niedziela, 17 lipca 2022

Zgroza w Dunwich – Leandro Pinto

 

Tytuł: Zgroza w Dunwich

Autor: Leandro Pinto

Przekład: Małgorzata Kafel

Cykl: Choose Cthulhu

Tom: V

Kategoria: Gra paragrafowa, horror

Wydawnictwo: Black Monk

Liczba stron: 160

Ocena: 8/10





Zew przygody to coś niesamowitego. Coś, co sprawia, że jesteśmy w stanie podejmować bardzo ryzykowne decyzje. Jednak czego się nie robi, by zaspokoić swoją ciekawość? Mówi się, że ciekawość to pierwszy krok do piekła... Ja bym jednak szła w kierunku zaspokojenia, ulgi i być może już ostatniego kroku do piekła. W końcu nie każdy z nas musi źle wyjść na tym, że zadaje pytania, podejmuje różne działania i jest gotowy zmieniać świat. Niemniej czy każdy wychodzi na tym dobrze? Myślę, że na podstawie własnych doświadczeń jesteście w stanie sami odpowiedzieć na to pytanie. 

Jak część z Was na pewno wie, od jakiegoś czasu zaczęłam się interesować troszkę inną formą literatury. Mam tutaj na myśli gdy paragrafowe. Jeszcze niedawno nie miałam nawet pojęcia, że coś takiego istnieje, lecz dzisiaj mam już za sobą niejedną taką pozycję i całym sercem doceniam ich pomysłowość oraz możliwości, które dają. W końcu pewnie każdy z nas, a przynajmniej większość z nas była w momencie, gdy książka poszła całkiem innym tropem niż się spodziewaliśmy i nie mogliśmy tego zaakceptować. Tutaj czegoś takiego nie ma – tutaj my decydujemy. 

Tym razem na kaliber wzięłam kolejny tom serii, którą od jakiegoś czasu Wam przedstawiam. Są to książki paragrafowe z cyklu "Choose Cthulhu". Są one oparte na twórczości Lovecrafta, której osobiście nadal nie poznałam, dlatego "Zgroza w Dunwich" jest przeze mnie oceniana wyłącznie przez pryzmat samej siebie. Nie jestem w stanie dostrzec powiązań z genialnym pisarzem i ocenić rozwiązań Leandra Pinto.

Niemniej w żaden sposób nie przeszkadzało mi to, by całą sobą docenić pomysł. Za każdym razem jak czytam książkę z tej serii, nie jestem w stanie być obojętna na ten niesamowity klimat, który tworzą pisarze. Jestem głęboko przekonana, że to właśnie ujmuje twórczość samego Lovecrafta. Historia "Zgrozy w Dunwich" od pierwszych stron zaprezentowała motywy z jednej strony tak doskonale nam znane, z drugiej ujęte w całkowicie odmienny, nietypowy sposób. Niesamowicie pozytywnie to odebrałam. 

Styl autora jest intensywnie obrazowy dzięki swoim barwnym opisom. Cały czas czuć, że pisarz stara się mocno oddziaływać na wyobraźnię i wychodzi mu to po mistrzowsku. Nawet na chwilę nie odpuszcza. Cały czas czerpie ze wspomnianego klimatu i trzymając czytelnika w garści, przedstawia mu obrazy, od których nie da się oderwać ani ze strachu, ani z ciekawości. Tkwiłam w nich i czułam się zahipnotyzowana. Musiałam wiedzieć, do czego dążę i jaki to ma cel. 

Ta ścieżka fabularna, którą jako pierwszą przeszłam, jest zachwycająca. Gdy już nabierała spójności i myślałam, że wiem, gdzie i po co podążam, zaskakiwała mnie czymś nowym. Czymś całkowicie logicznym, ale wcześniej bezpośrednio dla mnie niedostrzegalnym. Między innymi właśnie dlatego nie byłam w stanie oderwać się od fabuły i właśnie pierwszą moją ścieżkę przeszłam dosłownie na raz. Musiałam – tu nie było możliwości, choćby na chwilę oderwać się od lektury, ani tym bardziej odłożyć ją na później. W końcu trzeba było poznać to zakończenie i dać się porwać atmosferze pełnej grozy, magnetyzmu i swoistego piękna. 

