piątek, 22 marca 2019

Faworyta – reż. Jorgos Lantimos


Tytuł: Faworyta

Reżyser: Jorgos Lantimos

Produkcja: Irlandia, USA, Wielka Brytania

Gatunek: Historyczny

Rola główna: Olivia Colman 

Czas trwania: 1 godz. 59 min.

Rok produkcji: 2018 r. (świat)

Ocena: 9/10









Uczucia ludzkie nie podlegają żadnej logice. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak zachowa się konkretny człowiek w sytuacji nowej, nieznanej i przede wszystkim trudnej. W szczególności gdy towarzyszy temu olbrzymia determinacja... Czasami po prostu dajemy się porwać wiatru i nie zważamy na to, gdzie nas poniesie, a innym razem popłyniemy pod prąd wartkiej rzeki. W żadnym z tych przypadków nie wiadomo, gdzie ostatecznie znajdziemy swoje miejsce. 

Na dworze królowej Anny odbywa się zacięta rywalizacja o władzę. Królowa jest ciężko chorą osobą, która w dodatku musiała wielokrotnie zmierzyć się z olbrzymimi, życiowymi tragediami. Takie połączenie oraz jej własna krucha osobowość sprawiają, że staje się osobą słabą psychicznie, dzięki czemu bardzo łatwo podlega manipulacjom. Przy takich warunkach każdy inteligentny i chytry na władzę człowiek pokusi się o próby zdobycia jej. Jednak od lat królestwem rządzi najlepsza przyjaciółka królowej Anny – Sarah Malborough. Jest zawsze wierna i pomocna, jest na każde zawołanie Anny i zawsze to ona rozdaje karty. Pewnego dnia do pałacu przybywa kuzynka Sarah, która pilnie potrzebuje pomocy. Rodzinie nie odmawia się, dlatego młoda kobieta dostaje pracę. Razem z tym dniem zaczyna się prawdziwa walka o tytuł królewskiej faworyty.

O "Faworycie" słyszałam bardzo dużo, ale nigdy nic konkretnego. Tu coś ktoś wspominał, tam słychać było jakieś opinie, jednak nie miałam nawet pojęcia, o czym jest ten film. Mimo wszystko czułam potrzebę, by zapoznać się z nim, choć pamiętałam raczej złe wspomnienia związane z "Lobsterem". W tym przypadku Jorgos Lantimos nie pokusił się o napisanie scenariusza, co mnie jeszcze bardziej utwierdziło w chęci zapoznania się z produkcją. Co ostatecznie z tego wyszło? 

Na samym początku skupię się na fabule, którą określę mianem specyficznej. Doskonale wiedziałam, że nie powinnam się spodziewać spójnego filmu osadzonego w naszej rzeczywistości, gdzie wszystkie zasady będą zrozumiałe. Mimo wszystko nadal czuję pewnego rodzaju nie smak odnośnie tego nietypowego świata. Choć jakby nie mówić jest nadal bardzo normalny przy tym wykreowanym w "Lobsterze". Jednak z czasem przyzwyczaiłam się do odmienności i zaczęłam czuć czystą przyjemność z poznawania dalszych losów faworytek. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że całkowicie odpłynęłam i skupiłam się na tym, co przede mną. Była to poruszająca historia. Pełna determinacji, walki, pragnienia miłości i łez. Takie połączenie zawsze zmusza mnie do głębokiej refleksji, gdzie pojawia się wiele pytań, a odpowiedzi na nie albo nie istnieją, albo są bardzo skomplikowane. 

Największą zaletą całego filmu są niesamowicie wykreowani bohaterowie. Jestem zachwycona, z jaką dokładnością zostali stworzeni. Królowa Anna jest dla mnie wielką zagadką, która towarzyszyła mi od pierwszych minut i nigdy nie została rozwikłana. Jej psychika była krucha, ale zarazem zrozumienie jej osoby było skomplikowane. Wiedziałam, czemu czasami nie jest w stanie nad sobą zapanować, wpada w gniew, histerię albo niepohamowaną i niczym konkretnym niewywołaną radość. To było niesamowite uczcie, gdy próbowałam wejść w jej głowę i zobaczyć jej myśli, intencje i pragnienia. Podobnie miałam z Sarah, choć akurat ona wydawała się dla mnie dość przejrzysta, gdyż wiedziałam, co nią kieruje i do czego dąży. Lecz mimo to potrafiła zszokować i sprawić, że moje myśli musiały całkowicie zmienić swój tok. Najmniej z pań polubiłam Abigail, choć z całą odpowiedzialnością muszę docenić, w jak przemyślany sposób została przedstawiona. Przyznam się, że sama czuję się oszukana. Na samym początku poznajemy miłą dziewczynę, która walczy o lepsze życie. Jest pracowita, sympatyczna i po prostu dobra. Nie da się w niej nie zakochać. Z czasem możemy zajrzeć w jej dusze i myśli. Wtedy zdajemy sobie sprawę, że to wszystko wygląda całkowicie inaczej. Byłam tak tym zszokowana, że nie byłam w stanie ułożyć sobie tego w głowie. 

