Tytuł: Opowieść fal
Autor: Kalina Bieluch
Kategoria: Poezja, aforyzmy
Wydawnictwo: Agencja Wydawnicza Gajus
Liczba stron: 40
Ocena: 2/10
Na dobry początek standardowe pytanie – wolicie góry czy morze? Ja stanowczo wolę góry, co w żaden sposób nie oznacza, że nie doceniam morza. Po prostu wolę chodzić i podziwiać niż leżeć na plaży, a jednak takie wypady nad morze dość często to wymuszają. Niemniej teraz oddaję się sentymentalnym obrazom plaży wieczorem, gdy powoli robi się coraz ciszej i szum morza zaczyna być dominującym dźwiękiem, gdy woda przyjemnie chłodzi stopy po gorącym dniu, gdy wiatr wieje i nie pozwala mi zapanować nad włosami. To jest to morze, które uwielbiam – chłodnym, wietrznym wieczorem. W tym roku po raz pierwszy byłam nad morzem w trakcie zimy, choć to duże słowo "zima" i odkryłam nowy rodzaj postrzegania tego pięknego krajobrazu. Stanowczo stał się moim ulubionym.
Ale czemu dzisiaj z taką pasją skupiam się nad pojęciem morze? Odpowiedź jest bardzo prosta. Z własnej, nieprzymuszonej woli wróciłam do zapoznawania się z meandrami poezji i tym razem zapoznałam się z krótkim tomikiem wierszy, opowiastek pod wdzięcznym tytułem "Opowieść fal". Właśnie dzięki temu tytułowi zdecydowałam się zapoznać z dziełami Kaliny Beluch. Oczekiwałam, że udało się jej uchwycić chwilę i właśnie iść za przeżyciami tej chwili. Czy tak właśnie było? Muszę powiedzieć, że w jakiś stopniu tak, owszem, lecz niestety w ostatecznym rozrachunku jestem naprawdę bardzo rozczarowana i też zasmucona, że tym tomikiem wierszy rozpoczęłam swój powrót po długiej przerwie do poezji. A to czemu?
Styl poetki jest wyjątkowo prosty i w tym przypadku bez owijania w bawełnę – to olbrzymia wada. Jeśli czytacie moje recenzje, to wiecie, że raczej jestem fanką rozbudowanych form, może niezbyt przesadzonych, jednak duża liczba środków stylistycznych i często idąca za tym patetyczność jest czymś, co uwielbiam. Staram się doceniać prostotę, ponieważ wielokrotnie jest potrzebna i uzasadniona, jednak w tym przypadku okazała się być w moim odbiorze po prostu niepotrzebnie infantylna. Brakuje w wierszach jakiejkolwiek rytmiki. I tutaj ustalmy – nienawidzę rymowanek, ale nawet nienawidząc ich, rozumiem potrzebę wystąpienia pewnej uporządkowanej lub w sposób przemyślany chaotycznej struktury. Ona jest potrzebna, by wiersz przekonywał czytelnika, by dał szansę iść za sobą, rozpalił jakieś emocje. Tutaj jedyna struktura, jaka wystąpiła, to była struktura typowo wyuczona przez szkołę.
Poza tym dosłownie wszystkie wiersze są do siebie podobne i indywidualnie, i jako całość niczym się nie wyróżniają. Jest to coś, co duża część osób byłaby w stanie napisać, a przynajmniej czytając, miałam taką myśl w głowie. Pod względem środków stylistycznych również jestem zawiedziona. Wystąpiło mało metafor, choć bez wątpienia miały one odgrywać dość istotną część wierszy. Za to odczuwałam, że wystąpiło wiele całkowicie niepotrzebnych epitetów. Czytanie takiej formy po prostu nie dało mi żadnej satysfakcji.
Poetka w swoim tomiku "Opowieść fal" stara się za pomocą piękna natury wyrazić pewne elementy naszego życia. I po części to doceniam, bo właśnie w rzeczach albo bardziej odczuciach prostych dostrzega piękno i istotę istnienia. To jest jak najbardziej ciekawy wniosek. Tylko że widzę w tym pewną powtarzalność i wewnątrz całego tomiku, i wśród innej literatury. Wydaje mi się to na tyle na co dzień dostrzegalne, że w żaden sposób mnie nie porusza, nie sprawia, że w mojej głowie pojawiają się głębokie refleksje. Po prostu jest i w sumie tyle. Gdy czytałam, to przyznam, że miałam poczucie, że to takie proste wierszyki dla dzieci, które czasami można było znaleźć w elementarzach. Choć tutaj w elementarzach, które miałam czy czytać, czy przeglądać znajdzie się niejeden wartościowy wiersz. W mojej głowie pojawiło się też porównanie do kartki z wydzieranego kalendarza. Jako dziecko moim małym obowiązkiem było dbać o odpowiedni dzień na kalendarzu i tam właśnie często znajdywałam takie krótkie... powiedzmy opowiastki.
W "Opowieści fal" po części rozumiem, i tak jak pisałam wcześniej, cenię to skupienie się na małych rzeczach, na chwili tu i teraz, ale jednak bardziej bym to rozbudowała. Nadała niektórym elementom barwy, dodała większą liczbę metafor, porównań i przemyślała użycie epitetów. I tutaj zauważyłam, że przy tym tomiku mam odruch poprawiania. Mam całkowicie inną wizję tych wierszy i nie jestem w stanie się od niej oderwać. To na pewno coś świadczy o mnie samej, ale też o konstrukcji poszczególnych elementów.
Nie jestem zadowolona z tego, że zapoznałam się z tomikiem wierszy Kaliny Bieluch. Oczekiwałam czegoś znacznie lepszego. Choć zdaję sobie też sprawę, że moja ocena jest dość surowa i miejscami brakuje jej konstruktywności. Niemniej takie właśnie są moje odczucia i to za nimi poszłam.
Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz