niedziela, 31 stycznia 2016

Igrzyska Śmierci: Kosogłos część 2


Tytuł: Igrzyska Śmierci: Kosogłos część 2

Reżyser: Francis Lawrence 

Część: IV

Produkcja: USA

Gatunek: Science fiction

Rola główna: Jennifer Lawrence

Czas trwania: 2 godz. 25 min.

Premiera: 20 listopada 2015 r. (Polska), 4 listopada 2015 r. (świat)

Ocena: 5/10




Władza jest potęgą, za pomocą której można osiągnąć wiele. Można zmienić świat na lepsze. Wystarczy tylko się zaangażować i chcieć. Tylko że władza zmienia ludzi... na gorsze. Na początku to tylko pragnienie, później nałóg, na koniec żądza, która niszczy sumienie, niszczy najlepszą część duszy, sprawia, że człowiek zapomina, kim naprawdę jest. Widzi rozwiązanie tylko w terrorze. Mało jest osób, które są w stanie podołać obowiązkom i pokusom przywództwa. Nieumiejętne rządy i zepsuty charakter sprawiają, że w pewnym momencie ludzie wychodzą na ulice. Pragną prawa do życia. Wtedy nie ma znaczenia, kim jesteś, kto jest twoim przyjacielem, a kto wrogiem. Idziecie razem zawalczyć o wolność i nadzieję na lepsze jutro. Zaborca jest tylko jeden, ale może więcej niż wy. To nic... Nie można się poddawać. W końcu mamy ze sobą Kosogłosa – symbol nadziei i wiary. Co może się nie udać?

"Igrzyska Śmierci"... Kto nie słyszał o tej książce, a następnie filmie. Produkcja, którą pokochała publiczność i niecierpliwie czekała na ostatnią część. To już ten moment. "Kosogłos część 2" podbił ekrany polskich, ale również zagranicznych kin. Nie ukrywam, że czekałam na finał tej serii. Filmy nie robiły na mnie dużego wrażenia, gdy porównywałam je z książką. Miałam wrażenie, że były spłycone i wielokrotnie pomijano ważne wydarzenia. Jednakże i tak z chęcią oglądałam kolejne kontynuacje. Lecz na finał byłam raczej źle nastawiona. Moje wymagania były duże i wiedziałam, że nie zostaną spełnione. Mimo to miałam nadzieję, że się pomylę. Tak się nie stało...

Akcja jest wyjątkowo szybka. W momencie przechodzimy od jednego wątku do drugiego. Zawsze byłam zdania, że dzielenia powieści na dwa filmy jest złym rozwiązaniem, które niestety uwarunkowane jest zyskami finansowymi. Gdy dowiedziałam się, że "Kosogłos" zostanie podzielony na dwie części byłam rozgniewana. Można było poprzednie części zekranizować w jednej produkcji, a ostatniej już nie... Muszę przyznać, że ten film w miarę wiernie oddaje powieść. Co prawda minęło już kilka lat, odkąd czytałam książkę, ale  w tej chwili trudno jest nie odświeżyć sobie fabuły przez rozmowy z innymi i wszędzie spotykane reklamy. Jednak mimo to olbrzymia ilość fragmentów po prostu zanika. One pojawiają się, ale trwają tak krótko, że gdyby nie znajomość oryginału, umknęłyby mi. A często takie sceny są wyjątkowo symboliczne. Na co należy zwrócić uwagę...

Co do bohaterów mam mieszane uczucia. Brakowało mi czegoś w nich. Główna bohaterka – Katniss – była tajemniczą postacią, ale bardziej o zabarwieniu negatywnym. Jej charakter jest bardzo specyficzny i niestety w filmie nie było tego widać, co automatycznie zmniejszało znaczenie jej roli w całym powstaniu. Postacie drugoplanowe lub epizodyczne pojawiały się w olbrzymich ilościach i jeszcze tak szybko, że nie mogłam zapamiętać, kto jest kim. To był wielki chaos. Tak dużo ważnych bohaterów zanikło w gmatwaninie wydarzeń, co dla mnie jest wprost niewybaczalne. Te postacie to były symbole, na których opierała się cała fabuła...

Najbardziej w całym filmie spodobały mi się efekty specjalne. Muszę przyznać, że robiły na mnie wrażenie. Nie jestem znawcą i coś, co jest nierealne w naszym świecie sprawia, że wyobraźnia dopina własne wyobrażenia, tworząc z produkcją niezwykłe tło wydarzeń. Co do gry aktorskiej ani nie mam zastrzeżeń, ani tak naprawdę nikt nie wpadł mi w oko. Kiedyś bardzo podobała mi Jennifer w odtwórczyni roli Katniss, ale teraz moje zdanie na ten temat uległo zmianie. 

Jak czytacie moje recenzje, to wiecie, że ja z założenia zakładam, że ekranizacja będzie gorsza od oryginalnej powieści. Zapewne to jest błąd z mojej strony, przez co wiele tracę, jednakże nie potrafię wyzbyć się tego przyzwyczajenia. "Kosogłos część 2" dla fanów "Igrzysk Śmierci" jest obowiązkową pozycją, lecz ostrzegam, że nie należy nastawiać się na epicki finał...



czwartek, 28 stycznia 2016

Księżniczka z lodu


Tytuł: "Księżniczka z lodu"

Autor: Camilla Läckberg

Tłumaczenie: Inga Sawicka

Cykl: Saga o Fjällbace

Tom: I

Seria: Czarna seria

Kategoria: Kryminał

Wydawnictwo: Czarna Owca

Liczba stron: 424

Film: Isprinsessan

Ocena: 7.5/10


Zizizimno... Czuć w powietrzu ten chłód, który przeszywa każdą najdrobniejszą część ciała. Ale co poradzić? Taki jest klimat w Skandynawii i trzeba dać sobie z nim radę. Dla większości mieszkańców to naturalne. To pewnego rodzaju przyzwyczajenie, od którego trudno się uwolnić. Zima potrafi być też piękna. Tworzy niezwykłe obrazy i daje wiele możliwości. Przynajmniej tak twierdzą mieszkańcy małej, nadmorskiej miejscowości. Jednak jeden z nich snuje inne marzenia, choć wie, że czeka go jeszcze długa droga do ich spełnienia. Z głową w chmurach wchodzi do domu sąsiadki, by rozpalić ogień w kominku. Coś jest nie tak i to poważnie coś jest nie tak. Starszy człowiek kieruje swoje kroki do łazienki. Ma przeczucie, że to właśnie tam zakończy się pewna historia. A może właśnie zacznie? Widzi przed sobą kobietę – księżniczkę z lodu. Jest piękna i przerażająca. Zamarznięta kontrastuje z krwią na posadzce. Co się naprawdę wydarzyło? Czy przeszłość i przyszłość mogą się wiązać po tylu latach?

O Camilli Lackberg słyszałam niesamowicie dużo pozytywnych opinii. Są kultowi pisarze kryminałów, których po prostu się zna. Nawet jak się nie czytało książki. Są również tacy, o których wszyscy mówią i naprawdę poza zwykłym rozgłosem czytelnicy wiedzą coś więcej. Właśnie takie wrażenie robi "Saga o Fjallbace". To połączenie czegoś starego i nowego. Starego, ponieważ biorąc powieść do ręki jesteś przekonany, że znajdziesz wszystkie typowe elementy, które zapewnią dobry warsztat literacki. Natomiast nowego, gdyż jesteś zaintrygowany i od razu wiesz, że to powiew świeżości. Właśnie z takimi uczuciami podchodziłam do "Księżniczki z lodu". Nie ukrywam, że miałam wyjątkowo duże oczekiwania i nadzieję, że zostaną one spełnione. Czy tak było?

Muszę przyznać, że rozpoczęcie powieści zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Było niepozorne. Gdyby nie małe przerywniki, powiedziałabym, że jest to zwykła obyczajówka. Jednak w mgnieniu oka wszystko się zmieniło i przede mną ukazał się obraz prawdziwego kryminału, które ma w zanadrzu wiele niespodzianek. Powiązania miedzy bohaterami były bardzo nietypowe. Na początku nie brałam w ogóle pod uwagę, że niektórzy ludzi i zdarzenia mogą mieć ze sobą coś wspólnego. Możecie mi zarzucić, że przecież nie mogły stać się przypadkiem. Wiem to – w kryminałach nie ma przypadkowych zdarzeń, jednakże miałam inną wizję zakończenia. W dodatku przed każdym rozdziałem pojawiały się przerywniki. To były myśli nieznanej nam osoby. Przerażały. Mam ochotę użyć tutaj słowa "chore". Nikt zdrowy psychicznie nie ma takich skojarzeń, pragnień i podejścia do rzeczywistości. Lecz ostatecznie zawiodłam się na fabule odnoszącej się do kryminału. Mimo że na starcie nie przewidziałam zakończenia, z czasem zmieniło się to. Nie mogę powiedzieć, że wszystko przeczułam i przed przeczytaniem kulminacyjnej części powieści wiedziałam o całym zakończeniu. Jednak domyśliłam się głównego wątku... Niestety to sprawiło, że moje pozytywne uczucia co do "Księżniczki z lodu" zelżały.

