sobota, 16 maja 2020

Socjopaci są wśród nas – Martha Stout


Tytuł: Socjopaci są wśród nas

Autor: Martha Stout

Tłumaczenie: Rafał Śmietana

Kategoria: Reportaż

Wydawnictwo: Znak

Liczba stron: 320

Ocena: 7/10










Nasze życie jest pełne emocji, które sprawiają, że jeden dzień może stać się tym najlepszym w życiu, by za chwilę zasłużyć na miano najgorszego. Reagujemy emocjami na pewne wydarzenia. Czasami wydają się one neutralne, innym razem niepodważalnie ważne, a jeszcze innym razem nikt, nawet my sami, nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czemu odczuliśmy akurat tę emocję w tym przypadku. Często, a może nawet prawie zawsze jest to zależne od innych ludzi. To właśnie między innymi ludzie potrafią sprawić, że się śmiejemy, płaczemy, wstydzimy albo boimy. Relacje dyktują naszym zachowaniem i pozwalają na istnienie empatii. Jednak czy każdy z nas jest zdolny do niej? 

Socjopaci są dla wielu ludzi pasjonującym tematem, który w sposób wyjątkowo silny oddziaływuje na naszą wyobraźnię. Prawdopodobnie wiele do powiedzenia ma tu popkultura, która od lat sprawnie wykorzystuje tę tematykę, by snuć mroczne historie. Jednak gdyby one nie były tak bardzo intrygujące, nie znaleźliby się odbiorcy. W końcu socjopaci najczęściej są przedstawiani jako pozbawione duszy i serca kreatury gotowe na wszystko, by osiągnąć sukces lub spełnić swoje chore fantazje. Czy właśnie tak naprawdę jest? Czy wiemy, kim są prawdziwi socjopaci i jak ich odróżnić od normalnych ludzi? 

Tak jak wielu innych czytelników zostałam przyciągnięta sekretami osób, które nie są w stanie czuć miłości i wykazywać się empatią. Dla człowieka, który naturalnie posiada te umiejętności, jest to tak niewyobrażalna rzecz, że żadna książka, film czy artykuł nie będą w stanie wytłumaczyć, jak w rzeczywistości funkcjonują socjopaci. Niemniej można przynajmniej spróbować zrozumieć i przewidzieć ich zachowania. Z pomocą w tym zadaniu przyszła mi książka "Socjopaci są wśród nas". 

Może warto zwrócić uwagę dla kogo jest przeznaczona ta książka. Bez wątpienia podchodzi ona pod literaturę popularno-naukową. Dlatego uważam, że wszystkie osoby zainteresowane tym tematem, powinny w niej się odnaleźć, ponieważ autorka używa tutaj bardzo przystępnego języka. Nie trzeba być żadnym specjalistą, czy wyjątkowo wykształconym człowiekiem, by zrozumieć treści, które doktor Stout chce przekazać. Wystarczy trochę zaangażowania i naturalnej ciekawości. O to nie trudno, gdyż książka zawiera wiele interesujących anegdotek, które pozwalają odpocząć chwilę od naukowych informacji. Stąd jest to lektura o szybko płynącej treści i rzadko kiedy czytelnik ma możliwość oderwania się od książki. 

Myślę, że momentami osoby o rozbudowanej wiedzy psychologicznej mogłyby poczuć pewną niechęć. Ostatnimi czasami spędzałam dużo czasu nad naukową literaturą z dziedziny psychologii i przyznam, że brakuje mi tego ciężkiego stylu, gdzie każda nowa informacja musi oznaczać multum statystyk z badań i być zakończona rozbudowaną bibliografią. To bardziej kwestia przyzwyczajenia i mimo tego braku jestem ostatecznie zadowolona, że z taką przyjemnością zapoznawałam się z treściami, które wiele wnoszą do mojej wiedzy. Ale zarazem ostrzegam, że naukowcy nie do końca mogą być przekonani do takiego sposobu pisania. W tym momencie każdy sam musi sobie odpowiedzieć, co lubi i bardziej ceni. Autorka zgrabnie żongluje przydatnymi informacjami oraz pasjonującymi anegdotkami. Początkowo wywołało to we mnie niepewność co do rzetelności tej książki. Chcę wiedzieć, że nie są to zmyślone informacje. Przed chwilą wspominałam, że każda informacja nie jest potwierdzona pełną bibliografią. Nie oznacza to, że ona nie istnieje w ogóle. Pisarka powołała się na wiele cenionych artykułów i książek. Sama z niektórych z nich korzystałam w ramach pisania pracy rocznej. Przekonało mnie to, że nie są to fakty wyssane z palca. 

Ta książka okazała się dla mnie ciekawą przygodą. Mam wiele zastrzeżeń do niej, ale zarazem dowiedziałam się wielu intrygujących rzeczy, które pchnęły mnie, by dalej pogłębiać temat. Myślę, że dla pasjonatów to naprawdę godna uwagi lektura pozwalająca wnieść nowe spojrzenie i dająca motywację, aby nie kończyć tylko na tym. 

czwartek, 14 maja 2020

Harry Potter i Zakon Feniksa – J.K. Rowling


Tytuł: Harry Potter i Zakon Feniksa

Autor: J.K. Rowling

Tłumaczenie: Andrzej Polkowski

Cykl: Harry Potter

Tom: V

Kategoria: Fantastyka 

Wydawnictwo: Media Rodzina

Liczba stron: 960

Ocena: 10/10







Lubimy ludzi szczerych. Odbieramy ich jako osoby godne zaufania, pozytywnie nastawione do nas i świata oraz uczciwe. Jednak czasami się zastanawiam, czy na pewno właśnie tak jest, czy na pewno lubimy szczerość. W końcu prawda potrafi zaboleć. Czasami łatwiej jest udawać, że kłamstwo jest prawdą. Nie jesteśmy zbyt dobrzy w wykrywaniu kłamstwa. Wolimy myśleć, że inne osoby są wobec nas prawdomówne, a brzydka prawda wcale nie istnieje. Jednak czasami trzeba spojrzeć jej w oczy i zmierzyć się z negatywnymi konsekwencjami, zanim nas zaskoczą. 

Harry w snach ponownie przeżywa koszmar Turnieju Trójmagicznego. Co noc patrzy na śmierć Cedrika i przypomina sobie, że Czarny Pan powrócił, że nadchodzi wojna. Jego strach i obawy są potęgowane poprzez złość i irytację na swoich przyjaciół, którzy nie informują go o sytuacji w świecie czarodziejów, a on zamknięty u swojego wujostwa może tylko snuć ponure przypuszczenia, że jego świat stoi nad przepaścią. Ostrzegł wszystkich przed niebezpieczeństwem. Dokładnie opowiedział, co widział. Jednak czy to starczy, by przekonać innych o powrocie Lorda Voldemorta? Czy i tym razem znajdą się czarodzieje gotowi na walkę ze złem? 

Z zapałem i oddaniem kontynuuję swoją ponowną przygodę z cyklem o Harrym Potterze, Gdy sięgałam po tę część, byłam niezmiernie podekscytowana, ponieważ "Zakon Feniksa", odkąd tylko go pierwszy raz przeczytałam, stał się nieodzownie moim ulubionym tomem i bez wątpienie z wszystkich książek o młodym czarodzieju najwięcej razy przeczytałam właśnie tę część. Tutaj nie było obaw, czy po latach nadal będzie mi się podobał, czy zrobi takie samo wrażenie jak kiedyś i czy po raz setny wciągnie mnie w swój świat. Po prostu wiedziałam, że tak będzie. Bo jak po tylu latach wspólnej przygody mieć takie wątpliwości? 

Niezmiennie zawsze ten sam początek recenzji, czyli hymn pochwalny na temat stylu. Jest po prostu przykładem geniuszu, magii potężniejszej niż magia w całej tej opowieści. Język autorki jest właśnie jak zaklęcie, które za pomocą słów sprawia, że wyobraźnia ożywa i przejmuje kontrolę nad umysłem czytelnika. To już nie jest nasza rzeczywistość, gdzie idziemy do zwyczajnej szkoły, często nudnej pracy i wykonujemy bezmyślnie obowiązki domowe. Hogwart i świat czarodziejów podczas czytania staje się tym prawdziwym światem. Dopracowanie i różnorodność opisów sprawiają, że pisarka stworzyła niepowtarzalny klimat opowieści. Jeśli czytelnik raz go zakosztuje, na zawsze pozostanie w jego pamięci, by kojarzyć się z radością, przygodą i miłością. Dla mnie zawsze będzie to atmosfera dzieciństwa, gdy z taką pasją oddawałam się po raz pierwszy lekturze tej książki. To sentyment wyznaczający moje kroki na ścieżce literackiego kunsztu. 

