niedziela, 28 kwietnia 2019

Narodziny gwiazdy – reż. Bradley Cooper


Tytuł: Narodziny gwiazdy

Reżyser: Bradley Cooper

Produkcja: USA

Gatunek: Dramat

Rola główna: Lady Gaga

Czas trwania: 2 godz. 15 min.

Rok produkcji: 2018

Ocena: 5/10










Prawie każdy z nas miał w życiu moment, gdy zapragnął stać się sławny, pokazać jakiś swój talent i przede wszystkim zostać doceniony za swoje umiejętności. Sama wielokrotnie marzyłam o tym, by stać się sławną piosenkarką (na szczęście do niczego takiego nie doszło, ani nie dojdzie, bo wtedy trzeba by jednak zastanowić się nad niektórymi gustami), artystką (do tego mi już troszkę bliżej) czy po prostu jakąś gwiazdą. Teraz już tego nie pragnę, lecz podejrzewam, że jeśli miałabym odpowiednie umiejętności, to bardzo chciałabym, żeby cały świat mógł je zobaczyć i podziwiać. Jednak droga do zachwytów i sławy jest bardzo długa. Jak mają się wybić młodzi, utalentowani artyści, gdy ten świat jest tak bardzo skomplikowany? 

Ally jest młodą kobietą, która pracuje ciężko na pełnym etacie i wszystkie siły wykorzystuje, by utrzymać siebie i swojego tatę. W nocy śpiewa w klubie dla osób o specyficznych oczekiwaniach seksualnych. Jej głos jest cudowny, a zaangażowanie widoczne w każdym słowie, ruchu. Nic dziwnego, że pewnego razu zauważa ją sławny piosenkarz i robi wszystko, by Ally wkroczyła do świata showbiznesu. Z czasem ich znajomość zamienia się w płomienny romans, by następnie stworzyć z niego skomplikowaną historię. 

"Narodziny gwiazdy" okazały się wielkim sukcesem debiutanckim Bradley'a Coopera w roli reżysera. Oczarował cały świat oraz doczekał się nominacji do Oscara. Jest to niesamowite osiągnięcie, które pociągnęło za sobą wiele niepochlebnych plotek oraz pozytywnych jak i negatywnych opinii. Uwielbiam Bradley'a Coopera, co będę wielokrotnie podkreślać, więc koniecznie musiałam zapoznać się z tym filmem. Niestety okazał się on dla mnie niesamowitym rozczarowaniem.

Ostatnio mam wrażenie, że większość filmów mnie nudzi i nie mogę nic znaleźć pod mój gust, nic, co by mnie zaciekawiło, zafascynowało i po prostu mi się spodobało. Ta produkcja tylko utrzymuje mnie w tym negatywnym odczuciu. Fabuła jest chaotyczna i nieskładna. Ciężko stwierdzić, co akurat się dzieje, z czego wynika i jakie będzie miało konsekwencje. Wszystko dzieje się za szybko i najczęściej wydarzenia nie łączą się w żaden logiczny ciąg. 

Liczyłam również na jakieś mocne, poruszające przesłanie. Tymczasem była dla mnie trudna do uchwycenia i w tej chwili nie wiem nawet, czy do końca zrozumiałam koncepcję tej produkcji. Jest ona na pewno o wielkich marzeniach i mówię tutaj oczywiście o zawodowym śpiewaniu, ale również i o miłości, walce i o poświęceniu. Jest to bardzo ciężka tematyka, która niestety w "Narodzinach gwiazdy" została przedstawiona w bardzo nieodpowiedni sposób. 

Nie mogłam w ogóle zrozumieć Ally, ponieważ jej motywy były dla mnie nielogiczne, a wybory po prostu naiwne. Dlatego w ogóle nie polubiłam tej bohaterki i tym bardziej w żaden sposób nie przywiązałam się do niej. Jacka mogłabym polubić, lecz od razu poznajemy go, gdy jest na samym dnie, więc ciężko stwierdzić, kim naprawdę jest. Przez to już na początku straciłam do niego całą sympatię, gdyż po prostu nie wiem, co go doprowadziło do takiego stanu, dlaczego podejmował takie, a nie inne decyzje. Kreacja bohaterów była dla mnie fatalna i w ogóle niegodna jakiejkolwiek uwagi. 

Przechodząc teraz do aktorów, to muszę przyznać, że na tym polu również czuję się całkowicie zawiedziona. Uwielbiam głos Lady Gagi i na niektóre jej piosenki patrzę z olbrzymim sentymentem, jednak jestem zdania, że całkowicie nie pasuje do tej roli. Nie poradziła sobie z nią. Dla mnie powinna zostać dalej piosenkarką, a nie aktorką. Co do samego Bradley'a Coopera – jak już wspomniałam – uwielbiam go i bardzo cenię jego talent. W szczególności przypadł mi do gustu w filmie "Ugotowany", choć moje sympatia do niego pojawiła się już w "Poradniku pozytywnego myślenia". Mimo to z całą przykrością muszę przyznać, że nie powinien grać w tej produkcji. Nie chodzi o to, że źle grał, czy że nie poradził sobie z rolą. Nic z tych rzeczy. Po prostu postać Jacka nie pasuje do niego.