Gdy rozpoczynałam książkę, spodziewałam się ciężkiego, opisowego języka, który będzie wszystko utrudniał. Byłam niesamowicie zaskoczona, gdy okazało się, że Lackberg ma lekki i bardzo przyjemny styl. Od razu skojarzyłam go z młodzieżówką, co wywołało u mnie sprzeczne uczucia. Literatura młodzieżowa jest ostatnimi czasy znana z niedokładności i niskiej jakości językowej. Oczywiście bardzo tu uogólniam, ponieważ nie każda książka z tego gatunku jest źle napisana. Z drugiej strony o wiele lepiej i szybciej czyta się historię, która jest napisana w niewymagający sposób. A jednym z głównych celów kryminałów jest rozrywka. Odrzuciłam na bok swoje obawy i zaczęłam czytać. Okazało się, że jednak należę do osób, które uwielbiają się męczyć przy ciężkim języku autora. Brakowało mi szczegółów i barwnych opisów. Nie przeczytałam w swojej karierze czytelnika dużo tego typu powieści, jednakże jak na razie nie jestem w stanie zmienić swojego wizerunku książek sensacyjnych.

Bohaterowie wzbudzili we mnie sympatię. Pojawili się nagle w moim życiu i byłam ich bardzo ciekawa. Chciałam koniecznie uchwycić ich charaktery i przewidzieć zachowania. Nie umiałam. Mimo że poznałam całą tę opowieść, nadal nie znam postaci. Są przypadkowo spotkanymi ludźmi, z którymi zamieniłam kilka słów i poza ogólnym rysem ich życia nic więcej nie wiem. Jestem trochę zirytowana tym faktem, ale wiem też, że istnieją kolejne części i spodziewam się, że autorka powoli ukaże mi ich duszę. Będę miała okazję poznać ich powoli i zapewne dobrze, czyli tak jak w prawdziwym życiu.

Największym plusem "Księżniczki z lodu" jest tematyka, którą porusza pisarka. Nie jest ona spotykana na co dzień. Póki nie wydarzą się takie rzeczy, nikt o tym nie mówi, a nawet gdy dojdzie do tego typu zdarzeń, większość ludzi próbuje uniknąć tematu. Chcą, żeby przestał istnieć, ale tak nie będzie. Nasze pragnienia nie są w stanie, wymazać przeszłości. A przeszłość może zniszczyć przyszłość...

"Księżniczka z lodu" jest barwną powieścią i bez wątpienia przeczytam kolejne tomy serii. Myślę, że każdy fan kryminałów powinien zapoznać się z tą pozycją. Jak już wspominałam, mam inne wyobrażenia co do tego gatunku, jednakże nie czuję się zawiedziona. Jest wiele niedociągnięć, ale jestem pewna, że w kolejnych częściach zostały dopracowane.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Lato koloru wiśni

''Lato koloru wiśni''
Carina Bartsch

Emely to ułożona, kulturalna i inteligentna studentka literaturoznawstwa, zamieszkująca stolicę Niemiec. Wraz z przeprowadzką jej przyjaciółki do Berlina przybywają kłopoty w postaci nastoletniej, a może i nawet jedynej miłości. Elyas jest czarującym mężczyzną o turkusowych oczach, którym nie oprze się żadna kobieta. Arogancki, przystojny, pociągający rozsiewa aurę tajemniczości. Jednak Emely stara się zignorować pokusę zemsty, przez co postanawia jak najdłużej omijać Elyasa. Jednak czy jej plan się powiedzie? I jaki wpływ będzie miał na to tajemniczy mężczyzna, z którym bohaterka wymienia e-maile?



Lato koloru wiśni to typowy romans, o utartym schemacie. Niespełniona, młodzieńcza miłość, spotkanie kochanków po latach, tajemniczy wielbiciel wysyłający e-maile – każda z tych sytuacji jest już nam dobrze znana, czy to z filmów, czy z różnorodnych powieści. Pewne cechy spotkamy w każdym zakątku literatury. Sztuką nie jest ich odnalezienie, ale zinterpretowanie w inny, niestandardowy sposób. A raczej zdolność autora do odwracania uwagi czytelników od powielanych tematów. Jednak wymaga to szczególnie realistycznego czy oryginalnego sposobu przedstawienia postaci, czemu Carina Bartsch podołała. 

A przecież książki to jeden z najcenniejszych darów na ziemi.
Kunsztownie zestawione słowa, które zmieniały się w melodię, a potem w obrazy.
Białe, puste kartki, na których powstawały światy większe od wszechświata.
Przestrzenie, które wciągały ludzi i kazały im zapominać o wszystkim wokół.
Literatura była magicznym zaklęciem, któremu całkowicie uległam.