Jestem niezmiernie podekscytowana, że mogłam ponownie zapoznać się z tą serią, a raczej jej kolejnym tomem i ponownie przeżyłam przygodę, która zawładnęła moim sercem i pozwoliła mi podejmować moje własne decyzje. Nie czułam się tak bardzo przez nią ograniczona, jak to czasami bywa przy niektórych lekturach. Czy to nie jest cudowne? Jeśli czasami odczuwacie ten sam problem co ja, to bez wątpienia pozycja literacka dla Was. Też podkreślę, że książki z serii można czytać niezależnie od siebie. 

Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

piątek, 8 lipca 2022

Insulinooporność. Dieta i książka kucharska – Tara Spencer


Tytuł: Insulinooporność. Dieta i książka kucharska

Autor: Tara Spencer

Przekład: Renata Czernik

Kategoria: Poradnik, książka kucharka

Wydawnictwo: Vital

Liczba stron: 248

Ocena: 8/10






W ostatnim czasie coraz częściej mówi się o różnych zaburzeniach, chorobach czy trudnościach wynikających z naszej biologicznej sfery. Bardzo mnie to cieszy, gdyż ważne jest, żeby zdawać sobie sprawę z istnienia takich spraw i wiedzieć, jak sobie z nimi radzić. Jesteśmy jako społeczeństwo na tak bardzo zaawansowanym poziomie, że w tej chwili mamy wiele efektywnych sposobów pomocy, a jeśli nawet ich nie posiadamy, to staramy się je stworzyć. To daje możliwość, by każdy z nas mógł funkcjonować przynajmniej trochę lepiej, jeśli w ogóle nie całkowicie normalnie. Przykładem takiego aspektu jest insulinooporność, która jest częstą trudnością, więc warto wiedzieć, jak ułatwić sobie życie i pomóc swojemu organizmowi. Ale czym jest ta insulinooporność? Insulinooporność to zmniejszona wrażliwość mięśni i tkanki tłuszczowej na insulinę, co prowadzi do zaburzenia metabolicznego. Rezultatem tego może być duży przyrost masy, złe samopoczucie, a w niektórych przypadkach nawet cukrzyca. 

Gdy dostanie się diagnozę insulinooporności, to warto poszukać, jak najwięcej informacji o tym, by po części rozwiązać tę trudność. Moim własnym rozwiązaniem jest zawsze literatura. Choć akurat mnie nie przyciągnęła diagnoza, ale zwykłe pragnienie pogłębienia wiedzy i zdobycia też nowych, interesujących przepisów. Trudno mi określić, jak duże jest zapotrzebowanie na wiedzę właśnie w postaci książki. Ile ludzi poszukuje tak konkretnych informacji? Ile z nich skorzysta? Nie mam najmniejszego pojęcia, ale myślę, że warto było napisać tę książkę, choćby dla garstki. Tak naprawdę to nie może być garstka, patrząc że ta pozycja doczekała się polskiego tłumaczenia. 

"Insulinooporność. Dieta i książka kucharska" jest napisana bardzo przyjemnym językiem, który pozwala w sposób efektowny przyswoić przedstawioną wiedzę. Dzięki prostemu odbiorowi miałam poczucie, że nie jest to pozycja, z której tak naprawdę się uczę, ale rozmowa z kimś, kto ma wiedzę i z zamiłowaniem przekazuje mi ją. To duży plus, bo ostatecznie bez poczucia znużenia i niemocy uczę się tych nowych rzeczy. To na pewno zachęca. 

Autorka wydaje się być bardzo praktyczną osobą, która doskonale zna świat i ludzi. Wie, jak wygląda rzeczywistość i wie, z jakimi trudnościami zmagają się jej czytelnicy. Nie owija w bawełną, ani też nie razi naukowymi wypowiedziami, choć książka jak najbardziej ma naukowe podstawy. Uczciwie mówi o tym, że walka z insulinoopornością i często przyrostem masy jest trudną i długą walką. Dieta ma wiele minusów, o których otwarcie mówi, ale też rzeczowo, co daje poczucie, że da się to przetrwać. W ostatecznym rozrachunku dieta jest efektywna i przynosi więcej plusów. Nie jest też czymś stałym. Takie spojrzenie jest racjonalne, ale też bardzo zachęcające do podjęcia próby. Tym bardziej że pisarka krok po kroku tłumaczy co i jak robić, ale nie jest to sztywny schemat. Cały czas widać różnorodność kontekstową i elastyczność przedstawionych pomysłów. Ludzie z insulinoopornością mają najróżniejsze trudności, czasami wynikające z ich biologii, czasami z charakteru, a czasami z możliwości środowiska. Naprawdę byłam zachwycona, gdy zobaczyłam jak subtelnie jest to ujęte w tej książce. Tym bardziej że pojawiają się też ćwiczenia, których mocno się obawiałam, gdyż mam słabą kondycję i jestem prawie wcale nierozciągnięta –  bądźmy szczerzy, jestem przeciwieństwem jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Tymczasem okazało się, że i takie aspekty są ujęte. Są ćwiczenia dla osób o słabych możliwościach fizycznych, ale i ćwiczenia dla ludzi, którzy już systematycznie ćwiczą. 

