poniedziałek, 28 lutego 2022

Bitwa Nieśmiertelnych – Arkady Saulski

 

Tytuł: Bitwa Nieśmiertelnych

Autor: Arkady Saulski 

Cykl: Zapiski Stali

Tom: III

Kategoria: Fantasy 

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 400

Ocena: 7/10






Istnieje stwierdzenie, że każdy z nas ma jakiś cel w życiu i to za nim powinien podążać i wypełniać go. Czy jest to prawdziwe stwierdzenie? Tutaj pewnie każdy ma swoją własną opinię i jest to zależne od indywidualnych cech osobowości i kontekstu sytuacyjnego. Niemniej na pewno istnieją osoby, które mocno w to wierzą i starają się iść tą ścieżką. Według mojej opinii jest to godne podziwu. Może też pozazdroszczenia. Jak Wy uważacie?

Nippon nadal się broni i jego gotowy oddać wszystko, by obronić swoją kulturę i swoich ludzi. Mimo małych szans bohaterowie zbierają się w jedno miejsce i myślą nad planem, który pozwoli im zwyciężyć przy tak dużych siłach wroga. Tymczasem na czele wrogiej armii stoi nowy, młody Chan, który całkowicie inaczej postrzega rzeczywistość niż jego ojciec i jest gotowy na nowe, nietypowe rozwiązania. Jak potoczy się ostateczna bitwa? Jak poradzi sobie Kentaro?

Z dużą niecierpliwością czekałam na zwieńczenie tej niesamowitej trylogii o Duchu. Nie wiedziałam, czego oczekiwać po zakończeniu, jednakże poprzednie dwa tomy udowodniły mi, że na pewno będzie to coś robiącego niesamowite wrażenie. I tak właśnie było. "Bitwa Nieśmiertelnych" wielokrotnie mnie zaskoczyła i dała poczucie, że poznałam przepiękną historię, z której można wynieść wiele emocji i wartościowych treści.

Jednak skupiając się na początek na warsztacie, muszę tradycyjnie pochwalić język, jakim posługuje się Arkady Saulski. Wyróżnia się on niezwykłą plastycznością, która intensywnie oddziaływuje na wyobraźnię, dając jej możliwości tworzenia własnych obrazów osadzonych w rzeczywistości przedstawionej przez autora. Wyczuwam w języku unikatowość, a że jest to już moja czwarta książka pisarza, wiem, że jest to dla niego charakterystyczne. Przyzwyczaiłam się do tego stylu, co powalało mi czytać bardzo szybko i też bezproblemowo odnajdywać się w fabule. 

Fabuła tej części jest niesamowitym zwieńczeniem całej historii. Z zapartym tchem obserwowałam, jak dalej potoczą się losy bohaterów i również Nipponu. Sama z siebie nie do końca potrafiłam sobie w ogóle wyobrazić, jak mogłoby wyglądać zakończenie tej wojny, dlatego tym bardziej czułam się pchana przez fabułę do przodu, by wreszcie zobaczyć, na jakie rozwiązania zdecydował się pisarz i jak one przypadną mi do gustu. Zakończenie okazało się prawdziwym literackim majstersztykiem. 

Co do bohaterów to podziwiam ich kreację za wielowymiarowość i skomplikowane, niejednoznaczne charaktery. Dzięki tym skomplikowanym przyczynom podejmowania różnych działań postacie wydawały się bardzo ludzkie i przy tym niezwykle intrygowały mnie. Sam Kentaro poza zwykłą sympatią wywołał we mnie wiele emocji. Na przestrzeni książek widać, jak dochodzi do jego zmiany. Proces ten jest przedstawiony jako naturalny i logiczny. Nie jest to zmiana widoczna z dnia na dzień, ani też na tyle wielka, by można stwierdzić całkowitą zmianę osobowości. Jest to zmiana podyktowana sytuacją, różnymi wydarzeniami i możliwościami, które otrzymał nasz bohater. Do gustu pod względem wykreowania przypadł mi również Kotul, czyli nowy Chan. Ciężko jest sprawić, by wróg zyskał sympatię czytelnika, tymczasem tutaj momentalnie polubiłam tego młodego mężczyznę i doceniłam jego spojrzenie na świat – pozbawione typowego dla jego kultury okrucieństwa oraz gotowe na nowe rozwiązania. 

W całej powieści doceniam przede wszystkim przedstawienie tego konfliktu z dwóch stron. Sprawiło to, że nagle zaczęłam rozumieć niektóre poczynania wrogów Nipponu. Co prawda nadal byłam całym sercem z Kentaro i jego przyjaciółmi, ale dostałam szansę, by obserwować bezpośrednio ich samych, ale też efekty ich działań poprzez inne spojrzenie. Niesie to za sobą wiele rozważań na temat sensu różnych działań, ale również na temat sensu samego życia i dążenia za odgórnie wyznaczonymi celami. Obraz wielkiego braterstwa, przyjaźni i poświęcenia dawał poczucie odrealnienia, jednakże z nadzieją, że jest to możliwe i że można to odnieść do naszej rzeczywistości. 

Cała trylogia "Zapisków Stali" okazała się niezapomnianą przygodą, gdzie wraz z Duchem mogłam poznać świat samurajów oraz obserwować różnorodne zmiany zachodzące w tej postaci. To wartościowe doświadczenie pozwalające spojrzeć na nasz świat w całkowicie odmienny sposób i wyciągnąć z tego wnioski. 

Za możliwość przeczytania dziękuję bardzo Fabryce Słów

wtorek, 22 lutego 2022

Nomen Omen – Marta Kisiel

 

Tytuł: Nomen Omen

Autor: Marta Kisiel

Cykl: Cykl wrocławski

Tom: II

Kategoria: Fantasy

Wydawnictwo: Uroboros

Liczba stron: 336

Ocena: 5/10






No czasami nie ma wyboru i trzeba uciekać i jakoś żyć dalej. Zgodzicie się? Pewnie wszystko zależy od sytuacji i możliwości danej osoby. Ale gdy dom jest nieprzychylnym miejscem, a mała miejscowość wie wszystko o wszystkich i postanawia dokładnie każdą, nawet najbardziej intymną, sprawę omówić, to marzy się o tym, żeby tylko się spakować, wyprowadzić i zacząć żyć na nowo w jakimś miłym miejscu, gdzie nikogo nie obchodzi kto, kim jest, czyli do dużego miasta – tak w dużym uproszczeniu. 

