wtorek, 29 czerwca 2021

Modern Love. Prawdziwe historie o miłości, stracie i zaczynaniu od nowa – Daniel Jones

 

Tytuł: Modern Love. Prawdziwe historie o miłości, stracie i zaczynaniu od nowa

Autor: Daniel Jones

Przekład: Magdalena Rychlik

Kategoria: Literatura piękna 

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Liczba stron: 328

Ocena: 7/10






Tym razem nie mogłam się powstrzymać i sięgnęłam do słownika języka polskiego PWN-u, by sprawdzić definicję słowa tak naprawdę niezdefiniowanego, a niezmiernie często używanego, słowa "miłość". Słownik podaje, aż sześć definicji tego słowa, jednak przytoczę tutaj pierwsze rozumienie, ponieważ to właśnie ono jest najbardziej szczegółowe: "głębokie uczucie do drugiej osoby, któremu zwykle towarzyszy pożądanie". Nie wiem, jak Wam podoba się to zdanie, lecz dla mnie uchwytuje wyłącznie rąbek całego tego uczucia, a może nawet zjawiska. Skąd w ogóle pomysł, by sprawdzać jakąś frazesową definicję? Mam za sobą niezwykły zbiór tekstów, gdzie kilkadziesiąt osób na łamach New York Timesa opowiada o swoich przeżyciach związanych właśnie z miłością. I te osoby nie ograniczają się do żadnych sztywnych ram słownych, łamią stereotypy i nie boją się wyrazić samych siebie. 

W pierwszej chwili gdy przeczytałam tytuł, a następnie przyjrzałam się okładce, byłam przekonana, że przede mną kolejna romantyczna powieść. Osobiście nie jestem romantyczką, więc rzadko takie historie czytam, ale w końcu każdy z nas wychodzi czasami z osławionej sfery komfortu. Jednak moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy zapoznałam się z opisem książki. "Modern Love" to zbierane na przestrzeni lat teksty z prowadzonej przez Daniela Jonesa rubryki o miłości w New York Times. Od razu moje podekscytowanie i zaintrygowanie podniosło się kilka poziomów wyżej, ponieważ dotychczas w ogóle nie miałam styczności z takim typem literatury. O samym istnieniu rubryki, a następnie serialu produkcji Amazona nie miałam pojęcia. Dopiero wraz z tą książką moja wiedza zaczęła się poszerzać. 

Podczas czytania już od pierwszych tekstów zwróciłam uwagę na nagłówki poszczególnych opowieści. Jest to miszmasz genialnego połączenia dowcipu, ironii wraz z fascynacją. Takie nagłówki od razu krzyczą do czytelnika, że warto przeczytać tekst, gdyż niesie on ze sobą niezapomnianą przygodę. W wielu przypadkach dokładnie tak było. Historie w "Modern Love" są w bardzo ciekawy sposób ułożone, ponieważ czasami obok siebie potrafią się znaleźć urywki z życia osób, które mają całkowicie inne poglądy, poszukują w życiu czegoś odmiennego i kierują się przeciwstawnymi wartościami życiowymi. To niezmiernie angażujące i potrzebne doświadczenie. Takie kontrasty uświadamiały mi, jak różnie postrzegamy świat i że można mieć inne plany, myśleć w odmienny, czasami całkowicie niesztampowy sposób i szanować się nawzajem oraz akceptować wybory innych ludzi. 

Opierając się na jakości tekstów, muszę z ręką na sercu przyznać, że wszystkie historie pod względem stylistyki były wspaniale napisane. Oczywiście były te lepsze i gorsze. Przy takiej liczbie tekstów niemożliwe jest, by wszystkie były dokładnie równomierne. Lecz żaden tekst nie wyróżniał się negatywnie na tle innych. Być może przyczyną tego jest fakt, że większość osób, które postanowiły zdradzić trochę ze swojego osobistego życia, jest zawodowymi pisarzami lub dziennikarzami. Żałuję trochę, że pod tym względem nie było większej różnorodności zawodów. 

Jednak najważniejsze jest, jakie konkretnie treści są przekazywane w "Modern Love". Myślę, że nikogo nie zaskoczę, mówiąc że najróżniejsze. Niektóre historie są wprost banalne. Idą standardową i najczęstszą drogą miłości. Lecz w żaden sposób nie oznacza to czegoś negatywne. Właśnie w tej banalności i codzienności jest ukryte piękno chwili. Nasze życie nie składa się z samych intensywnych przeżyć. Najwięcej jest dni szarych, które szybko zostają zapomniane, mimo że to one są najważniejsze. Oczywiście można również napotkać historie niekonwencjonalne, wprost szalone i bez wątpienia one też są cenne dla całości książki. 

Ogólnie cały zbiór uderzał we mnie refleksją na temat odmienności ludzkich charakterów, ich historii, poglądów i perspektywy patrzenia na świat. To, jak każdy z nas ma indywidualne spojrzenie na różne wydarzenia i relacje, jest po prostu niezwykłe. Czasami mam wrażenie, że zrozumienie tego, a następnie akceptacja są kluczem do szczęśliwego życia. Dają rodzaj spokoju nieosiągalnego w inny sposób. Sama staram się pamiętać, że każdy człowiek jest inny i ma inne wspomnienia, więc postrzega inaczej i ma całkowite prawo mieć własne poglądy oraz wartości. Tylko powiedzieć jest bardzo łatwo, zapanować nad sobą i swoimi myślami już trudniej. W książce pojawia się też kilkukrotnie motyw problemów psychicznych, co uważam za bardzo dobry zwiastun naszej przyszłości. Zaburzenia psychiczne oraz różnego rodzaju pomniejsze problemy związane z psychiką są częścią naszego świata.

"Modern Love" okazało się zbiorem niesamowitych opowieści, pozwalających lepiej zrozumieć drugiego człowieka oraz bardzo szerokie pojęcie miłości. Niezmiernie cenię taką literaturę, ponieważ przez łatwą i przystępną formę zachęca do wgłębianie się w różne historie, ale też subtelnie skłania czytelników do własnych przemyśleń, które być może mogą zmieniać przyszłość niektórych ludzi. Za pomocą różnorodności i częstych kontrastów dają znać, że świat jest miejscem bogatych odmienność i to niesie ze sobą zachwycające piękno. 

Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

niedziela, 27 czerwca 2021

Wiersze zrozumiałe same przez się – Guy Bennett


Tytuł: Wiersze zrozumiałe same przez się

Autor: Guy Bennett

Przekład: Aleksandra Małecka

Seria: Linia Konceptualna 

Kategoria: Poezja

Wydawnictwo: Korporacja Ha!art

Liczba stron: 136

Ocena: 7/10





Jak rozmawiamy ze znajomymi, czy innymi czytelnikami, to mało osób deklaruje, że lubi czytać wiersze. Oczywiście parę osób jest wielbicielami albo sami oddają swoją wyobraźnię we władaniu słów poezji. Jednak większość jest zdania, że szkolne wspomnienia dotyczące wierszy stanowczo wystarczą i nie ma potrzeby kiedykolwiek do nich wracać. W tym miejscu można by się zastanawiać, co takiego doprowadziło do tego, że lekcje języka polskiego skutecznie zniechęcają do tego gatunku literackiego. Czy to kwestia trudnego w odbiorze kanonu lektur? A może niezbyt dobrze poprowadzona interpretacja? Albo naturalna niechęć? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ uwielbiałam wiersze, odkąd mama czytała mi je na dobranoc. Szkoła nic nie zmieniła pod tym względem... Choć nie, dała szerszą perspektywę. Pozwoliła mi uwierzyć, że pod zwykłymi zdaniami, czasami tylko słowami kryje się głębia i unikatowe spojrzenie na świat. To mnie fascynowało i sprawiało, że chciałam wiedzieć więcej. 