Co do części z przepisami mam dość mieszane odczucia. Ogólnie są bardzo interesujące i niejedną potrawę zrobiłoby się z chęcią od razu. Niemniej w tym przypadku to nie wystarcza, gdyż nie są one przystosowane do polskich realiów. Nie wiem, jak to się ma do Ameryki, lecz u nas duża część składników jest trudnodostępna, a już na pewno nie w zwykłym markiecie. W dodatku niektóre z nich są naprawdę drogie, więc niekoniecznie na każdą kieszeń. To nie jest tak, że one są złe. Po prostu przydałby się jakiś tłumacz-dietetyk, który dostosowałby te przepisy do naszych składników. Momentami jest to możliwe i wynika z samej treści. Choć pewnie to też kwestia praw autorskich. Pomijając ten aspekt, to w ogóle przedstawiony plan żywienia jest bardzo ciekawy i inspirujący. 

"Insulinooporność. Dieta i książka kucharska" to bez wątpienia interesująca i wartościowa pozycja. Przyznam się, że najczęściej tego typu książki irytują mnie i przede wszystkim nie spełniają moich oczekiwań. Są zbyt wydumane dla mnie. Tymczasem ta książka jest prosta w odbiorze, przystosowana do rzeczywistości i pełna nadziei. Polecam ją osobom, które zmagają się z insulinoopornością, ale też osobom, które są ciekawe świata. Zresztą nigdy nie wiadomo, co przyszłość przyniesie. Taka wiedza może się przydać. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

wtorek, 5 lipca 2022

Blacksad: Upedek 1 – Juan Díaz Canales, Juanjo Guarnido

 

Tytuł: Blacksad: Upadek 1

Autor: Juan Díaz Canales, Juanjo Guarnido

Przekład: Joanna Jabłońska

Cykl: Blacksad

Tom: VI

Kategoria: Komiks

Wydawnictwo: Egmont

Liczba stron: 64 

Ocena: 8/10





Miasto zbiera najróżniejszych ludzi. Daje im możliwości, dom, historię oraz spełnienie wielu marzeń. A przynajmniej jest to jedna z możliwych ścieżek rozwoju danej istoty. Miasto tworzy też opowieści pełne mroku, cierpienia i pragnienia zapomnienia. Często też karmi złudzeniami, pięknymi abstrakcjami, które oprócz piękna niosą absurd i manipulację. Chciałoby się napisać, że to od człowieka zależy, którą drogę wybierze. Lecz nie jest to tak oczywiste i banalne. Jakie w rzeczywistości jest?

Wszystko zaczęło się od szekspirowskich występów w plenerze. No może nie wszystko, ale sporo właśnie z tym jest związane. Problem polega na tym, że oprócz wielbicieli sztuki są też jej przeciwnicy. Policja stara się, żeby nie miały miejsca owe występy. Niemniej nie do końca im się to udaje. Jaka intryga za tym idzie? Co tym razem czeka detektywa Blacksada? 

Może zacznę od tradycyjnego już w moim wykonaniu wstępu – nie znam wcześniejszych tomów. Oczywiście nie byłam tego świadoma, bo dałam się zwieść jedynce, która tak naprawdę dzieli po prostu szósty tom "Upadku". Pomijając ten mały szczegół, byłam bardzo podekscytowana możliwością przeczytania tego komiksu. Tak jak 2021 był rokiem poezji dla mnie, coś czuję, że rok 2022 będzie rokiem komiksu. Trzeba poszerzać swoje horyzonty, tym bardziej że jestem fanką sztuk plastycznych, więc ilustracja jak najbardziej się do tego wpisuje. Czy "Blacksad. Upadek" przypadł mi do gustu?