Fabuła jak na powieść przeznaczoną przede wszystkim dla młodzieży jest wyjątkowo rozbudowana. Czasami mam wrażenie, że dorośli pisarze traktują dzieci i nastolatków jako niewymagających czytelników, którzy chcą wyłącznie przygody i wątków romantycznych. Zapominają, że młoda osoba jest w stanie dojrzeć olbrzymią gamę uczuć, emocji, a miłość i szalone wydarzenia są panoramiczną szybą ukazującą nasze życie. Rowling nie popełniła tego błędu i między innymi dlatego tak bardzo szanuję tę pisarkę. W sposób subtelny potrafiła połączyć codzienne wydarzenia z wielkimi czynami i siecią pełną tajemnic. Te prawie tysiąc stron pozwala nam poznać bohaterów jako zwykłe osoby, które jak większość ludzi pragną być lubiane, osiągać sukcesy, zawiązywać przyjaźnie i po prostu żyć. Zarazem wśród mrocznych czasów muszą podejmować decyzje trudne, wymagające wielu poświęceń i decydujące o całej przyszłości. To samo w sobie tworzy niezwykłą historię, ale to nie jest wszystko. Opowieść jest zabarwiona niesamowitą dozą humoru tak bardzo charakterystycznego dla postaci ze świata magii. 

W "Zakonie Feniksa" zawsze wyjątkowo zwracała moją uwagę relacja trójki głównych bohaterów. Każdy fan wie i pewnie też jest tego samego zdania, że ich przyjaźń jest po prostu piękna i zachowuje przy tym naturalność. Można im na przestrzeni tych wszystkich tomów wiele zarzucić, ale nie da się podważyć ich lojalności oraz gotowości, by uszczęśliwiać swoich przyjaciół. Nigdy nie miałam wątpliwości, że ich relacja jest bezinteresowna. Piąta część jest dla mnie podkreśleniem tego oddania i wiary w siebie. Gdyby każda osoba na świecie miała choć jednego tak dobrego przyjaciela, nasz świat byłby piękniejszym miejscem. Gdy już wspominam od tak podniosłych emocjach, może warto również skupić się na drugiej stronie medalu, czyli Dolores Umbridge. Szczerze? Ta postać jest wykreowana doskonale. Za pomocą różu i fałszywych uśmiechów pisarka stworzyła bohaterkę, której nienawidzą prawie wszyscy czytelnicy. Można nienawidzić Voldemorta czy Bellatrix, ale oni są po prostu symbolem zła. A Umbridge jest symbolem czystej frustracji, nienawiści i irytacji. 

Myślę, że już dostatecznie wymieniłam zalet, które sprawiły, że tak bardzo pokochałam tę książkę. "Harry Potter" na pewno odegrał w moim życiu istotną rolę, ale akurat ta część jest dla mnie najbardziej wyjątkowa i pozostanę jej wierna. Podejrzewam, że dla mnie to będzie już na zawsze jeden z symboli dzieciństwa i moich ambitniejszych kroków literackich. 

poniedziałek, 11 maja 2020

Zakon Drzewa Pomarańczy. Część 2 – Samantha Shannon


Tytuł: Zakon Drzewa Pomarańczy. Część 2

Autor: Samantha Shannon

Tłumaczenie: Maciej Pawlak 

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Sine Qua Non

Liczba stron: 560

Ocena: 8/10










Czym jest poświęcenie? Jest to wyjątkowo trudne pytania, na które każdy z nas zapewne odpowie odmiennie. Możemy decydować się na wskazanie zachowań wyjątkowo bohaterskich, które dominują w czasach wojen. Możemy również odwołać się do miłości, gdzie jesteśmy w stanie poświęcić swoje własne szczęście na rzecz drugiej osoby. Poświęcenia możemy też poszukiwać w wielkich ideach i planach. Możemy zejść poziom niżej i docenić te małe codzienne poświęcenia, które na tle innych nie wyróżniają się tak bardzo, ale nawet do nich potrzeba samozaparcia, odwagi i pewnego rodzaju bohaterstwa. Możemy... Co tak naprawdę możemy?

Nadchodzi czas, którego tak bardzo bali się wszyscy. Czas, gdy będzie trzeba podejmować wielkie decyzje, od których zależeć będzie tak wiele. Czas, gdy może już nie być żadnej przyszłości. Czas, gdy miłość będzie uderzać jeszcze mocniej niż zwykle, ale jeszcze szybciej może się spalić. Jest to czas niepokoju, cierpienia i śmierci. Jest to czas poświęcenia wszystkiego, by inni mogli żyć, by pewnego dnia mogli być szczęśliwi, by przyszłość jednak istniała. Czy jest to jeszcze w ogóle możliwe?

Samantha Shannon już dawno zajęła zaszczytne miejsce wśród grona pisarzy fantastyki. Pamiętam, jak wiele lat temu zaczynało się mówić o jej pierwszych książkach. Nieśmiało przyznawało się, że mają wiele potencjału, a autorka osiągnie sukces i pod względem materialnej sprzedaży, i pod względem pozytywnej opinii wśród recenzentów. Sama w tamtym czasie nie miałam styczności z jej powieściami, ale prawie codziennie czytałam pozytywne recenzje na ich temat. Tak o to po wielu latach skończyłam swoją pierwszą książkę tej pisarki. Pierwszą część "Zakonu Drzewa Pomarańczy" czytałam w wakacje i pamiętam, że tak bardzo zawładnęła moimi myślami, że pożarłam ją – albo bardziej ona mnie. Po kilku miesiącach wróciłam do tego świata i po raz kolejny dałam się ponieść niesamowitym przygodom. 

Autorka powieści ma niepowtarzalny styl, który od razu na pierwszych stronach daje o sobie znać. Wyróżnia się niesamowitą lekkością i zarazem dokładnością. Podejrzewam, że to właśnie on sprawia, że czytelnik z taką pasją przerzuca stronę za stroną i nie zauważa, że mijają kolejne setki. To właśnie ten język tworzy niesamowite opisy, które oddziaływają na wyobraźnię i pozwalają zapomnieć o rzeczywistości na rzecz świata, gdzie istnieje magia, stwory dotychczas nam nieznane i przede wszystkim prawdziwe smoki! Nie da się oprzeć temu symbolowi fantatsyki.

"Zakon Drzewa Pomarańczy" ma wielowątkową fabułę, dzięki czemu każdy czytelnik może znaleźć dla siebie wątek, który wyjątkowo przypadnie mu do gustu. Tworzy to poczucie potęgi całego uniwersum, ponieważ nie ograniczamy się do jednego miejsca akcji, ale wiemy, co dzieje się na całym świecie i z czasem jesteśmy w stanie skomponować to w płynną i logiczną całość. Choć, żeby nie było zbyt kolorowo, muszę podkreślić, że akurat ta część ma olbrzymią wadę, która sprawia, że nie dorównuje swojej poprzedniczce. Tym razem akcja przyśpiesza i mimo że tego właśnie można by się spodziewać, w końcu nadchodzi wojna, to jest to zbyt szybkie. Przez tyle stron pisarka utrzymywała w miarę równomierne tempo akcji, zarazem umiejętnie dobierając je do wydarzeń, a tymczasem nagle przy końcu przyśpieszyła. Zamiast dać się ponieść kolejnym wydarzeniom, biegłam przez nie, nie rozumiejąc, co się dzieje. Zadawałam sobie pytanie – to już? Tak szybko? Przecież dopiero co się zaczęło. 

Historia wśród wszystkich wydarzeń nie z tego świata przemyca wiele ważnych tematów takich jako homoseksualizm, czy dyskryminacja na tle rasowym i religijnym. Dzięki możliwości spojrzenia do różnych zakątków uniwersum czytelnik widzi odmienność całych kultur, ale też widzi, że mimo innych tradycji, wierzeń czy zachowań dążą one do tego samego i innych widzą jako wrogów, których w najgorszym przypadku trzeba ignorować, w najlepszym unicestwić. Potrzeba widma zagłady, by zastanowić się, czy naprawdę znaczenie ma kolor skóry, orientacja seksualna czy wyznawane wartości. A może większe znaczenie ma wspólne przetrwanie i dobre postępowanie? 

Samantha Shannon stworzyła wielu niesamowitych bohaterów. Każdy z nich ma za sobą własną historię, którą z czasem możemy poznać i zrozumieć, skąd wynikają ich decyzje, postępowania i pragnienia. Jest to cudowne przedstawienie gamy różnorodnych charakterów. Niestety nie zapałałam sympatią do tej najważniejszej postaci – do Ead. Akurat ona tle wszystkich wydaje się bardzo mdła i wielokrotnie zachowuje się w sposób nielogiczny i po prostu irytujący. Na szczęście ta mała wada ginie na tle mojego ulubionego bohatera, którym jest Niclays. Wielokrotnie podkreślam w swoich recenzjach, że wyjątkowo cenię postacie ludzkie, czyli takie, które mają zalety i wady. Niclays właśnie taki jest. Nieraz i nie dwa postępował nieuczciwie, egoistycznie i wykorzystywał innych. Zarazem to on pokazał, czym jest prawdziwa miłość i jak silne może być to uczucie. W jego przypadku "póki śmierć nas nie rozłączy" jest dużym niedopowiedzeniem, bo nawet śmierć nie była w stanie pokonać jego miłości. Jeśli miałabym wskazać jakąś literacką parę, która przez lata ujęła wyjątkowo mnie za serce, to na pewno wybrałabym właśnie Niclaysa i Jannarta. 

Niesamowicie się cieszę, że zdecydowałam się wreszcie poznać twórczość pisarki, gdyż cały "Zakon Drzewa Pomarańczy" okazał się fascynująca i pełną wzruszeń przygodą, której długo nie zapomnę. Zostałam urzeczona przez świat magii, smoków i nie oczywistości, dlatego polecam tę powieść każdej osobie, która odnajduje się w fantastyce. 

sobota, 9 maja 2020

Powódź – Paweł Fleszar


Tytuł: Powódź

Autor: Paweł Fleszar

Kategoria: Kryminał

Wydawnictwo: Księży Młyn

Liczba stron: 212

Ocena: 8/10












Czasami dochodzę do bardzo smutnej refleksji, że mrok – nam ludziom – będzie zawsze towarzyszył. Nawet jeśli jesteśmy dobrzy z charakteru, nasze poczynania są uczciwe i bezinteresowne, to prędzej czy później popełnimy jakiś błąd i zrobimy coś, co według naszej opinii będzie po prostu złe. Nie ma ludzi, którzy dosłownie zawsze są dobrzy. Są tylko tacy, którzy pracują nad sobą, naprawiają swoje błędy i starają się być najlepszymi możliwymi wersjami siebie. Ale nawet tacy ludzie nie unikną zła i mroku, ponieważ czai się ono w ciemnych uliczkach, kłamstwach, nieuczciwych decyzjach i innych ludziach. Czy nie ma żadnego wyzwolenia? 

Kris miał w dzieciństwie przyjaciela – takiego prawdziwego. Mógł zawsze liczyć na jego wsparcie i pomoc. Spędzali razem mnóstwo czasu. Przeżywali niesamowite przygody i nie miało znaczenia, że działo się to tylko w ich wyobraźni. Byli nierozłączni i zawsze lojalni wobec siebie. Jednak słowo "zawsze" ma to do siebie, że zazwyczaj jest nieprawdziwe. Tak było właśnie w przypadku Krisa i Kuby. Teraz Kris ma czterdzieści lat i wiele problemów, z którymi nie wie, jak sobie poradzić. Lecz wszystko się zmienia, gdy pewnego dnia dowiaduje się, że Kuba popełnił samobójstwo. Postanawia odwiedzić Kraków, w którym mieszkał jego były przyjaciel, i sprawdzić, co sprawiło, że mężczyzna podjął tak drastyczną decyzję. Czy przeszłość mogła dać znać o sobie po tylu latach? Czy powódź zalewająca Kraków jest czymś więcej niż tylko falą niszczycielskiej wody? 

Kryminały czytam rzadko, mimo że bardzo lubię zagłębiać się w świat zbrodni i niewyjaśnionych tajemnic. Nie do końca jestem w stanie wyjaśnić, czemu nie sięgam zbyt często po ten gatunek. Chyba z czasem staje się monotonny, a długie przerwy pozwalają mi na odpoczęcie od tego typu historii i ponowne zagłębienie się z całą pasją w nich. Tym razem padło na "Powódź" Pawła Fleszara. Miałam dość duże oczekiwania co do tej książki i z ręką na sercu muszę przyznać, że wyjątkowo spodobała mi się. 

