środa, 29 kwietnia 2015

19 razy Katherine


Tytuł: "19 razy Katherine"

Autor: John Green

Kategoria: Literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Bukowy Las

Liczba stron: 304

Ocena: 6/10












Colin jest cudownym dzieckiem. Codziennie poświęca dziesięć godzin na naukę, czyta po czterysta stron książki i cały czas układa anagramy. Jednak ma też specyficzny zwyczaj – jego dziewczyna musi mieć na imię Katherine. Na początku był to przypadek, ale po jakimś czasie stał się anomalią. Teraz, gdy rzuciła go Katherine'a XIX, chłopak ma złamane serce i nie wie, co począć ze swoim życiem. Pomaga mu najlepszy przyjaciel, który rusza razem z nim w podróż bez celu. Właśnie podczas tej podróży Colin wymyśli genialny wzór, który będzie przewidywał czas związku, jego stałość oraz kto zerwie. Czy ten wzór zadziała? Kogo spotka Colin podczas podróży? Co sprawia, że zostajemy zapamiętani przez ludzkość?

Nie muszę chyba nikomu przedstawiać Johna Greena. W ciągu ostatnich lat zyskał on wielką sławę wśród młodzieży, ale nie tylko. Jego książki są tłumaczone na najróżniejsze języki. Doczekał się już jednej ekranizacji, a druga ma wyjść jeszcze w tym roku. Ja czytałam cztery książki Greena i jeśli czytacie moje recenzje, wiecie, że nie przepadam za tym autorem. Szanuję jego powieści, ponieważ zawsze mają głębokie przesłanie, jednakże nie odpowiada mi jego styl. Moim zdaniem bagatelizuje problemy. Jednak mimo mojej niechęci postanowiłam przeczytać "19 razy Katherine", które podobno jest najgorszą książką Johna Greena. Czy tak jest?

Od początku zafascynował mnie pomysł. Mieć dziewiętnaści dziewczyn o imieniu Katherine? To całkiem ciekawe i na pewno oryginalne. Jak tak młoda osoba mogła mieć tyle dziewczyn i to w dodatku o tym samym imieniu? Skąd wziąć tyle Katherine? To wydaje mi się nierealne, ale na pewno intrygujące. Doszedł do tego wątek cudownego dziecka, który od zawsze jest przeze mnie mile widziany w powieściach. Lubię czytać, jak ktoś jest genialny, pracowity, czy wyjątkowo utalentowany. Zawsze motywuje mnie to do pracy. Razem te dwa wątki stworzyły niezwykłą atmosferę i idealne pole do popisu. Niestety moim zdaniem niewykorzystane.

Autor jak zawsze poruszył ważne tematy, jednakże wśród wszystkich zabawnych wydarzeń i banalnych rozmów, zaginęły. Jestem osobą, która uwielbia szukać w książkach głębokich refleksji, przemyśleń, które zmieniają życie. Teraz też je zauważyłam, ale według mnie są prawie niewidoczne. Akceptacja, tolerancja schodzą na drugi plan, co niestety zdenerwowało mnie. Nie każdy umie dostrzec, to co jest słabo widoczne.

Nie polubiłam również głównego bohatera. Wydaje mi się on bardzo schematyczny. No właśnie... W książkach Greena powtarza się schematyczność fabuły. Nie jest ona idealna, ale "19 razy Katherine" często wydawało mi się bardzo podobne do "Papierowych miast". Wtedy też nie do końca polubiłam głównego bohatera. Jest on dla mnie papierowy, nierzeczywisty, dlatego nie można brać z niego przykładu, ani uczyć się na jego błędach.

Na razie wymieniłam dużo wad, ale zalety również pojawiają się w tej powieści. Książka jest idealna, by się odprężyć. Czyta się ją szybko i sprawia wiele przyjemności. Codzienne czynności, wybitne osiągnięcia Colina i jego często zabawne przemyślenia pozwoliły mi się zrelaksować, co cenię w książkach.

Czy polecam? Nie mam jednoznacznego zdania. Niektórym osobom na pewno bardzo się spodoba, ale innym niekoniecznie. Uważam, że każdy powinien sam spróbować przeczytać i  wyrobić sobie własne zdanie.


Książka przeczytana w ramach wyzwania: 

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Pułapka Uczuć

''Pułapka Uczuć''
Colleen Hoover
WAB/Foksal

''Layken skończyła niedawno osiemnaście lat. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej niespodziewanie straciła ojca. Wraz z kochającą matką i młodszym bratem postanawiają zostawić za sobą przeszłość w Teksasie, by rozpocząć nowe życie w Michigan. Sprzedają dom, pakują rodzinne pamiątki i wyruszają na północ. Każde z nich z innymi obawami i planami na dalszą przyszłość. Zarówno Lake, jak i Kel nie chcą porzucać szkoły, przyjaciół, wspomnień związanych z ulubionymi miejscami. Boją się tego, co ich czeka prawie dwa tysiące kilometrów od domu. Prawdziwego domu. Julia też się martwi. Mimo to stara się dodać otuchy swoim dzieciom i wesprzeć ich w najtrudniejszych chwilach. 
Po przyjeździe na miejsce okazuje się, że już pierwszy kontakt z sąsiedztwem z naprzeciwka zwiastuje poważne zmiany w rodzinnych relacjach. A to dopiero początek niezwykle emocjonalnej, momentami przezabawnej historii losów dwóch rodzin Cohen i Cooperów, w której nikt nie zdaje sobie sprawy, jak ich członkowie staną się sobie bliscy w obliczu śmiertelnej choroby i codziennych problemów.''