Właśnie w takiej sytuacji znalazła się Salka. Jej matka jest osobą bardzo otwartą, która uwielbia omawiać sprawy swojej córki z innymi osobami – w szczególności te erotyczne sprawy. Młodszy brat ma robić doktorat na uczelni we Wrocławiu, a przynajmniej tak mówią plotki ojca, bo jakoś sama Salka w żaden sposób nie może w to uwierzyć. Tym bardziej że ona sama nie poszła na studia. Dziewczyna ma już tego wszystkiego dość i przy pierwszej okazji wyprowadza się z domu do Wrocławia, by tam móc choć na chwilę odpocząć od przytłaczającej rodziny oraz zacząć żyć według swoich zasad. Lecz początki potrafią być trudne. Czy Salka sobie poradzi? U kogo wynajmie pokój? I jakie przygody przyniesie jej życie?

Z tą książką mam tak wiele anegdot, że aż ciężko wybrać coś na dobry początek. Jednak zacznę od przyczyny, dlaczego zdecydowałam się właśnie z nią zapoznać – Marta Kisiel. Dotychczas nie miałam przyjemności zapoznać się z twórczością pisarki, a słyszałam o niej dużo pozytywnych opinii, w szczególności o jej fenomenalnym poczuciu humoru. Chciałam osobiście to sprawdzić. Szkoda tylko, że nie zauważyłam, że "Nomen Omen" to już drugi tom "Cyklu wrocławskiego". Jakkolwiek się staram, to nie jest mi dane czytać tomy serii w odpowiedniej kolejności... Też na odbiór tej powieści na pewno wpływał fakt, że słuchałam ją w audiobooku i jest to mój pierwszy w całości przesłuchany właśnie audiobook. 

Do gustu przypadła mi koncepcja na całą powieść, ponieważ wyróżniła się ona niesztampowością. Dotychczas nie miałam okazji spotkać się z czymś tak niekonwencjonalnym. Tym bardziej że "Nomen Omen" powoli odkrywa swoje karty, by dopiero z czasem i to w dość powolnym tempie ukazywać niezwykłość historii. To ciekawy zabieg, który według mnie osiąga wyznaczony cel – zainteresować czytelnika. Wykorzystuje stare, dobrze znane czytelnikom motywy, ale robi to w sposób odmienny od tego, z czym zwykle się spotykamy, co pod względem pomysłu robi duże wrażenie. 

Co sądzę o stylu? W końcu to zapowiedź czegoś wspaniałego w tym aspekcie mnie przyciągnęło do książki. Ewidentnie jest mocno dowcipny i pisarka w żaden sposób się nie ograniczała, co dodawało odpowiedniej pikanterii całej historii. Dzięki temu była też łatwa i przyjemna w odbiorze, choć momentami zbyt infantylna. We wspaniały sposób były opisane wydarzenia z dawnych czasów. Jedyną wadą pod względem stylu było niedopracowanie, ponieważ momentami miałam wrażenie, że niektóre wątki przedwcześnie się kończyły lub całkowicie urywały, co przecież nie jest pożądane. 

Historia jest tak, jak wspomniałam na początku, wolnopłynąca, by dopiero z czasem zaskakiwać niesamowitymi zwrotami akcji i... ponownie być powolna. We współczesność wplatane są opisy historyczne dotyczące Breslau, czyli ówczesnego Wrocławia. Ten wątek wyjątkowo mi się spodobał, ponieważ mam wrażenie, że w ogóle w Polsce się o tym nie mówi, a przecież Wrocław obecnie to nasze miasto i w jakieś części też nasza historia. Powracając do fabuły, to wielką wadą, która niestety bardzo intensywnie zniechęcała mnie do całości, był mocno zamknięty świat. I nie mam tutaj na myśli faktu, że autorka sama go zamknęła, ale cały czas wkradało mi się podczas czytania poczucie, że w powieści jest dość klaustrofobicznie. 

Bohaterowie też zawodzą, gdyż wydają się wyraziści i charyzmatyczni, ale tak naprawdę to są wykreowani wyłącznie pobieżnie, a główną rolę odkrywają pojedyncze, mocno wyolbrzymione cechy. Brakowało mi głębi ich osobowości. I przede wszystkim nie polubiłam Salomei... To nawet za mało powiedziane, bo mnie po prostu cały czas, dosłownie cały czas irytowała. Wydawała mi się niepotrzebnie przedramatyzowana i przez to ciężko było mi dostrzec jakiekolwiek inne jej cechy. Jednak żeby nie było zbyt dużo narzekania, to doceniam postać Matyldy, która dla mnie była jedynym wielowymiarowym bohaterem. Niosła ze sobą tajemniczość i nieuchwytność, co fascynowało. 

Tematycznie "Nomen Omen" niesie ze sobą przesłanie, że nie można kierować życiem innych osób. W fenomenalny sposób ukazuje efekt motyla i uświadamia, że nasze nawet najmniejsze poczynania mogą pociągnąć za sobą wiele często nieświadomych dla nas konsekwencji. Na większość nie mamy wpływu, ale są decyzje, które trzeba dobrze przemyśleć, nie dać się impulsowi i emocjom. Inaczej wiele osób może zapłacić za nasze błędy. 

