poniedziałek, 29 listopada 2021

Gąsienica – Ranpo Edogawa

 

Tytuł: Gąsienica

Autor: Ranpo Edogawa

Przekład: Dariusz Latoś

Kategoria: Kryminał, opowiadania

Wydawnictwo: Tajfuny

Liczba stron: 191

Ocena: 6/10







Dusza człowieka jest niezgłębionym naczyniem, które potrafi zaskoczyć nawet właściciela. Tak naprawdę jest bytem oddzielnym, niezależnym, istniejącym według własnych praw. Możemy zapewniać wszystkich wokół, że zapanujemy nad nią albo jesteśmy jej częścią. Ale czy tak naprawdę to ona nie panuje nad nami? To nie my jesteśmy jej własnością? Tak naprawdę wszystko zależy od tego, czy wierzycie w istnienie duszy i w jakim rozumieniu. Dla mnie to pojęcie zawsze kojarzy się z początkami filozofii i w pewnym ujęciu również psychologii, więc z chęcią zamieniłabym "duszę" na "psychikę". Jednak znaczenie pozostaje to samo i tak samo w sferach domysłów i właśnie filozofii. 

W ostatnim czasie zapoznaję się z literaturą japońską. Swoją przygodę z nią rozpoczęłam poprzez mangi, by przejść bezpośrednio do klasyki literatury japońskiej. Mam bardzo mieszane uczucia co do niej, gdyż mój odbiór przedstawianych treści jest niespójny. Zarazem czuję mroczną fascynację, by właśnie przez nią czuć też odrzucenie. Tym razem zdecydowałam się zapoznać z opowiadaniami w zbiorze "Gąsienica". Wydawało mi się, że to będzie coś odmiennego. W dużej mierze takie były, ale potwierdziło moją teorię co do tego, że przez tę kulturę przechodzi niespotykany rodzaj mroku. 

Na razie ujmując "Gąsienicę" jako całość, muszę przyznać, że styl autora jest bardzo niedopracowany. Brakuje finezji w doborze słów i gramatyce, choć nie jestem w stanie wyczuć, czy pochodziło to bezpośrednio od pisarza, czy jest to kwestia tłumaczenia. Niemniej przez język autora przemawia pewnego rodzaju barwność i unikatowość, która prowadzi czytelnika przez ciemne oblicze duszy człowieka, dając obrazowy wgląd w uczucia bohaterów. 

Niezmiernie doceniam, że na początku polskiego wydania znajduje się wstęp do opowiadań. Pozwala to już na samym początku przygody z twórczością pisarza poznać lepiej jej kontekst, po krótce historię Ranpo Edogawa i nakierunkowuje, gdzie poszukiwać sedna. A w tym przypadku bez wątpienia warto podchodzić do lektury z jakąś wiedzą. To nie są opowiadania stricte w naszym europejskim rozumieniu. Jako czytelniczka mogę jednoznacznie stwierdzić, że my mamy swój własny schemat, który może nie jest na co dzień wyczuwalny, lecz w porównaniu do literatury innych części świata nie można go nie zauważyć.

Pisarz używa ciekawych zabiegów narratorskich i wykazuje w tym aspekcie dużą dozę kreatywności. Niekiedy poznajemy opowieść poprzez list, innym razem są to słowa całkowicie innej osoby i przy tym często występuje narrator wszechwiedzący. Tutaj ponownie mam wrażenie, że w naszej kulturze narracja jest zamknięta w ciasnych stereotypach. Oczywiście narracje są różne, ale jest to rzadsze i widać pewien kłopot z wykorzystaniem możliwości różnorodności narracji. 

Zbiór opowiadań rozpoczyna "Test psychologiczny", który okazał się moim wielkim rozczarowaniem. Nie chodzi o to, że ta historia ma zły warsztat, czy nieciekawą fabułę. Po prostu brakuje dopracowanie i wielkim problemem jest inspiracja. Nie wiem, czy to wynika z wcześniejszego wstępu, czy jest to rzeczywiście tak bardzo powiązane, ale od pierwszych stron da się wyczuć fascynację "Zbrodnią i karą" Dostojewskiego. Mam wrażenie, że "Test psychologiczny" jest pigułką tego dzieła, tylko dużo gorszą i nie skupiającą się na małych, ale tak istotnych motywach pobocznych. Sytuację w dużej mierze ratuje już kolejne opowiadanie, czyli "Czerwony pokój". Przy nim nadal czuję rozczarowanie, ale już pojawia się zafascynowanie, obrazowe postrzeganie świata i uczuć bohaterów. Ostatecznie "Czerwony pokój" robi na mnie wrażenie, lecz nadal to za mało. Jeśli miałabym wybrać opowiadanie, które wreszcie zaspokaja mój niedosyt, to byłaby to tytułowa "Gąsienica". To właśnie ta historia pozostawia mnie przepełnioną mrocznymi emocjami, skonfundowaną i z poczuciem olbrzymiego dyskomfortu. 

Wszystkie opowiadania łączy to mroczne oblicze duszy, które niesie ze sobą hipnotyzujące, ale też negatywne emocje. Tutaj pasja, która osobiście kojarzy mi się z czymś pięknym i niesamowitym, przeradza się w obsesję, by spętać duszę człowiekowi i zawładnąć nim na zawsze. Jej macki owijają całe istnienie i doprowadzają do autodestrukcji. Jest to tak odmienne od tego, co promuje europejska literatura, że trudno uświadomić sobie, że pasja w tych dwóch rozumieniach ma ten sam rdzeń. Czytając, miałam poczucie, że powietrze przy mnie robi się coraz bardziej gęste i coraz bardziej dusi i zmusza, by wreszcie obsesja przejęła stery. 

"Gąsienica" okazała się zbiorem opowiadań pozwalających zdobyć nowe spojrzenie na świat, lecz niekoniecznie lepsze. Na pewno trudniejsze i bardziej mistyczne. Jednak mimo tego obezwładniającego efektu, nadal niesie ze sobą rozczarowanie i nie zachęca, by dalej zapoznawać się z twórczością pisarza. Niemniej myślę, że jeśli polskie przekłady pozwolą, to dam jeszcze szansę klasyce japońskiej w wykonaniu tego twórcy. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl 

piątek, 26 listopada 2021

Król Lew – Bobby J.G. Weiss

 

Tytuł: Król Lew

Autor: Bobby J.G. Weiss

Ilustracje: Sparky Moore

Przekład: Mateusz Lis

Kategoria: Komiks

Wydawnictwo: Egmont

Liczba stron: 64

Ocena: 6/10






Mamy rok 1994. Ja go nie pamiętam, bo jeszcze nie było mnie na świecie. Jednak na pewno część moich czytelników miało już dostatecznie dużo lat, by mieć jakieś wspomnienia z tamtego okresu. Pewnie zastanawiacie się, co było w 1994. Wtedy weszła do kin animacja, które przez kolejne prawie 30 lat będzie podbijać serca małych widzów, ale i tych starszych też. Mowa tutaj oczywiście o „Królu Lwie”. Internetowe plotki mówią, że wytwórnia Disney’a zdecydowała się na tę produkcję, jednak nie zwiastowała jej spektakularnego sukcesu. Z perspektywy czasu wydaje mi się to wręcz przekomiczne. Przecież duża część z nas zgadza się, że ta bajka jest po prostu przepiękna. Sama historia porusza serce, piękna jak na tamte czasy animacja zachwyca do dzisiaj, mimo że na tę chwilę mamy o wiele większe techniczne możliwości. Nie można też zapomnieć o jakże cudownym podkładzie muzycznym. Jak sami widzicie, stanowczo mam olbrzymi sentyment do „Króla Lwa”.

Z tego względu zdecydowałam się na zapoznanie z komiksem „Król Lew”. Dla mnie to klasa sama w sobie i olbrzymie pokłady sentymentalizmu o pozytywnym wydźwięku. Czy pomysł, by tym razem przedstawić tę historię w postaci komiksu jest dobry? Ciężko mi stwierdzić. To zawsze jakaś nowość, a przynajmniej dla mnie, bo wcześniej nie spotkałam się, żeby ta opowieść była przedstawiana w takiej graficznej wersji. Jednak wychodząc do przodu, już teraz zdradzę Wam, że po przeczytaniu mówię kategorycznie nie. Czemu?

Mam wrażenie, że fabuła została mocno uproszczona, co może i jest rozsądnym rozwiązaniem, patrząc, że głównymi odbiorcami mają być dzieci, jednakże taki zabieg pozbawił historię jej piękna i mądrości. Mam mocne wątpliwości, czy osoby, które nie poznały oryginału, będą w stanie bez większych kłopotów odnaleźć się w całości i zrozumieć, co się dzieje. Tym bardziej że tutaj nie ma żadnego miejsca, by przywiązać się do bohaterów. Niekiedy nawet wątpiłam, czy da się ich tak po prostu spamiętać. Jeśli oglądało się animację, czy film z 2019, to doskonale się wie, kogo mamy przed sobą. Zresztą sympatię i antypatie w takim przypadku są już wyrobione. Ale co jeżeli nie zna się w ogóle bohaterów? Myślę, że w tym momencie cały komiks staje się porażką. 

Warto też zwrócić uwagę na to, czego ten komiks może nauczyć. Sama animacja niesie ze sobą wiele mądrości, ale w formie graficznej ona ginie. Za każdym razem gdy czytam książkę lub właśnie komiks, a następnie piszę dla Was recenzję, staram się przemyśleć dokładnie, co mi dała ta pozycja, o czym mówiła i czego się nauczyłam. Zazwyczaj udaje mi się bez większych problemów, a w tym przypadku prawie wszystko, co chcę napisać pochodzi bardziej z oryginalnej historii, a nie bezpośrednio komiksu. Choć też przyznaję, że w tym przypadku mam olbrzymi problem z brakiem podkładu muzycznego. To papierowe kartki – tutaj jeśli bardzo mi zależy, mogę sobie sama włączyć odpowiedni utwór. Niemniej „Król Lew” na zawsze pozostanie przede wszystkim musicalem i nic tego nie zmieni. 

Odkąd tylko wiedziałam, że ta wersja „Króla Lwa” trafi do mnie, byłam mocno podekscytowana i zastanawiałam się, w jaki sposób będzie rozwiązana kwestia ilustracji. Czy sugerując się okładką, będą one fotosami z animacji? Czy jednak to będzie całkowicie nowa wersja? Ostatecznie teraz mogę potwierdzić, że są to oryginalne ilustracje z filmu. Dla mnie jest to zarazem olbrzymia zaleta, ale też i wada. Cieszę się z wykorzystania tradycyjnej wersji, gdyż tutaj ponownie przemawia przeze mnie sentyment, który jednak odgrywa najważniejszą rolę w tym przypadku. Ale mam też poczucie, że to rodzaj powtarzalności i pójście na łatwiznę. Prawdopodobnie wykreowanie nowej pod względem wizualnych walorów wersji byłoby skomplikowanym prawnie procesem. Jednak jak już ktoś decyduje się na odnowienie historii, to może warto byłoby dosłownie ją odnowić… 

W całej recenzji skupiłam się na samej sobie i własnych przeżyciach, a przecież tutaj chodzi przede wszystkim o naszych małych czytelników, więc zadam te pytanie – czy dzieciom ten komiks spodobałby się? Moim zdaniem dzieci będą się nudzić, czytając tę historię w takiej wersji. Potrzeba czegoś więcej, żeby je zainteresować. Na pewno nie będą tak mocno rozważać tych wszystkich niuansów jak ja. W końcu nie są wychowane na tej bajce przez ponad 20 lat. Ostatecznie mimo mojego sceptyzmu nie chcę byście twierdzili, że nie jest to godna uwagi pozycja. Myślę, że to komiks z rodzaju: co czytelnik to inna opinia. I przy tym pozostańmy. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

wtorek, 23 listopada 2021

Almond – Won-Pyung Sohn

 

Tytuł: Almond

Autor: Won-Pyung Sohn

Przekład: Urszula Gardner

Kategoria: Literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: MOVA

Liczba stron: 240

Ocena: 8/10







Niektórzy z nas cierpią na jakieś zaburzenia i mówię tutaj o szerokiej gamie dolegliwości, chorób i deficytów. Ja mam wadę wzroku, ktoś inny problemy z kręgosłupem, jeszcze ktoś inny zmaga się z problemami psychicznymi. Część z tych rzeczy jest dla nas czymś naturalnym i w żaden sposób nie przyciąga uwagi. W końcu która młoda osoba nie ma teraz problemu ze wzrokiem? Jednak inne wymagają o wiele więcej cierpliwości, tolerancji i zaangażowania społecznego. Czy to oznacza, że ten ktoś jest dziwny, nienormalne albo obciążający? Wiem, że to ciężkie działa, ale takie słowa często się słyszy. Odpowiedź oczywiście brzmi nie, pod żadnym pozorem. Niemniej nadal brniemy w takie stygmatyzujące etykiety. 

Yunjae cierpi na aleksytymię, czyli niemożność odczuwania i identyfikacji swoich przeżyć emocjonalnych. Jest to powiązane z deficytami w działaniu ciał migdałowatych. Chłopiec nie uśmiecha się, nie płacze, nie boi niczego i nie do końca rozumie zachowania innych osób. Mogłoby się wydawać, że brak możliwości odczuwania strachu czy smutku jest czymś wymarzonym, lecz te emocje nie powstały po to, by nas gnębić. Są całkowicie adaptacyjne. W takim razie jak ma żyć ktoś taki jak Yunjae? Mimo tej trudności jego mama bardzo go kocha i angażuje się w walkę z jego zaburzeniem. Jak każdy z nas czasami popełnia błędy, jednak jej kreatywność i miłość do dziecka prowadzą przez życie chłopca. Lecz co się stanie, gdy zabraknie matki? 

W ostatnim czasie czytałam bardzo dużo japońskiej literatury, więc tym razem zdecydowałam się na coś trochę innego. Co prawda nie odchodzę zbytnio od schematu, ale przemieszczam się do innego państwa – dzisiaj o dziele koreańskim o zachęcającym tytule "Almond". Miałam okazję poznać wiele pozytywnych opinii na temat tej powieści, co sprawiło, że sama zapragnęłam poznać tę książkę i wyrazić całkowicie własne zdanie. I teraz mogę to powiedzieć – zgadzam się, "Almond" jest fantastyczną historią. 

Gdy zaczynałam czytać tę książkę, nie wiedziałam do końca, o czym ona opowiada. Być może właśnie dlatego jestem teraz zaskoczona, ale też oczarowana niekonwencjonalnym pomysłem. Dotychczas nigdy nie spotkałam się z tą tematyką. Mam na swoim czytelniczym koncie powieści o psychopatach, o tym zaburzeniu, lecz nawet nie wiedziałam, że istnieje choroba zwana aleksytymią. Wydaje się to tak podobne do psychopatii, a tak naprawdę jest czymś całkowicie odmiennym. 

Styl, którym posługuje się pisarka, jest niesamowicie dopracowany, a przy tym płynny. Odpowiedni dobór słów sprawił, że przeniosłam się do życia Yunjae i zapomniałam, że istnieje moje własne. Pozwoliło mi to na tyle zagłębić się w fabułę, że nawet nie zauważyłam, jak przeczytałam ponad połowę książki. Myślę, że ta swoboda stylistyczna objawia się również w dialogach i opisach uczuć wewnętrznych, które optymalnie ze sobą współgrały. 

Sama fabuła jest wolno płynąca, ale tak naprawdę są to tylko pozory, ponieważ dzieje się w powieści wiele, tylko często wychodzi to poza sferę wydarzeń, a przemieszcza się do sfery uczuć i emocji. To właśnie tam odbywa się główna część akcji i to ona prowadzi czytelnika przez zawiły i odmienny mózg chłopca, by ukazać świat poprzez inną perspektywę. "Almond" jest podzielony na cztery części, gdzie trzy pierwsze symbolizują konkretne osoby, a ostatnia w moim mniemaniu jest podsumowaniem. Ten układ w sposób przejrzysty ukazuje życie Yunjae, by następnie łącząc całościowo wątki, ukazać, jak bardzo skomplikowane jest i jak wiele cierpienia, ale też szczęścia niesie. 

Jestem pod wrażeniem, że pisarka wykreowała tak nieoczywistą postać jak Yunjae. To nie lada wyzwanie, gdyż jest to bohater pejoratywnie kojarzony ze względu na brak odczuwania emocji. Wydaje się być robotem, który nic nie czuje i funkcjonuje wyłącznie dzięki swojej inteligencji. Tymczasem pokazanie wielowymiarowości jego umysłu jest mistrzowskim zabiegiem. Podobnie sprawa ma się co do przyjaciela chłopaka – Gona. Tutaj ponownie jest to postać nieoczywista i wymykająca się wszelkim stereotypom. Dająca poczucie, że zbyt często oceniamy innych na podstawie... Właśnie, na podstawie czego? 

Samo wskazanie na istnienie aleksytymii jest godne szacunku. W końcu takie osoby istnieją, są rzadkością, ale istnieją i my sami możemy mieć z nimi styczność. Zrozumienie, na czym polega ten deficyt, jest niezmiernie ważne. Jednak odchodząc już od mózgu chłopca, to można to odczytywać jako niezwykłą metaforę mechanizmów oceniania i postrzegania świata wyłącznie przez własną indywidualną perspektywę. Won-Pyung Sohn łamie tutaj stereotypy i przypomina, że żeby zrozumieć drugiego człowieka trzeba przysłowiowo przejść się w jego butach. Wydaje się to banalnym frazesem, ale stojąc przed człowiekiem, nigdy do końca nie wiemy, co przeszedł w życiu, z czego to wynika, co on o tym myśli i jak to go ukształtowało.  

"Almond" dogłębnie mnie poruszył i dał szansę na przemyślenie wielu rzeczy. To jedna z tych powieści, która autentycznie zmienia coś w myśleniu człowieka i daje szansę, by wykorzystać to realnie w życiu. Jest to książka przyporządkowana do literatury młodzieżowej, ale tak naprawdę tutaj nie ma znaczenia, czy jest się nastolatkiem, czy dorosłym. Warto się z nią zapoznać, gdyż po prostu jest wartościową pozycją literacką. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

"Pani Dobrego Znaku. Wieczny pokój" Feliks W. Kres – PREMIERA 26 listopada

 

Szerń - wisząca nad światem Potęga zdolna obdarzyć inteligencją dowolny gatunek i zamienić w strzaskany grobowiec największe góry. Albo ożywić marzenie.


Każdy kraj ma swoje legendy. Serce Dartanu bije dla tych o rycerskiej chwale. Ile w tej chwale pozostało honoru, przekona się Ezena - wyzwolona niewolnica postawiona przez umierającego księcia na czele największego majątku Cesarstwa.
W krainie rządzonej przez mężczyzn, kobieta sięgnie po władzę. Bez sprzymierzeńców, bez przyjaciół, mając po swojej stronie tylko najdroższą niewolnicę królestwa i bezgraniczną wiarę zmarłego.
W walce o SeyAye nie będzie litości, miłosierdzia ani godności. Ale będą o niej śpiewać pieśni.
 





Feliks W. Kres
Urodzony 1 czerwca 1966 r w Łodzi
Debiutował w roku 1983 opowiadaniem „Mag” nadesłanym na konkurs miesięcznika „Fantastyka”.
Od tego czasu opublikował kilkadziesiąt opowiadań i 13 dłuższych form, zyskując oddane grono wiernych wielbicieli.
Czytelnicy pokochali jego opowiadania i powieści o Szererze, ale zanim doczekali się ukończenia Księgi Całości, autor ogłosił w 2010, że zawiesza działalność na czas nieokreślony.

Był to długi urlop, niemniej właśnie się skończył i w roku 2021 autor powróci z dwiema zupełnie nowymi książkami, które zamkną cykl a Księga Całości wreszcie stanie się kompletna!

Wieszczymy, że przyniesie to autorowi wiele satysfakcji, gdyż jak sam o sobie mówi, jest porządnym rzemieślniczym majstrem i tak też podchodzi do swojej twórczości: „byłem uczniem, potem czeladnikiem, teraz, po dwudziestu latach, mam już własny warsztacik. Gdybym był krawcem, to na ścianie domu wisiałby szyld o treści: "Krawiectwo lekkie. Mistrz Feliks W. Kres". Taki profesjonalizm został wielokrotnie doceniony przez krytyków i czytelników, przynosząc autorowi szereg nagród, w tym Nagrodę im. Janusza A. Zajdla dla Najlepszej Powieści Roku za powieść "Król Bezmiarów" (1992)
A co później? Może kolejny tom z serii „Piekło i szpada”, którą Feliks stworzył z tęsknoty za klasyczną powieścią awanturniczą? Może kolejny tom znakomitych felietonów nonfiction?

Tego jeszcze nie wiemy, ale wiemy jedno – już nie możemy się doczekać!

poniedziałek, 22 listopada 2021

"Pan Lodowego Ogrodu 3" Jarosław Grzędowicz – JUŻ W KSIĘGARNIACH

 


Władza… Wystarczyło zaledwie czworo obdarzonych jej pełnią Ziemian, by z planety Midgaard uczynić istne piekło.

Vuko Drakkainen podąża śladami ich przerażającego szaleństwa. Z misją: zlikwidować! Odesłać na Ziemię, lub pogrzebać na bagnach. Problem w tym, że oni stali się… Bogami.

Filar, cesarski syn, mimo młodego wieku zaznał już losu władcy i wygnańca, wodza i niewolnika. Podąża ku przeznaczeniu, szukając ratunku dla swego skazanego na zagładę świata.

Nafaszerowany magią, naszpikowany akcją. Nie spoczniesz, dopóki nie skończysz.

Trzeci tom cyklu to prawdziwa uczta. Drakkar niesie Vuko i jego drużynę w nieznane. Gdzieś tam daleko czeka Lodowy Ogród, a w nim, niczym pająk w sieci, władca, któremu korona wyrasta wprost z czaszki...

Mówią, że zimna mgła żyje. Inni uważają, że to oddech bogów albo brama zaświatów.

Midgaard. Planeta, gdzie nas, ludzi, postrzega się jako istoty o rybich oczach. Gdzie trwa wojna bogów, a samozwańczy demiurgowie hodują okrucieństwo kwitnące w mroku zła. Gdzie więdną najnowsze ziemskie technologie, a człowiek stawić musi czoła swoim koszmarom. I zostaje

zupełnie sam…

Kto czytał tom pierwszy wie, że nie spocznie, póki nie skończy. Kto nie czytał, powiększy grono ogrodników.

piątek, 19 listopada 2021

Liście - Rafał Barbarski

 

Tytuł: Liście

Autor: Rafał Barbarski

Kategoria: Poezja

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Liczba stron: 38

Ocena: 8/10








Po dniu ciężkim, pełnym wrażeń, obowiązków i nieprzewidzianych konsekwencji lubię usiąść i sięgnąć po poezję. Wiersze od jakiegoś czasu pozwalają mi złapać oddech i zapomnieć o istnieniu w ostatnich czasach ponurej rzeczywistości. Tak naprawdę nie należę do ludzi, którym z łatwością przychodzi rozumienie głębokich metafor, odnajdywanie symboli i wyciąganie rozsądnych lub poruszających wniosków. Na szczęście wiersze nie różnią się tak bardzo od prozy i mogą nieść ze sobą różnorodność możliwości. Ja akurat decyduję się na rozrywkę. Co tym razem przeczytałam? 

Zapoznałam się z tomikiem poezji Rafała Barbarskiego o prostym i wdzięcznym tytule „Liście”. Gdy zaczynałam czytać, nie miałam żadnych oczekiwań poza wspomnianą rozrywką. Miałam odpocząć, pozwolić sobie na wydech i zapomnienie. Tak też w samej rzeczy było, lecz okazało się, że na tych ledwie kilkudziesięciu stronach mogę znaleźć znacznie więcej. I teraz z ręką na sercu muszę przyznać, że to był jeden z najlepszych tomików współczesnej poezji, jaki miałam okazję czytać w swoim życiu. 

Przede wszystkim od pierwszych stron byłam oczarowana umiejętnością poety do tworzenia bardzo prostych i oczywistych metafor, ale zachowujących w sobie piękno i zrozumienie. Czułam się poruszona dogłębnie. Wprowadziło mnie to w nastrój nostalgiczny, który utrzymywał się jeszcze długo po zakończeniu całości. Kolejną zaletą „Liści” jest ukazanie, że jedno słowo w odpowiednim kontekście może mieć w sobie moc zmieniania ludzi. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to górnolotnie, jednakże to poezja – tutaj jest potrzebny rodzaj patetyczności. Zresztą za samymi słowami idą gry słowne. Nie mam tutaj dokładnie na myśli zagadek, tylko odpowiednie i czasami mocno nietypowe połączenia słów. To one dawały możliwość kontemplacji oraz potwierdzały zdolności autora do tworzenia mocno plastycznych obrazów. 

Jeśli miałabym w jakiś prosty sposób określić, co podarowały mi te wiersze, to odpowiedziałabym, że po prostu wzruszenie. To było poczucie spokoju – tego, który jest wywołany przez akceptację, że niektórych rzeczy nie da się zmienić i mam całkowite prawo nie martwić się tym. Jesteśmy tylko ludźmi, jeśli nawet mamy najlepsze intencje, siłę i pomysł na sensowne działanie, to są rzeczy, nad którymi jako jednostka nie możemy zapanować. Czasami trzeba zdecydować, czemu poświęca się swój czas i energię. Za tą krótką refleksją idą wspomnienia, które mnie nachodziły podczas czytania. Tę formę również bardzo doceniam, bo jest coś fascynującego w tym, że za pomocą słów, często odmiennych, ktoś jest w stanie przywołać u innego człowieka określone wspomnienia. Czy taki był zamysł autora? Odpowiedzieć na to pytanie nie mogę. Jednak mogę potwierdzić, że świadomie czy nieświadomie wyszło to w naprawdę poruszający sposób. 

W tym miejscu przychodzi czas na trochę bardziej konkretne fakty. A przynajmniej pozornie. Jaka jest tematyka wierszy? Moja ulubiona odpowiedź – są o życiu. Pokazują codzienność, krok po kroku, by pokazać, że to właśnie te codzienne chwile, te zwykłe dni tworzą nasze życie. A w końcu samo życie jest syntezą piękna, ale też cierpienia. W poezji Rafała Barbarskiego doskonale ta mądrość wybrzmiewa. Dla mnie wierszem najbardziej poruszającym i zarazem najlepszym był wiersz „łatwo”. Odnajdywałam w nim samą siebie, miałam możliwość intensywnego utożsamienia się. Razem dało mi to możliwość ponownego spojrzenia na pewne sytuacje, ale tym razem już z całkowicie odmiennej perspektywy. Podobne przemyślenia pojawiły się również w kontekście wiersza „Uniosę”. 

Ten niepozorny tomik wierszy dał mi doskonałą rozrywkę, ale też godziny głębokich rozmyślań, a co za tym idzie całej gamy emocji. Właśnie taka powinna być poezja i „Liście” potwierdzają, że niepozorny wygląd i krótka forma, wcale nie odstają od bardziej kunsztownych form poezji, czy po prostu prozy. Nie zawsze jest potrzebny kwiecisty język, dla umiejętnego pisarza wystarczą same słowa.  

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl


poniedziałek, 15 listopada 2021

Pustynny Książę. Księga I – Peter V. Brett

 

Tytuł: Pustynny Książę. Księga I

Autor: Peter V. Brett 

Przekład: Marcin Mortka

Cykl: Cykl Zmroku

Tom: I

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Fabryka Słów 

Liczba stron: 600

Ocena: 6/10





Mam wrażenie, że niekiedy sami nie wiemy, co siedzi w naszej duszy. Dobre czasy sprawiają, że wiele naszych zasobów psychicznych ukrywa się głęboko w nas i zostaje zapomniane. Jednak kiedy przyjdą czasy mroku, gdzie będziemy musieli się zmierzyć z nowymi wyzwaniami, być może z cierpieniem i walczyć, by żyć dalej według naszych wyznaczników, możemy okazać się kimś innym. Kimś o wiele silniejszym, kimś, kto pozornie z dnia na dzień się zmieni i osiągnie więcej niż sam byłby w stanie przypuszczać. Zdarzyła się Wam taka sytuacja? 

Wojna z demonami się zakończyła, a świat stał się spokojnym miejscem, a przynajmniej tam, gdzie chroni wielki run. Księżniczka Olive ma rodziców słynących ze swojej odwagi w czasach wojny z demonami. To między innymi oni odpowiadają za to, że udało się pokonać demony. Dlatego od dziewczyny wymaga się więcej niż od innych, zarazem ograniczając jej normalne życie. Tym bardziej że Olive kryje pewien sekret, który mógłby wywołać zbyt wielkie wzburzenie u poddanych i nie tylko. Czy uda się go zachować? Czy wojna z demonami na pewno się zakończyła? 

Polskie okładki książek Petera V. Bretta od dawna przyciągały mój wzrok, lecz mijały lata, a ja pozostawałam tylko w sferze wiedzy o tym, że estetycznie je lubię i że chciałabym zapoznać się z treścią. Potrzeba było powstania nowego cyklu, bym wreszcie zdecydowała się na przeczytanie. Tak o to za sobą mam pierwszy tom "Cyklu Zmroku", czyli "Pustynnego Księcia". Czy to powieść, a co za tym idzie seria, dla mnie? 

Od pierwszych stron zszokowało mnie, jak prosty w odbiorze jest styl pisarski autora. To bardzo rozbudowana fantastyka, więc spodziewałam się dość trudnego, ale za to mocno wyobrażeniowego języka. Tymczasem przede mną ukazał się styl niedopracowany i wywołujący we mnie pewien dyskomfort. Niekiedy miałam wrażenie, że czytam literaturę strice młodzieżową i dlatego muszę zmierzyć się z czymś miejscami zbyt infantylnym. W mojej głowie pojawiała się myśl, jakby cała powieść była pisana na szybko, bez ponownego przeczytania. Oczywiście wiem, że tak nie było i oprócz autora czytało tę książę wiele osób zaangażowanych w wydanie, nie mówiąc o tłumaczach. A akurat i twórczość pisarską, i twórczość translatorską tłumacza znam, więc wiem, że to nie od niego wychodzi mój problem. On sięga głębiej. 

Jednak by nie popaść w zbytnie narzekanie na małe mankamenty, muszę przyznać, że fabuła okazała się niezmiernie ciekawa i wciągająca. Po przeczytaniu przeczuwam, że to zapowiedź czegoś większego, co jeszcze nieraz zaskoczy mnie zwrotami akcji i barwnością uniwersum. Tym bardziej że na tę chwilę mogę zapoznać się z innymi cyklami pisarza osadzonymi w tym świecie. W porównaniu do stylu językowego autor w samej historii udowodnił, że nigdzie się nie śpieszy i całkowicie zdaje sobie sprawę, że by stworzyć wielką powieść fantasy, należy uzbroić się w cierpliwość. Stosuje zabieg dwutorowości historii, co doceniam i uważam, że jest fantastycznym wyborem w stosunku do tej opowieści. 

Natomiast samym uniwersum byłam zaintrygowana już od dawna, więc wejściu w ten świat towarzyszyło olbrzymie podekscytowanie, które towarzyszyło mi przez większość czasu. Na tę chwilę mój umysł nie jest w stanie zrozumieć całości, mam też problem z wyobrażeniem sobie tego świata, ale traktuję to jednoznacznie jako zaletę, bo to dowód na to, że całe uniwersum jest na swój sposób czymś potężnym i rzeczywistym. Ma wiele niewiadomych, ale na nie jest jeszcze wiele czasu. I zakładam też, że inaczej wyglądałaby moja sytuacja, gdyby nie moje ograniczenia związane z brakiem znajomości "Cyklu Demonicznego". 

Niestety w "Pustynnym Księciu" da się zauważyć trudno wybaczalną wadę. I mówię tutaj o kreacjach bohaterów, które w mojej opinii są po prostu niedopracowane, mimo potencjału osobowości. Gdy czytałam, zachowanie Olive i jej przyjaciela Darina było dla mnie niewyobrażalnie dziecinne jak na ich wiek. Olive nie wzbudziła we mnie żadnych pokładów sympatii. Dopiero z czasem poczułam, że jestem w stanie dać jej szansę, więc liczę, że kolejny tom zmieni moje odczucia w stosunku do niej. Autor ewidentnie chciał ukazać zmianę psychiczną u dziewczyny, ale nie wykonał tego w przemyślany sposób, co zniweczyło jego plany. Natomiast sam Darin jest postacią przekochaną i przesympatyczną, tylko niestety rzadko się pojawia.

Tematycznie książka daje szansę czytelnikowi wyrwać się ze sfery stereotypów. W dość intensywny sposób ukazuje, że nawet jeśli uważamy się za osoby tolerancyjne i pełne akceptacji w stosunku do odstępstw, to niekoniecznie musi tak być w rzeczywistości. I nie jest to odbiór negatywny, tylko stwierdzenie faktu. Od dziecka jesteśmy karmieni pewnymi schematami i nasz mózg potrzebuje dużo czasu, by zrozumieć, że można inaczej patrzeć na świat. Dla niektórych pewnie ta zmiana jest nawet niemożliwe, choćby mieli dobre chęci. W "Pustynnym Księciu" znajduje się też cichy ukłon w stronę siły przyjaźni, co jest lubianym przeze mnie motywem, a nie nachalność tego zabiegu przemyca wiele wartościowych treści. 

"Pustynny Książę" mimo że nie jest pozbawiony wad, otworzył mi możliwość zapoznania się z nowym światem. To otwarte drzwi do poznania czegoś unikatowego i pozwolenia sobie na choćby próby zrozumienia rzeczy niecodziennych. Bez wątpienia będę czytać drugi tom, a tymczasem na dniach planuję zapoznać się z "Malowanym Człowiekiem", czyli książką rozpoczynającą tak osławiony cykl pisarza. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo Fabryce Słów 

sobota, 13 listopada 2021

Heartstopper – Alice Oseman

 

Tytuł: Heartstopper

Autor: Alice Oseman

Przekład: Natalia Mętrak-Ruda

Cykl: Heartstopper

Tom: I

Kategoria: Komiks, literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Jaguar

Liczba stron: 288

Ocena: 7/10





Świat się zmienia i sprawia, że niektóre rzeczy postrzegamy z czasem odmiennie niż jeszcze kilkaset lat temu. Czasami jest to wręcz kilkadziesiąt czy kilka lat temu. Jednak czy naprawdę świat, aż tak bardzo się zmienia? Niekiedy mam teorię, że właśnie niekoniecznie. Niektóre rzeczy, zjawiska czy nasze pragnienia się po prostu dogłębnie ukrywane lub zapomniane. A tak naprawdę cały czas są przy nas, a my dopiero dajemy szansę im, by później powiedzieć, że świat się zmienia. Może to nie świat, tylko my sami?

Charlie jest homoseksualistą i przez długi czas był prześladowany z tego powodu w szkole. Jego orientacja była non stop wyśmiewana, co z czasem sprawiło, że chłopak czuł się gorszy i zaczął nienawidzić swoich prześladowców. Teraz nie wstydzi się tego, kim jest. Choć ma sekretnego chłopaka. Wszystko wydawałoby się być dobrze, gdyby... Nick nie usiadł w ławce obok Charliego. Wtedy w życiu chłopaka zmienia się wiele, a on nareszcie zaczyna dostrzegać, że jest wykorzystywany i uczy się, czym jest prawdziwe zakochanie. Lecz jak sobie z tym wszystkim poradzić, kiedy Nick jest heteroseksualny, więc zainteresowany wyłącznie przyjaźnią z Charliem? 

Mam wrażenie, że na polskim rynku wydawniczym ten komiks przyciągnął prędzej czy później wzrok każdego czytelnika. Gdy pierwszy raz zobaczyłam tę okładkę, od razu doceniłam kreskę ilustratora, lecz nic poza tym nie przyciągnęło mojej uwagi. Z czasem coraz to więcej pozytywnych recenzji sprawiło, że i ja zapragnęłam zapoznać się z tą historią. Liczyłam na ciepłą i przyjemną opowieść, która w sposób lekki, ale trzymający również odpowiedni poziom powagi, poruszy ważne tematy społeczne. Czy moje oczekiwania zostały spełnione? 

Zaczynając od pomysłu – od początku uznałam go za bardzo potrzebny. Cieszę się, że coraz więcej książek i różnych opowieści porusza tematykę LGBTQ+. Czym więcej takich historii, tym większa szansa, że niektórzy ludzie lepiej zrozumieją to społeczeństwo i dadzą nareszcie tak potrzebną akceptację i równość. Z tego względu cieszy mnie ta koncepcja. Lecz jeśli mam się odwołać do pomysłu poprzez aspekt warsztatu literackiego, to niczym nie zostałam zaskoczona, co trochę mnie rozczarowało, ale ma też w sobie dozę zalety, gdyż czasami zwykłe i codzienne historie są nam najbardziej potrzebne. Tym bardziej że przed czytelnikami jeszcze kolejne tomy, które dają olbrzymi potencjał całości. 

Nie wiem, czemu tak się stało, ale opis znajdujący się wewnątrz książki opisuje większą część fabuły. Nie jest ona zaskakująca, ale sama chciałam się o tym przekonać. Czemu do tego doszło? Będę wierzyć, że miało to zastosowanie, tylko ja go nie rozumiem. Odwołując się już bezpośrednio do fabuły, to jest to opowieść o codzienności homoseksualnego nastolatka, który musi zmierzyć się z szyderstwami, zaakceptowaniem swojej orientacji i zakochaniem. Brzmi standardowo? Stanowczo i w tym jest niepodważalne piękno. Same moje oczekiwania, że coś niesztampowego mnie zaskoczy, świadczą o tym, jak bardzo potrzebowałam historii pokazującej dzień codzienny i codzienne zmagania nastolatków. Gdy czytałam i zachwycałam się ilustracjami, miałam poczucie, że przeniosłam się do liceum. Całą sobą ponownie odnajdywałam się w tym świecie i powoli zaczynałam lepiej rozumieć Charliego. 

Bohaterów w "Heartstopper" jest mało, ale każdy z nich chwyta za serce. Autorka za pomocą ograniczonej liczby słów i pozornie zwykłych obrazków wykreowała postacie wielowymiarowe i o barwnych osobowościach. Jestem oczarowana, jak w tak krótkiej formie można zawrzeć tyle treści i stworzyć poczucie, że bohaterowie żyją wśród nas. Przez te niecałe trzysta stron przywiązałam się do bohaterów i już nie mogę się doczekać, jak dalej potoczą się ich losy. Charlie i Nick oczywiście wyróżniają się na tle całości. Są niesamowicie wyraziści i całkowicie odmienni. Jednak nie na zasadzie przeciwieństw, ale po prostu różnych osobowości, co tworzy wrażenie, że pisarka opisuje realnie żyjące osoba. Zresztą kto wie, czy tak nie jest...

Tematycznie cały komiks jest niezmiernie istotny. Tutaj do głosu ponownie dochodzi stwierdzenie, że najważniejsze rzeczy trzeba przekazywać w sposób prosty, bo w prostocie tkwi siła. Najbardziej w całej książce podoba mi się ukazanie miłości. Tutaj wbrew pozorom nie jest na pierwszym planie orientacja seksualna Charliego, ale piękna i naturalna nastoletnia miłość. W "Heartstopper" jest skupienie na tej delikatności i niepowtarzalności miłości. W sposób subtelny są podkreślone zmagania osób mających inną orientację niż heteroseksualną, ale zarazem daje przeświadczenie, że miłość to miłość – koniec kropka. 

Ilustracje są po prostu fantastyczne i tu po raz jeszcze kolejny wypowiem to słowo – prostota. Są przejrzyste i pozwalają zrozumieć fabułę, co na pewno jest też dużym plusem dla osób, które zazwyczaj nie czytają komiksów. Przekazują one tak wiele emocji i oddziaływają na wyobraźnię w sposób niezaprzeczalny i godny szacunku. 

"Heartstopper" to przeurocza historia ukazująca codzienne życie nastoletnie i podkreślająca wspaniałość pierwszego prawdziwego zakochania. Zarazem subtelnie kieruje uwagę czytelnika na trudności, z którymi spotyka się LGBTQ+, dając zrozumienie i możliwość zdobycia nowych przeżyć. Nie można też zapomnieć, że to wspaniały i wartościowy odpoczynek poprawiający samopoczucie i wywołujący uśmiech na twarzy. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl 

środa, 10 listopada 2021

Pod tym samym niebem – Robert Vescio

 

Tytuł: Pod tym samym niebem 

Autorzy: Robert Vescio

Przekład: Magda Szpyrko-Ankiewicz

Kategoria: Literatura dziecięca

Wydawnictwo: Wydawnictwo Adamada

Liczba stron: 32

Ocena: 9/10





Pamiętacie czasy, gdy byliście dziećmi? Świat wydawał się wtedy o wiele bardziej magiczny. Tak naprawdę każda rzecz wydawała się możliwa i nie podważało się tego. Wyobraźnia pozwalała wymyślać niezwykłe wydarzenia, wspaniałych przyjaciół, dawała szansę spełnić marzenia i brnąć z radością do przodu. U niektórych część z tego wyparowała i przyszła dorosłość, która zmieniła wszystko. Na szczęście są też dorośli, w których pozostała ta iskierka dzieciństwa. Czy jesteś taką osobą?

Tym razem chcę Wam zaprezentować niesamowitą książkę dla dzieci. Mimo że sama już dawno nie jestem dzieckiem i nie mam też dzieci w najbliższej rodzinie, to czasami lubię sięgnąć po literaturę dziecięcą. Uważam, że napisanie dobrej opowieści dla dzieci jest nie lada sztuką. Taka opowieść musi być w końcu bardzo ciekawa, ale też bardzo mądra, utrzymując przy tym prostotę. Te wyznaczniki  tylko pozornie takie łatwe do spełnienia, gdyż młody czytelnik to naprawdę wybredna istotka. Coś na ten temat wiem. "Pod tym samym niebem" skłoniło mnie do przeczytania przepiękną okładką. Zapowiadało historię oczarowującą i pełną marzeń. Nie mogłam odmówić powrotu do dzieciństwa. Jak myślicie – książka przypadła mi do gustu? 

Stanowczo tak! Właśnie z dziecięca radością mogę krzyknąć, że była wspaniała. Od pierwszych stron niesie ze sobą wyjątkową atmosferę, która otuliła mnie i pozwoliła zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Dała szansę, by przez chwilę nie dopuszczać do siebie, że istnieje takie coś jak obowiązki, jak pandemia i świat nie zawsze skory do współpracy. W momencie gdy czytałam, czułam, że wszystko jest możliwe i że nic mnie nie zatrzyma. To bardzo wartościowa i zarazem właśnie prosta książka. W sposób delikatny ukazuje, że gdy pojawi się jakiś problem, to po prostu trzeba na chwilkę usiąść, pomyśleć i poszukać rozwiązania. Czasami trudno je od razu znaleźć, ale kreatywność daje olbrzymie pole popisu. 

W środku tej książeczki znajdują się pojedyncze zdania, która jak dla dorosłego są do przeczytania w trzy minutki. Jednak w żaden sposób nie odejmuje im to mądrości, błyskotliwości i refleksyjności. Każde z tych zdań to sentencja, która przywołuje nostalgię i dobre myśli mogące zapoczątkować wiele pytań i przemyśleń. I tutaj mam na myśli i dziecko, którego wyobraźnia zostanie pobudzona, ale również dorosłego, który dostaje szansę, by spojrzeć na świat z odmiennej perspektywy. 

Dużą rolę w całości odgrywają ilustrację, które całkowicie skradły moje serce. Zachwyciły mnie i wywołały olbrzymi uśmiech na ustach. Moje oczy nie mogły oderwać się od nich. Chciały tylko podziwiać i podziwiać te przepiękne obrazy. Sama kolorystyka jest bardzo dynamiczna, ale też w wielu miejscach ciepła, co pozwala na uspokojenie się. To zastrzyk dla wyobraźni i pozwolenie, by przekroczyła wyznaczone granice i dała się ponieść w nieznane. 

"Pod samym niebem" to czarująca opowieść o sile przyjaźni i poszukiwaniu rozwiązań problemu. Czasami rozwiązanie jest na wyciągnięcie ręki, a niekoniecznie je widzimy. Trudno mi dokładnie stwierdzić, czy przypadnie do gustu dzieciom, ale jestem przekonana, że same ilustracje co najmniej przyciągną uwagę dziecka i dadzą możliwość, by zapoznało się z tą historią, która bez wątpienia uczy. To cudowne wydanie jest idealne, by powracać do tej opowieści, cieszyć się nią i dawać szansę. Tym bardziej że z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jest i dla dorosłych, i dla nastolatków, i dla dzieci – nawet tych bardzo małych. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl 

niedziela, 7 listopada 2021

Czaromarownik 2022

 

Tytuł: Czaromarownik 2022

Autor: Praca zbiorowa

Kategoria: Kalendarz

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 264

Ocena: 8/10

Z kalendarzem "Czaromarownik 2022" zapoznałam się w ramach współpracy z TaniaKsiążka.pl






Czy zauważyliście, że już jest listopad!? Jeśli mam być szczera, to gdyby nie dzień wolny na 1 listopada, to nadal żyłabym gdzieś pomiędzy wrześniem, a październikiem. Tymczasem przed nami ostatnie miesiące jesieni i nadchodzący nowy rok. Może to i dwa miesiące, ale na pewno wiecie, jak ten czas szybko płynie. Tutaj dużo obowiązków, tutaj kuszące rozrywki, a gdzieś pomiędzy pozostające widmo zagrożenia ze strony pandemii. Ciężkie czasy nastały. 2020 już nam to pokazał, 2021 na razie malował się w lepszych barwach, a teraz pozostaje nadzieja, że 2022 odmieni te lata 20. XXI wieku. Jesteście gotowi na to? 

Pewnie ciężkie pytanie, bo po czym tak naprawdę stwierdzić, że jest się gotowym... W moim przypadku jest to nieodłącznie kalendarz, który daje mi poczucie, że mogę wszystko zaplanować i wiedzieć, czego się spodziewać. Oczywiście plany planami, życie życiem, ale uporządkowanie w moim przypadku jest podstawą. Z tego względu dzisiaj chciałam Wam zaprezentować kalendarz, który pozwala magicznie rozpocząć rok i zawsze dodaje mojemu życiu nutkę mistycyzmu. A mowa tu o "Czaromarowniku 2022"!

Niektórzy są zdania, że kalendarz to kalendarz i koniec kropka. Otóż nie zgadzam się z tym poglądem. Kalendarz musi być ładny, by patrzenie na niego nie zniechęcało do planowania. Kalendarz musi być dobrze rozłożony pod względem dat, by łatwo było się odnaleźć. I kalendarz musi mieć potrzebne informacje. Czy ten to wszystko ma? 

Zaczynając właśnie od wyglądu, to muszę Wam powiedzieć, że już dawno nie widziałam czegoś tak pięknego. Ostatni "Czaromarownik" pod względem wizualnym cieszył już moje oko, ale ten na 2022 po prostu zachwyca. Twarda oprawa, idealnie dobrane barwy i to mieniące się złoto... Już ta dokładność estetyczna sprawia, że chcę po niego sięgnąć, oglądać go i zapisywać najróżniejsze rzeczy – zapisywać dokładnie, moim najpiękniejszym pismem i bez błędów. Pośrednio w swoim czasie zmusi mnie to do większego skupienia i przemyślenia niektórych spraw. Wydawałoby się to nic nieznaczące, ale dla mnie w jakimś stopniu wyznacza plany. Tym bardziej że wewnątrz również pomiędzy tak kontrastową czernią i bielą znajdują się piękne wykończenia. 

Tak naprawdę tylko do układu kalendarza mam pewne zastrzeżenia, choć nie można ich uznać jako jednoznacznej wady, gdyż tak naprawdę planowanie jest niezmiernie subiektywną sprawą i to, co jednym odpowiada, innych może zniechęcać. Uwielbiam mieć cały tydzień na jednej lub dwóch stronach, tak bym otwierając kalendarz, mogło wzrokiem zobaczyć, co szykuje się w tym tygodniu. Tymczasem w "Czaromarowniku" czasami są dwa dni, innym razem cztery, jeszcze innym razem na lewej stronie znajduje się środek tygodnia. Z doświadczenia wiem, że bardzo mnie to rozprasza i zdarzało mi się pomylić piątek z poniedziałkiem, jakkolwiek absurdalnie to brzmi. 

A co z informacjami w kalendarzu? Jak łatwo się domyślić, są one związane z magicznymi aspektami. To jest kolejna sprawa, którą po prostu trzeba lubić. Nie biorę ezoteryki jako coś rzeczywistego, w co na co dzień wierzę. Niemniej lubię czytać o takich sprawach, więc kalendarz jest dla mnie bardzo ciekawy. Znajdują się w nich tłumaczenia run, co w ogóle jest moją ulubioną częścią. Można je wykorzystywać jako tajemnicze kody, co niekiedy staje się dla mnie źródłem rozrywki. Doceniam też aspekt różnorodnych świąt. Znajdują się w wypisach święta typowo związane z naszą kulturą czy katolicyzmem, jednak można zapoznać się też ze świętami pochodzącymi z innych rejonów świata lub rożnych mitologii, co jest dla mnie fantastyczną ciekawostką. Tak zdradzając Wam trochę wnętrza "Czaromarownika", to można tam znaleźć: horoskopy, informacje o kartach, herbatach, kryształach i wiele innych!

Jeśli chcecie w jakiś sposób nadać magii przyszłemu rokowi, to myślę, że właśnie "Czaromarownik" może okazać się czymś, co będzie w stanie pomóc. Tutaj jest tylko kwestia Waszych upodobań. Ale coś czuję, że wszystkie czarownice i czarownicy na pewno zachcę mieć go przy sobie w 2022. 

W kategorii nowości na TaniaKsiążka.pl możecie znaleźć więcej ciekawych pozycji!

środa, 3 listopada 2021

"Królestwo Obłędu" Kel Kade – PREMIERA 19 listopada

 



Okrutny władca przestępczego półświatka? Oddany przyjaciel i obrońca? Bezlitosny wojownik i litościwy uzdrowiciel?  Tak.

Wielki turniej w Skutton może być jedyną okazją na odnalezienie nieuchwytnego Farsona - adwersarza, który jako jedyny żyjący człowiek zna tajemnice pochodzenia i przeznaczenia Rezkina. Droga na turniej będzie jednak obfitowała w niebezpieczeństwa i nagłe zwroty akcji, w których udział wezmą uzdrowicielka, która pragnie być wojowniczką, mag bojowy, który chce być uzdrowicielem, morderca, który marzy o nowym królu i ranna oślica o szlachetnym imieniu. 

Dzięki wyjątkowemu poczuciu sprawiedliwości Rezkina, na jaw wyjdą kolejne tajemnice związane z jego rolą Powiernika Mieczy a przeznaczenie popchnie go w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. 






Cykl Kroniki Mroku
1. Powiernik Mieczy (premiera 11 czerwca 2021) 
2. Królestwo obłędu (premiera 19 listopada 2021)
3. Legendy Ahn (premiera marzec 2022) 
4. Królestwa i chaos (premiera 2022) 

Kel Kade – mieszka w Teksasie i od czasu do czasu pracuje jako wykładowczyni kontraktowa, by inspirować młode umysły i wprowadzać je w fascynujący oraz niezwykle rzeczywisty świat nauk o Ziemi. Dzięki entuzjastycznej reakcji, z jaką czytelnicy przyjęli cykl „Kroniki Mroku”, Kade może teraz na pełen etat tworzyć wszechświaty rozciągające się w czasie i przestrzeni, konstruować przestępcze imperia, snuć spiski prowadzące do obalenia okrutnych tyranów i zanurzać się w fantastyczne tajemnice.
Dorastając, wiodła wojskowe życie, wciąż podróżowała i mieszkała w nowych miejscach. Doświadczenia z innymi kulturami i lokalizacjami zaszczepiły w niej żądzę wędrówki i otworzyły jej młody umysł na świadomość, że Ziemia jest ogromna i dzika. W pisarstwie Kade widać jej rozległe zainteresowania nauką, historią starożytną, antropologią kulturową, sztuką, muzyką, językami obcymi i duchowością, uwidocznione w różnorodności przedstawionych miejsci kultur.