Przede wszystkim przypadł mi do gustu pomysł. Mam wrażenie, że w tej chwili wielu pisarzy uderza w bardzo podobne tony i wykorzystuje niezmiennie te same pomysły. Z takim jak w "Powodzi" jeszcze się nie spotkałam. I mimo że nie jestem w stanie w słowach uchwycić, na czym dokładnie polega ta niekonwencjonalność, to bez wątpienia mocno odczuwam jej istnienie. Nie można tego nie docenić. Również rozpoczęcie poszczególnych rozdziałów zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Każda część rozpoczynała się kartką z kalendarza, a następnie pojawiały się artykuły z gazet oraz posty ze stron internetowych. W sposób intrygujący tworzyły to klamrę z całą historią. 

Nie można też pominąć stylu autora. Naprawdę – idealnie wbił się w moje oczekiwania. Pisarz wykazuje się prostym i przyjemnym językiem, co pozwala bez oporów brnąć dalej w historię. Jeśli czytacie systematycznie moje recenzje, to wiecie, że jestem fanką kwiecistych i rozbudowanych stylów. Ale w tym przypadku to by po prostu nie pasowało. Prostota nie jest tym infantylnym językiem, który czasami się tworzy, by dobrze się czytało. To pewnego rodzaju kunszt odpowiednio dopracowanych opisów i dialogów, dzięki czemu wszystko jest wyważone. 

Sama fabuła wciągnęła mnie i sprawiła, że przeczytałam powieść na dwa razy. Gdyby nie obowiązki, na pewno byłoby to jedno bardzo przyjemne posiedzenie przy książce. Powoli wyłaniające się fakty dotyczące samego Krisa i tajemnic związanych z samobójstwem Kuby w sposób logiczny i zaskakujący tworzą szybko płynącą historię. Choć odczuwam tu pewnego rodzaju niedosyt. Wydaje mi się, że pewne elementy można by bardziej rozbudować, tworząc jeszcze bardziej intrygującą opowieść. Jest wiele wątków podsycających ciekawość, ale niestety momentami potraktowanych po macoszemu. 

Do bohaterów też mam mieszane odczucia, ponieważ byli oni wyraziści i od razu poczułam do nich sympatię, jednakże ich olbrzymi potencjał również nie został wykorzystany do końca. Mimo to ich uwielbiam. Kris jest dla mnie wyjątkowo ludzką osobą, ponieważ widać, że chce postępować dobrze i jest zdolny do wielkich czynów, ale momentami też ma sporo za uszami. Cenię takich bohaterów, ponieważ wiem, że taką osobę można spotkać w prawdziwym życiu. Jego towarzyszka – Marika – również z miejsca sprawiła, że ją polubiłam. Jej hart ducha, kreatywność oraz pewnego rodzaju beztroska w problemach prowadzą czytelnika przez kolejne strony z uśmiechem i oddaniem. Jednak ze wszystkich najbardziej polubiłam Kamila, który zarazem jest stereotypem informatyka, ale jest też jego antystereotypem. Wiem, że brzmi to dość komicznie, ale odnajduję w nim i takie, i takie cechy. Szanuję takich bohaterów. 

Cieszę się, że zdecydowałam się przeczytać "Powódź". Powieść okazała się nieszablonowa i pełna zaskakujących zwrotów akcji. Zwykle domyślam się głównych motywów bohaterów i szybko sama rozwiązuje tajemnice. Tym razem moje pomysły trafiły się średnio trafione i to chyba jest największa zaleta całej książki. Dlatego z wielką sympatią będę wspominać tę opowieść. 

sobota, 2 maja 2020

Podsumowanie kwietnia ♥

Witajcie!

Za nami kolejny miesiąc, w którym przyznam, że nie byłam aktywna pod względem pojawiania się na swoim własnym i Waszych blogach. Co w żaden sposób nie oznacza, że nie byłam aktywna w dziedzinie literatury i filmografii. W tym przypadku to był naprawdę dobry miesiąc dla mnie :) 

W kwietniu przeczytałam sześć książek, co jak na mnie jest naprawdę dobrym wynikiem! :)

1. Harry Potter i Zakon Feniksa (ocena: 10/10) – jak podkreślam prawie w każdej mojej ostatniej recenzji, jest to moja ukochana i najbardziej sentymentalna seria, a ta część należy do powieści, które czytam w kółko i za każdym razem tak samo mnie zachwycają. 














2. Zakon Drzewa Pomarańczy. Część 2 (ocena: 8/10) – po bardzo długiej przerwie kontynuowałam przygodę z tą książką i to był dobry czas, który przeniósł mnie do magicznej krainy, gdzie można spotkać smoki i inne niezwykłe stworzenia. 