"Narodziny gwiazdy" okazały się dla mnie pierwszym filmowym rozczarowaniem tego roku. Miałam olbrzymie wymagania co do tego filmu i niestety zawiodłam się prawie na każdym polu. Historia jest mało poruszająca, mało wciągająca, a przy tym gra aktorska też ma wiele do życzenia. Jedyny plus tego filmu to wspaniała oprawa muzyczna i nic poza tym. 

piątek, 26 kwietnia 2019

Amelia i Kuba. Godzina duchów – Rafał Kosik


Tytuł: Amelia i Kuba. Godzina duchów

Autor: Rafał Kosik

Cykl: Amelia i Kuba

Tom: I

Kategoria: Literatura dziecięca

Wydawnictwo: Powergraph

Liczba stron: 256

Ocena: 8/10









Jako dziecko marzyłam o wielu przygodach, o odkrywaniu tajemnic oraz tworzeniu własnych historii. Było to pragnienie,  które jest bardzo trudno zrealizować w naszym świecie. Na szczęście istnieją książki dające taką możliwość. Dzięki najróżniejszym powieściom przenosiłam się do magicznych światów pełnych sekretów, emocji i nagłych zwrotów akcji. To było spełnienie moich marzeń i do dzisiaj, jak sami widzicie, zostałam całkowicie wierna literaturze i jej potędze. Choć przyznam, że czasami lubię zapoznać się z historiami, które nie są przeznaczone dla mnie i po prostu cofnąć się w czasie. 

Amelia wraz ze swoimi rodzicami i bratem przeprowadziła się niedawno. Teraz mieszka na osiedlu pełnym nowoczesnych apartamentowców. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że na razie przeprowadziło się mało rodzin i na podwórku nie ma innych dzieci. Jednak z czasem pojawia się nowa rodzina i właśnie wtedy Amelia wraz z bratem Albertem poznaje Kubę i Mi. W tym samym czasie ochroniarz osiedla – Pan Zenek – widzi coś, co nie ma prawa istnieć w naszym świecie. Co takiego zauważył Pan Zenek? Czy Amelia i Kuba polubią się? Jakie tajemnice kryje stary dom obok osiedla? 

Jak już Wam wielokrotnie wspominałam, jestem olbrzymią fanką twórczości Rafała Kosika. Pewnie część z Was zarzuciłaby mi, że nie moge opierać swojej opinii tylko i wyłącznie na "Felixie, Necie i Nice". Jakby nie patrzeć, to dotychczas innych książek autora nie czytałam. Jednak sami przyznajcie, znam całą serię o tych genialnych przyjaciołach i wiem, że trzeba posiadać olbrzymi talent, by stworzyć tak rozbudowaną fabułę, tak dopracowanych bohaterów, utrzymać przy tym odpowiednie napięcie i zachować odpowiednią dawkę humoru. Pan Kosik to potrafi i właśnie za to go cenię. Sentyment do jego cyklu dla młodzieży przekonał mnie, bym spróbowała również z serią o "Amelii i Kubie". Co prawda to literatura dla dzieci, ale to właśnie ją najbardziej cenię. 

Styl książki jest bardzo dopracowany. Widać, że pisarz zwraca uwagę na każdy najmniejszy szczegół i ostrożnie dobiera słowa. Przy tym zachowuje naturalność języka, dzięki czemu książkę czyta się wprost genialnie i bardzo szybko. Jest to styl typowy dla Kosika. Spodziewałam się, że to "Felix, Net i Nika" mają w sobie pod tym względem coś wyjątkowego, ale jak widać autor utrzymuje również poziom w innych swoich dziełach. Przy tym używa dużo trudnych słów, które mogą być jeszcze nieznane młodszym czytelnikom, jednak nie jest to problemem, ponieważ są one wytłumaczone. Podoba mi się to, ponieważ dziecko może zapoznać się z nowym słowem od razu w odpowiednim kontekście i nie musi się martwić, czy na pewno dobrze wszystko rozumie. Jest to dobry pomysł, który na pewno niesie ze sobą edukacyjne możliwości. 

Tak naprawdę największą i jedną z niewielu wad książki jest początek. Nie będę udawać, że powieść od razu mi się spodobała, gdyż pierwsze strony były dla mnie strasznie nudne i w ogóle nie mogłam się wciągnąć w fabułę. Czuję się pod tym względem trochę zawiedziona, ponieważ w pierwszej chwili obawiałam się, że cała książka taka będzie. Na szczęście w pewnym momencie akcja przyśpieszyła i stała się niesamowicie ciekawa. Byłam zafascynowana tym, co się działo i chciałam koniecznie dowiedzieć się, jak zakończy się ta historia. Wszystko było dopracowane w szczegółach, a ujęcie całej opowieści było panoramiczne. Dzięki temu miałam poczucie, że to co robią bohaterowie jest niezwykle ważne, ale również że poza tym coś więcej istnieje na tym świecie. Jednakże żeby za bardzo nie chwalić, zwrócę uwagę na to, że książka próbuje być śmieszna, ale dla mnie nie jest. Tutaj pisarz niestety nie stanął na wysokości zadania, choć trzeba też pamiętać, że jest to historia przeznaczona dla dzieci, więc humor niekoniecznie musi trafiać w moje obecne wymagania. Ważne, żeby dzieci bawił, a tego akurat w tej chwili nie jestem w stanie zweryfikować. 

