sobota, 20 stycznia 2018

Wiedźmin. Szpony i kły


Tytuł: Wiedźmin. Szpony i kły

Autor: Andrzej W. Sawicki, Przemysław Gul, Nadia Gasik, Jacek Wróbel, Michał Smyk, Piotr Jedliński, Barbara Szeląg, Beatrycze Nowicka, Sobiesław Kolanowski, Katarzyna Gielicz, Tomasz Zliczewski

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: SuperNOWA

Liczba stron: 400

Ocena: 7/10









Pamiętam, jak kilka lat temu po raz pierwszy zapoznałam się z najsłynniejszym dziełem Andrzeja Sapkowskiego – "Sagą o Wiedźminie". Byłam wtedy bardzo ciekawa, czy okaże się tak dobra, jak wszyscy mówią. Wiele osób mnie do niej zachęcało, ale miałam ambiwalentne odczucia co do tej historii. Oczywiście tylko do czasu, gdy sięgnęłam po "Ostatnie życzenie". Bardzo szybko przeczytałam cały cykl i byłam pod olbrzymi wrażeniem. Świat, który wykreował Sapkowski, był niesamowity. Tylko wtedy pojawił się problem... Chciałam czytać dalej, poznawać dzieje Geralta, mimo że mogłoby to być trudne. Sporo dały mi gry, ale nawet ona nie mogły mi dać takiej radości jak wydanie kolejnej książki. Choć przez chwilę dałam się nabrać chwytliwej okładce... 

Jak mam być szczera, to nie jestem przekonana do fanowskich opowiadań, choć bardzo często je czytam. Zazwyczaj pod żadnym aspektem nie dorównują oryginałowi, przez co zawsze jestem zawiedziona. Aczkolwiek niektórzy ludzie mają naprawdę wyjątkowo intrygujące pomysły, ale najczęściej jest słabo z wykonaniem. No i nie oszukujmy się – opowiadania są bardzo krótką formą, więc nie każdy dobrze sobie z nimi radzi. Trzeba mieć odpowiednie umiejętności, by stworzyć na kilkudziesięciu stronach prawdziwą i poruszającą historię. Mało kto to potrafi...

O stylach książki trudno mi coś powiedzieć, bo oczywiście każdy autor miał coś własnego. Były one najróżniejsze – lepsze i gorsze. Jednak widać tendencje do prób stworzenia czegoś podobnego co Sapkowski. Dlatego większość wyróżniała się trudnym słownictwem i bardzo ciężkim stylem. I tutaj muszę przyznać, że niektórzy pisarze prawie dorównali oryginałowi, co sprawiło, że byłam pod olbrzymim wrażeniem. Jest to coś wyjątkowo trudnego, więc wątpiłam, że ktoś inny poza samym Sapkowskim potrafi poradzić sobie z tym wyzwaniem.

Tytułowe opowiadanie "Szpony i kły" zostało umieszczone w książce jako ostatnie, więc jeśli ktoś tak jak ja czytał po kolei, to musiał cierpliwie na nie czekać. Bardzo dużo po nim się spodziewałam, bo w końcu to miało być to najlepsze opowiadanie o wyjątkowo oryginalnym pomyśle. Może przez to właśnie tak bardzo się zawiodłam. Bez wątpienia zostałam zaskoczona narracją i wykonaniem, co jest sporym plusem, a przynajmniej byłoby, gdyby było wciągające i nie drażniło mnie na każdym kroku. Jacek Wróbel wykazał się niesamowitą odwagą, ponieważ tylko on wykorzystał opowiadanie z "Ostatniego życzenia", które przerobił w szokujący wręcz sposób. Trzeba mieć tupet, żeby na to się odważyć, więc mimo niezbyt pozytywnych odczuć do "Szponów i kłów" bardzo szanuję autora. 

Ze wszystkich dzieł najbardziej polubiłam "Lekcję samotności" autorstwa Przemysława Gula oraz "Nie będzie śladu" Tomasza Zliczewskiego. Są one naprawdę wyjątkowe i przede wszystkim wyróżniają się na tle innych, co w pewnym momencie było dla mnie miłą odmianą. Są pełne tajemnic i oddziaływają bardzo na emocje, a właśnie to uwielbiam w opowiadaniach. W dodatku niosą wiele nauki, która nawet w dzisiejszych czasach jest uniwersalna. 