Bohaterowie książki to niezwykle zabawne, barwne postacie, które tylko upiększają naszą miłosną historię. Poczucie humoru, jakie gwarantują nam Emely oraz Elyas, sprawia, iż na naszej twarzy potrafi zagościć uśmiech, nawet w jednej z najsmutniejszych scen. Mieszanka uczuć, jaką potrafi wywołać w nas słowo napisane, jest niespotykanie wielka. Sięgając po Lato koloru wiśni, oczekujemy lekkiej, miłej lektury, która będzie naszą towarzyszką w chłodny wieczór. Gdy przewracamy ostatnią kartkę, jesteśmy wykończeni emocjonalnie, w naszych umysłach roi się od sprzecznych emocji, a my chcemy więcej i więcej. Nastająca burza uczuć sprawia, iż pragniemy, by książka nie była jedynie fikcją. 


Myślę, że miłość jest zdecydowanie zbyt często sprowadzana tylko do relacji dwojga ludzi,
pomiędzy którym powstaje więź seksualna.
Uczucia, które żywimy do rodziny, przyjaciół, to przecież nic innego niż miłość.
Z tą tylko różnicą, że nie chcemy z nimi sypiać – przynajmniej w normalnych wypadkach.

Podsumowując – Lato koloru wiśni to fantastyczna powieść z oryginalnymi bohaterami na czele, niebanalną fabułą, pięknymi dialogami oraz cudownym przekazem. Jeżeli poszukujesz przygód, dojrzałej miłości czy pragniesz, by twój umysł kipiał od emocji, możesz sięgnąć po powyższą pozycję. Nawet jeśli nie odnajdziesz w niej nic ekscytującego, na pewno miło spędzisz czas.

Moja ocena: 
9/10 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina oraz Redakcji Essentia

niedziela, 10 stycznia 2016

Piórem życie pisane: Uwierz w siebie!

Witajcie! 

Wiecie, w życiu są takie chwile, kiedy totalnie nic nie wychodzi. Macie marzenia, chcecie je spełnić, jesteście na to gotowi. I co? Koniec – nic się nie udało. Marzenia zostały odłożone na półkę lub wyrzucone do śmieci. A Wy odeszliście w szarą rzeczywistość, by powielać pomysły innych i nie robić nic ponad. Zaczynacie zadawać sobie pytanie: jaki sens ma moje życie? Patrzycie na ludzi, którym się udało. Powinniście czuć radość. Komuś udało się zrealizować swoje marzenia, co w większości przypadków oznacza, że świat zmienił się na lepsze. A czy nie oto chodzi? By świat się zmieniał na lepsze? By ludzie byli szczęśliwsi? Tymczasem pojawia się tylko zazdrość – chora, psychiczna zazdrość, która nie prowadzi absolutnie do niczego oprócz smutku i niepotrzebnego gniewu. Mieliście wszystko, co jest potrzebne do sukcesu: talent, motywację, wiarę w siebie, ludzi, którzy zawsze przy Was są, marzenia. Nie udało się. I w tej chwili się poddajecie! Nie mieliście wszystkiego. To były tylko złudne uczucia, które Wami zawładnęły ( a raczej powinnam pisać nami, bo w końcu dotyczy to również mnie). Brakowało nam wiary w siebie i motywacji. Nikt mi nie udowodni, że one były. Możecie mówić, że byliście przekonani o sukcesie, nie braliście w ogóle pod uwagę, że się nie uda. Tak? Wierzę Wam. Jednak muszę zadać jedno pytanie. To dlaczego poddaliśmy się?  To jest życie... Takie już jest. Daje na coś nadzieję i po chwili zabiera ją. Nigdy nie pozwoli nam do końca spełnić wszystkich marzeń. Cokolwiek byśmy nie zrobili, ono będzie brutalne i niepokonane. Jednak jestem pewna, że słyszeliście o tym, że każdy człowiek ma dobrą i złą stronę. Jest w nim tyle samo dobra i zła. Czym nasze istnienie się różni? Jeśli nie spróbujemy, to nigdy nie dowiemy się, czy przypadkiem za drugim razem nie udałoby się nam. 

Uwierz w siebie!  

Czy chcesz pewnego dnia spojrzeć w lustro i zobaczyć przegranego człowieka, który stracił wszystko tylko dlatego, bo nie miał odwagi uwierzyć w siebie i spróbować? Chcesz tego? Tak, tak, ja to wiem. To wcale nie jest łatwe. Łatwo jest stukać w klawiaturę i wypisywać puste słowa, ale ja coś takiego przeżyłam niezliczone razy. Były to drobne sytuacje, o których nawet nie pamiętam, ale również takie, które w jakiś sposób zadecydowały o moim życiu. Nie żałuję, że nie spróbowałam. Popełniłam błąd, ale dzięki temu mogę pisać ten post. Dostałam lekcję, którą wielokrotnie przerabiałam i wiem, jak mogę w tej chwili zmienić swoje życie. Próbowałam naśladować, próbowałam robić wszystko zgodnie z instrukcją, próbowałam marzyć, ale w odpowiednich ilościach. Jakich ilościach? Marzenie nie mają ilości ani liczby. One po prostu są i czekają na swoją chwilę, a Ty razem z nimi. One mają nadzieję, że pewnego dnia wstaniesz i wszystko się zmieni, ponieważ uwierzysz w siebie, w swoją wartość. Będziesz przekonany, że jesteś zdolny do wszystkiego. Wiara czyni cuda – frazes znany od dawna i od dawna pomijany. Póki będziesz wierzyć, że jesteś wspaniałym człowiekiem, który mimo wszystkich błędów, wahań, jest zdolny zmienić swoje życie na lepsze, tak będzie. Nie poddasz się, bo będziesz przekonany, że kiedyś przyjdzie czas, kiedy Twoje marzenia się spełnią, kiedy świat stanie się najpiękniejszym miejscem, jakie tylko możesz sobie wymarzyć. 

Nie ma rzeczy niemożliwych...

Nie ma! Zapamiętajcie to sobie i proszę nie podawać mi tu argumentów, że nie pokonamy praw fizyki, że nie mamy szans ze starciu ze śmiercią, że mężczyźni nie mogą rodzić dzieci itp. Dobrze wiecie, że nie o takie przykłady mi chodzi, choć na przestrzeni lat niektóre rzeczy mogą się zmienić... Wiele zależy od nas. Od tego ile znajdziemy siły, by wierzyć i dążyć do osiągnięcia naszych celów. Te wszystkie piękne historie o spełnionych marzeniach dla większości z Was są przereklamowane, bo są. Jednakże część z nich jest realna, wydarzyła się naprawdę. Jak coś się już zdarzyło, to znaczy, że jest niemożliwe? Sami słyszycie absurdalność tego stwierdzenia. To się już stało, to przeszłość, czyli to jak najbardziej możliwe wręcz prawdopodobne. A jak coś nie miało miejsca w naszej historii? Może po prostu nikt nie próbował albo zabrakło mu pomysłu lub po prostu nie włożył w to odpowiedniej siły i determinacji... Co szkodzi spróbować? Nie stracicie nic. A jeśli nawet? Czy nie jest to godna cena za próbę? Możecie zyskać wiele i nie mówię tu o rzeczach materialnych. Tu mowa o czymś więcej... 

Proszę uwierz w siebie. O nic więcej nie proszę – tylko o tyle. Przez ten jeden akt wiary możesz zmienić nasze życie. Wydaje Ci się, że jedna decyzja nie ma dużego znaczenia. Nie wiesz tego na pewno. Za moją największą zaletę uważam wiarę w ludzi. Nie optymizm, nie radość. WIARĘ! Nie umiem dać sobie szansy, ale potrafię innym ludziom. Dlatego przestań się zastanawiać, czy ją przyjąć. Nie znam Was, a Wy mnie. Niektórzy z Was są wspaniałymi osobami, które nie potrzebują tego wiedzieć. Inni potrzebują iskierki, która rozpali ich serca, a jeszcze inni są okrutni, ale mogą to zmienić, mogą spróbować. Może to są naiwne wynurzenia młodej osoby, nie znającej życia. Jednak wiem, że świat potrzebuje i takich osób. 

piątek, 8 stycznia 2016

Kraina Jutra


Tytuł: Kraina Jutra

Reżyser: Brad Bird 

Produkcja: USA

Gatunek: Science-fiction

Rola główna: Britt Robertson

Czas trwania: 2 godz. 10 min.