"Amelia i Kuba. Godzina duchów" to książka, która posiada całą gamę najróżniejszych bohaterów, co jest stanowczo na plus. Są to wyraziste charaktery oraz widać w każdym z nich indywidualność. Niestety tylko sama Amelia nie spełnia tych wymogów, gdyż była po prostu nudna. Nie wyróżniała się niczym ciekawym i przez to od samego początku nie mogłam jej polubić. Natomiast Kuba to trochę taki buntownik, a jakoś nie przepadam za takimi osobami, ale mimo to zyskał moją sympatię i był dobrze wykreowany. Moje serce zdobył Albert. Okazał się wyjątkowo inteligentną osobą, która zawsze wiedziała, co powiedzieć, ale też niepotrzebnie nie strzępiła języka. Trochę przypomina mi Felixa, który również był moim ulubionym bohaterem. W książce jest też siostra Kuby, czyli Mi. Dopiero pisząc tę recenzję, skojarzyłam, że w "Muminkach" była Mała Mi i coś czuję, że pisarz trochę się na niej wzorował, gdyż również potrafi być wredna, zbyt ciekawska i kipi nieskończonymi pokładami energii. 

"Amelia i Kuba" bardzo mi się podobali i myślę, że jest to fantastyczna książka dla dzieci. Gdybym miała swoje dzieci lub chociaż w rodzinie, to na pewno zachęcałabym je do przeczytania jej. Jestem wyjątkowo ciekawa kolejnych części i planuję w przyszłości poznać je wszystkie. To mnie również skłoniło do tego, by zapoznać się z dziełami Rafała Kosika, które są skierowane bardziej do dorosłych. Też planuję to zrobić w dość bliskiej przyszłości. 

Za możliwość poznania Amelii i Kuby dziękuję bardzo Wydawnictwu Powergraph

środa, 24 kwietnia 2019

Paryska kochanka – Catherine Hewitt


Tytuł: Paryska kochanka

Autor: Catherine Hewitt

Tłumaczenie: Magdalena Jatowska

Kategoria: Biografia

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 368

Ocena: 8/10











Wielokrotnie wspominałam, że historia lubi pomijać kobiety. A jest to olbrzymi błąd, ponieważ mimo ograniczonych praw i niższej pozycji społecznej niż mężczyźni one tam były – tak samo inteligentne, zdolne i sprytne jak obecnie. W ich życiu było dużo niesprawiedliwych ograniczeń i przeszkód, ale część z tych kobiet mimo to potrafiła niektóre z nich obejść i wpływać na bieg historii, o czym nie wiemy, bo w dawnych czasach mężczyźni zadbali, by nikt o tym nie wiedział. Jedną z kobiet, która miała wpływ na życie francuskich i nie tylko francuskich mężczyzn, była Valtesse de la Bigne. 

Valtesse de la Bigne urodziła się w biedzie i nędzy. Należała do najniższej warstwy społecznej w Paryżu. Jednak od urodzenia wykazywała się głodem wiedzy, umiejętnościami przetrwania, dostosowywania się oraz szybkiej nauki. Połączenie tych cech sprawiło, że zapragnęła czegoś więcej niż życia z dnia na dzień. Rozpoczęła swoją barwną karierę jako prostytutka, a doszła do bycia kurtyzaną, co wiązało się z olbrzymimi pieniędzmi, możliwościami oraz szacunkiem dużej części społeczności. Stała się cenioną osobą wśród arystokratów oraz ówczesnych celebrytów. Poświęcano jej wiersze, artykuły, książki oraz przede wszystkim obrazy. 

Na początku myślałam, że piszę się na historyczny romans o oryginalnej fabule opartej na faktach historycznych. Dopiero z czasem zrozumiałam, że ta książka to coś więcej niż zwykła historia. Miałam olbrzymią ochotę zapoznać się z tego typu powieścią. Spodziewałam się czegoś całkowicie odmiennego, a dostałam coś o wiele lepszego.

Styl autorki od pierwszy stron zachwycił mnie. Był bardzo barwny i przede wszystkim dopracowany. Widać, że pisarka z zaangażowaniem i skupieniem dobierała odpowiednie słowa. Bawiła się nimi w profesjonalny, ale zarazem całkowicie innowacyjny sposób. Jest to połączenie klimatu dawnych czasów oraz nowoczesności, dzięki której można dotrzeć do współczesnych czytelników. "Paryską kochankę" czyta się wspaniale. Gdy czytałam, zapominałam o całym świecie i przenosiłam się w XIX wiek pełen rozwijającej się sztuki, niepokoi politycznych oraz walki o pozycję. 

Jednak muszę przyznać, że początkowe rozdziały nie do końca przypadły mi do gustu, gdyż wydawały mi się nudne i monotonne. Choć trzeba zwrócić uwagę na fakt, że były one koniecznymi fundamentami całej historii i nie można było ich pominąć. Też nie mam wyobrażenia, jak w inny sposób można by je przedstawić. Z czasem fabuła okazała się bardzo fascynująca, często również inspirująca i skłaniająca do refleksji. Czytając tę biografię, musiałam bardziej odtworzyć się na świat i zburzyć część swoich poglądów. Mam własne zdanie na temat prostytutek i od razu podkreślam, że nie jest one jednoznaczne i odnosi się bardziej do współczesnych czasów. Tymczasem musiałam stanąć oko w oko z całą hierarchią tego zawodu, powodami, które sprawiały, że młode kobiety, a nawet dziewczynki decydowały się sprzedawać swoje ciało. Zarazem przypomnieć sobie, jak wielką wagę mają pieniądze, ale też jak wielka jest ich potęga. Całą tę historię czytało się wolno, ponieważ opisy były bardzo rozbudowane i dokładne, ale też niektóre sprawy trzeba było przemyśleć, a sama powieść nie należy do lekkich. Jednakże to powolne czytanie dawało olbrzymią satysfakcję. 

