poniedziałek, 5 czerwca 2023

Miecz zabójców demonów 16 – Koyoharu Gotouge, Ryoji Hirano

 

Tytuł: Miecz zabójców demonów 16

Autor: Koyoharu Gotouge, Ryoji Hirano

Cykl: Miecz zabójców demonów 

Tom: XVI

Kategoria: Manga

Wydawnictwo: Waneko

Liczba stron: 192

Ocena: 7/10






Czy gdy spojrzymy na człowieka, to jesteśmy w stanie stwierdzić, kim on jest? Niektórzy na pewno próbują i na pewno oceniają. Lecz w rzeczywistości ta ocena jest nic nie warta i nieprawomocna. W końcu nie jesteśmy w stanie poznać od początku do końca czyjeś historii. Owszem, możemy uczestniczyć w życiu człowieka, być stałym elementem tej opowieści, ale tak naprawdę do końca nigdy nie wiemy wszystkiego. Każdy ma swoje własne przeżycia, swoje własne myśli, postanowienia i przede wszystkim swoje własne sumienie. Dlaczego więc ciągle oceniamy innych?

Po raz pierwszy w swojej historii piszę tego typu recenzję – mam tu na myśli pełnowymiarową recenzję mangi. Zaczęłam czytać ten rodzaj komiksu na początku studiów. To właśnie wtedy odkryłam, jak bardzo odnajduję się w tej kulturze i przede wszystkim w takiej formie. Jednak dotychczas pisałam tylko krótkie opinie. Przyszedł czas, by zadebiutować! Dlatego dzisiaj przedstawiam Wam szesnasty tom cyklu "Miecz zabójców demonów". Jak mi się spodobał?

Może trzeba zacząć od tego, że nie znam wcześniejszych tomów, ale przecież mnie znacie i doskonale wiecie, że nie jest to dla mnie przeszkodą. Powiedziałabym, że wręcz zachętą. Jest coś kuszącego w czytaniu historii od środka. Między innymi może dlatego od razu przypadł mi do gustu sam pomysł na całą serię. Uważam go za naprawdę fascynujący i mocno pobudzający wyobraźnię, a przynajmniej moją wyobraźnię. Ma w sobie coś z powtarzalności, co akurat tym razem mi nie przeszkadzało, ale trzeba pamiętać, że to też nie jest historia z dzisiaj. Ma już za sobą trochę, więc ciężko mi określić ten rodzaj powtarzalności w momencie, gdy seria zaczynała być wydawana. Być może wtedy była całkowicie inaczej postrzegana. 

Styl, czyli w tym przypadku dialogi w dymkach, okazały się być dla mnie trudne. Nie mogłam się w nich odnaleźć, choć zrzuciłam to na moją nieznajomość poprzednich tomów. Gdy czytałam, miałam poczucie, że dominuje tu klimat czegoś starego, czegoś nieznanego. I właśnie to tak mocno uderzyło w mój gust. Uwielbiam takie zabiegi i zawsze dodatkowo mnie to zachęca do dalszego czytania. 

Natomiast sama fabuła okazała się dla mnie jedną wielką niewiadomą. Strasznie ciężko było mi się odnaleźć na początku, lecz po chwili przemyślenia, ułożenia sobie w głowie pewnych sprawa, raz dwa zaczęłam wsiąkać w historię. Stałam się jej częścią i już w tej chwili mogę Wam powiedzieć, że przy pierwszej możliwości nadrobię poprzednie tomy i ruszę dalej. Tym bardziej że ten szesnasty tom okazał się nieprzewidywalny. Już dawno wiele elementów i ścieżek opowieści nie zaskoczyło mnie tak jak właśnie ta manga. A co najlepsze było to połączone z wieloma uroczymi momentami, co też sprawiło, że moje serduszko wielokrotnie stopniało. 

Kreska w tej mandze jest dla mnie symbolem "starego" japońskiego rysownictwa. Choć podkreślę, że nie znam się na tym i tu nie podaję konkretnych informacji, ale moje własne skojarzenia, a one właśnie były takie. Pamiętam czasy, gdy gdzieś tam pojawiały się mangi i co jakiś czas wpadały mi w ręce. "Miecz zabójców demonów" przypomina mi poprzez kreskę właśnie tamte czasy. Podoba mi się to, jednak mocno mi brakuje w całym tomie przejrzystości. Pomijając moją nieznajomość całej historii, to wielokrotnie nie mogłam się odnaleźć na obrazkach, dopasować dymki. To mocno utrudniało mi czytanie. 

Ostatecznie manga spodobała mi się i tak jak zapowiedziałam – planuję czytać pozostałe tomy. Czy polecam? Myślę, że miłośnikom mangi jak najbardziej, choć oczywiście przede wszystkim osobom, które znają cykl. Jeśli zastanawiacie się, czy warto dalej w niego brnąć, to jak najbardziej! Tutaj nie ma, co się zastanawiać, a przynajmniej w to wierzę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz