Tytuł: "Następczyni"
Autor: Kiera Cass
Tłumaczenie: Małgorzata Kaczorowska
Cykl: Selekcja
Tom: IV
Kategoria: Literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 360
Ocena: 3/10
Pamiętacie czasy, gdy America Singer przybyła do pałacu? Gdy książę Maxon musiał wybrać żonę spośród tylu niesamowitych dam? Gdy rebelianci wdarli się do pałacu? Minęło już dwadzieścia lat, odkąd te wydarzenia miały miejsce. Teraz jest inaczej. Klasy już nie istnieją, rebelianci są tylko wspomnieniem, a Maxon i America posiadają czwórkę niesamowitych dzieci. Baśniowe zakończenie, ale tylko na pozór. Nie da się wszystkiego zmienić na pstryknięcie palca. Zamieszki i bunt nadal pojawiają się w państwie. Tymczasem najstarsza córka pary królewskiej – Eadlyn – uczy się roli królowej, by w przyszłości móc objąć stanowisko swojego ojca. Jest to dla niej olbrzymi ciężar. Ma pretensje do swojego brata bliźniaka, że to nie on urodził się te siedem minut wcześniej. Te siedem minut sprawiło, że to od niej zależą losy kraju. Czy podoła temu wyzwaniu? Czy wybierze w Eliminacjach męża?
Stosunkowo niedawno na rynku pojawił się pierwszy tom "Selekcji". Bardzo dobrze pamiętam, jak niezwykłe okładki oczarowały prawie każdą dziewczynę. Nie chcę nawet wiedzieć, ile egzemplarzy zostało kupionych wyłącznie dla okładki i tym bardziej nie chcę wiedzieć, jak bardzo sukces całej serii jest zależny od tych przepięknych sukienek. Jednak ówczesna trylogia okazała się na tyle dobra, by zająć pewne miejsce w moim sercu. Nie byłam zachwycona książkami, ale nie mogę zaprzeczyć, że ta niesamowita atmosfera oczarowała mnie. Co pomyślałam, gdy nagle trylogia okazała się większym cyklem? Dobrze wiecie, że uważam, że jak coś miało być trylogią, to powinno nią być. I po przeczytaniu "Następczyni" utwierdziłam się w swoich przekonaniu.
Bardzo irytował mnie fakt, że cały czas patrzyłam na tę część przez pryzmat historii Americi. A to jest inna opowieść, tylko osadzona w tym samym świecie i zawierająca nawiązania do dziejów sprzed dwudziestu lat. Robiłam wszystko, by właśnie tak patrzeć na "Następczynię", ale to nic nie pomagało. Cały czas miałam wrażenie, że to ta sama historia tylko z zamianą postaci.
I niestety pojawiła się niewybaczalna wada – papierowi bohaterowie. Eadlyn bardzo mnie zawiodła. Okazała się rozpieszczona, egoistyczna oraz snobistyczna. Można powiedzieć, że to celowy zabieg autorki, jednak z nią po prostu nie dało się wytrzymać. Choć niestety z żalem muszę przyznać, że odnajdywałam w niej cechy, które sama posiadam. Każdy posiada jakieś wady i zalety. Szkoda, że nie mogłam znaleźć tych drugich w przyszłej królowej. Jedyne, co w niej polubiłam, to siłę, którą zawsze promieniowała. Inni bohaterowie nie okazali się lepsi. Kiera Cass naprawdę wymyśliła wiele ciekawych i nietypowych postaci, tylko było ich tak wiele, że nie poświeciła ani jednej odpowiedniej uwagi. Kandydaci do ręki Eadlyn nieraz wywołali we mnie pozytywne uczucia. Jednak jakie to miało znaczenie, gdy nie odróżniałam ich?
Kolejnymi postaciami, na których się zawiodłam, są Maxon i America. Postarzeli się, stali się odpowiedzialni, dobrze rządzili państwem... Spytacie się, co w takim razie nie podobało mi się. Brakowało tej iskry, tej iskry, która połączyła ich poglądy i ich samych. Pamiętam, jaka silna była America i jak wielkie miała plany na przyszłość. Wielokrotnie irytowała mnie, ale wiele razy podziwiłam jej odwagę i niestrudzoność. W Maxonie była pasja i oddanie poddanym. Tutaj byli zwykłym małżeństwem, które już dawno zapomniało o swoich planach.
Nie rozumiem również problemu z polityką. Rozróby, bójki czy niesprawiedliwe traktowanie – to jest złe. Wątpię, czy ktoś zaprzeczy. Nie znam się na polityce, ale nawet ja wiem, że nie wystarczy dwadzieścia lat, a tym bardziej mniej, by ludzie dostosowali się do nowego systemu. Klasy były ich częścią i było do przewidzenia, że nie da się z nich zrezygnować z dnia na dzień. Do tego potrzeba przynajmniej trzy pokolenia, a nie jedno...
Dawno nie pisałam tak negatywnej recenzji. Nie nastawiałam się na arcydzieło, ale oczekiwałam o wiele więcej od Kiery Cass. Zawiodłam się i szczerze wątpię, bym w przyszłości przeczytała kolejną część. Jak już, to tylko z ciekawości. Nie polecam wam jej. Moim zdaniem zepsujecie sobie tylko ogólne wrażenie o trylogii, jeśli macie z nią dobre wspomnienia. Choć jeśli naprawdę jesteście zmęczeni i chcielibyście odpocząć przy czymś naiwnym, ale dobrze wam znanym, to "Następczyni" jest idealna.