicki

Kategoria: Opowiadania, literatura piękna

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Liczba stron: 132

Ocena: 8/10








Sny potrafią nieść ukojenie. Przenoszą nas do innego świata, a czasami zdarza się nawet, że ten świat jest dużo lepszy niż nasz własny. Wtedy bez zastanowienia oddajemy się w objęcia Morfeusza i podróżujemy. Przypomina mi się tu scena z Harry'ego Pottera, gdy Dumbledore mówi "We śnie człowiek znajduje się we własnym świecie. Czasem pływa w głębokim oceanie, a czasem robi pierwszy krok w chmurach.". Bardzo spodobał mi się ten cytat. Miał w sobie piękno i prostotę. Jednak moje myśli idą dalej do innego Morfeusza, w popkulturze znanego jako Sandman. On doskonale wie, że sny mogą się przerodzić w koszmary, a koszmary ukojenia, a nawet odpoczynku już nie dają. A czy mogą dać coś innego?

Jak część z Was pewnie wie, nie jestem fanką opowiadań. Jednak bardzo je doceniam, ponieważ uważam za niesamowity kunszt przekazanie czegoś w tak krótki, ale dosadny sposób. Może właśnie dlatego mam wrażenie, że jest mało dobrych opowiadań. Niemniej jak sami czytacie, czasami decyduję się jakieś przeczytać i tym razem był to zbiór opowiadań "Anamene i inne opowiadania" Jakuba Lisickiego. Moje zaskoczenie było wprost niesamowite. Myślałam, że to będą po prostu przyjemne opowiastki, a tymczasem okazało się, że to jedna z najlepszych książek, które czytałam dotychczas. Dlaczego?

Sam pomysł wydaje mi się niezmiernie interesujący. Nieczęsto takie spotykam. Ogólnie mam wrażenie, że wykorzystanie oniryzmu jest czymś rzadkim. Z jednej strony jest dużo takich motywów, ale są one dość ubogie, dość spłycone. Tymczasem wykorzystanie snu (i nie tylko) ma w sobie coś kuszącego, ma w sobie moc. Bardzo to szanuję. 

Pod względem stylistycznym książka okazała się dla mnie bardzo ciężka, co oznacza, że zaczęłam ją traktować jako rodzaj wyzwania. Myślałam, że przeczytam wszystkie opowiadania bardzo szybko, prawdopodobnie na jedno dłuższe posiedzenie przy książce. Tymczasem potrzebowałam więcej czasu na jej przeczytanie, gdyż wymagała ona skupienia, zaangażowania się, łączenia faktów i wychodzenia poza swoje własne granice. Wbrew pozorom dla niejednej osoby to bardzo trudna sprawa. Lubię, jak w literaturze pojawia się wyzwanie. Zawsze mam wrażenie, że to ukłon w stronę czytelników. Wtedy wiem, że pisarz traktuje swoich czytelników na równi ze sobą, a to wiele dla mnie znaczy. 

Pod względem fabularnym dominuje właśnie ten oniryzm i według mnie autor po mistrzowsku prowadzi czytelnika przez ten świat. Tym bardziej że w książce "Anamene i inne opowiadania" jest trudno dostrzec jakąś główną oś. Każda historia żyje własnym życiem i wymyka się schematom. W wielu przypadkach nie można powiedzieć o rozpoczęciu, rozwinięciu i zakończeniu. To stanowczo szkolna sprawa. Tutaj jest większy chaos, który wbrew pozorom wydaje się bardzo dokładnie przemyślany i niosący za sobą pokłady zrozumienia. 

Opowiadania mocno uderzają w wyobraźnię i zmuszają do przemyśleń. Gdy czytałam, miałam poczucie, że w tym wspomnianym chaosie, autor uderza w samo sedno i w ogóle nie obawia się tego robić. To część jego myśli, które w śnie ujrzały swoją drogę i prowadzą całość według wyznaczonego szlaku. 

"Anamene i inne opowiadania" to od momentu przeczytania moja perełka. Oczywiście opowiadania były różne i jedne przemówiły do mnie bardziej, inne mniej. Jednak jako całość to wspaniała pozycja literacka, choć przyznam, że dla wytrwałych, która przedstawia wiele tematów na najróżniejszych płaszczach. Jeśli tylko lubicie takie klimaty, to ja bardzo polecam. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

niedziela, 11 czerwca 2023

Charakterki i zadumki – Krzysztof Mudyń

 

Tytuł: Charakterki i zadumki

Autor: Krzysztof Mudyń

Kategoria: Aforyzmy

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Ocena: 4/10









Lubicie aforyzmy, słowa mądrych ludzi? Ja uwielbiam. W swoim czasie kupowałam książki, które składały się z najróżniejszych cytatów, następnie brałam te książki i przepisywałam słowa z nich do moich najpiękniejszych zeszytów. Jednak z czasem książki zostały zastąpione przez internet, a później czytałam inny typ literatury. Teraz postanowiłam ponownie spróbować i... No nie do końca odnalazłam się w tym, co kiedyś sprawiało mi tak olbrzymią przyjemność. 

A wszystko stało się za sprawą małej książeczki pod wdzięcznym tytułem "Charakterki i zadumki". Tak, przyznaję się bez bicia i udawania – zdecydowałam się przeczytać tę literacką pozycję ze względu na tytuł i barwę. Dla wytłumaczenia: nieraz i nie dwa dobrze wyszłam na właśnie takich wyborach. Niestety nie tym razem. Ale od samego początku!

Sam pomysł wydawał się fantastyczny. W końcu każdy z nas ma jakieś ciekawe myśli, czasami powie coś wyjątkowo mądrego, dowcipnego lub idealnie uchwyci sens. Zdarzają się też ludzie, którzy mają więcej takich myśli i właśnie warto byłoby, by mieli możliwość podzielić się nimi na większą skalę. Naprawdę mam poczucie, że czasami słowa mają niesamowitą moc, która zmienia niejedną osobę, ma wpływ na niejedno wydarzenie. Dlatego niektóre słowa powinny iść dalej, nie ograniczać się do tu i teraz. 

Co do książki "Charakterki i zadumki" mam dość ambiwalentne odczucia. Autor używa w swoim dziele wiele gier słownych, a dla mnie był to zawsze wysoki poziom inteligencji. Nigdy nie potrafiłam ująć słów w taki sposób, by stworzyły coś podwójnego, a czasem nawet potrójnego, jeśli można tak powiedzieć w uproszczeniu. Więc ten element zrobił na mnie wyjątkowo dobre wrażenie i zyskał moje duże uznanie. To jest jak najbardziej na wielki plus. Dalej zaczynają się już dość duże schodki. 

Pisarz posługuje się ironią, sarkazmem i ogólnie pojętym ciętym językiem. To po części również doceniam, ale w tym przypadku została dla mnie przekroczona granica dobrego smaku. Wielokrotnie miałam poczucie, że właśnie ten sarkazm ma na celu tylko i wyłącznie obrażenie kogoś, zamiast ukazania innej perspektywy, zamiast wskazania konkretnego błędu. Irytowało mnie to, bo nie dawało żadnej refleksji, żadnego rozwiązania. Było tylko rodzajem krytyki i to nie do końca konstruktywnej. Niekiedy odbierałam to wręcz jako niesamowitą sztywność przekonań. Takie coś nie ma dla mnie głębszego sensu – jest po prostu tylko wypowiedzianymi (w tym przypadku przeczytanymi) słowami. One nic nie niosą. 

Oczywiście to nie jest tak, że dosłownie wszystko nie ma dla mnie sensu i jest przekroczeniem granicy. Były sentencje, zdania, które dogłębnie mnie poruszały i dawały mi tę wyczekiwaną przeze mnie refleksję. Refleksja daje możliwość zmiany, dostrzeżenia innej perspektywy. Tego pragnęłam, tego oczekiwałam po tej książce. I miejscami – na szczęście – to otrzymywałam. Tylko niestety to są dość pojedyncze przykłady. Przy tej mnogości można oczekiwać czegoś więcej. 

Co do samego tłumaczenie przyznam się, że nie jestem w stanie konstruktywnie go ocenić. Znam angielski, ale dość słabo, więc tak zaawansowana forma jak gry słowne, ironia, czy po prostu coś, co ma wiele zmienić, jest dla mnie czymś zbyt trudnym. Tutaj jeśli zdecydujecie się zapoznać z "Charakterkami i zadumkami", jestem ciekawa Waszej opinii. 

Tymczasem przechodząc do sedna – w tej pozycji doceniam niektóre elementy, miejscami zostały spełnione moje oczekiwania, ale było też dużo rozczarowania, więc ostatecznie nie jestem zadowolona. Doświadczenie jak najbardziej interesujące, jednak cały czas to dla mnie za mało!

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

czwartek, 8 czerwca 2023

Liga Niezwykłych Dżentelmenów 1 – Alan Moore, Kevin O'Neill

 

Tytuł: Liga Niezwykłych Dżentelmenów 1

Autor: Alan Moore, Kevin O'Neill

Przekład: Paulina Braiter-Ziemkiewicz

Cykl: Liga Niezwykłych Dżentelmenów 

Tom: I

Kategoria: Komiks

Wydawnictwo: Egmont

Liczba stron: 192

Ocena: 6/10





W wielu opowieściach bohaterami są osoby wprost idealne. Takie, które bez zastanowienia potrafią odróżnić dobro od zła, nigdy się nie wahają działać, wykazują się rozsądkiem, odwagą, inteligencją i dobrym sercem. To taka skrócona wersja cech bohatera w historiach. Jednak przecież wszyscy wiemy, że nie ma ludzi idealnych, którzy mogliby być rzeczywistym odbiciem takiego fabularnego bohatera. Na szczęście są też inne opowieści. W tych opowieściach nic nie jest oczywiste, a moralność jest bardzo niepewnym pojęciem. Właśnie taką opowieść miałam ostatnio okazję czytać. 

Mowa dzisiaj o komiksie "Liga Niezwykłych Dżentelmenów". Mam za sobą pierwszy tom i jestem dość mocno zafascynowana niektórymi elementami. W końcu to też dość sławny komiks, który czerpie z wielu źródeł i osadza jako bohaterów bohaterów innych opowieści. Między innymi to zachęciło mnie do przeczytania. Czy było warto? Jak się odnalazłam w takim typie opowieści?

Jestem zachwycona tym, jak płynnie czyta się całość. Myślę, że tutaj odpowiada za to przejrzystość przejścia pomiędzy dymkami. Bardzo łatwo odnaleźć się w tekście i zrozumieć, co mają do przekazania bohaterowie. Właśnie dzięki temu możemy się cofnąć w czasie i razem z głównymi postaciami odbyć przygodę niezapomnianą i intensywnie oddziałującą na wyobraźnię. Czytając, odczuwałam niezwykły klimat, któremu towarzyszyła naturalność. To nie była jakaś sztywna, nierealna opowieść. Podczas czytania miałam wrażenie, że ci bohaterowie istnieją naprawdę, a ja jestem częścią tego wszystkiego. 

Natomiast w kontekście fabuły muszę już troszkę ponarzekać. Mimo że sama zdecydowałam się na przeczytanie tego komiksu, to jest ona nie do końca w moim stylu. I tak jak piszę – przeniosłam się do tego świata, czułam klimat i to cenię, lecz to nie był mój klimat, to nie jest to, co lubię. W całości wiele się działo, widać wyraźną dynamikę historii. Dlatego to jest bardziej komiks akcji i właśnie dla mnie było tego za dużo. Choć oczywiście taka prędkość opowieści, mnogość różnych wydarzeń sprawiały, że wielokrotnie byłam zaskoczona i w ogóle nie byłam w stanie przewidzieć, co dalej może się dziać. 

Zaskoczyła mnie również mnogość bohaterów. Było ich tak wielu i... Byli prawie wszyscy wspaniale wykreowani. No ludzie z krwi i kości, a nie papieru i tuszu. Każdy miał swoją historię, każdy był unikatowy i każdy był na swój sposób kuszący. W końcu jak można nie być ciekawym, jakie to tajemnice są ukryte za tymi osobami? To niesamowicie podkreślało unikatowość postaci i przede wszystkim dobrą analizę psychologiczną. 

Nie można też zapomnieć o pięknym wydaniu "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów". Dominowały dość ciemne, ciepłe barwy. Myślę, że to one odegrały dużą rolę przy powstawaniu tego unikatowego klimatu całej opowieści. Ilustracje wyróżniały się również pewną, dopracowaną kreską. Elementy był pod każdym kątem dopracowane, jednak został też utrzymany własny, niepowtarzalny styl. 

Jak sami czytacie, komiks ma naprawdę wiele zalet, które niejednego czytelnika powinny przekonać. Osobiście doceniam ten komiks, rozumiem, czemu zrobił taką furorę, ale naprawdę wydaje się być nie w moim stylu i nie przekroczył tej granicy ewentualnego otworzenia nowych granic w moim guście. Niemniej w momencie gdy to piszę, mam za sobą już kolejny tom. Ale o tym kiedy indziej. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

poniedziałek, 5 czerwca 2023

Miecz zabójców demonów 16 – Koyoharu Gotouge, Ryoji Hirano

 

Tytuł: Miecz zabójców demonów 16

Autor: Koyoharu Gotouge, Ryoji Hirano

Cykl: Miecz zabójców demonów 

Tom: XVI

Kategoria: Manga

Wydawnictwo: Waneko

Liczba stron: 192

Ocena: 7/10






Czy gdy spojrzymy na człowieka, to jesteśmy w stanie stwierdzić, kim on jest? Niektórzy na pewno próbują i na pewno oceniają. Lecz w rzeczywistości ta ocena jest nic nie warta i nieprawomocna. W końcu nie jesteśmy w stanie poznać od początku do końca czyjeś historii. Owszem, możemy uczestniczyć w życiu człowieka, być stałym elementem tej opowieści, ale tak naprawdę do końca nigdy nie wiemy wszystkiego. Każdy ma swoje własne przeżycia, swoje własne myśli, postanowienia i przede wszystkim swoje własne sumienie. Dlaczego więc ciągle oceniamy innych?

Po raz pierwszy w swojej historii piszę tego typu recenzję – mam tu na myśli pełnowymiarową recenzję mangi. Zaczęłam czytać ten rodzaj komiksu na początku studiów. To właśnie wtedy odkryłam, jak bardzo odnajduję się w tej kulturze i przede wszystkim w takiej formie. Jednak dotychczas pisałam tylko krótkie opinie. Przyszedł czas, by zadebiutować! Dlatego dzisiaj przedstawiam Wam szesnasty tom cyklu "Miecz zabójców demonów". Jak mi się spodobał?

Może trzeba zacząć od tego, że nie znam wcześniejszych tomów, ale przecież mnie znacie i doskonale wiecie, że nie jest to dla mnie przeszkodą. Powiedziałabym, że wręcz zachętą. Jest coś kuszącego w czytaniu historii od środka. Między innymi może dlatego od razu przypadł mi do gustu sam pomysł na całą serię. Uważam go za naprawdę fascynujący i mocno pobudzający wyobraźnię, a przynajmniej moją wyobraźnię. Ma w sobie coś z powtarzalności, co akurat tym razem mi nie przeszkadzało, ale trzeba pamiętać, że to też nie jest historia z dzisiaj. Ma już za sobą trochę, więc ciężko mi określić ten rodzaj powtarzalności w momencie, gdy seria zaczynała być wydawana. Być może wtedy była całkowicie inaczej postrzegana. 

Styl, czyli w tym przypadku dialogi w dymkach, okazały się być dla mnie trudne. Nie mogłam się w nich odnaleźć, choć zrzuciłam to na moją nieznajomość poprzednich tomów. Gdy czytałam, miałam poczucie, że dominuje tu klimat czegoś starego, czegoś nieznanego. I właśnie to tak mocno uderzyło w mój gust. Uwielbiam takie zabiegi i zawsze dodatkowo mnie to zachęca do dalszego czytania. 

Natomiast sama fabuła okazała się dla mnie jedną wielką niewiadomą. Strasznie ciężko było mi się odnaleźć na początku, lecz po chwili przemyślenia, ułożenia sobie w głowie pewnych sprawa, raz dwa zaczęłam wsiąkać w historię. Stałam się jej częścią i już w tej chwili mogę Wam powiedzieć, że przy pierwszej możliwości nadrobię poprzednie tomy i ruszę dalej. Tym bardziej że ten szesnasty tom okazał się nieprzewidywalny. Już dawno wiele elementów i ścieżek opowieści nie zaskoczyło mnie tak jak właśnie ta manga. A co najlepsze było to połączone z wieloma uroczymi momentami, co też sprawiło, że moje serduszko wielokrotnie stopniało. 

Kreska w tej mandze jest dla mnie symbolem "starego" japońskiego rysownictwa. Choć podkreślę, że nie znam się na tym i tu nie podaję konkretnych informacji, ale moje własne skojarzenia, a one właśnie były takie. Pamiętam czasy, gdy gdzieś tam pojawiały się mangi i co jakiś czas wpadały mi w ręce. "Miecz zabójców demonów" przypomina mi poprzez kreskę właśnie tamte czasy. Podoba mi się to, jednak mocno mi brakuje w całym tomie przejrzystości. Pomijając moją nieznajomość całej historii, to wielokrotnie nie mogłam się odnaleźć na obrazkach, dopasować dymki. To mocno utrudniało mi czytanie. 

Ostatecznie manga spodobała mi się i tak jak zapowiedziałam – planuję czytać pozostałe tomy. Czy polecam? Myślę, że miłośnikom mangi jak najbardziej, choć oczywiście przede wszystkim osobom, które znają cykl. Jeśli zastanawiacie się, czy warto dalej w niego brnąć, to jak najbardziej! Tutaj nie ma, co się zastanawiać, a przynajmniej w to wierzę. 

piątek, 2 czerwca 2023

Moja mała poezja – Mirosław Urbaczewski

 

Tytuł: Moja mała poezja

Autor: Mirosław Urbaczewski

Kategoria: Poezja

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Liczba stron: 50 

Ocena: 9/10








Przyznam, że już od dawna nie czytałam żadnej poezji. Miałam za sobą wyjątkowy rok 2021 – to właśnie wtedy mój świat został zapełniony wierszami, epitetami, rymami, metaforami i wszystkim, co z poezją związane. Wtedy po raz kolejny nauczyłam się ją cenić i odnajdywać w niej odbicie swojej duszy. Było to niezwykłe doświadczenie, które właśnie sprawia, że na tak długo zapamiętałam tamten owocny rok. Jednak z czasem ponownie zaniechałam czytania poezji. Niemniej w ostatnim czasie gdzieś ponownie pojawiła się nostalgia, gdzieś poczułam sentyment i tak o to trafiłam na niezapomniany dla mnie tomik poezji Mirosława Urbaczewskiego – "Moja mała poezja".  Jak ten powiew radości i magii oddziaływał na mnie?

Przede wszystkim stylistyka wierszy niesamowicie przypadła mi do gustu, ponieważ zaiskrzyła ta dobrze mi znana poetyczność, którą wiążę z poezją określaną przeze mnie jako stara i to właśnie ją najbardziej cenię. Kojarzy mi się z latami szkolnymi, gdy słowo po słowie interpretowałam wiersze. Osobiście wspominam to bardzo dobrze, ze łzą w oczach. Wtedy właśnie dostrzegałam tę pasję dawnych poetów i uwielbiam ją odnajdywać w poezji współczesnej. Wiem wtedy, że to, co najlepsze nie umarłao tylko ewaluowało ku nowoczesności. Jednak styl był też prosty, co również pozytywnie oceniam, gdyż niestety nie zawsze rozumiem skomplikowane wiersze. Tutaj nie była to prostota infantylna, tylko prostota zwykłego człowieka, który rozumie innych ludzi. To pozwalało płynąć do przodu. 

W "Mojej małej poezji" Mirosława Urbaczewskiego dominowały przede wszystkim motywy miłości i życia. W pewnym sensie jest to coś sztampowego, ale też coś, co jest z nami nierozerwalnie połączone, więc mimo pewnej konwencjonalności pozostaje nadal najważniejsze. Właśnie dzięki temu odnalazłam liczne wiersze, z którymi się utożsamiałam. Przemawiały do mnie i wywoływały refleksję, która towarzyszyła mi przez następne dni. W mojej głowie pojawiło się wiele rozmyślań i sprawiały one, że zechciałam na wiele elementów mojego życia spojrzeć z trochę inne perspektywy – chciałam przede wszystkim zatrzymać się i dostrzec te sławne "tu i teraz". 

W wierszach pojawiło się wiele metafor. Był dla mnie zrozumiałe, co sprawiło, że doceniałam je. Mam wrażenie, że to między innymi właśnie one odpowiadały za wyraźnie widoczną pasję poety. Zarażał on nią i dawał ten niesamowity zachwyt. W końcu pasjonaci to przepiękny widok i jeszcze piękniejsze uczucie. Razem dawała to egzystencjonalny wydźwięk. 

Jeśli cenicie tak jak ja poezję, to myślę, że bez zastanowienia warto sięgnąć po tomik wierszy Mirosława Urbaczewskiego. Jest on czymś wyjątkowym i sięgającym głęboko w duszę. Jak można by odmówić sobie takiego doświadczenia?

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl