Tytuł: "Wyśnione miejsca"
Autor: Brenna Yovanoff
Tłumaczenie: Adrianna Sokołowska-Ostapko
Kategoria: Literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Moondrive, Otwarte
Liczba stron: 360
Ocena: 3/10
W ostatnich czasach zauważyłam pewną tendencję. Rodzice chcą, by ich dzieci były wykształcone, inteligentne i osiągały same sukcesy. Pewnie dziwicie się teraz, co w tym nietypowego. W końcu każdy rodzic chce jak najlepiej dla swojego dziecka. Rodzicem nie jestem, ale nie wątpię, że tak właśnie jest. Tylko często to naturalne pragnienie staje się obsesją, a co gorsza obsesją dziecka na punkcie bycia idealnym. Kto nie chciałby być doskonałym? Zresztą takie osoby się chwali. Chcą się doszkalać, dążą do perfekcji, osiągają więcej i więcej wymagają od siebie, niszczą sobie psychikę i zapominają, co naprawdę ważne jest w życiu. Lecz zawsze można pominąć te dwa ostatnie aspekty. W końcu nie mają większego znaczenia i są pozorne. Ale czy na pewno?
Waverly jest ideałem pod każdym względem. Piękna, inteligentna, sumienna, dobra... Czego można więcej oczekiwać? Mimo to jest uważana za zimną i bezuczuciową. Jej przyjaciółka lubi mówić o niej jako o robocie, któremu trzeba przypominać o cechach ludzkich. Jednak Waverly ma też swoją tajemnicę, o której prawie nikomu nie mówi. Wyobraźcie sobie, jakie musi być jej zdziwienie, gdy nie wiadomo jak trafia na imprezę i przyznaje się pijanemu i naćpanemu chłopakowi, że ma poważny problem. Dlaczego to zrobiła i przede wszystkim jak znalazła się na tej imprezie?
Stosunkowo niedawno ta okładka była wszędzie. Gdzie bym nie spojrzała, widziałam ją i ulegałam jej magnetycznemu przyciąganiu. Jest piękna, a przy tym tajemnicza i pobudzająca wodze wyobraźni. Już jakiś czas temu stwierdziłam, że muszę zapoznać się również z jej wnętrzem. Tym bardziej że jej recenzje były raczej pozytywne. Nie do końca wiedziałam, o czym ona jest, ale postanowiłam nie poszerzać tej wiedzy. Sama chciałam to odkryć. Teraz po przeczytaniu kompletnie nie rozumiem, dlaczego wszyscy tak się nią zachwycali. Jest moją prywatną porażką, którą będę pamiętać jeszcze długo. "Wyśnione miejsca" okazały się dla mnie mierne i infantylne.
Jak już pewnie nieraz wspominałam, gatunek New Adult jest przeze mnie nielubiany. Zapewne teraz zapytacie, dlaczego więc cały czas do niego wracam. Tak naprawdę sama nie wiem. Chyba mam nadzieję, że kolejna książka okaże się lepsza od poprzedniczek, pokaże mi, że literatura młodzieżowa może nieść ze sobą jakąś refleksję i wzruszającą fabułą. Dlatego cały czas próbuję. Poza tym w ostatnich czasach jest to jeden z najbardziej popularnych gatunków, więc takiego typu powieści są najczęściej reklamowane. Naprawdę wierzyłam, że "Wyśnione miejsca" przyniosą ze sobą coś nowego i pozytywnego.
Pomysł sam w sobie jest niekonwencjonalny. Motyw oniryzmu jest często spotykany w literaturze, lecz dotychczas nie czytałam książki, gdzie tak został wykorzystany. Wielu bohaterów przenosi się gdzieś w śnie, lecz nie przypominam sobie, by któryś robił to w takim celu jak Waverly. Sam ten fakt spodobał mi się, ale w ostatecznym rachunku nie rozumiałam, dlaczego akurat tak się dzieje. Wydawało mi się to zbyt proste i przede wszystkim bezmyślne. Nie wnosiło nic dodatkowego do powieści. Autorka miała koncepcję, lecz nie potrafiła wykorzystać jej potencjału.
A co do stylu pisarki... Jestem po prostu zażenowana. Dlaczego taki prosty? To mogłaby być naprawdę bardzo inteligentna książka, ale została całkowicie spłycona. Język cały czas mnie irytował i był przy tym taki nienaturalny. Ani młodzieżowy, ani poważny... Wydawał mi się przeznaczony dla naiwnych osób, których nie obchodzi, jak coś jest przekazywane. Dla mnie jest to pewnego rodzaju obraza. Chyba nikt nie lubi być nazywany naiwnym.
Fabuła jest kolejną porażką. Jest o niczym. Niby ma jakiś zalążek historii, ale nie jest ona w ogóle rozbudowana, a tym bardziej jakkolwiek poprowadzona. Jest to zlepek kilku szkolnych wydarzeń, które łącznie nie prowadzą do żadnego konkretnego rozwiązania. Nudziłam się niemiłosiernie.
W "Wyśnionych miejscach" tylko jedna bohaterka przykuła moją uwagę i nie była to Waverly tylko Autumn. Jako jedyna okazała się barwna i tajemnicza, co jest chyba jedyną zaletą całej książki. A co do głównych postaci nie jest w stanie powiedzieć nic. Po prostu byli papierowi i tyle na ten temat.
Jak pewnie się już sami domyśliliście, pojawił się wątek romantyczny, który... był bardzo mało romantyczny. Czasami taki paradoks jest potrzebny, bo ukazuje problematykę związków, ale w tym przypadku jest to po prostu kolejny minus opowieści. Bohaterowie kompletnie do siebie nie pasowali i wszystkie ich postępowania były nielogiczne. Nie wierzę, że cokolwiek z tego mogłoby stać się w prawdziwym życiu.
Bardzo się zawiodłam na "Wyśnionych miejscach". Dziwię się, dlaczego tak bardzo mi się nie spodobała. Tak wielu recenzentów ją chwali... Chyba po prostu nadszedł czas, kiedy wyrosłam z czytania książek o szkolnych romansach i często błahych problemach. Jeśli jesteście już dojrzałymi osobami, jest stanowczo nie dla was. Ale podejrzewam, że młodsze osoby mogą spędzić z nią miły czas, więc tylko i wyłącznie im ją polecam.
Jak dobrze, że zupełnie mnie do niej nie ciągnęło. :D
OdpowiedzUsuńI teraz po te recenzji mam mieszane uczucia czy mam zaczynać czytać tą książkę czy też nie, ale chyba jednak muszę sięgnąć po nią by sama się przekona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i serdecznie zapraszam do siebie http://bibliotekatajemnic.blogspot.com
Szkoda, że się zawiodłaś. Ja póki co nie mam jej w planach.
OdpowiedzUsuńBardzo żałuję, że się zawiodłaś, bo nie ukrywam - to jedna z moich ulubionych książek :) W pełni rozumiem Twoje obiekcje, bo sama wiem, że to nie jest idealna powieść. Ale mimo wszystko jej klimat mnie akurat urzekł :)
OdpowiedzUsuń