środa, 20 kwietnia 2016

Zazdrośnice


Tytuł: "Zazdrośnice"

Autor: Eric-Emmanuel Schmitt

Tłumaczenie: Łukasz Muller

Kategoria: Literatura współczesna

Wydawnictwo: Znak 

Liczba stron: 144

Ocena: 9/10











Szkolne czasy... Te wszystkie wspomnienia, małe problemy. Czy to niepiękne lata? Część z was pewnie jeszcze chodzi do szkoły tak jak ja i nie docenia ich. Jeszcze mamy prawo. Jednak niektórzy zakończyli już ten okres w swoim życiu i mogą bazować wyłącznie na zapamiętanych wydarzeniach. Nie spotkałam osoby, która miałaby złą opinię o szkolnych lata, lecz nie oznacza to, że tacy nie istnieją. Czwórka młodych dziewczyn, które są związane nierozłącznym węzłem przyjaźni, codziennie mierzy się z demonami własnej duszy. Są to zwyczajne problemy, które przeżywa każdy nastolatek, jednakże nie można zapominać, że mają one bardzo duży wpływ na kształtowanie się charakteru. Jak ostatecznie potoczą się losy przyjaciółek? Czy jeden chłopak jest w stanie zmienić ich przyszłość? Do czego tak naprawdę doprowadzą ich wybory?

Czytałam cztery książki Schmitta, a dokładnie rzecz ujmując cztery opowiadania. Każde z nich zrobiło na mnie dojmujące wrażenie. Spodziewałam się po nich czegoś głębokiego, a dostałam historię, która na długo zapadła mi w pamieć, zakorzeniając się w moim umyśle. Dlatego, gdy tylko dostałam możliwość zrecenzowania "Zazdrośnic", bez zastanowienia wybrałam je. Opis z tyłu książki nie przekonywał mnie, ale wiedziałam, że to są tylko pozory. Zwykła, ostatnimi czasami wyjątkowo popularna historyjka. Czy na pewno? Eric-Emmanuel Schmitt po raz kolejny zaskoczył mnie w ten najbardziej przerażający sposób.

Zawsze miałam mieszane odczucia co do stylu pisarza. Prawie każdy czytelnik zna go z poważnych opowieści. Tymczasem jego styl jest bardzo lekki. Najczęściej występujący w młodzieżówkach, których celem jest wyłącznie rozrywka. Dzięki temu na pewno lepiej czyta się książkę i tak było w wypadku "Zazdrośnic", lecz ja zawsze wolałam skomplikowaną składnię i niecodzienne słowa. Lecz nie zmienia to faktu, że od razu wciągnęłam się w fabułę. Opowieść o czterech przyjaciółkach jest napisana w formie pamiętników. Każda z nich ukazuje swoje subiektywne spojrzenie bez zbędnego ubarwiania. Dlatego właśnie tak cenię pióro Schmitta. Umiał napisać książkę językiem typowo młodzieżowym, poruszając przy tym wiele ważnych spraw. Dzięki czemu wszystko wygląda naturalnie.

Początek książki ukazuje środowisko bardzo dobrze mi znane. Mam dokładnie tyle samo lat co Anouchka, Julia, Raphaelle i Colombe. Wiem, z czym muszą mierzyć się na co dzień i rozumiem to. Może nie mamy ogólnoświatowych problemów, ale są one dla nas bardzo istotne, ponieważ kreują nas i dopiero uczymy się z nimi walczyć. Czy zawsze dajemy radę? W pewnym sensie utożsamiam się z nimi. Mimo że mam inne idee i cechy charakteru, zdaję sobie sprawę, co w danym momencie nimi kierowało. I ich przyjaźń. Każdy w szkole znał taką nierozłączną paczkę i dobrze wiedział, na czym polegają więzy ich łączące. Nie zawsze jest tak pięknie, jak nam z boku się wydaje. W "Zazdrośnicach" pojawia się niesamowicie dużo postaci epizodycznych. To niezwykłe jak autorowi w tak krótkiej powieści udało się ukazać tyle osób i tyle różnorodnych osobowości. Żaden bohater nie był podobny do innego. Każdy miał coś w sobie. Można zarzucić Schmittowi, że są to papierowe postacie, bo są, ale jestem pewna, że taki właśnie był cel. Na tyle setek ludzi, którzy są naszymi znajomymi, kogo naprawdę znamy? Dzień w dzień rozmawiamy z tymi samymi osobami, a w większości przypadków nie jesteśmy w stanie powiedzieć, kim tak naprawdę są. To jeden z wielu motywów, które możemy zaobserwować w "Zazdrośnicach". 

Tematyka jest bardzo istotna dla młodzieży. Każdy nastolatek musi sobie poradzić z przeciwnościami, czy tego chce czy nie. Tak jest skonstruowany nasz świat i nie jesteśmy w stanie tego zmienić, ale możemy zmienić nasze reakcje, przyszłość. Schmitt ostrzega nas, ale daje też pewnego rodzaju szansę na nowy początek. Uczy nas, gdzie się na chwilę zatrzymać, a gdzie pędzić dalej przed siebie. Cała ta historia to wydarzenia, które dzieją się obok nas. Wielokrotnie patrzymy na przypadkowe osoby, a to właśnie one są głównymi bohaterami tych wydarzeń. Jeszcze częściej my sami nimi jesteśmy. "Zazdrośnice" uczą, że nie można tego ignorować. Tym samym ukazują myśli, które pojawiają się w umyśle każdego człowieka, ale nikt nie przyznaje się do nich sam przed sobą. Właśnie to było najbardziej szokujące, bo szczere. Ktoś nagle nam mówi coś, co ukrywamy przed sobą w każdym momencie naszego życia, gdyż po prostu wstydzimy się tego. A ten ktoś nagle ubiera to w realne słowa i wypowiada na głos. Czy to nieprzerażające ale też potrzebne? Może czasami trzeba przestać uciekać...

Tak jak zawsze Eric-Emmanuel Schmitt zaskoczył mnie kunsztem swojej powieści i głębią przemyśleń. Nie bał się powiedzieć tego, co już dawno powinno być wypowiedziane. Dlatego polecam jego książkę każdemu. Dla młodzieży jest ostrzeżeniem, a dla osób dorosłych kierunkowskazem – bardzo bolesnym kierunkowskazem. Macie siłę się z nim zmierzyć? 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo Redakcji Essentia i księgarni Tania Książka  




niedziela, 17 kwietnia 2016

Alaska – Kanada Zachodnia


Tytuł: "Alaska – Kanada Zachodnia"

Autor: Małgorzata Barańska

Kategoria: Literatura podróżnicza 

Wydawnictwo: Warszawska Grupa Wydawnicza

Liczba stron: 240

Ocena: 6/10












Niech zgadnę! Zapewne, gdy byliście dziećmi, fascynował was globus. Ta mała kulka, która kręci się na dziwnym stojaczku i pokazuje coś, co podobno jest naszym światem. Jeździliście palcem po tej kuli i wyobrażaliście sobie, że przenosicie się do nowego, niesamowitego miejsca, którego jeszcze nikt nie odkrył. Czy to nie piękne wspomnienie? Tylko mam wrażenie, że u większości z was nie jest to wyłącznie część dzieciństwa. To wasza teraźniejszość... Nadal marzycie, by zwiedzić te wszystkie kraje, by poznać nowych ludzi, by odkryć nieznane. Czyż tak nie jest? Nie zaprzeczajcie. Nic się nie zmieniło pod tym względem przez te wszystkie lata. Nadal pragniecie podróżować.

Kocham podróże – jest to fakt niepodważalny. Chciałabym zwiedzić cały świat, odkryć każdy możliwy zakątek. Nie mieści mi się w głowie, że nasza Ziemia może być tak wielka i skrywać tyle tajemnic, więc po prostu muszę to zobaczyć. Wiem, że powiecie, że to niemożliwe. I niestety macie racje, ale przyjdzie moment w moim życiu, gdy ujrzę wiele wspaniałych zakątków naszej planety. Na razie nie mogę sobie pozwolić na takie wędrowanie, jednakże mogę się na nie przygotować. To właśnie dlatego postanowiłam przeczytać "Alaska – Kanada Zachodnia". Czy spełniłam choć troszeczkę swoje wielkie marzenie?

Alaska kojarzy mi się jako dziki teren, gdzie człowiek nie ma wstępu bez pozwolenia najpotężniejszego żywiołu – natury. Tam ma władzę przyroda, która potrafi być okrutna, ale również niesamowicie wyrozumiała. Pamiętam, jak oglądałam film "Wszystko za życie", gdzie główny bohater spędził miesiące na łonie natury właśnie na terenach Alaski. Fascynowało mnie to i zazdrościłam mu tego uczucia, które musiał doznać, gdy postawił stopę na tym dziewiczym terytorium. Wyobrażacie sobie, jaki człowiek musi się czuć mały przy tych wszystkich roślinach, skałach? Natomiast Kanada interesuje mnie o wiele mniej. Oczywiście znajduje się na liście miejsc, które z chęcią bym zobaczyła, jednakże jest ona dość daleko od zwycięzców. Nie zmienia to faktu, że bardzo przyjemnie czytało mi się o niej. To moje marzenie o zagranicznych podróżach jest stałe, lecz głęboko ukryte. Wiem, że to jeszcze nie czas. Aczkolwiek gdy tylko czytam powieści podróżnicze, czuję tęsknotę za nieznanym, co sprawia, że nie mogę oderwać się od przewodnika.  

Styl autorki jest dość różnorodny. Nie potrafię go do końca określi. Jest na pewno poprawny, choć niestety nieporywający. Zwróciłam też uwagę na drastyczną liczbę powtórzeń. Zdaję sobie sprawę, że bardzo trudno je wyeliminować. W każdej swojej recenzji ciągle znajduję powtarzające się słowa i wiem, że nadal są i rzucają się w oczy. Nie zmienia to faktu, że irytowały mnie. Tymbardziej że część z nich byłabym w stanie sama zastąpić. Na początku miałam problem z wciągnięciem się do książki, lecz po kilkunastu stronach zmieniło się to.  

Książki podróżnicze, które dotychczas czytałam, zawsze są wypełnione niesamowitą liczbą "zabawnych" historyjek. Cenię je bardzo, lecz niestety najczęściej to główna część takiego przewodnika, co mija się z celem. One są potrzebne, ponieważ pozwalają wciągnąć się czytelnikowi oraz ubarwiają powieść. Tutaj niestety zabrakło ich. Nie twierdzę, że się nie pojawiały, jednakże było ich mało i często nie ciekawiły mnie lub po prostu w danej sytuacji były zbędne. Spodziewałam się czegoś więcej po tej części.

Najważniejsze są dla mnie informacje o danych regionach. Właśnie po to czytam literaturę podróżniczą – chcę się dowiedzieć czegoś więcej. W książce Małgorzaty Barańskiej było ich naprawdę dużo, co zaliczam na plus, ale (bez niego nie obyłoby się) były zbyt podręcznikowe. Wypisanie suchych faktów po sobie nie jest najciekawszym sposobem na poznawanie nowych rzeczy. Od razu zapominamy je i łatwo nudzimy się, co nawet mnie dotknęło przy tym przewodniku. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to powieść przygodowa, ale oczekiwałam barwnych opisów, które pozwolą mi się przenieść do tych wszystkich wyjątkowych miejsc. 

Jak to zawsze bywa w literaturze podróżniczej, pojawiły się również zdjęcia, które oglądałam z pasją. Są ciekawe i na pewno urozmaicają książkę. Na niektórych pojawiła się sama autorka, co mnie rozśmieszyło (oczywiście w tym pozytywnym znaczeniu). Jedyną ich wadą jest rozmiar. Mogłyby być trochę większe.

Cieszę się, że przeczytałam ten przewodnik. Nie był idealny, ale bez wątpienia dowiedziałam się wielu nowych rzeczy i choć na chwilę przeniosłam się do Alaski i Kanady Zachodniej. Osobom, które lubią podróżować, polecam tę książkę. Innym raczej odradzam.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Redakcji Essentia oraz Warszawskiej Grupie Wydawniczej

czwartek, 14 kwietnia 2016

Pieśń Starego Lasu


Tytuł: Pieśń Starego Lasu

Zespól: Leśne Licho

Kraj: Polska

Gatunek: Folk metal

Rok wydania: 2016 r. 

Ocena: 9.5/10









Czasami muszę po prostu odpocząć... To jest naturalne i nikt nie powinien się przed tym bronić. Jednak wiecie, mnie nie chodzi o relaks, który ma sprawić, że zdobędę siły i będę mogła dalej pracować. Chodzi mi o odcięcie się od świata. Coś, co uczyni, że przeniosę się do własnej rzeczywistości, gdzie wszystko odbywa się według moich zasad. Czy nie macie tak czasami? Na pewno część z was tak. Lecz musi do tego być odpowiedni nastrój... Czy muzyka nie jest idealną inspiracją? Tymbardziej jak ktoś tak jak ja lubi stare i mroczne klimaty, gdzie nie wiadomo czego można się spodziewać. Gdzie tym razem się przeniosłam? 

Nigdy wcześniej nie słyszałam o zespole Leśne Licho i jak mam być szczera jest to dość nietypowa nazwa, która oczywiście przyciągnęła moją uwagę. Nie mogło być inaczej. Magiczna okładka, niesamowity tytuł i pewna piosenka, która kojarzy mi się z jedną z moich ulubionych serii. Jak mogłam nie przesłuchać "Pieśni Starego Lasu"? Konkretnym utworem, który ostatecznie mnie przekonał do zapoznania się z tym albumem jest "Pani Jeziora". Podejrzewam, że wiele osób teraz tak samo jak wcześniej ja zastanawia się nad znaczeniem tego tytułu. W końcu to nie może być przypadek, że pewna książka nazywa się identycznie, ale o tym później...

"Pieśń Starego Lasu" bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie oryginalnością. Nie są to typowe utwory, które spotykamy w radiu, czy na starych kasetach rodziców. Jest to coś unikatowego, z czym nigdy wcześniej się nie spotkałam. Jest to nietypowe połączenie muzyki średniowiecznej z elektroniką. Pewnie wiele z was zastanawia się jak to możliwe i czy to w ogóle ma sens. Tak dwa różne od siebie gatunki jako jedność? Sama na początku zdziwiłam się, ale właśnie to niesztampowe połączenie stworzyło niekonwencjonalne melodie, które wyróżniają się na tle innych oraz wpadają w ucho. Nie byłam wcześniej tego świadoma, ale dokładnie czegoś takiego poszukiwałam i nadal nie mogę uwierzyć, że znalazłam.

Nieraz i nie dwa wspominałam wam, jak bardzo jest dla mnie ważny wokal. To właśnie on może sprawić, że utwory staną się magiczne i zawładną nad naszym umysłem, ale również mogę odebrać urok melodii. Wokalistką Leśnego Licha jest Agnieszka Grala, która znakomicie odnajduję się jako główna piosenkarka tego zespołu. Jej głos jest niesamowicie plenny i dobrze poprowadzony. Potrafi dostosować tonację do odpowiedniego taktu, ale również przekazać nam najróżniejsze emocje. Moc jej wokalu nadaje pewności siebie i przekonuje, że warto słuchać dalej, by odkryć coś niespodziewanego.

Jednak największym plusem całego albumu muzycznego są teksty. Dotychczas nie spotkałam się z taką tematyką, więc bardzo mile mnie zaskoczyła. Nawiązują one do słowiańskich wierzeń. Jest to nasza kultura, która w obecnych czasach jest pomijana, jednakże miała wielki wpływ na naszą tożsamość. Cieszę się, że ktoś chce o tym przypominać. Teksty są oryginalne i opowiadają konkretne historie. Pozwalają nam się przenieść do czasów średniowiecza i oddać wyobraźni. Nie powtarzają się i nie są bezsensowne. Właśnie dlatego tak bardzo je cenię. Wspomniałam o "Pani Jeziora". Jak już zapewne się domyśliliście kojarzy mi się z "Sagą o Wiedźminie". Jest to inna historia, ale oparta na podobnym motywie. Czy może być coś piękniejszego?

Od "Pieśni Starego Lasu" oczekiwałam bardzo dużo i moje pragnienia zostały spełnione. Album okazał się dokładnie tym, czego szukałam i jestem szczęśliwa, że mogę teraz się nim cieszyć. Jednak nie zachęcam was jednoznacznie do przesłuchania go. To nie jest muzyka dla każdego i podejrzewam, że wiele słuchaczy nie umiałoby znaleźć w tym rodzaju muzyki tak wiele pozytywnych aspektów jak ja. Natomiast jeśli lubicie zaskakujące połączenia i średniowieczne klimaty, jest to dla was pozycja obowiązkowa do wysłuchania. 

Za możliwość wysłuchania płyty dziękuję bardzo portalowi Zażyj Kultury 


piątek, 8 kwietnia 2016

Deutsch Aktuell #74


Niedawno skończył się sezon urlopowy. Niech zgadnę – większość z was jeśli nawet nie miała ferii, nie wzięła urlopu z okazji ferii swoich dzieci, czy rodzeństwa i tak miało wolne. Zapewne niektóre osoby postanowiły spędzić je w domu, relaksując się i preferując styl – "ja nic nie robię, dajcie mi spokój". Takie wolne dni również są potrzebne. Jednak inni wolą spędzić swój urlop bardziej aktywnie. Pewnie wyjechali gdzieś w góry, może do Austrii... Jeszcze inni postanowili nauczyć się nowego języka, może przypadkowo niemieckiego...  Ja wybrałam tę ostatnią opcję. Była najbardziej odpowiednia. Na razie nie mogę pozwolić sobie na wyjazdy za granicę, ale mam nadzieję, że w przyszłości zmieni się to. W końcu muszę nauczyć się jeździć na nartach! A o wycieczce w słynne Alpy marzę już lata.  Mam motywację, więc jestem skora do nauki. A wy? Nie chcielibyście podszkolić swojego języka? Niemiecki jest teraz na czasie.

"Deutsch Aktuell" towarzyszy mi już od kilku miesięcy. Wcześniej nie wiedziałam o jego istnieniu. Pojawił się nagle i jak cud. Język niemiecki jest moim szkolnym przedmiotem. Co prawda nie odgrywa dużej roli w mojej edukacji, jednak uczę się go już pięć lat i nie chciałabym ich zmarnować. Dlatego poza szkolą, gdy mam czas wolny, doszkalam się i udowadniam sobie, że język niemiecki nie musi być taki zły, jak zawsze mi się wydaje. Przyznajcie sami – te wszystkie odmiany, twarda wymowa... To jest straszne. Przynajmniej tak mi się wydawało. Lecz "Deutsch Aktuell" udowodnił, że może być inaczej. Jeśli czymś się zainteresujesz, nie pozwolisz, żeby bariera językowa zepsuła ci przyjemność.

Jak już kiedyś wspomniałam, dzielę na trzy kategorię gazety wydawnictwa Colorful Media – nieciekawe, średnio ciekawe i niewyobrażalnie ciekawe. Numer 74 znajduje się w tej środkowej kategorii. Znalazły się w nim artykuły, które zaintrygowały mnie, ale również takie, które po prostu nudziły mnie i nie byłam w stanie nic na to poradzić. Poza tym zauważyłam, że ostatnio pięknie pachną tuszem (takie małe spostrzeżenie).  

Na początku każdego magazynu znajduje się wykaz popularnych w Niemczech filmów, książek i albumów muzycznych. Uwielbiam ten dział, ponieważ mogę dowiedzieć się o nowych dziełach, na które zwyczajnie nie zwróciłabym uwagi. Co prawda jeszcze nie użyłam tej wiedzy, ale jestem pewna, że przyjdzie dzień, w którym zmieni się to. Zawsze intryguje mnie również początkowy dział "In der Kurze liegt die Wurze". Znajdują tam się krótkie informacje, ale pozwalają na zdobyciu dodatkowej wiedzy na temat bieżących spraw. 

Okładkowym artykułem jest "Skiurlaub in den Alpen". Bez wątpienia przykuwa największą uwagę, ponieważ jest w formie listu. Można z niego dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, a postać tego tekstu pozwala wciągnąć się nam. Poza tym moją uwagę przykuł artykuł o Gustavie Klimcie. Pasjonuję się malarstwem, a tego malarza znam już od wielu lat. Pamiętam, jak malowałam jeden z jego obrazów do szkoły na Dni Kultury Niemieckiej. Fascynował mnie, a przede wszystkim jego styl. Te obrazy są niezaprzeczalnie rozpoznawalne. Cieszę się, że mogłam dowiedzieć się czegoś więcej o tym artyście.

Jednak tekstem, który został pierwszy przeze mnie przeczytany i najbardziej ze wszystkich przykuł moją uwagę jest "Wenn alte Mauern verzaubern". Mogłam dowiedzieć się o niesamowitych budowlach, które są sławne, lecz ja nie wiedziałam o ich istnieniu. Te wszystkie zamki, pałace i ich historia jest dla mnie zajmującym tematem, któremu mogłabym poświęcić niezliczone godziny. W magazynie pojawiło się jeszcze więcej ekscytujących artykułów o różnorodnej tematyce, więc każdy może znaleźć coś dla siebie. 

Z tym numerem spędziłam wiele przyjemnych chwil. Nie jest on moim ulubionym, ale na pewno zapamiętam wiele interesujących informacji z niego. "Deutsch Aktuell" polecam każdemu, kto w przyjemny sposób chce polepszyć swój język. 

Za możliwość przeczytania magazynu dziękuję wydawnictwu Colorful Media oraz Redakcji Essentia 


wtorek, 5 kwietnia 2016

Powrót Liebstera!



Witajcie! 

Jak widzicie zostałam nominowana do Liebster Award :) Minęło już sporo czasu, odkąd brałam w nim udział, ale czemu nie powrócić do niego... Za nominację dziękuję bardzo Wiktorowi Buremu :)

Oto moje odpowiedzi na pytania:

1. Miewasz "kace książkowe"? Jak sobie z nimi radzisz?

Oczywiście, że mam i to dość często. Najczęściej po prostu same przechodzą, a jeśli nie to słucham jeszcze więcej muzyki niż zwykle oraz czytam wnikliwie recenzje innych. Wtedy jest mi przykro, że nie przeczytałam jeszcze danej książki, a marnuję czas na nic nie robienie... :P

2. Bywa tak, że zmuszasz się do czytania?

Tak, ale nie jest to typowe zmuszanie, że muszę i koniec. Tylko jak jest na przykład nieciekawa książka, czy jakaś lektura, to obiecuję sobie, że nie odłożę jej póki nie przeczytam dziesięciu stron i wtedy najczęściej okazuje się, że się wciągnęłam :) 

3. Twoja ulubiona lektura szkolna.

Hmmm... Dość trudny wybór, bo lubię wiele lektur, jednak najbardziej "Małego Księcia" i "Zbrodnię i karę".

4. Umysł ścisły czy humanista?

Stanowczo umysł ścisły. Bez matematyki i chemii moje życie nie miałoby sensu ;)

5. Najpiękniejsze miejsce, jakie miałaś okazję odwiedzić.

Nie mam najmniejszego pojęcia. Dużo nie podróżuję, ale w swoim życiu widziałam niesamowicie wiele pięknych miejsc, dlatego może powiem, że łąka koło domu mojej babci. 

6. Czytasz w komunikacji miejskiej?

Trudno powiedzieć, bo w moim małym mieście takowej nie ma, a jak jestem w większym to raczej z przyjaciółmi, ale myślę, że jakbym miała możliwość, na pewno bym to robiła :D 

7. Jak ludzie reagują na Twoją pasję do literatury?

To zalezy od ludzi. Najczęściej są zaciekawieni, a gdy mnie lepiej poznają, gdy zaczynam coś mówić o książkach, o blogu przewracają oczami :) 

8. Bywasz na targach książki?

Jeszcze nigdy nie byłam, ale od dawna się wybieram. 

9. Słuchasz muzyki podczas czytania?

Zdarza mi się to sporadycznie. Należę do ludzi, którzy doceniają piękno literatury i muzyki całkowicie oddzielnie.  

10. Rzecz, która Cię najbardziej denerwuje u innych osób.

Zbyt szybka ocena innych. Ludzie po jednym wydarzeniu, nieodpowiednim zachowaniu potrafią ocenić już człowieka, nie dając mu szansy. Dla mnie jest oczywiste, że każdego od pierwszej chwili oceniamy, bo taka jest nasza natura i nad tą częścią prawie wcale nie jesteśmy w stanie zapanować, ale mnie irytuje, że ludzie trzymają się tej pierwszej chwil, jakby nic innego się nie liczyło...

11. Co cię motywuje do działania?

Zastanawiam się nad tym od dziecka... :P

Nominuję wszystkich chętnych :) 

Moje pytania:
1. Kim jesteś?
2. Jakie jest Twoje najlepsze wspomnienie  z dzieciństwa? 
3. Co sądzisz o ebookach?
4. Dlaczego czytasz?
5. Chciałeś kiedykolwiek napisać książkę? Jeśli tak to jaki gatunek?
6. Lubisz dzieci?
7. Potrzebujesz dużo czasu na podjęcie decyzji?
8. Czym jest dla ciebie muzyka?
9. Wierzysz w życie na innych planetach?
10. Chciałbyś się nauczyć tańczyć samby, jeśli nie umiesz?
11. Co powiesz osobie, której chcesz pomóc?

Zapraszam do brania udziały w zabawie :)

Pozdrawiam serdecznie,
Elfik 

sobota, 2 kwietnia 2016

Szklany Miecz


Tytuł: "Szklany Miecz"

Autor: Victoria Aveyard

Tłumaczenie: Adrianna Sokołowska-Ostapko

Cykl: Czerwona Królowa

Tom: II

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Otwarte

Liczba stron: 560

Ocena: 8/10





Coś się kończy, coś się zaczyna. Jest to nieunikniony bieg historii. Czasami są to małe sprawy, o których istnieniu nie zdajemy sobie sprawy. Innym razem są to wydarzenia, które zapadną w pamięć każdemu człowiekowi na świecie. Miną wieki, a i tak znajdą się ludzie, którzy będę pamiętać i przekazywać dalej nieprawdopodobną opowieść, będącą przeszłością całego świata. Mare żyje w czasach, gdzie tworzy się nowa historia. Jest postacią, która zostanie zapamiętana na wieki. Jest symbolem wolności i nowej rzeczywistości. Czy dziewczyna poradzi sobie z tym obowiązkiem? Czeka ją ciężka próba, gdzie będzie musiała podejmować decyzje dotyczące życia tysięcy ludzi. Kto tym razem zginie, a kto dostanie drugą szansę?  

Gdy do księgarni weszła "Czerwona Królowa", wszyscy oszaleli na punkcie tej książki. Nie miałam wątpliwości, że wydawnictwo osiągnęło to dzięki odpowiedniej reklamie i hipnotyzującej okładce. Nikt nie zaprzeczy, że okładki tego cyklu są niezwykłe. Jak się domyślacie, właśnie to przyciągnęło moją uwagę. Cały czas walczę, by w taki sposób nie oceniać książek, ale nie da się tego tak po prostu wyeliminować. Mogłam tylko liczyć na to, że jej środek okaże się wartościowy. Ostatecznie miałam mieszane uczucia. Powieść zrobiła na mnie wrażenie, ale została też według mnie nieodpowiednio poprowadzona. Jakie odczucia mam po przeczytaniu drugiego tomu – "Szklanego Miecza"? Na pewno o wiele lepsze.

