czwartek, 29 października 2015

Hotel Transylwania


Tytuł: Hotel Transylwania

Reżyser: Genndy Tartakovsky 

Produkcja: USA

Gatunek: Animacja

Rola główna: Adam Sandler 

Część: I

Czas trwania: 1 godz. 31 min. 

Premiera: 9 listopada 2012 r. (Polska), 8 września 2012 r. (świat)

Ocena: 9.5/10





Hotele, hotele, hotele! Z czym wam się kojarzą? Ze sławną miejscowością turystyczną, Monopolem, a może serialem? A gdybym wam powiedziała, że tym razem to coś innego? Że ten hotel różni się od innych? Uwierzylibyście mi? Witajcie w Hotelu Transylwania – miejscu, gdzie każdy potwór może wypocząć i czuć się bezpiecznie. W tym hotelu nie grożą monstrom ludzie ani ogień, którym władają. Tu spokojnie można wychować dzieci i dać im odpowiednie wykształcenie. Drakula zadbał o wszystko, budując Hotel Transylwanię. Jest otoczony setkami mil nawiedzonego lasy oraz cmentarzem, gdzie zmarli wstają z grobów. Żaden normalny człowiek nie przekroczy tej granicy. No ale wiecie... nie wszyscy ludzie są normalni. Są też tacy, którzy szukają takich atrakcji. Dlatego właśnie pewnej nocy podczas imprezy urodzinowej córki Drakuli pojawia się... CZŁOWIEK! Wyobrażacie sobie, jaka musiała być mina Draka, gdy go rozpoznał? Czy uda mu się wypędzić nie-potwora z zamku? Jak udadzą się urodziny Mavis? Czy Hotel Transylwania będzie bezpieczny?

Muszę przyznać, że kiedy pierwszy raz oglądałam "Hotel Transylwanię", nie miałam pojęcia o istnieniu tego filmu. Po prostu przypadkowo trafiłam w telewizji na tę animację (już wiecie, że to mój ulubiony gatunek filmowy) i postanowiłam obejrzeć. Od tej chwili produkcja należy do moich ulubionych filmów z tego gatunku. Każda okazja jest dobra, by jeszcze raz zapoznać się z treścią "Hotelu Transylwania". Co sprawiło, że tak bardzo polubiłam tę bajkę?

"Hotel Transylwania" jest wyjątkowo zabawny i to w sposób inteligenty. Nie przepadam za komediami, gdzie żarty często są przesadne, wulgarne lub po prostu głupie. Czasami się zaśmieję, ale to raczej z żalu niż potrzeby. Tutaj cały czas coś się dzieje, co doprowadza do łez ze śmiechu. Przyznaję, że komizm sytuacyjny jest często banalny w animacji, jednakże nie można zapomnieć, że jest to film przeznaczony dla dzieci, więc takie sceny powinny występować. Natomiast komizm słowny najczęściej jest genialny. Krótkie nawiązania, cięte riposty sprawiły, że nie mogłam przestać się śmiać. Cenię tę produkcję za to, że dostosowała się i do małych odbiorców, i tych dorosłych.

Zachwyciła mnie również pomysłowość bajki. Wiele osób może zarzucić, że podobne pomysły już nieraz się pojawiły. Ale zapewniam, że nie w takim wykonaniu. Sławna legenda, która była przerabiana już na tysiące sposób, po raz kolejny ukazała się w nowym wizerunku, który bardzo przypadł mi do gustu. Od dziecka rodzice wmawiali nam, że potwory są złe – straszą ludzi i robią bardzo niedobre rzeczy. Na pewno każdy zna tę historię. Jednak "Hotel Transylwania" załamuje cały ten stereotyp i pokazuje świat z perspektywy wampirów, wilkołaków i innych podobnym im stworzeniom. I co się nagle okazuje? Z ich punktu widzenia to my jesteśmy źli, ponieważ nie umiemy zaakceptować niezwykłości i wyjątkowości, albo po prostu odmienności. I nagle dwa światy spotykają się i prawda zaczyna wychodzić na jaw. Stara opowieść została trochę zmieniona i dodano kilka dodatków, tworząc coś niesamowitego.

Nie można zapomnieć o perfekcyjnej kreacji bohaterów. Każda postać w bajce miała swój własny, odrębny charakter. Główni bohaterowie – Dark i Mavis – zostali ukazani jako bardzo ludzkie postacie o głębokich uczuciach  i pragnieniach, które nie zawsze mogę zostać spełnione. Bohaterowie mieli własne problemy, które różniły się skalą trudności, ale dla nich były ważne i dążyli, by je rozwiązać. Nie poddawali się, tylko walczyli o marzenia oraz akceptację, której tak bardzo im brakowało.

Sama tematyka "Hotelu Transylwanii" jest wyjątkowo ważna. Jak wspomniałam wcześniej, pokazuje jak wartościowa jest tolerancja i jak bardzo jej brak może zmienić ludzi. Jest to bardzo dobra wskazówka dla dzieci, jak powinno się postępować, ale również dla dorosłych. Poruszany jest również temat rodzicielstwa, co jest widocznym odniesieniem do ludzi dojrzałych. Rodzice często tak bardzo boją się o swoje dzieci i chcą, by były szczęśliwe, że nieświadomie nie pozwalają im żyć, co często ma opłakane skutki. 

Jestem pod wielkim wrażeniem grafiki filmu. Nie znam się na animacjach pod względem graficznym, jednakże oglądałam ich tyle, by umieć rozróżnić wyjątkową szatę filmu. W produkcji pojawia się olbrzymia liczba kolorów, co zachęca do obejrzenia, ale pozwala też przenieść się nam do świata baśni i mitów. Przy tym nie traci swojej realnej rzeczywistości. Każdy najmniejszy szczegół jest dopracowany.

"Hotel Transylwania" jest niezwykłym filmem przeznaczonym i dla dzieci, i dla dorosłych. To wielka sztuka stworzyć opowieść, która będzie tak różnorodna, ale zarazem realna. Polecam ją każdemu, kto jest gotowy otworzyć się na magiczny świat, ukazujący obraz naszej rzeczywistości.




poniedziałek, 26 października 2015

Aplikacja

Aplikacja
Lauren Miller 


Wyobraźcie sobie świat, w którym życiem ludzi włada nowoczesna aplikacja, którą niemal każdy obywatel ma na swoim telefonie. To ona podejmuje za was wszelkie decyzje – zarówno te trudniejsze, jak i te mniej ważne. Jej wybory powinny być kierowane chęcią utrzymania społeczności przy zdrowiu, zaspokajania ich potrzeb czy wykorzystywania talentu w jak najkorzystniejszy sposób. Tak mówią reklamy głoszące o jej przydatności. Jednak czy w rzeczywistości wygląda to tak bajkowo? Szesnastoletnia Rory wraz z buntownikiem Northem próbują odkryć tajemnice, jakie skrywają stworzyciele Luxa. Jednak czy im się to uda? 

Aplikacja to  niesamowicie wciągająca powieść z barwnymi, zabawnymi bohaterami, dzięki którym na naszej twarzy często widnieje uśmiech. Ich irracjonalne zachowanie jest w stanie wywołać łzy wesołości, lub sprawić, iż czytelnik załamuje ręce nad lekturą. Płaczemy, śmiejemy się, ubolewamy, zachwycamy, żałujemy, drwimy  Aplikacja potrafi doprowadzić nas do skraju wytrzymałości, wymuszając na nas różnorodne zachowania, reakcje. Im bardziej zagłębiamy się w historii Rory, tym częściej przyłapujemy się na dogłębnym jej przeżywaniu. Jak widać, przeżyć nie brakuje, a to właśnie one sprawiają, że chcemy czytać więcej, więcej i więcej. 


Głupcowi pisane jest powtarzać historię. Mądry człowiek ma dość rozumu, by tego uniknąć.


Lauren Miller potrafi zaintrygować i oszołomić, jednak jej dziełu brakuje szczegółowego dopracowania. Romans Rory oraz Northa rozwija się zbyt szybko, tematy poruszane na początku są ignorowane zaraz po kilku stronach, a dialogi pomiędzy niektórymi postaciami wydają się wymuszone. Akcja pędzi, a jednak brak w niej przełomowych, zbijających z nóg wydarzeń. Wszystko to tuszuje jedynie historia Rory i jej dociekliwość. To ona, wraz ze swoim śledztwem, odwraca naszą uwagę od małych niedociągnięć, które czasami nawet okazują się urocze czy nawet dopełniające. Przecież nic nie może być idealne, prawda? 



Sam pomysł na książkę wydaje się niesamowity. Aplikacja rządząca światem? Nazywanie intuicji fantastycznym, niespotykanym zjawiskiem? Czy do takiego życia prowadzi nas technologia? Świat wykreowany w Aplikacji boleśnie przypomina przyszłość, jaka nas czeka. Internet spełnia niemal wszystkie nasze zachcianki, lecz przy okazji wyrządza krzywdę. Miller w pewnym stopniu uświadamia nas, jak fascynacja może prowadzić do uzależnienia, a uzależnienie do zagłady. 


Głos szeptał, żebym się nie martwiła, chociaż rozsądek mówił, że powinnam. Namawiał mnie, żeby zwolnić, kiedy akurat się spieszyłam; żebym była miła, gdy pałałam złością; żeby słuchać, gdy rozpaczliwie chciałam, by to mnie słuchano.


Podsumowując  Aplikacja to książka, która mimo swych wad zasługuje na pochwałę. Jej przekaz szokuje swą bezpośredniością, szczerością oraz zwraca uwagę czytelników na krzywdy wyrządzane przez technologię. Autorka stworzyła idealną historię na jesienny wieczór, w którym oczekujemy niezobowiązującej, zabawnej, lecz zapadającej w pamięć lektury. Jeśli zauważycie, że pogoda zaczyna się psuć, a za oknem robi się ciemno i ponuro, bez zastanowienia sięgajcie po tę historię.

Moja ocena:
6.5/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Redakcji Essentia oraz Wydawnictwu Feeria. 

sobota, 24 października 2015

Królewna Śnieżka


Tytuł: Królewna Śnieżka

Reżyser: Tarsem Singh

Produkcja: USA

Gatunek: Fantasy

Rola główna: Lily Collins, Julia Roberts

Czas trwania: 1 godz. 46 min.

Premiera: 16 marca 2012 r. (Polska), 15 marca 2015 r. (świat)

Ocena: 8/10







Czerwone jak krew, biała jak śnieg, czarne jak heban  – mówi wam to coś? Jestem pewna, że część z was w tej chwili przypomniała sobie piękną bajkę, która wywoływała wiele emocji, trzymała w napięciu oraz sprawiała, że małe dziewczynki marzyły o byciu księżniczką. "Królewna Śnieżka" jest jedną z najsławniejszych baśni braci Grimm, która z czasem doczekała się ekranizacji w niesamowitej animacji Disney'a. Teraz po tylu latach powróciła w całkiem innym wydaniu. 

Śnieżka mieszka w pałacu razem ze swoją macochą, która pogardza nią oraz niszczy wszystko, co stworzył ojciec Śnieżki. Królewna zamknięta w komnatach pałacu nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jest zła sytuacja jej poddanych. Dopiero, gdy mimo zakazy królowej udaje się do wioski, rozumie, że musi obalić rządy królowej. Szuka pomocy u księcia, który niedawno przybył do królestwa w dość nietypowej sytuacji. Został napadnięty przez bandę karłów, które ukradły wszystko, pozostawiając księciu i jego słudze wyłącznie bieliznę. Jednak macocha dowiaduje się o planach pasierbicy i wydaje rozkaz zabicia jej. Czy Śnieżce uda się uniknąć gniewu królowej? Kim są tajemnicze karły? Czy książę wypełni swoje obowiązki?

"Królewnę Śnieżkę" w nowym wydaniu oglądałam już kilka razy i muszę przyznać, że za każdym razem wyśmienicie bawię się przy tej produkcji. Podoba mi się pomysł, by animowaną baśń przerobić na realną opowieść, która odbywa się w świecie ludzi. W dodatku nie jest już to historia, gdzie jednoznacznie można powiedzieć, kto jest dobry, a kto zły. Wiele wątków zostało zmienionych. Mimo że film ukazuje główne przesłanie baśni braci Grimm, robi to w nietypowy i często zaskakujący sposób. Historia toczy się własnym torem i opowiada nam całkiem inny ciąg wydarzeń.

Bardzo przypadła mi do gustu kreacja głównych bohaterów. Nie są to już mili i przykładni ludzie, którzy mają być wzorem dla nowego społeczeństwa. Są ukazani razem ze swoimi wadami i sprzecznościami, które występują w każdym człowieku. Dla mnie jest to ukazanie świata w rzeczywistym świetle, ale przy tym nie została zatracona idea utopi. Śnieżka nie jest już grzeczną królewną, która zostaje źle potraktowana przez macochę, objęta opieką przez krasnoludy i uratowana przez księcia. Podejmuje własne decyzje, buntuje się i jest gotowa walczyć w imię własnych przekonań oraz dobra ludzi. Krasnoludy zostają zamienione na karły, które są zwykłymi złodziejami. Każdy z nich ma swój odrębny charakter i historię, która doprowadziła go do takiego życia. W tym filmie jest ukazane zło, które nie wynika z natury ludzkiej tylko ciągu zdarzeń, które za skutkowały obecną sytuacją. Nawet wierni słudzy królowej nie są jednoznacznie źli. Ich zachowanie z czegoś wynika.

Muszę przyznać, że ta wersja sławnej baśni odpowiada mi o wiele bardziej niż ta braci Grimm. Prawdopodobnie wynika to z mojego wieku. Oryginalną wersję "Królewny Śnieżki" uważam za piękną, ale w tej chwili jest ona dla mnie zbyt słodka i niestety nie pokazuje prawdziwego świata. Ukazuje ideały, w które warto wierzyć, ale kiedyś pojawią się przeszkody.. Wersja filmowa daje rady, jak sobie z nimi poradzić. Dlatego jest dla mnie o wiele ciekawsza (tak naprawdę to nie przepadałam za tą baśnią w wydaniu książkowym) i przede wszystkim odważniejsza. Nowe wątki są poprowadzone w bardzo intrygujący sposób. Poza tym pojawił się komizm i groteska, która na każdym polu ubarwia produkcję.  

Oddaję też wielki pokłon dla dwóch głównych aktorek. Uważam, że Lily Collins idealnie nadaje się do roli Śnieżki i umiała sobie poradzić z nią na każdym polu – czy to była miła i grzeczna królewna, czy arogancka i odważna rozbójniczka. Umiała dopasować się do sytuacji i oddać jej realność. Nie można też zapomnieć o genialnej odtwórczyni roli królowej – Julii Roberts. Jest to jedna z moich ulubionych aktorek, którą bardzo cenię i jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że poradzi sobie z każdą rolą. W "Królewnie Śnieżce" potwierdziła moje przypuszczenia.

Jest to lekki film, ale nie oznacza to, że bezwartościowy. Przekazuje on wiele cennych rad oraz idei, którymi powinniśmy kierować się w życiu. Polecam go dzieciom, ale również dorosłym, którzy będą umieli wyłuszczyć z niej rzeczy niezauważalne dla dzieci. 




środa, 21 października 2015

Smerfy 2


Tytuł: Smerfy 2

Reżyser: Raja Gosnell

Produkcja: USA

Gatunek: Animacja

Rola główna: Jerzy Stuhr (polski dubbing)

Część: II

Czas trwania: 1 godz. 45 min.

Premiera: 2 sierpnia 2013 r. (Polska), 28 lipca 2013 r. (świat)

Ocena: 6/10




Idziecie sobie zatłoczoną ulicą, przepychając się pośród śpieszących się do domu ludzi i nagle coś słyszycie. Słyszycie to? Wesołe na na na. Szukacie wzrokiem osoby, która ma dobry humor i wyraźnie przekazuje innym swoją dobrą energię. Rozglądacie się nerwowo i... nic. A piosenka nadal trwa i jest coraz bliżej. Skupiacie się i tym razem wiecie już, skąd dochodzi. Jednak coś jest nie tak. Śpiewają ją maleńkie, niebieskie ludziki, które przemykają się pomiędzy nogami ludzi. Przecieracie oczy i nadal je widzicie. Jeszcze raz je przecieracie i tym razem jesteście pewni – Smerfy! Ona naprawdę istnieją! Nie są tylko wyobrażeniem przypadkowego człowieka.

Po tylu nieudanych próbach złapania Smerfów Gargamel ma nowy plan. Tworzy tak samo jak kiedyś Smerfetkę Wredki, które mają zwabić swoich niebieskich braci w ręce czarnoksiężnika. Wszystko idzie zgodnie z planem – Smerfetka zostaje złapana i zaczyna być skora do ujawnienia receptury, która ma pozwolić  zmienić Wredki w Smerfy. Jednak Papa Smerf nie zostawi swojej podopiecznej i razem z kilkoma przypadkowymi Smerfami udaje się do świata ludzi, by ratować niebieską istotkę. Czy Gargamel tym razem osiągnie cel? Czy Smerfetka zrozumie, kim naprawdę jest? Jak potoczą się losy smerfowej drużyny?

Jestem pewna, że większość z was jako dzieci uwielbiała Smerfy. Pamiętam, jak czekałam na wieczorynkę, by dowiedzieć się, co tym razem Gargamel zgotuje Smerfom. To były piękne czasy... Jednak sławetna wieczorynka została zmieniona na film. Nie miałam okazji obejrzeć pierwszej części, ale mimo to, kiedy trafiłam przypadkowo w telewizji na drugą część, bez wahania postanowiłam zobaczyć, co słychać u niebieskich istotek. I niestety muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego po tej animacji. Miałam duże oczekiwania i nie zostały one spełnione.

Ogólnie bardzo mi się podoba pomysł przeniesienia akacji do realnego świata. Zawsze mnie bawi, gdy jakaś fikcyjna postać nagle znajduje się w dziczy naszego świata. Musi sobie poradzić z przeciwnościami losu oraz czynnościami, które dla nas  naturalne. Najczęściej nie idzie im dobrze. Przypadły mi również do gustu Wredki – dzieci Gargamela. Nie są to już grzeczne Smerfy, które w najgorszym przypadku zrobią głupi kawał. Są to wredne stworki, których nie da się nie pokochać. To trochę działa tak jak ze zwierzętami. Wszyscy narzekają na te najbardziej psotne, ale i tak ostatecznie to właśnie je najbardziej lubią. Do całej tej niesamowitej atmosfery doszły jeszcze urodziny Smerfetki, które zmieniły całe wizerunek świata Smerfów. 