Jak czytacie sami, "Nomen Omen" nie wywołał we mnie nadmiernego zachwytu. Zauważyłam wiele wad, które z trudnością akceptowałam i w większości moje oczekiwania nie zostały spełnione. Choć możliwe, że to efekt właśnie zbyt wygórowanych oczekiwań. Niemniej na pewno zapoznam się z pierwszym tomem "Cyklu wrocławskiego" i dam jeszcze jedną szansę pisarce. 

sobota, 19 lutego 2022

Profesor – Charlotte Brontë

 

Tytuł: Profesor

Autor: Charlotte Brontë

Przekład: Katarzyna Malecha

Kategoria: Literatura klasyczna

Wydawnictwo: MG

Liczba stron: 312

Ocena: 4/10







Gdy dokładnie przyjrzymy się historii ludzkości, to możemy zauważyć, że przez wieki... Nie, tak naprawdę przez tysiąclecia żyjemy w społeczeństwie hierarchicznym. Bez wątpienia ma to swoje zalety, które pozwalają nam w wielu sprawach działać sprawnie i spójnie, choć właśnie nad spójnością bym się zatrzymała. Wraz z hierarchią idą podziały społeczne: szlachetnie urodzeni - plebs, bogaci - biedni, wpływowi - nic nieznaczący, lepsi - gorsi. To jest wyliczanka, która tak naprawdę nigdy się nie kończy. Kto decyduje, kto jest lepszy, a kto gorszy? 

William jest sierotą oddanym na wychowanie do swoich wujów. Mijają lata, młody mężczyzna staje się dorosły i postanawia oderwać się od rodziny. Jego poglądy i poglądy jego wujów są tak odmienne, że William nie jest gotowy rezygnować ze swojej wolności. Dlatego postanawia udać się do brata, z którym od dziesięciu lat się nie widział, by to właśnie u niego zdobyć fach kupca. Co czeka młodego człowieka w świecie biznesu? Jaki jest jego starszy brat? I jak ostatecznie potoczą się losy młodzieńca? 

Byłam niesamowicie podekscytowana, gdy sięgałam po tę powieść, ponieważ dotychczas nie czytałam jeszcze żadnej książki autorki ani też żadnej powieści pozostałych sióstr Brontë. Minęło dwieście lat, a ich historie nadal cieszą się szacunkiem i pozostają systematycznie wznawiane przez wydawnictwa. Miałam nawet poczucie wstydu, że nie znam jeszcze ich twórczości. Szczycę się znajomością literatury klasycznej, gdy tymczasem wiktoriańska epoka okazała się pominięta przeze mnie. I jak moje wrażenia? Niestety "Profesor" okazał się moim olbrzymim rozczarowaniem. 

Przede wszystkim już sama koncepcja na całą powieść nie przypadła mi do gustu. Mam poczucie, że już od dawna wykorzystuje się motyw nauczania w literaturze i że jest to na tyle popularne, że w żaden sposób nawet w ówczesnych czasach nie było oryginalne. Oczywiście nie jestem znawcą, więc tego nie wiem na pewno, ale krążą mi pewne pomysły na podobną literaturę, choć to bardziej z polskiej działki. Niemniej motyw sieroty, nauczania i zakazanej miłości nie jest w stanie zyskać mojego uznania poprzez sam pomysł. Potrzeba udowodnić mi, że to coś więcej niż sztampowa opowieść. 

Moje początkowe podekscytowanie wynikało też z faktu, że cenię i czerpię niesamowitą rozrywkę z kwiecistych, patetycznych i mocno rozbudowanych stylów pisarskich, a tego właśnie spodziewałam się po "Profesorze". W pewnym sensie dostałam to, czego tak mocno oczekiwałam, ale w tym przypadku zostały przekroczone pewne granice. Tu jest tak dużo słów – słów całkowicie zbędnych, tworzących niepotrzebne zdania, ciągnących się całymi stronami i nie wnoszących nic godnego uwagi do powieści. Tym bardziej że wielu z nich nie znałam. Tutaj ponownie mogłabym na to przymknąć oko, ponieważ archaizmy w tego typu książkach są czymś naturalnym i nie do uniknięcia, ale zmęczyłam się z nimi walcząc. Nie wiem, czy to wynika bezpośrednio z oryginału, czy jednak zadziało się coś na poziomie tłumaczenia. 

A to nie koniec wad, które niszczyły mi przyjemność z lektury. Przede wszystkim nie rozumiem rozpoczęcia powieści, a konkretniej co ono miało na celu. Dla mnie nie wprowadziło niczego wartościowego w kontekście całości... Muszę przyznać, że czytając, czułam się niesamowicie znużona. Nie interesowały mnie poczynania głównego bohatera, ani jego przemyślenia, więc nie miałam, o co się zahaczyć w opowieści. Cały czas towarzyszyło mi poczucie, że fabuła jest mocno ograniczona i brakuje jakiekolwiek logicznego rozbudowania jej. 

Mimo że bohaterów w "Profesorze" nie brakuje, to jako czytelnicy skupiamy się przede wszystkim nan Williamie. Jego postać traktuję jako olbrzymią zaletę powieści, ponieważ wprowadza mnie w dość nieoczekiwane i ambiwalentne odczucia. Przede wszystkim odchodząc od warstwy kreacji postaci, bardzo nie lubię tego bohatera. Tak wiele cech mnie w nim irytuje. Niemniej ma bardzo głęboką warstwę charakterologiczną zależną od wielu sytuacji, ale zarazem na tyle stałą, by stworzyć wyraźną i mocną osobowość. Dominuje w nim przenikliwość i cierpliwość, które budują perspektywę postrzegania świata w mocno subiektywnej i często niepopularnej opinii. 

Tematycznie też czuję się rozczarowana, gdyż doceniam powagę samego tematu, gdzie dostrzegam niesprawiedliwość istnienie warstw społecznych, ale już nie doceniam sposobu, w jakim ten problem został przedstawiony. Pojawiają się tutaj takie wątki jak bezpodstawne ocenianie, przyjaźnie z wyrachowania i pogardzanie innymi ludźmi włącznie dlatego, bo są gorsi... Cokolwiek miałoby to znaczyć w opinii danych jednostek. 

Moje rozgoryczenie i znużenie przy lekturze "Profesora" sięgnęło zenitu, ale na szczęście nie zniechęciło, by nadal planować dalsze spotkania z twórczością sióstr Brontë. Byłam ostrzeżona, że to książka, która w porównaniu do pozostałych powieści pisarki, zyskała opinię przeciętnej. Dlatego z nadzieją spoglądam w moją literacką przyszłość i już niedługo powrócę do świata epoki wiktoriańskiej. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG

środa, 16 lutego 2022

Koniec sezonu – Paweł Kołodziejski

 

Tytuł: Koniec sezonu

Autor: Paweł Kołodziejski 

Kategoria: Poezja

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Liczba stron: 44

Ocena: 7/10








Lubicie wspominać dawne czasy? Czy jednak wolicie żyć tu i teraz według zasady carpe diem? Osobiście mam wrażenie, że utknęłam w bliżej nieokreślonej przeszłości i jest ona dla mnie pułapką, skąd nigdy nie wyjdę. Mimo tego pejoratywnego wydźwięku lubię żyć w świecie wspomnień i dobrych chwil, bo takich było naprawdę wiele. Zazwyczaj śpieszę się, dzień po dniu odkreślam punkty na swoich niekończących się listach, więc miło co jakiś czas powrócić do tego, co było kiedyś. Sentyment i nostalgia to moje drugie imiona i odnalazłam je w ostatnio przeczytanym tomiku wierszy autorstwa Pawła Kołodziejskiego. 

Styl wierszy stworzony przez poetę wyróżnia się barwnymi i mocno obrazowymi opisami, które pozwalają wybudzić się wyobraźni i zobaczyć wszystko, jakby było żywe. Zarazem jest to styl prosty i nie przynoszący mi żadnych problemów w odbiorze lektury wierszy. Jako czytelnicy nie spotkamy tutaj żadnych zaskakujących czy kunsztownych środków stylistycznych. Lecz warto podkreślić, że nie świadczy to źle o poezji, tylko wręcz przeciwnie – w tym tomiku wierszy prostota odpowiada za niesamowite piękno i tę odczuwalną naturalność. Mocno cenię takie posunięcia, gdyż granica pomiędzy prymitywną prostotą, a prostotą niezwykłą jest zazwyczaj cienka. Paweł Kołodziejski idealnie ją wyczuł. 

Na pierwszym planie kompozycji wyróżnia się klamra wszystkich trzech czasów. W sposób unikatowy i zgrabny przeszłość łączy się z teraźniejszością, by następnie zespolić się z przyszłością. Jako czytelnik miałam poczucie spójności i prowadzącej przez poezje autora płynności. Tym bardziej że poeta niekiedy nawiązuje również do innych pisarzy, co uderza w czułe struny wielu czytelników i daje szanse na poczucie się jak w domu. Jest też dowodem na elokwencję wyrażanych przez pisarza treści. W pewnym momencie przypomniał mi się wiersz, który z taką pasją omawialiśmy w szkole i to właśnie ten wiersz został w mojej pamięci na dłużej. A mówię tutaj o "Wybudowałem pomnik" Horacego. Wcześniej wspomniana przeze mnie klamra czasów przypomina, jaką potęgą może być dzieło człowieka i jak dać mu przez wielu ludzi upragnioną nieśmiertelność. 

Przez Pawła Kołodziejskiego wybrzmiewa pasja i zaangażowanie. Nie jest to po prostu człowiek, który pewnego dnia usiadł i z nudów nabazgrał na kartce parę wersów. Być może to mogłoby świadczyć o talencie, ale talent to nie wszystko. Czasami ogniąca się w oczach pasja jest o wiele bardziej wartościowa. A jeśli dołoży się do tego zaangażowanie, wytrwałość i pracowitość, dostajemy szansę na ujrzenie wybitnego dzieła. Często wiersze poety sprawiały, że miałam przed oczami bliżej nieokreślonego mężczyznę, który z zapałem pisze na kartce i tworzy niezwykłe wiersze. Czy tak było, nie mogę wiedzieć. Jednak sam fakt wyobrażenia sobie tego, dużo świadczy o całym tomiku poezji. 

Przywołałam na początku motyw wspomnień, gdyż "Koniec sezonu" symbolizuje dla mnie kotwicę moich własnych wspomnień. Rozkazuje mi się zatrzymać i przypomnieć, a następnie przywołać odpowiednie dni mojego życia. W pewnym momencie pojawia się zjawisko nazwane przeze mnie jako pamięć zapachu. Węch jest mocno niedocenianym zmysłem u ludzi, gdy tymczasem cicho, zza kurtyny potrafi kierować naszymi myślami. Jednak głównym toposem wierszy jest przemijanie – stanowczo mój ulubiony motyw w poezji i ogólnie szeroko pojętej sztuce. Jak łatwo samemu wydedukować, czasami przemawia przez wiersze dogłębny smutek i to on prowadzi do zatrzymania się w miejscu choć na chwilkę. 

Ciekawym zabiegiem jest też synteza motywu natury i bardzo przemawiającego do mnie obrazu miasta. Kontrast tych dwóch wizji przy odpowiednich przemyśleniach niesie ze sobą wartościowe treści i zaskakujące odkrycia. Wśród wierszy najbardziej poruszający okazał się wiersz o subtelnym tytule "Spacery". Przyznam się, że już dawno nie czułam się tak wzruszona i bliska płaczu. 

"Koniec sezonu" to zbiór wierszy o wielowymiarowym spojrzeniu na świat. Czytelnik dostaje szanse odnaleźć w nim niezwykle wiele motywów, by wybrać swój ulubiony i iść jego ścieżką. Za pomocą prostych, ale też barwnych słów nie musi przerywać, nie musi martwić się, że coś będzie zbyt trudne i skomplikowane. Wiersze mają drugą głębię i konkretny plan, ale co ostatecznie odnajdzie w nich człowiek, zależy wyłącznie od niego. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

niedziela, 13 lutego 2022

World of Warcraft: Kronika 3 – Blizzard Entertainment

 

Tytuł: World of Warcraft: Kronika

Autor: Blizzard Entertainment

Cykl: World of Warcraft: Kronika

Tom: III

Kategoria: Fantasy

Wydawnictwo: Dark Horse Comics

Liczba stron: 220

Ocena: 9/10






Może zacznę od dość nietypowego stwierdzenia w kontekście tej recenzji – nie gram w gry komputerowe. Może to trochę niedopowiedzenie, bo jednak czasami mi się zdarzało, ale to na przestrzeni mojego życia naprawdę bardzo sporadycznie i nie sądzę, by prawdziwy gracz uznał to za granie. Przyznam się, że nie gram w nie tylko i wyłącznie dlatego, bo jestem osobą niesamowicie niecierpliwą i gry po prostu dla mnie trwają za długo... Tak samo jak filmy i seriale. Wyjątkiem są tylko książki. W pewnym sensie ubolewam  nad tym, gdyż jak pewnie część z Was już wie, uwielbiam światy fantasy i całą otoczkę z nimi związaną. A właśnie gry komputerowe to mogłyby mi dać. Ale okazało się, że ktoś znalazł dla mnie częściowe rozwiązanie – książkę o grze, a konkretnie książkę "World of Warcraft: Kronika". 

Przedstawiona książka to już trzeci tom całego cyklu. Pierwsze niestety przegapiłam, ale już teraz na samym wstępie zapewniam Was, że do nich powrócę, ponieważ sam pomysł na całą serię wydaje mi się bardzo trafiony i przekonywujący wielu i czytelników, i graczy, i czytelników-graczy. Czy nie wydaje się Wam niesamowite, że jedna rzecz może połączyć tak wiele osób, osób, które mogą mieć całkowicie odmienne pasje albo które sprawnie je łączą? Dla mnie to już coś oznacza. 

Odnosząc się do pomysłu dotyczącego już samej fabuły, to ciężko mi się tu wypowiedzieć, ponieważ zakładam, że pochodzi on bezpośrednio z samej gry, więc trudno jest rozgraniczyć części stworzone na użytek tej pozycji literackiej i części pochodzące z gry. Tym bardziej że tak jak rozpoczęłam – nie grałam w grę. Dlatego po prostu powiem, że niesamowicie podoba mi się to, na jakich konceptach cała historia jest oparta. 

Sam styl, który dominuje w książce, jest mocno opisowy. Nie występują tam dialogi, jak w powieściach fabularnych. Wszystko skupia się na opisach miejsc, wydarzeń i relacji między bohaterami. To jest nasza główna ścieżka podążania za fabułą. Momentami w głowie pojawiała mi się myśl, że jest to trochę jak podręcznik do historii, ale w tym pozytywnym aspekcie. Czasami historia okazywała się wciągająca i fascynująca. Te wszystkie ciągi przyczynowo skutkowe, wielcy ludzie i podboje fascynowały mnie. Tutaj było prawie tak samo, choć chyba o wiele lepiej, ponieważ nie ograniczało się do realu, ale było urzeczywistnieniem fantasy. Te niekończące się opisy intensywnie oddziaływały na moją wyobraźnię. Jedyną wadą była mnogość nazw. Wszystkie imiona, rasy, przedmioty i miejsca przerastały mnie i wielokrotnie traciłam kontekst. Zakładam, że gracze, którzy zapewne doskonale znają świat i bohaterów, nie mieliby tak wielkiego problemu z tym jak ja. 

Fabuła jest po prostu monstrualna – to słowo perfekcyjnie ukazuje to, co przeczytałam. Samo uniwersum jest tak olbrzymie, że nieraz mnie przytłaczało, a ja się gubiłam w nim. To świat, gdzie naturą rzeczy jest niekończąca się wojna. Gdy dochodzi do jej zakończenia w jednym miejscu, to płynnie przechodzi do kolejnego. Przemawia przez to niesamowita spójność i logika, robiąca na mnie wielkie wrażenie. A samych bohaterów jest tak dużo, że obserwacja relacji między nimi i ich poczynań jest skomplikowanym zadaniem, które wymaga skupienia się i zaangażowania, lecz gdy uda się osiągnąć ten stan, zachwyca dokładnością i głębią. Ogólnie jestem zaintrygowana, jak sprawnie w książce zostały przedstawione mechanizmy i procesy psychologiczne, które ubarwiały całą historię. 

Nie można zapomnieć o samym wydaniu, ponieważ to ono jako pierwsze przykuwa wzrok czytelnika i przyznam, że naprawdę ciężko się oderwać od wizualnych aspektów tej pozycji. Ona jest po prostu przepiękna i to pod każdym względem. Tym bardziej że wewnątrz można odnaleźć wiele niesamowitych ilustracji zachwycających barwą, dokładnością i dających poczucie, że to nie jest tylko i wyłącznie kadr z gry, ale urywek rzeczywistego świata, do którego dostaliśmy zaproszenie. "World of Warcraft: Kronika 3" spokojnie mogę określić jako niezapomnianą ucztę estetyczną. 

Jestem wyjątkowo zadowolona z faktu, że nie dałam się zniechęcić swoim brakiem wiedzy odnoszącym się do gry, ponieważ nawet bez jej znajomości była to dla mnie niezwykła przygoda – pełna radości i niespodzianek. Więc jeśli nie graliście w "World of Warcraft" nie bójce się sięgnąć po tę pozycję. Natomiast jeśli jesteście graczami, to myślę, że będzie to dla Was wyjątkowe dopełnienie tego monstrualnego i zachwycającego uniwersum. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

czwartek, 10 lutego 2022

Zimne wody Wenisany – Linor Goralik

 

Tytuł: Zimne wody Wenisany

Autor: Linor Goralik

Przekład: Agnieszka Sowińska

Cykl: Wenisana

Tom: I

Kategoria: Literatura dziecięca

Wydawnictwo: Dwukropek

Liczba stron: 183

Ocena: 3/10





To, co nam się przedstawia w dzieciństwie, ma duże znaczenie. Kształtuje nas i daje tylko wycinek świata. Jeśli nie dostaniemy możliwości, by go skonfrontować z szerszym kontekstem rzeczywistości, możemy ślepo w niego wierzyć. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że najczęściej wycinki rzeczywistości same w sobie są prawdziwe, ale gdy umieści się je w czymś większym, to niekoniecznie już pasuje. Świat jest czymś o wiele większym i potężniejszym. 