Nigdy nie stałam się znawcą poezji, nigdy też nie opanowałam umiejętności poprawnej interpretacji. Nawet na wiele lat z niej zrezygnowałam, lecz od pewnego czasu powracam i ponownie próbuję dostrzec drugą stronę medalu. Tym razem skupiłam się na tomie poezji odmiennej od wszystkiego, co dotychczas miałam możliwość czytać, a mowa tutaj o "Wierszach zrozumiałych same przez się". Co to za niekonwencjonalny tomik? Już sama nazwa mówi wystarczająco wiele. 

Mam wrażenie, że w literaturze i mówię tutaj i o poezji, i o prozie, bardzo trudno wymyślić coś nowego i przełamującego schematy. W końcu już od setek lat jako ludzkość zajmujemy się tym. Guy'owi Bennettowi udała się ta sztuka. Odkąd tylko wzięłam książkę do ręki, wiedziałam, że zostaną zszokowana czymś nowym i niespotykanym. Pytanie brzmiało czy pozytywnie, czy negatywnie. Już po zapoznaniu się ze wszystkimi wierszami przyznaję, że jestem oczarowana całokształtem, a sam pomysł dostał cały mój szacunek. Na czym polega ta unikatowość? 

Większość wierszy jest bardzo krótka i wynika to bezpośrednio z przyjętego przez pisarza schematu. Wiersze te są o różnych innych wierszach i właśnie to ujmują w swojej wersji. Nie wychodzą poza ramy, tylko trzymają się konkretów pozwalających na całkowite zrozumienie. Tomik ten ma na celu przekonać czytelników, że poezja może być czymś pięknym i prostym w odbiorze. Nie zawsze muszą być to skomplikowane i niekończące się metafory, które przyprawiają o ból głowy, gdy jakiś śmiałek postanowi spróbować je zrozumieć. Wiersze mogą być jak najbardziej proste, a jeśli już wyróżniają się dozą trudności w zrozumieniu, można nauczyć się odnajdywać tę głębię. Wystarczy trochę zaangażowania i odpowiednio poprowadzonej wiedzy. 

Dosłownie każdy wiersz mówi o wyjątkowości danego wiersza. Brzmi to po trochu jak ciekawy paradoks, który być może jest nieprzerwanym błędnym kołem. Ale w taki sposób możemy poznać wiersz biały (stanowczo mój faworyt wśród wszystkich zawartych w tym tomiku), dialektyki, wiersz dosłowny i wiele innych. Jest to niezwykła synteza poczucia humoru i przekazania czytelnikowi wiedzy. Zarazem znajduje się tam miejsce również na refleksję i głęboką analizę. Jednakże każdy wiersz jest charakteryzowany poprzez konkret i dosadność, co bardzo sobie cenię. Pośród śmiechu jako czytelnik zapamiętywałam wiele istotnych wskazówek, ale musiałam też stawić czoła czasami trudnej tematyce w pozornym świecie abstrakcji. 

"Wiersze zrozumiałe same przez się" na pewno odczarują złe wspomnienia z lat szkolnych i dadzą szansę na ponowne spotkanie z poezją, ale tym razem nieformalne i pozwalające na bycie sobą. Nie wyrzucają odbiorcę w bezczelny sposób poza ramy, by interpretować ponad swoje umiejętności. Wyznaczają granicę, która subtelnie prowadzi czytelnika, ale jest też otwarta na sugestie i odnajdywanie nowych ścieżek. Uważam, że to dzieło niekonwencjonalne i zapraszające znawców, ale i laików dopiero poznających tajniki literatury. 

Egzemplarz otrzymany dzięki uprzejmości redakcji Sztukater.pl


środa, 23 czerwca 2021

Arcymag – Charlie N. Holmberg

 

Tytuł: Arcymag

Autorka: Charlie N. Holmberg

Przekład: Monika Wiśniewska

Cykl: Papierowy Mag

Tom: III

Seria: Young

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 256

Ocena: 5/10

Książkę "Arcymag" otrzymałam w ramach współpracy z TaniaKsiażka.pl


Ile zasad można złamać w imię miłości? Jakich czynów się dopuścić, by jeszcze otrzymało to wybaczenie? Czy miłość w ogóle może być wymówką do łamania zasad prawnych, etycznych czy własnej moralności? Być może część z Was ma własne poglądy na ten temat i wartościowe argumenty za tym, że macie rację. Jednak ja bym się nie angażowała w jednoznaczną odpowiedź. Może pokusiłabym się, by ocenić konkretną sytuację, ale miłość jest na tyle skomplikowanym uczuciem, że póki osobiście nie znajdziemy się w danej sytuacji, to nie możemy określić, jak samemu byśmy postąpili. Potęga miłości nie zawsze okazuje się tak cudowna jak w pięknych bajkach, ale jednak nie bez powodu jest tak szanowanym i docenianym uczuciem. 

Ceony już dawno zaakceptowała swój los papierowego maga. Choć w tej chwili nie przedstawia to większego wyzwania, ponieważ nowe odkrycie dziewczyny zmieniło wszystko. Obiecała Emery'emu, że nie będzie korzystać z nowych możliwości, ale kto by dał radę dotrzymać tak trudnej obietnicy. Minęły dwa lata, a Ceony jest krótko przed egzaminem. Musi tylko zdać i wtedy odmieni się jej życie. Będzie nareszcie oficjalnie magiem, ale to tylko jedna ze zmian. W końcu miłość Ceony i Emery'ego rozkwita, a jeszcze nie jest do końca legalna. Czy przed nimi szczęśliwe życie bez żadnych przeszkód? Czy Ceony bez problemu zda egzamin? 

Myślę, że tutaj nikogo nie zdziwi fakt, że najpierw moją uwagę przyciągnęła okłada pierwszego tomu "Papierowego Maga". Zachwyca srebrem i kunsztownym wykonaniem. Gdy przeczytałam pierwszy i drugi tom cyklu, to byłam w stanie wypisać szereg nieścisłości i wad książek, jednak byłam też w stanie przymknąć na nie oko, gdyż i tak fantastycznie się bawiłam i obie części przeczytałam w zaledwie dzień. Dlatego po "Arcymagu" oczekiwałam epickiego zakończenia, które zrobi na mnie wrażenie i wykaże rozwój umiejętności pisarskich autorki. Czy tak właśnie było? No niestety nie do końca. 

