poniedziałek, 13 marca 2023

Codziennik Małych Kobietek - Louisy May Alcott

 

Tytuł: Codziennik Małych Kobietek

Autor: Louisa May Alcott

Przekład: Joanna Wadas

Cykl: Małe Kobietki

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG

Liczba stron: 300

Ocena: 7/10






Czy planujecie sobie dzień? Osobiście zazwyczaj się staram, ale nie do końca jestem przekonana do tego, jak to robię. Zazwyczaj wpisuję mnóstwo zadań, często nieprzyjemnych, zapomnianych... Wyobrażacie sobie, jak szybko taki dzień staje się irytujący, smutny i rozczarowujący? Jeszcze przed śniadaniem! A przecież w ogóle nie o to chodzi. Planowanie jest ważne i wiele ułatwia, ale jak to zrobić, by miało sens? I było przyjemne? Stanowczo zacząć od poszukania dobrego sposobu, a nie mojego. 

Jednak skąd u mnie dzisiaj ta tematyka? Jest podyktowana książką, która jakiś czas temu trafiła w moje ręce. I mam tutaj na myśli "Codziennik Małych Kobietek". Jak pewnie część z Was doskonale wie, jestem olbrzymią fanką Louisy May Alcott i jej powieści. Cykl "Małe Kobietki" jest mi w szczególności bliski, więc czułam pewien rodzaj radości, że mogę się w niego zagłębić jeszcze bardziej i to trochę w nietypowej formie. 

Co do samego pomysłu mam dość mieszane odczucia, ponieważ właśnie przez sentyment do książek pisarki widzę tę jako coś fantastycznego. Niemniej mam też to przykre odczucie, że takie dodatki są jednak pewnym rodzajem zabiegu marketingowego, który ma na celu utrzymaniu popularności i dodatkowy zarobek. Mimo że ostatecznie dobrze oceniam "Codziennik Małych Kobietek" to nie potrafię oderwać się od wizji pieniędzy, które za tym idą. Co sądzicie?

Ale czym tak naprawdę jest ten "Codziennik Małych Kobietek"? Bo to dość nietypowe stwierdzenie. Znajdują się w nim przede wszystkim różne fragmenty książek związane z samymi bohaterkami, ale też okresami w ich życiu oraz okresami związanymi z danymi porami roku. Dzięki temu mogłam ponownie cofnąć się do momentu, gdy po raz pierwszy poznawałam cztery niesamowite siostry. Wspomnienia przywołują pewien rodzaj początkowej frustracji, która z czasem przemieniła się w oczarowanie. Nie mogę zapomnieć o tym niesamowitym cieple towarzyszącym mi podczas czytania powieści. Pojawia się we mnie nostalgia, ale też przypomnienie pewnych wartości reprezentowanych przez pisarkę, które i ja podzielam. Całość daje poczucie, że są elementy ważne w życiu i najważniejsze. Należy nie zapominać, które z nich są najważniejsze. 

Same wydanie również robi piorunujące wrażenie. Od początku ceniłam te płócienne okładki. Dawały mi poczucie starej książki, a ja niezmiernie szanuję stare książki. Mają one w sobie duszę. Tym bardziej że "Codziennik Małych Kobietek" idealnie pasuje do pozostałych wydań. W środku książki znajdują się różne zachwycające ilustracje i małe dodatki. Widać tę niezwykłą dbałość o szczegóły. Miałam wrażenie, że aż szkoda w takiej książce pisać, a przecież tak jak dziennik i ona została przeznaczona do tego, by strony zostały zapełnione czyjąś duszą. 

Mam pewne wcześniej wymienione wahania co do tej książki, ale mam też swój własny sentyment, więc ostatecznie cieszę się, że i ja posiadam ten dodatek. Jeśli jesteście fanami twórczości Louisy May Alcott, to pewnie i Wam przypadnie do gustu. 

Współpraca recenzencka z Wydawnictwem MG

piątek, 10 marca 2023

Czarodziejki W.I.T.C.H. 7 – Francesco Artibani, Federico Bertolucci, Paolo Campinoti, Giulia Conti, Bruno Enna, Elisabetta Gnone, Paola Mulazzi

 

Tytuł: Czarodziejki W.I.T.C.H. 