Olivia Colman, która wcieliła się w rolę królowej Anny, jest po tym filmie dla mnie wybitną aktorką. Jestem pod olbrzymi wrażeniem jej gry aktorskiej, która cały czas była bardzo naturalna. Szaleństwo jej bohaterki ukazała perfekcyjnie, płynnie przechodząc od histerii do euforii. Miałam już okazję oglądać ją we wcześniej wspominanym "Lobsterze", gdzie w ogóle nie zwróciłam na nią uwagi. Tutaj nie dało się ją pominąć. Natomiast Emma Stone (Abigail) jest bardzo lubianą przeze mnie aktorką, lecz nie uważam, żeby miała jakiś wyjątkowy talent aktorski. Po prostu mam do niej sentyment z "Kocha, lubi, szanuje" oraz "La La Land". Pod tym względem "Faworyta" nic nie zmieniła. Warto też zwrócił uwagę na aktorkę grającą Sarah – Rachel Weisz. Jest doskonale dobrana do tej roli i również doskonale radzi sobie z nią. Podziwiałam ją już w dwóch filmach – "Moja kuzynka Rachela" oraz "Lobster" – i muszę przyznać, że cały czas pod względem talentu aktorskiego zachowuje klasę. 

W "Faworycie" trzeba przede wszystkim zwrócić uwagę na tematykę, która jest ciężka, skomplikowane i poważna. Nie spodziewałam się tego w ogóle po tej produkcji, więc jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Dzięki temu mogłam spędzić wiele godzin na przemyśleniach i lepiej poznać ludzką psychikę, która jest tak bardzo nieprzewidywalna. Nie jest to kolejna typowa historia o królowej i walce o władzę, tylko głęboka, psychologiczna analiza charakterów ludzkich oraz motywacji, które popychają ludzi do strasznych rzeczy. Tutaj władza przeplata się z olbrzymią miłością, bezradnością i pragnieniem spokoju, którego nie można w takim świecie osiągnąć. Każdego z bohaterów można nazwać złym i każdemu znaleźć logiczne i bardzo przekonywujące wytłumaczenie dające przebaczenie. To konflikt moralny.

Bez zastanowienie przyznam, że już dawno nie miałam styczności z tak dobrym filmem. Oczywiście ma on również swoje wady, które mogą drażnić widzów, ale według mnie przy całokształcie są nieistotne. "Faworyta" jest tym rodzajem filmu, o którym nie da się tak po prostu zapomnieć, ponieważ porusza dogłębnie i zmusza do przemyślenia swoich własnych czynów. 

niedziela, 17 marca 2019

Dom w zgodzie z naturą – Christine Liu


Tytuł: Dom w zgodzie z naturą

Autor: Christine Liu

Tłumaczenie: Ewa Androsiuk-Kotarska

Kategoria: Poradnik

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 160

Ocena: 5/10











Jestem osobą, która poświęca się nauce w typowym znaczeniu, kontaktom ze znajomymi, a czas spędzony w domu wykorzystuje właśnie do nauki, czytania książek i przede wszystkim rozmów z rodziną. W tym wszystkim brakuje mi jakichkolwiek umiejętności prowadzenia domu i ogólnie świadomości, jakie obowiązki się z nim wiążą. Ostatnio długo nad tym myślałam i postanowiłam zmienić coś w tej kwestii. Nie umiem słuchać rad innych, tego co powinnam, jak powinnam i tym podobnych. Dlatego stwierdziłam, że potrzebuję książki, która przybliży mi to wszystko w mój ulubiony sposób. I akurat na rynku pojawiła się nowość wśród poradników – "Dom w zgodzie z naturą". 

Zanim opowiem Wam, jakie wrażenie zrobiła na mnie ta książka, powinnam powiedzieć o swoim ogólnym podejściu do poradników. Jeszcze jako dziecko uważałam ten typ książek za coś wspaniałego, dzięki czemu można nauczyć się, jak żyć. Wtedy oczywiście żadnego nie czytałam, ale miałam wyobrażenia, że jako dorosły człowiek będę otwarta na wszelkiego rodzaju rady i będę w mig wszystkiego się uczyła. Niestety moje idealistyczne podejście szybko się skończyło. A konkretnie wtedy, gdy zaczęłam zapoznawać się z jakimiś poradnikami. Miałam wrażenie, że ludzie, którzy je piszą nie mają pojęcia, jak wygląda realne życie i sami mają jakieś problemy. Doprowadziło to do tego, że dostałam alergii na wszelkiego rodzaju poradniki. Obecnie twierdzę, że po prostu miałam pecha i trafiałam na takie, które mnie nie przekonywały, a na pewno istnieją jakieś dobre. Dlatego walczę ze swoim uprzedzeniem i co jakiś czas próbuję. Niestety w przypadku "Domu w zgodzie z naturą" mój pech trwa nadal. 

