środa, 25 listopada 2020

Syryjska legenda – Wojciech Kulawski

 


Tytuł: Syryjska legenda

Autor: Wojciech Kulawski

Kategoria: Sensacja

Wydawnictwo: Wydawnictwo CM

Ocena: 7/10








Wojna niosła ze sobą falę śmierci, cierpienia, zniszczenia i dehumanizacji. To był moment, gdy ginęli masowo niewinni ludzie i gdy całe kultury upadały. Wraz z kulturami odchodziła też bardziej estetyczny część naszego istnienia. Płonęły książki, niszczono zabytki, kradziono dzieła sztuki... To była również zagłada dla całokształtu sztuki. Po latach coraz więcej osób chciało odnaleźć to, co zaginione i zapomniane. Naziści wywieźli z Europy całe dorobki kultury. Ile ich odnaleziono? Ile odzyskano? A ile na zawsze zostanie ukrytych? Nigdy nie interesowałam się tą tematyką na tyle mocno, by znać dokładne statystyki. Jednak jednego jestem pewna – niezależnie od strony konfliktu, zbyt wiele straciliśmy. 

Mark dostaje od swojego umierającego przyjaciela wskazówki, które mają go doprowadzić do starych stronic. Wedle ustaleń znajdują się na nich kolejne podpowiedzi, ale tym razem prowadzące do zrabowanych przez hitlerowców dzieł sztuki. To niezwykła okazja, by światło dzienne ujrzały ponownie arcydzieła mistrzów. Tak swój początek rozpoczyna wyprawa archeologów, którzy z całą swoją wiarą i wytrwałością zamierzają odnaleźć je, nie zważając na żadne niebezpieczeństwa. Czy uda im się to? Co niesie ze sobą Syria? Kim tak naprawdę jest Mark i czy chodzi tylko o zaginione obrazy? Pytań tak wiele, a odpowiedzi z każdym dniem coraz mniej. 

Jest to moje drugie spotkanie z twórczością autora. Pierwsze okazało się niesamowicie przyjemne i pełne fascynacji. Z tego właśnie względu miałam dość duże oczekiwania co do najnowszej książki Wojciecha Kulawskiego – "Syryjskiej legendy". Sam opis wskazuje, że tym razem nie będzie to kryminał, ale powieść pełna akcji, zagadek i pościgu za zaginionym. Rzadko czytam tego typu opowieści, jednak w żadnym razie nie oznacza to, że ich nie lubią. Po prostu sprawiają mi większą przyjemność co jakiś czas, a nie notorycznie. Czy ta książka spełniła moje oczekiwania? Jak myślicie? 

Podoba mi się pomysł, który pozornie nie wydaje się jakoś bardzo oryginalny. Zafascynowanie takimi historiami już dawno osiągnęło swój szczyt. Lecz czym dalej w powieść, tym bardziej okazuje się, że to motyw wydaje się dość konwencjonalny, ale przy płynnych zabiegach i pomysłowości pisarza nabiera nowego znaczenia, by zaskoczyć czytelnika niesztampowością. 

Tak samo mogę Was zapewnić, że styl autora od samego początku pozwala wciągnąć się w fabułę i prowadzi nas poprzez zawiłe intrygi i zagadki. Przede wszystkim jest dopracowany i bardzo plastyczny, co daje wraz z lekkością pióra ciekawe i swobodne połączenie. To wszystko w otoczce pewnego rodzaju unikatowości i tak dochodzimy do mojego olbrzymiego szacunku i wskoczenia do listy moich ulubionych stylów pisarzy. 

Jednak w "Syryjskiej legendzie" liczy się fabuła – zaskakująca i pełna akcji. Muszę z sercem na ręku przyznać, że zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona, co jest nie lada osiągnięciem, patrząc, że od samego początku miałam dobre nastawienie. Jest to powieść dla czytelników, którzy uwielbiają akcję rozwijającą się. Historia rozpoczyna się intrygująco, ale z każdym nowym wydarzeniem nabiera tempa, by ostatecznie okazało się ono zawrotne. Osobiście w pewnym momencie ten pośpiech nie do końca mi odpowiadał, ale zarazem to właśnie on sprawił, że z taką pasją przeczytałam powieść. Pisarz ukazuje nam spójną zagadkę, która inspiruje i pozwala na poszukiwanie rozwiązań. Mocno zbudowana sieć intryg i rozbudowanych wątków prowadzi przez wszelkie zwirowania. W żadnym momencie nie jest ograniczona do jednej tematyki, ale zapewnia czytelnikowi wielowymiarowość. 

Tematyka również wyróżnia się na tle znanych mi książek, ponieważ w sposób logiczny i bezpretensjonalny łączy lekki i emocjonujący wątek poszukiwania dzieł sztuki przez archeologów. Ale ma odwagę, by zejść na poziom mroczny i przerażający. Pokazać oblicze najgorszych ludzkich koszmarów i przypomnieć, że nasze bezpieczeństwo w żaden sposób nie oznacza bezpieczeństwa innych i nigdy do końca nie jest to stały stan. Czasami za złe decyzje, naiwność czy zwykły przypadek można zapłacić karę najwyższą. 

Jeśli miałabym znaleźć jakąś wadę, to stanowczo miałam problem z bohaterami. Dla jasności – bardzo ich polubiłam, w szczególności Tima. Lecz był potencjał, żeby ich historie były jeszcze bardziej rozbudowane, a oni sami lepiej dopracowani. Mój ukochany Tim był ukochany, bo był uroczy i lojalny. Ale chciałabym się dowiedzieć o nim jeszcze czegoś. Za to przypadła mi do gustu kreacja Marka, którego wprost nienawidziłam. Pisarz ukazał jego prawdziwy charakter, ale potrafił też ubrać go w maski. 

Niezmiernie się cieszę, że przeczytałam "Syryjską legendę". To była miła odmiana od moich tradycyjnych lektur. Niosła ze sobą tak potrzebną mi w obecnych czasach rozrywkę, ale nie pozwalała na puste oddanie się historii. W niej było coś o wiele więcej, lecz to musi odkryć sam czytelnik. Jeżeli tylko fascynują Was takie tematy, zapewniam, że będziecie bawić się przednio. 

Za możliwość przeżycia niesamowitej przygody bardzo dziękuję Autorowi książki – Wojciechowi Kulawskiemu


poniedziałek, 23 listopada 2020

Poufne – Mikołaj Grynberg

 


Tytuł: Poufne

Autor: Mikołaj Grynberg

Seria: Poza serią

Kategoria: Reportaż

Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarne

Ocena: 6/10







Codziennie na świecie trwa jakaś wojna. Codziennie na świecie giną ludzie w jakieś wojnie. Codziennie na świecie brakuje pokoju. Codziennie na świecie ktoś wspomina cierpienie wywołane przez jakąś wojnę. Można by stwierdzić, że w jakiś pokrętny sposób steruje naszym życiem. Na naszych terenach obecnie jest na tyle spokojnie, by nie obawiać się jej. Jednak wspomnienia drugiej wojny światowej nadal pozostają w ludziach. Jest już coraz mniej osób, którzy bezpośrednio brali w niej udział – to nic nie zmienia. Ona pozostaje w nas i jeszcze długo będzie niosła za sobą żniwo. Druga wojna to wspomnienie obozów koncentracyjnych i Holocaustu. Tego nie da się zapomnieć i nie da wymazać. Miliony ludzi mordowano, a ci, co przeżyli, zostali już na zawsze naznaczeni, by później znamię przekazać swoim dzieciom. 

Przed nami historia żydowskiej rodziny, gdzie wspomnienie ludobójstwa przejawia się w prawie każdym czynie, w prawie każdym powrocie do przeszłości, by następnie kolejne pokolenia nadal odczuwały to brzemię na sobie. Reportaż opowiada o drugim pokoleniu Żydów wojennych niosących za sobą nowe, wcześniej niezaobserwowane zjawisko. Jak czują się ludzie, których w czasie wojny jeszcze nie było na świecie, ale jest ona ich codziennością? Jak bycie Żydem i istnienie Holocaustu wpływa na młode osoby? 

Postanowiłam zapoznać się z tym reportażem w ramach poznawania nowych gatunków literackich. Bez wątpienia jest to dla mnie nowe doświadczenie, gdyż prawie zawsze swoje czytelnictwo kierowałam na tory powieści fabularnych albo literatury naukowej. Książki opisujące realne zdarzenia są mi nieznane. Przez wiele lat twierdziłam, że historie napisane przez życie w życiu powinny pozostać, a wyobraźnia została nam dana po tym, byśmy mogli ubarwiać naszą rzeczywistość. Nadal jestem przychylna swojej pierwotnej opinii, jednakże będąc starsza, nie mogę nie docenić i tej formy. Lecz wracając do tematu głównego, chciałabym tym razem skupić się na reportażu "Poufne".

Co do języka autora mam bardzo mieszane uczucia, ponieważ jego styl wykazuje się cechami, które bardzo cenię, ale ma też parę wad, których nie mogę pominąć. Przede wszystkim jest wyjątkowo charakterystyczny. Myślę, że na spokojnie można go nazwać unikatowym. Ten fakt od razu wywołał mój wielki szacunek. Tak samo jak dopracowanie językowe, które również wykazało lekkość pióra. To jest chyba moje wymarzone połączenie. Jednak czasami miałam wrażenie, że te wszystkie przedstawione historie są opowiadane przez mojego znajomego – pełne emocji i braku pohamowania. Olbrzymi chaos opierający się na założeniu, że przecież znamy cały kontekst i doskonale wiemy, o czym jest mowa. Niosłoby to ze sobą cudowne odczucia, gdyby czytelnik naprawdę wiedział o wszystkich koniecznych podstawach. 

Ogólnie cała fabuła jest przedstawiona bez tła i bez jakiekolwiek kontekstu. Na pewno nie wynika to z braku umiejętności pisarskich autora, tylko z jego zamiaru. Początkowo byłam zachwycona oryginalnością zabiegów pisarza, ale z czasem coraz bardziej gubiłam się w całości i nie do końca wiedziałam, o czym czytam. Bohaterowie nie mieli imion, nie było też żadnych odniesień. Trzeba było samemu wnioskować, kto jest kim i niestety właśnie w tym momencie wielokrotnie poległam i tworzyłam własną fabułę. Nie byłoby w tym nic złego, gdybym była w stanie nanieść jakąś logiczną linię wydarzeń, lecz z tym nie poradziłam sobie. Byłam w stanie myśleć wyłącznie o tym, że jest chaos, a ja tak bardzo potrzebuję porządku. 

Z tematyką książki nie spotykam się pierwszy raz, ponieważ już wcześniej zdarzało mi się słuchać o niej w podcastach i czytać wywiady z tym wątkiem. W taki sposób dowiedziałam się o istnieniu tej pozycji literackiej. Zaintrygowało mnie, że drugie pokolenie Żydów tak mocno może odczuwać wojnę. To oczywiste, że nie da się wymazać Holocaustu i na zawsze będzie wpływał na ludzi, a przede wszystkim na społeczność żydowską. Lecz zjawiska, które idą za tym zdziwiły mnie. Gdy wiem już więcej, wydaje się to oczywiste. Ale wcześniej nie spodziewałam się silnych zależności. Samo "Poufne" dla osób bez konkretnej wiedzy jest stanowczo zbyt mało wyraziste. Nie do końca wiedziałam, jak się odnaleźć w tej książce, więc myślę, że tym bardziej osoby, które w ogóle wcześniej nie wiedziały o istnieniu tego zjawiska, mogą mieć jeszcze większy problem. 

Mimo wad, jestem bardzo zadowolona, że zapoznałam się z tym reportażem. To zawsze nowe doświadczenie, które po raz kolejny popycha mnie, by odejść od wyuczonych schematów i co jakiś czas próbować nieznanych gatunków. Zarazem nawet wśród tak frustrującego mnie chaosu, zdobyłam nową wiedzę. Dlatego myślę, że jeśli kogoś interesują takie psychiczne aspekty pozostałości po czasach masowego ludobójstwa, jest to książka warta uwagi. 

czwartek, 12 listopada 2020

Zapasy z życiem – Eric-Emmanuel Schmitt


Tytuł: Zapasy z życiem

Autor: Eric-Emmanuel Schmitt

Tłumaczenie: Agata Sylwestrzak 

Seria: Cykl o Niewidzialnym

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: Znak

Ocena: 6/10






Do wielkości nie dochodzi się przez chwilę. Są to lata praktyki, gdzie dzień w dzień trzeba wytrwale ćwiczyć. Nie można pozwolić sobie na nieuzasadniony odpoczynek, na zwątpienie czy lenistwo. Jeśli chce się dokonać rzeczy trudnych lub wręcz niemożliwych, trzeba poświęcić wszystko. Poza latami ćwiczeń jest to też niesamowicie trudne wyzwanie dla psychiki. Momenty zawahania, zmęczenia albo niepewności swojej drogi mogą zbyt wiele kosztować. Przez całe swoje życie z pasją słucham historii o ludziach wybitnych. Mogę tylko ich podziwiać i doceniać siłę umysłu, ponieważ w sobie nie odnajduję takich pokładów ambicji, cierpliwości i wytrwałości. Historie te inspirują. Być może pomogą komuś odnaleźć samego siebie i również dokonać rzeczy niezwykłych. Jednak najważniejsze jest, że to one sprawiają, że chce się dążyć do czegoś wielkiego. Wiecie, te wszystkie osiągnięcia na skalę świata są fantastyczne, ale w życiu liczy się też wewnętrzna walka, której najczęściej nie widać. Wbrew pozorom osoba, która obiektywnie nie dokonało nic ważnego, w rzeczywistości przeszła drogę porażająco trudną i zrobiła postęp, o którym mało kto może pomarzyć. O tych ludziach też nie można zapominać. 

Jun od kilku lat mieszka w Tokio i sprzedaje wątpliwej renomy drobiazgi. Nauczył się, jak żyć w świecie, gdzie dominuje bieda, cierpienie i zapomnienie. Jest chłopcem wątłym i bardzo szczupłym, ale za to inteligentnym i sprytnym. Pewnego dnia poznaje człowieka, który widzi w nim grubego gościa. Jak łatwo się domyślić, nikt nie bierze tego na poważnie, a już na pewno nie sam Jun. Jednak sytuacja z dnia na dzień powtarza się, aż wreszcie nastolatek trzyma w ręku bilet na zawody sumo. Czy zdecyduje się na nie iść? Co rozumiał mężczyzna, mówiąc że Jun jest gruby? 

Schmitta cenię od momentu, gdy w moje ręce trafił "Oskar i Pani Róża". To była książka, która dogłębnie mną wstrząsnęła i mimo że byłam wtedy tylko małym dzieckiem, zmusiła do rozbudowanych refleksji. Do tej pozycji wróciłam po latach i z zachwytem stwierdziłam, że nadal robi na mnie tak oszałamiające wrażenie. Lecz pomiędzy było wiele powieści autora – czasami wpływały na moje zmysły i po raz kolejny za pomocą siły i szczegółowej analizy ludzkiego umysłu dawały nadzieję i zrozumienie. Innym razem rozczarowywały mnie. Dlatego nigdy nie wiem, czego spodziewać się po kolejnej pozycji pisarza. Zaczynając czytać "Zapasy z życiem", starałam się nie mieć żadnych oczekiwań. To trudne, ale w pewnym stopniu się udało. Jak tym razem wpłynęła na mnie książka? 

Historia Juna okazała się opowieścią opartą na utartym motywie dążenia do wielkości, jednak Schmitt ujął ją w niesztampowy sposób. Zwrócił uwagę, że to nie jest kolejna wyłącznie inspirująca historyjka, jak osiągnąć sukces, tylko pełnowymiarowe przedstawienie życia chłopca z ulicy. Za pomocą lekkiego pióra i niezwykłej płynności oddziaływał na wyobraźnię, by każdy czytelnik mógł znaleźć aspekt opisujący jego własne życie. 

Powieść przeczytałam na jednym wdechu, co niezmiernie pozytywnie na mnie wpłynęło. Zazwyczaj najlepiej odnajduję się w historiach długich, wręcz mozolnych, gdzie setki stron pozwalają mi na zrozumienie i docenienie kunsztu autora. Tymczasem Schmitt po mistrzowsku w krótkiej formie kondensuje najważniejsze aspekty, ale zarazem nie zarzuca nimi czytelnika tylko w harmonijny sposób sygnalizuje ich istnienie. Między innymi za to tak bardzo go cenię – potrafi się odnaleźć na kilkudziesięciu stronach, ale w jego twórczości można też odnaleźć powieści grube i równie dobre. Nie ogranicza się i ukazuje swoją plastyczność. To domena wybitnych pisarzy. 

Fabuła odbywa się w miejscu dla mnie nieznanym, dlatego nie wiem, jakie zasady kierują tym światem. I nie mam tutaj na myśli odrębnej kultury miejsca, tylko życie w świecie tak skomplikowanym, tak odmiennym od mojego. Jun dostaje wyzwanie – dojść do wielkości. Ale czym dla niego jest ta wielkość? Jaką drogę już przeszedł i jaka przed nim? Czy on w ogóle chce podjąć te wyzwanie? Pytań pojawia się wiele, a na odpowiedzi trzeba czekać cierpliwie i szukać ich miedzy wierszami. Nie będą oczywiste, nie będą podkreślone – można je tylko znaleźć we własnym umyśle. Opowieść o Junie to obraz powolnej, nienarzucającej się zmiany osobowości i odnalezienia w sobie pokładów wcześniej zapomnianych. A jak to zrobić, jak wszędzie znajduje się tylko brak zrozumienia i akceptacji? 

Sami bohaterowie są wykreowani wyłącznie pobieżnie, przez co poczułam rozczarowanie. Było ich na tyle mało, by każdy mógł mieć własne, dobrze umeblowane miejsce w książce. Tymczasem wszystko skupiło się tylko na Junie, więc trudno było dostrzec istnienie innych osób. Sam nastolatek to kwintesencja trudnego charakteru o pełnowymiarowej osobowości. Wywoływał we mnie podziw, bo nie miał nic wyidealizowanych bohaterów. Często jego wady wychodziły na pierwszy plan, ale i tak nie dało się go nie polubić. 

"Zapasy z życiem" są pełne przemyśleń zamkniętych między wersami. By je odnaleźć trzeba zaangażować swój umysł i duszę. Pozwolić na zapomnienie i dać się ponieść własnym emocjom. A to wszystko w otoczeniu problemów i cierpienia. Trzeba mieć siłę, by walczyć dalej. 

niedziela, 8 listopada 2020

Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów – Artur Schopenhauer

 

Tytuł: Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów

Autor: Artur Schopenhauer

Tłumaczenie: Jan Lenartowicz

Kategoria: Klasyka

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG

Ocena: 6/10








Uwielbiamy mieć rację! Myślę, że to fakt powszechnie znany i zbyt oczywisty, by tłumaczyć, dlaczego tak jest. Czasami jesteśmy w stanie zrobić wszystko, by przekonać swojego rozmówcę wyznającego innego poglądy do naszego własnego zdania. Czy jest ono prawdziwe? Czy pokrywa się z rzeczywistymi faktami? Odpowiedzmy sobie szczerze – kogo to obchodzi? Liczy się efekt, czyli nasza racja. Jednak gdy większość ludzi z taką pasją lubi ją mieć, trudno jest przebić się przez różnorodność argumentów i przekonać większą rzeszę ludzi. Trzeba mieć wrodzony talent do dyskusji lub trzeba wytrwale ćwiczyć tę sztukę. 

Dlatego dzisiaj przychodzę do Was z recenzją "Erystyki, czyli sztuki prowadzenia sporów". Tak się składa, że mam naturę przekorną, co oznacza, że nawet jeśli mój rozmówca ma stuprocentową rację, to coś we mnie wrze i musze udowodnić mu, że się myli. Wbrew pozorom trudne to życie, a ja rozmówcą dobrym na dodatek nie jestem. Stąd moja uwaga skierowana na tę książkę. I jeszcze to nazwisko... Schopenhauer nie jest lepszym pierwszym filozofem. Na przestrzeni lat swego życia, a później jeszcze długo po nim jego opinie fascynowały i intrygowały ludzi. Czy udało mu się nauczyć mnie wygrywać spory? Otóż nie...

Spodziewałam się, że język, z jakim będę musiała się zmierzyć, okaże się trudny. Nie był taki – był wybitnie trudny dla takiego laika jak ja. Cała składnia jest dla mnie tak nietypowym doświadczeniem, że byłam bardzo niemiło zaskoczona. Myślałam, że czytana przeze mnie literatura klasyczna już dawno ukazała mi całą gamę możliwości archaicznego języka. Niestety przyszedł czas, gdy i ja poczułam, że mnie całkowicie przerasta. Chyba największym problemem są obcojęzyczne słowa. Schopenhauer biegle posługiwał się zwrotami pochodzącymi z łaciny czy greki. Oczywiście pojawiły się przypisy tłumaczące te zwroty, ale i tak trochę mnie to przewyższyło. W efekcie czytałam i często traciłam wątek, a razem z nim koncentrację. Wielokrotnie musiałam wracać do poprzednich zdań. 

Co do treści też nie mam dobrych wieści, ponieważ dla osoby o małej wiedzy jest ona niezrozumiała. Wszystkie aspekty były dokładnie tłumaczone, jednakże w tak zawiły sposób, że rezultat był taki sam jak przed przeczytaniem... Byłam rozczarowana. Dla mnie było oczywiste, że nie przyswoję sobie całej wiedzy, ale byłam przekonana, że większość już tak. Tymczasem przez długi czas męczyłam się z tą książką i wielokrotnie odczuwałam po prostu nudę. Jednak nie chcę być zbyt surowa wobec tej lektury lub nawet samej siebie. Zdarzały się fragmenty, kiedy odnajdywałam się w treści i dowiadywałam nowych rzeczy. Czasami nawet wywoływały uśmiech na mojej twarzy. 

"Erystyka" jest pozycją unikatową, ale też wyjątkowo specyficzną. Moja recenzja wydaje się nieprzychylna, lecz nie taki jest mój zamiar. Uważam, że to stanowczo książka warta uwagi i niosąca za sobą wybitnie ciekawe doświadczanie. Jednakże czytelnik, który się na nią decyduje, powinien mieć o wiele bardziej rozbudowaną w tej tematyce wiedzę niż ja i nie podchodzić do niej ze zbyt dużą pewnością siebie. Jeśli czujecie się na siłach, by sprostać trudnemu językowi i zawiłym tłumaczeniom, może okazać się dla Was fascynująca. 

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu MG 


piątek, 6 listopada 2020

Między światłem a ciemnością – Oliwia Więcek

 

Tytuł: Między światłem a ciemnością

Autor: Oliwia Więcek

Kategoria: Literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Novae Res

Ocena: 5/10









Nasze życie jest ulotne. Niesie ze sobą wiele wspaniałych chwil, które będziemy wspominać do końca naszych dni, ale niesie również ze sobą mnóstwo cierpienia i goryczy. To paradoks konieczny, niezmienny, który można akceptować w momentach szczęścia lub gdy dzień wygląda tak jak poprzednie. Jednak gdy już czas na smutek i nieoczekiwany zwrot akcji w naszym życiu, większość ludzi nie może w sobie odnaleźć tych pokładów akceptacji. A co zrobić w sytuacji, kiedy na papierku dostaniemy podpisany wykaz naszej śmierci z przybliżoną datą odejścia z tego świata? W tym momencie prawdopodobnie ktoś na świecie dowiaduje się, że ma raka, a rokowania są tragiczne. Nie brzmi to przerażająco? Nie wywołuje wspomnień, gdzie część z nas musiała być w tamtym momencie przy bliskiej osobie? 

Julka stanęła przed obliczem śmierci. Pół roku – tyle jej zostało i nieprzewidziane są żadne zmiany. Chyba że te negatywne. Przez ten czas musi załatwić dużo spraw, by móc odejść w spokoju i z poczuciem przeżycia szczęśliwego życia. To wyzwanie trudne, ale możliwe do wykonania. Trzeba zacząć od tego, co się ma, by iść dalej i spełniać swoje ostatnie marzenia. Tak też robi nastolatka, tylko jeszcze nie wie, że czeka ją coś więcej niż mogła kiedykolwiek planować. Dni mijają szybko, a czas się kończy. Czy aby na pewno? A co z obiecanym życiem pozagrobowym? 

Do samej książki przyciągnęła mnie przede wszystkim okładka. Zdaję sobie sprawę, że to dość próżne podejście, które nie powinno być stosowane przez weteranów czytelnictwa, ale sami doskonale wiecie, jak wygląda nasza rzeczywistość. Na szczęście mogę się obronić pomysłem, bo to on ostatecznie zadecydował, że zapragnęłam przeczytać tę powieść. Niesztampowy i łamiący cały schemat opowieści o przewlekłych chorobach. Jak można się nie oprzeć historii, gdzie jest coś dalej, gdzie możemy razem z bohaterem przejść koniec i wcale się nie zatrzymywać? Brnąć przez nieznane i wierzyć, że być może wyobraźnia nas uratuje? Czy to nie jest intrygujące?

Niestety tyle wychwalania na ten moment, ponieważ w kolejnym kroku ze smutkiem i żalem przyznaję, że cały warsztat pisarski autorki jest do poprawy. Teraz to dopiero brzmi przerażająco. Przede wszystkim na pierwszy ogień idą zdanie pojedyncze albo łączone wyłącznie spójnikiem "i". Perfekcyjnie się sprawdzają, gdy chcemy zbudować napięcie i przyśpieszyć akcję, jednak są niedopuszczalny jako całościowy styl. Prawie całe życie popełniam w pisaniu dokładnie ten sam błąd i doskonale wiem, jak ludzie to odbierają – wprowadza chaos i burzy całą językową płynność. W efekcie brakuje podstaw, a cała historia staje się tylko rozmazanym tłem... Uratować mogłyby to wyłącznie dialogi, które okazały się po prostu nienaturalne. Ale w tym zamęcie i otchłani błędów jest olbrzymi promyk nadziei w postaci poczucia, że winę za to ponosi zbyt szybkie wydanie książki. Czuję, że jeśli pisarka poświęciłaby jeszcze trochę czasu na ćwiczenia, to mogłaby być to naprawdę fantastyczna powieść. Może kolejna... 

Początek jest bardzo typowy, ale nie uważam tego za wadę – w końcu trudno jakoś inaczej poprowadzić tak często opisywany w literaturze wątek. Wraz z kolejnymi rozdziałami robiło się coraz ciekawiej. Tylko tutaj cały czas daje o sobie znać to niedopracowanie i w wielu miejscach niespójności. Brakowało logicznego poprowadzenia linii fabularnej i brakowało emocji. Sprawę ratowały tak bardzo lubiane przeze mnie refleksje. Było ich pełno, a ja z olbrzymią radością czerpałam wszystko, co się dało. 

Tematyka jest zarazem niezmiernie ważna, ale też mocna i wyjątkowo przygnębiająca. Trudno się czyta powieści, gdzie trzeba się pogodzić z tak wczesną i okrutną śmiercią szesnastolatki. To porusza i podejrzewam, że jest zbyt zgodne z prawdziwym życiem, by machnąć na to rękę i powiedzieć, że to przecież tylko wymyślona fabuła. Ta może i tak, ale niczym się nie różni od tego, co przeżywają na co dzień ludzie. "Między światłem a ciemnością" bierze na warsztat uczucia samej Julki, ale również jej bliskich. Podkreśla, że to olbrzymie cierpienie młodej osoby, ale za tym stoi też tragedia jej bliskich. 

Jeszcze warto spojrzeć na bohaterów, których jak na tak krótką pozycję, jest naprawdę wielu. Niestety razem z nimi idzie kolejny raz niedopracowanie. Brakowało widocznych cech i całego portretu psychologicznego. W samej Julce nie podobał mi się jej spokój. Było wiele opisów przedstawiających emocjonalne sceny, lecz one nadal pozostawały na płaszczyźnie słów, a nie prawdziwie odczuwalnych emocji. To był czyny, a żadnych odczuwalnych przeżyć wewnętrznych. Podobnie miałam z Izą, którą naprawdę polubiłam, ale jeśli miałabym wskazać za co, to nie miałabym najmniejszego pojęcia... 

"Między światłem a ciemnością" należy do powieści tak zwanym z potencjałem. Tutaj głównym czynnikiem, który nie pozwala na fajerwerki, jest niedopracowanie i jeszcze raz niedopracowanie. Niemniej na pewno była to ciekawa przygoda, a jeżeli pisarka zdecyduje się na napisanie kolejnej powieści, z olbrzymią ciekawością zajrzę do niej, żeby sprawdzić, czy rozwija swoje umiejętności. 

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl



środa, 4 listopada 2020

Skuteczna terapia dziecka z autyzmem – Anna Budzińska

 

Tytuł: Skuteczna terapia dziecka z autyzmem

Autor: Anna Budzińska

Kategoria: Literatura naukowa

Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne

Ocena: 8/10









Badania na temat autyzmu prowadzone są już od kilkudziesięciu lat. Naukowcy próbują znaleźć różnego typu zależności, obserwują osoby ze spektrum i przede wszystkim szukają technik, które jak najskuteczniej pozwolą pomóc dzieciom stosunkowo sprawnie funkcjonować w społeczeństwie. Dzieci ze spektrum mają różne możliwości, w różnych tempie się rozwijają i z czasem ujawniają się różne deficyty czy zaburzenia. Nie oznacza to jednak, że nie da się nic zrobić, a osoby z tym zaburzeniem są skazane wyłącznie na liczne problemy. 

O autyzmie dotychczas wiedziałam bardzo mało. Na studiach skupialiśmy się przede wszystkim na zaburzeniach pojawiających się w wieku dorosłym, więc całe spektrum pojawiało się jako tylko jedna, niedokładna informacja. W tym roku zmieniło się to i na zajęciach dokładnie omawiamy aspekty tego zaburzenia. Wywołało to moje zainteresowanie i potrzebę pogłębienia wiedzy. Właśnie dlatego postanowiłam zapoznać się ze "Skuteczną terapią dziecka z autyzmem". Chciałam nie tylko umieć wymienić z głowy kryteria zaburzenia, ale również wiedzieć, jak skutecznie pomagać rozwijać się autystycznym dzieciom. 

Na początku zwróciłam uwagę na styl autorki, który uważam za niezmiernie ważny. Książka ma być pomocą dla terapeutów, którzy już są wykształceni w swojej dziedzinie, ale jest też przeznaczona dla rodziców, którzy niekoniecznie muszą znać pojęcia psychologiczne i biegle nimi operować. Autorka stanęła na wysokości zadania i za pomocą łatwego i przyjemnego języka tłumaczyła niuanse technik i aktywności. Pozwala to na szybkie i sprawne przyswojenie aspektów teoretycznych i praktycznych. 

"Skuteczna terapia dziecka z autyzmem" przedstawia szereg różnych sposobów i technik, które mają umożliwić rozwój dziecka. Bardzo mi się podoba, że wielokrotnie jest podkreślane, że dzieci ze spektrum mają różny stopień autyzmu, więc niektóre z nich bez problemu mówią, dla innych jest to problematyczne. Jest to tylko jedna z możliwych różnic, a jest ich o wiele więcej. Przedstawione techniki prawie zawsze pozwalają na dostosowanie ich do możliwości małego pacjenta. Pani Doktor ukazuje, w jaki sposób można nimi manipulować oraz dochodzić do bardziej rozbudowanych zadań. 

Każda aktywność jest opisana krok po kroku. Nie trzeba się obawiać, że coś będzie niezrozumiałe. Po przeczytaniu danego rozdziału dokładnie wiadomo, czego potrzebujemy, w jakich sytuacjach możemy zastosować nową wiedzę i kiedy się wycofać lub postąpić do przodu. Każdy najmniejszy szczegół jest przedstawiony i dopracowany. Uważam to za wielką zaletę, gdyż dzięki temu nie ma miejsca na błędy wynikające z braku zrozumienia. Jak wykorzystać coś w praktyce, jeśli nie ma się pewności, czy teoria jest zrozumiała? Osobiście na tę chwilę nie mam możliwości wypróbowania tych technik, ale mam poczucie, że gdybym teraz miała skorzystać z nich w praktyce wiedziałabym, co robić. Tym bardziej że niektóre aspekty są wielokrotnie powtarzane przez autorkę. Czasami jest to irytujące, ale zarazem też niezbędne, ponieważ są informacje i umiejętności, które są tak ważne, że nie można pozwolić sobie na zapomnienie o nich. Dlatego takie mozolne powtarzanie, mimo małych pokładów frustracji, bez wątpienia jest konieczne i skuteczne. 

Tak jak wspomniałam – dotychczas nie miałam żadnych doświadczeń praktycznych z dziećmi ze spektrum autyzmu, jednak to co przeczytałam, stanowczo mnie przekonuje. Odczuwam, że zdobyłam nową wiedzę, która nie jest wyłącznie czystą teorią, ale informacjami do zastosowania w przyszłości. Uważam, że dla rodziców i terapeutów jest to bardzo wartościowa pozycja. 

Za możliwość przeczytania książki i zdobycia nowej wiedzy dziękuję bardzo wydawnictwu GWP

poniedziałek, 2 listopada 2020

Podsumowanie pracowitego października :)))

 Witajcie! 

Przyszedł ten niesamowity czas, gdy wreszcie wchodzimy w prawdziwą jesień, a przed nami zima! Dla wielu z Was to pewnie koszmar, ale dla mnie najlepszy czas – zawsze mnie cieszy, daje paradoksalnie ciepło i przede wszystkim spokój. 

Ale dzisiaj jeszcze nie mowa o listopadzie... Dzisiaj mowa o październiku, który rok w rok niesie ze sobą zmiany i wiele obowiązków przeplatających się z pasją. Jak pewnie domyślacie się, jestem po pierwszym miesiącu studiów – powroty zawsze bywają trudne, ale zarazem niezwykle emocjonujące! Pozostanie w domu niestety nie sprzyja nowym aktywnościom, ale i tak cieszę się, że ponownie mogę poczuć dreszczyk nowej wiedzy ♥ Jednak pozostanie w domu sprzyja wieczornemu czytaniu! W akademiku różnie z tym bywało :)))

Otóż w październiku przeczytałam aż 9 książek! U mnie to naprawdę dobry wynik :)

1. Chłopcy Jo (ocena: 6/10; recenzja) – z olbrzymią niecierpliwością czekałam na tę część i przyznam, że wiele po niej oczekiwałam. W końcu to moje ostateczne pożegnanie z Jo i jej wesołą gromadką. Niestety mimo wielu ciepłych godzin zostałam rozczarowana. Powieść nie do końca zachowała klimat pierwszych części, a kontrast między charakterami bohaterów z "Małych Kobietek", a "Chłopców Jo" był dla mnie zbyt szokujący i zbyt smutny. 






2. Erystyka (ocena: 6/10) – w tym przypadku po prostu pragnęłam zdobyć wiedzę, która w przyszłości pozwoli mi udowadniać, że zawsze, ale to bezwzględnie zawsze, mam rację. Niestety okazało się, że jednak trzeba być trochę bardziej biegłym w różnego rodzaju manipulacjach, by zrozumieć wszystkie podane rady i możliwości stawiania na swoim. Mimo to bez wątpienia jest to dla mnie pozycja wyjątkowa i bardzo ciekawa. 





3. Wilcza nora (ocena: 9/10; recenzja) – wydawałoby się, że to wyłącznie książka dla dzieci... W pewnym sensie tak właśnie jest, ale to ile radości i niezwykłych przygód mi dała, potwierdza, że jest skierowana nie tylko do naszych małych czytelników. Pełna akcji, niesztampowych rozwiązań i humoru!








4. Oskar i Pani Róża (ocena: 9/10) – czytałam tę książkę jako dziecko i zostałam wtedy niesamowicie poruszona. Zapadła mi w pamięci, co jest nie lada wyzwaniem przy tych wszystkich książkach, które codziennie czytam. Teraz po latach, kiedy na półce wreszcie dumnie stoi egzemplarz tej książki, wróciłam do historii i Oskara. Przez te lata nic się nie zmieniło – pozostaje tak samo mocna, tak samo radosna i tak samo wzruszająca. 






5. W butach Valerii (ocena: 3/10; recenzja) – spodziewałam się przyjemnego i zabawnego romansu – tak nie było. Dla mnie ta książka była tak niemiłosiernie nudna... A fabuła bez polotu, bez dopracowania i bez sensu. Wiem, że zbiera wiele dobrych opinii, ale w moim przypadku okazała się totalną porażką. 













6. Nowa tożsamość (ocena: 2/10) – kolejne rozczarowanie października... Tym razem byłam przekonana, że przede mną pasjonująca zagadka kryminalna z dodatkiem namiętności i pikanterii. Niestety zagadka wyłącznie zakiełkowała, a pikanteria okazała się tysiącami scen erotycznych, które w ogóle dla mnie nie pasowały do całej fabuły. Były bez kontekstu, aby były. 











7. Stracona tożsamość (ocena: 3/10; recenzja) – by nie bawić się zbyt dobrze w tym miesiącu, postanowiłam dać jeszcze szansę drugiemu tomowi. Tak, to był duży błąd. Bez wątpienia był trochę lepszy, ale nadal smak rozczarowania i niedopracowania był zbyt gorzki, by docenić choć najmniejsze zalety. Ta seria na długo zapadnie w mojej pamięci jako typ książek, które w ogóle mnie nie przekonują. 











8. Gambit królowej (ocena: 7/10) – ta powieść wywołała we mnie olbrzymie podekscytowanie. Przeczytałam ją w dwa dni, ponieważ tak bardzo pragnęłam znać książkę zanim obejrzę serial. Oczarowała mnie i przypomniała, czym jest olbrzymi talent i pasja. Dzięki nim wbrew przeciwnościom losu można osiągać szczyty. Historia Beth wpłynęła na moją wyobraźnię i zainspirowała do spełniania swoich marzeń. 









9. Z nienawiści do kobiet (ocena: 6/10) – wszyscy wiemy, jak obecnie w Polsce wygląda sytuacja. Przyszedł czas na walkę o prawa kobiet. Dlatego też warto sięgnąć po reportaże, gdzie historie pełne cierpienia i niesprawiedliwości są codziennością. Ta książka o tym przypomina – przypomina o prawdziwym życiu i jej mrocznej stronie. Nie można niektórych rzeczy ignorować, nie można zawsze być biernym. 









A jak Wasz październik? ♥

Elfik