Widać, że autorka poświęciła całą ja tej książce. Jest ona napisana profesjonalnie i trudno zachwiać faktami, ponieważ na końcu biografii znajduje się cała bibliografia. Oczywiście jest pewne, że niektóre zdarzenia, opinie zostały ubarwione na rzecz zainteresowania czytelnika, lecz jest to zrobione w naturalny sposób, który nie razi. Jestem raczej czytelniczką, która omija biografie dalekim łukiem. Dla mnie to historia napisane przez samo życie, więc nie trzeba jej opowiadać. Ona została już opowiedziana, a lepiej się skupić na książce, która nie miała swojej doniosłej szansy. Tymczasem "Paryska kochanka" podważyła to zdanie. Jestem zadowolona, że miałam możliwość poznać życie tej niesamowitej kobiety. Było ono niezwykle ciekawe i szokujące. Muszę przyznać, że jej historia pokonała niejedną historię fantasy. Przy tym dostałam jeszcze niezbędne informacje historyczne, bez których mogłabym mieć problem ze zrozumieniem danej sytuacji lub decyzji. Pisarka zadbała, by każdy mógł poznać odpowiednie tło historyczne, społeczne oraz indywidualne kurtyzany. 

Jest dla mnie zagadką, dlaczego wydawnictwo zdecydowało się na wybór takiej okładki oraz specyfikę opisu z tyłu książki. Okładka zapewne może zostać uznana za ładną, ale musicie przyznać, że raczej kojarzy się jednoznacznie z płomiennym romansem, a nie pełnowymiarową biografią postaci historycznej. W dodatku sam opis jest napisany w podobnym stylu, co potwierdza pierwotne przypuszczenia czytelnika. Przynajmniej ja sama mam takie odczucia. 

Paryska kochanka jest książką, która pozwala cofnąć się w historii i zobaczyć dawny świat bez żadnej cenzury i niepotrzebnych, mydlących nam oczy ozdób. Nie przedstawia tylko czystych faktów historycznych, ale zwraca również uwagę na specyfikę danej epoki, możliwości oraz wybory pojedynczych osób. Skupiając się na historii, często zapominamy, że te wszystkie wydarzenia działy się naprawdę, że ludzie biorący w nich udział żyli kiedyś i mieli własne uczucia i motywacje tak samo jak my. Ta biografia dobitnie przypomina nam o tym. 

Dziękuję bardzo Taniej Książce za umożliwienie przeczytania książki i poznania postaci Valtesse de la Bigne

PS: Wykorzystując tematykę książki, chciałam pokrótce przedstawić Wam mój nowy pomysł (w podsumowaniu miesiąca opiszę go dokładniej). Uważam, że byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli nawzajem powymieniać się własnymi opiniami na różne tematy oraz rozpocząć dyskusję na ten temat. Co Wy na to? Może chcielibyście już teraz podzielić się ze mną własnym zdaniem na temat pomijania kobiet w historii oraz prostytucji? Serdecznie zapraszam do rozmowy na te tematy! :) 

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Sex Education – reż. Kate Herron, Ben Taylor


Tytuł: Sex Education

Reżyser: Kate Herron, Ben Taylor

Gatunek: Dramat, komedia (serial)

Rola główna: Asa Butterfield

Czas trwania: ok. 50 min x 8

Rok premiera: 2019 r. 

Sezon: 1

Ocena: 6/10









Miłość – jakie to wspaniałe uczucie, jakie wspaniałe słowo, jaka wspaniała rzeczywistość. A jak bardzo skomplikowana. Czasami bardzo ciężko zrozumieć ukochaną osobę, która zrobi wszystko dla nas, ale ma również świadome lub nieświadome wymagania nie pozwalające nam całkowicie zaangażować się w związek. Jednak czy powinniśmy się tak łatwo i szybko poddawać? Czy lepiej walczyć o naszą miłość? Poszukać pomocy u kogoś? Pytań jest wiele, a odpowiedzi niejednoznaczne. 

Otis jest nastolatkiem, który udziela się w sposób minimalny w życiu towarzyskim. Swój czas poświęca jedynemu przyjacielowi, nauce oraz dość nietypowej matce, która ku jego rozpaczy jest rozpoznawalną seksuolożką. Pewnego dnia w wyniku przypadku poznaje szaloną i buntowniczą Maeve. Ich znajomość rozpoczyna się burzliwa, ale prowadzi też do bardzo udanego biznesu – udzielania seksualnych rad innym nastolatkom. Otis wbrew pewnym, własnym problemom posiada olbrzymią wiedzę związaną z życiem seksualnym. Na pozór ma być to zwykła wymiana pieniędzy za pomoc, jednak z czasem przemienia się ona w coś więcej i w grę zaczyna wchodzić miłość, przyjaźń, nienawiść i wiele innych problemów. Jak sobie poradzi Otis w świecie całkowicie inaczej funkcjonującym niż ten, który znał? Czemu Maeve tak bardzo zależy na tym biznesie? I czy da się oddzielić sferę erotyczną od uczuć?

"Sex Education" zyskało olbrzymią popularność w bardzo krótkim czasie. Na początku się zastanawiałam, co tak bardzo ciągnie ludzi do tego serialu. Nietypowy tytuł? Sceny seksu? Czy może lekkość odbioru? W pierwszej chwili stwierdziłam, że nie mam czasu, by to sprawdzać. Jednak z czasem i ja uległam ciekawości oraz przyznam, że też chciałam po prostu mieć możliwość włączenie się w dyskusję moich znajomych. Jakie mam odczucia? 

Może zacznę od tego, że bardzo podoba mi się pomysł na cały serial. Jest wyjątkowo oryginalny, przy tym zawiera trochę kontrowersji i pikanterii. Idealne połączenie by przyciągnąć ludzi. W końcu całkowicie się różni od typowych telewizyjnych, czy nawet młodzieżowych seriali, które zwykle się ogląda. Poza tym jest bardzo ciekawy i wciągający. Miałam moment, gdy wiedziałam, że mam dużo obowiązków i powinnam tego nie odkładać na później, lecz nie mogłam się powstrzymać i chciałam poznać dalszą część serialu. Sami wiecie – odcinek za odcinkiem (choć u mnie jest szczytem możliwości w serialu dwa odcinki na dzień, nawet przy "Grze o tron"). Jednakże trzeba zwrócić uwagę na to, że jest w ogóle niewypośrodkowany, ponieważ pojawiają się sceny, które są bardzo infantylne i po prostu głupkowate, według mnie na bardzo niskim poziomie, ale również są takie, które dają wiele do myślenia wręcz sprawiają, że trzeba się zatrzymać i przemyśleć wiele spraw w życiu, spojrzeć na osoby obok siebie. Serial nie poszedł w żadną stronę. Nawet gatunki, do których jest przypisane tak naprawdę przeczą sobie. 

Bohaterowie to totalny miszmasz. Jest ich bardzo dużo, są bardzo różnorodni i każdy z nich wprowadza wiele ciekawych przemyśleń do serialu. Za ich wykreowanie bardzo szanuję twórców. Tym bardziej że polubiłam głównego bohatera – Otisa – a to ostatnio całkowita rzadkość. Miał on w sobie dobro, które było widać na pierwszy rzut oka, a przy tym nie był jakimś niebiańskim aniołem, tylko człowiekiem z wadami i zaletami. Na każdym kroku był naturalny, co mnie wręcz urzekło. Mimo częstego zwątpienia umiał wstać z łóżka i walczyć o to, w co wierzy i czego pragnie. Wbrew pozorom nigdy się nie poddawał. Natomiast Maeve jest bardzo niejednoznaczną postacią, gdyż  z jednej strony jest totalną buntowniczką, która z niczym, ani tym bardziej nikim się nie liczy, ale  z drugiej strony widać, że to gra pozorów, ponieważ jest bardzo wrażliwa i jest w stanie zrozumieć perspektywę i uczucia innych osób. Z olbrzymim zafascynowaniem przyglądałam się jej poczynaniom oraz decyzjom. Przyjaciel Otisa – Eric – jest jednym z najlepiej wykreowanych bohaterów, jakich widziałam w serialach. Przede wszystkim promieniuje radością, miłością i optymizmem, którymi jest bardzo ciężko zachwiać. Ale mimo to widzimy, że też ma swoje problemy, obawy, a nikt nie zwraca na to uwagi, tylko dlatego że ktoś tak radosny przecież na pewno jest szczęśliwy i nie ma żadnych problemów w życiu. To smutne, ale sama zaobserwowałam, że nie zwraca się uwagi na osoby, które często się śmieją czy uśmiechają. One są tylko po to, by nam samym poprawić humor, a tymczasem są niesprawiedliwie ominięci, gdy potrzebują pomocy innych. Moją uwagę w serialu zwrócił również Adam. Na początku wydaje się, że jest tym czarnym charakterem, tym chuliganem, który tylko wszystko psuje i zawsze zawala. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że tak nie jest, a sam Adam jest niejednoznaczny i ma bardzo głęboką osobowość. 

W rolę Otisa wciela się Asa Butterfield, którego miałam już okazję oglądać w "Osobliwym domu Pani Peregrine". Już wtedy jako aktor przypadł mi do gustu. Jest bez wątpienia bardzo utalentowany i myślę, że jeszcze nieraz mnie zaskoczy w najróżniejszych rolach. Już w tej chwili widzę, że poradził sobie w obu dobrze, a były jednak dość odmienne. Co do Emmy Mackey (Maeve), która zadebiutowała w tym serialu, mam pewne zastrzeżenia, ale nie są one na tyle duże, by jakkolwiek skrytykować jej początki kariery, a myślę, że dość owocnej w przyszłości. Moją uwagę przykuł również aktor wcielający się w rolę Erica – Ncuti Gatwa. Przyznam od razu, że żebym tak bardzo polubiła jakiegoś bohatera tak jak Erica, to koniecznie aktor musi się wykazać olbrzymim talentem. Tyle mogę powiedzieć na jego temat. Ogólnie poza tym uważam, że gra aktorska była na dość wysokim poziomie i wydaje mi się, że w przyszłości jeszcze niejednego aktora z tego serialu będziemy mieli okazję oglądać. 

Tematyka trochę mnie zszokowała, ponieważ myślałam, że będzie całkowicie skupiać się na problemach seksualnych u nastolatków. Takie uświadomienie młodych osób w dość przyjemny sposób. Tymczasem okazała się o wiele głębsza i wchodząca w uczucia oraz indywidualne osobowości. Oscyluje ona między typowymi problemami młodych ludzi, a tymi, z którymi jest naprawdę ciężko sobie poradzić, a zdarzają się rzadko. Trochę żałuję, że serial nie skupił się tylko na jednych z nich, ale nie jest to jakoś duża wada. 

Cieszę się, że zapoznałam się z "Sex Education". Przyznam, że oczekiwałam po nim jeszcze trochę więcej, ale tutaj chyba jednak wchodzi czynnik zbyt wysokich wymagań. "Sex Education" jest serialem, który dobrze bawi, ale zarazem pozwala na głęboką refleksję. Otwierają się drzwi do intymnych i głęboko zakopanych problemów młodych ludzi, które są niestety tak często ignorowane, a powinny być po prostu rozwiązywane. 

sobota, 20 kwietnia 2019

Asteriks i Obeliks. Tajemnica magicznego wywaru – reż. Louis Clichy, Alexandre Astier


Tytuł: Asteriks i Obeliks. Tajemnica magicznego wywaru

Reżyser: Louis Clichy, Alexandre Astier

Produkcja: Francja

Gatunek: Animacja

Czas trwania: 1 godz. 25 min.

Rok produkcji: 2018 (świat)

Ocena: 7/10










Każdy zawód wiąże się z jakimiś zasadami, wymaganiami i umiejętnościami. Gdy się na jakiś decydujemy, to powinniśmy znać je wcześniej i podjąć decyzję, czy jesteśmy gotowi poświęcić się mu z całą swoją pasją i zaangażowaniem. To niezwykle ważne, ponieważ wtedy przyczyniamy się do swojego dobrego samopoczucia, satysfakcji i dobra społeczności. Przynajmniej taki jest mój ideał pracy. Jednak wszyscy dobrze wiemy, że życie jest trochę bardziej skomplikowane i czasami decyduje samo za nas, a my możemy albo się dostosować, albo walczyć z tym. W efekcie mamy na świecie wiele znudzonych ludzi bez ambicji, wspomnianej pasji i zaangażowania. Na szczęście to tylko ta mroczna strona życia. Ta świetlista również istnieje i możemy liczyć, że na swojej drodze spotkamy ludzi, którzy kochają to, co robią.

Dzień jak co dzień w małej wiosce w Galii – Asteriks z Obeliksem polują na dziki, na rynku śmierdzi nieświeżymi rybami, które za chwilę doprowadzą do masowej bójki, z góry słychać pisk, który ma uchodzić za śpiew, a stary dziadek z werwą wymachuje laską. Każdy z nas zna ten piękny i w pewnym sensie sentymentalny obraz. Całości dopełnia Panoramiks, który z radością i pełnym zaangażowaniem skacze z drzewa na drzewo i zbiera zioła. Co może zepsuć ten cały sielski wizerunek? Pozornie nic, lecz w pewnym momencie słychać trzask gałęzi – niezawodny druid spada z drzewa. Ktoś, kto z szacunkiem i poświęceniem traktuje swoją pracę, nie może pozwolić, by coś takiego się zdarzyło. Załamany Panoramiks po nieszczęśliwym upadku postanawia znaleźć ucznia na druida, który przejmie jego umiejętności, a przede wszystkim przepis na słynny napój magiczny. Czy znajdzie się osoba, która podoła temu zadaniu? Czy przyjaźń zawsze jest prawdziwa? A co z Rzymianami? 

Opowieści o Asteriksie i Obeliksie są jednymi z moich ulubionych opowieści z dzieciństwa. Uwielbiałam spędzać godziny na oglądaniu ciągle tych samych animacji. Były dla mnie wciągające i zawsze bawiły. Dlatego byłam radosna, gdy dowiedziałam się, że pojawi się nowa bajka po tylu latach. Choć przed chwilą się dopatrzyłam, że kilka lat temu przygody dwójki Galów zostały wznowione, więc mam jeszcze trochę do nadrobienia. Jednak wracając do tej części, muszę przyznać, że miałam olbrzymie oczekiwania, które nie do końca zostały spełnione, choć produkcję oglądało się wyjątkowo dobrze. 

Fabuła animacji naprawdę była dla mnie bardzo przyjemna mimo typowej historii, która nie wyróżniała się niczym oryginalnym. Ale jakby nie patrzeć, to Asteriks i Obeliks to taki klasyk, że sam schemat sprawia olbrzymią radość przez sentymentalne względy. Muszę też zwrócić uwagę na to, że opowieść jest prosta i prawie wcale nie rozbudowana. Jest główny wątek, pojawiają się jakieś małe poboczne, lecz dla mnie to nie wystarczyło. Oczekiwałam o wiele bardziej panoramicznej historii. Nie chcę za bardzo narzekać, ponieważ mimo tych wad całkowicie wciągnęłam się w historię i z niecierpliwością czekałam na zakończenie, choć tak naprawdę wszyscy dokładnie wiemy, jak kończy się ta bajka. 