Premiera: 29 maja 2015 r. (Polska), 9 maja 2015 r. (świat)

Ocena: 8/10








Wstajecie codziennie rano i za każdym razem myślicie o tym samym. Dzisiaj przybliżę się do spełnienia mojego marzenia! Tak, dzisiaj zrobię wszystko co w mojej mocy, by nareszcie poczuć się szczęśliwym. Wstajecie radośni, bez narzekania. Ten dzień musi być wspaniały. Ale nagle... Zdajecie sobie sprawę z czegoś – w naszym świecie nie da się spełnić tego jednego marzenia, które mogłoby zmienić bieg historii. Ludzie są zbyt ograniczeni, nie lubią zmian i kontrowersji. Nie pozwolą na taki przewrót. Siedzisz zawiedziony ze spuszczoną głową i popijasz kawę. Twój świat nagle runął. Tak codziennie... Wiecie, ale zawsze jest "ale". To przeklęte "ale", które irytuje i sprawia, że piękne rzeczy tracą swój urok. Jednak czasami jest inaczej. To ono pozwala na zmianę świata. Bo nagle zadajesz sobie pytanie: Ale skąd ja mam wiedzieć, że się nie uda? No właśnie! Nie wiesz tego, jeśli nie spróbujesz. Ludzie w ciebie nie wierzą, uważają cię za wariata, ale ty chcesz chociaż spróbować. Bez prób, porażek i sukcesów życie nie miałoby sensu. Tacy ludzie, którzy się nie poddają, dostają przepustkę do Krainy Jutra, gdzie wszystko jest możliwe. Jedynym ograniczeniem jesteś ty sam i twoja wyobraźnia. A ty? Chcesz spełnić swoje marzenie?

"Kraina Jutra" – film, o którym wszędzie było głośno. Gdziekolwiek bym nie poszła olbrzymie plakaty, włączam telewizję, radio a tu reklamy tej produkcji. Jak mnie chociaż troszkę znacie, wiecie dobrze, że nic nie może bardziej mnie zniechęcić do obejrzenia filmu. Jak nie zwariować przy takim natłoku tych samych informacji? Nawet nie brałam pod uwagę, że zdecyduję się na obejrzenie "Krainy Jutra", jednak jej sława przeminęła. Co prawda gdzieniegdzie można zaobserwować jeszcze wzmianki na jej temat, ale są już coraz rzadsze. Tak więc, zmieniłam swoje zdanie i postanowiłam dowiedzieć się, o czym jest ta produkcja. Mój umysł odrzucał jej fabułę, dlatego odkrywałam film, wiedząc jedynie, jacy aktorzy obsadzali dane role. Czy dobrze zrobiłam, postanawiając dać szansę tej superprodukcji?

Muszę przyznać, że od początku byłam zafascynowana. Nagle coś się zmieniło i zapragnęłam poznać tę historię. Byłam wręcz zahipnotyzowana. Każde słowo, wydarzenie śledziłam z uwagą i sama próbowałam odkryć, o co chodzi w filmie. Jednak ku mojemu zdziwieniu ten stan ducha nie utrzymał się długo. W pewnym momencie cała ta opowieść zaczęła wydawać mi się banalna, żeby nie powiedzieć trywialna. Przyznaję, przyjemna historyjka. Ale czy coś więcej? Takich historii jest tysiące, jednak po obejrzeniu zdałam sobie sprawę, że czymś się różni od innych. Sama w sobie opiera się na ciekawym temacie. Lecz to nie jest to. Jej potencjał został wykorzystany. To właśnie to mnie uderzyło. Szablonowa opowiastka niosła ze sobą głębokie przesłanie, wciągającą fabułę i dobrze wykreowanych bohaterów, czyli wszystko, czego można było oczekiwać po tego typu filmie.

Przesłanie jest czymś, co bardzo cenię i w książkach, i w powieściach, a także i w muzyce. Historia może być trywialna, zbudowana w prosty sposób, jednakże musi coś ze sobą nieść. Wtedy jest warta uwagi. Zastanówcie się. Większość baśni jest ckliwych, z dobrym zakończeniem i prostą fabułą, ale to właśnie je czytamy dzieciom, budujemy ich świat na wartościach zawartych w bajkach. A one są takie proste i oczywiste. Zbyt proste, dlatego często pomijane. Powinno się o nich przypominać. Coś podobnego odczułam w "Krainie Jutra". Jej prostota to był zwykły pozór. Ona miała drugie dno, o którym się nie pamięta, nie chce się pamiętać. Łatwiej się użalać nad sobą niż spróbować. Próby są ciężkie, bolą. Po co się tak katować? Ten film sprawia, że zadajesz sobie wymienione wcześniej pytanie. I wiesz co? Znajdujesz na nie odpowiedź, która pozwala ci na osiągnięcie niebywałych rzeczy. Pojawia się w tobie optymizm i ty już wiesz, co masz dalej robić. 