Każdy z nas posiada własny świat - oazę spokoju, gdzie myśli dryfują bezgranicznie w zakątki różnorodnych umysłów. Miejsce, gdzie tworzymy nową, oryginalną architekturę, budując konstrukcje, w których osiągniemy pełny spokój psychiczny towarzyszący niezmąconej ciszy. Oaza istnieje tak długo, na ile jej pozwolimy, lecz możemy napotkać siejący grozę i spustoszenie umysł, który nie pozwoli nam na dalszy relaks. Młoda, inteligentna, niegroźna kobieta przelewając swe myśli na papier, potrafi brutalnie, ślamazarnie, lecz nieświadomie zburzyć nasz jedyny, upragniony świat, do którego stworzenia dążymy całe życie. Jedna myśl, jedno słowo, jedna litera miażdży budynki, wyrywa rośliny i sieje zamęt. By nagle, nieoczekiwanie odejść pozostawiając nas u krawędzi przepaści jałowej ziemi. Jedna myśl pochłania niczym ocean. Jedna myśl może stać się naszym końcem. Jedna myśl jest pułapką dla uczuć. Tylko jedna myśl ...

''Żałowanie do niczego nie prowadzi. To patrzenie w przeszłość, której nie można zmienić. Kwestionowanie rzeczy na bieżąco może zapobiec żałowaniu czegoś w przyszłości.''

Layken i Will to postacie o przeciwnych charakterach. Osiemnastolatka pełna oburzenia, gniewu, smutku oraz dwudziestojednolatek z wielkim doświadczeniem, zrozumieniem oraz inteligencją. Mogłoby się zdawać, iż tych dwoje dzieli nieunikniona przepaść niepowodzeń. Nieoczekiwanie. Miłość wybucha nagle, z wielkim żarem, łącząc ich smutki, straty oraz lęki. Miłość z pozoru delikatna, łagodna i nieustająca staje się przekleństwem pochłaniając życie i budynki powstałe w ich umysłach. Miłość odbijająca swe potężne piętno na bliskich. Czy Layken i Will poradzą sobie z tak wielkim uczuciem? Czy przejmą nad nią kontrolę w odpowiednim czasie? Czy zdołają uchronić swych bliskich?

Pułapka Uczuć to kolejna wzruszająca powieść pani Colleen. I mimo powodzenia Hopeless, które do dziś zamieszkuje moje serce, autorka zdołała utrzymać wysoki poziom (co graniczy z cudem, bo tak dobre obyczajówki ciężko jest przebić), a nawet oczarowała mnie na nowo. Ponownie nauczyłam się spoglądać na miłość z innej perspektywy, kochając mocniej, jak i bezwzględniej. Pułapka Uczuć zdołała odnaleźć drogę do mego przesiąkniętego emocjami serca, gdzie zapuściła potężne korzenie. Tak jak wskazuje tytuł znalazłam się w prawdziwym potrzasku, kontrolowana przez małe, żałosne słowa. To, co wyprawiała ze mną powyższa pozycja jest wręcz nie do wyobrażenia. Zasiedlając w sercu niszczyła umysł, wywlekając wszelkie emocje na najbardziej widoczną powierzchnię. Raniła, zadawała ból, doprowadzała do płaczu, histerii, by po chwili uleczyć i pozostawić na łaskę losu. Samego. Z gwałtownie bijącym sercem oraz oznakami pourazowymi. Nie jestem w stanie opisać wszystkich wrażeń, które towarzyszyły mi w tej pięknej, brutalnej podróży. Ale jednego jestem pewna. Colleen Hoover to oficjalnie jedna z najlepszych autorek na świecie. Pani Colleen jest Genialna. Temu nie można zaprzeczyć.

'' -Co to znaczy zamyszkiwanym? - pyta Kel.
- Zamieszkiwanym - poprawiam go. - Zamieszkiwać to inaczej zajmować, mieszkać, rezydować, zaludniać, koczować, żyć.
-To jak my zamyszkiwujemy Ypsilanti?
- Zamieszkujemy. Jestem padnięta. Idę do łóżka.
- Chcesz powiedzieć, że idziesz zamieszkiwać swoją sypialnię? - pyta Kel.
-Szybko się uczysz, koniku polny.''

Pułapka Uczuć słynie przede wszystkim ze swej poezji. To właśnie wiersze pozwalały nam przeżywać ową historię naprawadę, urzeczywistniając pewne elementy. Tak jak powiedziała Lyken poeci są w stanie zwabić nas do swego świata, sprawić, że patrzymy na rzeczywistość z zupełnie innej perspektywy Dlatego też muszę przyznać, iż jest to najlepszy zabieg literacki jaki dotąd spotkałam. Brawa dla Colleen za jej podwójny dar i brawa za sposób w jaki podzieliła się ze światem swymi przemyśleniami.

Spoglądając na bohaterów ujrzymy doskonale, dojrzale zarysowane postacie nie posiadające ani jednej rysy. Przyznaję, że zachowanie Layken dość często potrafiło wprawić w irytację, ale było ono usprawiedliwione wieloma czynnikami. Jakimi - przekonacie się dopiero po przeczytaniu powieści. Fabuła gnała własnym, ustalonym tempem, nie przyśpieszając, czy zwalniając, a jedynie zaskakując czytelnika pewnymi zwrotami akcji. Dzięki temu narazimy się na niejeden wstrząs, ale uwierzcie - będzie on całkowicie pożądany.

Podsumowując - Pułapka Uczuć to doskonałe dzieło, jakże doskonałej autorki, której pozycje zaczynam oprawiać w ramki niczym zdjęcia. :) Pani Colleen stworzyła niezwykle intrygującą historię opowiadającą o dojrzałości oraz cierpieniu, jakie wiążą się z utratą bliskich. Pozycję jak najbardziej polecam. Jeśli nadal nie przeczytaliście Pułapki Uczuć natychmiast lećcie składać zamówienia, chociaż by dla pięknej poezji. Polecam.