Moją uwagę przykuła również historia "Dziewczyny, która nigdy nie płakała" Andrzeja Sawickiego. Podejrzewam, że wam również tytuł kojarzy się ze słynnym cyklem "Millenium". Jestem bardzo ciekawa, czy w jakiś sposób autor wzorował się na tej serii, a sama nie jestem w stanie tego sprawdzić, gdyż poza tytułami nie znam fabuły tych książek. Jednak nie dlatego skupiłam się na tym opowiadaniu. Jest to wzruszająca historia, która w pewnym momencie przewartościowała moje życie. Nie można o niej tak po prostu zapomnieć. Tylko... Niestety można zapomnieć o bohaterce – Tourviel. Kojarzyłam to imię, ale w ogóle nie byłam w stanie umiejscowić tej elfki w "Sadze o Wiedźminie", a jak sprawdziłam, to nieraz i nie dwa się pojawiła. Pora odświeżyć sobie pamięć. 

Nawet nie wiecie, jak wspaniały był powrót do uniwersum. Ono ma w sobie jakąś magię, która przejmuje kontrolę nad człowiekiem. Przewijają się przepiękne obrazy oraz te brutalne – pełne krwi i cierpienia. Aczkolwiek nadal to nie jest oryginał. Choć zdziwiło mnie bardzo, że większość autorów czerpało inspirację z wojen, które miały miejsce w "Sadze o Wiedźminie". Nie spodziewałam się tego. 

Co do samych bohaterów to mam mieszane odczucia. Oczywiście pojawił się Geralt, ale nikt chyba nie oddał w stu procentach jego specyficznego charakteru. Dlatego właśnie te opowiadania niezbyt mi się podobały. Za to jego przyjaciel – Jaskier – wrócił w formie do nas. Pojawiał się często i okazał się dokładnie tym Jaskrem, którego znam i którego tak bardzo polubiłam. Wiele pisarzy wykorzystało również epizodyczne postacie. Nadali im imiona, które teraz znaczą już coś więcej. Jednak nie może być zbyt kolorowo. Nie pojawia się nawet raz imię Ciri! Było mi z tego powodu po prostu smutno. 

"Wiedźmin. Szpony i kły" okazały się dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. Nie jest to nie wiadomo jak wybitna książka, którą można nazwać kontynuacją oryginalnej sagi. Jednak dla fanów jest ciekawym dodatkiem, który pozwoli na powrót do świata wiedźmina oraz da możliwość ponarzekania na niedociągnięcia. Fani to lubią, jakkolwiek by się nie wypierali tego. 


poniedziałek, 15 stycznia 2018

Love Vegan. Gotowy jadłospis na 21 dni – Hanna Stolińska-Fiedorowicz, Violetta Domaradzka, Robert Zakrzewski


Tytuł: Love Vegan. Gotowy jadłospis na 21 dni

Autor: Hanna Stolińska-Fiedorowicz, Violetta Domaradzka, Robert Zakrzewski

Kategoria: Poradniki

Wydawnictwo: Agora SA

Liczba stron: 274

Ocena: 6/10












Znacie to motto: "Nowy rok, nowy ja"? Podejrzewam, że zadałam wyjątkowo głupie pytanie, ponieważ nie wiem, czy istnieje ktoś, kto przynajmniej raz o tym nie słyszał. W końcu to jeden z najbardziej popularnych tekstów ostatnich lat. Myślę, że nikt nie zaprzeczy, że bardzo chwytliwe. Jednak pewnie tak samo jak ja macie go dość. Dlatego ja postanowiłam, że nie będę wcale czekać na 1 stycznia, żeby zmienić coś w swoim życiu. Zrobiłam to miesiąc wcześniej i myślę, że to lepsze rozwiązanie niż robić tysiące noworocznych postanowień. 

Postanowiłam zapoznać się z książką trójki ekspertów – "Love Vegan. Gotowy jadłospis na 21 dni". Nie myślcie sobie, że od razu przeszłam na wegetarianizm albo tym bardziej weganizm. Nic z tych rzeczy. Po prosu chciałam zgłębić bardziej tę tematykę i posiadać jakąś własną książkę o gotowaniu, bo z tym u mnie raczej słabo. Trochę mnie bawi moja własna postawa, ale przyznaję, że nie żałuję, że weszłam w posiadanie tej książki kucharskiej. Tylko teraz pojawia się pytanie: dlaczego?

Pomysł na napisanie książki nie należy do najbardziej oryginalnych, ponieważ tematyka jest w tej chwili popularna i ludzie szukają dokładnie takich dzieł. Oczywiście w tym przypadku pewnego rodzaju sztampowość jest bardzo pożądana. Po co pisać książkę, która nikogo w danej chwili nie interesuje? Sama wiem po swoich znajomych, że w teraz tzw. wege stało się modne i coraz więcej ludzi decyduje się na zmianę diety. Dlatego potrzebują jakiegoś wyznacznika, a "Love Vegan" sprawdza się prawie że idealnie w tym przypadku. 

Poradnik jest podzielony na dwie części tak jak wskazuje sam tytuł. Pierwsza odpowiada za wytłumaczenie tematu oraz skupieniu się na radach, jak i kiedy zdecydować się na przejście na tę specyficzną dietę. Druga natomiast to najróżniejsze przepisy na 21 dni.  Właśnie na tej pierwszej części zawiodłam się chyba pod każdym względem. Jest to ok. 100 stron najróżniejszych informacji, co brzmi dobrze. Niestety tylko tak brzmi. Pomijam już fakt, że było to po prostu nudne. Od poradników nie trzeba wymagać nie wiadomo jakich zwrotów akcji, ale czegoś odkrywczego już tak. Dla mnie prawie wszystkie informacje podawane przez autorów były znane, co mnie wyjątkowo zniechęciło. Pewnie część z was pomyśli, że jeśli znam się na temacie, to nic dziwnego. Ale ja się w ogóle nie znam i do tej pory pod żadnym względem nie zgłębiałam go, więc moja wiedza jest naprawdę ograniczona. Jak to możliwe, że nie zostałam niczym zaskoczona?

Drugim moim "ale" do wprowadzenia jest fakt, że na każdej stronie są po prostu całe epopeje wychwalające dietę wegańską, a myślę, że nie do końca o to chodzi. Oczywiste, że ta książka ma do tego zachęcać, ale jest to w zły sposób zrobione, bo czasami wprost sugeruje, że jak zaraz na nią nie przejdziemy, to umrzemy na jakąś chorobę, której zagrożenie jest wywołane przez zbyt częste jedzenie mięsa, czy coś podobnego... To mnie właśnie zniechęcało. Tym bardziej że za przykłady były podawane niezliczone badania, niby potwierdzające opinię autorów. Tu się zaczynał dla mnie kolejny problem. Skąd brały się te badania? Kto je przeprowadzał? Jak mogę je potwierdzić? Czy były dobrze przeprowadzane metodologicznie? I czy nie są to po prostu korelacje? Takich pytań podczas czytania pojawiało się wiele. Tu znowu przyznaję się, że jeszcze nie znam się wystarczająco dobrze na tym, by ostatecznie oceniać, jednak podpowiada mi to zwykła logika. Choć sama nie planuję przejść na podobną dietę, to podziwiam ludzi, którzy to robią i rozumiem ich, więc tu nie wchodzi czynnik mojej krytyki. 

Na szczęście przepisy ratują prawie całą książkę. Nie będę wam wmawiać, że wszystkie dokładnie sprawdziłam i to jeszcze w ciągu 21 dni. Moje umiejętności są zbyt ograniczone, żeby to zrobić, choćbym nie wiem, jak bardzo chciała. Czasu też nie mam wystarczająco. Lecz te łatwiejsze sprawdziłam i naprawdę było warto. Niektóre są wyjątkowo ciekawe i pozytywnie zaskakują. Przy tym są ładnie i bardzo dokładnie opisane. Czasami miałam wrażenie, że aż zanadto. Pojawiają się takie, które wychodzą tanio i produkty są łatwo dostępne, ale również bardziej wyrafinowane. 

Jednak największym niepodważalnym plusem "Love Vegan" jest jej wydanie – po prostu przepiękne pod każdym możliwym względem. Liczne ilustracje i zdjęcia sprawiają, że człowiek chce ją przeglądać, czytać i sprawić, że jego życie również będzie tak kolorowe jak te wszystkie opisywane dania. I ten papier... Może bardziej tusz. Jest to niesamowity zapach. Czasami wolałam wąchać tę książkę niż ją czytać – jakkolwiek dziwnie to brzmi. 

Jest to dość specyficzny poradnik, do którego ostatecznie mam ambiwalentne odczucia. Na pewno nie żałuję, że się z nim zapoznałam, ale w wielu momentach mnie irytował. Jednak myślę, że dla nowicjuszy, którzy chcą się zaangażować w taką dietę, będzie przydatny. Dla bardziej zaawansowanych pewnie ciekawym dodatkiem będą przepisy. 


sobota, 6 stycznia 2018

Życie poezją myśli i słowa – Anna Emilia Matracka


Tytuł: Życie poezją myśli i słowa

Autor: Anna Emilia Małecka

Kategoria: Poezja

Wydawnictwo: Psychoskok

Liczba stron: 238

Ocena: 6/10












Czasami nasze życie płynie bardzo szybko. Nie zwracamy nawet na to uwagi, ale wchodzimy w rutynę, która nie pozwala nam zauważać małych rzeczy. Kładziemy się późno, by następnego dnia wstać rano i biec do pracy czy szkoły, wykonywać swoje obowiązki, rozwijać hobby, czasami znaleźć czas dla rodziny i przyjaciół. I tak dzień za dniem mija... Nie ma w tym nic złego. Sama twierdzę, że właśnie ta rutyna potrafi być czasami piękna. Ale każdy z nas potrzebuje na chwilę się zatrzymać i spojrzeć na otaczający nas świat. Pewnie zdziwimy się, jak wiele nam umykało, jak wiele tracimy z naszego życia. Chcemy żyć pełnią życia, a najczęściej robiąc to, tracimy jego większość. 

Uwielbiam wiersze. Są one niesamowite i pozwalają zwrócić uwagę na różnego typu problemy czy właśnie codzienne sceny, które już dawno przestały nas obchodzić. Zamiłowanie do wierszy zawdzięczam mojej mamie, która codziennie z zapałem czytała mi je. Ale zawdzięczam je również szkole, co pewnie niektórych z was zdziwi. Ja zawsze lubiłam siedzenie w klasie od polskiego i zastanawianie się, co autor miał na myśli. To jest przepiękne i daje nieograniczoną liczbę możliwości. Obecnie gdy już nie chodzę do szkoły, coraz rzadziej czytam wiersze i nie jestem z tego zadowolona. To właśnie dlatego zdecydowałam się na przeczytanie tomiku poezji Anny Emilii Małeckiej – "Życie poezją myśli i słowa". 

Zacznę od tego, że okładka jest bardzo ładna. Może niekoniecznie to dobrze o mnie świadczy, ale to właśnie ona zadecydowała o tym, że przeczytałam tę książkę. Gdy na nią patrzę, przypominam sobie moje okolice, które wielokrotnie podziwiałam w promieniach słońca. Patrzyłam wtedy na tysiące otaczających mnie kwiatów, słuchałam świergotu ptaków oraz opowiadań wiatru mającego tak dużo do powiedzenia. Właśnie takie wspomnienia wywołał we mnie ten tomik, co można uznać za sukces. 

Ma on dziesięć rozdziałów, gdzie każdy opowiada o czym innym, choć tematyka czasem jest bardzo podobna. Podoba mi się ten podział, bo dzięki temu mogłam wybierać sobie, o czym właśnie chcę czytać, na co mam ochotę. Nie musiałam iść po kolei i zastanawiać się, czemu czytam wiersz, który w ogóle nie pasuje do mojego nastroju. Tym bardziej że pojawiały się rozdziały o łatwej i przyjemnej tematyce, ale i takie, gdzie trzeba było dać więcej od siebie. 

Choć przyznam, że mnie irytowało, że niektóre wiersze były to bólu proste. Lubię wyrafinowaną tematykę oraz kunsztowne porównania, a tego tutaj mi w dużej mierze zabrakło. Uznaję to za wadę, jednak dla osób całkowicie nieobeznanych z poezją jest to idealne rozwiązaniem, gdyż nie będą musiały się głowić nie wiadomo ile nad zbyt rozbudowaną metaforą. Nie jestem wybitnym znawcą, ale lubię wyzwania i niejednoznaczne wypowiedzi. Część wierszy mi to dało, ale zbyt mało, bym nie zwróciła na to uwagi. 

Wyróżnionym wierszem w całej kolekcji są "Wspomnienia", które bez wątpienia są bardzo pięknym wierszem, dającym wiele do myślenia, ale też bardzo kojarzą mi się z jednym dziełem naszej wybitnej Polki – Wisławy Szymborskiej. Wywołuje to we mnie ambiwalentne odczucia, choć też ciekawość, na ile Anna Matracka wzorowała się na niej i czy w ogóle. 

Osobiście najbardziej spodobał mi się rozdział X, czyli "Filozofia życia". Są to już o wiele poważniejsze wiersze, które skłaniają do wielu ciekawych refleksji i to właśnie one pozwalają się na chwilę zatrzymać i sprawić, że docenimy swoje życie, spojrzymy na nie z całkiem innej perspektywy. 

"Życie poezją myśli i słowa" okazały się ciekawym tomikiem poezji, który było warto przeczytać. Choć nie sądzę, bym na dłużej zapamiętała te wiersze. Tymczasem jeśli lubicie coś pozornie lekkiego, zachęcam was do zapoznania się z nim. 

Za możliwość zapoznania się z tym tomikiem poezji dziękuję bardzo Wydawnictwu Psychoskok

wtorek, 2 stycznia 2018

Podsumowanie 2017 roku!!!

Witajcie w 2018 roku!

Za nami kolejny niesamowity rok, a przed nami pewnie jeszcze lepszy! 2017 rok był dla mnie naprawdę wyjątkowym rokiem – pełnym niespodzianek, skrajnych sytuacji i zmian. Pamiętam, że 31 grudnia 2016 roku siedziałam w swoim pokoju chwilę przed wyjściem na bal sylwestrowy. Wtedy sobie obiecałam, że zrobię wszystko, by dokładnie za rok czuć satysfakcję z tego, co przeżyłam i nie żałować niczego. Pewnie sami wiecie po sobie, że trudno dotrzymać takich postanowień. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Jednak teraz mogę się Wam pochwalić, że 2017 rok był dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłam :) 

Pierwsza połowa była dla mnie bardzo ciężka, ponieważ przygotowywałam się do matury. Dlatego wtedy przez tak długi czas nie pojawiały się żadne posty. Ostatecznie maturę zdałam, choć były przedmioty, które niekoniecznie napisałam satysfakcjonująco, ale był też takie, które bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Planowałam iść na medycynę, jednak teraz mogę się Wam przedstawić jako studentka pierwszego roku psychologii na UMK w Toruniu :) Los mnie trochę zaskoczył, ale jestem bardzo zadowolona, że wszystko tak się potoczyło i myślę, że pod tym względem już nie zmienię zdania ;) 

Najdłuższe wakacje były udane, choć nie wyjeżdżałam nigdzie. Za to podjęłam swoją pierwszą pracę. Co prawda tylko na miesiąc, ale i tak jestem z tego dumna. A mowa tu o sprzedawaniu lodów. Mimo że wtedy często narzekałam, to teraz bardzo miło to wspominam.



Tymczasem przed Wami moje podsumowanie książkowego oraz filmowego roku! Od razu mówię, że brałam pod uwagę książki i filmy, których recenzje napisałam i niekoniecznie są to premiery 2017 roku. Są to po prostu moje prywatne odkrycia ;) 




Najlepsza książka 2017:




Najgorsza książka 2017:





Najlepszy film 2017:




Najgorszy film 2017:






Życzę Wam Moi Kochani wspaniałego nowego roku, który przyniesie ze sobą wiele szczęścia i wspomnień, o których będzie pamiętać całe życie! :)