wtorek, 30 marca 2021

UDERZENIE Tom 2 Wojen Palladowych Marko Kloos – PREMIERA 9 kwietnia!

Gdy ktoś znajdzie się po niewłaściwej stronie rozpętanego nierozważnie konfliktu, zazwyczaj płaci za to wysoką cenę. W przypadku Adena Jansena oznacza to konieczność przyjęcia nowej tożsamości i ukrywania przeszłości. Przeszłość ma jednak to do siebie, że lubi o sobie przypomnieć. Oczywiście, w najmniej odpowiednim momencie.

Okupowana Gretia, rozdarta pomiędzy reformatorami a lojalistami, ponownie staje się areną krwawych rozgrywek. Świetnie zorganizowani buntownicy są gotowi do wywołania powstania na niespotykaną dotąd skalę. Nadchodzi nieuniknione starcie, z którego tylko nieliczni ujdą z życiem, a nikt nie wyjdzie bez ran.

Wielka polityka, spiski, zaciekła walka z bronią w ręku – ta wojna będzie się toczyć na wielu frontach. A każdy z nich spłynie krwią.

Nieuchronnie nadchodzi moment, w którym Aden musi zadać sobie pytanie kim jest, komu może ufać i o co powinien teraz walczyć.


Powieściopisarz, dziennikarz i nieopłacany służący dwójki małych dzieci.
Ukończył Viable Paradise SF/F Writers’ Workshop.
Pisze przede wszystkim science-fiction i fantasy, ponieważ pasjami uwielbia te gatunki, odkąd mógł sobie wyrobić pierwszą kartę biblioteczną. Bywał również żołnierzem, księgarzem, dokerem, robotem z działu obsługi technicznej i administratorem sieci w korporacji.
Urodził się w Niemczech, lecz teraz mieszka z żoną i dwójką dzieci w amerykańskim stanie New Hampshire. Ich kwatera główna, Mroźny Zamek, strzeżona jest przez wędrowną sforę jamników.








Czytaliście pierwszy tom? Nie możecie doczekać się drugiego? ♥

poniedziałek, 29 marca 2021

Tamten świat – Marcin Cieśla

 

Tytuł: Tamten świat

Autor: Marcin Cieśla

Ilustrator: Marcin Cieśla

Kategoria: Komiks

Wydawnictwo: Novae Res

Ocena: 6/10








Nieraz, nie dwa słyszymy o teoriach dotyczących alternatywnych światów, załamań czasoprzestrzennych i zjawiskach paranormalnych. Zapewne osoby, które nie interesują się tą tematyką, w ogóle nie zwracają uwagi na różnorodne doniesienie. A jak już, to patrzą na nie z przymrużeniem oka. Osobiście uwielbiam takie opowieści i często sama zastanawiam się, czy to możliwe, że jako ludzie nie dostrzegamy wszystkiego. Jako dziecko obserwowałam mrówki i wydawało mi się fascynujące, że one widzą przestrzeń w 2D. Nie zdają sobie sprawy, że istnieje inny wymiar wokół nich. A jeśli my też nie zdajemy sobie sprawy z tego, że istnieją inne wymiary, inne przestrzenie albo nieodbierane przez nas zjawiska? 

Taya jest zwyczajną uczennicą, która, jak większość osób w jej wieku, lubi spędzać czas na spotkaniach ze znajomymi i rożnego typu rozrywkami. Pewnego późnego wieczora wpada na małą dziewczynkę. Dziecko nie chce odpowiadać na jej pytania i nagle znika w niewyjaśniony sposób. Lecz pewnego dnia Taya znowu dostrzega dziewczynkę, ale tym razem mała prowadzi ją w nietypowe miejsce, bo na cmentarz. Pokazuje jej tam coś wstrząsającego i zmieniającego całe życie nastolatki. Co to jest? Co czeka w przyszłości Tayę? I czy nasz świat jest dokładnie taki, jakim nam się wydaje? 

Już od kilku miesięcy mam niesamowitą ochotę przeczytać jakiś komiks. Co prawda stawiałam raczej na mangę, ale nie mogłam się zdecydować. Tymczasem w moje ręce trafił komiks "Tamten świat". Od początku jego treść wydawała mi się intrygująca i całkowicie przyciągała moją uwagę. Spodziewałam się, że ta graficzna historia będzie w stanie przełamać wiele schematów i stereotypów, zaskakując mnie niesztampowością i świeżym spojrzeniem na tematykę. Czy tak właśnie było? 

Ze smutkiem muszę przyznać, że sama fabuła bardzo mnie zawiodła i w ogóle nie spełniła moich oczekiwań. Przede wszystkim wydawała mi się całkowicie niepotrzebnie przyśpieszona, przez co traciła na logice i spójności. Momentami występowały olbrzymie luki fabularne, więc nie byłam w stanie zrozumieć wszystkich treści. W tym momencie upadł cały mój mit o niekonwencjonalności. Nie miało dla mnie większego znaczenia unikatowe spojrzenie, kiedy było tak bardzo niedopracowane. 

Sama tematyka bez wątpienia niesie ze sobą wiele wartościowych refleksji. Od pierwszych chwil uświadamia przemijalność człowieka i przypomina, że każdy z nas codziennie podejmuje niezliczoną ilość decyzji, które wpływają krok po kroku na kolejne dni, by nas doprowadzić do samego końca. Lecz nieodzowne pytanie – co jest na końcu? Tutaj możemy iść według własnych przypuszczeń lub wiary. Tymczasem w "Tamtym świecie" dostajemy jedno rozwiązanie, które możemy przemyśleć. W tym wszystkim wybrzmiewają też konsekwencje naszych działań. 

Do samych bohaterów niestety w ogóle się nie przywiązałam. Okazali się dość banalni i niewychodzący poza książkowy papier. Nie czytam zbyt wiele komiksów, ale w tym ewidentnie brakowało mi poczucia utożsamienia się i zwykłego kibicowania danej postaci. Tayi w ogóle nie polubiłam i nie jestem w stanie zrozumieć, czemu zachowywała się w taki, a nie jakiś inny sposób. Aczkolwiek polubiłam jej przyjaciółkę Aris. Z niej przebłyskiwała niepowstrzymana energia i magnetyzujące szaleństwo. Mimo że nie niosło to ze sobą większych uczuć wobec jej osoby, to raczej miło ją pamiętam. 

Ostatnim aspektem, który chcę poruszyć, jest kreska autora. Nie mam żadnego plastycznego wykształcenia, jednak całe życie rysuję i mam pewnego rodzaju wymagania. Niestety i tutaj moje oczekiwania nie zostały spełnione, ponieważ rysunki wydają mi się po prostu przeciętne. W żaden sposób nie oddziaływają na moją wyobraźnię, co patrząc, że mam do czynienia z komiksem, raczej smutne.  

Skrytykowałam wiele aspektów "Tamtego świat", jednak mimo tych wad muszę przyznać, że bawiłam się przy czytaniu i tak dobrze. Z tego względu nie żałuję, że zdecydowałam się na ten komiks i też Wam nie odradzam. Być może niektóre minusy nie przeszkadzają Wam tak bardzo jak mi. Bez wątpienia całość czyta się szybko, a po przeczytaniu pozostaje parę wartościowych refleksji. 

Egzemplarz prasowy Sztukater.pl

piątek, 26 marca 2021

"Cień Utraconego Świata" James Islington - PREMIERA już 5 maja! ♥

Debiut Islingtona tak bardzo rozpierniczył system, że umieściłam go w topce najlepszych powieści fantasy, jakie kiedykolwiek czytałam!

BookReviews by Anita



Nie ufaj niczemu, nawet własnemu umysłowi

Oto świat, w którym magia jest oczywista, niczym istnienie dobra i zła. I podobnie jak zło, do cna znienawidzona.

Oto świat, który za chwilę przestanie istnieć. Z północy nadciąga zagłada, a jedyne, co może stawić jej czoła to właśnie wzgardzona i osłabiona magia.

Młody Davian wyrusza w niebezpieczną podróż na północ. U boku ma przyjaciela a za plecami zostawia zniszczenie, śmierć i grozę. Mimo strachu, każdego dnia wędruje dalej, wszak od powodzenia jego misji zależą losy świata. No, chyba, że jego misja polega na czymś zupełnie innym, niż sądzi i właściwie został wysłany na śmierć.

Może też być tak, że przyjaciel, który dzielnie kroczy u jego boku jest tak naprawdę kimś zupełnie innym, dawny wybawca poświęci go bez mrugnięcia okiem a bohatersko uratowany dzieciak okaże się silniejszy, niż cała drużyna wybawców. Może też być zupełnie inaczej.




JAMES ISLINGTON to australijski pisarz, autor bestsellerowej „Trylogii Licaniusa”. Urodził się w 1981 roku i wychował w południowej Wiktorii.
Zanim został pisarzem, prowadził start-up technologiczny. I chociaż zawsze podobał mu się pomysł napisania książki, na poważnie zajął się tym dopiero w wieku 30 lat.
Jak sam przyznaje, największy wpływ miała na niego twórczość Raymonda E. Feista oraz Roberta Jordana, a do stworzenia własnej powieści zainspirowały go cykle „Z mgły zrodzony” Brandona Sandersona oraz „Kroniki królobójcy” Patricka Rothfussa.
„Cień utraconego świata” zaczął pisać w lutym 2011 roku, a w 2014 wydał go metodą self-publishing. Książka zebrała bardzo pozytywne opinie krytyków. Autor chwalony był za styl, złożoną magię, intrygi polityczne i rozbudowaną galerię postaci. Niecały rok później podpisał kontrakt z Orbit Books na kontynuację serii – „An Echo of Things to Come” (2018) i „The Light of AllThatFalls” (2019).
Islington stwierdził, że praca nad kolejnymi tomami była znacznie bardziej stresująca niż pisanie debiutanckiej powieści, częściowo z powodu większej presji związanej z umową 
z dużym wydawnictwem.
James Islington mieszka z żoną i dwójką dzieci na półwyspie Mornington w Wiktorii.





Islington zbudował świat ze wszystkimi fantastycznymi elementami gatunku: niepowtarzalną, wielowymiarową magią, przerażającymi zagrożeniami biorącymi początek z legend, rozmaitymi intrygami politycznymi  i wieloma niezwykłymi postaciami o niejednoznacznych motywacjach. Fani epickiej fantastyki nie będą zawiedzeni.
PublishersWeekly

Rewelacyjnie opowiedziana historia, która rzadko się zdarza w debiucie… Fani Roberta Jordana i Brandona Sandersona będą zachwyceni.
Guardian

Nieoczekiwane zwroty akcji, fascynujący świat przedstawiony i czarujący początek historii miłosnej. To porywające i pierwszorzędne dzieło domaga się kontynuacji
Booklist

Cień utraconego świata to niezwykle wciągający debiut fantasy… 
Złożone historie, fascynujące postacie i oryginalny magiczny świat, składają się na fenomenalną lekturę, pełną mnóstwa tajemnic.
Book Reporter

Pokochaliście The Wheel of Time Roberta Jordana?  „Cień utraconego Świata” wkrótce stanie się Waszą nową ukochaną serią.
B&N SF & Fantasy Blog



Planujecie czytać? Ja na pewno! Już nie mogę się doczekać ♥

środa, 24 marca 2021

Pan Zło – Michał Długa

 

Tytuł: Pan Zło

Autor: Michał Długa

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: Borgis

Ocena: 6/10









Zło drzemie w każdym z nas – to odwieczna prawda, którą ze starannością próbujemy ukryć. W końcu teoretycznie propagujemy czynienie dobra i bycia bliźnim dla wszystkich. Dla mnie te słowa zahaczają już o komizm, ponieważ według mojej opinii nasz świat nie jest ani dobry, ani zły. Istniejemy i posiadamy władzę, by go kreować. Wydaje nam się, że jest ona niczym nieograniczona. To złudna gra pozorów, za którą pewnego dnia zapłacimy. Jednak ten dzień jeszcze nie nadszedł dzisiaj, dlatego mimo swojego sceptycznego nastawienia, wierzę, że warto walczyć o dobro i pokonywać swoje mroczne oblicze na tyle, na ile jest to możliwe. Kto wie, może kiedyś uda nam się przechylić szalę w stronę dobra. A może już znajdujemy się nieodwołalnie po stronie zła. 

Tomasz z wnikliwością obserwuje otaczający go świat. Tak jak większość ludzi codziennie chodzi do pracy, wykonuje machinalnie obowiązki i marzy, że pewnego dnia zmieni świat na lepsze. Jego pragnienia pozostają w sferze myśli, lecz często przejmują nad nim kontrolę i pozwalają błądzić w innych rzeczywistościach – tych o wiele lepszych. Lecz Tomek ma też swoje mniej przyjemne oblicze, które znajduje ujście w godzinach poświęconych na gry komputerowe i pornografię. Czy tak ma być już zawsze? Czy bohater jest w stanie przełamać schematy narzucone sobie przez niego samego? Na jakim świecie tak naprawdę żyjemy? 

Gdy pierwszy raz zobaczyłam okładkę tej książki, zostałam zaczarowana i już wiedziałam, że muszę przynajmniej sprawdzić, o czym dokładnie jest. Moja fascynacja momentalnie pogłębiła się, kiedy w pierwszych trzech zdaniach odnalazłam Junga i Freuda, którzy w swoim czasie rozpoczęli szerzenie psychologii. Co prawda obecnie ich poglądy wydają się być momentami niedorzeczne, ale między innymi to im zawdzięczamy współczesne odkrycia nauki o duszy. I tak o to dwa pojęcia sprawiły, że postanowiłam sięgnąć po powieść, a moje oczekiwania zostały wygórowane. Czy "Pan Zło" to obiecana odpowiedź na niezadane pytania? Czy byłam w stanie stanąć razem z Tomaszem do walki o jego duszę? 

Od pierwszych stron ujęcie tej opowieści wydawało mi się niesztampowe. Miałam wrażenie, że będzie na każdym kroku łamać schematy i obnaży to, co z taką pasją ukrywamy. Taki niekonwencjonalny pomysł kusi i daje nadzieję na niesamowitą ucztę literacką. To świeże spojrzenie na problem jednostki i zarazem całego świata intrygowało i popychało, by czytać dalej. Natomiast unikatowy styl autora pozwalał na jeszcze więcej. Choć w którymś momencie musiał pojawić się jakiś mankament, małe niedopatrzenie. W moim przypadku był to przyjemny odbiór. Pewnie teraz się dziwicie, o co mi konkretnie chodzi. Lekkie pióro ma olbrzymią zaletę w postaci szybkiego i miłego czytania, lecz przy tak poważnym temacie, który bez wątpienia zahacza o egzystencjalizm, kpi on z czytelnika i podkreśla każde najmniejsze niedopracowanie. Najchętniej "Pana Zło" widziałabym jako skomplikowaną w odbiorze metaforę ludzkiego życia. Zdaję sobie sprawę, że tutaj wiele z Was ze mną się nie zgodzi, bo jest to przesadne oczekiwanie. Mimo to nie jestem w stanie zaakceptować pewnego rodzaju ujmującej treści prostoty. 

Fabuła w porównywaniu do języka pisarza trzyma poważniejsze tony i podkreśla całą metafizyczność historii. Dzięki temu czytelnik może pozwolić sobie na bardziej dogłębną analizę poruszanych treści i odnaleźć samego siebie wśród alegorii naszego własnego życia. Co prawda wymaga to nie lada zaangażowania, skupienia i pewnej dozy szczerości, ale efekty mogą okazać się naprawdę dojmujące i satysfakcjonujące. 

Bo jakie tematy tak naprawdę porusza "Pan Zło"? Mam ochotę odpowiedzieć w najbardziej potoczny i w tym przypadku niedorzeczny sposób – bardzo mądre. To przedstawienie choroby systemu, w jakim żyje ludzkość. Ukazanie krok po kroku mechanizmów zepsutych i roznoszących truciznę w człowieczeństwie. Wizja dehumanizacji powstającej z ulegania pokusom i wierzenia w złudne i całkowicie niepotrzebne wartości. Tak się tworzy zło i tak rozpoczyna odwieczna walka między dobrem i właśnie tym złem. Walka, która się toczy na płaszczyźnie pojedynczych istnień, jak i całych państw, by dojść ostatecznie do ogółu istnienia gatunku ludzkiego. 

Tak jak na początku zwróciłam uwagę na pomysł, tak podtrzymuję swoje zdanie, że jest on fascynujący i pozwalający na wejrzenie w głąb siebie. Jest też zarazem największą zaletą całej powieści. Niestety na innych poziomach powstaje zbyt dużo luk i niedopracowania, których nie da się zatuszować wyłącznie intrygującą ideą. Szkoda, że pisarz jeszcze bardziej nie rozwinął tematu i nie dopracował całości. Mimo to powieść dała mi wiele tematów do przemyśleń. 

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

niedziela, 21 marca 2021

Chłopiec, który przeżył Auschwitz. Historia prawdziwa – Tomasz Wandzel


Tytuł: Chłopiec, który przeżył Auschwitz. Historia prawdziwa

Autor: Tomasz Wandzel

Kategoria: Literatura piękna, literatura faktu

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG

Liczba stron: 219

Ocena: 9/10







Są fikcyjne historie, które przerażają i wywołują ciarki. Są historie pozornie prawdziwe, które wywołują strach. I są przerażające historie, które są zbyt rzeczywiste, zbyt prawdziwe, by w nie uwierzyć. A jednak wydarzyły się naprawdę i jakkolwiek chcielibyśmy je zmienić, zapomnieć o nich lub uznać za wymyślone, one wydarzyły się naprawdę, ich uczestnikami byli realni ludzie i do dzisiaj nie brakuje dowodów, by zaprzeczyć. Dla mnie taką historią są obozy koncentracyjne, w tym najbardziej rozpoznawalne Auschwitz. Pragnęłabym, żeby to był tylko wymysł czyjeś chorej wyobraźni. Coś, co przeraża, ale jest wyłącznie opowieścią. Dobrze wiemy, że śmierć ludzi ginących w obozach były prawdziwa, a cierpienie niewyobrażalne dla nas. Mogę pragnąć nie przyjmować do siebie, że ludzie są takimi potworami i są zdolni do tak okrutnych rzeczy. Jednak tym ludziom, którzy tam umarli i którzy cierpieli, należy się pamięć i szacunek. Należy się im też obietnica, że nigdy więcej do tego nie dojdzie. Ale takiej obietnicy nie możemy dać i jeśli przejrzymy cały świat, myślę, że już dawno zawiedliśmy jako ludzkość. Czemu zaczynam od tak poważnej tematyki?

Grisza był małym chłopcem mieszkającym na Białorusi, gdy zaczęła się druga wojna światowa. Był zbyt mały, by rozumieć, co tak naprawdę się dzieje. Obserwował, jak hitlerowcy palili domy w jego wiosce, jak strzelali i jak sam wraz z rodziną zamieszkał w lesie. Lecz pewnego dnia jego ojciec został zabity, a on wraz z mamą, babcią i rodzeństwem musiał wsiąść do pociągu. Dowiedzieli się, że zostali przesiedleni. Dopiero później zrozumieli, że pociąg jedzie do obozu pracy Auschwitz. Od tej pory Grisza musi poradzić sobie w obozowym świecie, gdzie jest tylko jedna zasada – nie dać się zabić. Chłopiec dzień w dzień powtarzał to, by doczekać wyzwolenia i przez następne lata przemierzać najróżniejsze sierocińce. Ile lat musiało minąć, by Grisza po raz pierwszy opowiedział swoją prawdziwą historię? Ile mógł pamięć z dziecięcych lat? A raczej czy był w stanie zapomnieć cokolwiek? 

Tematyka wojenna i obozowa jest często spotykana w literaturze. Mijają lata, a my musimy przyznać, że nadal minęło ich za mało, by zapomnieć piekło stworzone przez samych ludzi. W gimnazjum i liceum czytaliśmy liczne książki, gdzie zaznajamialiśmy się z faktami z pierwszej i drugiej wojny światowej. Samo wyobrażanie sobie tych wydarzeń i świadomość, że są prawdziwe, wywołują traumatyczne odczucia. Jednak mimo tego zdecydowałam się zapoznać z książką "Chłopiec, który przeżył Auschwitz". Ta opowieść wywołała wiele emocji buzujących we mnie jeszcze wiele dni po przeczytaniu i zarazem przesądziła, że chyba więcej już nie chcę wiedzieć. Jesteście gotowi zagłębić się w obozowe piekło, by pamiętać, że to jeszcze niedawna rzeczywistość?

Autor przedstawia całą historię poprzez prosty i bardzo przystępny w odbiorze styl. Dzięki temu książka może mieć wiele odbiorców i czyta się ją bardzo szybko. Opisy różnych wydarzeń czy samego obozu są bardzo obrazowe, choć zachowują optymalność. Pozwalają na wyobrażenie sobie obozowej rzeczywistości i tego, co przeżywał mały Grisza, ale nie są też na tyle obciążające psychicznie, by wrażliwsi czytelnicy nie byli w stanie czytać dalej. Pisarz zdobył również mój szacunek poprzez ukazanie tego piekła oczami małego dziecka, by później umieć dalej prowadzić narrację, gdy Grisza jest nastolatkiem i musi zmierzyć się z traumatycznymi wspomnieniami z dzieciństwa. Jest to zabieg trudny, ale przy takiej książce niezmiernie ważny, ponieważ odpowiednie przedstawienie postrzegania poprzez wiek jest konieczne, by zrozumieć różnicę w odczuwaniu chłopca. 

Cała powieść jest bardzo poruszająca i wywołuje wiele emocji. Każda strona naszpikowana jest wieloma wewnętrznymi przeżyciami bohatera i razem z nim jesteśmy zmuszeni, by czuć. Brzmi to przerażająco i nachalnie, ale jakie to ma znaczenie dla nas, w kontekście tego, że ludzie, w tym główny bohater, który jest naprawdę żyjącą osobę, musieli przeżyć to na własnej skórze? Tylko tyle możemy teraz zrobić – choć trochę spróbować zrozumieć i wyobrazić sobie. Takie odczucia wywołuje właśnie ta książka. Dzięki dopiskom na końcu książki czytelnik nie może mieć już wątpliwości, że historia jest oparta na faktach i mimo dozy fikcji wiele wydarzeń zgadza się z rzeczywistością. Tym bardziej że autor nie ograniczył się tylko do obozu. Podzielił książkę na trzy główne części: jak Grisza dostał się do obozu, jak radził sobie tam i jak radził sobie już po wyjściu. Dzięki temu można zaobserwować panoramiczny obraz człowieka i zmian, które dokonały się poprzez cierpienie. 

Muszę przyznać, że już dawno żadna książka nie wpłynęła na mnie tak intensywnie. Gdy ją przeczytałam, nie mogłam przestać myśleć o Griszy, obozach i tym, co się w nich działo. W nocy na nowo śniła mi się ta historia, by towarzyszyć mi jeszcze wiele dni. Właśnie przez to piszę recenzję dopiero po jakimś czasie. Nie byłam w stanie napisać jej od razu. Auschwitz i inne obozy są najlepszym dowodem, że tak naprawdę ludzie są sobie największymi wrogami i potworami. Jak można było wymyślić coś takiego? Jak można było to zastosować? Tym bardziej że obozy nie są wcale pomysłem nazistów. Były już wcześniej, zostały wykorzystane przez hitlerowców, by nadal pozostać w użyciu w innych rejonach świata. Do tego nie powinno nigdy dojść. 

Warto byłoby jeszcze wspomnieć coś o kreacji bohaterów, ale wydaje mi się, że tak zwykłe określenie jest niewłaściwe. Tutaj mowa o człowieku, który nie jest wymyśloną postacią tylko żywym człowiekiem. Chodzi o jego historię, o to, co przeżył i że przeżył. To niesamowite połączenie całkowicie indywidualnej opowieści i metafory wszystkich osób, które były w obozach. Co można powiedzieć o samym Griszy? Bez wątpienia to człowiek o wyrazistym, trudnym do zapomnienia charakterze. Potwierdzają to choćby zapiski z końca książki. Wywołał on we mnie niesamowity podziw zmieszany ze zwykłą sympatią. W dalszej części przyszedł czas na smutek, współczucie, ale i radość, że przeżył i radzi sobie. 

"Chłopiec, który przeżył Auschwitz. Historia prawdziwa" to poruszająca książka, która niesie ze sobą wiele emocji, wiele przemyśleń i nie daje się po prostu zapomnieć. Można czytać naprawdę dobre fikcyjne powieści, które uczą, ale takie jak ta, zawsze będę królować, przypominając prawdziwe i przerażające wydarzenia. 

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MG


Marcowe MG ♥

 Rycheza, pierwsza polska królowa. Miniatura w czerni i czerwieni Janina Lesiak



Rycheza Lotaryńska – żona Mieszka II i matka Kazimierza Odnowiciela, pierwsza polska królowa, przypomina postać ze średniowiecznej miniatury malowaną złotem, purpurą, bielą i czernią.
Nielubiana przez polskich kronikarzy, dziejopisów i historyków, niedoceniana i prawie nieznana, była kobietą mądrą, dumną, przenikliwą i wyrastającą ponad czasy, w których żyła.
Janina Lesiak po swojemu próbuje zdjąć z obrazu królowej Rychezy patynę minionego tysiąclecia i pokazać kobietę zaskakująco nowoczesną, wykształconą, samodzielną, rozumiejącą potrzebę pokojowego współistnienia w Europie, zjednoczenia narodów poprzez pokojową współpracę, kulturę i wzajemną tolerancję.
Los jej nie oszczędzał; przeżyła zdradę, śmierć najbliższych, upokorzenie i lęk o życie swoje i dzieci. Nie poddała się i nie pozwoliła się obrażać ani lekceważyć. Zadbała o przyszłość syna i tak go wychowała, aby potrafił scalić i odbudować upadające państwo. Bez Rychezy byłoby to niemożliwe…
Do końca życia tytułowała się Regina Poloniae. Najwyraźniej była z tego dumna.

Dziennik 1954 Leopold Tyrmand


Nie przypadkiem w tytule tej książki znalazła się data jej powstania. Stało się tak przede wszystkim dlatego, że „Dziennik 1954” jest kroniką określonego czasu, i to czasu jak na dziennik wyjątkowo krótkiego: nie jednego roku nawet, lecz zaledwie jednego kwartału, okresu od 1 stycznia do 2 kwietnia 1954. Stało się tak też dlatego, że w postaci książki dziennik Tyrmanda ukazał się po raz pierwszy po ćwierćwieczu od napisania, w roku 1980 i autor pragnął zaznaczyć ten dystans. Stało się tak wreszcie chyba dlatego, że rok 1954 był w biografii i twórczości Tyrmanda rokiem przełomowym.

Kim był Leopold Tyrmand przed rokiem 1954? Mimo młodego wieku wiele miał już za sobą. Urodzony 16 maja 1920 w Warszawie w zasymilowanej rodzinie żydowskiej, po maturze wyjechał do Paryża, by w tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych studiować architekturę (1938-39). Z początkiem wojny znalazł się w Wilnie. Aresztowany w kwietniu 1941, został skazany na dwadzieścia pięć lat więzienia za „konspirację antylitewską”. Z wybuchem wojny niemiecko-radzieckiej mógł więzienie zamienić na roboty przymusowe. Imał się różnych prac: był robotnikiem i kelnerem, kreślarzem i palaczem, wreszcie marynarzem. W tej ostatniej roli spróbował ucieczki; schwytany w Norwegii, trafił do obozu koncentracyjnego. Pobyt w Norwegii przyniósł Tyrmandowi znajomość języka norweskiego i materiał do pierwszej książki – Hotel Ansgar (Poznań, 1947). Po powrocie do kraju (1946) Tyrmand pracował najpierw jako dziennikarz w „Expresie Wieczornym” i „Słowie Powszechnym”. W latach 1947-49 był członkiem redakcji „Przekroju”, w roku następnym rozpoczął stałą współpracę z „Tygodnikiem Powszechnym”. Praca ta skończyła się z chwilą odebrania pisma prawowitym redaktorom i przejęcia go przez Jana Dobraczyńskiego (1953).

Na plebanii w Haworth Anna Przedpełska-Trzeciakowska 


Yorkshirskie wrzosowiska - gdzie chrapliwe krzyki szkockich kuropatw przywodzą na myśl wołania Makbetowskich czarownic, gdzie strumień wzbiera po roztopach, a wczesną jesienią falujące wzgórza okrywają się gęstą warstwą liliowych wrzosów i rudych, szorstkich traw. To tam właśnie, urodzone i wychowane w małej parafii Haworth hrabstwa York, siostry Brontë pozostawiły po sobie kilka genialnych książek, które przeszły do kanonu literatury światowej. Ich życie to jedna z najbardziej tajemniczych i fascynujących opowieści w historii literatury.

Nie były piękne. Nie były zamożne. Nie podróżowały po świecie, bo każdą dłuższą rozłąkę z domem ciężko odchorowywały. Nie miały szczęścia w miłości. Chyba w ogóle nie miały szczęścia. Ale miały siebie nawzajem. One trzy:  Emily, Anna, Charlotta i brat Branwell.

Pełna ciepła i zrozumienia biografia Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej  chronologicznie i metodycznie wprowadza nas w dzieje skromnej rodziny wiejskiego proboszcza, jego słabowitych, szalenie utalentowanych dzieci, maluje obrazy trzech sióstr spacerujących wieczorem wokół stołu i snujących opowieści o dalekich krainach, opowiada o ich krótkim, czasem monotonnym, czasem nadspodziewanie burzliwym życiu i nieubłaganej śmierci tak często nawiedzającej ich plebanię.

Cywilizacja komunizmu Leopold Tyrmand



Życie w komunizmie było piekłem, ale nie dla wszystkich. Było piekłem dla ludzi dobrej woli. Dla uczciwych. Dla rozsądnych. Dla chcących pracować z pożytkiem dla siebie i dla innych. Dla przedsiębiorczych. Dla tych, którzy chcieli coś zrobić lepiej, wydajniej, ładniej. Natomiast doskonale powodziło się w nim służalcom, oportunistom i konformistom.
Tyrmand uważał komunizm za najgorszą plagę jaka spotkała ludzkość, dlatego napisał tę książkę.

Waverley Walter Scott


Piękna i romantyczna opowieść rozgrywająca się na tle wydarzeń 1745 roku w Szkocji – powstania szkockich jakobitów, czyli zwolenników zrzuconej w czasie rewolucji 1688 roku z tronu angielskiego dynastii Stuartów.
Jakobityzm był w Szkocji, a zwłaszcza wśród górali, niezwykle mocno zakorzeniony, wiązał się bowiem nierozłącznie z walką o niezależność narodową i o odrębność kulturalną. Prześladowanie przez Anglików szkockiej dynastii Stuartów uczyniło ją w oczach wielu Szkotów symbolem prześladowań i klęsk samej Szkocji.
W miarę czytania powieści coraz bardziej zaprzyjaźniamy się z jej bohaterami, coraz głębiej przejmują nas ich losy. Wzrusza i śmieszy stary baron. Przeraża twardość charakteru Flory; od początku czujemy w otaczającej atmosferze zalążek przyszłej tragedii. Przejmuje nas do głębi wierność Evana Maccombicha, której zachwiać nie potrafiła nawet groza śmierci. Zamykamy książkę z poczuciem żalu, że już się skończyła, albowiem dzięki swemu talentowi Scott potrafił w nas rozbudzić najwyższe zaciekawienie przeszłością swego kraju, a przy tym sięgnął po temat wielki ze względu na zawarty w nim ładunek brzemiennych w skutki wydarzeń historycznych. Pisarz każe nam głęboko przeżywać tragedie i radości swoich bohaterów, pobudza i rozwija naszą wyobraźnię.

Syn człowieczy Emil Ludwig


Próba przedstawienia czysto historycznego życiorysu Jezusa z Nazaretu, Jezusa człowieka, nie Chrystusa Zbawiciela. Autor nie dotyka  teologii, która przyszła później i która jest mu obca; opowiada on tę historię raczej tak, jakby nic nie wiedział o światowych następstwach życia Jezusa, ponieważ i Jezus ani o nich wiedział, ani ku nim zmierzał.
Obraz tego człowieka trudny jest do namalowania. Chodzi o opisanie męża, o którym do trzydziestego roku jego życia nie wiemy prawie nic, nie znamy nawet jego rysów, tego zwierciadła serca, a następnie na przestrzeni jakichś dwóch lat aż do jego przedwczesnej śmierci spotykamy tylko sprzeczności. Albowiem cztery jedyne dokumenty, a mianowicie ewangelie, przeczą sobie wzajemnie i spotykają się z przeczeniem nielicznych źródeł pozachrześcijańskich; a więc nawet ten skromniutki materiał, który po wyłączeniu powtórzeń liczy zaledwie jakieś pięćdziesiąt stron druku, trzeba poddać osobnej rewizji.
Pewnego nie ma nic, prócz początku i końca, chrztu i procesu. Między tymi dwoma punktami mieści się wszystko, nieuporządkowane. Niemal wszystkie sprzeczności mieszczą się w poprzestawianiu opowiadań; ale gdy się je uporządkuje psychologicznie, to wszystko staje się logiczne. Dopiero wówczas zaczynamy rozumieć oba wielkie okresy życia Jezusowego: pokorny, radośnie nauczający i mesjanistyczny, samowiedny. Gdy w sposób naturalny jeden okres następuje po drugim, to charakter Jezusa zostaje wyzwolony ze swoich sprzeczności i wykazuje rozwój ludzki i prosty.

Shirley Charlotte Brontë


Borykający się z przeciwnościami losu młody przedsiębiorca, Robert Moore, sprowadza do swej fabryki nowoczesne maszyny, czym naraża się lokalnej ludności do tego stopnia, że doczekuje się zamachu na swoje życie. By ratować podupadający interes, Moore rozważa poślubienie zamożnej i dumnej Shirley Keeldar, mimo że jego serce należy do nieśmiałej Caroline, żyjącej w całkowitej zależności od stryja.
Tymczasem Shirley zakochana jest w ubogim Louisie, który zajmuje posadę guwernera w rodzinie jej wuja. Choć Louis odwzajemnia jej uczucie, ambicja i świadomość dzielącej ich przepaści majątkowej, nie pozwalają mu się do tego przyznać.
Shirey, napisana przez Charlotte Brontë zaraz po Dziwnych losach Jane Eyre, to pełna pasji opowieść o konflikcie klas, płci i pokoleń, toczącym się wśród wrzosowisk północnej Anglii i na tle niespokojnej epoki wojen napoleońskich.


Zainteresowało Was coś? :) 

piątek, 19 marca 2021

Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie – Mackenzi Lee

 

Tytuł: Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie

Autorka: Mackenzi Lee

Przekład: Darai Kuczyńska-Szymala

Cykl: Rodzeństwo Montague

Tom: I

Kategoria: Literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Young

Liczba stron: 448

Ocena: 8/10

"Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie" otrzymałam w ramach współpracy z TaniaKsiążka.pl



Wbrew pozorom życie młodych ludzi nie zawsze jest proste i przyjemne. Niekiedy ciążą nad młodymi osobami prywatne tragedie, tajemnice, przedwczesne obowiązki i stereotypy. Mogłoby się wydawać, że to nic takiego, ale to nie jest nic takiego. Dla większości dorosłych, dojrzałych ludzi to olbrzymi ciężar, więc jak może być łatwy do udźwignięcia dla młodszych osób? W idealnym, utopijnym świecie takie problemy, by nie istniały. Nikt, by nie musiał radzić sobie z wydarzeniami czy sytuacjami, które są niezależne od niego samego i które stanowczo są ponad jego siły. Tylko że my nie żyjemy w utopijnym świecie. A już na pewno nie w perfekcyjnym. 