Autor: Francesco Artibani, Federico Bertolucci, Paolo Campinoti, Giulia Conti, Bruno Enna, Elisabetta Gnone, Paola Mulazzi

Przekład: Joanna Szabunio

Cykl: Czarodziejki W.I.T.C.H.

Tom: VII

Kategoria: Komiks, fantastyka, literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Egmont 

Liczba stron: 384

Ocena: 7/10




We współczesnym świecie łatwo zapomnieć o takich wartościach jak przyjaźń, lojalność, miłość i bezinteresowność. To niesamowicie istotne aspekty naszego istnienia, które nadają nam człowieczeństwa, dla wielu osób są wytyczną moralności i sprawiają, że potrafimy spojrzeć sobie prosto w oczy w lustrze. Skąd wynika tak duża ich waga?

Krople astralne odeszły, ale pozostawiły po sobie dość mocny bałagan. Nasze czarodziejki muszą teraz skupić się na tym, jak uporządkować swoje własne życia towarzyskie. Jednak w tym samym czasie dochodzi do pytania, czy Wyrocznia na pewno powinna pozostać wyrocznią? Dziewczęta jako świadkowie muszą ujawnić swoje własne przemyślenia, żale i podjąć coraz to trudniejsze decyzje. Pozostać lojalny wobec siebie i przyjaciół, czy też uwierzyć w moc i Wyrocznię? To tylko jedno z wielu pytań, z którymi muszą zmierzyć się Strażniczki.

Przeczytanie tego komiksu było dla mnie powrotem do przeszłości. Choć może od razu zaznaczę, że nigdy wcześniej nie czytałam komiksów ani nie oglądałam serialu o czarodziejkach. Niemniej zbierałam chyba już legendarne karteczki. Miałam ich mnóstwo, wymieniałam się i poszukiwałam tych... brokatowych. Też to przeżyliście? Początkowo gdy wznowiono komiksy, nie czułam tego sentymentu. Pojawił się dopiero, gdy naprawdę wiele osób ponownie zaczęło się zachwycać serią. I tak oto mam za sobą siódmy tom "Czarodziejek W.I.T.C.H.". Jak wrażenia? 

Przede wszystkim zadałam sobie pytanie, czy była w ogóle potrzeba wznawiania wydań po tych latach i doszłam do wniosku, że jak najbardziej tak. Mam wrażenie, że wiele dzieci nie ma pojęcia, w czym jest rzecz, ale mój rocznik i te obok bez wątpienia oparły w jakieś mierze na tej historii swoje dzieciństwo. Osobiście o niej zapomniałam i myślę, że wiele osób również, więc ten sentymentalny powrót na pewno pobudził niejedno serce. To jedna z tych niewielu sytuacji, gdy mam poczucie, że to coś więcej niż biznesowy zabieg, ale konkretny dostrzeżenie starej perełki. 

Czytając, miałam poczucie, że jednak ta historia ma w sobie coś uniwersalnego. Czułam w niej naturalność, która przede wszystkim przejawia się poprzez rozbudowane dialogi. Nawet ta młodzieżowa część nie zużyła się i nadal jest jak najbardziej zrozumiała i właśnie naturalna. Chyba że to kwestia mojego wieku i moich własnych wspomnień. Tym bardziej że oprócz naturalności słownej trzeba zwrócić uwagę na ustawienie dymków, które okazały się w sposób prosty i przejrzysty przekazywać przedstawiane treści. 

Natomiast fabuła... Dla mnie to całkowite zaskoczenie, ponieważ spodziewałam się dziecinnej historyjki, a tymczasem zapoznałam się z rozbudowaną i wielowymiarową historią. Oczywiście jest wiele młodzieżowych aspektów, w końcu to jest grupa docelowa tych komiksów. Jednak nie ma wątpliwości, że twórcy mocno rozbudowali całe uniwersum i pilnowali w nim przestrzegania zasad. Świat fantasty połączył się ze światem zwykłych nastolatek. To musiał być trudny zabieg i na podstawie tego tomu mogę z czystym sumieniem przyznać, że udał się perfekcyjnie. Niesamowicie wciąga i prowadzi czytelnika przez treść. Co prawda korzysta z dość utartych schematów, ale myślę, że jak na ówczesne czasy całkiem oryginalnych. 

Same bohaterki okazały się wielowymiarowe i posiadające głębie. Moje wspomnienia coś podpowiadały, że kojarzyłam je po jakiś pojedynczych, konkretnych cechach. Tymczasem dostrzegłam kreację bardzo ludzką, skomplikowaną i nieprzewidywalną. Każda z nich okazała się unikatowa i posiadająca swoją własną historię, która zgrabnie łączyła się z historią pozostałych dziewczyn. Poza tym w całym komiksie jest naprawdę wiele niezmiernie interesujących postaci.

I nie można zapomnieć o tematyce, gdyż tak jak wspomniałam, nie jest to wyłącznie dziecinna opowieść. Ma w sobie morał i wiele istotnych tematów. Całość skupia się przede wszystkim na wizji przyjaźni. Jednak ta przyjaźń nie jest doskonała, jednoznaczna i pełna samych wspaniałych chwil. Zdarzają się trudności, nieporozumienia i ogólnie ujęte konflikty. Pokazuje to naturalność relacji i zdrowe podejście do niej. W końcu to jest normalne, że nie zawsze się zgadzamy, że mamy różne podejścia i właśnie przyjaźń nie polega na tym, by ślepo się ze sobą zgadzać. 

Przechodząc do samego wydania, to i ono zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Spodobała mi się kreska ilustracji oraz dobór barw. Całość jest pełna koloru, optymizmu, ale nie przekracza tej delikatnej bariery przesady. Tym bardziej że historia jest przejrzysta i łatwa w odbiorze pod względem graficznym.

Bardzo się cieszę, że dałam się skusić, by przeczytać komiks. Okazało się, że po latach zostałam zaskoczona i oczarowana. Spędziłam z tym tomem naprawdę dobry czas, który zaowocował nostalgią, przemyśleniami i czystą przyjemnością. Właśnie tego mi było trzeba. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

wtorek, 7 marca 2023

Heartstopper. Yearbook – Alice Oseman

 

Tytuł: Heartstopper. Yearbook

Autor: Alice Oseman

Kategoria: Literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Jaguar

Liczba stron: 160 

Ocena: 6/10








Czy czasami zastanawiacie się, jak powstają Wasze ulubione książki? Bo ja niekiedy mam wizję, jak jakiś pisarz siedzi, zastanawia się nad fabułą, później skupiony pisze na komputerze, pełen pasji, później zdenerwowania i irytacji, czasami nie ma weny, a później... Zaczyna się proces wydawniczy, który w mojej wyobraźni wywołuje całą gamę najróżniejszych emocji. Radość, stres, podekscytowanie, irytację, znudzenie, zniecierpliwienie. I w końcu książka wychodzi na rynek. Czasami jak myślę o autorach, to mniej więcej przedstawione obrazki mam przed oczami. A czemu o tym dzisiaj? Ponieważ tym razem trafiła do mnie książka, która jest w pewnej mierze o tym! 

"Heartstoppera" bardzo lubię i szanuję, choć też cały czas jestem zaskoczona ilością słodyczy, która tam jest. Niemniej jest to na tyle istotna historia, że nie mogę jej nie docenić. Pokazuje najróżniejsze problemy osób młodych (i nie tylko) oraz konstruktywne sposoby radzenia sobie z nimi. Właśnie za to tak bardzo darzę ten komiks szacunkiem. Tymczasem właśnie niedawno do moich rąk trafił "Heartstopper. Yearbook", czyli zbiór... W sumie to najróżniejszych rzeczy związanych ze światem "Heartstoppera" i samą autorką. 

Co myślę o samym pomyśle na stworzenie tego rodzaju książki? Przepraszam, ale od początku byłam do tego nastawiona bardzo sceptycznie. Choć może warto zacząć od tego, że nigdy nie miałam dobrego nastawienia na tego typu dodatków. Dla mnie to jednak ciągnięcie sznurków po jeszcze większe zarobki i utrzymanie popularności. Być może tacy bardziej oddani fani patrzą na to inaczej (choć ja w odniesieniu do mojego ukochanego "Harry'ego Pottera" nie zmieniam zdania, że dodatki są niepotrzebne). Dla nich może być to właśnie powrót do dobrych przyjaciół, uzupełnienie pewnych spraw czy gra sentymentów. Jednak nie dla mnie. 

Tak jak wspomniałam – ta książka to zbiór wszystkiego i niczego. Są informacje o procesie twórczym, procesie wydawniczym, a następnie serialowym. Karty postaci, które przybliżają każdą z nich o wiele bardziej. Możemy się dowiedzieć, co lubią, a czego nie, jakie mają cechy, które jeszcze niekoniecznie były ujawnione i jak w ogóle doszło do ich powstania. Dla mnie najbardziej wartościową częścią były różne urywki komiksów, które właśnie wiele uzupełniały. Tylko tutaj zataczamy błędne koło, ponieważ to tylko dosadnie potwierdza fakt, że bardziej ucieszyłabym się z kolejnego tomu. Jednak poza tym możemy znaleźć dość dokładne instrukcje, jak były rysowane postacie i jak sami możemy je narysować. Choć na rysowaniu trochę się znam i wiem, że trzeba coś tam umieć, by móc skorzystać właśnie z tych rad. Niemniej nadal pozostaje to dość ciekawym dodatkiem. Myślę, że też wiele osób mogłoby się zainteresować aspektami dotyczącymi wydania i samego tworzenia komiksów i książek. Czuć w tym podekscytowania autorki i to jak bardzo na przestrzeni lat rozwijała się pod względem umiejętności, ale też pewności siebie. 

Nie można też przejść obojętnie przy samym wydaniu tej książki. Jest tak niesamowicie barwna, że aż cieszy oczy. Nie jest nadmiernie barwna... Słowo barokowa nasuwa mi się. Ale na tyle by dać poczucie optymizmu, wiary i właśnie to ciepło powrotów. Tym bardziej że widać skupienie się na najmniejszych szczegółach i dopracowanie wizualnie całokształtu, co jest kolejnym aspektem potwierdzającym szacunek do czytelników. 

Było ciekawie zapoznać się z "Hearstopper. Yearbook", ale też nie będę ukrywać, że postrzegam to bardziej jako zabieg biznesowy. Ukłon w stronę fanów z nadzieją utrzymania popularności. Ale tak jak wspomniałam – postrzegam tak wszelkie dodatki do książek. Jeśli jesteście oddanymi fanami całości i autorki, to myślę, że możecie to odebrać całkowicie inaczej niż ja. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

sobota, 4 marca 2023

Patostreamerzy – Wojciech Kulawski

 

Tytuł: Patostreamerzy

Autor: Wojciech Kulawski

Seria: Nowy polski kryminał

Kategoria: Thriller, kryminał

Wydawnictwo: Wydawnictwo CM

Liczba stron: 321

Ocena: 8/10







Nasze działania pociągają za sobą konsekwencje, ale czasami mam wrażenie, że wiele wydarzeń tak naprawdę ma swój początek w czyimś pragnieniu. W kontekście dzisiejszej recenzji widzę to pragnienie jako chęć zemsty, sprawiedliwości, ale pragnienia mogą być najróżniejsze – pozytywne, negatywne, neutralne... Są jak ziarnka, z których mogą wyrosnąć kiełki, by później pojawiła się cała roślina. A czym będzie ta roślina? Idąc dalej tropem metaforycznym, właśnie konsekwencją. Więc zadajmy sobie pytanie: jaką? Piękną? Trującą? 

Tutaj naszą konsekwencją jest ciało Stefana Koniecznego. Widok naprawdę obrzydliwy i zaskakujący. Tym bardziej że razem z czasem wychodzą na jaw i inne rzeczy. Takie choćby jak filmik, gdzie na nagraniu jest torturowana ofiara. I tutaj zaczyna się całość, czyli... Patostreamerzy. Ile tak naprawdę jest robione pod publikę? Ile dla pieniędzy? A ile z tego ma mieć jakieś konkretne przesłanie? Tym razem tę sprawę muszą rozwiązać policjanci. 

Z twórczością Wojciecha Kulawskiego mam już styczność od paru dobrych lat – podkreślając dobrych. Każda z jego książek w jakiś unikatowy sposób zaskoczyła mnie. Oczywiście jedne bardziej przypadły mi do gustu, inne mniej. Jedne na dłużej zapamiętałam, inne tylko na chwilę. Niemniej każda z nich wywołała we mnie jakieś emocje i pozwoliła spędzić przyjemny wieczór z lekturą dającą rozrywkę, ale też wiele tematów do przemyśleń. Jak było tym razem? Niezawodnie. 

Przede wszystkim styl autora jest już mi dobrze znany i jak najbardziej przeze mnie szanowany. Mam poczucie, że z każdą książką powracam do przyjaciela, na którego długo czekałam. Cały język wyróżnia się rozbudowaniem i wnikliwością w szczegóły, utrzymując przy tym lekkość. Nie muszę być maksymalnie skupiona, ponieważ przy czytaniu mam odpocząć. Ale zarazem wiem, że styl jest na tyle dopracowany, że powinnam zwracać uwagę na wiele szczegółów. 

Tematycznie też jestem mocno usatysfakcjonowana, gdyż przede wszystkim o patostreamingu totalnie nie wiem nic, więc mogłam spojrzeć z takiej perspektywy fabularnej na ten temat. A ufam autorowi, że zrobił dobry research, zanim podjął się takiej tematyki. Dla mnie to nowa wiedza. Poza tym w książce jest zwrócona uwaga na cierpienie ludzi wywołane przez własnych rodziców. Ten wątek w szczególności mnie interesuje, ponieważ jak wiecie, duża część mojej pracy zawodowej na tym się opiera. Tutaj szło to w dość drastyczną stronę, ale myślę, że też miało wywołać szok. Tym bardziej że ciągnie się za tym pytanie, czy obiektywnie niemoralne czyny popełniane w imię dobra można usprawiedliwić

Fabularnie było fantastycznie, gdyż od pierwszych stron wciągnęłam się i wiele fragmentów autentycznie zaskoczyło mnie. Sama zagadka kryminalna okazała się zbudowana wspaniale, ponieważ dało się zebrać strzępy informacji i samemu coś z nich stworzyć, idąc w dobrą stronę, ale na końcu zostałam całkowicie zaskoczona. Takie właśnie dla mnie powinny być kryminały. Oparte na dowodach, szczegółach, zagadkach, które czytelnik sam może rozwiązać, ale jest to na tyle trudne, że i tak większość osób zostaje zaskoczona rozwiązaniem. 

Samych bohaterów jest naprawdę wiele i czuć ich oddziaływanie na emocje. Towarzyszyłam im i miałam nadzieję, że wiele spraw potoczy się po ich myśli. Są dopracowanie, jednak to oceniam z perspektywy wielu powieści autora. Nie jestem przekonana, czy określiłabym ich jako dopracowanym tylko w kontekście "Patostreamerów". Jednak mając większą gamę znajomości innych książek, jestem jak najbardziej w stanie dojrzeć ich wielowymiarowość i głębie. Choć bez bicia się przyznam, że cały czas mylę ich imiona i mam problem określić, kto jest kim. 

"Patostreamerzy" dali mi kawał wspaniałej rozrywki, ale też w sposób nienatarczywy zmusili do bardzo konkretnych przemyśleń. Nie były to tylko czcze słowa, tylko takie, które mogą w rzeczywistości coś zmienić. Dlatego bardzo cenię tę książkę i autora. Otwiera drzwi na najróżniejsze doświadczenia. 

sobota, 25 lutego 2023

Lęk przed opuszczeniem – Michelle Skeen

 

Tytuł: Lęk przed opuszczeniem

Autor: Michelle Skeen

Przekład: Sylwia Pikel

Kategoria: Literatura naukowa, poradniki

Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne

Liczba stron: 167

Ocena: 7/10







Każdy z nas jest w jakiś sposób jest w relacji z innymi ludźmi. Relacje te mogą być najróżniejsze, jednak dzisiaj skupiłabym się na tych bardziej romantycznych. Duża część z nas w swoim życiu przeżyła wielkie miłości i rozczarowania. Wydawałoby się, że przeczytaną przeze mnie książkę dedykuję osobom wyłącznie po przejściach, lecz w rzeczywistości myślę, że każdy z nas powinien mieć pewne zaplecze zasobów pozwalających poradzić sobie z przeszłością, różnymi schematami z dzieciństwa, by mieć poczucie własnej wartości oraz w momencie gdy decydujemy się na związek lub jego podtrzymywanie, nasza relacja była zdrowa, satysfakcjonująca i przepełniona miłością. 

A piszę to wszystko, ponieważ dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić moimi wrażeniami z lektury książki "Lęk przed opuszczeniem". Gdy przeczytałam tytuł, to w pierwszej chwili odniosłam to do dzieciństwa i rozłąki z matką, opiekunem czy nazywając psychologicznie obiektem. Źle nakierowałam swoje skojarzenie, ponieważ tutaj mowa o związkach osób dorosłych, lecz mimo to w pewnym sensie pierwsza myśl miała trochę racji, ponieważ to, co wynosimy z dzieciństwa, ma znaczenie. Niekoniecznie determinuje całe nasze życie, ale może nas prowadzić utartymi, błędnymi ścieżkami. Czy ta książka temu zapobiegnie? Oczywiście, że nie, ale może pomóc dostrzec pewne schematy i ułatwić nam wchodzenie w relację. 

Ogólnie mam subiektywne poczucie, że o zdrowych relacjach i tym, co idzie za tymi toksycznymi mówi się w naszym społeczeństwie wyjątkowo rzadko. W swojej bańce informacyjnej nie odnalazłam takich elementów i tak naprawdę wiele aspektów, gdy czytałam, zadziwiło mnie. Z tego względu pojawiło się we mnie przekonanie, że dążenie do wiedzy oraz właśnie tworzenie własnych zasobów okazuje się niezmiernie istotne. 

"Lęk przed opuszczeniem" jest napisany w przyjemny sposób, ponieważ jest prosty w odbiorze oraz momentami wciągający. Trochę tak jak jakaś powieść fabularna. Niesamowicie to doceniam, gdyż ten aspekt pozwala dotrzeć do większego grona odbiorców. Osoba niespecjalizująca się w psychologii nie musi nakładać kolejnej energii, by coś z niej wyciągnąć i mieć poczucie spełnienia czytelniczego. Oczywiście pojawia się typowo psychologiczne słownictwo, niemniej wszystko jest w sposób przystępny wyjaśnione, więc mam nadzieję, że dla większości czytelników nie okaże się trudnością. Poza tym z całości wybrzmiewa zrozumienie i akceptacja, które podczas czytania koją i zachęcają do dalszej eksploracji. 

Książka opiera się na terapii schematów, o której osobiście wiem dość mało, jednak na podstawie posiadanej wiedzy szanuję to, co sobą reprezentuje. W całości jest poruszone wiele ważnych kwestii. Nie ma nic pominiętego. Zarazem znajdują się konkrety i bardzo konkretne przypadki. Pozwalają one przedstawić najróżniejsze sytuacje i na podstawie nich odnieść się do przedstawionych treści, a być może do wspomnień samego czytelnika. Tym bardziej że poza teorią i przypadkami w pozycji pojawiają się najróżniejsze ćwiczenia i narzędzia pozwalające na pracę nad samym sobą. Istnienie samych w sobie ćwiczeń nie da przewidzianych rezultatów, ale zaangażowanie czytelnika połączone ze zdobytą wiedzą daje już możliwość przepracowania samodzielnie pewnych rzeczy oraz też podjęcia decyzji, czy należy iść na terapię. 

Miałam też poczucie rzetelności, gdyż parę wymienionych nazwisk było mi znanych lub kojarzyłam je. Na końcu znajduje się bibliografia. Osobiście z niej nie skorzystałam, ale zawsze to takie mrugnięcie oczkiem potwierdzające, że nie jest to wymyślona bajka oraz bibliografia daje możliwość poszerzenia pewnych kwestii, sprawdzenia samemu. Dlatego to bardzo cenię. 

"Lęk prze opuszczeniem" okazał się dla mnie niezmiernie ważną lekturą, ponieważ ukazał mi pewne braki oraz ogólną problematykę mówienia o swoich obawach oraz postępowania według pewnych nieprzystosowawczych norm. Każda osoba, która zmaga się z trudnościami, dosłownie lękiem przed opuszczeniem lub trudnościami w związku, powinna ją przeczytać, by też ujrzeć pewne aspekty samego siebie w innym świetle. 

Współpraca recenzencka z Gdańskim Wydawnictwem Psychologicznym

poniedziałek, 30 stycznia 2023

Święto – Jane D. Pine

 

Tytuł: Święto

Autor: Jane D. Pine

Cykl: Choose Sthulhu

Tom: VIII

Kategoria: Gra paragrafowa, horror

Wydawnictwo: Black Monk

Ocena: 7/10







Kto by nie chciał dowiedzieć się czegoś więcej o przeszłości? O przeszłości pełnej tajemnic, pełnej niedopowiedzeń i przeszłości, która z taką gracją wykreowała dzień dzisiejszy, by wysunąć swoje macki jeszcze po samą przyszłość? Niekiedy odpowiedzi mogą znaleźć się wśród krewnych, przodków i czasów odległych, nawet już zapomnianych. Jesteście gotowi wyruszyć w podróż niezapomnianą i zmieniająca właśnie Waszą przyszłość?

Za każdym razem opowiadam, jak bardzo jestem zafascynowana fenomenem gier paragrafowych. W tej chwili nie robią na mnie już piorunującego wrażenia, ponieważ kilka z nich jest już za mną. Jednak mimo to nadal doskonale się bawię i doceniam aspekty samej idei tych książek. W końcu wszystko się zaczęło od tego, że nie mamy wpływu na bohaterów, że w którymś momencie autor musiał całkowicie samodzielnie zdecydować, co się wydarzy i jak bardzo będę od tego zależne losy bohaterów. Teraz to nasz wybór i nasza własna droga. My jako czytelnicy odpowiadamy za to, co może nas spotkać po drodze. Dlatego gry paragrafowe nadal wydają się tym najlepszym połączeniem gry, decyzji i przede wszystkim książki. Przekonuje to Was?

Tym razem zapoznałam się z ósmym tomem "Choose Cthulhu", czyli "Świętem". I muszę przyznać bez najmniejszego zawahania, że to naprawdę jedna z najlepszych części. Przede wszystkim sam styl autorki przypadł mi do gustu. Sprawił, że momentalnie odnalazłam się w tej historii i szybko zdałam sobie sprawę, że jestem jej częścią, a moje wybory nie są wyborami czytelnika, tylko już bohatera. Tutaj ponownie było czuć pewnego rodzaju dominację nad różnymi rodzajami literatury. Co prawda zawsze będę fanką tradycyjnej, ale nawet ja nie mogę zaprzeczyć, że jest w tym coś niezwykłego. Liczne opisy krajobrazów oraz analiza wewnętrzna emocji bohatera dawały pole popisu dla wyobraźni, tworząc zarazem niekonwencjonalny obraz opowieści. Dominował mrok, dominował strach i atmosfera niepewności. 

Trafiłam na wyjątkowo długo linię fabularną, więc tym razem nie pojawiło się w moim przypadku nadmierne zdenerwowaniem ciągłym... umieraniem. Tak – takie są moje doświadczenia z niektórych z poprzednich części. Miałam poczucie, że jest coraz bardziej do przodu, a historia wchłania. Walczę o swoje życie, walczę z ciekawością, a ciekawość okazuje się pierwszym krokiem do piekła (może dlatego tak często umieram w tych wszystkich gra paragrafowych). Przyznam, że należę do tych czytelników, którzy uważają, że po to jest literatura, by iść przed siebie i mogę z czcią kultywować swoje poglądy. 

"Święto" okazało się barwne i przede wszystkim nieprzewidywalne w swoich poczynaniach. Oddziaływało wielokrotnie na zmysły. Jednakże było też odczuwalne szaleństwo, choć określiłabym to jako bardziej racjonalne szaleństwo. Krok za krokiem – każdy element przemyślany, każdy element ulokowany w odpowiednim miejscu, każdy element oscylujący koło geniuszu i szaleństwa. Czego oczekiwać więcej? 

Wydania "Choose Cthulhu" są klimatyczne i również dopracowane. Wspomniane zalety wraz z tym wydaniem ponownie potwierdzają, że jak najbardziej warto zaangażować się w tę serię i razem z nią podążać niezwykłym światem Lovecrafta. Tym bardziej że jestem przekonana, że fani tego autora jeszcze bardziej odnajdą się w tym opowieściach. 

 Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

niedziela, 29 stycznia 2023

Rosnę z uważnością – Christoper Willard

 

Tytuł: Rosnę z uważnością

Autor: Christopher Willard

Przekład: Magdalena Stonowska

Kategoria: Literatura naukowa, poradnik

Wydawnictwo: CoJaNaTo?

Liczba stron: 312

Ocena: 8/10







W ostatnim czasie coraz więcej mówi się o praktykach mindfulness. Sama z tym pojęciem spotkałam się stosunkowo niedawno. Na studiach mój profesor przedstawiał nam pokrótce wyznaczniki mindfulness i możliwości ich stosowania. W tamtym czasie nie czułam się przekonano do tego, jednak coś w pamięci pozostało i ponownie zaczęłam dawać szansę takim technikom. Okazało się, że wraz z nowo zdobytą wiedzą jestem coraz bardziej przekonana, a teraz to nawet bym powiedziała, że całkowicie przekonana i pozytywnie nastawiona. 

Z tego względu cieszę się, że miałam możliwość zapoznać się z książką "Rosnę z uważnością". Już od jakiegoś czasu poszukiwałam różnych praktyk relaksacyjnych, uważności, które pozwoliłyby mi wprowadzić coś atrakcyjnego i skutecznego do zajęć z moimi małymi pacjentami. Rozmowy na trudne tematy i ćwiczenia koncentracji mogą być wykańczające, więc jakiś rodzaj odpoczynku zarazem dającego coś dodatkowo konstruktywnego był jak najbardziej pożądany. Czy udało mi się to osiągnąć dzięki tej pozycji literackiej? 

Przede wszystkim samą książkę wyjątkowo dobrze się czyta. Miałam cały czas odczucie, że razem z autorem prowadzimy dialog, gdzie każdy z nas może coś powiedzieć bez obawy o ocenę. Pisarz traktuje swoich czytelników jako równych sobie i z pasją przekazuje wiedzę, którą zdobył, oraz swoje własne doświadczenie, podkreślając, że to jego doświadczenie, więc niektóre aspekty działania i relacji mogą się znacznie różnić. Gdy czytałam książkę, co chwila zaznaczałam jakiś fragment, ponieważ albo przedstawiał bardzo istotne dla mnie informacje, albo okazywał się wspaniałym, życiowym cytatem, o którym nie można tak po prostu zapomnieć. 

W "Rosnę z uważnością" samo wytłumaczenie, o czym tak naprawdę mowa, czym są te praktyki mindfulness, wydaje mi się niesamowicie atrakcyjne. Tak jak na początku wspomniałam – w moim odczuciu coraz więcej się o tym mówi, jednak czy my jako laicy rozumiemy te pojęcie, czy wiemy, z czym się wiąże. Często spotykam się z porównaniem, że to po prostu medytacja i jak zmuszać dzieci do tego, by z niej skorzystały. Tymczasem mindfulness ma w sobie elementy medytacji, ale nie jest w żaden sposób przełożeniem jeden do jednego. Cieszę się, że jest to wytłumaczone i przede wszystkim cieszę się, że ja sama zaczynam lepiej dostrzegać pewne zależności. 

Poza tym pisarz podkreśla, że każdy z nas jest inny, każdy z nas ma swoje cechy osobowości, swoje potrzeby i swoją percepcję, więc to od człowieka zależy, w czym akurat się odnajdzie. Nie ma jednej uniwersalnej zasady pozwalającej całym sobą poczuć rezultatów. Należy próbować i z czasem znaleźć coś, co nas przekonuje i co daje nam pozytywne efekty. W całym tekście wyczuwalne było zrozumienie i przestrzeń do własnych refleksji. 

W tej chwili już sama na sobie wypróbowałam wiele praktyk – niektóre mnie przekonały, inne są dla mnie nie do przejścia. Staram się też powoli wprowadzać je do moich zajęć z dziećmi. Jest to dość długotrwały proces, ale mam poczucie, że i ja, i moi mali pacjenci jesteśmy otwarci na nowe próby i na poszukiwanie w nich samego siebie. W tego powodu wiem, że "Rosnę z uważnością" okazało się książką pełną wspaniałych rad, sugestii, ale też otwierającą różne perspektywy i inspirującą. Głęboko polecam każdemu niezależnie od wykształcenia i zawodu. 

Współpraca recenzencka z CoJaNaTo?