Bohaterów mamy i stałych, i nowych, co urozmaica cały film. Mam do nich tylko jeden główny zarzut –byli za mało barwni, niedopracowani. Obeliks tak jak zawsze był przekochany, przeuroczy i przezabawny, dlatego trochę mi przykro, że w tej części było go tak mało. W końcu jest głównym bohaterem, więc powinien wiec główny prym. O wiele więcej było Asteriksa, który tradycyjnie walczył, ratował sytuację i wiecznie się denerwował. Przez to mnie irytował i nie mogłam zobaczyć przez to tego znanego mi Asteriksa. Za to Panoramiks, który chyba jest moim ulubionym bohaterem, wywołał we mnie całą gamę emocji. Cieszę się, że mogłam znowu zapoznać się z jego historią, poglądami i całokształtem, no ale błagam... Miałam ochotę go udusić za głupotę. Panoramiks zawsze jest mądry, a tu miał ciągle problemy, ciągle był zły i w ogóle nie myślał. A szkoda...

Sama animacja jest ładnie zrobiona, ponieważ jest bardzo kolorowa, co zawsze jest moim głównym punktem oceny ze strony technicznej. Zadbano też o logiczne powiązania z siłami fizyki. Oczywiście pomijając przy tym typowe-nietypowe zachowania bohaterów. Na ten temat nie mam zbytnio, co powiedzieć, gdyż po prostu była ładnie zrobiona. Można było ewentualnie popracować jeszcze nad szczegółami. 

"Asteriks i Obeliks. Tajemnica magicznego wywaru" jest dla mnie wielkim powrotem starych, dobrych przyjaciół z dzieciństwa. Cieszę się, że zdecydowałam się na obejrzenie tej produkcji, ponieważ spędziłam przyjemnie ten czas. Nie jest to ta stara, dobra bajka, lecz mimo to sentyment pozostaje i czekam na kolejne części, które mam nadzieję, że powstaną. 

czwartek, 4 kwietnia 2019

Ogień i kość – Rachel A. Marks


Tytuł: Ogień i kość

Autor: Rachel A. Marks

Tłumaczenie: Marcin Barski

Cykl: Otherborn

Tom: I

Seria: Young

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 523

Ocena: 6/10
Czasami wśród nas są ludzie, którzy funkcjonują inaczej niż my. Czasami właśnie takimi ludźmi jesteśmy my sami. Czasami zapominamy, kim naprawdę jesteśmy. Czasami przychodzi czas zmian, który sprawia, że musimy nauczyć się żyć całkowicie inaczej niż dotychczas i zmierzyć z przeszkodami, które dotychczas przerastały naszą wyobraźnię. Czasami nie mamy wyboru i przekraczamy wszelkie granice...

Sage jest dziewczyną z ulicy, która nigdy nie wie, co przyniesie jej kolejny dzień. Musi spać na dworcach, żebrać i liczyć, że nie zostanie oszukana lub skrzywdzona. Przez wiele lat przechodząc od jednej placówki wychowawczej do drugiej, nauczyła się, że ludziom nie można ufać i że w życiu trzeba sobie radzić samemu. Jednak pewnego dnia razem ze swoją znajomą korzystają z pomocy dobrej duszyczki. Sage nie spodziewała się, że ta decyzja przewróci jej życie do góry nogami i otworzy drzwi do dawno zapomnianego świata. Kim tak naprawdę jest Sage? Dlaczego trafiła na ulicę? I co przyniesie kolejny dzień?

Ogień i kość przyciągnęły mnie do siebie ciekawym opisem. Nie miałam wielkich wymagań co do tej książki, ponieważ od początku spodziewałam się, że będzie tam wątek z typu paranormal romance, ale miałam też nadzieję na coś większego i lepszego. W dużej mierze moje oczekiwania zostały spełnione, lecz mam również sporo negatywnych uwag co do tej powieści. 

Tradycyjnie zaczynając od stylu, powiem, że jest bardzo przyjemny, dzięki czemu książkę czyta się raczej szybko. Jednak mam zastrzeżenie do niego, ponieważ był bardzo nierównomierny. Czasami tę historię czytało się genialnie i nie mogłam odłożyć czytania na później. Musiałam brnąć przed fabułę i nie było mowy, żeby odpuścić. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że w tych momentach byłam totalnie wciągnięta w opowieść i chciałam koniecznie dowiedzieć się, jak dalej potoczą się losy bohaterów. Tylko czasami pojawiały się części, które okazały się koszmarnie napisane i one były dla mnie męczarnią. Dlatego też "Ogień i kość" czytałam niesamowicie długo. Po prostu w takich momentach przerywałam lekturę i długo nie byłam w stanie zmusić się do dalszego czytania. 

Sam pomysł na fabułę bardzo przypadł mi do gustu, dlatego się zawiodłam, że nie do końca wykorzystano w odpowiedni sposób ten pomysł.  Chodzi mi o to, że w tej rzeczywistości świat bogactwa, Hollywood łączył się ze światem starodawnych mitów i legend. Nie spodobało mi się to połączenie. Gryzło się dla mnie, przez co prawie non stop zirytowana. Ogólnie spotkałam się już z powieściami, które łączą tak rożne rzeczywistości i niektóre z nich były fantastycznie wykreowane. Tutaj nie pasowało to do siebie. Póki autorka skupiała się na magii i całej tej otoczce, to nie było problemu, ale jak wchodziły gwiazdy, celebryci to nie dało się tego czytać. Na szczęście całokształt ratowały wspomnienia jednej z bohaterek, które czasami przechodziły na główny plan. Właśnie te wspomnienia były napisane w cudowny i bardzo barwny sposób i choćby dla nich warto przeczytać "Ogień i kość". 

Główna bohaterka niestety denerwowała mnie, ponieważ zawsze miała jakiś problem, zawsze wszystko psuła na siłę i ogólnie nic jej w życiu nie pasowało. Choć muszę przyznać, że mimo to miała w sobie pewnego rodzaju iskrę, więc jeszcze nie została przeze mnie skreślona i tak naprawdę liczę na to, że w przyszłości ją polubię. O wiele ciekawszą postacią byłą Faelan, który zdobył moją sympatię. Tylko tutaj też jest pewne ale... W wielu przypadkach zachowywał się nienaturalnie i pojawiały się nagle jego wspomnienia, co dla mnie psuło ogólny jego wizerunek. Lecz poza tymi małymi wpadkami okazał się bardzo męski, czuły i przy tym pełen nadziei. Natomiast postać Kierana bardzo mnie zaskoczyła, gdyż całkowicie przepadłam za nim. Nie będę udawać, że lubię takie mroczne postacie. W erotykach jestem im całkowicie przeciwna, ale w fantastyce są podstawą opowieści i w tym przypadku moja mała reguła się potwierdziła. Autorka wykreowała go bardzo dobrze, ponieważ umiała pokazać cały jego mrok, ale też głębie duszy i wrażliwość. Mam nadzieję, że Kieran pozostanie do końca Kieranem. 

Co do tej powieści mam mieszane odczucia, ponieważ dała mi to, czego oczekiwałam, jednak mimo to czegoś mi zabrakło. Wiem, że za bardzo narzekam, ale ostatnio jestem jakoś coraz bardziej wymagająca co do książek. Jednego jestem pewna – z chęcią przeczytam kolejny tom tej serii, ponieważ moja czytelnicza intuicja podpowiada mi, że pisarka rozwinie się i jeszcze zaskoczy nas wieloma wspaniałymi powieściami. Głęboko w to wierzę i polecam tę książkę ludziom, którzy nie oczekują arcydzieła, tylko przyjemnej powieści fantasy dla przyjemności. 

Za możliwość poznania mrocznego świata pełnego magii i mitów dziękuję bardzo Taniej Książce

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Podsumowanie marca

Witajcie!

Nadszedł marzec, nadeszła wiosna, a teraz nadchodzi kwiecień, a razem z nim piękna pogoda! Już niedługo będzie ten czas, gdy będzie można usiąść na ławeczce w parku i tam oddawać się lekturze ♥
Tymczasem przychodzę do Was z podsumowaniem marca.

Ten miesiąc pod względem czytelniczym okazał się dla mnie różnorodny, ponieważ pod względem typowych powieści nie był zbyt aktywny, jednak wiele czasu poświęciłam na czytanie książek i artykułów na studia. To dobrze spędzony czas, choć przyznam się Wam, że często wygląda to tak, ze po prostu się zmuszam do ich przeczytania. Z czasem wciągam się i jestem zafascynowana, ale żeby zacząć... To jest już wyzwanie :) Jednak przechodząc właśnie do literatury bardziej rozrywkowej, to  w marcu przeczytałam tylko cztery książki:

1) Bestia – książka okazała się bardzo ciekawa i miała potencjał, jednak mimo to brakowało mi w niej czegoś, więc nie jestem do końca zadowolona z tej lektury.


2) Madame Pylinska i Sekret Chopina – książka była niesamowita i zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. To jest ten Schmitt, którego poznałam i za którym tak bardzo tęskniłam ♥


3) Dom w zgodzie z naturą – szukałam poradnika, który mnie zmotywuje do samorozwoju i ogólnie poprawi moje domowe umiejętności, tymczasem okazał się wręcz fanatycznym poradnikiem ekologii.

4) Ogień i krew – wczoraj skończyłam czytać tę książkę, więc recenzja będzie na dniach. Mam bardzo mieszane odczucia do całej powieści.


Co do filmów to ten miesiąc też nie był jakoś wyjątkowo aktywny, gdyż obejrzałam ich siedem, co dla mnie nie jest jakimś wybitnym wynikiem. Jednak przede wszystkim poszłam w produkcje nominowane do Oscara.

1) Green Book – nie mam pojęcia, czemu ten film dostał głównego Oscara. Nie mówię, że jest zły, jednak spodziewałam się po nim o wiele więcej.

2) Kobiety mafii 2 – na pewno jest o wiele lepszy niż pierwsza część, jednak nadal pozostaje filmem, do którego po prostu nie mam komentarza.

3) Spider-man Uniwersum – jest to kolejna produkcja, na której bardzo się zawiodłam i w ogóle nie rozumiem, co ludzie widzą w tej animacji, że są tak zachwyceni. 

4) Roma – ten film to dla mnie porażka. Uważałam, że Zimna wojna jest przeciętnym filmem, który nie ma szans na Oscara, lecz nadal pozostaje o niebo lepszy niż ten. Dlatego jestem bardzo zawiedziona, że mimo to nie możemy się pochwalić nagrodą.

5) Faworyta – kolejny oscarowy film i tym razem całkowicie godny tej nagrody, gdyż zrobił na mnie olbrzymie wrażenie i poruszył mnie dogłębnie. Już dawno nie oglądałam tak dobrego filmu.

6) Jak romantycznie! – mogę powiedzieć, że miło się oglądało, ale nic poza tym. Nie miałam jakiś wysokich oczekiwań, jednak nawet one nie zostały spełnione. 

Tym razem podsumowanie nie jest jakieś długie, ale za to treściwe :) 

Pozdrawiam, 
Elfik