3. Harry Potter i Książę Półkrwi (ocena: 9/10) – nie zamierzałam zwalniać tempa i przeczytałam kolejny tom z cyklu. Cieszę się, że mogłam ponownie go przeczytać, gdyż ostatnią styczność z nim miałam jeszcze w podstawówce. Okazał się tak samo wciągający i pełen wielkich emocji jak lata temu. 













4. Mały Książę (ocena: 10/10) – to jest książka, którą na przestrzeni lat swojego życia przeczytałam najwięcej razy i mam wrażenie, że za każdym razem wyciągam z niej coś więcej. Poza tym podczas zagłębiania się w lekturze zawsze czuję ciepło w sercu ♥














5. Komunikacja w terapii (ocena: 6/10) – ten podręcznik przeczytałam w ramach przedmiotu pomoc psychologiczna. Spędziłam z nim wiele godzin, ponieważ jest tam zawarty materiał na kolokwium oraz wielokrotnie na podstawie tej książki musiałam wykonywać zadania. Jest tu wiele informacji, które bez wątpienia mogą przydać się w terapii, ale raczej nie będę dobrze wspominać tego podręcznika. 












6. Socjopaci są wśród nas (ocena: 7/10) – temat psychopatów ostatnio mnie fascynuje, ponieważ moja praca roczna na studiach w dużej mierze dotyczy tej cechy. Postanowiłam lepiej poznać ten temat na podstawie artykułów naukowych, ale też trochę luźniejszej formy. Ta książka fantastycznie się sprawdziła pod tym względem.











W kwietniu wszystkie książki okazały się naprawdę dobre. O filmach nie mogę tak do końca powiedzieć, ale tylko pojedyncze przypadki wybiły się negatywnie. Obejrzałam w tym miesiącu cztery filmy oraz cztery sezony dwóch seriali, co jest chyba moim serialowym rekordem. 

1. Godziny (ocena: 9/10) – wzięłam ten film z książki o kinie i zaburzeniach psychologicznych. Byłam nastawiona sceptycznie, tymczasem zostałam oczarowana fabułą i przede wszystkim treścią, które dobitnie przedstawiała widzowi problemy psychiczne. 









2. Pewnego razu... w Hollywood (ocena: 5/10) – dla mnie ten film był po prostu jednym wielkim rozczarowaniem. Gdyby nie wspaniała obsada aktorska oraz dobry montaż, po prostu bym się załamała. Wiem, że wielu osobom przypadł do gustu, ale stanowczo nie mi.









3. Śniadanie u Tiffany'ego (ocena: 8/10) – wreszcie i ja obejrzałam ten klasyk! Nie spodziewałam się niczego wyjątkowego, ponieważ zawsze myślałam, że to pewien kult aktorki. Tymczasem dałam się oczarować całej historii i samej aktorce również. 









4. Miasteczko Halloween (ocena: 7/10) – ta produkcja całkowicie mnie prześladowała. Co jakiś czas trafiałam na plakaty, na gadgety, na zagorzałych fanów, a sama nie miałam pojęcia o co chodzi. Teraz jestem po obejrzeniu filmu i mimo że nie zrobił na mnie dużego wrażenia, to oglądało mi się przyjemnie i zachwyciłam się ścieżką dźwiękową. 








5. Przyjaciele (sezon 4 – ocena: 9/10; sezon 5 – ocena: 9/10) – po tylu odcinkach bez wątpienia przywiązałam się do całego serialu i mimo że obecnie nie mam ochoty na kolejne sezony, to bardzo go polubiłam i z czasem na pewno dokończę historię.








6. Obsesja Eve (sezon 1 – ocena: 7/10; sezon 2 – 8/10) – po wielu namowach przyjaciółki postanowiłam zapoznać się z tym serialem (teraz naprawdę tworzy mi się jakiś klimacik psychopatów) i to był dobry wybór. Jak na mnie obejrzałam te dwa sezony stosunkowo szybko i bardzo przywiązałam się do bohaterów. 









Kwiecień był dobrym miesiącem! Mam nadzieję, że maj będzie również taki, a my w zdrowiu będziemy mogli powoli wracać do normalnego życia. Byłoby wspaniale ♥

Dużo zdrówka! ♥
Elfik