Monty jest szalonym młodzieńcem, który bez skrupułów łamie wszelkie zasady. Lubi rozrywkę, uwielbia alkohol, a jeszcze bardziej flirt i seks. Dla niego to są najważniejsze wartości w życiu. Lecz za niedługo będzie musiał przejąć majątek rodzinny. Który rodzic będzie gotowy oddać takiemu nicponiowi cały dobytek swojego życia? Na pewno nie ojciec Monty'ego, który wielbi dyscyplinę i surowe wychowanie. Wraz z modą postanawia wysłać swojego pierworodnego syna w podróż po Europie. Nie zostawia go całkowicie samego, ponieważ wraz z nim ma podróżować przyjaciel chłopaka oraz jego siostra. Umowa jest bardzo prosta – Monty ma przez rok udowodnić, że potrafi być dżentelmenem i jest godny majątku rodzinnego. Czy uda mu się to? Czy jest gotowy wyrzec się wszelkich przyjemności, a co za tym idzie samego siebie? 

Przyznam się, że gdy pierwszy raz spotkałam się z książką, czułam się całkowicie zniechęcona. Tytuł wydawał mi się dość infantylny, a okładka pretensjonalna. Jednak postanowiłam dać szansę opisowi i to był doskonały wybór, ponieważ już on zachęcił mnie całkowicie do zapoznania się z tą powieścią. Akcja historii ma miejsce w XVIII wieku, co już samo w sobie jest intrygujące. Do tego bohater z szalonymi pomysłami i wyraźny wątek romantyczny zapowiadały wspaniałą zabawę. Tak też było, jednak "Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie" to coś znacznie więcej niż tylko rozrywka. 

Od pierwszych stron byłam zachwycona samą pomysłowością całej książki. Połączenie historycznych czasów z pewną dozą współczesności wydawało mi się fascynujące, ale też dawało zapowiedź wyzwania. Pojawiło się pytanie, jak autorka poradzi sobie z tą różnorodnością językową i kulturową. I tutaj wielkie pokłony dla pisarki, ponieważ wyszło to fantastycznie. Z idealnym wyczuciem osiągnęła ona tę optymalną granicę pomiędzy trzymaniem się faktów, fikcją i współczesnością. Takie zabiegi rzadko wychodzą dobrze, a tutaj zachwycał on od samego początku. 

Tym bardziej że doskonałym dopełnieniem pomysłu jest unikatowy styl autorki, który niesamowicie przypadł mi do gustu. Książkę czytało się wyjątkowo szybko, zarazem mając poczucie, że jest ona pod każdym, nawet najmniejszym aspektem dopracowana i spójna. Niekiedy pojawiało się parę archaizmów, co oczywiście było do przewidzenia, jednak nie psuło to całej koncepcji. A w dodatku humor przebijający wśród tych wszystkich zdań okazał się genialny i zachęcający do dalszej lektury. 

Kiedy zaczynałam czytać powieść, byłam przekonana, że będzie ona bardzo lekka w odbiorze. Przez pierwsze rozdziały ta tendencja utrzymywała się, by z czasem ukazać tematykę poważną i niezmiernie istotną. Pisarka wyciągnęła tu najcięższe działa, jednakże cały czas pilnując, by dla czytelnika nie było to zbyt obciążające. Nie bała się wchodzić w odważne rejony i poruszać tematy tabu. Właśnie w tym przypadku pojawiło się wiele niedorzecznych aspektów dotyczących ówczesnych czasów, lecz były one koniecznie i to dzięki nim czytelnik mógł lepiej zrozumieć bohaterów i walczyć ze stereotypami i schematami. A zapewniam, że w całej tej książce wątków poważnych i mniej poważnych jest naprawdę wiele. 

Co do bohaterów to mamy tutaj tylko kreację głównej trójki i to właśnie ona na przestrzeni tych setek stron pozwala ujrzeć duszę głównych postaci i zachwycić wielowymiarowością charakterów oraz głęboką analizą motywów i działań. Żałuję, że pisarka nie pokusiła się, by wszystkich występujących bohaterów wykreować w podobny sposób. Na pewno byłoby to trudne zadanie i zwiększałoby to objętość książki, ale czuję, że wniosłoby wiele dobrego do fabuły. 

Monty'ego polubiłam, odkąd go poznałam. Nie przeszkadzało mi, że jest infantylny, samolubny i nieroztropny. Poznałam go jako rozrywkowego, młodego mężczyznę, by móc razem z kolejno następującymi wydarzeniami obserwować, jak reaguje na dotychczas niespotykane sytuacje, jak jest zmuszony, by wreszcie dojrzeć i jak bardzo się zmienia. Jego postać jest dla mnie wspaniałym przykładem zmiany wynikającej z zewnętrznych czynników, ale również i z wewnętrznego poszukiwania samego siebie. Natomiast jego przyjaciel Percy charakteryzował się subtelnością i delikatnością. Miał grać rolę dobrego człowieka, więc często był zbyt wyidealizowany. Mimo to uważam, że w tym przypadku tak właśnie powinno być i w żaden sposób nie zabrało mu to człowieczeństwa. W historii dość dobrze jako czytelnicy poznajemy również siostrę Monty'ego, czyli Felicity. Nastolatka jest przykładem skrajności charakteru, gdzie raz dominuje surowość i przesadna pewność siebie, by za zasłoną istniała też strona empatyczna i pragnąca uznania, szacunku i miłości. Jej kreacja dodatkowo podkreśla wspaniałą gamę osobowości. 

Jednak najważniejszym aspektem powieści jest tematyka. Tak jak wcześniej wspomniałam, jest ona pełna tematów trudnych, ciężkich i niesamowicie ważnych. Na głównym torze na pewno najłatwiej zauważyć wątek biseksualności Monty'ego i tego, jak się czuje w świecie, gdzie brakuje akceptacji, gdzie nie może po prostu kochać, a wszystkie swoje uczucia musi ukrywać, ponieważ może go czekać nawet kara śmierci. To metaforyczne spojrzenie na wiek XVIII, gdzie biseksualność była uznawana za grzech. Lecz tutaj wybrzmiewa przerażające pytanie – czy naprawdę we współczesności zmieniło się coś? Czy w naszym świecie Monty mógłby być po prostu szczęśliwy? Dobrze wiemy, jaka odpowiedź narzuca się w pierwszej kolejności. 

Obok wątku Monty'ego krzyczy o uwagę tematyka rasizmu i ponownie braku akceptacji ze strony społeczeństwa. Nadal pozostajemy w historii toczącej się setki lat temu, więc wydźwięk tego jest jeszcze straszniejszy i jeszcze bardziej chwytający za serce. Tym bardziej że to jest tylko jeden z wielu problemów bohatera. W XVIII wieku zwykła, choć mocno uciążliwa choroba może stać się powodem, by nie było warto żyć. Kto o tym decyduje? W tamtych czasach Kościół. W obecnych na szczęście wiele się zmieniło, ale nie można zapomnieć, że pozostałości złych decyzji i zabobonnych działań, takich jak choćby egzorcyzmy nadal są notowane. 

Skupiłam się na tym, by w mojej recenzji wybrzmiały główne wątki historii, lecz jest ich o wiele więcej. Niesie to ze sobą wiele rozważań, refleksji, ale i motywacji, by świat postępował do przodu i dawał szansę wszystkim bez względu na płeć, pochodzenie czy orientację seksualną. W tym momencie macie prawo mieć wątpliwości, jak to wszystko zostało zawarte w historii mającej miejsce w XVIII wieku i jaką ma to realnie wartość merytoryczną. Według mnie olbrzymią, tym bardziej że pisarka na końcu dokładnie opisuje, co jest faktem historycznym, wydarzeniami, które mogły mieć miejsce w ówczesnych czasach, a co jest fikcją wymyśloną, by opowieść była lepiej zrozumiała. Ten zabieg bardzo mi się spodobał, bo daje jasność i łamie ramy gatunkowe. 

Cała powieść ma parę wad, ale przy powadze tematyki giną one. Zarazem nie jest to też mocno obciążająca historia, ponieważ przełamuje poczucie bezradności i frustracji poczuciem humoru i zwykłą młodzieżową opowieścią. Dzieje się to w sposób nienachalny i optymalny, więc daje też wybór, co czytelnik znajdzie w tej książce. Osobiście znalazłam temat do przemyśleń i wiele godzin wspaniałej rozrywki. 

Więcej podobnych książek można znaleźć w dziale bestsellery na TaniaKsiążka.pl


czwartek, 18 marca 2021

"Beniamin Ashwood" A.C. Cobble – Premiera już 26 marca! ♥♥♥

 


„Problemem, jaki nastręcza życie w społeczeństwie dającym ci wolność jest to, że daje też ono wolność wszystkim innym.”




Życie Bena Ashwooda z osady Widoki miało swój rytm i porządek: warzenie 4 beczek piwa tygodniowo, wysłuchiwanie opowieści w gospodzie „Pod Baranim Rogiem” i doroczne walki na kije na Festynie z okazji Święta Wiosny. Nawet pojawienie się w okolicy krwiożerczego demona nie wprowadziło istotnych zmian w jego życiu.


Ilustracje: Leszek Woźniak




Co innego, pojawienie się Mistrza Mieczy i wyjątkowo poirytowanej czarodziejki. To wywróciło życie młodego Bena do góry nogami. I chociaż przygody, kiedy już jakaś rzeczywiście się zaczyna, wydają się znacznie bardziej przerażające niż w opowieściach, Ben postanowił wykorzystać swoją szansę i
ruszyć na ich spotkanie. Przecież wróci, prawda? Wróci do swojego browaru, przyjaciół i ciepłego zapiecka.

Być może, gdyby Ben wiedział, gdzie zawiedzie go ciekawość i żądza przygód, strach nie pozwoliłby mu uczynić pierwszego kroku. Na szczęście nie wiedział.





A.C. Cobble jest amerykańskim autorem serii książek o Beniaminie Ashwoodzie, a także serii The King’sRanger oraz Cartographer. Mieszka w stanie Texas razem z żoną, trójką dzieci oraz psem żony. Zaczął pisać, gdy zrezygnował z kariery w świecie korporacji i od tego momentu stara się nadrobić stracony czas. Kiedy nie tworzy, swój czas poświęca na czytanie, jedzenie, picie, uprawianie ogródka i podróże.
Zainspirowana książkami, które czytał w dzieciństwie jego pierwsza seria Beniamin Ashwood, to klasyczna fantasy, opowiada o młodym mężczyźnie, który wyrusza w niesamowitą pełną przygód podróż w dziki, nieznany i niebezpieczny świat.







Ja już nie mogę się doczekać! A Wy – czekacie z niecierpliwością? :)))

wtorek, 16 marca 2021

Profesor Andrews w Warszawie. Wyspa – Olga Tokarczuk

 

Tytuł: Profesor Andrews w Warszawie. Wyspa

Autorka: Olga Tokarczuk

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Ocena: 5/10









Świat, który na co dzień znamy, jest pewnego rodzaju schematem powtarzającym się dzień w dzień. Pojedyncze aspekty różnią się, ale tak naprawdę jako ludzie lubimy powtarzalność i z nieświadomą pasją ulegamy jej. Bo czy w końcu nie chodzimy prawie codziennie do pracy, czy szkoły? Czy w określone dni nie spotykamy się ze znajomymi? Czy rok w rok w pewnym momencie nie trafiamy do tego samego miejsca? Na te pytania każdy musi odpowiedzieć indywidualnie sam sobie. Jednakże moje własne obserwacje i doświadczenie ukazują, że właśnie tak jest. Całkowicie inną sprawą jest fakt, czy to coś złego, a może dobrego i czy w ogóle jesteśmy w stanie przerwać to błędne koło? A historia i całych społeczeństw, i pojedynczych osób pokazała, że czasami czynniki zewnętrzne przerywają je i wymagają od nas najwyższej spontaniczności i elastyczności. Jesteście na nie gotowi?

Dwa opowiadania Olgi Tokarczuk – "Profesor Andrews w Warszawie" i "Wyspa". Dwie pozornie odmienne historie. Dwoje ludzi postawionych w nieznanej sobie sytuacji. Dwie drogi wyboru. Co może łączyć zagranicznego Profesora i przypadkowego człowieka na wyspie? To pytanie skłoniło mnie, bym ostatecznie sięgnęła po te dwa dzieła naszej niedawnej noblistki i być może odkryła ich głębię. Czy udało mi się to? Ze smutkiem przyznaję, że nie do końca. 

Lecz chciałabym utrzymać tradycję i skupić się na początku na języku, jakim posługuje się pisarka. To moje drugie spotkanie z autorką, więc miałam swoje oczekiwania, które pod względem stylu zostały całkowicie spełnione. Niezmiernie podoba mi dość nietypowa składnia, które od pierwszych zdań wyróżnia daną książkę, czy – jak w tym przypadku – opowiadanie. Choć nie można zapomnieć, że pewnego rodzaju odmienność niesie ze sobą też konieczność większego skupienia i zaangażowania w czytanie. Dla mnie ten język jest dość trudny i na samym początku odczuwałam, że to bardziej wymagająca kwestia. Jednak cenię tę chwilową niedogodność, bo w ostatecznym efekcie nadaje to odpowiedniej barwności i wyróżnia pisarkę unikatowością językową. 

"Profesor Andrews w Warszawie" od pierwszych stron zafascynował mnie, przez co niestrudzenie brnęłam przez treść, którą koniecznie chciałam poznać w całości. To opowiadanie poruszyło mnie mocno pod względem emocjonalnym, choć jeśli zadalibyście mi pytanie, co konkretnie tak na mnie oddziaływało, nie byłabym w stanie odpowiedzieć. Byłam w głębokim szoku, czytając tę historię, ale nie umiałam go umiejscowić i odnieść do żadnego aspektu. To uczucie po prostu we mnie trwało i prowadziło przez treść. Zarazem miałam wrażenie, że wokół mnie jest niesamowicie wiele symboli, co również mnie przekonuje, ale w tym opowiadaniu był dla mnie zbyt duży tłok i czułam się zagubiona. Nie wiedziałam, co ostatecznie chce czytelnikowi przekazać pisarka, co ja umiem odczytać i co sama sobie dopisuję. 

Natomiast "Wyspa" okazała się dla mnie zbyt trudna i nieuchwytna w odbiorze. Opierała się na znaczeniach metaforycznych, co również wymaga głębszego skupienia i naprawdę inteligentnej analizy. Niestety w tym miejscu stanowczo poległam. Ostatecznie zaczęłam się nudzić i dość mało wyniosłam z tego opowiadania. Starałam się wszystko rozumieć, jednak w moim odczuciu było zbyt wiele w tak krótkiej formie. Lubię opowiadania właśnie za to, że tak trudno jest przekazać coś wartościowego na kilkudziesięciu stronach. Tutaj prawdopodobnie wartościowa treść jest, ale niedostrzegalna dla mnie. 

I w tym momencie warto byłoby zadać pytanie, jaka jest główna tematyka tych dwóch opowiadań. W moim przypadku najbardziej odczuwalny był motyw samotności, który niezmiernie przypadł mi do gustu. Pozwalał na dogłębne zrozumienie bohaterów i utożsamienie się z nimi. Jednak przez większość czasu, gdy czytałam, nie byłam w stanie złapać pewnych treści. Wyciągałam po nie rękę, ale ostateczne nie dawałam rady ich uchwycić i zrozumieć. Zazwyczaj chwalę się moją wnikliwością i dostrzeganiem niedostrzegalnego, tymczasem tutaj czuję, że zawiodłam, a to z kolei prowadzi do dużych pokładów frustracji. 

"Profesor Andrews w Warszawie" i "Wyspa" to dzieło zbyt refleksyjne i metaforyczne dla mnie. W żaden sposób nie oznacza to, że nie wartościowe. Jednak bez wątpienia dla czytelnika bardziej dojrzałego i wnikliwego niż ja. Z bólem przyznam, że zniechęciłam się teraz do twórczości pisarki, ale myślę, że z czasem spróbuję ponownie i być może wtedy odnajdę coś dla siebie. 

piątek, 12 marca 2021

Pół żartem pół serio – Krzysztof Papużyński

 

Tytuł: Pół żartem pół serio

Autor: Krzysztof Papużyński

Kategoria: Poezja

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Ocena: 4/10









Wiersze potrafią nieść ze sobą ukojenie. Pozwalają zapomnieć o całym świecie i dają szansę na spojrzenie na swoje życie, swoje otoczenie czy wszystkie wydarzenia wokół z całkowicie nowej, odmiennej perspektywy. Udowadniają, że w słowach potrafi być olbrzymia moc, która jest w stanie poruszać góry. Dla odpowiedniego umysłu mogą okazać się wyzwalaczem, by pokonać wszelkie granice. Czy wiersze dla Was pozostają tylko mało zrozumiałymi słowami, czy są czymś znacznie większym? 

Przyszedł styczeń, a ja z zapamiętaniem odnajduję się w poezji i szukam coraz to więcej możliwości, by poznawać nowe wiersze i odkrywać nowe, całkowicie mi nieznane przestrzenie. Co prawda często mam z tym dość duży problem, gdyż nie jestem wystarczająco wykształcona pod kątem literackim, by ze swobodą brać z poezji całymi garściami i z przekonaniem wygłaszać swoje opinie. Jednak każdy ma prawo próbować, więc i ja tym razem postanowiłam zapoznać się z tomikiem wierszy „Pół żartem pół serio” Krzysztofa Papużyńskiego. Jakie są moje odczucia? 

Zacznę od tego, jak poeta przekazuje swoje słowa czytelnikom. I tutaj chciałabym powiedzieć coś niezwykle odkrywczego, ale ograniczę się do krótkiego stwierdzenia, że część wierszy jest rymowana. Jednak wszystkie charakteryzuje ten sam schemat i ta sama rytmika. To dla mnie trudne, bo odkąd sięgam pamięcią, nie cierpię rymów. W tym momencie mogłabym sobie zarzucić, że czego oczekuję po wierszach – one często są rymowane. To racja i bardzo doceniam każdego, kto potrafi wprowadzić rytmikę poprzez różne zabiegi poetyczne. Bez wątpienia to ważna umiejętność i niezmiernie potrzebna poecie. Lecz jakbym nie starała się patrzeć, to jestem wielbicielką chaosu i nieporządku w różnego rodzaju sztuce. Wierszy również ten fakt dotyczy. I o dziwo właśnie ten spójny i prawdopodobnie doskonale przemyślany schemat sprawiał, że przestawałam skupiać się na samej treści, przez co moja opinia na temat wierszy mocno ucierpiała. 

Z bólem muszę przyznać, że mimo bardzo różnorodnej i często poważnej tematyki, miałam wrażenie, że są to tylko rymowanki dla dzieci. W ogóle nie czuję się przekonana do całego tomiku. Gdy czytałam wiersz za wierszem, to miałam odczucie, że wszystkie są identyczne, co po prostu stawało się monotonne. Ale w tym momencie ponownie można by mi zarzucić ignorancję. Dlatego zdecydowałam, że będę dawkować sobie wiersze i spędzać więcej czasu na przemyśleniach. Niestety i to nie pomogło… Nadal wszystkie pozycje w tym tomiku poezji zlewały mi się w jedność. Poza tym słownictwo, którego używał autor, sprawiało, że cofałam się w czasie, ale moje podróże okazały się pozbawione jakiegokolwiek klimatu, co dla mnie nadal jest wielką wadą. 

W tym momencie można zadać pytanie, o czym w ogóle były te wiersze. Tak jak wcześniej wspomniałam, tematycznie okazały się mocno zróżnicowane. Wiem, że dopiero, co zwracałam uwagę, że są dość do siebie podobne, ale tutaj bardziej chodziło mi jednak o budowę. To, o czym konkretnie mówią, to całkowicie inne historia. W „Pół żartem pół serio” możemy obserwować bardzo błyskotliwe spostrzeżenia poety. Z wieloma nie zgadzam się i widzę, że ja i autor mamy dość odmienne poglądy, mimo to z podziwem patrzyłam, jak w subtelny i niezmiernie wnikliwy sposób, pisarz uchwyca rzeczywistość w swojej twórczości. Tym bardziej że przy całym moim negatywnym nastawieniu trafiały się wiersze, które wpadały mi w pamięć. W szczególności przemówił do mnie wspaniały „Życiorys”, gdzie odnalazłam samą siebie i swoje własne przemyślenie. Do tej pozycji bez wątpienia jeszcze nieraz wrócę. 

Niestety tomik Krzysztofa Papużyńskiego w moim odczuciu okazał się mocno przeciętny i zawiódł moje oczekiwania, które być może były zbyt wygórowane. Niemniej, choćby dla tych kilku pamiętnych wierszy, cieszę się, że miałam okazję zapoznać się z nim. 

Egzemplarz prasowy Sztukater.pl

poniedziałek, 8 marca 2021

Alkohol. Piekło kobiet – Monika Sławecka

 

Tytuł: Alkohol. Piekło kobiet

Autorka: Monika Sławecka

Kategoria: Reportaż

Wydawnictwo: Pascal

Ocena: 9/10









Alkohol towarzyszy człowiekowi od wielu pokoleń i jest dla nas czymś naturalnym. Często kojarzy się z celebrowaniem sukcesu, dobrą zabawą, relaksem czy spotkaniem towarzyskim. Nikt nie dziwi się, że przy tych okazjach sięga się po jakieś piwo, wino czy mocniejszy alkohol. Spokojnie można już określić picie alkoholu przy takich okazjach naszą kulturową tradycją, którą obserwujemy od najmłodszych lat, by z czasem wprowadzić ją do naszego dorosłego życia. Oczywiście mamy osoby, które nigdy nie piją i nigdy nie popierają spożywania nawet małych ilości alkoholu, są też osoby, które nie mogą bez niego żyć i dzisiaj właśnie o tej drugiej grupie ludzi, lecz w ujęciu niekonwencjonalnym, ponieważ nie będzie mowy o uzależnienie ogólnie tylko o uzależnieniu kobiet od alkoholu. 

Zdecydowałam się zapoznać z tą książką w ramach mojego postanowienia, by skupiać się na tematach mało mi znanych i ważnych dla społeczeństwa. Alkoholizm wśród kobiet wydaje się być niezmiernie ważnym problemem, dlatego z olbrzymim zainteresowaniem sięgnęłam po tę pozycję. Pragnęłam usłyszeć coś więcej o istnieniu tego zjawiska i przede wszystkim usłyszeć głosy kobiet, które bezpośrednio są związane z nim. Wydawało mi się, że to już czas, by mówić o tym głośno. Przeczytanie tego reportażu utwierdziło mnie w tym przekonaniu. 

Na początku powiem kilka słów o samej koncepcji książki i jej układzie. Pierwsze strony to krótki, ale za to bardzo treściwy wstęp autorki, która tłumaczy, dlaczego zdecydowała się napisać tę pozycję literacką. I właśnie już od tego wstępu zaczynają się emocje ciężkie i konieczne do przetworzenia. W tym momencie widać również skromność samej pisarki, ponieważ zamiast wychwalać swoją książką, pokazuje, że to jedno z możliwych źródeł, by zobaczyć i zrozumieć problem. Podaje ona listę filmów i książek, które według niej są godne uwagi, żeby pogłębić ten temat. Bardzo doceniłam ten ukłon w stronę innych twórców, gdyż mam teraz przed sobą wiele kolejnych czytelniczych planów, a za sobą emocjonalny i poważny zbiór wywiadów. W "Alkohol. Piekło kobiet" znajdziecie całą gamę wywiadów z kobietami, które na własnej skórze poznały, co to znaczy być uzależnionym od alkoholu. W końcowych wywiadach możemy też przeczytać opinię specjalistów, którzy dążą do jak najszybszej i efektywniejsze pomocy w tym zakresie. 

Wśród rozmów panuje niesamowita różnorodność, ponieważ mamy przed sobą kobiety w bardzo różnym wieku, wywodzące się z różnych środowisk, o różnych pozycjach społecznych i przede wszystkich o bardzo odmiennych historiach. Ta możliwość spojrzenia na problem alkoholowy z wielu perspektyw uświadamia, jak bardzo jest to temat tabu w Polsce i jak wiele niesie ze sobą cierpienia. 

Sama koncepcja tej książki jest niesamowicie ważna, ponieważ nie ma co tuszować – w Polsce jest to temat mało medialny i często unikany. Mamy wpojone przekonania, że kobietom nie wypada się upijać i mieć styczność z alkoholem. Przy czym jest on podawany z każdej możliwej strony i tutaj odmawiać też nie wypada, bo często ta decyzja może wbrew pozorom nieść ze sobą negatywne skutki. Pora otworzyć oczy i przyznać, że nie tylko mężczyźni i pojedyncze kobiety zmagają się z alkoholizmem – problem jest o wiele większy. 

Myślę, że każdy czytelnik, sięgając po tę książkę, zdaje sobie sprawę, że przed nim emocjonalna i wycieńczająca podróż do cierpienia, przemocy i samotności. Każda z kobiet, która zgodziła się na rozmowę z autorką, ma swoją niepowtarzalną historię, gdzie najczęściej dominuje smutek i trauma. W tej chwili można tylko przypomnieć, że człowiek jest wypadkową różnych wydarzeń i zamiast potępiać, lepiej zadać pytanie dlaczego. Czytanie tych dyskusji w dziwny sposób hipnotyzuje i ciągnie, by poznawać je dalej, mimo wielkiej dawki negatywnych emocji. Po prostu taki rodzaj szacunku należy się tym kobietom. Być może zrozumienie ich sprawi, że w przyszłości zdołamy komuś pomóc lub samemu sobie. 

Z bardziej merytorycznej strony muszę oddać też hołd Monice Sławeckiej, która wykazała się dużymi umiejętnościami w komunikacji poprzez zrozumienie, cierpliwość i szacunek. Potrafiła poprowadzić rozmowę płynnie, ale pamiętając, że jej rozmówczynie to kobiety po przejściach i wielu cierpieniach, ale też zarazem niezwykle odważne i godne podziwu osoby. Znalazły w sobie na tyle siły, by szerzyć wiedzę na temat alkoholizmu wśród kobiet, mimo że niektóre z nich nadal borykają się z tym problemem. 

"Alkohol. Piekło kobiet" to pozycja niezwykle wartościowa i godna uwagi każdego czytelnika – niezależnie od płci. Po jej przeczytaniu mam wrażenie, że ładunek emocjonalny, cierpliwość i głębszy obraz na przyczyny i mechanizmy uzależnienie mogą coś zmienić i dać szansę na psychoedukację i pomoc osobom uzależnionym. 

Egzemplarz prasowy Sztukater.pl


czwartek, 4 marca 2021

Wierszydła – Jarosław Czepieliński

 

Tytuł: Wierszydła 

Autor: Jarosław Czepieliński

Kategoria: Poezja

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Ocena: 6/10









Po ciężkim, pełnym obowiązków dniu warto zrobić coś dla siebie. Każdy z nas ma jakiś własny sposób na odpoczynek. Jedni po prostu śpią, inni idą na imprezy, a jeszcze inni oglądają seriale lub czytają książki. Kto, co lubi. U mnie odpoczynek prawie zawsze równał się z czytaniem. Gdy rówieśnicy w szkole narzekali, że będą musieli poświęcić jeszcze ileś godzin na przeczytanie lektury, to ja się cieszyłam na wytchnienie. Przy większej ilości nauki nawet czytanie okazało się zbyt wymagające i przede wszystkim czasochłonne. Na studiach odkryłam, że wiersze mogą być odpowiedzią na ten mały problem. I tak zaczęłam je czytać. Raczej nie mam za sobą setek wspaniałych wierszy, ale bez wątpienia odnajduję się w poezji. Tym razem przyszły kolejne egzaminy, a ja po raz kolejny postanowiłam przenieść się w zawiły świat metafor, rymów i porównań. 

Padło na krótki tomik wierszy Jarosława Czepielińskiego – "Wierszydła". Już dawno nie brałam się za tak, w moim odczuciu, poważną lekturę, dlatego nie wiedziałam, czego się spodziewać i jak poradzę sobie ze zrozumieniem wierszy. Czyli idąc tradycyjnym, prześmiewczym tropem jeszcze ze szkoły: co miał na myśli autor? 

Wiersze w większości są wierszami białymi, co ja sama cenię. Wiem, że stworzenie rymów też wymaga wiele pracy i umiejętności, lecz nigdy poza oddaniem hołdu, że ktoś to potrafi, nie umiałam ich docenić. Z tego względu ucieszyłam się, że nie będę miała z nimi zbyt wielkiej styczności. Muszę przyznać, że mój ogólny pogląd na te poetyckie pozycje jest bardzo różnorodny. Niektóre wiersze okazały się poezją przemawiającą do mnie i pozwalającą na utożsamienie się z autorem. Miałam wrażenie, że momentami rozumiemy się doskonale i myślimy w ten sam sposób. To doznanie niezwykłe i pełne emocji. W szczególności byłam zachwycona, choć może lepiej pasowałoby tu oczarowana, pierwszym wierszem poety. Ten wspaniały początek sprawił, że moje nastawienie momentalnie stało się pozytywne, a ja pragnęłam czytać dalej. 

Niestety wtedy okazało się, że nic nie może być idealne i nie każde słowo autora będzie mnie przekonywać. Tak naprawdę to dobrze, bo w innym przypadku byłoby to stosunkowo przerażające. Lecz nie odchodząc za bardzo od głównego wątku, to z czasem część wierszy okazała się naprawdę przeciętna i nie niosła ze sobą zbyt wiele. Choć warto wspomnieć, że niektórych po prostu wcale nie rozumiałam, więc też ciężko mi się jakkolwiek do nich odnieść. Można by polemizować, czy taka sztuka zawsze powinna być zrozumiała, czy pozostawić czytelnikowi trochę tajemniczości. Lecz będąc z Wami szczera, jeśli nie rozumiem wiersza lub jakiejkolwiek innej twórczości, to się irytuję. W tym przypadku również tak było. 

Warto zwrócić też w ogóle uwagę na to, jakim style pisane są te wiersze. Łączą ze sobą powiew nowości i oryginalnej perspektywy razem ze standardowym rozumieniem wiersza. Nie wiem, czy rozumiecie do końca, co mam w tym przypadku na myśli. W tej poezji można znaleźć odniesienia do naszych czasów, czasami też słowa dopiero powoli znajdujące sobie miejsce w naszym języku. Jednak pozostaje w nich to poczucie, że czyta się coś dopracowanego i starego. Dla mnie jest to wspaniała koncepcja i ukazanie, że nawet do poezji, a może w szczególności do niej, można podejść niekonwencjonalnie. W twórczości Jarosława Czepielińskiego główną rolę odgrywają metafory, które razem z porównaniami oraz eufemizmami tworzą subtelną historię i niosą refleksję na głębokim poziomie. Również do gustu przypadła mi symbolika, którą odczułam najbardziej w kontekście wierszy, które na swój własny użytek określiłam jako "wiersze z kolorami". 

A co z tematyką wierszy? Okazała się być bardzo różnorodna, choć w ogólnym pojęciu określiłabym ją jako życie i przyszłość. Tworzyło to koncepcję panoramiczną, z możliwością spojrzenia z wielu dostępnych perspektyw. Nie ograniczało to czytelnika do utartych granic, ale pozwalało na zgłębianie ich.

Cieszę się, że zaczęłam ten rok z poezją. Planuję właśnie w 2021 z większym oddaniem zgłębiać jej tajniki. "Wierszydła" okazały się pozycją niezmiernie ciekawą, choć też nierównomierną. Mimo to wielbicielom poezji gorąco polecam. Choć w tym miejscu warto podkreślić, że jest to subiektywne zdanie laika. Wiedzę na temat samych wierszy i ich interpretacji posiadam wyłącznie ze szkoły, a wszystkie inne pozycje, które czytałam, są moim własnym doznaniem. 

Egzemplarz prasowy Sztukater.pl

poniedziałek, 1 marca 2021

Rosyjska czarna magia – Natasha Helvin

 

Tytuł: Rosyjska czarna magia

Autrka: Natasha Helvin

Przekład: Michał Lewiński

Kategoria: Poradniki

Wydawnictwo: Iluminatio

Ocena: 5/10

Książkę "Rosyjska czarna magia" otrzymałam w ramach współpracy z TaniaKsiążka.pl






Od dziecka uwielbiałam wszystko, co związane jest z magią, z jakimiś zjawiskami paranormalnymi i ogólnie wszystko, co jest jakimś zaburzeniem naszej rzeczywistości. Oczywiście najpierw moje zainteresowanie dotyczyło różnych bajek i baśni. Z czasem już fantastyki, w której zagubiłam się na wiele lat i do dzisiaj za bardzo nie chcę wracać. W szkole podstawowej poznałam mitologię grecką i rzymską. To pozwoliło mi wejść w świat różnego rodzaju wierzeń. W pierwszych porywałam skupiłam się na tych dwóch wymienionych mitologiach, by później przejść do nordyckiej i słowiańskiej. Jednak mój głód wiedzy nadal pozostaje nienasycony, stąd moje dalsze poszukiwania. Z czym do Was dzisiaj przychodzę? 

Odpowiedź na to pytanie jest zawarta w samym tytule książki – z "Rosyjską czarną magią". Dopiero ta książka uświadomiła mi istnienie tego odłamu dawnych wierzeń i sprawiła, że chciałam dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Choć przyznam też, że fascynująca okładka i ciekawy opis miały w tym przypadku wiele do powiedzenia. Jesteście gotowi na podróż do przeszłości i pogaństwa? Na użycie czarnej magii wbrew wszystkim naszym zasadom? Mam nadzieję, że tak!

Cała książka jest napisana językiem dość naukowym, jakkolwiek w tym przypadku mogłoby wydawać się to niestandardowe. Autorka stara się za pomocą stylistyki wykazać, że jest to dla niej poważny temat, z którego nie powinno się kpić i jeśli decydujemy się na przeczytanie tej pozycji, to powinniśmy się zaangażować. Takie podejście jak najbardziej przypadło mi do gustu i wywołało lekką dozę szacunku. Jednak momentami był to dla mnie zbyt ciężki język, który zniechęcał mnie do dalszego czytania i ogólnie wywoływał monotonię. Dlatego ostatecznie nie jestem w stanie stwierdzić, czy jestem zadowolona z całości pod względem językowym. 

Książka jest podzielona na dwie główne części, gdzie w pierwszej autorka dokładnie tłumaczy wszystkie zależności pomiędzy demonami i barwnie przedstawia ich historię. Ta część niezmiernie przypadła mi do gustu, ponieważ dostałam konkretne fakty i z chęcią porównywałam je z moją dotychczasową wiedzą. Wiele rzeczy mnie zaskoczyło, co jest kolejną olbrzymią zaletą. Co prawda cała treść była pełna konkretów i teraz mam wrażenie, że większości informacji nie pamiętam, ale to zawsze mogę sobie przypomnieć. Zresztą fascynacja, którą wtedy przeżywałam, wystarczy, by dobrze wspominać czas poświęcony na czytanie. 

Natomiast druga część jest poświęcona przede wszystkim różnym zasadom i zaklęciom, co już w ogóle mi się nie podobało i burzyło mi obraz początku. Może warto w tym miejscu wspomnieć, że pasjonuję się mitologią, różnymi wierzeniami i ogólnie różnie pojętą magią, ale robię to wyłącznie z zainteresowania. Tutaj z mojej strony nie ma żadnego miejsca na wiarę w te wszystkie zjawiska, więc rozbudowane opisy zaklęć zniechęciły mnie. Oczywiście cieszę się, że się pojawiły, bo to ważna część całości, ale było ich zbyt dużo i wywoływały raczej śmiech niż zaciekawienie. Nikogo nie chcę w ten sposób urazić, bo może część z Was wierzy całym sobą w te zaklęcia i naprawdę chce praktykować jakiś rodzaj magii. Wtedy jest duża szansa, że spodoba się Wam to. Lecz ja pozostanę przy zwykłej ciekawości. 

"Rosyjska czarna magia" to inspirujące dzieło, które niesie ze sobą intrygujące informacje i pozwala na spojrzenie na inną rzeczywistość niż ta nasza codzienna. To też fascynujące ukazanie przeszłości wierzeń ludzkich. W żaden sposób nie żałuję, że zdecydowałam się na zapoznanie z tą pozycją, jednak tutaj podkreślę, że jest to książka tylko dla osób zaciekawionych tą tematyką. 

Więcej podobnych pozycji literackich znajdziecie w dziale bestsellery na TaniaKsiążka.pl