Ten poradnik jest typem książki, gdzie zalety i wady ciągle przeplatają się między sobą i ciężko jest stwierdzić, czy jest to bardzo dobry tekst, czy właśnie bardzo zły. Dom w zgodzie z naturą ma olbrzymią bazę ciekawych informacji, które wielokrotnie mnie zaskoczyły i jestem przekonana, że nie jest to codzienne wiedza posiadana przez każdą panią domu. Jednak mimo tych wszystkich intrygujących ciekawostek spodziewałam się czegoś całkowicie odmiennego. Zdawałam sobie sprawę, że będzie bardzo duże odniesienie do eko życia, lecz czasami miałam wrażenie, że ten poradnik nie jest związany bezpośrednio z samym domem, tylko mówi o ekologicznych zachowaniach, które powinniśmy stosować. Sam wątek według mnie jest bardzo dobry, bo akurat ja mam z tym olbrzymi problem. Nie uświadamiam sobie, że ciągle przyczyniam się do niszczenia naszej planety. Mimo to uważam, że to za mało na poradnik, który promuje się w taki sposób. Tym bardziej że te wszystkie pozornie genialne i przydatne rady wcale takie nie są, gdyż są po prostu nieżyciowe i większości w naszej rzeczywistości nie do stałego wprowadzenia w życie. Nie wiem, jakie są pod tym względem realia w innych krajach, ale nasz na pewno nie daje możliwości na tak radykalne zmiany. Jest to zbyt trudne, dlatego od razu poczułam się zniechęcona. Poradniki powinny dać motywację, a nie sprawiać, że człowiek czuje się tylko gorzej. Poza tym autorka się często zapominała i pisała rzeczy, które można uczyć robić dziecko, a nie osobę dorosłą i dojrzałą. Momentami aż nie wierzyłam, że uważa swoich czytelników za tak mało inteligentne osoby. To trochę uderzyło w moją dumę. 

Sam język pisarki przypadł mi do gustu, ponieważ pisze po prostu lekko i przyjemnie. Szybko się czyta i nie ma poczucia przygniecenia tymi wszystkimi informacjami pod względem ich ilości. Jest to dla mnie olbrzymi plus. Choć żeby nie było zbyt bajecznie, to powiem Wam, że wszystkie jej wstępy są tak nudne, że za każdym razem walczyłam z tymi wszystkimi liczbami, które się tam pojawiały, żeby tylko jakoś dotrwać do jego końca. 

Warto również podkreślić jej wygląd graficzny, który bardzo przypadł mi do gustu. Po prostu jest ładnie wydana. Od pierwszych stron zachęca, żeby ją obejrzeć, a wszystkie zdjęcia wręcz swoim wyglądem zmuszą do przeczytania treści. Pod tym względem całkowicie spełnia swoją funkcję i doceniam ją. W mojej głowie zawsze poradniki są piękne i myślę, że większość z Was też tak ma. W dodatku zdjęcia są nie tylko piękne, ale również pokazują, jak to wszystko wygląda w rzeczywistości, którą kreuje autorka.

"Dom w zgodzie z naturą" okazał się ciekawą lekturą, ale niestety ostatecznie mnie nie przekonał, a ja nie dostałam tego, czego oczekiwałam i przez to czuję się zniechęcona. Jednak osobom, które aktywnie interesują się życiem ekologicznym i starają się wprowadzać wiele zmian w swoje życie, polecam, gdyż pod tym względem książka okazuje się naprawdę zachęcająco. 

Za możliwość poznania sposobów na prowadzenie domu w zgodzie z naturą dziękuję bardzo Taniej Książce

sobota, 9 marca 2019

Marcowy book haul!

Witajcie! 

Dzisiaj przychodzę do Was z Book Haul! Pewnie wiecie, że za często go nie robię, ponieważ... Nie wiem czemu... :) Jednak teraz zdecydowałam się na pewną systematyczność. Od razu powiem Wam, że raczej nie będę pokazywać wszystkich moich najnowszych książek, dlatego że część posiadam w domu, a część w akademiku i ciężko będzie tak to zgrać, żeby wszystkie były w jednym miejscu, ale to nic. Postaram się, jak najlepiej przedstawić Wam moje najnowsze nabytki ♥ 
Książki, które zobaczycie dzisiaj trafiły do mnie już w roku 2019, więc większości jeszcze nie przeczytałam, ale zamierzam to jak najszybciej zrobić :)


Tak się przedstawiają i jestem z nich bardzo zadowolona, bardzo dumna i jeszcze bardziej podekscytowana :)


Od dołu: 

1) Dom w zgodzie z naturą Christine Liu – recenzja tej książki pojawi się na dniach. Byłam jej bardzo ciekawa i chciałam coś zmienić we własnym życiu, tymczasem otrzymałam coś całkowicie odmiennego. Co? Zobaczycie sami :) 
2) Paryska kochanka Catherine Hewitt – myślałam na początku, że to kolejny nudny romans na tle historycznych wydarzeń, jednak z opisu wynika, że to biografia niezwykłej i szokującej kobiety. Jeszcze nie miałam okazji jej przeczytać, ale jest już następna w kolejce 
3) Bikini Janusz Leon Wiśniewski – udało mi się kupić tę książkę na olbrzymiej promocji i tak naprawdę to mało o niej wiem, ale chcę wreszcie zapoznać się z tym autorem i mieć własne zdanie na temat jego twórczości.
4) Miłość oraz inne dysonanse Janusz Leon Wiśniewski, Irada Wownenko – historia tej książki jest dokładnie taka sama jak poprzedniej. Mam nadzieję, że dobrze zadecydowałam :)
6) Lawendowy pokój Nina George – i ta powieść należy do cyklu wielkich promocji, ale o niej marzyłam od dawna. W tej chwili wydaje się zapomniana, lecz pamiętam, jak prawie wszyscy rozpływali się nad nią. 
7) Maria Skłodowska-Curie Laurent Lemire – od dziecka podziwiam tę kobietę i jestem dumna, że to nasza rodaczka, ale ostatnio w ramach zajęć z Dziejów edukacji kobiet w Polsce miałam okazję lepiej poznać jej postać i zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nic o niej nie wiem, dlatego zdecydowałam się na kupno tej biografii. 
8) Madame Pylinska i sekret Chopina Eric-Emmanuel Schmitt (recenzja) – ubóstwiam tego autora, więc strasznie chciałam mieć tę książkę. Okazała się cudowna: pełna refleksji, pięknych opisów i tego uroku, którym wiele lat temu Schmitt mnie oczarował. 



Od dołu:

9) Felix, Net i Nika oraz Koniec świata jaki znamy Rafał Kosik – jestem olbrzymią fanką tej serii, dlatego koniecznie muszę zapoznać się z najnowszą częścią jej i wrócić do moich starych, dobrych i tak naprawdę ukochanych bohaterów.
10) Wojenna burza Victoria Aveyard (recenzja) – jest to ostatnia część porywającego cyklu. Przyznam się, że całkowicie o niej zapomniałam, ale jak tylko zobaczyłam kolejny tom na półkach księgarni, to zapragnęłam dowiedzieć się, jak cała ta historia się zakończy. Książka okazała się dobra, jednak zakończeniem jestem strasznie zawiedziona :(
11) Ogień i kość Rachel A. Marks – właśnie dosłownie z godzinkę temu zaczęłam czytać tę książkę i jak na razie zapowiada się wyjątkowo dobrze, więc za chwilę i w najbliższych dniach będę zgłębiać jej tajemnicę. 
12) i 13) Diabeł Łańcucki część 1 i 2 Jacek Komuda – te powieści pochodzą z kolekcji Mistrzów Polskiej Fantastyki, którą z zapałem zbieram, choć przyznam się Wam, że jeszcze nie przeczytałam chyba żadnej, choć mam ich, jeśli się nie mylę, to trzydzieści. Wiem, strasznie głupio się do tego przyznać, ale jakoś zawsze odkładam na półkę, tworzy się ładny obrazek i zapominam. W tej chwili zastanawiam się nad wakacyjnym maratonem fantastyki. Może wtedy nadrobię :) 

Jak Wam się podobają moje najnowsze nabytki? Czytaliście albo chcecie przeczytać? Jaka jest Wasza opinia? :) 

Pozdrawiam cieplutko, 
Elfik

P.S. Przepraszam, że zdjęcia są rozmyte, jednak laptop nie chce ze mną współpracować i musiałam sporo się nakombinować, żeby jednak znalazły się tutaj. Ostatnio mam wrażenie, że sprzęt elektroniczny i blogger robią wszystko, bym nie publikowała innych rzeczy niż recenzje. Ale ja się nie poddam i będę z tym fatum walczyć! :) 

piątek, 8 marca 2019

Madame Pylinska i sekret Chopin – Eric-Emmanuel Schmitt


Tytuł: Madame Pylinska i sekret Chopina

Autor: Eric-Emmanuel Schmitt

Tłumaczenie: Łukasz Muller

Kategoria: Literatura obyczajowa

Wydawnictwo: Znak

Liczba stron: 96

Ocena: 9/10










Czasami mamy wrażenie, że nasze życie jest monotonne, nudne i omijają nas wszystkie możliwe przygody. Każdy dzień wygląda tak samo spokojnie, tak samo beznamiętnie i tak samo rozlewa się po naszym ciele żal i tęsknota. Próbujemy coś zrobić, ale nic się nie zmienia, a my nie mamy dostatecznie dużo siły, by z tym walczyć. Aż pewnego dnia, gdy się nie spodziewamy niczego innego, coś się jednak zmienia... Czy na lepsze?

Eric, kiedy miał dziewięć lat, usłyszał, jak jego ciotka gra Chopina. Był to na pozór nic nieznaczący pokaz umiejętności, jednak na małym chłopcu zrobił tak wielkie wrażenie, że odtąd zaczęła się obsesja na punkcie polskiego kompozytora. Eric nauczył się grać prawie wszystkie dzieła wybitnych pianistów, ale nigdy nie udało mu się zaczarować samego siebie Chopinem, tak jak kiedyś zrobiła to jego ciotka. Właśnie dlatego decyduje się na lekcje u madame Pylinskiej, która jest kontrowersyjna i podchodzi całkiem inaczej do życia niż przeciętna osoba. Czy Eric osiągnie to, co chce? Czy madame Pylinska jest w stanie nauczyć go grania? I do czego tak naprawdę oboje dążą? 

Jak zapewne wiecie, jestem olbrzymią fanką Erica-Emmanuela Schmitta. Staram się czytać jego wszystkie najnowsze dzieła i zapoznawać z tymi starszymi. Wychodzi to z różnym skutkiem, lecz nie ma wątpliwości, że mam małą obsesję na jego punkcie. Dlatego było dla mnie pewne, że przeczytam "Madame Pylinską i sekret Chopina" i miałam przeczucie, że ta powieść bardzo mi się spodoba. Dostałam ją na Dzień Kobiet i od razu przeczytałam. To była książka, której stanowczo potrzebowałam.