Przede wszystkim jestem mocno zawiedziona stylem pisarki, ponieważ nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie odczułam w nim nic na tyle charakterystycznego, bym mogła to uznać za znak rozpoznawalny Holmberg. Po prostu czytało mi się przyjemnie i szybko. To prawda, że to powieść fantastyczna z przeznaczeniem dla młodzieży, więc prosty język jest całkowicie uzasadniony i raczej powinien się sprawdzać. Lecz młodzież to już nie dzieci, a pojawiało się trochę niepotrzebnego infantylizmu. 

Kolejnym moim zarzutem jest nudna fabuła. Jak poprzednim częściom część czytelników zarzucało zbyt szybkie tempo, z czym po części się zgadzam, to w trzecim tomie było ono stanowczo dla mnie zbyt wolne. Nie rozumiem do końca, skąd to się bierze. Pisarka dotknęła wielu tematów z potencjałem do rozbudowania fabuły, lecz nie decydowała się na poświęcenie im większej ilości czasu. Tymczasem czekałam i byłam przekonana, że z czasem zostaną one rozwiązane, a tak się niestety ku mojemu rozczarowaniu nie stało. Może byłabym w stanie wybaczyć te ograniczanie się, gdybym dobrze się bawiła przy tym, co czytam. A tutaj zabrakło nawet zwykłej, niekoniecznie inteligentnej rozrywki. 

Nie chcę Was zawieść, więc jeszcze trochę wad wypiszę. Tym razem pomysł i cały świat. Nie jest to może pomysł najbardziej oryginalny wśród najoryginalniejszych, lecz na pewno nie wyczuwa się sztampy. Dlaczego nie został rozbudowany? Tak dobrze rozpoczynający się wątek z innymi materiałami mógł dać olbrzymie pole popisu dla wyobraźni. Tymczasem jako czytelnicy dostajemy tylko parę nowych zaklęć, które w żaden sensowny sposób nie zostały wytłumaczone. Mnie to nie satysfakcjonuje. 

Co do kreacji bohaterów również mam ambiwalentne odczucia, ponieważ poza główną bohaterką pozostałe postacie są pominięte. Oczywiście wyróżniają się jakimiś konkretnymi cechami, ale pozostaje to wyłącznie na zewnętrznej powierzchni. Jak ich widzimy, tacy są. Nie ma żadnego wielowymiarowych osobowości. Co prawda jestem przekonana, że przy niektórych bohaterach pisarka starała się osiągnąć ten efekt, za co ją mocno szanuję, tylko niestety pozostało to w sferze starań. I może gdybym jeszcze polubiła samą Ceony, to inaczej patrzyłabym na całość. Lecz niestety Ceony wywołała we mnie antypatię. Choć po cichutku przyznam się Wam, że rozumiem, skąd uczucie bohaterki do Emery'ego. Lubię mocno tę postać za jego indywidualistyczny charakter. 

W tym momencie chciałabym Wam opisać problematykę poruszoną w "Arcymagu", a następnie przedstawić swoje osobiste przemyślenia na ten temat, ale jest mało wartościowych rzeczy w powieści. Niemniej nadal wierzę, że z każdej książki przy odpowiedniej perspektywie da się wiele nauczyć, więc ta oczywiście nie jest żadnym wyjątkiem. Podkreśla wagę tego, by nie oceniać ludzi po pierwszym wrażeniu. Bardzo łatwo można mylnie zinterpretować niektóre sytuacje lub słowa. Czasami wręcz znając kogoś bardzo dobrze, wielu rzeczy możemy nie rozumieć i odnosić mylne wrażenie lub pochopnie wyrażać swoje zdanie. Póki nie mamy szerokiej perspektywy danego zachowania, nie mamy prawa oceniać. Tylko kiedy tak naprawdę mamy pełny obraz? Bardzo rzadko. Poza wydarzeniami, gdzie czyny mogą wyrządzić rzeczywistą kwestię, trzeba w przemyślany sposób wyrażać swoje zdanie. Choć nie wiem, czy spod rąk recenzenta takie słowa nie zahaczają o szczyptę hipokryzji. 

"Arcymag" mocno mnie zawiódł. W ogóle nie spełnił moich oczekiwań i niestety okazał się o wiele mniej przystępny niż poprzedni tomy. Tutaj naprawdę mogę pocieszyć się wyłącznie tymi cudnymi wydaniami. Mało wciągająca stylistyka pisarki, niedopracowany świat i wiele wątków sprawiły, że przez większość czasu nie czułam potrzeby czytania powieści i tak naprawdę zmuszałam się, by ją skończyć. 

Więcej podobnych książek znajdziecie w dziale nowości na TaniaKsiażka.pl

sobota, 19 czerwca 2021

Popiół i kurz – Jarosław Grzędowicz

 

Tytuł: Popiół i kurz

Autor: Jarosław Grzędowicz

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Fabryka Słów 

Liczba stron: 324

Ocena: 5/10








Zastanawialiście się kiedykolwiek, co się dzieje po śmierci? Jestem przekonana, że większość z nas co najmniej raz w życiu zadała sobie to pytanie. Dlatego może ciekawszym pytaniem byłoby pytanie: sądzicie, że co jest po śmierci? Odpowiedzi może być tak wiele. Różne religie przedstawiają najróżniejsze wizje, choć akurat w naszej kulturze chyba najbardziej popularna jest ta mówiąca o piekle i niebie. Po śmierci może dojść do reinkarnacji. A może naprawdę otaczają nas niewidoczne dusze. Albo po prostu nie ma nic. Jesteśmy tylko częścią natury i odchodzimy, gdy nadchodzi nasz czas. Nie ma na świecie człowieka, który znałby odpowiedź opartą na dowodach albo choćby rzeczywistym powrocie z zaświatów po długim czasie. Choć jeśli mam być szczera, to mnie najbardziej zawsze przerażała wizja reinkarnacji człowieka w człowieka. Wiem, że wiele osób marzy, żeby tak właśnie było. Jednak myśl, że umieramy, rodzimy się, ponownie żyjemy nieświadomi, co jest dalej, by znowu umrzeć i ta w kółko wcale mnie nie pociesza. Lubię znać odpowiedzi, a to by oznaczało, że nigdy nie będę choćby blisko jej poznania. 

Poza naszym światem jest coś dalej, coś, gdzie przenosimy się, gdy umieramy. Jednakże jest też świat Pomiędzy, gdzie czasami zdarza się, że ktoś utknie. Często są to samobójcy albo ludzie, którzy czegoś nie skończyli na czas. Lecz to nie jest żadna zasada. Nikt do końca nie wie, na jakich zasadach funkcjonuje świat Pomiędzy. Jedno jest pewne – dominuje tam popiół i kurz, a wśród niego kryją się istoty ludziom nieznane, w żaden sposób bliżej nieopisane. Tam nie mają prawa pojawiać się żywe istnienia. Czy na pewno? 

O twórczości Jarosława Grzędowicza słyszałam wiele pozytywnych opinii. Choć chyba jego najbardziej rozpoznawalnym dziełem jest cykl "Pana Lodowego Ogrodu". Miałam styczność z tym cyklem, jednak było to w czasie matury, więc nie poświęciłam mu należytej uwagi i też nigdy nie dokończyłam pierwszego tomu. Wynikało to wyłącznie z braku czasu i zmęczenia. Teraz razem ze wznowieniem "Popiołu i kurzu" czuję potrzebę, by dać autorowi wreszcie prawdziwą szansę i przekonać się, czy i ja odnajdę się w jego świecie fantastyki. Czy już po przeczytaniu mam pozytywne wspomnienia z czytania powieści? 

Największą zaletą "Popiołu i kurzu" w moim odczuciu jest sam pomysł. Od pierwszych stron byłam pod olbrzymim wrażeniem, jak sprawnie autor wykorzystał dość popularne motywy i rozważania, by następnie spojrzeć na nie z całkowicie innej perspektywy i stworzył dzieło niesztampowe. Nie ogranicza się ono w żaden sposób, tylko odważnie idzie krok do przodu, uderzając w wiele schematów. Jestem olbrzymią zwolenniczką takich rozwiązań. Zawsze byłam przekonana, że stworzenie czegoś całkowicie odmiennego w tej chwili jest już prawie niemożliwe, a wykorzystanie czegoś znanego i wykreowanie czegoś unikatowego jest już wręcz niemożliwe. 

Sam styl jest charakterystyczny, więc podejrzewam, że jeśli autor utrzymuje go w pozostałych powieściach, jest w pewien sposób jego znakiem rozpoznawczym. Dla mnie to kolejny aspekt, który jako czytelnik mocno cenię. Lubię mieć okazję, by przywiązać się do danego pisarza. Jednak w tym miejscy spotkałam pierwszą przeszkodę. Nie umiałam się wgryźć w historię, przez co byłam dość rozkojarzona i musiałam pilnować swojego skupienia. Łatwo traciłam wątek, łatwo powracałam do rzeczywistego świata. W pewnym sensie to dość uciążliwe podczas czytania książki. 

Poza tym zostałam oczarowana niesamowitym klimatem historii, który wydzierał ze stron i wpływał na mój nastrój. Mimo moich małych problemów ze stylem, byłam w stanie wyczuć pewną specyficzną atmosferę pozwalającą mi na lepsze zrozumienie podstaw świata Pomiędzy. Z tego też względu przez pierwszą połowę "Popiołu i kurzu" bawiłam się wyśmienicie i byłam w stanie wybaczyć wszystkie niedociągnięcia, które rzucały mi się w oczy. Niestety w drugiej połowie nagle akcja przyspieszyła, co początkowo wydawało mi się całkowicie naturalne, lecz z czasem wprowadziło niepotrzebny chaos. Miałam wrażenie, że sam pisarz znudził się tą historią albo nie do końca miał pomysł na jej poprowadzenie. Wtedy zaczął załamywać się ten oczarowujący klimat, pojawiło się też wiele niepotrzebnych scen. Natomiast niektóre wątki traciły swój potencjał lub ogólnie były pomijane. W efekcie czułam olbrzymi niedosyt i zniechęcenie do pewnych rozwiązań fabularnych. Po samym przeczytaniu powieści pozostawiło to niesmak.

Parę słów wypada też wspomnieć o bohaterach. Nie było ich zbyt wielu, ale też nie pojawiła się taka potrzeba. Ta garstka epizodycznych postaci i główny bohater w moim mniemaniu wystarczyli. Tym bardziej że jak już się pojawiali, to byli wspaniale wykreowani. Część cech było wyolbrzymione, co nadawało powieści delikatny klimat karykaturalny. Odczuwałam to przy głównej postaci, lecz przez nią wybrzmiewała ceniona przeze mnie synteza wad i zalet. Nikt oczywiście nie jest idealny, ale nie istnieje też magiczna linia, gdzie po jednej stronie znajdują się zalety, a po drugiej wady. Pisarze często o tym zapominają. Cechy osobowości i charakteru często mieszają się i mają swoje pozytywne oraz negatywne strony. Cieszę się, że w powieści dało się to wyczuć. 

Zależy mi, żeby zwrócić uwagę na aspekt zaburzenia psychicznego, które tu się pojawia. Chyba mam już pewne skrzywienie zawodowe, choć samego zawodu jeszcze nie mam. Studia swoje robią. W "Popiele i kurzu" pojawia się subtelnie przedstawiona schizofrenia. Od razu wspomnę, że to nie jest żaden obraz objawów, leczenia czy czegoś bardziej konkretnego. Parę tylko słów, ale na tyle ciekawych, że dla osób troszkę znających chorobę stawia całą powieść pod znakiem zapytania. Dla mnie było to mocno fascynujące i zadawałam sobie ciągle pytanie, gdzie się kończy świat fantastyki, a gdzie zaczyna ten rzeczywisty. 

Jak łatwo się domyśleć z początkowych słów mojej recenzji, cała powieść nakierowuje na refleksję, co jest po śmierci i czy tak naprawdę nasze życie ma jakikolwiek sens, czy w ogóle chcemy, żeby miało sens. W całym mroku opowieści jest to głębsza strona historii i pozwalająca na personalne przemyślenia bez oceniania. 

"Popiół i kurz" to bez wątpienia bardzo ciekawe i odmienne dla mnie doświadczenie. Moje odczucia są mocno ambiwalentne i najchętniej rozgraniczyłabym pierwszą połowę powieści i drugą, ponieważ nie jestem w stanie z powieści wyciągnąć spójnego obrazu. Niemniej fantastyczny i wręcz miejscami innowacyjny pomysł oraz klimat zrobiły na mnie wystarczająco dobre wrażenie, by nadal z podekscytowaniem planować sięgnięcie po pozostałe pozycje pisarza. 

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów


czwartek, 17 czerwca 2021

"Pani Cisza" Arkady Saulski – PREMIERA 9 lipca!

 

Bogowie dali mu kiedyś szansę na odkupienie i wieczny spokój… ale wrócił do żywych, jak upiór. Teraz śmierć podąża za nim, zabierając innych, skoro nie mogła zabrać jego.

Klan Nagata umiera. Wiekowy daimyo nie poprowadzi już swoich wojowników do żadnej walki. Jego kilkuletni, chory syn z całą pewnością umrze jeszcze przed ojcem. Klan Węża podstępem wpełza w granice prowincji i zatruwa swym jadem wszystko, co napotka . Armię bandytów bez honoru prowadzi istota, której nawet Duch będzie musiał się pokłonić. Na granicy nieprzeliczone oddziały Manduków czekają tylko na sygnał do ataku.

Tak, dni klanu Nagata są policzone.

Zanim jednak zapłoną stosy pogrzebowe, stary samuraj o żelaznej duszy pośle po umierającego chłopca wojownika, którego zrodziła magia.

Magia. To ona rozpoczęła to wszystko. I ona też tę historię zakończy.


Arkady Soulski – Urodzony w 1987 roku absolwent stosunków międzynarodowych na Akademii Marynarki Wojennej. Dziennikarz „Gazety Bankowej”, członek zespołu redakcyjnego oraz wydawca portalu wGospodarce.pl. Debiutował w 2010 roku w „Nowej Fantastyce” opowiadaniem „Dzieci Syberyjskie”. Na kilka lat porzucił działalność pisarską, by powrócić w 2016 roku powieścią „Czarna kolonia”. 

Od tego czasu regularnie wydawał kolejne książki „Wilk” (2016), „Serce lodu” (2019), „Krew kamienia” (2020) z gatunku sci-fi i fantasy. 

Czuł jednak, że od Japonii nie ucieknie, bo jak sam o sobie mówi: „Dziadek był ekonomistą w Tokio, mama jest japonistką, kuzyni są w połowie Japończykami, od małego dojrzewałem wokół tego klimatu [...] Otaczają mnie przedmioty z Japonii i obrazy[...] Jak sobie na to popatrzysz to generalnie powieść sama się pisze". 

Twierdzi, że nie potrafi nie wymyślać nowych historii. Nieustanne tworzenie scenariuszy to jego największe uzależnienie, a historia „Czerwonego lotosu” (2021) rozlała się po jego mózgu natychmiast po decyzji „piszę o Japonii”.

 Jak wyszło? Epicko. Książka bardzo szybko podbiła czytelnicze serca i zyskała tytuł „najlepszej książki na wiosnę” według serwisu granice.pl, a już niedługo „Czerwony Lotos” doczeka się wydania w Rosji i na Ukrainie.


Trylogia "Zapiski Stali":

1. CZERWONY LOTOS

2. PANI CISZA

3. BITWA NIEŚMIERTELNYCH (W PRZYGOTOWANIU)




Czytaliście "Czerwony Lotos"? Planujecie lekturę "Pani Ciszy"? ♥

wtorek, 15 czerwca 2021

Kolor Samotności – Rhiannon Navin


Tytuł: Kolor samotności

Autorka: Rhiannon Navin

Przekład: Alina Patkowska

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: HarperCollins

Liczba stron: 336

Ocena: 7/10






Nikt nie obiecywał, że życie będzie łatwe, przyjemne i szczęśliwe. Prawdopodobnie wszyscy o tym marzymy i próbujemy wierzyć, że tak będzie. Części z nas nawet pewnie życie da szczęście, ale na część ludzi czeka cierpienie i tragedia, pomimo której trzeba nadal żyć. Nie da się zapomnieć, nie da się znów być szczęśliwym, ale trzeba iść do przodu. Znaleźć odpowiedź na to wybitnie trudne pytanie, jak żyć dalej. A nie ma na nie uniwersalnej odpowiedzi. Niekiedy ona w ogóle nie istnieje. Czy to nie przerażające? Czy nie jesteśmy niewyobrażalni odważni, żyjąc dalej? Czy inni nam pomogą? 

Mały chłopiec o imieniu Zach, idąc do szkoły, nie zdawał sobie sprawę, że dzielą go minuty od tragedii, która zmieni całego jego życie. Jest radosny i pełen energii... Dopóki pewien młody mężczyzna nie przekroczy progu szkoły. Dopóki nie zacznie strzelać i dopóki strzał nie trafi w jego brata. Mijają niewyobrażalnie długie minuty, a Zach ukryty razem ze swoją klasą w szatni czeka, aż ten koszmar na jawie wreszcie się skończy. Kiedyś nadchodzi ten upragniony moment, gdy wreszcie jest bezpieczny, gdy wreszcie jest w objęciach rodziców. Lecz za niedługo zda sobie sprawę, że brakuje jego brata. Jak rodzina poradzi sobie z tak dotkliwą stratą? Co czeka później Zacha? Czy sprawca zostanie sprawiedliwie ukarany? Co nim kierowało? 

Odkąd przeczytałam opis, zdawałam sobie sprawę, że ta książka będzie niosła ze sobą cierpienie i wiele emocji. To bardzo wymagająca literatura, która zapada w pamięć na długo. Mimo to zdecydowałam się na przeczytanie "Koloru Samotności". Czasami warto zaangażować się emocjonalnie, by lepiej zrozumieć innych ludzi i zdać sobie sprawę z głębi naszych uczuć. Czy ta powieść dała mi te odczucia? Zdecydowanie tak. 

Jednak najpierw chciałabym pozostać w sferze analizy stylistycznej. Język, którym posługuje się pisarka, jest bardzo lekki i przede wszystkim prosty. W przypadku tej książki jest to wielka zaleta, gdyż patrzymy na całą sytuację z perspektywy sześcioletniego chłopca. Tu nie ma miejsca na zbyt barwną i kwiecistą stylistykę. Dominują krótkie, pojedyncze zdania, które często są urywane. To wszystko jest obrane w niesamowicie wiele opisów codziennych czynności. W tym przypadku jest to bardzo potrzebne, bo właśnie dzięki tym opisom jesteśmy w stanie nawiązać więź z bohaterami i lepiej zrozumieć ich świat. Choć muszę przyznać, że momentami jest to troszkę nużące. 

Sama fabuła jest mocno nierównomierna w odbiorze, jednak nie jest to aspekt zniechęcający, ponieważ dla tych dobrych momentów warto przetrwać te gorsze. Tym bardziej że tak jak było do przewidzenia, książka charakteryzuje się bardzo silnymi emocjami, które trzeba powoli przerabiać razem z bohaterami. Natomiast sama historia skupia się wokół głównego wątku, nie pozwalając na zbytnie odchodzenie w bok. Przy takich zdarzeniach nie ma miejsca na poboczne i pomniejsze zmartwienia, czy zdarzenia. Dlatego cieszę się, że autorka nie zdecydowała się na dodatkowe odskocznie od głównej fabuły. 

Jakiś czas temu oglądałam film dokumentalny o strzelaninach w szkole, więc "Kolor Samotności" okazał się dla mnie książką niezwykle trudną. Od początku wiadomo, że sama historia jest fikcją, ale w żaden sposób nie zmienia to faktu, że opowiada również o prawdziwych wydarzeniach. I to połączenie – objerzenie dokumentu i przeczytanie powieści – pogłębiły moją rozpacz i przede wszystkim bezradność. Dały też zastrzyk motywacji, by zważać na ludzi obok i na ich emocje, bo może właśnie potrzebują pomocy. Cała książka zmusza czytelnika do empatii i wyrozumiałości. Wydarzenie ukazuje z wielu perspektyw, co daje panoramiczne spojrzenie na różnorodne cierpienie. Możemy obserwować Zacha, który tęskni za bratem, ale czuje też ulgę, że jego buntowniczy brat nie psuje już relacji w rodzinie. Możemy obserwować jego matkę, która zapada w depresję, by później być żądną krwi. Możemy obserwować zachowanie ojca człowieka, który był odpowiedzialny za całą strzelaninę. Tu nie ma miejsca na osądzanie. Tutaj jest po prostu czyste cierpienie. A cierpienie rani osobę cierpiącą, ale często też osoby wokół, co jest kolejnym wątkiem tej książki. Zach też cierpi, ale jest nadal człowiekiem potrzebującym miłości, jest nadal dzieckiem potrzebującym opieki. W perspektywie tak niewyobrażalnej tragedii bardzo łatwo o tym zapomnieć. 

Sami bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani, choć prawie całkowicie przysłonięci własnym cierpieniem. To ono dominuje i zmienia ich charaktery – być może już na stałe. A mały Zach jest przekochanym chłopcem, którego pisarka wręcz wybitnie przedstawiła. Dzięki jego perspektywie możemy zobaczyć, jak wiele różnorodnych emocji czuje, jak walczy o siebie samego i swoją rodzinę i jak pragnie, by świat był dobrym miejscem. Mogłoby się wydawać, że to tylko sześcioletnie dziecko... Czasami dzieci mimo swojej niepełnej dojrzałości okazują się o wiele bardziej uczuciowe niż dorośli. 

"Kolor Samotności" poruszył moje serce. Zmusił mnie do przeżywania trudnych emocji, jednak o to chodzi – by odczuwać i w miarę możliwości starać się rozumieć w empatyczny sposób. Jako obserwatorzy możemy widzieć czasami więcej, ale zawsze zostajemy tylko postronny świadkami, którzy nie czuję tak silnie emocji targających osobą cierpiącą. W tej powieści wybrzmiewa to w sposób subtelny, ale zarazem konieczny do uznania. 


piątek, 11 czerwca 2021

"Pan Lodowego Ogrodu" Jarosław Grzędowicz – wznowienie

 



Pierwszy tom został wydany w 2005 roku i zdobył wszystkie ważniejsze nagrody w polskiej fantastyce:
Nagrodę im. Janusza A. Zajdla, Śląkfę, Nautilusa i Sfinksa

Tom 1 - premiera 18 czerwca
Tom 2 - premiera 19 lipca
Tom 3 - premiera - wrzesień 2021
Tom 4 - premiera listopad 2021


Planujecie czytać? Ja na pewno! ♥ 

czwartek, 10 czerwca 2021

Zapowiedzi na czerwiec od MG ♥♥♥

 Premiery 16 czerwca!


Pomiędzy wzgórzem a doliną Jowita Kosiba


W ostatnią noc roku Weronika czyta list od przyrodniej siostry. Od dawna nie utrzymywały ze sobą kontaktów, jednak ta wiadomość  zmienia wszystko – Eliza Wilkowiecka, słynna pisarka, jest umierająca. Swoje ostatnie miesiące chce spędzić w towarzystwie Weroniki, z którą rozdzielił ją rodzinny zatarg. Kobieta, wbrew zdrowemu rozsądkowi i oburzeniu najbliższych, wyjeżdża na drugi koniec Polski, do Leszczyniec. W starym pałacu, rodzinnej posiadłości Wilkowieckich, pragnie odkryć powody decyzji swojej matki, która przed laty najpierw porzuciła Elizę, a następnie ją. Zagłębiając się w przeszłość, odkrywa mroczną historię, która niegdyś rozegrała się pomiędzy dwiema rodzinami i dwoma domami – położonym na wzgórzu pałacem i ulokowanej w dolinie drewnianej chatce.

Marzyciel Władysław Reymont



Reymont w powieści godnej Dostojewskiego.

Początek XX wieku, polskie miasteczko gdzieś na południu, kapitalizm powolutku wypiera szlacheckie porządki, panowie zostają bez pieniędzy, bogacą się dawni służący… Kolejowy kasjer, zdegradowany szlachcic, upokorzony pracą i swoim życiem ucieka w marzenia o innym świecie, o wielkich podróżach, o cudownych miastach… i realizuje je.  

Reymont z ogromnym talentem umie przybliżyć najdrobniejsze elementy opisywanej rzeczywistości a przy tym ukazać  szeroki przekrój społeczny. Goście poczekalni dworcowej – to zapis całej hierarchii, polskiego patrzenia na siebie i na otaczającą rzeczywistość a jest to zapis uważnego, dociekliwego, głęboko pełnowymiarowego obserwatora, który czuje wszystkimi zmysłami.

Premiera 30 czerwiec

Róże i kapryfolium Paul Leicester Ford



Literacka historia amerykańskiej rewolucji!
Dopiero Przeminęło z wiatrem usunęło nieco w cień tę wspaniałą opowieść o miłości, rozgrywającą się w czasach amerykańskiej wojny o niepodległość 1774–1782.

Historia zaczyna się w przededniu amerykańskiej wojny o niepodległość. Bohaterka – nastoletnia Janice, jest trzpiotką, rozpieszczoną przez ojca, chociaż matka po stracie czwórki dzieci stała się religijną radykalistką i próbuje wbić córce do głowy bojaźń bożą. Do posiadłości jej ojca, wiernego rojalisty, czyli zwolennika rządów króla Anglii, którego z tego tytułu spotykają afronty, bo sąsiedzi chętnie zrzuciliby angielskie jarzmo, przybywa kontraktowy sługa, przedstawiający się jako Karol i starający zachowywać się jak typowy parobek. Chłopakowi wpada w oko córka właściciela  majątku, ale przecież panienka nie może zadawać się z parobkiem! Janice sprzyja, w odróżnieniu od ojca, rebeliantom, a przy tym zawraca w głowie każdemu mężczyźnie, który ją ujrzy, łącznie z Jerzym Waszyngtonem, który nie raz ją ocali. Jak dobry anioł stróż czuwa też nad nią Karol.

Powieść przedstawia najciekawszy fragment historii Ameryki poprzez losy zwykłych rodzin z jednej i drugiej strony barykady. Bohaterowie przedstawieni są z wszystkimi ludzkimi słabościami, wadami, ale też niekiedy wielkością. Sceny romantyczne przeplatają się z batalistycznymi. Rozmach, błyskotliwe dialogi, humor.

Bolesław Chrobry. Szło nowe (t.2) Antoni Gołubiew


Drugi tom monumentalnego dzieła o początkach polskiej państwowości. Powieść historyczna z czasów Mieszka I i początków panowania Bolesława Chrobrego.

Dziki to jeszcze kraj… a już mocny siłą wojów i chrobry siłą księcia…

Tnie się puszcza, szumi zboże na polanach, stare dęby Swarożyca padają przed Trzemami nowego Świątka. Biskup Wojciech chrzci pod murami Gniezna i niosąc nową wiarę pada pod ciosami pogańskich Prusów. Ciało jego warte jest tyle złota, ile waży.

Na pogrzeb zjeżdża wielki  świat Cesarstwa który ku bramom gnieźnieńskim wiedzie sam Cesarz Otton III. Kraj Polan ukazuje, jaką siłą dysponuje i jakie skarby skrywa.

Cesarz zakłada Bolesławowi Koronę na głowę.

To już jest wielkie księstwo, Bolesław trzyma je w garści …..

 Antoni Gołubiew we wspaniałej powieści, pełnej historycznych wydarzeń i historycznych postaci  portretuje wszystkie warstwy społeczne – od pospolitego raba,  po księcia Bolesława czy cesarza Ottona III. Splata losy bohaterów, tak jak splatała się polska państwowość, wytrwale, cierpliwie , w boju i politycznych rozgrywkach.

Dziwne losy Jane Eyre Charlotte Brontë


Najsłynniejsza powieść Charlotte Brontë,  która przyniosła jej międzynarodową sławę.