Moja ocena: 
10/10


Za możliwość przeczytania książki niezmiernie dziękuję Księgarni Książka i Prezent.

sobota, 25 kwietnia 2015

Nawałnica mieczy: Krew i złoto


Tytuł: "Nawałnica mieczy: Krew i złoto"

Autor: George R.R. Martin

Tłumaczenie: Michał Jakuszewski

Seria: Pieśń Lodu i Ognia

Tom: III

Część: 2

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 636

Serial: Gra o tron (2011 r.)

Ocena: 9/10


Świat nie jest taki jak kiedyś. Wszystko się zmienia... na gorsze. W Westeros walki miedzy królami nadal trwają i nie widać zwycięzcy. A królestwo powinno mieć dobrego króla. W końcu nadchodzi zima – zima, która zmieni wszystko. Minęły lata odkąd ostatni raz prawdziwa zima zawitała w Siedmiu Królestwach. Pytanie brzmi: kiedy nadejdzie? Każdy pragnie szczęśliwie i zwycięsko wrócić do domu. Jednak droga jest długa i kręta. Kto wygra w grze o tron? Kto wróci do domu? Czy w Westeros zawita kiedyś pokój?

"Krew i złoto" jest kolejną częścią obecnie bardzo popularnej serii "Pieśń Lodu i Ognia". Seria zyskała sławę wraz z serialem "Gra o tron". Obecnie w telewizji można obejrzeć już pierwsze odcinki piątego sezonu. Liczne reklamy przypomniały mi, że cały cykl czeka na mnie na półce jeszcze nieskończony. Tu już piąty sezon, a ja nadal tkwię w miejscu. Czy druga cześć "Nawałnicy mieczy" okazała się tak samo dobra, jak poprzednie części? Jak najbardziej. Moim zdaniem nawet lepsza niż pierwsza część: "Stal i śnieg". 

Martin jak zwykle wprowadza nas w niesamowity świat "Pieśni Lodu i Ognia". Od początku zachwycała mnie kreacja tej rzeczywistości. Wszystko tam jest idealne i przestrzenne. Nie jesteśmy w stanie poznać całego świata. Tak samo jak nasz ciągnie się przez wiele kilometrów, gdzie większość z ziem nie została jeszcze odkryta. W dodatku stworzenie Siedmiu Królestw, Muru, wierzeń, zwyczajów, czy samych zamków i ich położenia jest niesamowita. Gdy czytałam, czułam się, jakbym tam była. Nie miałam wrażenia, że to tylko papierowa rzeczywistość, która w każdej chwili może zniknąć. Tam każdy aspekt jest perfekcyjnie dopracowany. 

Jednak najważniejszą rolę grają bohaterowie, których jest wiele. Podziwiam Martina, że nie myli się, kto jest kim i co najważniejsze o nikim nie zapomina. Każdy ma do odegrania jakąś rolę w tej opowieści. Choćby nawet małą, ale zawsze jakąś. Każda postać ma swój odrębny charakter i historię, o której można by napisać oddzielną książkę. Są oni bardzo dobrze wykreowani. W szczególności fascynuje mnie Jaime. Wiem, że większość osób ma o nim złe zdanie, ale dla mnie jest wyjątkową postacią. Pomijam aspekt moralności i wydarzeń z nią związanych. Jednakże obserwacja jego zachowania jest intrygująca. Nigdy nie mogę przewidzieć jego reakcji i nie do końca rozumiem jego postępowanie. Jest to frustrujące, ale w ten sposób, który motywuje mnie do lepszego poznania go. I to nie jest jedyny bohater, który tak bardzo mąci mi w głowie.

Słyszy się dużo opinii na temat często występującej śmierci w "Pieśni Lodu i Ognia". Podobno zbyt częstej... Nie do końca zgadzam się z tym. Nie mogę zaprzeczyć, że jest jej dużo, lecz poza pierwszym szokiem w "Grze o tron" nic mnie pod tym względem nie zdziwiło. To jest wojna. Ludzie zawsze ginęli w wojnie i będą ginąć. Książka nie miałaby sensu, gdyby nie było ofiar. Śmierć ponoszą niewinni ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z intrygami, walkami, ale również ludzie, którzy przysłużyli się tej sytuacji politycznej. 

Muszę też przyznać, że bardzo fascynują mnie te wszystkie intrygi, knucia, plany. Jest to dla mnie zagmatwane, ale podejrzewam, że od początku taki był zamiar autora. Jestem oburzona, że wyszły na jaw wszystkie kłamstwa, w które od początku wierzyłam. Nie każda prawda okazała się tą prawdziwą prawdą. Często byłam zaskakiwana. Czasami pozytywnie, a czasami wyjątkowo negatywnie. Zdarzało się, że miałam ochotę rzucić książką o ścianę.

Niestety powieść tak jak poprzednie miała wyjątkowo irytującą wadę – zakończenia rozdziałów. Zawsze kończyły się w najlepszym momencie. Uważam, że ogólnie jest to bardzo dobry sposób kończenia książek (w szczególności jak kolejna część leży na półce), jednak nie każdego rozdziału! Niektóre rozdziały poszczególnych postaci były oddzielone dwustoma stronami opowieści o innych bohaterach. Zanim doszłam do tego miejsca, dawno zapomniałam, co tak bardzo mnie zafascynowało. Zajmowałam się historią postaci obecnie czytanej przeze mnie, która kończyła się w najciekawszym momencie. Ten zabieg nie powinien być tak często stosowany. 

Książkę jak i serię polecam wszystkim fanom fantastyki. Jest to obowiązkowa pozycja do przeczytania. Natomiast innym czytelnikom również polecam. Nie każdemu spodoba się ten klimat, lecz niejedna osoba może odkryć w niej wiele dobrego. Ja z chęcią sięgnę po kolejne tomy.

czwartek, 23 kwietnia 2015

English matters #51


Obecnie język angielski jest bardzo ważny. Jego biegła znajomość otwiera nam drzwi na świat. Możemy zdobyć dobrą pracę, studiować za granicą oraz zwiedzać inne kraje, jeśli tylko potrafimy posługiwać się nim. Jednak najpierw trzeba się go nauczyć... Uczę się angielskiego już dziewiąty rok i niestety nadal nie umiem poprawie go używać, dlatego oprócz zajęć w szkole dokształcam się sama. Jedną z moim pomocy jest magazyn "English matters". Muszę przyznać, że do jego kupna zachęciły mnie liczne recenzje. Jest ich naprawę wiele i w większości są pozytywne.

"English matters" od razu zachwyciło mnie swoją dokładnością i ilością oferowanych pomocy naukowych. Oprócz licznych artykułów z tłumaczeniem trudnych lub przydatnych słówek możemy przesłuchać je i przy okazji nauczyć się poprawnej wymowy. Słuchanie sprawia również, że przyzwyczajamy się do języka, "osłuchujemy". Na stronie internetowej jest zamieszczona lista słówek z tego wydania. Dla mnie jest to bardzo przydatne, ponieważ gdy mam gotową listę z wybranymi słówkami, mam większą motywację, by uczyć się ich. Nie muszę sama szukać często spotykanych zwrotów, czy słówek, które w przyszłości mogą mi się przydać. Mam wszystko gotowe. Wystarczy usiąść i uczyć się. Magazyn również oferuje tabelki z tłumaczeniem gramatyki, Akurat gramatyka jest dla mnie najłatwiejszą częścią nauki tego języka i wszystkie przytoczone czasy, czy czasowniki modalne znam. Jednak podejrzewam, że dla osób, które nie czują się pewnie w tej dziedzinie, jest to idealna pomoc.

W tym numerze bardzo zaskoczył mnie artykuł o wampirach japońskich. Jest to zaskakujący temat i bardzo rzadko spotykany. Wcześniej nie spotkałam się z takim motywem w gazetach. Temat bardzo przypadł mi do gustu i z chęcią poświeciłam swój czas, by dokładniej go przeczytać. Ich historia jest intrygującą. Grafika również odegrała ważną role przy tym artykule. 

Jednak tytułowym artykułem jest "London for beginners". W swoim życiu byłam raz w Londynie i bardzo dobrze wspominam to miasto, które uwiodło mnie swoim klimatem (choć niekoniecznie chciałabym tam zamieszkać). Czytanie o zabytkach, czy miejscach, w których byłam sprawiło mi ogromną przyjemność. Wyobraziłam sobie, że to ja planuję tę wycieczkę i jeszcze raz przeniosę się w to tak dobrze wspominane przeze mnie miejsce. Liczne zdjęcia, które ubarwiały artykuł, przypomniały mi jak podziwiam to miasto. Dla osób, które nigdy nie były w Londynie, artykuł jest zachęcający. Na pewno będziecie chcieli znaleźć się tam. 

Poza tym to wydanie miało jeszcze wiele ciekawostek. Można poczytać o obecnie o zwyczajach, czy narodowym domu ludowym. Te tematy szczególnie mnie zafascynowany i spędziłam przy nich miłe chwile, pogłębiając swoją wiedzę i ucząc się nowych słówek. Dla fanów filmów jest opisana historia Henry'ego Cavilla, który odegrał rolę głównego bohatera w "The Man of Steel". 

Magazyn "English matters" polecam każdemu, kto chce podszlifować swój język angielski. Jestem pod wrażeniem, jak wszystko jest idealnie zrobione. Wszystko mamy gotowe. Wystarczy tylko usiąść do nauki. 

wtorek, 21 kwietnia 2015

Przedpremierowo - Zakon Mimów

''Zakon Mimów''
Samantha Shannon
Sine Qua Non

''Paige Mahoney uciekła z brutalnej kolonii karnej Szeol I, ale jeśli myślała, że to koniec jej problemów, to bardzo się pomyliła. Od teraz jest bowiem najbardziej poszukiwaną osobą w Londynie. Kiedy Sajon zwraca swoje wszystkowidzące oko w stronę Paige, mim-lordowie i mim-królowe gangów miasta zostają zaproszeni na bardzo rzadkie wydarzenie. Jaxon Hall i jego Siedem Pieczęci są gotowi na pojawienie się w samym centrum uwagi. W społeczności jasnowidzów pojawia się jednocześnie coraz więcej gorzkich oskarżeń, a za każdym rogiem czają się mroczne sekrety. Z cieni wypełzają Refaici...''

Witaj w Sajonie. Wszechpotężnym Londynie opanowanym przez bezwartościowych ślepców, których umysł opanowały zabobony oraz strach przed nieznajomym. Lęk, ciemność, groza, fobie to czynniki, które zawzięcie terroryzują mały, bezbronny świat ludzki. Jednak mimo przeświadczeń, wywołują je niegroźne postacie posiadające niezrozumiały, lecz wartościowy dar. Są to bezbronne osobniki odizolowane od świata codziennego, życia, w którym rolę gra miłość i rodzina, gdzie ludzie mimo strachu pojawiają się na powierzchni bezproblemowo, niewidocznie. Są to jasnowidze, którzy niestrudzenie walczą o swe prawa do normalności. Kochani, krwawa bitwa wciąż wre.

Paige to bohaterka o silnym, niestrudzonym charakterze, dzięki któremu jej organizm drży za tęsknotą umysłowej walki. Odważa, wrażliwa oraz niestrudzona walczy o wolność, próbując zjednoczyć jak największą grupę jasnowidzów. Lecz będąc pożądanym nabytkiem nie pozyskuje aplauzu z niemal żadnej strony. Paige przegrywa, Jaxon triumfuje, a Refaici tylko czyhają na ich strach. Jednak Blada Śniąca ma w zanadrzu wiele sprecyzowanych trików, w których odnajdzie pomoc od jednego z największych wrogów - Naczelnika. Czy jej odwaga pomoże w wyswobodzeniu się z macek niepewności, buntu i terroryzmu?

''Jest w tym coś pięknego, prawda? - wymruczał Nick.- Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Londyn, zapragnąłem być jego częścią. Wszystkie te warstwy historii, śmierci i majestatyczności... Tu masz poczucie, że możesz być każdym, dokonać wszystkiego.''

Pani Samanta jest jedną, wielką, nieodkrytą bombą, która wybucha gwałtowne oraz niespodziewanie. Takie czynniki upatrzymy również i w jej dziełach, które wręcz kipią od wystrzałowych niespodzianek powodujących natychmiastowe opadnięcie szczęki. I choć w Zakonie Mimów ich nie zabrakło, akcja pozostawała wiele do życzenia. Fabuła przyśpieszała w momentach niespodziewanej akcji, by zaraz zwolnić i brnąć mozolnym tempem przez resztę stron. Dostawaliśmy zbyt dużo chwil wytchnienia, byśmy zachwyceni nie mogli złapać tchu. Łącząc to z stylem pani Samanty, który wymaga wiele, wiele skupienia dostaniemy niezbyt ckliwą akcję do podziwiania. Ale muszę was rozczarować - to jedyny minus Zakonu Mimów.

W oby dwóch częściach dostaniemy ogromny ładunek walk o wolność, przetrwanie, a co za tym idzie i buntów, które zadowolą najbardziej łaknących bitw czytelników. Postacie trzymają swój poziom z poprzedniej części, gdzie były wyśmienicie tajemniczo wykreowane. Bo tajemnic i zwid tu nie zabraknie. Wciąż nie mogę się nadziwić, iż tak genialna powieść wyszła spod pióra dwudziestoparoletniej debiutantki. Tylko paść na kolana i bić brawo przed nową boginią skomplikowanej fantastyki z domieszką polityki. Przeraża mnie jedynie zapowiedź czternastu części powieści. Mam nadzieję, że autorka jednak nie zmierza do przesadności jak pani Clare.

''Słowa dodają skrzydeł nawet tym zdeptanym, załamanym i pozbawionym całej nadziei.''

Podsumowując - Zakon Mimów to genialna kontynuacja Czasu Żniw i zapowiedź kolejnej części. Już nie mogę się doczekać ponownego spotkania z moją ukochaną Paige. Miłośnicy fantastyki - sięgajcie po tą pozycję czym prędzej, wrażenia zagwarantowane! :)

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.

niedziela, 19 kwietnia 2015

666 do mroku


Tytuł: "666 do mroku"

Autor: Robert Gong

Kategoria: Science fiction

Wydawnictwo: ALFA-ZET 7

Liczba stron: 320

Ocena: 7/10













Zwykły dzień, taki jak każdy. Ludzie pracują, chodzą do szkoły lub nic nie robią. Niczym się nie różni od innych. Bo niby dlaczego miałby się różnić? Jednak coś spada na ulicę Radomia. Prawdopodobnie jest to meteoryt, jednak jest on inny. Posiada zerową temperaturę, ale z powodu zimna nie da się go dotknąć. Nie niszczy go nawet laser. Co to jest? Gdy naukowcy z całego świata próbują dowiedzieć się tego, Józef wraca ze szpitala, spotykając przy tym swoich kolegów od wódki i trafia na coś wyjątkowo dziwnego – węża, który zamienia się w byka, a następnie w dziwne zwierzę, które jednym tchnieniem morduje wszystkich oprócz Józefa. Wniosek z tego, że nie powinno łączyć się leków z alkoholem. Ale czy na pewno są to tylko halucynacje? Czemu prezydent Polski spotyka się z głowami tak potężnych państw jak Stany Zjednoczone i Rosja? 

Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce. Jednak opis z tyłu bardzo mnie do niej zachęcił. Nie zdradził nic z fabuły, jak to jest często w tego typu opisach. Lecz ta krótka notka pokazała wszystko, co najlepsze w książce. Czy się myliła? Nie, raczej nie. Choć to nie było do końca to, czego oczekiwałam. Powieść jest dla mnie dwupoziomowa. Jeśli czytelnikowi nie przeszkadza pierwszy poziom, drugi otwiera przed nim całą swoją duszę. 

Pierwszym poziomem jest sytuacja, zdarzenia, oględnie mówiąc fabuła powieści. Jest ona bardzo nietypowa, czasami wręcz groteskowa. Wydarzenia w książce nie mają odwzorowania w rzeczywistości, pomijając fantastykę występującą w "666 do mroku". Ludzie w takich sytuacjach nie odnoszą się w ten sposób do siebie. Sam wątek fantastyczny jest też bardzo przekoloryzowany. To trochę jak stara baśń, w którą wierzyli starzy, zastraszeni ludzie. Przebiera dokładnie taką właśnie postać, która niestety często zniechęcała mnie do książki. Po co czytać coś, co można opowiedzieć w pięciu zdaniach?

"Nauka jest czymś wspaniałym. I nawet nie kłóci się z religią. Powinna pomagać wszystkim ludziom, a nie tylko wybranym."

I w tym momencie pojawia się drugi poziom, który bardzo mnie zaskakuje. Mimo że powieść jest groteskowa, nierealna i często przesadnie wulgarna, ukazuje nam sprawy ważne, z którymi spotykamy się na co dzień. Ostrzega nas przed złem i zagładą, którą sami na siebie niesiemy. Pod zasłoną alkoholizmu, pieniędzy jest głęboka refleksja na temat ludzkości i jej poczynań. Najlepszym przykładem jest główny bohater – Józek. Profesor, który wykładał na Harvardzie, jeden z wyższych pracowników w Watykanie, jednym słowem człowiek, który wszystko osiągnął. Czym jesteś wyżej, tym upadek bardziej boli. Alkohol zniszczył go. Zniszczył wszystko, co osiągnął i z wykształconego człowieka stworzył cień dawniejszej potęgi. Powieść tym przykładem pokazuje nam wiele. Jak łatwo upaść, dać się skusić pokusom. Jednakże pokazuje również, że jak raz w życiu coś się osiągnęło, nie da się spaść na samo dno.

Muszę również przyznać, że mimo oczywistych wad książkę czytało się bardzo dobrze. Jest ona krótka i napisana lekkim piórem, co pozwala na przeczytanie jej w jeden wieczór. Nie posiada ona całej gamy cytatów, które można później wykorzystać w różnego typu pracach, czy po prostu w życiu. Jednak ma coś w sobie. Często irytował mnie ten wcześniej wymieniony poziom pierwszy, ponieważ lubię książki barwne, pełne cytatów, metaforycznych opowieści. A ta powieść była jedną kiepską, ale prawdziwa metaforą.

Jeśli lubicie lekkie książki na wieczór, ale wnoszące coś do Waszego życia, "666 do mroku" nadaje się idealnie. Jak wcześniej wspomniałam, czyta się ją szybko. Uważam, ze warto poświęcić jej te kilka godzin. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuje portalowi Zażyj Kultury

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
~ Wyzwanie biblioteczne

piątek, 17 kwietnia 2015

Lawendowa dama


Tytuł: "Lawendowa Dama"

Autor: Mary Jo Putney

Cykl: Romans historyczny 

Kategoria: Romans

Wydawnictwo: Amber

Liczba stron: 304

Ocena: 5.5/10











Laurel od wielu lat zajmuje się pomocą. Razem z bratem stworzyła szpital oraz dom Zion, który udziela schronienia kobietom i dzieciom, uciekającym przed brutalnym mężem lub ojcem. Czuje satysfakcję z wykonywanej pracy. Ludzie kochają ją i szanuję. Jest dla nich promykiem słońca, który oświetla im drogę do nowego życia. Jest jedną z nich. Lecz nikt nie pomyślałby, kim jest naprawdę – hrabiną, która od dziesięciu lat posiada męża. Czy gdyby znali prawdę, nadal Laurel byłaby dla nich aniołem? Czy Kirklandowi uda się odzyskać żonę, mimo demonów przeszłości? Jaka niespodzianka czeka to małżeństwo?

Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce ani autorce. Zachęcił mnie dopisek: romans historyczny. Pewnie Was zdziwi, dlaczego akurat romans mnie zainteresował, który należy do gatunku niezbyt lubianego przeze mnie. Dzielnie trzymam się swojego postanowienia, by otworzyć się na nowe gatunki, a że romansu historycznego nigdy nie czytałam, postanowiłam spróbować. I niestety moje wcześniejsze przypuszczenia do tego typu powieści spełniły się. Książka nie przypadła mi do gustu i raczej nie zachęciła do lepszego poznania gatunku.

Jedyną zaletą, którą znalazłam w "Lawendowej Damie" (oprócz intrygującego tytułu), jest przyjemność z czytania jej. Podejrzewam, że każda kobieta chciałaby, choć na chwilę znaleźć się w ciele Laurel i przeżyć wszystkie przygody, uniesienia. Historia Laurel nie jest jakoś bardzo emocjonująca, ale po ciężkim dniu pełnym problemów i żmudnej pracy, taka odskocznia jest idealna, by odpoczęć i znaleźć się w innym ciele. Obserwowanie zmagań innych ludzi czasami pozwala zrelaksować się.  

Niestety nie umiałam polubić głównej bohaterki. Była aniołem, który dawał ciepło i miłość każdej istocie na tym świecie. Nie można było znaleźć u niej ani jednej wady, co bardzo mnie irytowało. Nie ma takich ludzi na świecie. Laurel była zbyt wyidealizowana. Zamiast w naturalny sposób motywować do działania, jak zwykle wpływają na mnie tego typu postacie, zniechęcała mnie do siebie i często wręcz przerażała tą doskonałością. W dodatku nie mogłam zrozumieć jej zachowania wobec Kirklanda. Od początku powieści zastanawiamy się, dlaczego opuściła go. Myślałam, że będą to przyczyny słuszne i mające swoje uzasadnienie. Zawiodłam się na tym. Były straszne, ale niesłuszne według mnie. To jest jeden przykład postępowania głównej bohaterki, a można by dać ich o wiele więcej.

Nie mogę również zaakceptować fabuły. Ona też odchodziła od realności, choć działa się w świecie, który jest nam znany, mimo że wydarzenia działy się kilka wieków temu. Relacje między bohaterami były zbyt proste przy wielkich problemach, które rozwiązywały się w niezrozumiały sposób. Zabrakło mi również tego klimatu. Anglia za czasów Napoleona to bardzo ciekawy temat, który odkąd pamiętam interesował mnie. A powieść mogłaby odbywać się w każdym czasie, gdyby nie krótka wzmianka na ten temat.

Nie zniechęcam Was do tej powieści, gdyż można spędzić przy niej miłe chwile. Tylko ostrzegam, żebyście wybrali dobry okres, by ją przeczytać. Obecnie jestem pełna energii. Podejrzewam, że gdybym czytała "Lawendową Damę" na przykład na koniec roku szkolnego, przemówiłaby do mnie. Można całkowicie oderwać się od trudnej rzeczywistości i przenieść w świat często naiwny, ale pozwalający na wytchnienie.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Amber

Książka przeczytana w ramach wyzwania: 

środa, 15 kwietnia 2015

Spóźniony stosik z księgarnianym bonusem

Hej, kochani po raz wtóry!

Jak już się domyślacie po raz kolejny nie udało mi się przeczytać książki na czas, więc musiałam zaimprowizować i zadowolić czytelników tekstem w innej odsłonie. Tym razem na pierwszy ogień pójdzie zaległy marcowy stosik, który piętrzył się i kurzył czekając na zdjęcie. Ostatnio coraz częściej zdarzają mi się spontaniczne zakupy - a to trafi się na jakąś przecenę, ekskluzywny dodatek, czy darmową dostawę. Robi się ze mnie prawdziwy, zrzędliwy książkocholik łaknący książek, książek, książek. Bo choć połowę swego zbioru nadal nie przeczytałam, książki i tak muszą przybywać. Nie przedłużając przedstawiam wam swój marcowy (choć niepełny) stosik. :)


  • Pułapka Uczuć - Colleen Hoover (dzisiejszy nabytek)
  • Wróć, jeśli pamiętasz - Gayle Forman
  • Losing Hope - Colleen Hoover
  • Angelfall. Penryn i świat po - Susan Ee
  • Akademia Dobra i Zła - Chainani Soman (recenzja)
  • Ostatnia Spowiedź. Tom 1 - Nina Reichter
  • Eleonora & Park - Rainbow Rowell 
  • Czerwona Królowa - Victoria Aveyard
  • Zakon Mimów - Samantha Shannon (egzemplarz próbny)
  • Starter - Lissa Price
  • Zaginiona Dziewczyna - Gillan Flynn

Jak widać stosik dopełniają piękne kolorowe zakładki, z którymi wręcz nie mogę się rozstać. Są takie piękne, barwne, wesołe. Ach, cudeńka. Coś czuję, że będą miały ze mną przechlapane. 
Niedługo pojawi się kolejna część stosiku, gdyż kilka książek już czeka na poczcie. Obiecuję, że takimi nowościami nie będziecie znudzeni. :)

A teraz nasz super bonusik. 


Serdecznie chciałybyśmy zaprosić was do zaglądnięcia, a nawet złożenia zamówienia na pewnej świetnej księgarni z równie przyjemnymi pracownikami. Zapraszamy do Książka i Prezent, gdzie znajdziecie cudowne książkowe dodatki, które tylko umilą czytanie. :) 
Książka i Prezent nie dość znana księgarnia, co nie oznacza, że nie jest równie dobra, a może nawet i lepsza od swych przeciwników. Powiedziałabym wręcz, że jest o wiele przyjemniejsza od Empiku, Matrasa, czy Ravello, które mimo wszystko zdobyły sławę. Książka i Prezent to naprawdę przyjemne miejsce, w którym kupicie literackie nowości po dość niskich cenach, piękne encyklopedie oszałamiające swą ceną, a nawet materiały pomagające w nauce na maturę. Ostatnio wypatrzyłam nawet Konia Wodnego. Legendę Głębin za bardzo niską cenę. Nie wiem jak z wami, ale dla mnie to znak, że muszę ją nabyć. ;d
Książka i Prezent ma dość szeroki asortyment - znajdziecie tam niemal wszystko. Po za tym po dokonaniu zakupów za 65 zł dojemy prezent gratis, którym są przepiękne zakładki, o których wspomniałam wcześniej, i które ujrzycie również na zdjęciach obok. Zawsze można wydać na nie te 10 zł, ale dla nas - prawdziwych książkocholików - jest to doskonała propozycja. Bo mogę się założyć, że większość z nas robi książkowe zakupy za minimum 50 zł. :) W niedalekiej przyszłości, czy wręcz niedługo w księgarni zagoszczą nowe świetne prezenciki, na których punkcie powoli dostaję fioła (książki mają na mnie coraz to gorszy wpływ). 
Tak więc kupujmy w Książce i Prezent za niższe ceny i z gratisowym, uroczym bonusem tym samym wspomagając biedne zwierzaczki. :) Zapraszamy!






poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Chrzest ognia


Tytuł: "Chrzest ognia"

Autor: Andrzej Sapkowski

Seria: Saga o Wiedźminie

Tom: III

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: SuperNOWA

Liczba stron: 382

Film: Wiedźmin

Premiera: 9 listopada 2001 r. (Polska)

Ocena: 10/10





Geralt nadal przebywa u driad. Jednak wie, że nie może tak po prostu zapomnieć o Ciri, która jest dla niego całym światem. Razem z Jaskrem i łuczniczką Milvą wyrusza do Nilfgaardu. Jednak plan brzmi tylko ładnie. Nic więcej... Jest niewykonalny i przyjaciele wiedźmina wiedzą o tym, ale on się nie poddaje. Nie zostawia się osób bliskich na pastwę okrutnego losu. Nikt nadal nie wiem, gdzie jest Yennefer i czy była czynnie zaangażowana w walki czarodziejów. Czy Geralt odnajdzie Ciri? Kim naprawdę jest Milva? I gdzie podziała się Yennefer?

Wielokrotnie opowiadałam Wam już o mojej przygodzie z "Sagą o Wiedźminie". Czasami mam wrażenie, że to nie przypadek, że dałam namówić się na przeczytanie tej serii. Teraz koniec coraz bliżej, a ja pokochałam opowieść o wiedźminie całym sercem. Gdy zaczynałam czytać "Chrzest ognia", czułam euforię, która kazała mi przeczytać książkę tu i teraz. Tak też zrobiłam. "Chrzest ognia" dotychczas okazał się dla mnie najlepszą częścią z wybitnej serii.