Tradycyjnie zacznę od stylu autora, choć tu tak naprawdę nie ma, co pisać, ponieważ jest genialny i nie mam żadnych zastrzeżeń. Mogę tylko go wychwalać pod niebiosa. Jestem nim tak bardzo oczarowana, że zaczyna mi braknąć słów, a to rzadko spotykane. Schmitt używa bardzo skomplikowane języka, lecz tego nie czuć, gdy się czyta. Czytelnik po prostu się skupia i pozwala ponieść fabule. Bardzo cenię to u tego pisarza. Tak naprawdę wyłącznie on umie tak napisać książkę, bym oddała się jej całą sobą. Jestem przekonana, że wszędzie byłabym w stanie odgadnąć, że dane dzieło akurat on napisał. Jego opisy są barwne, pełne uczuć. Jest to olbrzymie pole dla wyobraźni. 

Sama fabuła jest również prosta, ale nie oznacza, że przez to zła. Ma w sobie moc pobudzania do refleksji i skupiania się na tym, co naprawdę jest ważne w życiu. Dla mnie to niezwykłe przeżycie, które pozwala mi się zatrzymać i dać ponieść przemyśleniom. W dodatku cała historia Erica i madame Pylinskiej tak mnie wciągnęła, że bez chwili zastanowienia przeczytałam ją naraz. Jednak po przeczytaniu nie mogłam się otrząsnąć. Leżałam w ciemności i myślałam nad tym wszystkim. Czułam się, jakbym przeniosła się do innego wymiaru myśli. 

Cała książka jest bardzo intymna, ponieważ opisuje część życia Erica-Emmanuela. Nie jestem w stanie stwierdzić, na ile to jego autobiografia i prawdziwa historia, a na ile ubarwienie i metafora. Czytając, uświadomiłam sobie, że przy odpowiednim spojrzeniu życie każdego jest równie barwne, pełne niesamowitych wydarzeń i emocji. To krótkie opowiadanie ukazuje panią Pylinską, która oddała całą swoją duszę muzyce i Chopinowi. Potrafiła się bez żadnych oporów do tego przyznawać i była z tego dumna. Zaangażowała się całą sobą i pokazała Ericowi, jak do tego doszła i co w życiu jest ważne. Zarazem możemy w tle obserwować powstawanie miłości o wielu twarzach, która musi się zmierzyć z trudnościami, niepewnościami i błędami. 

"Madame Pylinska i sekret Chopina" zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Od jakiegoś czasu mimo całego szacunku do pisarza, miałam złe mniemanie o jego książkach. Trafiałam na takie, które były czymś całkiem odmiennym od tych, w których się zakochałam na samym początku. Zarazem były też gorsze, co mnie smuciło. A ta książka jest wielkim powrotem. Jest pełna pasji i opowiada historię oszałamiającą. Dlatego uważam, że koniecznie powinniście ją przeczytać. 

poniedziałek, 4 marca 2019

Podsumowanie lutego

Witajcie!

Najkrótszy miesiąc roku się skończył i nadszedł czas na jego podsumowanie. Jest to chyba moje pierwsze podsumowanie miesiąca w historii (nie pamiętam, żeby inne były), więc jestem strasznie podekscytowana! :) Tak naprawdę to taki krótki miesiąc, a stało się w nim tak wiele ciekawych rzeczy, że aż nie wiem, jak to wszystko podsumować...

~ 1 ~ 

Chyba zacznę od najważniejszego wydarzenia, a jest to mój powrót do pisania! Przez prawie rok nie napisałam nic. Nawet na studia nie było takiej potrzeby. Miałam dużo obowiązków, planów i nie byłam w stanie pisać (albo raczej się do tego zmotywować). Jednak czas mijał, a ja zatęskniłam. Pisanie to jest chyba jedyna rzecz, w której naprawdę czuję się dobra i spełniona. Gdy piszę, potrafię zapomnieć o całym świecie. Dlatego pewnie możecie sobie wyobrazić, jak po roku usiadłam i zaczęłam z prędkością światła stukać w klawisze mojego biednego laptopa. Niesamowite uczucie :) 

~ 2 ~

Drugą ważną sprawą odnośnie książek jest dla mnie niedawno wspomniane założenie bookstagrama. Nie byłam przekonana, ponieważ bez bicia przyznaję się, że media społecznościowe to nie moja bajka. Nie umiem się tam odnaleźć... Jednak teraz, gdy zaczęłam robić zdjęcia i je wstawiać, zaczynam się fantastycznie bawić i widzę moją przyszłość na Instagramie :) Moje zdjęcia możecie obejrzeć na pasku po lewo albo po prostu wpaść na moje konto – elfik_book. Zapraszam serdecznie! :)

~ 3 ~

W lutym przeczytałam 6 książek i jestem z siebie dumna, ponieważ miałam olbrzymią przerwę w czytaniu i tak naprawdę siedziałam tylko nad jakimiś naukowymi książkami czy artykułami. Te też lubię, jednak brakowało mi dobrej powieści :)

1) Wojenna burza – książka bardzo mnie wciągnęła i okazała się godna swoich poprzedniczek, choć nadal nie mogę przeżyć zakończenia. Powinno być inne! 

2) Kobiety, które zawładnęły Europą – niesamowita książka, która ukazuje, jak na przestrzeni lat kobiety osiągały potęgę i nie pozwoliły, by ich niższa pozycja odebrała im rodzinę, pasję i również władzę. Gorąco polecam fanom historii! 


3) Amerykańska królowa – okładka, która mną zawładnęła i zarazem jedna z najgorszych powieści, jakie czytałam w życiu. Już dawno nie spotkałam się z tak źle napisanym erotykiem. 


4) Skala Inteligencji Wechslera WAIS-R – no cóż... Musiałam ja przeczytać, żeby napisać raport zaliczający ćwiczenia. Książka była bardzo nudna,  przez co czuję się zawiedziona, ponieważ większość książek z psychologii pochłania mnie. Choć co jak co, ale przydatności nie można jej odmówić.

5) Wymazać siebie – jest to historia, która zszokowała mnie i bardzo poruszyła. Uważam, że każdy powinien ją przeczytać i zdać sobie sprawę, w jak łatwy sposób można skrzywdzić drugą osobę, tylko dlatego że jest trochę inna od społeczności. 


6) P.S. Wciąż cię kocham – przeurocza powieść, która momentami jest trochę naiwna, jednak ma w sobie wiele ciekawych spostrzeżeń i skłania do refleksji.


~ 4 ~ 

Odkąd jestem na studiach, jestem olbrzymią fanką kina i ogólnie oglądania filmów, więc tego w lutym też nie zabrakło. Obejrzałam przez ten czas aż 12 filmów i jestem sama zszokowana. Nie będę za bardzo Wam się na ten temat rozpisywać, ponieważ część (aż trzy) już zrecenzowałam, a pozostałe planuję.

3) Paddington 2
4) Narodziny gwiazdy
6) Niezwykła podróż Fakira, który utknął w szafie
7) Cudowny chłopak
8) Zabójcze maszyny
9) Zwyczajna przysługa
10) Bajecznie bogaci Azjaci
11) Gentleman z rewolwerem
12) Jak wytresować smoka 3

~ 5 ~

Poza tym chciałam Wam również przypomnieć o Przedwojennym konkursie literackim! Serdecznie zapraszam do wzięcia udziału :)