Bohaterowie byli niesamowicie przyjaźni i sielankowi, aż było to irytujące. Oczywiście, że w naszym świecie są bardzo miłe osoby, ale są sytuację, że kiedy każdy będzie smutny lub nieuprzejmy. Można to podciągnąć pod ukazanie świata takim, jak powinien być, ale niestety nie przekonuje mnie to. Smerf, odkąd pamiętam, były ukazane z wyolbrzymionymi niektórymi cechami. Zresztą stąd ich imiona: Marzyciel, Zgrywus itp. Teraz i postacie ludzkie był karykaturalne. Każdy miał jakąś dominującą cechę. Żałuję tylko, że większości bohaterów nie poznałam dobrze. Było ich naprawdę dużo, a nie otrzymywałam informacji o nich.

"Smerfy 2" poruszają bardzo ważna tematykę dla dzieci. Ukazują, że rodzina to nie tylko więzy krwi, ale również sposób w jaki odnosimy się do niej oraz osoby ważne dla nas, a niekoniecznie spokrewnione. Jest to pokazane w piękny sposób, bajkowy, czyli taki jaki powinien być. Często dorośli zapominają również o tym, a to opowieść przypomina im, co naprawdę jest ważne w życiu. Gdyby tylko nie była tak ckliwa, przesadnie przesłodzona, pokazałaby jak piękny jest prawdziwy świat.

Jak już wcześniej wspomniałam nie jestem zadowolona z tej animacji, jednakże nie oznacza to, że żałuję, że ją obejrzałam. Nie spełniła moich wymagań, ale jestem pewna, że dzieciom przypadnie do gustu. Zarzucam jej sielankowość, ale mali ludzie tego potrzebują. 



niedziela, 18 października 2015

Oskarżony


Tytuł: "Oskarżony"

Autor: John Grisham

Tłumaczenie: Krzysztof Obłucki

Cykl: Theodore Boone

Tom: III

Kategoria: Kryminał

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 336

Ocena: 5.5/10






Theo jest jedynakiem, który od dziecka jest przygotowywany do zawodu prawnika. Wszyscy w jego otoczeniu to adwokaci, którzy kochają swoją pracę i są przekonani o jej słuszności. Chłopak jest zachwycony światem prawa, zbrodni i artykułów. To rzeczywistość, w której czuje się dobrze i wie, że jest tam przeznaczone dla niego miejsce. Jest bardzo podekscytowany, gdy w jego małej miejscowości odbywa się sprawa o morderstwo. Ma własne teorie co do prawdziwych zdarzeń i z zapałem śledzi poczynania policji. Jednak wszystko ulega zmianie, gdy nagle Theodore, który zawsze był idealnym uczniem, zostaje oskarżony o kradzież. Wszystkie dowody wskazują na jego udział w przestępstwie. Czy Theodorowi uda się udowodnić swoją niewinność? Kto go wrabia? 

Na książkę przypadkowo trafiłam w bibliotece szkolnej. Kojarzyłam nazwisko autora. Wiedziałam, że pisze kryminały, ale innej wiedzy na jego temat nie posiadałam. Postanowiłam zaryzykować i spróbować zapoznać się z tą powieścią. Oczywiście nie zdarzyło się jeszcze, żebym serię kryminalną zaczęła czytać od pierwszej części. Trafiłam na trzecią i  cały czas byłam nieświadoma, że czytam kontynuację. Tradycji stało się zadość. Czy dobrze wybrałam? Niestety bardzo zawiodłam się na tym autorze. Znajomość jego nazwiska sugerowała, że jest on sławnym pisarzem, który cieszy się dobrą opinią. Tak nie było...

Początek bardzo mnie zaintrygował. Sprawa o morderstwo, która porusza całe miasteczka, tajemnicze zniknięcie jedynego podejrzanego, zbrodnia idealna i niesamowite wyobrażenia o prawdziwym przebiegu wydarzeń. Włączyłam się całym sercem w tę sprawę, gdy nagle okazała się, że jest to tylko wątek epizodyczny, a prawdziwa historia wydaje się przy tym codzienna i wręcz serialowa. Idealna na jakieś pięć odcinków  telenoweli, za którymi nie przepadam. Nie mogłam włączyć się do rozwiązywania tej banalnej zagadki, ponieważ otrzymywałam za mało informacji, a często nawet ich kompletny brak. Nie było żadnych zwrotów akcji, ani pomyłek w śledztwie. Pierwsze przypuszczenie okazało się ostatnim, co bardzo niemiło mnie zaskoczyło. Miałam wrażenie po przeczytaniu książki, że o wiele przyjemniej spędziłabym czas, oglądając zwykły serial kryminalny, który we współczesnych czasach jest bardzo popularny. Tam przynajmniej coś się dzieje, jest akcja, intrygi i widać, że to kontynuacja. 

Załamałam się nad stylem autora. okazał się tak bardzo banalny i prosty, że wyjątkowo irytowałam się. Od dobrego kryminału oczekuję stuprocentowego skupienia oraz języka, który wprowadzi mnie w całe śledztwo. W "Oskarżonym" zabrakło tego. Nie przemawia do mnie styl pisarza, choć muszę przyznać, że powieść czyta się wyjątkowo szybko i były momenty, które wciągnęły mnie w wir poczynań bohaterów. Cały czas miałam wrażenie, że  w tej historii czegoś brakuje i ten brak aż krzyczy.

Główny bohater przypadł mi do gustu. Theo ma w sobie pewnego rodzaju iskrę, która zachęca do lepszego poznania chłopaka. Gdyby autor wprowadził więcej wątków z jego życia, jestem pewna, że Theodore nieraz zachwyciłby mnie i stał się jedną  z moich ulubionych postaci. Na razie jest to namiastka bohatera, którego może  w przyszłości polubię. Najbardziej przypadł mi do gustu wątek wujka Ike. Dostajemy wiele informacji o nim, które na razie nie łączą się w całość. Jestem pewna, że za tymi półsłówkami kryje się głębsza historia, która tylko czeka na swoje odkrycie. Żałuję, że Grisham nie poświęcił więcej czasu kreacji bohaterów. Było ich naprawdę wiele i miałam odczucie, że każdy coś ukrywa i wystarczy tylko wgłębić się w jego opowieść.

Nie wspominam swojego pierwszego spotkania z Grishamem zbyt dobrze, ale jestem pewna, że jeszcze dam mu przynajmniej jedną szansę. I może tym razem zacznę czytać od pierwszego tomu... Wielbicielom kryminałów raczej odradzam tę pozycję, jeśli chcą przeczytać dobrze zbudowaną powieść kryminalną. Jeśli natomiast mają ochotę na coś lekkiego, "Oskarżony" jest idealny. Natomiast osobom, które dopiero zapoznają się z tym gatunkiem, polecam tę książkę. Nie jest to od razu lot na głębokie wody.

Książka przeczytana w ramach wyzwania:

czwartek, 15 października 2015

Wielkie Oczy


Tytuł: Wielkie Oczy

Reżyser: Tim Burton

Produkcja: USA

Gatunek: Biografia

Rola główna: Amy Adams

Czas trwania: 1 godz. 45 min.

Premiera: 2 stycznia 2014 r. (Polska), 25 grudnia 2014 r. (świat)

Ocena: 7.5/10







Wiecie, czasami jest tak, że nagle zmienia się zdanie. Z dnia na dzień... Już nie raz myśleliście, żeby zmienić coś w swoim życiu, ale strach przed nadchodzącym jutrem, opinią innych ludzi hamował was. Jednak są osoby, które pewnego dnia mówią "nie" i zostawiają wszystko, co złe, by nadać życiu nowy cel. Tak właśnie zrobiła Margaret – razem z małą córką uciekła od swojego męża i postanowiła zacząć nowe życie jako malarka. Nie przewidziała jednak, że sztuka to biznes, który opiera się na reklamie i zdolnościach mówczych. Mimo to nie poddała się i gdy na jej drodze pojawił się Walter, postawiła wszystko na niego. Wzięła z nim ślub i oddała się swojej pasji malowania dzieci z wielkimi oczami. Jej mąż był bardzo towarzyskim człowiekiem i po wielu próbach wystawił jej dzieła w małym klubie. Niespotykany styl Margaret sprawił, że obrazami zaczęli się interesować krytycy sztuki. W krótkim czasie jej obrazy zdobyły sławę. Piękna historia, tylko czegoś w niej brakuje. Domyślacie się? Jest pewne ale. Za autora dzieł sztuk podawał się Walter, który twierdził, że kobieta nie ma szans w dżungli ówczesnego rynku. Jak ułożą się losy malarki? Czy wyjdzie na jaw, kto naprawdę tworzył wielkie oczy?

"Wielkie Oczy" są kolejnym filmem, który obejrzałam w ciemno. Znajdował się na liście pouczających filmów, którą kiedyś otrzymałam w szkole. Stwierdziłam, że może okazać się ciekawy, ponieważ tytuł jest intrygujący. Gdy tylko zrozumiałam, że w dużej mierze będzie nawiązywał do sztuki, byłam pewna, że przypadnie mi do gustu. To moje pole zainteresowań i każda historia z nim związana fascynuje mnie.

Jest to kolejna produkcja, która sprawiła, że zaczynam przekonywać się do filmów opartych na faktach. Chciałam powiedzieć, że to niesamowity pomysł na taką opowieść, gdy na napisach końcowych ukazała się wzmianka, że cała historia jest rzeczywista. Byłam naprawdę mile zaskoczona i zdziwiona, czemu tak sławne i trwożące wydarzenia w sztuce nie obiły mi się o uszy. Obrazów Margaret nie znałam wcześniej i bardzo się cieszę, że poznałam tak wybitną malarkę. Mam wrażenie, że całe jej życie jest dziełem jakiegoś szalonego pisarza, który chciał przekazać nam w sposób często karykaturalny prawdy o życiu. Widać życie zatroszczyło się o to same. Tymbardziej że Margaret żyje do dzisiaj i nadal tworzy.

Co do gry aktorskiej jestem pełna uznania. Aktorzy idealnie odtworzyli życie realnych postaci. W szczególności moją uwagę przykuł Walter, który miał trudną rolę do odegranie, lecz znakomicie poradził sobie z nią. Skomplikowane jest zagranie osoby, która ma chorą psychikę i jeste wyśmienitym kłamcą. Trzeba zrozumieć takiego człowieka i motywy, które nim kierowały. Dopiero wtedy można publiczności przekazać charakter danej osoby. Również Amy Adams bardzo dobrze poradziła sobie z wyzwaniem. Doskonale pasuje do tej roli i odtąd Margaret będę sobie wyobrażać jako aktorkę, która zastąpiła ją w filmie.

Podoba mi się poza tym wykonanie całej biografii. Oddaje ona klimat ówczesnych czasów i przenosi nas do świata Margaret i Waltera, gdzie jedno przeżywa piekło, a drugie raj. Przez cały czas pragnęłam, by powiodło się głównej bohaterce i żeby nareszcie zauważyła błędy, które popełnia oraz swoją naiwność. Cały czas miałam wrażenie, że uda się jej i ta historia nie może zakończyć się źle. Nawet w momentach strasznych miałam nadzieję na dobre zakończenie. Mimo to zdarzały się sceny nudne, które moim zdaniem nie były potrzebne w tej historii.

Jestem bardzo zadowolona, że miałam okazję obejrzeć "Wielkie Oczy". Na pewno lepiej zapoznam się z tą historią i poszukam innych faktów na temat Margaret Keane. Natomiast wielbicieli sztuki zachęcam do obejrzenia tego filmu i zapoznaniu się z życiem wybitnej malarki. Innym osobom również polecam, gdyż jest to historia bardzo uniwersalna, która może zdarzyć się w życiu każdego z nas. 



poniedziałek, 12 października 2015

Liebster Award

Witajcie!

Zostałyśmy nominowane do nagrody Liebster Award, więc pora odpowiedzieć na pytania. Za nominację  bardzo dziękujemy Dagmarze.

1. Najlepsza książka jaką do tej pory przeczytałaś?


Nie ma takiej. Czytałam wiele dobrych książek, ale tak jednoznacznie nie umiem stwierdzić. Na pewno mam wielki sentyment do "Harry'ego Pottera". To moje dzieciństwo :) Poza tym mam olbrzymi szacunek do "Małego Księcia", ale to nie oznacza, że uważam go za najlepszą powieść. ~ Elfik

Igrzyska Śmierci to książka, która od pierwszych stron podbiła moje serce. Jest to zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie czytałam, chociażby ze względu na postacie, z którymi utożsamiam się do dziś. :) ~ Healy

2. Gdybyś mogła na jeden dzień stać się wybraną postacią, kto to by był?

Trudne te pytania... Nie mam jednej konkretnej postaci. Choć może Ciri z "Sagi o Wiedźminie"... Może akurat trafiłabym na jej dobry dzień i spędziła go idealnie :) ~ Elfik


Szczerze? Nie mam pojęcia. Postawiłabym na romantyzm, by spotkać się z Warnerem, czy Peetą, albo zrobiłabym coś nieprzewidywalnego i ekstremalnego skacząc do jadącego pociągu, jak Tris, czy prowadziłabym śledztwa wśród wampirów, jak Gabriela z książki Pod skrzydłami matki mroku. ~ Healy

3. Czy myślałaś kiedyś o tym, aby napisać książkę?


Tak! I to nieraz :D To moje marzenie od trzeciego roku życia. I jestem pewna, że kiedyś to zrobię. Kiedyś pisałam nawet bloga, który miał być namiastką książki, którą chcę napisać. Do dzisiaj zostaję przy tym pomyśle, tylko muszę trochę zmienić jego formę :) ~ Elfik

Oczywiście. Nawet w pewien sposób wiążę z tym przyszłość. Jeszcze w tamtym roku prowadziłam bloga, w którym publikowałam opowiadanie, będące wstępem do dłuższej historii. ;) ~ Healy

4. Twoje ulubione zespoły/piosenkarki/ piosenkarze to...?


Ostatnio uwielbiam hard rock i metal alternatywny, więc: Three Days Grace, My Chemical Romance, Linkin Park. No i oczywiście muzyka filmowa: Two Steps From Hell, Audiomachine, Alexandre Despalt, Hans Zimmer itp. ~ Elfik

Uwielbiam Troye Sivan'a, który oczarował mnie swym głosem, urodą, jak i historiami, jakie ukazuje w teldyskach. James Young to wokalista, którego piosenki towarzyszą mi każdego dnia. Lana Del Rey, Rhodes, Birdy, Years&Years, Eden, Arctic Monkeys, Jay Rodger, Aurora, Skrillex, Rihanna oraz The Neighbourhood tworzą niesamowite piosenki. I What do you mean? Justina bardzo przyjemnie się słucha. A i oczywiście uwielbiam słuchać różnorodne soundtracki z filmów np. z Charliego. :) ~ Healy

5. Bez jakich trzech rzeczy nie wyjdziesz z domu?


Telefonu, okularów, uśmiechu (tak, wiem, że to nie jest rzecz :P ) ~ Elfik

Telefonu, słuchawek, czy kredki do ust. :) ~Healy

6. Wolałbyś posiadać umiejętność czytania w myślach czy latania?


Sama nie wiem... Zawsze marzyłam i o czytaniu w myślach, i o lataniu. Jakbym miała być zwierzęciem, byłabym sokołem, więc latanie, ale uwielbiam też psychologię i ogólnie ludzi, więc czytanie w myślach też byłoby ciekawym doświadczeniem. ~ Elfik

Zdecydowanie wolałabym potrafić latać. Niektóre myśli powinny zdecydowanie pozostać w naszych umysłach. To nazbyt prywatne, chociaż trzeba przyznać, iż ta opcja niesamowicie kusi. ~ Healy

7. Jaki jest Twój ulubiony cytat?


"Tylko wariaci są coś warci" – Kapelusznik :D ~ Elfik

''Nie ma na świecie cierpienia większego, niż doznawać szczęścia na oczach nieszczęśliwych'' - Gustaw Herling-Grudziński Inny świat
Szkoda, że to pytanie nie dotyczy wierszy. Wtedy zaspamowałabym tu grafiką :d  ~ Healy

8. Jesteś realistką, pesymistką czy optymistką?


Stanowczo optymistką. Zawsze jestem pozytywnie nastawiona i uwielbiam się uśmiechać :) ~ Elfik

Raczej realistką. Do niedawna powiedziałabym, że bliżej mi do optymistki, ale z czasem coraz częściej towarzyszy mi lekki pesymizm. :) ~ Healy

9. Jesteś duszą towarzystwa czy raczej typem samotnika?


Samotnikiem, choć nie oznacza to, że całe dnie siedzę sama. Jak pisałam wcześniej uwielbiam ludzi, ale szybko mnie meczą, ponieważ próbuję zrozumieć każde ich zachowanie. ~ Elfik 

Jestem pomiędzy. Uwielbiam zaszyć się w pokoju, z dala od ludzi, z dala od tego całego zgiełku, ale po jakimś czasie zaczynam tęsknić za obecnością drugiego człowieka, za możliwością wyżalenia się i podyskutowania na różnorodne tematy. ~ Healy

10. Twoja najukochańsza bajka z dzieciństwa?


Tabaluga! Ubóstwiałam tę bajkę ♥ ~ Elfik

Piękna i bestia. Od dziecka romantyczka. :) ~ Healy

11. Cecha, którą najbardziej cenisz w innych ludziach?


Tolerancja. Wiele ludzi na świecie ma problemy z kontaktami międzyludzkimi, ponieważ inni nie umieją lub nie chcą zaakceptować ich takimi, jak są. Właśnie dlatego staram się akceptować wszystkich. Zaczynam od prób zrozumienia, wtedy pojawia się prawie nieograniczona tolerancja (nie wliczam w to skrajnych przypadków). ~ Elfik

Inteligencja, bezinteresowność, wrażliwość, tolerancja, odwaga, szczerość, wyrozumiałość, takich cech jest bardzo wiele. :) ~ Healy

piątek, 9 października 2015

Amy


Tytuł: Amy

Reżyser: Asif Kapadia

Produkcja: Wielka Brytania

Gatunek: Biografia

Czas trwania: 2 godz. 7 min.

Premiera: 7 sierpnia 2015 r. (Polska), 16 maja 2015 r. (świat)

Ocena: 9/10









Mieliście kiedyś marzenie, żeby śpiewać, komponować i żyć w świecie muzyki? Jestem pewna, że przynajmniej raz w życiu takie pragnienie pojawiło się w waszej głowie. Co z nim zrobiliście? Uznaliście za głupie? Może spróbowaliście śpiewać w szkolnym lub kościelnym chórku? A może udało się wam spełnić je i oddaliście swoje życie dźwiękom? Amy nigdy nie chciała być sławna, ale kochała śpiewać i robiła to wyśmienicie. Miała swój styl i poglądy (nie tylko muzyczne), które sprawiły, że trafiła na wielką scenę i oczarowała publiczność oraz krytyków. Spełniła swoje marzenia, by śpiewać, ale one przerosły jej oczekiwania i stały się przykrym obowiązkiem. Musiała sobie jakoś z tym poradzić, a ludzie najczęściej używają do tego trzech rzeczy – alkoholu, narkotyków i miłości. Walczyła... Jednakże w 2011 roku przegrała. Co było przyczyną śmierci Amy? Jakie piekło musiała przejść sławna piosenkarka? 

Jeśli mam być szczera, to muszę przyznać, że o Amy Winehouse wcześniej nie słyszałam. Całkiem przypadkiem poszłam na przypadkowy film pod tytułem "Amy". Nie miałam pojęcia, że jest to biografia i opowiada o życiu wybitnej osoby. Oczywiście okazało się, że jej piosenki są bardzo dobrze mi znane, ale nie łączyłam ich z konkretnym człowiekiem ani tym bardziej ze smutną historią. Czy żałuję, że poszłam na tę produkcję? Zmieniła ona wiele w moim życiu, a każda zmiana uczy nas czegoś, więc jak najbardziej cieszę się, że miałam okazję poznać tę trudną historię. Miałam również szczęście, ponieważ trafiłam na seans z krytykiem filmowym, który poruszył pasjonującą dyskusję na temat filmu i problemów wynikających z niego.

Część z was wie, że nie jestem zwolenniczką filmów opartych na faktach. Nie przeczę, że życie opowiada niesamowite historie, które często są bardziej ekscytujące niż te fikcyjne. Jednak życie toczy się swoją drogą, a świat nierealny swoją.  Lecz w ostatnim czasie zaczynam zmieniać zdanie. "Amy" jest oparta na prawdziwych zdarzeniach, co spowodowało, że zobaczyłam sławnego człowieka w świetle życia, a nie reflektorów. Piosenkarka, która powinna mieć wszystko, stała się dla mnie ludzka i zobaczyłam, że poza wybitnym talentem nie różniła się ode mnie. Tak samo pragnęła akceptacji, miłości, a przy tym zachowała siebie, co bardzo mi zaimponowało. W samej produkcji zaskoczyło mnie, że życie Amy nie było odtwarzane przez aktorów, tylko stworzone z prawdziwych, często amatorskich nagrań i teraźniejszych komentarzy osób znających tę kobietę. Wszystkie urywki z rodzinnych, towarzyskich nagrań i audycji z różnego typu koncertów, czy gal stworzyły razem historię, która działa się naprawdę i nie jest przekłamana. Nawet ludzie, którzy opowiadali o Amy, nie zawsze mówili o niej w samych superlatywach. Zgadzali się, że była niesamowitym człowiekiem, ale ukazywali też jej wady, pragnienia i coraz większe problemy. Dzięki temu miałam wrażenie, że dobrze znam kompozytorkę.

"Amy" jest też uniwersalnym filmem, ponieważ przedstawia bardzo istotne problemy, które dotyczą wielu osób, tylko często są zatuszowane. Gdy słyszycie, że jakiś piosenkarz zdobył nagrodę i otrzyma za to dużo pieniędzy, myślicie, że ma wszystko i jego życie jest rajem. Większość z nas nawet nie pomyśli, jakie jest to obciążenie dla utalentowanej osoby. Wszyscy fani kochają go i liczą, że zdobędzie kolejne trofeum, ułoży jeszcze lepsze utwory, a jego głos z każdą chwilą będzie przyjemniejszy dla ucha. Biografia ukazuje, jak bardzo niektórzy przeżywają takie zobowiązania. Wtedy łatwo jest wpaść w alkoholizm, narkotyki. Wszyscy wiemy, że są to choroby ciężkie, których nigdy do końca nie da się wyleczyć. Są jak cień, który nigdy nie rozstaje się z nami. Poza tym olbrzymia liczba osób podziwia nas i uwielbia. Ale komu tak naprawdę zależy na całokształcie? Amy pragnęła prawdziwej miłości, która nie będzie oparta na talencie, czy pieniądzach, tylko na akceptacji, zaufaniu i wadach.

Cały film jest bardzo emocjonalny. Wywołuje w nas skrajne emocje. Widzimy radość Amy, ale też jej niewyobrażalne cierpienie. Pojawia się szok, by za chwilę przerodzić się w szczery śmiech, który z czasem zgaśnie zastąpiony łzami. Ukazuje, jak ważna w życiu człowieka jest akceptacja przez bliskie osoby i wiara, że może się udać. Poza tym skłania do refleksji. Człowiek zadaje sobie pytanie, jak można było jej pomóc. Szuka odpowiedzi, by jej ostatecznie nie znaleźć... "Amy" sprawiła, że zrozumiałam, że nie każdemu można pomóc, choć zrobiłoby się wszystko, co tylko w naszej mocy. To musi wyjść od danego człowieka i dopiero znaleźć oparcie w kimś innym.

Polecam tę produkcję każdemu dojrzałemu człowiekowi, który czuje się na tyle silny, by przeżyć podróż w przeszłość narkomanki i zrozumieć, co nią kierowało.

PS: Najczęściej będę teraz pisać recenzję filmów, ponieważ mam dużo obowiązków i gdy jestem wykończona, łatwiej jest mi obejrzeć dwugodzinny film niż przeczytać długą książkę. Poza tym w moim małym miasteczku od połowy października będzie otwarte najnowocześniejsze kino w promieniu pięćdziesięciu kilometrów :) Nie oznacza to jednak, że recenzje książek nie będą się pojawiać.   



wtorek, 6 października 2015

Deutsch Aktuell #71


Niedawno skończyły się wakacje. Dwa, błogie miesiące odpoczynku. Można było różnie wykorzystać ten czas. Jednak jestem pewna, że część z was albo wyjechało, by zwiedzić nowe miejsca lub po prostu odpocząć. Inni pewnie pozostali w domu, by choć na chwilę poczuć codzienną monotonność, która w wirze pracy zanikła. Którąkolwiek z tych opcji wybraliście, sprzyjała ona rozwijaniu swoich umiejętności językowych. Ja oddałam się z pasją nauce niemieckiego, który jest dla mnie trudnym językiem. Pomógł mi w tym 71 numer "Deutsch Aktuell". Teraz wakacje już minęły i wielkimi krokami zbliża się zima, jednakże chęć do nauki nadal pozostała.

Ten numer zainteresował mnie bardziej niż zwykle. Przeważnie najpierw wybieram artykuły, które mnie ciekawią i czytam je bez wytchnienia, by następnie przeczytać te mniej ciekawe, które w wielu przypadkach nie okazują się takie. W tym numerze było inaczej. Nie umiałam wybrać, który tekst jest ciekawszy. Po prostu wszystkie przyciągały moją uwagę.

Głównym artykułem był tekst o Władysławie Bartoszewskim. Nie wiedziałam, kim on był. Teraz jestem zaskoczona, jak to się stało, że nie znałam tak ważnej i intrygującej osoby. Powinnam znać o nim wiele faktów, nie mówiąc już o samym nazwisku, a tymczasem nie wiedziałam nic. Cieszę się, że informacje o tej postaci znalazły się w "Deutsch Aktuell". Dzięki temu mogłam dowiedzieć się wiele o Władysławie Bartoszewskim i przy okazji pogłębić wiedzę o czasach, w których żył. 

Zauważyłam, że w ostatnim czasie magazyn rozszerzył swój zasób artykułów, o krótkie informacje na temat filmów, książek i muzyki. Cieszy mnie ten fakt, ponieważ mogę poznać nowe utwory, powieści, czy filmy, które zyskały popularność w Niemczech. Nie jest łatwo zyskać takie informacje bez bardzo dobrej znajomości języka. "Deutsch Aktuell" umożliwia to. 

Bardzo zainteresowały mnie informacje o Edith Stein. Nie jest to temat, który przyciąga moją uwagę, jednakże tym razem jakaś nieznana moc sprawiła, że oddałam się lekturze z głębokim zainteresowaniem. Lubię zdobywać nową wiedzę, więc wszystko co mi nie znane, przyciąga mnie. Artykuły o Władysławie Bartoszewskim, czy Edith Stein to nieliczna część, która znajduje się w magazynie. Takich wypowiedzi na rzadko spotykane tematy jest o wiele więcej. 

W tym numerze poruszono temat ostatnio zyskującego popularność Gap Year. Jest to zazwyczaj roczna przerwa w nauce. Ten rok jest przeznaczony na zdobywanie doświadczenia na świecie – podróżowanie po różnych krajach, praca w innych państwach oraz nauka języków. Sama nigdy nie planowałam takiej przerwy, lecz bardzo interesuje mnie temat. Lubię obserwować innych, a takie krótkie wywiady z ludźmi, którzy uczestniczyli w Gap Year przyciągnęły moją uwagę. 

Od dawna planuję związać swoją przyszłość z medycyną, dlatego właśnie kolejnym wyjątkowo interesującym artykułem był tekst poświęcony psom, które potrafią wykryć raka. Jest to innowacyjne odkrycie, które może z czasem zostanie wprowadzone na stale w leczeniu medycznym, choć jest wiele przeciwników takiej metody.

"Deutch Aktuell" polecam każdemu człowiekowi, który chce lepiej poznać język niemiecki w przyjemny sposób, zdobywając przy tym wiedzę ogólną.

czwartek, 1 października 2015

Wrześniowe podsumowanie wyzwania "Kocioł Wiedźmy"

Witajcie!

Przed Wami wrześniowe podsumowanie wyzwania "Kocioł Wiedźmy". Wyzwanie zaliczyły tylko cztery osoby, co bardzo mnie martwi... Razem przeczytaliśmy dziesięć książek. Nie wiem, dlaczego tyle osób się wykrusza... :( Ale mam dobrą wiadomość! Do wyzwania dołączyła nowa uczestniczka - Lexiss Cross. Z czego bardzo się cieszę. Witamy! :) 

Burggrave:

1. "Metro 2033" - Dimitry Glukhovsky

2. "Metro 2034" - Dimitry Glukhovsky


Crystal Kam:

1. "W pół drogi do grobu" - Jeaniene Frost

Cynka:

1. "Obca" - Diana Gabaldon


2. "Dziewczyna Ognia i Cierni" - Rae Carson

3. "Endgame. Wezwanie" - James Frey, Nils Johnson-Shelton

Elfik Book:

1. "Uczta dla wron: Cienie śmierci" - George R.R. Martin

2. "Pani Jeziora" - Andrzej Sapkowski

3. "Czerwona Królowa" - Victoria Aveyard

Healy Rom:

1. "Każdego dnia" - David Levithan

Proszę o pozostawianie linków do recenzji napisanych w październiku pod tym postem.



Sierpniowe i wrześniowe podsumowanie wyzwania "Najpierw czytam, później oglądam"

Witajcie!

Tak wygląda sierpniowe i wrześniowe podsumowanie wyzwania "Najpierw czytam, później oglądam":

Elfik Book:

1. "Uczta dla wron: Cienie śmierci" - George R.R. Martin (wrzesień)

2. "Pani Jeziora" - Andrzej Sapkowski (wrzesień)

3. "Pan Tadeusz" - Adam Mickiewicz (wrzesień)

Niebieska zakładka:

1. "Motyl" - Lisa Genova (sierpień)

Nie prezentuje się ono zbyt dobrze, ale doprowadzę je do końca :)