Bohaterowie mają bardzo rozbudowane charaktery. Nie są to zwykli ludzie, o których nie wiemy nic więcej niż o tych spotkanych na ulicy przypadkowo. My pragniemy się czegoś o nich dowiedzieć i sami musimy to odkryć. Każdy ma swoje dobre i złe strony. Tylko od nas zależy, która wygra. Poza tym po raz pierwszy od bardzo długiego czasu spotkałam się z ukazaniem robotów w innej odsłonie. Roboty są tylko symbolem, który zmusza do zastanowienia się nad swoimi poglądami. Atena jest tego najlepszym przykładem. Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie, kim ona naprawdę jest. Nie dostałam odpowiedzi, ale dostałam coś innego, moim zdaniem o wiele ważniejszego... 

Efekty specjalne zaskoczyły mnie. Oczywiście wiedziałam, że mogę spodziewać się ich w olbrzymiej ilości, lecz nie zmienia to faktu, że byłam zszokowana. Kraina Jutra była wyjątkowo rozbudowana. W pewnym momencie zadałam sobie pytanie: czy to się nie dzieje naprawdę? Może to przypadkiem nasza przyszłość, tylko jeszcze nie jesteśmy na nią gotowi... A może to prawdziwy świat, tylko nigdy nie dostałam szansy, by go poznać.

Gra aktorska według mnie była dobra. Wielokrotnie podkreślałam, że nie jestem znawczynią w tej dziedzinie, jednak nie miałam żadnych zastrzeżeń, co oznacza, że nie zdarzyły się żadne wpadki i niedociągnięcia. Najbardziej w oczy rzuciła się odtwórczyni Ateny. Nie mogę zaprzeczyć, że w tym przypadku wchodzi w grę wyjątkowo specyficzna uroda aktorki, ale nie zmienia to faktu, że stworzyła ona wyjątkową postać.

"Kraina Jutra" okazała się o wiele lepszym filmem niż myślałam. Miałam małe oczekiwania, co do niego i zostały one w całości spełnione. Nawet dostałam pewnego rodzaju niespodziankę. Wszystkich optymistów oraz ludzi, którzy szukają szczęścia w swoich marzeniach zachęcam do obejrzenia tej produkcji. Ona wiele daje.  

wtorek, 5 stycznia 2016

Felix, Net i Nika oraz (nie)Bezpieczne Dorastanie


Tytuł: "Felix, Net i Nika oraz (nie)Bezpieczne Dorastanie

Autor: Rafał Kosik

Cykl: Felix, Net i Nika 

Tom: XIV

Kategoria: Literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Powergraph

Liczba stron: 432

Ocena: 7.5/10







Rozczochrane włosy, palce chodzące po klawiaturze, keczup i zdezorientowanie – znaki rozpoznawcze pewnego chłopaka, który obecnie siedzi w pralni i ma za zadanie włączyć program w jednej pralce oraz poukładać ubrania. Co mogłoby się nie udać? Każdy potrafi wykonać tak banalne zadanie. No dobrze, przyznaję –  wyjątki, a najlepszym przykładem jest Net Bielecki. Net musiał iść do pracy, by móc dalej zostać w Londynie. Jednak nie tylko on ma problemy z nowym obowiązkiem. Laura również nie na leży do tych najszczęśliwszych pracowników. Lecz nagle wszystko się zmienia. Felix, Net i Nika oraz teraz również Laura dostają dość ciekawą propozycję ze szkoły. Czemu by nie skorzystać? W końcu kilka nieprawdziwych słów nie może tak bardzo zmienić ich życia. Na pewno? Czym tak naprawdę ma zajmować się Nika? Dlaczego paczka przyjaciół czuje się tak dziwnie? Czy będą w stanie przetrwać w Londynie bez pomocy finansowej rodziców? 

"Felix, Net i Nika" jest cyklem, o którym lata temu bardzo dużo słyszałam i muszę się przyznać, że ten rozgłos okropnie mnie denerwował. Nie rozumiałam, czemu ludzie tak pozytywnie oceniają tę książkę. Co prawda wtedy nie wiedziałam nawet, o czym jest, jednakże zbyt duży natłok informacji zniechęcał mnie. Oczywiście los sprawił, że później trafiłam na nią i dałam jej szansę. To był dobry wybór, bardzo dobry. W krótkim czasie przeczytałam pierwszy tom, żeby następnie połykać kolejne. I w pewnym momencie (książkoholicy zrozumieją mnie) tomy się skończyły! I co tu robić? Nie pozostaje nic innego niż czekać na kolejne. Doczekałam się ich, ale one również zostały w bardzo szybkim tempie przeczytane przeze mnie. Jednak autor nadal dostarcza nam rozrywki i postanowił napisać czternastą część – "Felix, Net i Nika oraz (nie)Bezpieczne Dorastanie". Nawet nie wiecie, jak bardzo się ucieszyłam z tego powodu. Moja radość była nie do opisania. Czy była uzasadniona? To jest głupie pytanie. Przecież to oczywiste, że tak.