Ogólnie jestem niezmiernie zafascynowana pomysłem na całą alegorię. Doceniam, że scenarzysta wybrał motyw zwierząt w wielkim mieście. Brzmi to trochę jak tytuł jakiegoś filmu, lecz tak naprawdę wyróżnia się niesztampowością. "Blacksad" to połączenie znanych nam motywów, ale stworzono za ich pomocą całkowicie nową historię. Z jednej strony mam poczucie, że przede mną coś dobrze znanego, z drugiej poczucie świeżości i wyjątkowości, które mnie hipnotyzuje i mami. 

Co do stylu, którego wytrwale doszukuję się w komiksach, to wyróżnia się naturalnością. Mimo pewnych ekscentrycznych scen mam wyobrażenie, że podobne słowa w danych sytuacjach mogłyby zostać wypowiedziane. Naprawdę łatwo usłyszeć je w głowie i pozwolić im na urealnienie. Choć przyznam, że momentami, choć bardziej dotyczy to początku, miałam wrażenie chaosu. Z czasem krok po kroku odnajdywałam się w nim. 

Fabularnie trochę ciężko mi ocenić ten komiks, ponieważ ze względu na brak znajomości kontekstu straciłam moment kulminacyjny. Mimo to stosunkowo szybko wciągnęłam się w historię i jeszcze szybciej ją pochłonęłam zafascynowana działaniami bohaterów i konsekwencjami ich działań. Scenarzysta zdecydował się na wielowątkowość i zgrabnie wszystkie wątki splótł w całość, co zrobiło na mnie pozytywne wrażenie i dało poczucie panoramiczności i braków ograniczeń. Nadało to całości odpowiednią barwę i atmosferę. 

"Blacksad. Upadek" to bez wątpienia ukazanie mroku, ale też potęgi wielkiego miasta. W takim mieście nie ma nic oczywistego, nic bez skazy. Wbrew pozorom każdy walczy o swoje przetrwanie i stara się nie stać ofiarą, niektórzy decydują się po prostu na bycie drapieżnikami. Pod hasłem "dobroć" i "rozwój" wiele da się ukryć, a najlepiej ukrywa się manipulacje i intrygi, co ma na celu wyzysk niewinnych jednostek. 

Ilustrator pokazał całą gamę umiejętności. Ilustracje są po prostu przepiękne i zachwycające. Wyróżniają się realizmem, co musiało być trudne, ponieważ bohaterowie to hybrydy zwierząt i ludzi. Dlatego tak doskonale widać wnikliwość obserwacji ilustratora i umiejętności, by przenieść właśnie te obserwacje na kartkę i stworzyć z nich niesamowitą opowieść. Są one niezmiernie dopracowane, ale mimo tego zachowują przejrzystość i nie pozwalają czytelnikowi zgubić się. 

"Blacksad. Upadek 1" mimo niefortunnej kolejności bardzo przypadł mi do gustu i pogłębił moją nową fascynację komiksem. Coraz częściej w mojej głowie pojawia się refleksja, że umiejętności ilustratorów i scenarzystów pozwalają niekiedy stworzyć historie o wiele bardziej wielowymiarowe i głębokie niż książki. Zaskoczyło mnie to, bo jednak moją pierwszą i długo jedyną miłością są książki. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl 

piątek, 1 lipca 2022

Przygody Oktawiana – Katarzyna Brzezina

Tytuł: Przygody Oktawiana

Autor: Katarzyna Brzezina

Kategoria: Literatura dziecięca

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Liczba stron: 52

Ocena: 9/10
 







Pamiętacie czasy, gdy byliście dziećmi? Coś czuję, że to bardzo nostalgiczne czasy. Mam nadzieję, że niosą za sobą jak najlepsze wspomnienia. Ja swoje dzieciństwo pamiętam jako świat pełen magii i barw. Wtedy dosłownie wszystko mnie zachwycało, a dzięki swojej rozbudowanej wyobraźni widziałam stanowczo więcej niż powinnam. Potrafiłam przywoływać pewne rzeczy na zawołanie. Już wtedy można było u mnie zauważyć uwielbienie do najróżniejszych historii. Podejrzewam, że to właśnie z niego wyrosła moja kolejna miłość, czyli literatura. A jak u Was rozpoczęła się przygoda z czytaniem? 

Oktawian mieszka w lesie, ponieważ... Właśnie – czemu? Sam tego nie wie, ale za to wie, że las jest jego domem i rodziną. Czuje się tam bezpieczny i szczęśliwy, a to jest najważniejsze. W pewnym momencie w lesie pojawia się niespodziewany przybysz. Kto taki? A to akurat tajemnica, ale zapewniam Was, że zmieni on losy Oktawiana i całego lasu. Pytanie tylko, czy wyjdzie im to na dobre, czy wręcz przeciwnie? 

"Przygody Oktawiana" zdecydowałam się przeczytać, ponieważ bardzo cenię literaturę dziecięcą, więc też dbam o to, by co jakiś czas zapoznać się z jakąś książką z tego gatunku. W tym przypadku zachęcił mnie opis fabuły oraz promienna zieleń na okładce. W końcu to kolor nadziei i dla mnie skojarzenie ze szczęściem i radością. Czy właśnie tak się czułam, czytając tę książkę?

Pomysł na całość – również na dalsze części historii, których Wam nie zdradzę, musicie sami przeczytać – niezmiernie mi się spodobał. Nie przypominam sobie, żebym spotkała się z czymś podobnym. Gdy czytałam miałam poczucie, że jest prosty, lecz w żaden sposób nie odczułam tego jako wady, gdyż zarazem intensywnie oddziaływał na moją wyobraźnię. To opowieść dla o wiele młodszych czytelników niż ja, więc podejrzewam, że oni nie będą czuli tej prostoty. Pozwolą się porwać wyobraźni, a o to przecież chodzi!

Styl autorki jest dla mnie symbolem ukazania szacunku do swoich czytelników i to bez względu na wiek tych czytelników. Oczywiście i tutaj pojawia się łatwość odbioru osiągnięta za pomocą prostych zdań. Niemniej czuć, że pisarka spędziła dużo czasu nad dopracowaniem stylu. "Przygody Oktawiana" wydają mi się doskonałe dla dzieci. 

Jako dojrzały czytelnik z dość dużym doświadczeniem literackim zapewniam, że książka niesamowicie wciąga. Czytając, koniecznie chciałam się dowiedzieć, co będzie dalej, jak potoczą się losy bohaterów i jakie będzie ostatecznie zakończenie. Miałam wiele pomysłów i chciałam sprawdzić, ile z nich zostanie spełnionych. Poza tym główni bohaterowie, czyli tytułowy Oktawian i jego przyjaciel Timi, zyskali moją sympatię. Ich kreacja opierała się na głębokiej, jak na możliwości odbioru przez dziecko, analizy osobowości i tutaj ponownie dało się zauważyć dopracowanie. 

Natomiast tematycznie historia jest przepiękna, gdyż jest to opowieść ukazująca wizję prawdziwej przyjaźni, gdzie wyraźnie można zauważyć wagę wzajemnego oddania i lojalności. Są to według mojej opinii bardzo istotne wartości, które należy przekazywać małym ludziom od najmłodszych lat. Tym bardziej że oprócz tego motywu uwidacznia się motyw miłości do rodziny. Nie tej ślepej, ale tej, która jest w stanie zaakceptować pewne wady rodziny i dostrzec jej piękno w codzienności. Za tym idzie też rozróżnianie dobra i zła. 

Nie można też w żaden sposób zapomnieć o cudownych ilustracjach wykonanych przez Annę Andrzejewską. Mają one w sobie niesamowitą głębię dostrzegalną na wielu poziomach. Ilustratorka pomyślała nawet o takich aspektach jak światłocienie, co jest jeszcze kolejnym dowodem na niesamowity szacunek twórczyń do młodych czytelników. Na ilustracjach można dostrzec niesamowitą harmonię nadającą piękna i intensywne barwy dające poczucie, że jest się w baśni, świecie, gdzie nie ma zmartwień. 

"Przygody Oktawiana" okazały się fantastyczną opowieścią dla młodych osób, która pozwala zrozumieć takie wartości jak przyjaźń, miłość, rodzina oraz dobro i zło. Dzięki prostemu odbiorowi i wciągającej historii, łatwo zapomnieć, że jest to tylko książka, a nie coś, co wydarzyło się naprawdę. Wszystko wzbogacają piękne ilustracje. Dlatego jeśli tylko macie dzieci, to nie czekajcie i zaprezentujcie im tę książkę. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl