wtorek, 27 lipca 2021

Marionetkarz – Aleksander Filip Dubicki

 

Tytuł: Marionetkarz

Autor: Aleksander Filip Dubicki

Kategoria: Thriller

Wydawnictwo: Novae Res

Liczba stron: 102

Ocena: 2/10








Słyszeliście stwierdzenie, że jesteśmy kowalami własnego losu? Że to wszystko od nas zależy i to nasze decyzje doprowadzają nas do pewnych wydarzeń i sytuacji? Zakładam, że spotkaliście się z takimi stwierdzeniami, a być może sami jesteście podobnego zdania. Poglądy są różne. Jest też druga strona naszego istnienia, która może wydać się o wiele bardziej mroczna i nieść ze sobą bezradność lub ulgę. Mowa tutaj o jakimś określonym losie. Nazwijcie to, jak chcecie – Bóg, Fatum, Los, Natura... Wszystko sprowadza się do tego, że podążamy ścieżką z góry zaplanowaną i cokolwiek zrobimy, jest to tylko częścią wcześniej stworzonego planu. Nie ma w tym przypadku miejsca na wyjątki i odskocznie – idziemy według czyiś zamiarów. Osobiście przeraża mnie taka perspektywa i wolę wierzyć, że to ja władam swoim życiem, a moje decyzje są indywidualnym wytworem. Ale kto w rzeczywistości może mieć pewność, jak jest naprawdę? 

Pięć osób mających za sobą swoje własne, niepowtarzalne historie. Pięć osób z pragnieniami, marzeniami i uczuciami. Pięć osób wchodzących w dorosłość. Pięć osób kierowanych przez Marinetkarza. Kim on jest? Wiadomo, że ma przerażające, błękitne oczy. Wiadomo, że manipuluje ludźmi. Wiadomo, że za rogiem czeka śmierć. Wiadomo, że... Nie da się go pokonać? Co czeka piątkę nastolatków, którzy chcą żyć według własnych zasad? 

Gdy pierwszy raz przeczytałam opis "Marionetkarza", książka wydawała mi się czymś zapowiadającym niesamowitą ucztę czytelniczą. Iskrzyła nadzieja, że stare, tak dobrze nam znane wątki zostaną wykorzystane na nowo, by stworzyć splot niekonwencjonalnych przemyśleń i wydarzeń zmuszających czytelnika do kontemplacji. Tym bardziej że tak krótka historia, bo zawarta ledwie na stu stronach, jest też wyzwaniem i dla samego pisarza, i dla czytelnika. Czy "Marionetkarz" jest potwierdzeniem umiejętności obu stron? 

Niestety nie i schodki zaczynają się już na samym początku, czyli na stylu autora. Dominuje w nim sztuczność i brak prostych odniesień. Wszystko jest skomplikowane, więc traci na tym naturalność i najzwyczajniejszy odbiór rzeczywistości. Miałam odczucie, że to po prostu strumień nieskładnych myśli, które chcą znaleźć ujście, ale brakuje słów, brakuje planu, braku wyjścia. Wprowadzało mnie to w stan frustracji. Jednak tutaj nie koniec, bo jako czytelnik nie mogłam poradzić sobie z narracją, co zdarza mi się bardzo rzadko. Nie jestem w stanie nawet określić, czy to narracja trzecioosobowa, pierwszoosobowa... Czy narrator jest wszechwiedzący. Mam wrażenie, że to mieszanka wszystkiego, co jest błędem w przypadku tej opowieści. 

Jestem pewna na tyle, na ile mogę być jako czytelnik, że autor za pomocą metaforycznego ujęcia pragnął przekazać swoje myśli i refleksje nad życiem. Uwielbiam taką koncepcję, choć też zazwyczaj okazuje się ona mocno skomplikowana. W przypadku "Marionetkarza" ponownie zawitał chaos, niszcząc wszystko, co miało potencjał i mogło okazać się czymś naprawdę wartościowym dla całej książki. Po przeczytaniu z żalem przyznaję, że nie mam najmniejszego pojęcia, co wydarzyło się w tej opowieści i jaki to miało ostateczny cel. 

Bohaterowie nie istnieją w standardowym rozumieniu. Mamy imiona, mamy jakieś dopasowane do nich postacie, mamy jakieś strzępki informacji o tych ludziach, ale ponownie ginie to w bałaganie myśli. Udało mi się utrzymać połączenia pomiędzy postaciami tylko dzięki opisowi na tyle książki. W innym przypadku byłoby to skazane na porażkę. Tutaj ponownie czuję ukłucie żalu, gdyż mam silne przekonanie, że wystarczyłoby tylko w składny sposób przedstawić ich życie i wtedy nagle wszystko nabrałoby sensu i dało temat do głębokich rozmyślań. 