Gdy zaczęłam czytać powieść, uświadomiłam sobie, jak bardzo tęskniłam za tym światem. Atmosfera, która panuje w tym cyklu jest niezwykła. Czujesz się, jakbyś wchodził w mgłę, która powoli okrywa Cię. Na początku nie wiesz, co to jest, ale czym jesteś głębiej, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że to coś niesamowitego i przyjaznego Tobie, coś, co sprawia, że czujesz się bezpiecznie i wiesz, że to Twoje miejsce. Odkąd przeczytałam pierwszy tom cały czas właśnie takie miałam wrażenie i podziwiałam Kosika, że potrafił stworzyć taki klimat powieści. To jest pewnego rodzaju radość z powrotu. W dodatku autor postanowił kontynuować przygody paczki w Londynie, co bardzo mnie ucieszyło. Dzięki temu czułam się, jakbym przerwała książkę i po chwili do niej wróciła.

Teraz nadszedł czas na podziwianie stylu napisania książki. Już w recenzji poprzedniej części rozpisywałam się na ten temat, ale nie oznacza to, że i tym razem tego nie zrobię. Zacznijmy od tego, że styl jest bardzo szczegółowy, co zdarza się rzadko w powieściach przeznaczonych dla młodzieży. Czasami mam wrażenie, że pisarze uważają, że dla tak młodych ludzi nie warto zbytnio się rozpisywać i wchodzić w detale, co jest niesamowitym błędem. Cieszę się, że Rafał Kosik nie popełnił go. Takie drobnostki są ważne, ponieważ to właśnie one kreują świat przedstawiony – nie ogólne, pobieżne opisy, tylko te małe szczególiki, z których istnienia nie zdajemy sobie sprawy, gdy tymczasem one kierują naszą wyobraźnią. Poza tym w języku jest coś specyficznego, co wyróżnia książki z tej serii na tle innych. Nie można też zapomnieć o olbrzymiej dawce humoru. Nieraz i nie dwa śmiałam się do otwartej księgi. Później rozglądałam się, czy ktoś przypadkiem nie przygląda mi się (choć tak naprawdę już dawno do tego się przyzwyczaiłam...). Dzięki temu wyjątkowemu połączeniu wciągnęłam się w historię i oddałam całym sercem.

W "Felix, Net i Nika" zawsze pojawia się wątek kryminalny. Czasami jest bardzo dobrze widoczny, innym razem ginie, choć podświadomość wyczuwa go. W tej części to on przejął kontrolę nad całą opowieścią i zrobił na mnie duże wrażenie. W pewnym momencie wątki z poprzednich tomów połączyły się w dość nieoczekiwany sposób i poprowadziły wydarzenia, nadając im nieprzewidywalności. Brakowało mi pomysłów do czego to wszystko dąży. Każdy mały szczegół się liczył.To chyba największy plus całej powieści.

Oczywiście muszę również poświęcić czas bohaterom. Nie są to papierowe postacie, które mają nadane wyróżniające ich cechy i nic więcej. Każdy z bohaterów "Felix, Net i Nika" ma w sobie coś niepowtarzalnego, ale również posiada typowo ludzkie uczucia – i te pozytywne, i te negatywne. Najbardziej wyróżnia się tytułowa trójka. Jednakże w pewnym momencie zawiodłam się. W tej części na większą skalę pojawia się Laura. Ta postać, odkąd tylko się pojawiła, intrygowała mnie. Miałam olbrzymią nadzieję, że będzie bardzo dopracowana, dzięki czemu lepiej ją poznam. Niestety brakowało mi czegoś w jej charakterze, osobowości. Nadal nie wiem, kim jest...

"Felix, Net i Nika oraz (nie)Bezpieczne Dorastanie" było miłym powrotem do jednego z moich ulubionych światów. Książka na pewno jest warta przeczytania, choć nie będzie należeć do czołówki tej serii. Jest duży wybór. W końcu czternaście części to naprawdę coś. Dla tych, którzy znają pozostałą trzynastkę jest to pozycja obowiązkowa. Natomiast innym również ją polecam, ale warto przeczytać przynajmniej jedną lub dwie poprzednie części, by zrozumieć ją. 

Za możliwość powrotu do niesamowitego świata i przeżycia niezapomnianych przygód dziękuję bardzo Autorowi książki – Rafałowi Kosikowi