Tytuł: Wiedźmin. Szpony i kły
Autor: Andrzej W. Sawicki, Przemysław Gul, Nadia Gasik, Jacek Wróbel, Michał Smyk, Piotr Jedliński, Barbara Szeląg, Beatrycze Nowicka, Sobiesław Kolanowski, Katarzyna Gielicz, Tomasz Zliczewski
Kategoria: Fantastyka
Wydawnictwo: SuperNOWA
Liczba stron: 400
Ocena: 7/10
Pamiętam, jak kilka lat temu po raz pierwszy zapoznałam się z najsłynniejszym dziełem Andrzeja Sapkowskiego – "Sagą o Wiedźminie". Byłam wtedy bardzo ciekawa, czy okaże się tak dobra, jak wszyscy mówią. Wiele osób mnie do niej zachęcało, ale miałam ambiwalentne odczucia co do tej historii. Oczywiście tylko do czasu, gdy sięgnęłam po "Ostatnie życzenie". Bardzo szybko przeczytałam cały cykl i byłam pod olbrzymi wrażeniem. Świat, który wykreował Sapkowski, był niesamowity. Tylko wtedy pojawił się problem... Chciałam czytać dalej, poznawać dzieje Geralta, mimo że mogłoby to być trudne. Sporo dały mi gry, ale nawet ona nie mogły mi dać takiej radości jak wydanie kolejnej książki. Choć przez chwilę dałam się nabrać chwytliwej okładce...
Jak mam być szczera, to nie jestem przekonana do fanowskich opowiadań, choć bardzo często je czytam. Zazwyczaj pod żadnym aspektem nie dorównują oryginałowi, przez co zawsze jestem zawiedziona. Aczkolwiek niektórzy ludzie mają naprawdę wyjątkowo intrygujące pomysły, ale najczęściej jest słabo z wykonaniem. No i nie oszukujmy się – opowiadania są bardzo krótką formą, więc nie każdy dobrze sobie z nimi radzi. Trzeba mieć odpowiednie umiejętności, by stworzyć na kilkudziesięciu stronach prawdziwą i poruszającą historię. Mało kto to potrafi...
O stylach książki trudno mi coś powiedzieć, bo oczywiście każdy autor miał coś własnego. Były one najróżniejsze – lepsze i gorsze. Jednak widać tendencje do prób stworzenia czegoś podobnego co Sapkowski. Dlatego większość wyróżniała się trudnym słownictwem i bardzo ciężkim stylem. I tutaj muszę przyznać, że niektórzy pisarze prawie dorównali oryginałowi, co sprawiło, że byłam pod olbrzymim wrażeniem. Jest to coś wyjątkowo trudnego, więc wątpiłam, że ktoś inny poza samym Sapkowskim potrafi poradzić sobie z tym wyzwaniem.
Tytułowe opowiadanie "Szpony i kły" zostało umieszczone w książce jako ostatnie, więc jeśli ktoś tak jak ja czytał po kolei, to musiał cierpliwie na nie czekać. Bardzo dużo po nim się spodziewałam, bo w końcu to miało być to najlepsze opowiadanie o wyjątkowo oryginalnym pomyśle. Może przez to właśnie tak bardzo się zawiodłam. Bez wątpienia zostałam zaskoczona narracją i wykonaniem, co jest sporym plusem, a przynajmniej byłoby, gdyby było wciągające i nie drażniło mnie na każdym kroku. Jacek Wróbel wykazał się niesamowitą odwagą, ponieważ tylko on wykorzystał opowiadanie z "Ostatniego życzenia", które przerobił w szokujący wręcz sposób. Trzeba mieć tupet, żeby na to się odważyć, więc mimo niezbyt pozytywnych odczuć do "Szponów i kłów" bardzo szanuję autora.
Ze wszystkich dzieł najbardziej polubiłam "Lekcję samotności" autorstwa Przemysława Gula oraz "Nie będzie śladu" Tomasza Zliczewskiego. Są one naprawdę wyjątkowe i przede wszystkim wyróżniają się na tle innych, co w pewnym momencie było dla mnie miłą odmianą. Są pełne tajemnic i oddziaływają bardzo na emocje, a właśnie to uwielbiam w opowiadaniach. W dodatku niosą wiele nauki, która nawet w dzisiejszych czasach jest uniwersalna.
Moją uwagę przykuła również historia "Dziewczyny, która nigdy nie płakała" Andrzeja Sawickiego. Podejrzewam, że wam również tytuł kojarzy się ze słynnym cyklem "Millenium". Jestem bardzo ciekawa, czy w jakiś sposób autor wzorował się na tej serii, a sama nie jestem w stanie tego sprawdzić, gdyż poza tytułami nie znam fabuły tych książek. Jednak nie dlatego skupiłam się na tym opowiadaniu. Jest to wzruszająca historia, która w pewnym momencie przewartościowała moje życie. Nie można o niej tak po prostu zapomnieć. Tylko... Niestety można zapomnieć o bohaterce – Tourviel. Kojarzyłam to imię, ale w ogóle nie byłam w stanie umiejscowić tej elfki w "Sadze o Wiedźminie", a jak sprawdziłam, to nieraz i nie dwa się pojawiła. Pora odświeżyć sobie pamięć.
Nawet nie wiecie, jak wspaniały był powrót do uniwersum. Ono ma w sobie jakąś magię, która przejmuje kontrolę nad człowiekiem. Przewijają się przepiękne obrazy oraz te brutalne – pełne krwi i cierpienia. Aczkolwiek nadal to nie jest oryginał. Choć zdziwiło mnie bardzo, że większość autorów czerpało inspirację z wojen, które miały miejsce w "Sadze o Wiedźminie". Nie spodziewałam się tego.
Co do samych bohaterów to mam mieszane odczucia. Oczywiście pojawił się Geralt, ale nikt chyba nie oddał w stu procentach jego specyficznego charakteru. Dlatego właśnie te opowiadania niezbyt mi się podobały. Za to jego przyjaciel – Jaskier – wrócił w formie do nas. Pojawiał się często i okazał się dokładnie tym Jaskrem, którego znam i którego tak bardzo polubiłam. Wiele pisarzy wykorzystało również epizodyczne postacie. Nadali im imiona, które teraz znaczą już coś więcej. Jednak nie może być zbyt kolorowo. Nie pojawia się nawet raz imię Ciri! Było mi z tego powodu po prostu smutno.
"Wiedźmin. Szpony i kły" okazały się dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. Nie jest to nie wiadomo jak wybitna książka, którą można nazwać kontynuacją oryginalnej sagi. Jednak dla fanów jest ciekawym dodatkiem, który pozwoli na powrót do świata wiedźmina oraz da możliwość ponarzekania na niedociągnięcia. Fani to lubią, jakkolwiek by się nie wypierali tego.