Historia młodej dziewczyny, która po stracie obojga rodziców,  trafia do domu brata swojej matki. Nie potrafi jednak obudzić uczuć u ciotki, która – gdy tylko nadarza się okazja – pozbywa się dziewczynki, wysyłając ją do szkoły dla sierot, słynącej z surowego rygoru. Jane udaje się jednak przeżyć, zdobywa wykształcenie i znajduje pracę jako guwernantka, w domu Edwarda Rochestera, samotnie wychowującego przysposobioną córkę. Wydawałoby się, że tu wreszcie znajdzie prawdziwe szczęście. Jednak los upomni się o zadośćuczynienie za winy z przeszłości jej ukochanego pana. Jane nocą ucieka szukać swojej własnej drogi…

Jane Eyre to powieść, o której wnet po jej opublikowaniu gazety angielskie pisały codziennie, do tego – niemal w samych superlatywach, a taki publiczny zachwyt nie zdarza się często. Książka Charlotte Brontë porwała tłumy i nadal pozostaje powieścią kultową. W czym tkwi jej fenomen? Wydaje się, że w wierności samemu życiu. Bez względu na epokę samotność, tęsknota i cierpienie są zawsze te same i zawsze tak samo przeżywane. Zwłaszcza jeśli jest to samotność wśród ludzi, tęsknota za zwykłym ciepłem drugiego człowieka i cierpienie wynikające z odtrącenia przez innych. Czy działo się to dawno temu, czy działo się wczoraj – trauma odrzucenia pozostaje ta sama, a lekcja miłości do odrobienia. Jane Eyre ukazała tę drogę nie tylko jako możliwą do przezwyciężenia, ale pewną, przykładem własnej osoby ręcząc, że sprawiedliwość istnieje, a cierpienie zostaje wynagrodzone.

Coś Was zainteresowało? ♥

wtorek, 8 czerwca 2021

Zaginiona apteka – Sarah Penner

 

Tytuł: Zaginiona apteka

Autorka: Sarah Penner

Przekład: Artur Ubik

Kategoria: Literatura obyczajowa

Wydawnictwo: HarperCollins Polska

Liczba stron: 385

Ocena: 5/10

Książkę "Zaginiona apteka" otrzymałam w ramach współpracy z TaniaKsiążka.pl





Mam do Was bardzo ważne pytanie – co byście zrobili, gdybyście znaleźli małą fiolkę? Czy w ogóle zwrócilibyście na nią uwagę? Zabralibyście ze sobą, a może po prostu wyrzucili? To kwestia wyobraźni i też kontekstu. Mając świadomość, że jest bardzo stara i rzadka, większość z nas pewnie, by się choć trochę nią zainteresowała. Jednak mało kto poszukałby rozwiązania jej tajemnicy. Wydaje mi się, że tutaj w grę wchodzi już pasja i zaangażowanie. Ta wytrwałość, która sprawia, że część pasjonatów jest w stanie cierpliwie poszukiwać odpowiedzi na zadane pytania. Wiara, że ich małe odkrycie nie jest tylko nic nieznaczącym faktem albo zwykłym śmieciem. Sama uwielbiam czytać o takich sprawach, jednak na pewno nie potrafiłabym wykrzesać z siebie tej iskierki, by poświęcić swój czas na poszukiwanie nieznanego. A Wy? 

Caroline przeżywa bardzo trudny dla siebie okres. Przyjechała ze Stanów Zjednoczonych  do Londynu całkowicie sama, mimo że podróż była zarezerwowana dla dwójki. Wśród pięknych zabytków musi się zmierzyć z widmem życiowych problemów i podjąć decyzję, jak poprowadzić dalej swoją drogę. Nie zdaje sobie sprawy, że zwykła rozrywka proponowana turystom odmieni jej życie. Tymczasem na horyzoncie majaczy historia apteki sprzed ponad 200 lat, która oprócz lekarstw ukryła w sobie na setki lat mroczne tajemnice. Nareszcie przyszedł czas, by je poznać. Czy w odmętach manuskryptów, ksiąg i ulic Londynu można odnaleźć prawdę? 

Gdy zdecydowałam się przeczytać tę powieść, byłam zwabiona zaskakującym pomysłem oraz hipnotyzującą okładką. Dotychczas nie spotkałam się jeszcze z motywem apteki w literaturze, więc wydawało mi się, że to może być niezmiernie ciekawe doświadczenie. Tym bardziej że w ostatnim czasie intrygują mnie tematy związane z zielarstwem, truciznami i ogólnie pojętą medycyną ludową. "Zaginiona apteka" niekoniecznie spełnia wszystkie te wyznaczniki, ale wystarczająco, by przyciągnąć moją uwagę i obiecać mi pasjonującą lekturę. 

Niestety już na wstępie okazał się dla mnie olbrzymim problemem styl autorki. Książka jest debiutem, więc zdawałam sobie sprawę, że mogą wybrzmiewać pewne niedociągnięcia związane z brakiem doświadczenia pisarki, ale nie spodziewałam się, że aż tak bardzo. Język używany przez Sarah Penner okazał się wyjątkowo prosty i miejscami wręcz infantylny. Od tego typu opowieści oczekiwałabym jednak czegoś o bardziej płynnym i trudniejszym wydźwięku. Lecz to można wybaczyć, gdyby dodatkowo nie było to spotęgowane przez wyraźne błędy logiczne. Dla mnie ostatecznie potwierdziło to niedopracowanie historii. Tym bardziej że wielokrotnie natrafiałam na fragmenty, gdzie wiele zdań było niepotrzebnych i w sposób wyraźny ich obecność kuła w oczy. 

Fabuła jest dwutorowa pod względem czasu akcji. Spędzamy wiele chwil razem z Caroline we współczesności, natomiast w XVIII wieku poznajemy Nellę i Elizę, które są bezpośrednio związane z apteką. Od pierwszych stron byłam niezmiernie ciekawa, jak połączą się wątki wszystkich bohaterów i gdzie nastąpi klamra, która załamie czas, pozwalając czytelnikom zauważyć sploty wydarzeń z przeszłości i teraźniejszości. Wydarzenie z XVIII wieku okazały się fascynujące i wciągające w fabułę. W tych częściach powieści bawiłam się cudownie i miałam coraz to większą ochotę brnąć dalej przez historię. Jednakże brakowało mi trochę atmosfery ówczesnego Londynu, która jest mocno charakterystyczna. Gdyby nie opisy rozdziałów, nie byłabym w stanie samodzielnie stwierdzić, czy jestem w XXI wieku, czy w XVIII. Dopiero sami bohaterowie nakierowaliby mnie na to, a ja pragnęłam poczuć to podskórnie za pomocą wykreowanego, klimatycznego obrazu. 

Jak w przeszłości dowiadujemy się o losach aptekarki i jej małej pomocnicy, tak we współczesności jesteśmy świadkiem dramatu małżeńskiego i przemyśleń wywołanych przez problemy partnerskie. Jeśli ktoś odnajduje się w takiej tematyce, to być może byłoby to dla niego ciekawe, lecz osobiście nie lubię zgłębiać tego typu problemów, więc najchętniej pominęłabym te wszystkie rozważania i skupiłabym się wyłącznie na aptekarce. 