~ 6 ~

Chciałam Wam dać, że powstała gra przygodowo-platformowa oparta na literaturze Franza Kafki – Metamorphosis. Poniżej zwiastun gry :) 




~~~~~~~~~~

I tak oto kończę moje pierwsze podsumowanie! 

Pozdrawiam cieplutko,
Elfik

sobota, 2 marca 2019

Bestia – Peternelle van Arsdale


Tytuł: Bestia

Autor: Peternelle van Arsdale

Tłumaczenie: Paweł Łopatka

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Poradnia K

Liczba stron: 315

Ocena: 6/10











Mrok jest cichy i spokojny. Powoli wkrada się do społeczeństwa, zamieszkuje, nie zwracając niczyjej uwagi, obserwuje i wchodzi do umysłu nic nieświadomych ludzi, aż pewnego dnia jak uśpiony wulkan wybucha całą swoją potęgą. Niszczy wszystko, co znajduje się na jego drodze. Nie zna litości ani nie przejmuje się cierpieniem. To jego pokarm, który daje mu szczęście i doprowadza do ekstazy. Jednak czy na pewno zawsze tak jest? Czy rzeczy oczywiste nie okazują się skomplikowane i nieznane? Czy zło może okazać się dobrem? 

Mieszkańcy Gwenith wiedli powolne oraz spokojne życie na wsi. Nie musieli niczym się martwić poza zdobywaniem jedzenia i walką z zimnem. To życie było szczęśliwe – do czasu. Jedna z kobiet rodzi dwie identyczne dziewczynki. W tamtych czasach jedna dziewczynka była kłopotem, a co dopiero dwie. Pewnego dnia matka bliźniaczek zostaje oskarżona o czary, a same bliźniaczki są uważane za należące do przerażającej i złej Bestii, która oznaczyła je swoim znakiem. Rodzina zostaje wygnana ze wsi, a w Gwenith nastaje spokój. Żaden z mieszkańców nie pomyśli, że w dniu wygnania matki z dziećmi ich los został przypieczętowany. Czeka ich tylko nicość... Czy ktoś zdoła uciec? Kim naprawdę były bliźniaczki? I co z tym wszystkim ma wspólnego mała dziewczynka, która nie lubi w nocy spać? 

Gdy wzięłam w ręce "Bestię", byłam zafascynowana jej niesamowitą okładką i dobrze zapowiadającą się fabułą. Tak naprawdę to od razu usiadłam i zaczęłam czytać. Nie miałam nie wiadomo jak wielkich oczekiwań, ale spodziewałam się przyjemnej i ciekawej lektury, która pozwoli mi się przenieść do świata legend i mrocznych mocy. Czy udało się to jej? Niestety nie do końca... Powieść okazała się bardzo przeciętna i w wielu aspektach nie zadowoliła mnie.

Zacznę od stylu, który jak na książkę fantasy, okazał się bardzo prosty. Normalnie cenię taki język, lecz w tym przypadku ciągle mnie irytował. Było tyle możliwości, by dodać ciekawe opisy, ukazać świat pełen ciemności i tajemnic. Tymczasem autorka pisała wszystko tak, jakby istniała tylko biel i czerń. W ogóle mnie to nie przekonało. Miałam wrażenie, że styl pisarki był wyjątkowo niedopracowany. Jakby pisała na szybko i nie zastanawiała się nad tym, co przelała na papier. Przez co jej logika według mnie w wielu miejscach była błędna i wtedy dostawałam szału, ponieważ nienawidzę tego w powieściach. 

"Bestia" była oparta na bardzo ciekawym i oryginalnym pomyśle, dzięki czemu w pewnym momencie przekonałam się do niej mimo wielu wątpliwości i wad. Gdy mój pierwszy entuzjazm opadł, czułam się momentami zniechęcona do książki, przez co czytałam ją wyjątkowo długo. Lecz tak naprawdę muszę podkreślić, że cała powieść była wręcz upiorna. Nie pamiętam, kiedy ostatnio książka sprawiła, że poczułam dyskomfort i przechodziły mnie ciarki przerażenia. "Bestii" udało się to sprawić, co jest dla mnie olbrzymim plusem. Nie jestem w stanie Wam wytłumaczyć, na czym polegał mój strach. W swoi życiu czytałam setki magicznych opowieści, gdzie pojawiały się o wiele straszniejsze sceny, jednak nie wywoływały one tak intensywnych odczuć jak ta historia. Pod tym względem jest jedyna w swoim rodzaju. 

Co do uniwersum mam mieszane odczucia, gdyż tak jak przed chwilą wspomniałam, jestem zachwycona pomysłem. Jest to bardzo dobra baza na genialną powieść, lecz autorka nie poradziła sobie z własnym pomysłem i nie wykorzystała jego potencjału. Świat był mało wymiarowy. Niby coś tam istniało, ale tak naprawdę wszystko się działo wyłącznie tam, gdzie była Alys, a reszta świata w tym momencie ustawała i przestawała istnieć. Po prostu uniwersum jest źle opracowane i traci cały swój urok. Nie mogę powiedzieć, że był to koszmar, ale wiele zabrakło, żeby przywiązać się do tego świata. Choć po cichu liczę, że następna książka autorki będzie lepsza i będę mogła zobaczyć, że jej umiejętności pisarskie rozwijają się. 

O głównej bohaterce – Alys – też nie mogę powiedzieć czegoś konkretnego, ponieważ była dla mnie rozmyta. Lubiłam ją, ale wielokrotnie mnie denerwowała. To jest to uczucie, gdy ktoś przy Was siedzi, czujecie, że chce coś powiedzieć i jest to bardzo istotne dla Was, jednak ta osoba tylko patrzy i milczy. Nic nie jest w stanie sprawić, żeby zdradziła swoje tajemnice i emocje. Właśnie tak się czułam, czytając o tej dziewczynie. W historii pojawia się też chłopak o imieniu Cian. Jest go mało, ale zauroczył mnie. Miał w sobie coś z tajemnicy, która ciągnie i przy tym był niesamowicie sympatyczny i optymistycznie patrzył na świat. Ogólnie jest wiele bohaterów w tej książce, jednakże nie dane jest nam ich zbyt dobrze poznać. Wiemy, że istnieją, znamy główne cechy i jakieś opowieści, ale tak naprawdę nie możemy się z nimi zaprzyjaźnić czy utożsamić. Dla mnie jest to dość duża wada i czuję się zawiedziona. 

"Bestia" okazała się przeciętną lekturą. Nie mówię, że to zła książka, bo naprawdę ma w sobie spory potencjał, tylko jest po prostu niedopracowana, czegoś w niej brakuje. Jest powieścią z cyklu przeczytam z przyjemnością i na drugi dzień zapomnę o niej, bo zacznę czytać lepszą opowieść. Wiem, że autorka napisała już kolejną powieść, która nie jest jeszcze wydana w Polsce. Mimo pewnego rozczarowania jestem ciekawa, jak poradziła sobie teraz i z niecierpliwością będę czekać, aż pojawi się na naszym rynku wydawniczym.

Za możliwość poznania historii mrocznej i pełnej tajemnic dziękuję bardzo Poradni K

piątek, 1 marca 2019

Planeta Singli 3 – reż. Sam Akina, Michał Chaciński


Tytuł: Planeta Singli 3

Reżyser: Sam Akina, Michał Chaciński

Produkcja: Polska

Gatunek: Komedia romantyczna

Rola główna: Agnieszka Więdłocha, Maciej Stuhr

Czas trwania: 1 godz. 43 min.

Rok produkcji: 2019 

Część: III

Ocena: 9/10





Życie jest piękne i tak bardzo skomplikowane, że czasami aż trudno stwierdzić, co z nim zrobić. Mamy tysiąc pomysłów i marzeń na minutę. Potrafimy się cieszyć małymi chwilami i w tej samej chwili wszystko sobie zepsuć. Śmiejemy się i płaczemy na zmianę. Podejmujemy złe decyzje, wiedząc o tym. Dajemy się zaskoczyć, mimo że mamy dar przewidywania skutków. Jesteśmy zrównoważeni i szaleni zarazem. Jesteśmy ludźmi i mamy prawo prowadzić własne życie tak, jak chcemy. 

Ania i Tomek po wielu burzliwych przygodach i szaleństwach zdecydowali się wreszcie na drastyczny krok w swojej relacji – ślub. Jest to wydarzenie, które ma zmienić wiele w ich życiu i to nieodwołalnie. Tym bardziej że ten ślub nie ma być zwykły, ponieważ ma się odbyć w rodzinnych stronach Tomka na wsi. Dla Ani jest to pierwsza możliwość, by poznać lepiej rodzinę ukochanego. Tak naprawdę, żeby w ogóle ją poznać. Jak łatwo można się domyślić, to takie spotkania niosą ze sobą wiele nieprzewidzianych emocji. A gdy jeszcze to tego dochodzą nieprzewidziani goście, dawne żale, przyszłe pragnienia, to mieszanka może być wybuchowa. Czy Ania i Tomek są w stanie poradzić sobie z tym szaleństwem? 

"Planeta Singli" zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Od początku podobał mi się pomysł, choć nie do końca byłam przekonana. Obawiałam się kolejnej komedii romantycznej, która jest słodka, przyjemna, momentami zabawna, ale nic poza tym. "Planeta Singli" i część pierwsza, i część druga miały w sobie coś więcej i mnie przekonały do siebie. Z tego względu z niecierpliwością oczekiwałam na trzecią część i miałam wyjątkowo duże oczekiwania. Czy zostały spełnione? Myślę, że mogę spokojnie powiedzieć, że tak. Może film nie wbił mnie w fotel z wrażenia, ale bardzo dobrze się przy nim bawiłam i wynosiłam coś więcej niż tylko wspomnienie śmiechu. 

Od pierwszych minut wciągnęłam się w fabułę filmu i poczułam dreszczyk podniecenia, że wracam do dobrze mi znanych, ale zarazem nieprzewidywalnych bohaterów. To uczucie utrzymało się do końca, więc dla mnie to wystarczy, żeby dobrze ocenić tę produkcję. Fabuła jest ciekawa i wielowymiarowa. Nie skupia się wyłącznie na płomiennej miłości Tomka i Ani, ale porusza też inne rodzaje i wymiary miłości. Ale na tym jeszcze się nie zatrzymuje, gdyż widz może również obserwować problemy rodzinne, trudności ze szczerością i ciężkimi wyborami. Jest naprawdę dużo refleksyjnych i mocnych wątków, które dogłębnie potrafią poruszyć.

Jednak żeby nie iść też za bardzo w dramat, to powiem, że czego jak czego humoru nie brakuje. Przy tym filmie da się śmiać całą duszą. Pojawia się wiele scen, które moim zdaniem z czasem staną się kultowe i ich nie da się po prostu zapomnieć. Bawiłam się wyjątkowo dobrze, a jestem osobą, która wprost nie cierpi większości komedii. Choć jak wyszło, oglądam ich najwięcej, co jest naprawdę paradoksalne. W "Planecie Singli 3" został odnaleziony złoty środek pomiędzy powagą, a śmiechem, niezbyt mądrymi żartami, a wyrafinowanymi i niezrozumiałymi ripostami. Takie komedie właśnie lubię i jestem gotowa ich szukać.

Ania jest dla mnie słabo wykreowaną bohaterką, której od początku nie polubiłam. Jest wpisana dokładnie w schemat dobrej i naiwnej dziewczyny, która chce zbawić świat. Pozornie to jest piękna koncepcja, ale nie oszukujmy się – też nudna. Jest to dla mnie po prostu zbyt słodkie. Za to Tomka cenię, bo jest niejednoznaczny i pełen zaangażowanie. Choć w tej części miałam wrażenie, że jednak było go za mało i to nie to samo. W oko wpadła mi też Zośka, która jest bohaterem pełnowymiarowym, ukazującym pełną gamę zalet i wad. Takich bohaterów właśnie lubię i z przyjemnością obserwowałam jej poczynania. Lecz moim ulubionym bohaterem jest Marcel i chyba nic tego nie zmieni. Dlaczego? Po prostu jest kochany i potrafi okazywać swoje emocje, ale w większości panuje nad sobą. Jest tak bardzo ludzki, że jego nie da się nie lubić. Ogólnie w tej produkcji jest dużo postaci i większość z nich jest genialnie wykreowana.

Obsada aktorska też robi wrażenie. W przeciwieństwie do samej Ani Agnieszkę Więdłochę bardzo lubię. Pewnie część z Was domyśla się, że wyniosłam to jeszcze z "Czasu honoru". Zagrała tam dobrze i tutaj również doskonale radzi sobie z rolą. Tak samo jak Maciej Stuhr, który robi wrażenie na każdym kroku. W tej części mogliśmy również podziwiać talent Bogusława Lindy. Szanuję jego grę aktorską i uważam, że jest naprawdę wybitnym aktorem, jednak w tym filmie mi nie pasował. Kogo innego widziałabym w tej roli.

"Planeta Singli 3" ma trochę wad, ale zalet jest o wiele więcej i one wystarczą mi, żeby wspominać film jako bardzo dobrą produkcję. Bez wątpienia obejrzę jeszcze kilka razy tę historię. Tymczasem zachęcam Was do obejrzenia go, jeśli tylko lubicie takie klimaty.