Nie mam wątpliwości, że druga część jest o wiele lepiej wykonana niż jej poprzedniczka. Victoria Aveyard rozwinęła swój talent i zafundowała nam niesamowitą opowieść, która pochłonęła mnie bez końca. Choć na początku bardzo kojarzyła mi się z "Igrzyskami Śmierci", co mnie zirytowało, ponieważ mam już dość kopiowania serii, która kilka lat temu zyskała taką sławę. To już było. Nie warto powtarzać tego samego motywu, gdyż staje się nudny. Jednak po pewnym czasie fabuła zmieniła swoją postać i zaczęła kreować własną historię, dając pole popisu dla wyobraźni. Gdyby nie początek, byłaby to całkiem nowa opowieść. Nie byłabym w stanie skojarzyć ją z inną książką. Oczywiście pojawiają się podobne motywu, ale jest niemożliwe, by to wyeliminować.

Byłam zaskoczona, jak szybko wciągnęłam się i przeniosłam do świata Mare, poznając samą siebie. Od jakiegoś czasu zaczęłam się zastanawiać, co bym zrobiła na miejscu bohaterów. Kiedyś powieści ukazywały dla mnie jednoznacznie dobro i zło. Od razu oceniałam i nie zmieniałam swojej oceny. "Szklany Miecz" jest książka, która udowadnia, że nie można zbyt pochopnie wyrażać swojego zdania i krytykować innych. Każdy popełnia błędy. Tymbardziej jeśli niektórych rzeczy nie można przewidzieć. Na każdej stronie czekała mnie nowa niespodzianka, która wielokrotnie szokowała. W dodatku cała powieść jest wyjątkowo dokładna. Nie pojawiają się w niej błędy logiczne, a jeśli nawet to ja ich nie zauważyłam, a miłuję się w wynajdywaniu takich małych kruczków. Jestem również zadowolona, że wątek romantyczny nie okazał się tak bardzo ckliwy jak w "Czerwonej Królowej". W pierwszym tomie miłość bohaterów zniszczyła całą opowieść. Była nieuzasadniona i irytująca. W tej części okazała się miłą odskocznią od problemów wielkiego świata i czułam, że jest rzeczywista. 

W powieści dzieje się niesamowicie wiele. Akcja gna, ale na szczęście nie męczy. Pozwala się wciągnąć oraz nadaje realności wydarzeniom. Jesteśmy świadkami zwykłej rozmowy, a za moment cały świat przewraca się do góry nogami. Bardzo mi się to spodobało, gdyż podobnie jest w życiu. Niektóre rzeczy pojawiają się z dnia na dzień i nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować. Victoria Aveyard idealnie obrazuje to.

Co do bohaterów mam wyjątkowo mieszane uczucia. Zacznijmy od tego, że nie lubię głównej bohaterki. Jest dla mnie papierową postacią, która bardzo mało wprowadza do mojego życia. Poza tym Mare okropnie mnie irytuje. Wspomniałam wcześniej, ze trudno jest ocenić jej postępowanie i nie jestem pewna, czy nie zrobiłabym identycznie. Jednak nie jestem w stanie poczuć sympatii do dziewczyny od błyskawic. Natomiast bardzo do gustu przypadł mi jej brat – Shade – oraz Farley. Są to postacie wyjątkowo barwne i nieprzewidywalne. Żałuję, że pisarka nie poświęciła im więcej uwagi. Mogłaby stworzyć z nich niesamowitych bohaterów, którzy na długo zapadliby w pamięć. Poza tym w całej powieści pojawia się bardzo dużo epizodycznych postaci, które wiele wprowadzają do fabuły. Tak naprawdę nie poznajemy ich, ale podświadomie czujemy, że odgrywają ważną rolę.

Cieszę się, że miałam okazję przeczytać "Szklany Miecz". Po przeczytaniu "Czerwonej Królowej" nie miałam wygórowanych wymagań, a tymczasem okazało się, że młoda pisarka poradziła sobie idealnie. Jeśli lubicie fantastykę i czytaliście pierwszy tom, zachęcam was do przeczytania kolejnego. Naprawdę jest tego warty.   


Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo platformie Woblink

PS: Książka dostępna na [LINK]