Zwykle nie wspominam o zakończeniach, by przypadkiem niepotrzebnie nie zdradzić czegoś, ale w tym przypadku czuję potrzebę wypowiedzenia swojego zdania. Zakończenie to pewnego rodzaju niespodziewany rollercoaster. Nie byłoby w tym nic złego – w końcu na tym polegają zakończenia, na poruszaniu czytelnika. Tylko ostateczne domknięcie zakończenia jest dla mnie druzgoczące, niszczące wszystko, co wykreowała wcześniej pisarka. Zdecydowała się ona na zabieg typowy dla literackiego laika. Na pewno przynajmniej częściowo było to przemyślane, lecz nie zmienia to mojej opinii, że autorka nie była w stanie poradzić sobie z potencjałem tego, co wcześniej sama stworzyła. 

W "Zaginionej aptece" nie ma zbyt wielu bohaterów, co w moim mniemaniu jest jak najbardziej zaletą całej powieści. To nie jest typ historii, gdzie konieczna jest ich duża liczba. Eliza i Nella okazały się bohaterkami bardzo charyzmatycznymi i nieprzewidywalnymi, a że lubię taki typ postaci, to od pierwszego zapoznania zapałałam do nich sympatią. W przeciwieństwie do Caroline wywołującej we mnie nieposkromiona frustrację. I tutaj mam na myśli i samą jej osobę, i kreację, które była po prostu płytka i mocno niedopracowana. 

Przyznam się, że traktuję tę powieść jako dobrą literaturę, ale z wieloma możliwościami i potencjałem, który został stracony. Choćby sama problematyka utworu na to wskazuje. Historia zaznacza pewien problem moralny, ale do tego się ogranicza. Mijają całe strony, gdzie można by pogłębić przemyślenia, dać czytelnikowi wiele argumentów i kontrargumentów odnośnie moralności jednej z głównych bohaterek, tymczasem zostaje to ponownie spłycone. Bardzo tego żałuję, tym bardziej że w pewnym momencie na główny plan wychodzi tematyka spełniania marzeń. Nie miałabym nic przeciwko temu zabiegowi, gdyby nie został ten nurt historii poprowadzony w sposób mocno naiwny i przekoloryzowany. 

"Zaginiona apteka" przyniosła ze sobą odmienne doświadczenia niż przewidywałam, co mocno mnie rozczarowało. Na pewno dostałam przyjemnie spędzone chwile rozrywki, ale byłam nastawiona na intensywne odczucia wynikające z rozwiązywania zagadek i rozważań moralnych. Tego niestety nie dostałam. Niemniej i tak cieszę się, że zapoznałam się z powieścią. 

Podobne książki znajdziecie w dziale bestseller na TaniaKsiążka.pl

czwartek, 3 czerwca 2021

Piekło w uśmiechu – Marcin Piotr Wójcik

 

Tytuł: Piekło w uśmiechu

Autor: Marcin Piotr Wójcik

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Ocena: 5/10









Kiedy jesteśmy młodzi, to jeszcze wierzymy, że przed nami piękne życie – pełne spełnionych marzeń, chwil przepełnionych szczęściem i radością. Jest to jedna z najpiękniejszych wizji, jaka istnieje. Jednak życie ma to do siebie, że lubi zaskakiwać. Póki robi to w sposób pozytywny, nikt raczej nie ma nic przeciwko. Lecz gdy z dnia na dzień dowiadujemy się rzeczy strasznych, tragicznych i zmieniających wszystko na gorsze, nie jest już tak cudownie. Choć czasami też nasze życie zmienia się w sposób powolny i niewidoczny, przez co niektórych zmian nie zauważamy i nie jesteśmy w stanie ich zatrzymać. Ten obraz bardziej przypomina życie rzeczywiste, gdzie pozornie wiele od nas zależy, ale czy to tak naprawdę my decydujemy sami za siebie, czy jakaś boska istota albo przekorny los kierują nami, jest mocno dyskusyjną sprawą. A Wy jak myślicie?

Odkąd tylko przeczytałam opis, to pomysł wydawał mi się naprawdę intrygują koncepcją, która zachęca czytelnika, do wzięcia książki w rękę i zagłębienia się w treść. Co prawda główny motyw nie należy do najbardziej oryginalnych, ale w żaden sposób nie można uznać go za sztampowy, ponieważ patrzy na odwieczny problem poprzez inną perspektywę. A ja uwielbiam, gdy coś już standardowego nagle zaskakuje mnie czymś jeszcze nowszym. Być może istniejącym od samego początku, ale dotychczas niezauważonym. W pewnym sensie "Piekło w uśmiechu" właśnie to mi dało. 

Styl pisarza wydaje mi się być dość dobry, bo nie charakteryzuje się żadną skomplikowaną i niezrozumiałą stylistyką. Znajduje optymalny punkt pomiędzy łatwością w odbiorze, a trzymaniem klasy językowej. Tym bardziej że jestem pewna, że autor zadbał o to, by był dopracowany w taki sposób, jaki sam sobie zaplanował. Jednak mimo to momentami brakuje pewnej spójności i niekiedy nie ma w ogóle sensownych połączeń, co mocno mnie zawiodło i z czasem wprowadziło olbrzymi chaos w całej fabule. 

Tak naprawdę przez większość czasu nie miałam pojęcia, co tak naprawdę dzieje się w tej książce. Miałam swoje własne koncepcje, ale żadnych głębszych dowodów, by mieć pewność, że idę w dobrą stronę. Mocno mnie to zirytowała i dodawało czytaniu oporności. Pod względem szybkości czytania brnęłam naprawdę płynnie przez tę historię, lecz pod względem odbioru momentami był to dla mnie jakiś czytelniczy koszmar. A prawda jest taka, że jeżeli nie rozumie się tego, co się czyta, bardzo łatwo się znudzić i w moim przypadku dokładnie tak było. Już po połowie książki straciłam ochotę, by dowiedzieć się, do czego to zmierza i czy któryś z moich pomysłów jest słuszny. Ostatecznie samym zakończeniem zostałam pozytywnie zaskoczona i przyznam się bez bicia, że końcowy motyw niezmiernie przypadł mi do gustu. Choćby dla niego warto było się trochę pomęczyć. 

Natomiast tematyka jest przesiąknięta różnego rodzaju metaforyką i symboliką, co było trudno mi wychwycić. Niestety jako czytelnik nie jestem zbyt dobra w rozumieniu takich treści i dużo sama musiałam sobie dopowiadać na zasadzie zwykłego strzelania. W "Piekle w uśmiechu" widzę motyw okrucieństwa samego życia i tego jak los jednostki jest niestabilny oraz nieprzewidywalny. Momentami przechodzi to nawet na całe społeczności. Ten wątek niesie ze sobą wiele emocji i łatwo się utożsamić z niektórymi postaci, gdyż jako całość jest to olbrzymia gama charakterów i sytuacji. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że tu nie ma znaczenia, kim się jest, bo i tak wszyscy zmierzamy do jednego. Ale może mimo to warto próbować podejmować odpowiednie decyzje? 

Po "Piekle w uśmiechu" oczekiwałam znacznie więcej, więc czuję niedosyt już po przeczytaniu go. Lecz nie znaczy to, że nie wyniosłam z tej książki paru ciekawych refleksji i przeżyć emocjonalnych. Stanowczo mimo różnych wad polecę tę opowieść osobom, które lubią zastanawiać się nad sensem życia i siłami, które nim kierują. 

Egzemplarz prasowy Sztukater.pl