No właśnie, temat – jaki jest dominujący wątek w "Marionetkarzu"? Nie wiem, czy zbyt wiele sobie nie dopowiadam, ale to, co było dla mnie dość zrozumiałe, mocno przypadło mi do gustu. Sama postać Marionetkarza wywołała mocną fascynację we mnie. Kojarzy mi się z tym odwiecznym Fatum, które możemy spotkać na przykład w dramacie "Edyp". To mityczny symbol niezmienności naszego losu i naszej małej, ludzkiej walki z tym, mimo braku możliwości powodzenia. Wpłynęło to na mają wyobraźnię i pozwoliło dostrzec tę tematykę jako najlepszą stronę całej książki. 

Spodziewałam się o wiele więcej po tej powieści i czuję rozgoryczenie, że moje oczekiwania prawie w ogóle nie zostały spełnione. To potwierdza tezę, żeby nie nastawiać się zbyt pozytywnie do książek przed przeczytaniem. Niemniej nadal głęboko wierzę, że cała historia ma duży potencjał i parę zabiegów stylistycznych pozwoliłoby ujawnić mu się. 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję bardzo redakcji Sztukater.pl 

piątek, 23 lipca 2021

Niestandardowi – Michał Paweł Urbaniak


Tytuł: Niestandardowi 

Autor: Michał Paweł Urbaniak

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: Mova

Liczba stron: 448

Ocena: 6/10

Książkę "Niestandardowi" otrzymałam w ramach współpracy z TaniaKsiążka.pl





Są momenty, gdy życie i otaczający nas świat wydają się niezmiernie proste: czarno-białe, zero-jedynkowe. W końcu są chwile, gdy w naszym odczuciu jesteśmy niesamowicie szczęśliwi albo czujemy się tragicznie. Te chwile bez wątpienia są bardzo istotne, jednakże większość naszego życia to czas przepełniony codziennością o odcieniu szarości. Czasami śmiejemy się mimo złych rzeczy, mimo nadchodzącego mroku, a czasami smucimy się, gdy tak naprawdę nic się nie dzieje. Mamy do tego całkowite prawo i powinniśmy o tym pamiętać. 

Wiktor jest zwykłym, szarym człowiekiem, który wchodzi w całkowity schemat życia: studia, praca, dziewczyna, kumple w pubie. Wydaje się, że w tym układzie jest mu naprawdę dobrze, w końcu czuje się szczęśliwy. Lecz dziewczyna odchodzi i wtedy pojawia się samotność. Pewnego dnia Wiktor siedzi w parku i czyta książkę. W tym momencie jeszcze nie wie, że za chwilę jego życie wejdzie w proces zmian, które niosą ze sobą wiele rzeczy. Jednak czy te zmiany są dobre? A może złe? Jak duże znaczenie może mieć jedno szybko zrobione zdjęcie? 

Gdy zobaczyłam, że Michał Urbaniak wydaje swoją drugą książkę, to wiedziałam już, że przy pierwszej nadążającej się okazji koniecznie muszę ją przeczytać. Debiutancka powieść autora zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. To jedna z tych historii, którą pod względem fabuły można zapomnieć, ale pod względem przeżywanych uczuć podczas czytania już nie. Byłam niezmiernie ciekawa, co tym razem zafunduje czytelnikom pisarz. Czy "Niestandardowi" pozostawili po sobie podobne emocje co "Lista nieobecności"? 

Przede wszystkim od początku zaintrygował mnie pomysł, ponieważ łączył w sobie pewien rodzaj sztampowości i zwykłej opowieści spotykanej w literaturze obyczajowej, ale zarazem wśród tej pozornie schematycznej historii dało się wyczuć iskrę unikatowości, zapowiedzi, że to tylko początkowa iluzja. Tymczasem w pamięci mam cały czas fakt, że autor doskonale kreuje zwyczajne wydarzenia w wydarzenia oryginalne, nieprzewidywalne. Moja ciekawość brała górę i cały czas zadawała mi pytanie, jak Michał Paweł Urbaniak poradzi sobie z potencjałem własnego pomysłu. 

Tym bardziej że przy "Niestandardowych" zyskałam pewność, że kunszt stylistyki autora w "Liście nieobecności" nie był przypadkiem, tylko udanym debiutem, ale pisarz umie za pomocą języka przekazywać więcej niż same słowa w sobie zawierają. Powieść czyta się niesamowicie szybko i wydawałoby się, że jej język jest niezmiernie prosty. Tylko to kolejny pozór, ponieważ za tym kryje się pewnego rodzaju ciężkość odbioru, małe oszustwo. 

Natomiast fabuła charakteryzuje się duszącą atmosferą. To nie jest ten typ powieści, gdzie siada się i można na raz przeczytać całą historię. Podczas czytania musiałam odpoczywać, przemyśleć wiele aspektów i po prostu odejść, by się odizolować od mroku zawartego w "Niestandardowych". Tutaj też w grę wchodzi aspekt opisowy. Opisów uczuć wewnętrznych, otoczenia jest naprawdę dużo i dla niektórych czytelników książka może wydawać się przegadana. W pewnym sensie tak właśnie jest, lecz traktuję to jako olbrzymią zaletę pozwalającą na lepsze zrozumienie treści i kontekstu wszystkich ważnych zdarzeń. 

Ciekawy zabieg pojawia się przy bohaterach. Są oni wyraziści, delikatnie podchodzą już pod karykaturalnych. Pisarz decyduje się tutaj na odważny krok, ponieważ tworzy postacie niekoniecznie przyjemne, budzące sympatię. Tak naprawdę wydaje mi się, że większość z nich bardzo trudno polubić, ponieważ są całościowi. Nie ma żadnych granic między zaletami, czy wadami. Zaleta może okazać się wadą, a wada zaletą. Nie ma też ukrywania mrocznej strony, który każdy z nas posiada. Doceniam to mocno, choć też mam skojarzenie z bohaterami debiutanckiej powieści pisarza. 

Pod względem tematyki "Niestandardowych" czuję się przytłoczona i niepewna. Cała powieść ma w sobie cel, ale zarazem przelewa na czytelnika niesamowicie dużo negatywnych emocji, co ma swoją wartość, lecz nie służy rozrywce. Dlatego już teraz mogę zwrócić uwagę, że to książka dla ludzi, którzy w literaturze poszukują nie tylko odpoczynku, ale też głębokich przemyśleń. Dominują w niej toksyczne relacje – pełne niepewności, pozornej miłości, przywiązania i czystej nienawiści. Po przeczytaniu opowieści nie do końca jestem pewna, czy poprawnie ją zrozumiałam. 

"Niestandardowi" przynieśli bardzo ambiwalentne odczucia, które nie do końca pozwalają mi na spójne podsumowanie.  Na pewno nie wywołali we mnie tak silnych i ważnych dla mnie emocji jak genialna "Lista nieobecności", ale mimo dominującej negatywnej aury, pozwolili mi na wiele wartościowych przemyśleń. Sama kreacja bohaterów jest tak wielką zaletą, że trudno nie docenić całości. To książka niekonwencjonalna i momentami kontrowersyjna pod względem ujawniających się emocji. Myślę, że to po prostu powieść dla ludzi, którzy lubią specyficzne historie. 

Więcej podobnych książek znajdziecie w dziale bestsellery na TaniaKsiążka.pl

wtorek, 13 lipca 2021

"Pan Lodowego Ogrodu 2" Jarosław Grzędowicz – PREMIERA

 


Mówią, że zimna mgła żyje. Inni uważają, że to oddech bogów albo brama zaświatów.
Midgaard. Planeta, gdzie nas, ludzi, postrzega się jako istoty o rybich oczach. Gdzie trwa wojna bogów, a samozwańczy demiurgowie hodują okrucieństwo kwitnące w mroku zła. Gdzie więdną najnowsze ziemskie technologie, a człowiek stawić musi czoła swoim koszmarom. I zostaje
zupełnie sam…

Kto czytał tom pierwszy wie, że nie spocznie, póki nie skończy. Kto nie czytał, powiększy grono ogrodników.


Już prawie 40 lat żongluje gatunkami literackimi, konwencjami oraz rozmieszczeniem akcji w przestrzeni i czasie. Tym samym udowadnia, że w swojej dziedzinie jest prawdziwym mistrzem oraz jednym z najpopularniejszych autorów w Polsce.

W wolnym czasie robi to, na co ma akurat ochotę. Może to być całe spektrum czynności: sport, prace domowe, dziurawienie puszek za pomocą wiatrówki, lektura, spożywanie napojów ozdobionych miniaturowymi parasolkami, gotowanie, oglądanie telewizji, dekorowanie swoją osobą kanapy, leżenie w hamaku i gapienie się na liście bądź na wodę.

Cennym wsparciem dla Grzędowicza jest jego żona Maja Lidia Kossakowska.
 Jak sam twierdzi to błogosławieństwo móc zapytać innego pisarza o zdanie albo radę dotyczącą skonstruowania jakiejś sceny.

czwartek, 8 lipca 2021

Powiernik Mieczy – Kel Kade

 

Tytuł: Powiernik Mieczy

Autorka: Kel Kade

Przekład: Piotr Kucharski

Cykl: Kroniki Mroku

Tom: I

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 529

Ocena: 7/10





Bardzo łatwo jest oceniać innych po pozorach. Czasami wystarczy wyłącznie jedno zachowanie byśmy w pozytywny czy negatywny sposób pomyśleli oceniająco o danej osobie. Często się mówi, że nie mamy do tego prawa. Po części zgadzam się z tym – takie szybkie wyrokowanie rzadko kiedy może przynieść coś dobrego. Jednak prawdą jest, że w wielu przypadkach nie jesteśmy w stanie zapanować nad tym. I myślę, że nie ma w tym nic złego. Tak jesteśmy skonstruowani, więc może nie chodzi bezpośrednio o samo ocenianie, a oto, co robimy z tą pierwszą myślą. Od razu kierujemy się nią bezmyślnie? A może traktujemy tylko jako punkt wyjścia, od którego odchodzi wiele różnorodnych ścieżek? 

Rezkin od małego jest trenowany przez ludzi wybitnych w swoim fachu. Chłopiec ma być doskonałym wojownikiem. Jego umiejętności walki mają przewyższać każdego w królestwie, mają być niezachwiane, a on sam poza nauką posługiwania się bronią ćwiczy ogrom potrzebnych umiejętności. Nie potrzebuje broni – jest nią sam. Dlaczego ktoś postarał się, by to właśnie Rezkin był w taki sposób szkolony? Co takiego jest w chłopcu? Dlaczego już jako dorosły mężczyzna ma wyruszyć w podróż bez celu? Kim tak naprawdę jest? 

Ta książka to ogrom najróżniejszych pytań i już sam opis na nie nakierowuje. Między innymi dlatego z tak olbrzymią chęcią sięgnęłam po nią. Gdy zaczynałam czytać, nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać, ale byłam niesamowicie podekscytowana. Uwielbiam fantastykę i obecnie przechodzę swoisty powrót. Przez lata przeszłam przez wiele gatunków literacki. Niektóre całym sercem cenię, inne nie są w moim guście. Jednakże to fantastyka, a konkretnie podgatunek fantasy jest moją pierwszą, dziecięcą domeną czytelniczą. Czy ta powieść dała mi tę niesamowitą frajdę? 

Sam pomysł wydaje się być intrygujący, ale poza tym nie oddala się mocno od standardowych toposów z tego typu literatury. Nie traktuję tego jako wady, ponieważ uwielbiam motyw takiego idealnego wojownika i dotychczas nadal nie czuję się nim znudzona. Zaskakuje mnie jeden fakt, co mocno doceniam, ale o nim dokładnie dalej. 

Natomiast styl, jakim posługuje się autorka, jest niesamowicie przyjemny w odbiorze. Już dawno z taką łatwością i radością z czytania nie miałam do czynienia. Dzięki temu udało mi się wciągnąć momentalnie w fabułę, by następnie zapomnieć o świecie i za pomocą wyobraźni przenieść się do miejsc opisanych w powieści. Tym bardziej że w całości stylistyki pisarki wyczuwałam jakiś charakterystyczny punkt. Nie jestem w stanie dokładnie go zidentyfikować, ale wystarczy mi, że on istnieje i daje pole, by w kolejnych tomach rozpoznać ponownie pisarkę. Poza tym w książce znajdują się liczne opisy walk, co jest na pewno trudne do opisania, lecz nie będę udawać – mnie to po prostu nuży. 

Gdy czytałam, to koniecznie chciałam dowiedzieć się, co będzie dalej i jak potoczą się relacje między bohaterami, do czego ostatecznie zdecyduje się dążyć Rezkin i oczywiście, skąd w ogóle pomysł, by w tak niekonwencjonalny sposób go szkolić. Niekiedy wyczuwałam sporo niespójności między niektórymi wydarzeniami, co zaburzało mi logiczny odbiór, lecz tutaj też w dużej mierze bazuję na wiedzy, że będą kolejne tomy. Kiedy wiem, że to dopiero początek, że to kilkaset stron wprowadzenia, to jestem w stanie przymknąć oko na wiele niedogodności i małych niedociągnięć. Właśnie to robię w "Powierniku Mieczy" – wierzę, że wszystko w swoim czasie zostanie dopracowane, a umiejętności pisarki bardziej się rozwiną. Tym bardziej że przemawia przez całość niezwykła i niepowtarzalna atmosfera, co jest kolejną zaletą maskującą małe wady. 

I teraz dochodzą do najważniejszej części całej recenzji, czyli do bohaterów. Ogólnie odnoszę wrażenie, że podstawą całej książki jest osoba Rezkina i jego unikatowy charakter, który jest połączeniem wrodzonych cech i uwarunkowań środowiskowych, co jest ukazane w historii genialnie. Tutaj troszkę zdradzę początkowej fabuły – Rezkin wychowywał się w fortecy, z której nie wychodził i był szkolny wyłącznie pod względem umiejętności walki i dostosowywania się, ale w ogóle nie miał możliwości rozwijać umiejętności społecznych. Tworzy to wybitnie ciekawe połączenie, ponieważ bohater jest doskonale wyuczony, co kiedy powinien mówić i jak się zachowywać w danym środowisku. Lecz on wyłącznie to umie na pamięć, w żaden sposób tego nie rozumie i nie pochodzi to z jego wnętrza. Doprowadza to do przekomicznych sytuacji, które dla człowieka posiadającego umiejętności społeczne są po prostu jedyne w swoim rodzaju. Wydawałoby się, że pojawia się ten wątek wyłącznie w celach humorystycznych. Tymczasem ma stanowczo głębsze oblicze. I na pewno to trudna do stworzenia postać, gdyż Rezkin wreszcie wychodzi do ludzi, więc w odpowiednim tempie musi się uczyć. Znalezienie optymalnego punktu, w którym już widać poprawę odczuć u postaci, ale nie następuje to zbyt szybko, musiało być niesamowicie skomplikowane. I to właśnie najbardziej mnie zaskoczyło – odwaga, by stworzyć tego typu postać. 

Warto też wspomnieć parę słów na temat uniwersum, choć to trudna sprawa, ponieważ akurat na tym aspekcie książki mocno się zawiodłam. Czułam, że "Powiernik Mieczy" pod względem kreacji świata ma olbrzymi potencjał, który był zmarnowany z prostego powodu – niedopracowanie. Wystarczyłoby skupić się trochę bardziej na obyczajach, geografii (mapa jest piękna, ale przydałoby się też coś więcej w tekście) i historii. Jednakże tutaj nadal pozostaję przy wierze, ale w kolejnych tomach będzie pod tym względem lepiej. 

Wraz z bohaterem idzie też ważna refleksja na temat poczynań ludzkich. Pisarka na przykładzie Reza krok po kroku pokazywała, jak duże znaczenie może mieć wczesne modelowanie człowieka. Nie jesteśmy gliną, którą można idealnie wymodelować pod swoje życzenie. Każdy z nas rodzi się z określonymi cechami wrodzonymi. Lecz nie można odmówić olbrzymiej roli wychowaniu dziecka i środowisko, w którym najczęściej przebywa. Jest to pewien schemat, który jest niezwykle trudny do przerwania. I tutaj naprawdę kłaniam się w stronę Kel Kade. Wykonała ogrom pracy nad kreacją Rezkina i idącymi za nim przemyśleniami. Dała też impuls, by zdać sobie sprawę, że bezpodstawne ocenianie jest błędem i często krzywdą dla innych. Lecz pisarka nie ogranicza się wyłącznie do tego wątku, gdyż idzie jeszcze dalej i zadaje pytanie, czym tak naprawdę jest moralność, kto wyznacza jej granice i czy one w ogóle mogą być wyznaczone w sposób oczywisty. 

"Powiernik Mieczy" nie jest powieścią idealną, lecz niosącą wiele mądrości i przemyśleń. A to wszystko w otoczce sympatycznych i wielowymiarowych bohaterów oraz komizmu sytuacyjnego, który odpowiada za aspekt rozrywkowy. Bez wątpienia, gdy tylko pojawi się drugi tom, sięgnę po niego z przyjemnością. 

Za możliwość przeczytania "Powiernika Mieczy" bardzo dziękuję Fabryce Słów

wtorek, 6 lipca 2021

Premiery od MG – 28 lipca ♥♥♥

Ośmioro kuzynów Louisa May Alcott


Niewydawana wcześniej powieść autorki Małych kobietek.

Trzynastoletnia Rose po śmierci ojca trafia do domu sędziwych ciotek. Dziewczynka sprawia wrażenie chorowitej i przygnębionej. Wszystko zmienia się, gdy z zamorskich podróży wraca jej wuj i opiekun prawny. Doktor Alec z miejsca zaczyna wprowadzać prostą, ale skuteczną terapię: dużo ruchu na świeżym powietrzu, zdrowe posiłki, pożyteczne zajęcia i towarzystwo rówieśników. W ciągu roku Rose ulega cudownej przemianie, w której ma również swój udział jej siedmiu wesołych i rozbrykanych kuzynów. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mimo upływu niemal półtora wieku propozycje doktora Aleca byłyby znakomitym lekiem na wiele bolączek współczesnej młodzieży.


Dom na Wygonie Katarzyna Enerlich


Dalsze losy kobiet z rodziny, której korzenie sięgają drewnianej chaty w sercu Puszczy Białej. Stanisława, Marianna, Nadzieja… kto jeszcze pojawi się w ich życiu?

Ta część sagi rozgrywa się w latach 1973 – 1980 w małym mazurskim Mrągowie i okolicach. Tłem opowieści są prawdziwe wydarzenia, przewijają się autentyczne postaci. Kobiety, które chcą przeżyć swoje życie jak najbliżej Natury, zostają wrzucone w ciężkie realia PRL. Kolejki, kryzys, trudności ze zdobyciem wszystkiego i lęk przed tym, co i komu można powiedzieć. Czy można zaufać komuś innemu, niż członkom własnej rodziny?

W życiu Marianny pojawia się jasny promień – od śmierci męża, działacza partyjnego samodzielnie stawiała czoła codzienności. Czy po tylu latach umie jeszcze kochać? Czy potrafi podzielić swoje życie na dwoje?

Akuszerka z Sensburga, Ziele Marianny i Dom na Wygonie to opowieści o trzech kobietach – bardzo różnych, a jednak tak samo silnych poprzez związek z Naturą. Jak ona – przetrwają każdy czas i zrobią wiele, by iść własną drogą.

Autorka zapowiada kontynuację cyklu.


Tylko nie Podlasie Sylwia Skuza


Pomimo, że akcja powieści rozpoczyna się w Wenecji, to jej sercem jest tytułowe Podlasie. Co nie oznacza, że komisarz Gromosław Sidorowicz porzucił ukochane Mazury.

Testament dziadka, zagadkowo złożony u podlaskiego notariusza, nakłada na Groma obowiązek wypełnienia jego ostatniej woli – odnalezienia śladów po zaginionych w 1946 roku mężczyznach z okolic Dubicz Cerkiewnych. Równolegle z tymi poszukiwaniami Sidorowicz podejmie się pomocy w ustaleniu losów prawosławnego duchownego, który niespodziewanie zniknął z parafii z dużą sumą pieniędzy.

Chęć niesienia pomocy wplącze policjanta nie tylko w szereg zagadkowych zabójstw i wyczerpującą podróż po podlaskich drogach, ale też pogmatwa działania polskich i watykańskich służb specjalnych.

Grom, podobnie jak podążająca za nim udręczona kryzysem wieku dojrzałego matka, nie spotka na Podlasiu szeptuch, ale odnajdzie – dosłownie i w przenośni – znacznie więcej niż by się spodziewał.


Zbrodnia lorda Artura Savile Oscar Wilde


Cóż za  przyjemna lektura,  z gracją, uroczą dawką sarkazmu i głębszym podtekstem od Oscara Wilde'a.

Dystyngowany angielski lord postanawia popełnić zbrodnię kierowany szlachetnymi pobudkami;  duch zamiast straszyć, jest straszony przez racjonalnych amerykańskich „zdobywców” Europy; Lady, której skrywaną tajemnicą było to, że żadnej tajemnicy nie miała….

Żartobliwe, pełne złośliwego humoru i paradoksów  –  dla wszystkich, którzy lubią od czasu do czasu spojrzeć na literaturę grozy z dystansem i z przymrużeniem oka. Oraz dla wszystkich miłośników angielskiego humoru.


Tyrmand warszawski Leopold Tyrmand 


Zbiór felietonów o Warszawie drukowanych w latach 1946-1953 w Stolicy i Tygodniku Powszechnym. Autor powrócił po wojnie do Polski – głównie z miłości do Warszawy. I właśnie ta miłość, z którą się bynajmniej nie krył, jest osnową wszystkich jego tekstów na temat naszej stolicy. Jego zdaniem: „...wszystko, dziejące się poza Warszawą, było niedobre, nudne, niewłaściwe i pozbawione wdzięku”. Tezę tę z wdziękiem rozwija w felietonach.

„Tak samo wszystko, dziejące się w Warszawie, jest dobre, interesujące, właściwe i pełne czaru i uroku. Przykład – proszę bardzo: gdy w Łodzi pada deszcz w Wielkanocne święta, jest to tylko i wyłącznie winą Łodzi, bo tylko w takim mieście może w Wielkanoc padać deszcz. Gdy natomiast Warszawa ma nad sobą złą pogodę w każde święta, można, a nawet należy to wybaczyć. Bowiem winna jest pogoda, a nie miasto. Na pewno. A zresztą w Warszawie, na Wielkanoc musi być ładnie...”


Fatalne jaja. Diaboliada Michaił Bułhakow

Michał Bułhakow – twórca genialnego Mistrza i Małgorzaty – jak mało kto potrafił podchwycić i literacko przetworzyć przejawy sowieckiej rzeczywistości, prowadząc niekiedy swoich bohaterów na skraj obłędu. Pisarz dobrze wiedział, że człowiek, który wpadnie w tryby rozpędzonej machiny biurokracji, ulegnie presji ludzkiej głupoty i własnego strachu, musi skończyć tragicznie. Sam za życia był ostro krytykowany, niekiedy otrzymywał odrobinę wolności, by za chwilę znaleźć się w labiryncie zakazów. W latach 30. pisał głównie do szuflady. Paradoksalnie, gdy władza sowiecka zabrała mu ostatnią szansę na realizację zawodową jako literata, stworzył arcydzieło.

sobota, 3 lipca 2021

Slapstick, albo nigdy więcej samotności – Kurt Vonnegut

 

Tytuł: Slapstick, albo nigdy więcej samotności

Autor: Kurt Vonnegut

Przekład: Marek Fedyszak 

Seria: Vonnegut

Kategoria: Science fiction

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Ocena: 8/10







Samotność przybiera bardzo różne formy. Zaczynając po prostu od samotności polegającej na byciu często samemu, idąc przez samotność, na którą skazała nas bliska osoba, kończąc na samotności wśród ludzi. I myślę, że to tylko przykłady wynurzające się z całego worka wrogich możliwości. Choć czy w tym momencie nie nadam samotności zbyt pejoratywnego znaczenia? W końcu wbrew wszelkim pozorom może nieść ze sobą ulgę, radość, dać wytchnienie lub spokój. Jednak dzisiaj oddam pałeczkę samotności destruktywnej, niosącej bezradność i cierpienie.

Wilbur urodził się jako bardzo nietypowe dziecko – określone przez własnych rodziców jako potwór. Jednak tutaj nie kończy się koszmar, bo jest on tylko jednym dzieckiem, tylko jednym bliźniakiem, więc jest i drugie. Równie rozczarowujące i równie niechciane. Na szczęście to, co okazało się tragedią rodziców, dla Wilbura okazało się zbawieniem. Nie jest sam, ma siostrę myślącą w podobny sposób, choć zarazem dopełniającą jego braki. Wydawałoby się, że ich los jest już przesądzony, lecz świat uwielbia bawić się swoimi małymi bohaterami i wieść opowieści niemożliwe, dodając szczyptę klimatu apokaliptycznego. Co zatem czeka Wilbura i Elizę? 

W tym miejscu chciałabym napisać, że Kurta Vonneguta nie trzeba nikomu przedstawiać. Pisarz rozpoznawalny i ceniony na świecie. Mimo to nie napiszę tak i to z najprostszej przyczyny – dopiero niedawno po raz pierwszy o nim usłyszałam, a przecież moje dni są przepełnione książkami. Być może wśród czytelników są takie osoby jak ja, które niekoniecznie znają autora. "Slapstick", jak łatwo się domyślić, jest moją pierwszą przeczytaną książką pisarza. Moje oczekiwania co do niej przerosły skalę, więc wydawało się, że paradoksalnie nie ma szansy na moje uznanie. Czy tak jest? 

Stanowczo nie, bo od pierwszych zdań Vonnegut oczarował mnie językiem, jakim pisze. Uderzyła mnie jego naturalność i bezpośredniość odnosząca się do czytelnika. Nie było żadnego miejsca na udawanie czegokolwiek, kłamstwa i oszczerstwa. Liczyła się wyłącznie swoboda posypana olbrzymimi pokładami czarnego humoru, który z łatwością prowadził czytelnika przez otchłań surrealistycznej opowieści, by obraz po obrazie ukazać wizję przyszłego świata zapomnienia. Przez karty książki dało się dostrzec to unikatowe spojrzenie na świat – tak różne, szokujące i dające akceptację. W tym momencie zrozumiałam, że jest to symbol pisarza, a jego literacki kult ma podłoże nie tylko w fabule, metaforze, ale również i w sferze warsztatu językowego. 

Byłam mocno zszokowana, gdy zdałam sobie sprawę, że to nie jest opowieść fantasy, że to nie jest do końca tak ostatnimi czasy popularne science fiction, bo jest to surrealizm. Jeśli kogoś przerażę tym stwierdzeniem, to spokojnie, gdyż w moim odczuciu był on dobrze zrozumiały i w widoczny sposób prowadził czytelnika do celu. Teraz już po przeczytaniu nie mogę odnaleźć wśród swoich doświadczeń czegoś równie specyficznego, ale zarazem tak niesamowicie pięknego. Piękno – tak mocno abstrakcyjne słowa, ale też doskonale pasujące do "Slapstick", gdzie dominuje głęboka symbolika, gdzie świat postapokaliptyczny zmusza do elastyczności i otworzenia umysłu na rzeczy niespotykane. 

W tym wszechświecie liczy się tylko i wyłącznie jeden bohater, który jest dogłębnie wykreowany. To on wskazuje palcem czytelnikowi, gdzie leży symbolika, kto odgrywa w tym wszystkim prawdziwą rolę i co za tym idzie. Polubiłam go całym sercem za niejednoznaczność zachowania, za brak udawania i umysł przewyższający moje możliwości. Mogłam go obserwować i patrzyć, jak w zależności od sytuacji i jej specyfiki zmienia się, pozwala swojej duszy na elastyczność, ale zarazem stoi w miejscu wśród swojej wiary i przekonań. 

Z olbrzymią chęcią opisałabym Wam, o czym tak naprawdę jest ta powieść, lecz to wybitnie skomplikowana sprawa, gdyż wiele emocji odczuwałam, wiele przemyśleń pojawiało się w mojej głowie. Nie mam żadnej pewności, czy to nie była zwykła ułuda. "Slapstick" to ten typ powieści, gdzie tak naprawdę dostrzegasz to, co chcesz dostrzec i nigdy nie możesz mieć przekonania, że zmierzasz w dobrą stronę. Sam autor na początku w prologu opowiada czytelnikowi o sobie i wyznacza kierunek historii, przedstawiając część symboli. Byłam pod wielkim wrażeniem, jak subtelnie mnie oczarował, dając zwykły konkret. Dla mnie powieść opowiada właśnie o tytułowej samotności, która pojawia się pozornie znikąd, by zastanawiać się, jak do tego doszło, skąd wzięło się to uczucie i jak zapobiec temu palącemu cierpieniu charakteryzującemu się biernością. 

Czuję się oczarowana tą książką i treściami, które ze sobą niosła. Od razu po przeczytaniu miałam ochotę sięgnąć po kolejną powieść Vonneguta, by nie wypaść z obiegu, by pozostać w tym skrajnym świecie i nadal żyć w iluzji, gdzie bez względu na okoliczności mogę być sobą, nie muszę nic udawać. Gorąco polecam Wam tę powieść, choć też ostrzegam, że nie jest taka jak inne i może zaskoczyć swoją unikatowością. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl 



"Ślad Dymu" Patricia Briggs – PREMIERA 21 lipca!

 

Nazywam się Mercedes Athena Thompson Hauptman.

Mam tylko dwie supermoce – umiem zmienić się w kojota i naprawić każdego Volkswagena. Ale mam niecodziennych przyjaciół i wspiera mnie stado wilkołaków. Na szczęście, bo wygląda na to, że tym razem będę potrzebowała pomocy ich wszystkich.

Wieki temu magiczne istoty mieszkały w Podgórzu, czarodziejskiej krainie. Ta jednak zatrzasnęła przed nimi swe podwoje. Pradawni pozostawili po sobie wielkie zamki i skarbce pełne magicznych artefaktów. Porzucili swoich więźniów i pupili. Pozostawione samym sobie stwory zaczęły swobodnie grasować w Podgórzu siejąc chaos i spustoszenie. Przeżyły tylko te najbardziej zabójcze.


Teraz jeden z tych więźniów przedostał się z magicznej krainy do naszego świata. Żyje, by siać chaos i zniszczenie. Może przybrać kształt każdego człowieka, każdej istoty, którą wybierze. A dzięki ugryzieniu może przejąć kontrolę nad umysłem każdego i zmusić go do wszystkiego - nawet zabicia ukochanej osoby. Teraz, ten potwór jest tutaj, w Tri-Cities. Na moim terytorium.

Nie może tu pozostać.

I nie pozostanie.

Nie, jeśli ja mam w tej sprawie coś do powiedzenia.