Agata żyje w świecie, gdzie tak naprawdę są dwa światy. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, tak w rzeczywistości jest. Jeden z nich jest nad wodą, a woda dla jego mieszkańców jest czymś złym. Drugi to właśnie woda, która odbija miasto. Tam żyją istoty zwane gabo i dusze ludzi, którzy się utopili. Agata jest ciekawa wszystkiego, co ją otacza, a przy tym niezmiernie odważna. Dlatego to jej decyzje doprowadzają do miejsca, gdzie może zdać sobie sprawę, że nie zawsze można ufać dorosłym, a prawdy, w które się wierzy, są tak naprawdę kłamstwem. Co spotka Agatę? Jak się w tym odnajdzie? 

Byłam bardzo podekscytowana możliwością przeczytania tej książki. Słyszałam wiele pozytywnych opinii o wydawnictwie, a dotychczas nie miałam jeszcze przyjemności zapoznać się z żadną książką wydaną ich nakładem. Może właśnie dlatego oczekiwałam od "Zimnych wód Wenisany" tak wiele i niestety rozczarowałam się nią. Od razu zdawałam sobie sprawę, że to powieść z gatunku literatury dziecięcej, więc będę ją inaczej odbierać i jeszcze inaczej oceniać. Niemniej i tak zostałam negatywnie zaskoczona. 

Jednak najpierw zacznę od zalet, a konkretnie jednej, która sprawiła, że mimo wad na pewno na długo zapamiętam tę historię. Chodzi mi o genialny pomysł. Wyróżnił się on oryginalnością i niekonwencjonalnością postrzegania świata, co zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Nie przypominam sobie, żebym spotkała się z podobną koncepcją, co potwierdza moje przypuszczenia, że pisarka ma w przyszłości wielki potencjał. Dla mnie jest to powieść, która powinna zostać bardziej dopracowana i przedstawiona w pełnowymiarowy sposób trochę starszym czytelnikom lubującym się w niesamowitych opowieściach fantasy. Po prostu czuję, że książka może okazać się zbyt poważna dla młodych czytelników, co kontrastuje z językiem. 

Niestety język, którym posługuje się pisarka, to dla mnie mały koszmarek. Nie wiem dla kogo. Wynika to właśnie z pomysłu i fabuły, które stanowczo powinny być przeznaczone dla starszej młodzieży lub dorosłych. Zarazem język jest wyjątkowo prosty pod względem ciągłości. Zapewne miało to być przystosowane do dziecięcych możliwości, ale wywołuje tylko dyskomfort. Tym bardziej że w tej historii jest tak wiele neologizmów, nowych nazw i też po prostu trudnych słów – nawet dla dorosłego czytelnika. Przyznaję się otwarcie, że sama wielokrotnie niektórych rzeczy nie rozumiałam, co mnie tylko zniechęcało do książki. I przede wszystkim brakowało dokładnych opisów. To oczywiste, że ogólnie z opisami nie można przesadzić, ale bez opisów brakowało jakiejkolwiek spójności. 

Sama fabuła nadawała szybkie tempo, co pozwoliło mi się prawie od razu wciągnąć się i przeczytać powieść w jeden dzień. Lecz za fabułą szło olbrzymie uniwersum, niestety olbrzymie, niedopracowane uniwersum, gdzie gubiłam się prawie na każdym kroku i właśnie przez to traciłam również fabułę. Niemniej wielokrotnie zostały wykorzystane motywy, które bardzo szanuję i też doceniam ich niesztampowość. 

Poza główną bohaterką – Agatą – totalnie brakuje jakichkolwiek kreacji bohaterów. I naprawdę, cały czas pamiętam, że to literatura dziecięca, a nie high fantasy dla dorosłych, więc nie można oczekiwać głębokich osobowości, analizy myśli. Jednak jakąś osobowość ma każdy i dziecko jak najbardziej to rozumie. Poza tym Agata tak bardzo mnie irytowała, że to zasłaniało jakiekolwiek charakterologiczne zalety kreacji. Nie dość, że nie była zbyt mądra, to jeszcze kreowała się na bohatera. Niekiedy czułam jej zagubienie i to było fantastyczne czytelnicze doznanie, ale szybko pękało jak bańka mydlana. 

"Zimne wody Wenisany" naprawdę wywołują we mnie poczucie olbrzymiej powagi tematycznej, co być może dla dzieci może być zbyt trudne. Jednak pomijając ten aspekt, sama w sobie bardzo mi się podobała tematyka, ponieważ mówiła o wyrafinowanym okrucieństwie i wiecznej manipulacji, która ciągnie się pokolenie za pokoleniem, opierając się na tym, że tak przecież działa ten świat. To mechanizm przedstawiający nawarstwiający się konflikt, który eskaluje do wojny. 

Ta książka dla dzieci wywołała we mnie wiele mieszanych odczuć i ostatecznie rozczarowała. Dostrzegam jej zalety, ale to nie wystarczy, bym całościowo mogła ją docenić i uznać za odpowiednią dla młodszych czytelników. Choć na pewno dam szansę drugiej części i być może ona zmieni moje postrzeganie historii. 

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

poniedziałek, 7 lutego 2022

Pustynny Książę. Księga II – Peter V. Brett

 

Tytuł: Pustynny Książę. Księga II

Autor: Peter V. Brett 

Przekład: Marcin Mortka

Cykl: Cykl Zmroku

Tom: 1.2

Kategoria: Fantasy 

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 553

Ocena: 7/10





Gdy jesteśmy dosłownie w tej chwili – ja piszę recenzję, Wy ją pewnie już czytacie, to nie mamy pojęcia, co nas spotka choćby jutro. Możemy mieć swoje plany, przypuszczenia, może jakąś rutynę. Nawet jest duże prawdopodobieństwo, że nasz jutrzejszy dzień będzie wyglądać tak, jak przewidzieliśmy, lecz nigdy nie możemy mieć do końca pewności. A to tylko jutrzejszy dzień. Co będzie kolejnego? I jeszcze następnego? Myślę, że jak sięgniecie pamięcią, to przypomnicie sobie, jak jeszcze jakiś czas temu wyobrażaliście sobie pewne aspekty Waszego przyszłego życia w odmienny sposób i teraz jesteście zadziwieni, jak doszliście do tego miejsca. Macie czasami takie odczucia? 

