poniedziałek, 26 lutego 2018

Show na żywo – Mateusz Kocowski


Tytuł: Show na żywo

Autor: Mateusz Kocowski

Kategoria: Opowiadanie

Wydawnictwo: E-bookowo

Liczba stron: 30

Ocena: 9/10













Żyjemy w świecie, gdzie nie wszystko jest oczywiste. Znamy swoje moralne zasady, znamy zasady moralne innych ludzi i wiemy, co to jest bycie dobrym człowiekiem. Jednak mimo to przekraczamy najróżniejsze granice, zdając sobie sprawę, że nie powinniśmy. Nie czujemy przy tym wyrzutów sumienia ani też się nie wahamy. Tworzymy rozrywkę z cierpienia innych, nie zastanawiając się, czy to ma jakikolwiek sens. Czy nasz świat naprawdę musi tak wyglądać? 

Główny bohater znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Sam się na nią zdecydował, choć twierdzi, że nie ma innego wyjścia. Aczkolwiek w pewnym momencie zastanawia się, czy na pewno tak jest. W końcu oknami przecież też da się wyjść. Decyduje się na pewnego rodzaju teleturniej – show dla żądnej krwi publiczności. Słyszy rozemocjonowaną widownię, widzi innych uczestników i przypomina sobie, dlaczego biorą w tym udział. Zaraz się zacznie... Proszę Państwa, przed wami rosyjska ruletka...

Wielokrotnie już wam wspominałam, że bardzo rzadko czytam opowiadania. Lecz nie można zaprzeczyć, że stają się one obecnie coraz bardziej popularne. Są krótkie, dzięki czemu nie trzeba spędzać godzin nad książką, można za pomocą ich przekazać naprawdę wiele, często nawet kwintesencję naszego życia. Pewnie się zastanawiacie, dlaczego w takim razie tak rzadko je czytam. Odpowiedź jest wyjątkowo prosta – jest mało pisarzy, którzy są w stanie zmierzyć się z opowiadaniem. Oczywiście, że pewnie większość z nas ma jakieś próby za sobą. Są lepsze i gorsze, ale jest naprawdę mało osób, które są w stanie stworzyć coś wyjątkowego. Tym razem odważyłam się przeczytać "Show na żywo" Mateusza Kocowskiego. Czy pisarz poradził sobie z tym wyzwaniem?

Pomysł na opowiadanie według mnie jest nietuzinkowy, gdyż wcześniej nie miałam w ogóle styczności z rosyjską ruletką. Przyznam się wam, że musiałam się nieźle skupić, by przypomnieć sobie, na czym dokładnie ona polega. Wbrew pozorom raczej rzadko o niej się mówi. Jest to mocne opowiadanie, które jest przedstawione za pomocą show oglądanego przez miliony ludzi. Brzmi to banalnie, jednak przecież nie chodzi o sam program, tylko o to, co on mówi o nas oraz do jakich skutków prowadzi. 

Styl autor jest przyjemny, dlatego czyta się opowiadanie szybko i bezproblemowo. Przy tym nie czuć infantylizmu, do którego współcześni pisarze mają jakąś tendencję. Dzięki temu można spokojnie skupić się na fabule, która nie jest zbyt wymagająca, ale też nie jest irytująca. W opowiadaniu występuje narracja pierwszoosobowa, co jest idealnym wręcz posunięciem. Powoli jesteśmy wprowadzani w fabułę przez głównego bohatera, o którym nie wiemy prawie nic, ale ma się poczucie, że dogłębnie go poznajemy i razem z nim myślimy nad sensem tego wszystkiego. 

Jak już wspomniałam, pomysł wyjątkowo mi się podoba. Przedstawia coś więcej niż pozornie się przedstawia. Przyznam się wam, że mam ochotę usiąść tak jak w szkole i po kolei analizować pojedyncze fragmenty, by wyciągnąć z tego jak najwięcej. Na razie nawet nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam, co chciał nam przekazać Mateusz Kocowski. Podchodzi do tego z humorem, ale i cynizmem, przy tym nie bagatelizując tematu. W końcu wyobrażacie się ruletkę rosyjską jako jeden z programów, które oglądacie wieczorem w telewizji? Nic takiego jeszcze nie było. Tylko słowem kluczem jest jeszcze. Właśnie do tego dąży nasze społeczeństwo, a przy tym znajdują się ludzie tak zdesperowani, że biorą w tym udział. Czasami wydaje im się, że nie ma innego wyjścia, a innym razem chcą coś innym udowodnić. 

Cieszę się, że zapoznałam się z tym opowiadaniem,  bo jest naprawdę warte przeczytania i skłania nas do refleksji nad swoim postępowaniem i jego konsekwencjami. Coraz częściej próbujemy ich uniknąć, a nie powinniśmy. Polecam "Show na żywo" każdemu, kto nie boi się prawdy i jest przygotowany na mocny wstrząs. 

Za możliwość spojrzenia na nasz świat w inny, bardziej dramatyczny sposób dziękuję bardzo autorowi opowiadania – Mateuszowi Kocowskiemu  

sobota, 24 lutego 2018

Kobieta w oknie – A.J. Finn


Tytuł: Kobieta w oknie

Autor: A.J. Finn

Tłumaczenie: Jacek Żuławnik

Kategoria: Thriller

Wydawnictwo: W.A.B. 

Liczba stron: 416

Ocena: 8/10











Czasami mam wrażenie, że zbyt pochopnie oceniamy innych ludzi. Nie wiemy prawie nic o nich, a od razu wyrażamy swoje zdanie. Na czym je opieramy? Na plotce opowiedzianej przez dziesiątą osobę, na grze pozorów albo na ocenie teraźniejszej sytuacji, nie biorąc w ogóle pod uwagę przeszłości czy przyszłości? Jest to dość surowy sąd, ale myślę, że większość z nas właśnie tak się zachowuje. Przez to zapominamy o osobach, które potrzebują naszej pomocy i wręcz o nią błagają. Są tymi dziwakami, których się omija, przechodząc na drugą stronę ulicy. Dlaczego na to pozwalamy?

Anna ma pewien problem ze swoim zdrowiem psychicznym. Nie może wychodzić z domu, bo przytłacza ją całe otoczenie, przez co dostaje napadów niepohamowanej paniki. Już od dziesięciu miesięcy nie opuszcza murów swojej posiadłości i nie otwiera nawet okien. Takie życie nie jest jej wymarzonym życiem, ale musi sobie z tym poradzić. Dlatego całymi dniami ogląda czarno-białe filmy, gra w szachy, udziela porad na forum i za pomocą aparatu podgląda swoich sąsiadów. Doskonale zna ich codzienne rytuały i problemy, mimo że nawet nie zna wszystkich imion. To jej sposób na poradzenie sobie z własnym ja. Jednak wszystko się zmienia, gdy wprowadzają się nowi sąsiedzi. Zaczyna mieć na ich punkcie obsesję i z jeszcze większym zapałem obserwuje ich poczynania. Pewnego dnia widzi coś, czego nie powinna. Nie milczy, tylko stara się uratować ludzkie życie i wszystko wyjaśnić. Lecz kto uwierzy chorej psychicznie kobiecie, która bierze leki, jak się jej podoba i jeszcze w dodatku jest alkoholiczką? Ale Anna doskonale wie, co widziała...

Każdy, kto śledzi premiery książkowe, to wie, że "Kobieta w oknie" wywołała olbrzymie poruszenie wśród czytelników. Jest to bestseller, o którym mówi każda księgarnia, prawie każdy blogger i cała Polska. Zazwyczaj staram się unikać takich perełek, bo nastawiam się zbyt dobrze na nie, a okazuje się, że oddziaływanie reklamy jest silne, ale niekoniecznie prawdziwe. Tym bardziej że już spotkałam się z kilkoma raczej negatywnymi opiniami. Dlatego właśnie nie nastawiałam się na ten thriller jakoś  bardzo pozytywnie. Po prostu chciałam sprawdzić o co ten cały szum i jak ja odbiorę historię, która podobno zapiera dech w piersiach. Teraz jestem już po lekturze i jestem bardzo z tego powodu zadowolona. 

Jestem zachwycona tym, co wykreował autor. Jest to pewnego rodzaju pętla, bo dziwnie wygląda psycholog, który jest psychicznie chory, ale nadal stara się chociaż wirtualnie pomagać ludziom. Nie wiem, czy wam już wspominałam, ale od niedawna jestem studentką psychologii i taka literatura wyjątkowo mnie interesuje. Chcę pogłębiać swoją wiedzę i w sposób typowo naukowy, i przez właśnie takie książki. Dlatego pomysł przypadł mi od pierwszych stron do gustu. Poza tym przyciąga swoją niesztampowością. Spotkaliście się wcześniej z czymś takim? 

Styl autora również jest dobry, ponieważ wyróżnia się na tle innych i jest przy tym dopracowany, a to jest dla mnie ważne i zawsze zwracam na to uwagę w książkach. W dodatku występuje pierwszoosobowa narracja, która w tym przypadku wręcz doskonale się sprawdza. Dzięki niej mogłam dostrzec, w jaki sposób płynną myśli Anny i powoli poznawać przyczyny jej choroby. W końcu agorafobia nie bierze się znikąd

Tak jak wcześniej już wspomniałam – od pierwszych stron zastałam wciągnięta w całą historię. Wielokrotnie czytałam, że wszystko się rozkręca dopiero w połowie, więc byłam nastawiona na początkową nudę. W moim przypadku w ogóle tak nie było. Co prawda nie miałam przy sobie żadnych rozpraszaczy, bo akurat wtedy siedziałam samotnie przez kilka godzin w autobusie, ale nie czułam znużenia, co jest dużym plusem. "Kobieta w oknie" okazała się dla mnie w pewien sposób przewidywalna, ale zaraz i nieprzewidywalna. Na początku przyszedł mi pewien pomysł, który nawet się wydawał dobrym pomysłem, ale czym dalej czytałam, to dochodziła do wniosku, że to w ogóle niemożliwe. Końcówka mnie zaskoczyła, bo miałam rację. Pewnie niektórych czytelników zirytowałoby to, ale dla mnie było ciekawą mieszanką uczuć. Przy tym cała opowieść trzyma w napięciu i jest wyjątkowo ciekawa pod względem psychologicznym. To nie tylko pewien problem Anny, ale też innych ludzi, którzy nie chcą się nawet przed samym sobą przyznać, że jest coś nie tak z ich psychiką. 

Anna jest wyjątkowo specyficzną postacią. Czasami zachowywała się po prostu tak beznadziejnie, że moja irytacja sięgała zenitu. Mimo to polubiłam ją całym sercem. Miałam problem, żeby zaakceptować jej postępowanie, ale z czasem zrozumiałam ją i zaczynałam zdawać sobie sprawę, jakiej wagi jest to problem i z czym bohaterka musi się zmierzyć. Moją uwagę przykuł również David. Nie pojawiał się on często, ale wystarczająco by mnie zafascynować. Może nie jest to typowa postać do lubienia, ale na pewno wywołuje pewnego rodzaju sympatię. Ale jak już mowa o sympatii, to Ethan, czyli młody sąsiad Anny, sprawia, że wszyscy go lubią i chcą się nim zaopiekować. Miałam dokładnie takie same odczucia i zaczęłam go uwielbiać, choć przyznam, że Ethan też potrafi czasami zaskoczyć. 

Kobieta w oknie okazała się bardzo dobrym thrillerem. Takim, dla którego warto poświęcić trochę swojego czasu i razem z bohaterką poszukać odpowiedzi na trudne pytania. Przy tym nie jest książką wyłącznie dla rozrywki. Daje wiele do myślenia i właśnie to sprawia, że tak dobrze się ją czyta. 

Za możliwość poznania Anny, zrozumienia jej choroby, a przy tym możliwości rozwiązania ciekawej zagadki kryminalnej dziękuję bardzo księgarni Tania Książka

czwartek, 22 lutego 2018

Druga szansa – Marcie Steele


Tytuł: Druga szansa

Autor: Marcie Steele 

Tłumaczenie: Małgorzata Bartnowska

Kategoria: Literatura obyczajowa

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 336

Ocena: 3/10











Czasami jestem w melancholijnym nastroju i poświęcam wtedy dużo czasu na myślenie o życiu – moim, ale również innych ludzi. Ludzie są bardzo różni, ale łączy nas wszystkich zaskakująco wiele rzeczy. Mimo że czasami zdarzają się wyjątki osób bardzo spontanicznych, które nigdy nie planują ani nie myślą o tym, co będzie jutro, większość z nas dąży do pewnego rodzaju stabilności. Chcemy wiedzieć, że jutro pójdziemy do pracy czy szkoły, wieczorem wrócimy do domu, a tam będą te same osoby co zawsze. Prawdopodobnie odbędzie się nawet jakiś codzienny rytuał, który nie wiadomo skąd się wziął, ale funkcjonuje i to w dodatku bardzo dobrze. Czasami to wszystko staje się rutyną, ale rutyną dającą nam poczucie bezpieczeństwa. Gdy to wszystko nagle stanie pod wielkim znakiem zapytania, wpadamy w panikę i chcemy utrzymać nasze życie w ryzach. Jednak czy zawsze się da? W teorii życie musi każdemu dokopać – mniej czy bardziej, ale każdemu. Jaka jest praktyka? 

Riley od ośmiu lat pracuje w sklepie obuwniczym i nie zamierza tego zmieniać. Jest zadowolona ze swojej pracy i to właśnie ona daje jej satysfakcję i pewnego rodzaju możliwości. Jest kierowniczką dwójki swoich przyjaciół. Razem w trójkę tworzą zespół, który pokona każdą przeszkodę i dostarczy rozrywki oraz pomocy każdemu klientowi. Jednak nic nie może trwać wiecznie. Lada moment sklep może zbankrutować, a właścicielka ogłasza konkurs na najlepszego pracownika. Ma to zmotywować do pracy, ale naprawdę jest przyczyną tylko większych problemów. Riley wykorzystuje całą swoją kreatywność, żeby uratować swoje ukochane miejsce pracy. Lecz nie jest to takie łatwe, gdy szefowa jest zamknięta na wszystkie oryginalne pomysły, a młoda kobieta musi radzić sobie z widmem utraconego mężczyzny, który ją wykorzystał i oszukał. Na szczęście pojawia się ktoś nowy – ktoś, kto może diametralnie zmienić życie kobiety. Czy Riley odnajdzie miłość życia? Czy uda się jej uratować sklep obuwniczy? Co przyniesie niepewna przyszłość?

Ostatnio książki dla kobiet są dla mnie odskocznią od życia. Kiedyś dość ostro je krytykowałam. Twierdziłam, że są nudne i że nie ma sensu czytać zwykłych historii, gdy można przenosić się do świata fantastyki albo szukać morderców w kryminałach. Ale czym jestem starsza, to tym bardziej widzę, że to tylko moja niedojrzałość i pewnego rodzaju ignorancja. Nie twierdzę, że każdy czytelnik powinien się lubować w literaturze obyczajowej, ale na pewno dać jej szansę i poszukać drugiego dna. Dlatego właśnie tym razem zdecydowałam się na "Drugą szansę" Marcie Steele. Podejrzewam, że przyciągnęła mnie okładka, która kojarzy mi się z książkami Amandy Prowse. A te dobrze wspominam, więc podejrzewam, że dlatego oddziaływanie było tak wielkie. Jak na tym wyszłam? 

Szczerze mówiąc, to chyba sobie nie przypominam, żebym spotkała się w powieści ze sklepem obuwniczym jako głównym wątkiem, co jest u mnie na duży plus. Lubię, jak pisarze nie boją się ryzykować i tworzyć coś nowego albo chociaż rzadko spotykanego. To mówi o sporej odwadze. Szkoda tylko że cała ta konstrukcja nie przypadła mi do gustu. Byłam pozytywnie nastawiona i trochę się zawiodłam. Nie należę do kobiet, które mają obsesję na punkcie obuwia, ale szpilki ubóstwiam. Trochę liczyłam, że one odegrają większą rolę, ale zostałam zaskoczona i wbrew pozorom mało w książce jest o samych butach. Gdyby cała historia została dokładniej wykreowana, a potencjał książki wykorzystany, na pewno niesztampowość robiłaby o wiele większe wrażenie.

Styl pisarki to chyba największy minus całej opowieści. Jest po prostu bezbarwny i miejscami zbyt prosty, dziecinny. Podchodziło mi to pod infantylność. Dialogi często okazywały się nienaturalne i w ogóle nieistotne, co mnie wyjątkowo irytowało. Miałam wrażenie, że w rozmowach ze swoimi rówieśnikami nasz język jest o wiele bardziej wyrafinowany. A zapewniam was, że mając dwadzieścia lat, mało kto zwraca uwagę na to, jak mówi, jeśli akurat nie ma takiej konieczności. Dlatego jestem wręcz oburzona stylem autorki.

Tak naprawdę to już teraz wam przyznam, że chyba w tej recenzji będę narzekała na tę książkę. Sama fabuła również okazała się wyjątkowo nudna i po prostu do bólu przewidywalna. Zaczynając czytać tę historię, mogłabym stwierdzić, jak ona się zakończy. Jest to typowy schemat – ograniczony pod każdym względem. Sklep i jego możliwe zamknięcie były głównym motywem, które dla mnie okazał się słaby i niegodny uwagi. Jasne, że zdarzały się wątki poboczne, ale nie były one zbyt ciekawe. I jeszcze jedna rzeczy, która sprawiała, że dostawałam białej gorączki – media społecznościowe, dosłownie wszędzie! Miałam czasami wrażenie, że życie bohaterów odbywa się wyłącznie na twitterze. Rozumiem, że w tych czasach jest to bardzo popularne, choć akurat w moim otoczeniu ten portal jest już w zapomnieniu, ale Riley i nie tylko ona przykładała olbrzymią wagę do tego, co tam się dzieje. Nie neguję tego, bo w książce zdarzały się wyjątkowo smutne sytuacje dotyczące właśnie jej, ale te codzienne niekiedy były zbyt wyolbrzymiane.

Zastanawiam się, czy moja negatywna opinia nie wynika bardziej z faktu, że nie cierpię Riley. Jej charakter w ogóle nie przypadł mi do gustu i podejrzewam, że w realnym życiu od takiej osoby trzymałabym się raczej daleko. Była po prostu sztuczna, a jej miłości, które miały odgrywać olbrzymią rolę, a przynajmniej tak myślę, były dla mnie rachunkami matematycznymi – warto czy nie warto?. A jak na pewno dobrze wiecie, to w miłości w ogóle o to nie chodzi. Natomiast pozostali bohaterowie byli papierkowi i jak dla mnie rozmyci. Byli, mieli swoje mniejsze i większe problemy, ale jakby ich nie było. Chyba jedynym bohaterem, który przypadł mi do gustu, był Cooper. Miał w sobie to coś i było widać, że się starał, ale pokazywał przy tym swój charakterek.

Druga szansa na szczęście pod względem tematyki okazała się o wiele ciekawsza. Szkoda tylko, że Marcie Steele nie wykorzystała tego. Książka porusza tak ważne tematy, jak żałoba, miłość czy obecnie zniesławiony hejt. Przyjaciółka Riley – Sadie – nie mogła sobie poradzić ze śmiercią męża. Ten wątek mnie zaciekawił, więc gdyby nie spłycenie go, byłby ciekawy do przemyśleń i wywoływał wzruszenie. Podoba mi się dla odmiany też fakt, że w ostatecznym rozrachunku miłość jest również ukazana z różnych perspektyw, co czytelnikowi przypomina, że to niezwykłe uczucie nie dotyczy wyłącznie par.

Mam ambiwalentne odczucia po tej lekturze. Na pewno nie jest tak, że żałuję, że ją przeczytała. W pewnym sensie była ciekawym doświadczeniem, ale jak sami widzicie, prawie wcale nie widziałam w niej zalet. Na pierwszy plan wychodziły drażniące oczy wady. Ktoś mnie ostrzegł, żebym nie nastawiała się na wymagającą książkę, bo jest raczej lekka i przyjemna. Właśnie dlatego myślałam, że na szybko przeczytam miłą obyczajówkę. I tak się zawiodłam. Jednak nie odradzę jej wam, bo ma w sobie pewien potencjał i myślę, że osoby mniej sceptyczne dostrzegą go i przy okazji zauważą w powieści coś więcej niż ja.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję księgarni Tania Książka


czwartek, 15 lutego 2018

Wspomnienia z martwego domu – Fiodor Dostojewski


Tytuł: Wspomnienia z martwego domu

Autor: Fiodor Dostojewski

Tłumaczenie: Józef Trietriak

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG

Liczba stron: 224

Ocena: 9/10











Nasze wspomnienia są ulotne. Pojawiają się szybko i niespodziewanie, ale tak samo odchodzą – wtedy gdy w ogóle się tego nie spodziewamy. Nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić. Możemy tylko je przekazywać dalej i spisywać, by pozostały utrwalone. Jednak są też takie wspomnienia, które nigdy nie odchodzą, choć bardzo tego pragniemy. One potrafią niszczyć, ale dają też motywację i pozwalają na naukę. Czy warto dla nich się poświęcać? 

Fiodor Dostojewski w 1849 roku został skazany na karę śmierci za przynależność do Koła Pietraszewskiego. Jednak los chciał, by Dostojewski żył i pisał dalej, dlatego car w ostatniej chwili zmienia wyrok na skazanie na katorgę połączoną z ciężkimi robotami. Słynny pisarz spędza tam cztery lata, o których nam opowiada właśnie we "Wspomnieniach z martwego domu". Wciela się w postać szlachcica skazanego za zabójstwo żony i opowiada, jak naprawdę wygląda tam świat. 

Gdy wreszcie ta książka trafiła w moje ręce, byłam niesamowicie podekscytowana. Dotychczas czytałam tylko "Zbrodnię i karę" tego autora, ale byłam zachwycona tą lekturą. Do dzisiaj uważam ją za jedną z najlepszych powieści, jakie kiedykolwiek czytałam. Dostojewski potrafił stworzyć psychologiczny obraz Roskolnikowa w rzeczywisty sposób, co jest dla mnie mistrzostwem. O innych jego książkach również słyszałam same pozytywne opinie. Dlatego zaplanowałam przeczytać je wszystkie, a ta książka tylko mnie do tego zachęca. Tym bardziej że wspominał o niej Gustaw Herling-Grudziński w "Innym Świecie". To jest właśnie ta historia, która dała nadzieję Natalii i Gustawowi w lagrach rosyjskich. 

Klasyka jest bardzo rzadko czytana, co martwi mnie. Choć sama nie należę do osób, które poświęcają jej dużo czasu. Niestety nie ma pochlebnej opinii i nawet nie jestem w stanie określić czemu. W końcu są to najczęściej bardzo wartościowe książki, które zmieniały świat literatury. Kiedyś to one dyktowały warunki. A teraz mało kto je docenia. Tak naprawdę powoli zostają zapominane, nad czym każdy prawdziwy czytelnik powinien ubolewać. 

Styl Dostojewskiego to czysty geniusz, który podziwiam całym sercem. Aczkolwiek jest on na tyle specyficzny i trudny, że nie każdemu przypadnie do gustu. Może jeszcze nie powinnam wygłaszać takiej opinii, ale jest wyjątkowo charakterystyczny dla jego powieści. Gdy zaczęłam czytać, przez chwilę myślałam, że cofnęłam się w czasie i czytam "Zbrodnię i karę". Poczułam się przez to jeszcze bardziej podekscytowana i od razu wciągnęłam się w tę traumatyczną historię. Wszystko w niej dzieje się powoli i spokojnie. Nie ma nagłych zwrotów akcji, a codzienne wydarzenia są opisywane barwnym i kunsztownym językiem, który tak bardzo lubię. Jest to trudny język, ale paradoksalnie przy tym przyjemny. 

Cieszę się, że fabuła tak naprawdę opowiada o losach Dostojewskiego. Nigdy wcześniej nie zagłębiałam się w biografię pisarza, więc niewiele o nim wiedziałam. A w tej opowieści można sobie wyobrazić, kim był, jak postrzegał świat i co nim kierowało. Na pewno nie będzie to nawet namiastka rzeczywistości, jednak zawsze jakieś zaczepienie, które daje nam wyobrażenie słynnego pisarza. W dodatku każde najmniejsze wydarzenie jest opisane w bardzo dokładny sposób, więc możemy to zobaczyć jego oczami. Nigdzie mu się nie śpieszy, więc i nam nie powinno. Dzięki temu możemy się dowiedzieć o wielu ciekawych rzeczach, na które normalnie nikt nie zwraca uwagi. 

Tematyka, mimo że jest to pewnego rodzaju autobiografia, również wydaje się być niezwykle istotna. Zwykle skupiamy się na rewolucji, wojnach światowych, a nie zwracamy uwagi, co działo się poza tym. Dzięki "Wspomnieniom z martwego domu" możemy zobaczyć, jak wyglądały ówczesne więzienia, życie na katordze. A jest ono naprawdę ciężkie i dość specyficzne. Wiele faktów zaskoczyło mnie. W dodatku pogłębiłam swoją wiedzę historyczną, z czego bardzo się cieszę. 

Wspomnienia Dostojewskiego powinien przeczytać każdy i przynajmniej spróbować zrozumieć, jak wtedy żyli ludzie i jakie zasady panowały. Tym bardziej że jest to opisane w niezwykły i subtelny sposób, który nie odstręcza jak większość takich książek. 


wtorek, 13 lutego 2018

Kłamca – Jakub Ćwiek


Tytuł: Kłamca

Autor: Jakub Ćwiek

Cykl: Kłamca

Tom: I

Seria: Kuźnia Fantastów

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 272

Ocena: 8/10







Wszyscy znamy zasady panujące na naszej Ziemi. Są one nam wpajane od najmłodszych lat do tego stopnia, że nawet nie zdajemy sobie sprawy, że cały czas jesteśmy im posłuszni i na każdym kroku zwracamy uwagę, czy ktoś inny ich przypadkiem nie łamie. A co robimy, gdy ktoś to jednak robi? Od razu staramy się doprowadzić go porządku i dać mu jasno do zrozumienia, że więcej razy nie może się to powtórzyć. Brzmi to trochę jak antyutopia, a przecież to my sami się na to zgodziliśmy. Dlaczego? Bo dzięki temu możemy czuć się bezpiecznie, możemy zapanować nad chaosem, który w innym przypadku byłby naszą domeną, możemy wierzyć, że świat przynajmniej w małej części stara się być sprawiedliwy. Jest to godna cena. Ale czy na pewno? 

Dawno, dawno temu odbyła się wielka bitwa pomiędzy aniołami boskimi i bogami nordyckimi. Archaniołowie pełni mocy zmietli z rzeczywistości świat mitologii skandynawskiej, by już nigdy nie mieszał ludziom w głowach. Chrześcijaństwo wygrało i właśnie wtedy wszystko powinno stać się dobre. Tylko nikt nie przewidział, że nasze wymarzone Niebo wygląda całkowicie inaczej niż nam obecnie się przedstawia. Aniołowie poza mocą okazują się tak samo ludzcy, co oznacza, że mają swoje pragnienia, wady, zalety i identycznie ulegają pokusom. Czasami też nie do końca grają fair play. W tym momencie wkracza nie kto inny jak sam bóg kłamstwa – Loki. Ta mityczna postać zawsze wygrywa, więc mimo tego że nie powinna istnieć nadal jest i to na całkiem zaskakujących warunkach. Kłamca jest człowiekiem archaniołów, człowiekiem od brudnej roboty. Co to naprawdę oznacza? 

Myślę, że autora tej książki nie trzeba wam przedstawiać. Od wielu lat zyskuje popularność na polskim rynku, a jego dzieła zbierają same pozytywne opinie. Ostatnio stwierdziłam, że uważam się za taką wielką fankę fantastyki, a prawie w ogóle nie znam polskiej prozy fantasy. Przygoda z "Wiedźminem" okazała się jedną z najlepszych w moim życiu, więc dlaczego nie miałoby tak być z pozostałymi naszymi rodakami. W końcu nie tylko Sapkowski jest pisarzem. Tak doszłam między innymi właśnie do Jakuba Ćwieka i jego "Kłamcy". Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać, dlatego z olbrzymią fascynacją zaczęłam czytać tę książkę. Przyznam wam się na wstępie, że w ogóle mi się nie podobała – do czasu... 

Sam pomysł jest po prostu tak olbrzymim plusem, że tak naprawdę chyba pozostałych aspektów książki nie trzeba wam opisywać, choć i tak to zrobię. Dotychczas nigdy nie spotkałam tak oryginalnego połączenia najróżniejszych wątków, motywów. Jest to cieniutka powieść, ale zawiera w sobie wyjątkowo dużo. Byłam aż tym zaskoczona. Zadawałam sobie pytanie, jak to możliwe. Żałuję tylko trochę, że pisarz jednak nie do końca wykorzystał potencjał. W końcu wyobraźcie sobie – wojna między religiami, mitologiami i odwrócone postrzeganie chrześcijaństwa i przede wszystkim aniołów. Wielkie pole do popisu i tyle możliwości. 

Jakub Ćwiek pisze w sposób wyjątkowo lekki i przyjemny, co pozwala przeczytać książkę bardzo szybko i wynieść z tego wiele satysfakcji, gdyż czasami miałam wrażenie, że to wszystko to jedna olbrzymia ironia. Dlatego trzeba było się skupiać na tym, co się czyta. Uwielbiam właśnie takie powieści. W dodatku język, jakim operuje pisarz, jest bardzo charakterystyczny, dzięki czemu z przyjemnością będę zapoznawać się z kolejnymi jego dziełami i mam nadzieję, że będę się czuła wtedy tak, jakbym wracała do domu. 

"Kłamca" ma chyba tylko jedną wyraźną wadę, a jest nią totalny chaos. Wspomniałam wcześniej, że książka na początku w ogóle mi się nie podobała i to wynika właśnie z tego. Nie mogłam zrozumieć, o co chodzi, co się dzieje. A akurat na mitach dość dobrze się znam, więc nie wyobrażam sobie, jakby mogła połapać się w tym wszystkim osoba, która raczej nie posiada wiedzy na ten temat. Wydarzenia działy się w zastraszającym tempie, imiona przeplatały się z najróżniejszymi mitologiami. Naprawdę to dość skomplikowane. Jednakże ostatecznie historia składa się w jedną spójną całość i ukazuje sprawy, na których się zazwyczaj nie skupiamy. 

I jedno trzeba przyznać całej opowieści – jest niezwykle zabawna. Wielokrotnie śmiałam się, czytając niektóre fragmenty, a jeszcze częściej uśmiechałam, patrząc co tym razem Loki kombinuje razem z archaniołami. A potrafili czasem całkiem nieźle zaskoczyć. W dodatku jest to humor czarny, który wprost ubóstwiam, więc to dla mnie była przednia rozrywka. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że nie  każdemu może przypaść do gustu.

Uniwersum jest dla mnie pełnowymiarowe, choć ma tę wadę, że nie do końca jest teraz przedstawione, ale tak naprawdę nie uznaję tego za wadę, gdyż mam przeczucie, że w kolejnych tomach pozostałe wymiary całego tego świata są lepiej ukazane i razem tworzą spójną całość. W dodatku cały czas będę się zachwycać nad tymi nietypowymi i dość odważnymi połączeniami.

I dochodzimy do bohaterów, którzy są wprost niesamowicie wykreowani. Są to postacie o niepowtarzalnych charakterach i w pewnym sensie karykaturalnych. Ćwiek powołał do życia osoby, które są z krwi i kości, mimo że zarazem są legendami dla większości z nas. Loki mnie zaskoczył, ponieważ spodziewałam się całkowicie innej postaci. Nie zwróciłam uwagi, gdy brałam książkę do ręki, kto jest tytułowym Kłamcą i właśnie przez to byłam zaskoczona. Jednak nie jest to negatywne odczucie. Teraz go uwielbiam i nie wyobrażam sobie, że kto inny mógłby się odnaleźć w tej roli. Polubiłam też trochę Gabriela, który również jest specyficzny i czasami szokowało mnie jego zachowanie. Wiedział zawsze, jak się zachować w odpowiednim momencie, ale umiał też się bawić. Natomiast Rafael jest kimś, kto wprost mnie urzekł. Prawie się nie pojawia w tym tomie, ale te krótkie epizody są tak tajemnicze, że dla mnie nie ma wątpliwości, że to wielka zapowiedź bliższej znajomości z tym archaniołem.

Tematyka wbrew pozorom jest wyjątkowo poważna i warto spojrzeć na całą historię jak na jedną, wielką metaforę mówiącą o naszym świecie. Uderza to w różne religie, więc gorliwym chrześcijanom odradzam tę książkę, gdyż mogliby poczuć się urażeni, delikatnie mówiąc. To właśnie ta najlepiej znana nam religia jest wyciągnięta na pożarcie rekina. Ale mam odczucia, że tu nie chodzi o to, kto w co wierzy albo nie wierzy, tylko o to jak nasze zachowania wpływają na losy innych i całego naszego świata. "Kłamca" to również historia o skomplikowanych losach przyjaźni i miłości. Pewnie już sami poczuliście na własnej skórze, że w końcu świat nie jest tylko czarno-biały.

Powieść Jakuba Ćwieka mimo mojej początkowej niechęci okazała się naprawdę wspaniałym początkiem mojej przygody z polską fantastyką. Jest kontrowersyjna i rozbudowana, a przy tym pełna delikatności. Polecam ją wszystkim fanom tego gatunku i innym czytelnikom również. 

niedziela, 11 lutego 2018

Najmroczniejszy sekret – Alex Marwood


Tytuł: Najmroczniejszy sekret

Autor: Alex Marwood


Tłumaczenie: Rafał Lisowski

Kategoria: Kryminał

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 416

Ocena: 8/10










Mówi się, że każda rodzina ma jakąś mroczną tajemnicę, która ma nigdy nie ujrzeć światła dnia codziennego. Dlatego jest to temat tabu, o którym nigdy się bez powodu nie rozmawia, a ludzi spoza kręgu nie wprowadza się nawet w fakt jego istnienia. Brzmi to naprawdę przerażająco i podejrzewam, że każdy z nas przeszukuje teraz swoje wspomnienia albo odpycha niechciane myśli. To czy tak jest w rzeczywistości zostawiam bez odpowiedzi. W końcu wszyscy potrafimy w zależności od własnych rodzin odpowiedzieć na to pytanie. Jednak mimo to na pewno ciekawość wygrywa i chcielibyśmy się dowiedzieć, jakie trupy w szafie mają inne rodziny. 

Coco i Ruby są trzyletnimi bliźniaczkami, które żyją w luksusie i dostają pełną opiekę swoich rodziców oraz niani. Tak mogłoby się pozornie wydawać. Jednak świat biznesmenów jest abstrakcyjną rzeczywistością, która rządzi się własnymi zasadami. Tworzy pozory szczęśliwych małżeństw, rodzin, a tak naprawdę funduje swoim bliskim koszmar. Tak jest też w przypadku rodziny Seana. Pełna tajemnic i udawanych uprzejmości. Lecz wszystko zostaje odwrócone do góry nogami, gdy Coco znika. Do gazet trafiają jej zdjęcia, cała rodzina i przyjaciele starają się wywołać jak największą falę poszukiwań. Co tak naprawdę stało się z Coco? Czy dziewczynka odnajdzie się? I co ukrywają najróżniejsi członkowie rodziny?

O Alex Marwood słyszał chyba każdy fan kryminałów i wiele innych osób. Gdy wchodziły jej pierwsze książki, to świat kryminałów w pewnym sensie się zmienił. Nawet ja to zauważyłam, a nie jest to moją domeną. Autorka otrzymała nagrodę Allana Edgara Poe, a nie jest to byle co. Sama bardzo szanuję tego pisarza i co jakiś czas odkrywam jakieś nowe jego opowiadanie. Aż dziw, że tyle ich napisał. Jednak wracając do naszej pisarki, to nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej jej książki. "Najmroczniejszy sekret" jest moją pierwszą i muszę przyznać, że jestem naprawdę usatysfakcjonowana tym, co dostałam. 

Muszę wam przypomnieć, że bardzo rzadko czytam kryminały. Lubię ten gatunek, więc to może się wydawać dziwne. Jednakże w tym przypadku nienawidzę wprost poświęcać swojego czasu na słabe zagadki kryminalne, które nie są ani ciekawe, ani oryginalne. A takich niestety jest dużo. I w dodatku te rozległe wprowadzenia... Są wyjątkowo irytujące, choć wiem też, że potrzebna, gdyż inaczej nie bylibyśmy w stanie zrozumieć zawiłości całej historii. Kryminał to dla mnie płynny temat, stąd wynika moja słaba znajomość tego gatunku. 

Jednak "Najmroczniejszy sekret" pozytywnie mnie zaskoczył, ponieważ okazał się całkowicie inny. Oczywiście na początku byłam znudzona, ale zauważyłam, że coraz częściej mam problemy z przebrnięciem przez początkowe fazy najróżniejszych książek. Mimo właśnie nudy książka okazała się bardzo ciekawa i oryginalna. Nie mieliśmy na wstępie morderstwa i załamanego detektywa, który wszystko w mig rozwiąże. To mnie przekonało, tym bardziej że autorka wykorzystała cały potencjał tej historii i jej przebieg był dla mnie wprost idealny. Rzadko się zdarza, że jestem tak dobrze nastawiona do pomysłu. 

W dodatku styl autorki jest przyjemny, co tylko ułatwia czytanie i pozwala się wciągnąć w świat tajemnic. Przy tym na szczęście nie jest zbyt prosty i infantylny. Razem tworzy to przejrzystą i bardzo łatwą w odbiorze treść. W tym przypadku jest to olbrzymi plus. Pisarka wykorzystując dobrze dobrane słowa i zgrabną składnię, pozwala nam się przenieść do wykreowanej przez nią rzeczywistości i razem z nią zaglądać pod dobrze ukryte zasłony sekretów. 

Chyba będę pod niebiosa wychwalać warsztat Marwood, ponieważ jest naprawdę wyjątkowo dobry i już dawno nie miałam styczności z tak dobrze napisanym kryminałem. Mam wrażenie, że każdy najmniejszy szczegół jest dopracowany. A jeszcze pewna specyfika fabuły potęguje to uczucie. To wszystko wydaje się takie oczywiste i przewidywalne, a w rzeczywistości w ogóle takie nie jest i tu zostałam zaskoczona. Co prawda nie było efektu "wow, to jest inaczej niż myślałam", ale powoli sobie uświadamiałam, że dałam się nabrać i zresztą nie tylko ja. W dodatku wydarzenia biegną dwutorową ścieżką. Mamy ukazaną przeszłość, kiedy zaginęła Coco i konsekwencje tego po wielu latach. Dzięki tej kompozycji dostajemy najróżniejsze możliwości. Tylko jedna jest prawdziwa, ale ludzie czasami się mylą i nie chcą usłyszeć prawdy. 

Najbardziej ze wszystkich polubiłam chyba Milly. Na początku nie byłam do niej przekonana, bo wydawała mi się zbyt pewna siebie, zbyt pyskata i zarozumiała. Miałam wrażenie, że nic nie robi w życiu. Tak w pewnym sensie właśnie jest – nie robi nic w życiu, ale robi coś ze swoimi życiem. To dyskretna różnica, ale jednak jest. Gdy dziewczyna musi zmierzyć się z rodzinną tragedią, jej tok myślenia się zmienia, a ona widzi więcej możliwości. Zresztą Milly nie jest jedyną ciekawą postacią w tej książce. Moją uwagę również przyciągnął Sean, czyli ojciec dziewczyny i zarazem bliźniaczek. Nie zyskał mojej sympatii i ci, co czytali książkę, pewnie dobrze wiedzą dlaczego. Jednak jest on wyjątkową postacią pod względem kreacji psychologicznej i właśnie to mnie tak zainteresowało. W "Najmroczniejszym sekrecie" jest jeszcze wiele ciekawych bohaterów, którzy są niepowtarzalni i wprost genialnie wykreowani. 

Cieszę się, że zapoznałam się z twórczością Alex Marwood, bo była to naprawdę ciekawa przygoda i zarazem fascynująca oraz przerażająca historia. Na pewno zapoznam się z innymi książkami autorki. Mam nadzieję, że zrobią one takie samo dobre wrażenie jak "Najmroczniejszy sekret". Tymczasem zachęcam was do zapoznania się właśnie z nim.