Olive nadal walczy podczas Nowiu. Mimo tego że została uprowadzona daleko od swojej ojczyzny i potraktowana brutalnie, to jest gotowa oddać swoje życie, by obronić zwykłych mieszkańców miasta. Bitewny szał daje jej siłę, energię i wolę walki. Tymczasem Darin i Selen próbują zrobić wszystko, by uratować Olive. Ich plany nie są pełne, ale brną do przodu – nawet po tym, co zobaczyli na polanie, gdzie nie pozostawiono żywych istot. Czy uda im się uratować Olive? Czy w ogóle Olive przeżyje w Labiryncie? Przyszłość potrafi być zaskakująca. 

To jest moja drugie spotkanie z twórczością autora i jestem nim bardzo podekscytowana. Po pierwszym tomie w ogóle nie wiedziałam, czego się spodziewać, co dało mi w rezultacie bardzo miłą niespodziankę i pozwoliło poznać niesamowite uniwersum. Co dał mi drugi? Wiele emocji i różnorodną perspektywę na wydarzenia przedstawione w książce. 

Styl pisarza sprawił, że momentalnie udało mi się wciągnąć w fabułę i nawet nie zauważyłam, jak szybko przez nią brnę i to w atmosferze zafascynowania. To pokaz umiejętności pisarskich, które da się również zaobserwować poprzez lekkie pióro autora zachwycające naturalnością. Zarazem utrzymana jest odpowiednia doza powagi, która cechuje high fantasy. Nie jest to styl trudny, patetyczny, czy zbyt poważny, niemniej dzięki temu jest unikatowy. Połączenie lekkości z dopracowaniem. Choć przyznam się, że jeszcze nie do końca przywiązałam się do języka, jakim posługuje się Brett, ale jestem pewna, że to jeszcze przede mną. 

Wydarzenia, które przedstawione są w tym tomie, są niezmiernie zaskakujące. Mam wrażenie, jakby działo się tak niesamowicie dużo, ale zarazem też mało. Dość nietypowe odczucie w kontekście literatury, choć bez wątpienia bardzo ciekawe, ponieważ zostały spełnione moje oczekiwania co do odpowiedniej szybkości akcji, ale też nie czułam się nią nadmiernie przytłoczona. Dużą zaletą jest dwutorowość. Ten zabieg bardzo pasuje do fabuły i jest też czymś, co doceniam, gdyż można wtedy lepiej dojrzeć umiejętności pisarza. O wiele bardziej lubię ścieżkę historii przedstawioną przez Darina, zresztą tak samo jego postać najbardziej lubię. "Pustynny Książę" mimo że przyniósł ze sobą tak wiele ekscytujących zdarzeń i zwrotów akcji, to myślę, że jest dopiero zapowiedzią czegoś większego. 

Jakbym miała szukać wad, to bym ich szukała w kreacji bohaterów, ponieważ każdy z nich na swój sposób jest unikatowy i wyróżniający się na tle reszty, ale ten efekt zawdzięczamy wyłącznie pojedynczym, dominującym cechom. Brakuje tej głębi w ich charakterach. Do samej Olive zaczynam się przyzwyczajać, ponieważ początkowo nie przepadałam za nią ze względu na jej nadmiernie emocjonalne reakcje w momentach, gdzie nie do końca było to uzasadnione. Natomiast tam, gdzie wydaje mi się, że jednak powinna zareagować trochę bardziej intensywniej, była jak kamień. Na szczęście jestem w stanie przymknąć na to oko, bo prawie cała moja uwaga skupiała się na Darinie. To nie jest stereotypowy bohater, ale rozsądny człowiek o głębokim wnętrzu. Przemawiają przez niego refleksje i odmienne postrzeganie świata. 

"Pustynny Książę" ukazuje, że czasami dochodzi się do momentu, gdzie tak naprawdę nie ma dobrego wyjścia i trzeba podjąć decyzję, które z możliwych rozwiązań prowadzi do mniejszych szkód. Okrutność tego oraz olbrzymia odpowiedzialność za swoje decyzje pogłębiają jeszcze bardziej obawy. Dlatego nie powinno się oceniać bezpodstawnie, bo nigdy do końca nie wiemy przed jakimi wyborami został postawiony konkretny człowiek. Po prostu nie możemy znać całościowego kontekstu. W powieści można też zaobserwować, jak uprzedzenia oraz nieelastyczność w kultywowaniu tradycji otwierają drzwi prowadzące do całościowego upadku. 

Nie czytałam poprzednich cyklów, których akcja działa się w tym samym uniwersum, więc nie jestem pewna, ile po drodze tracę przez brak swojej wiedzy. Osobiście bardzo mi to nie przeszkadzało, ale w najbliższym czasie planuję nadrobić zaległości i wreszcie odnajdywać się w tym świecie. Tym bardziej że jestem niesamowicie ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohaterów "Cyklu Zmroku". 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Fabryce Słów

czwartek, 3 lutego 2022

Wiersze o wierszach – Piotr Wierzbicki

 

Tytuł: Wiersze o wierszach

Autor: Piotr Wierzbicki

Kategoria: Poezja

Wydawnictwo: Sic!

Liczba stron: 36

Ocena: 8/10








Czym by było nasze życie bez słów? Owszem, często wygłaszam płomienne przemowy, że słowa nas ograniczają, wielu dyskretnych rzeczy, zjawisk czy uczuć nie nazwaliśmy i przez to nawet nie dopuszczamy do siebie, że one istnieją. Jednak nie mogę odmówić słowom gigantycznej potęgi i mocy zmiany życia. Słowa kreują przed nami całą ścieżkę możliwości i nie ograniczają się do żadnych schematów, czy stereotypów. To my je kreujemy właśnie za pomocą słów. Są one nam potrzebne do zwykłej komunikacji, ale też często do najważniejszych rzeczy – takich jak choćby wyznanie miłości. Jak ich nie docenić? Jak im czasami nie pozwolić na przejęcie nad nami kontroli? 

Nienawidzę tracić kontroli, ale nawet ja czasami muszę pozwolić dać się ponieść fali uczuć i różnorakich przeżyć. Jedną z możliwości jest poezja. Poszukuję w niej samej siebie, swoich własnych poglądów i emocji. Uwielbiam, gdy stawia mi wyzwanie i pozwala na autonomiczne dyskusje odbywające się wyłącznie w mojej głowie. Czasami oddaję się wyłącznie emocjom i daję się dogłębnie poruszyć. Wiersze potrafią dać mi naprawdę wiele. Dlatego dzisiaj chciałam Wam troszkę opowiedzieć o wyjątkowo krótkim tomiku wierszy, który wybitnie mnie zaskoczył i na łamach niecałych czterdziestu stron pozwolił mi odnaleźć wszystko, czego poszukuję w poezji. 

Mowa tutaj o dziele Piotra Wierzbickiego "Wiersze o wierszach". Od pierwszych stron wiersze wyróżniają się niesamowitą harmonią i rytmiką, która niekoniecznie wynika z rymów. Mają po prostu w sobie naturalną spójność i łatwość odbioru. Są wręcz melodią delikatnie poruszającą serce czytelnika. To wszystko w pięknej otoczce słów. Jednakże nie pierwszych lepszych słów, ale słów cudownych, wspaniałych i charakteryzujących się gracją. To właśnie te słowa prowadzą pasjonatę przez ich treść i pozwalają płynnie przejść od wiersza do wiersza. Większość z nich to epitety, które nadają całości swoistego i niezapomnianego piękna. 

Same wiersze mają krótką formę, lecz pozostają przy tym dosadne. W tych krótkich zdaniach kryje się wiele wartościowej treści. Przemyka przez nie duża doza kąśliwości i tak uwielbianej przeze mnie ironii. Ironia czy sarkazm są przeze mnie uważane za niekonwencjonalny rodzaj sztuki. Jestem zdania, że same w sobie wchodzą w erystykę i to często one dyktują jej warunki. Jak nie docenić czegoś takiego? Jak nie docenić, że proste i pozornie jednoznaczne słowa przy odpowiednim rozmówcy czy czytelniku niosą ze sobą całkowicie odmienne znaczenie? 

Niestety tomik wierszy ma dla mnie jedną wadę. Pozycje zawarte w nim są mocno nierównomierne. Jedne wiersze zachwycają, inne pozostają w etapie przeczytania i z czasem stają się zapomniane. Jednak w żaden sposób nad tym nie ubolewam, ponieważ wolę jeden tomik wierszy, gdzie większość jest subiektywnie koszmarna, a jeden na długo mnie poruszy niż jeden tomik wierszy, gdzie wiersze są stosunkowo dobre, ale nie niosą ze sobą zapamiętania, literackiej nieśmiertelności. 

Tak jak zazwyczaj przy poezji, wielu powiązań niestety nie rozumiem albo jestem wręcz przekonana, że w sferze rozumienia całkowicie mijam się z poetą. Często mnie frustruje ten fakt, lecz tutaj wydawało się to naturalne i pełne zrozumienia. Tym bardziej że wiele miejsca twórca poświęcił powiązaniom wojennym i z nich czerpał refleksję nad współczesnym światem. Szczególną uwagę zwróciłam na wiersz "Ktoś". Wydaje się on niesamowicie prosty w odbiorze, ale ma drugie – mocno poruszające – sedno. Wywołał on we mnie refleksje na temat sensu życia, która w kolejnych etapach przywoływała kolejne myśli i dała mi szasnę na dogłębną analizę duchowych odczuć. 

"Wiersze o wierszach" są poetyckim przewodnikiem po naszych własnych myślach. Ich dosadność i miejscami wręcz nikczemne ukazanie niewygodnych faktów ruszyły strunę w moim sercu. Zarazem cała dokładność i piękno dostarczyły mi estetycznych przeżyć, pozwalając spędzać czas nad podziwem dla magii słów i ich możliwości. Już dawno nie spotkałam tak wyjątkowego tomu poezji. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

wtorek, 1 lutego 2022

"Beniamin Ashwood. Wrogie terytorium" A.C. Cobble – PREMIERA 18 luty

 


Czas uciekania się skończył. Nastał czas walki.
Ben i Amelia wkrótce umrą. Jeszcze nie widzą jak. Z głodu, z zimna czy rozniesieni na mieczach ścigającej ich pogoni. Ale lodowaty oddech śmierci już czują na karkach.
Nocami, kuląc się na śniegu przy malutkich ogniskach, snują wizje powrotu do Widoków albo ucieczki do Wolnej Ziemi. Jak wspaniale byłoby odwrócić się plecami do wszystkich problemów świata i po prostu ratować życie. Ale zagrożenie ze strony demonów jest prawdziwe i oboje wiedzą, że tak naprawdę nigdy nie zdobędą się nie ucieczkę. Muszą działać! Ale jak?
Mają nadzieję, że odpowiedzi czekają w Irreforcie, w siedzibie Zakonu Purpuratów. Muszą się tam dostać - jak najszybciej i po cichu. To tylko trzy miesiące pieszej wędrówki. Przez śnieg i mróz. Bez zapasów. Z pogonią na karku.
Szanse powodzenia są raczej niewielkie. Ale chwilowo świat nie ma nic lepszego na swoją obronę.





A.C. Cobble

A.C. Cobble jest amerykańskim autorem serii książek o Beniaminie Ashwoodzie, a także serii The King’s Ranger oraz Cartographer. Mieszka w stanie Texas razem z żoną, trójką dzieci oraz psem żony.

Zaczął pisać, gdy zrezygnował z kariery w świecie korporacji i od tego momentu stara się nadrobić stracony czas. Kiedy nie tworzy, swój czas poświęca na czytanie, jedzenie, picie, uprawianie ogródka i podróże.

Zainspirowany książkami, które czytał w dzieciństwie jego pierwsza seria Beniamin Ashwood, to klasyczna fantasy, opowiada o młodym mężczyźnie, który wyrusza w niesamowitą pełną przygód podróż w dziki, nieznany i niebezpieczny świat.