Mam za sobą już pięć tomów, a nadal nie mogę się nadziwić nad stylem Sapkowskiego. Jest on mistrzowski i to chyba musi przyznać każdy czytelnik bez względu na swoją opinię na temat całości. Gdy czytałam, miałam przed oczami całą opowieść. Taki pełnowymiarowy film ze wszystkimi możliwymi efektami, w którym brałam czynny udział. Bez problemu wyobrażałam sobie zdarzenia, rozmowy, czy bohaterów, których w każdej chwili jest więcej, ale poznałam ich na tyle dobrze, że nigdy nie pomyliłam się, kto jet kim. Podziwiam za to Sapkowskiego, ponieważ jest to dla mnie wybitność jego twórczości. 

Jak w każdej mojej recenzji o "Sadze o Wiedźminie" muszę zwrócić uwagę na głównego bohatera – Geralta. Cały czas jest dla mnie tajemniczą i wyjątkową postacią, która do końca będzie odgrywać najważniejszą rolę. Jest mutantem, który nie powinien czuć emocji, a tym bardziej uczuć. Jednak tak nie jest. Geralt jest bardzo ludzki. Jak każdy człowiek czuje miłość, nienawiść, ból, radość... Jest najbardziej rzeczywistą postacią, jaką kiedykolwiek spotkałam w literaturze. I chyba moją ulubioną. Zawsze rozumiem, czym się kieruje i dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Jego zachowanie i decyzje nie zawsze są właściwe, ale w większości takich sytuacji też postąpiłabym tak pod wpływem emocji albo ich braku. Bardzo utożsamiam się z wiedźminem, choć nigdy nie miałam okazji brać udziału w takich zdarzenia i raczej nigdy nie będę miała. Jednak jest on moją pokrewną, literacką duszą, o której będę długo pamiętać.

Bardzo szanuję Sapkowskiego za pokazanie naszej rzeczywistości. Jest to powieść fantasty, gdzie większość wydarzeń nie ma prawa się zdarzyć. Jednak gdyby odjąć od tego magię, wszystkie magiczne stworzenia i przenieść fabułę do naszej rzeczywistości, wyszedłby identyczny obraz. Autor pod zasłoną magii i fantastyki pokazuje nam wydarzenia, które miały i nadal mają miejsce w naszym świecie. Otwiera nam oczy na to, co się dzieje wokół nas. 

Prawie w każdym tomie narzekałam na politykę, której w ogóle nie mogłam zrozumieć. Tu nastąpiła zmiana. Nie chodzi o to, że Sapkowski nie rozwinął tego wątku. Zrobił to perfekcyjnie jak zawsze. Wydaje mi się, że to po prostu ja zaczynam powoli się uczyć. Te wszystkie polityczne intrygi, działania, wojny nadal są dla mnie zagmatwane, ale wystarczy, że skupię się i wtedy jestem w stanie zrozumieć to. Może nadal nie umiem wyciągać z tego wniosków i przewidywać skutków, lecz wątek polityczny nie przeszkadza mi już. Zaobserwowałam również, że poprawił się mój język. Nie mówię o dużej skali, tylko o znaczenie słów, które w tych czasach nie są już używane. Powoli stają się zapomniane. Uważam, że powinno się pamiętać przynajmniej o ich istnieniu. 

"Chrzest ognia" zrobił na mnie wielkie wrażenie i polecam ją każdemu fanowi fantastyki. Jest to naprawdę genialna seria, którą warto przeczytać dla samego języka, którym jest napisana. Nie spodoba się ona każdemu, jednak każdy powinien przynajmniej spróbować ją przeczytać.


Książka przeczytana w ramach wyzwania:

sobota, 11 kwietnia 2015

Czarne jak heban


Tytuł: "Czarne jak heban"

Autor: Salla Simukka

Seria: Lumikki Andersson

Tom: III

Kategoria: Kryminał

Wydawnictwo: YA!

Liczba stron: 256

Ocena: 8/10








Minęło już dużo czasu odkąd Lumikki była w Pradze. Przyrzekła sobie, że gdy tylko wróci do swojej miejscowości, spyta rodziców o swoją siostrę. Jednak wszystkie wydarzenia, które odegrały się w Pradze, cała sława, sprawiły, że Lumikki nie miała odwagi zapytać rodziców o prawdę, gdyż byli dla niej milsi niż zawsze. Strach przed stratą córki sprawił, że nareszcie okazali jej miłość. Lumikki nie chciała rozbić tej bańki szczęścia. Jednak czas sprawił, że wszystko wróciło do normy. Szansa na prawdę zginęła bezpowrotnie. Ale czy na pewno? Dziwne listy od prześladowcy, wspomnienia zakotwiczone w umyśle... Co naprawdę zdarzyło się, gdy dziewczyna była dzieckiem? Kto wie o niej więcej niż ona sama o sobie? 

Z serią o Lumikki Andersson spotkałam się całkowicie przypadkowo. Nie wiedziałam, o czym będzie ta seria, ani nie połączyłam tytułów ze sobą ("Czerwone jak krew", "Białe jak śnieg" i "Czarne jak heban" – mówi Wam to coś?). Porwałam się na nieznaną wodę. Jednak starczyły dwie pierwsze strony, żebym wiedziała, że ta seria jest wyjątkowa. Moja intuicja czytelnicza nie zawiodła mnie. "Czarne jak heban" okazało się tak samo dobre, jak dwie poprzednie części.

Największym plusem jest to, że książka niesamowicie wciąga. Wciągnęłam się w fabułę, czytając pierwszy akapit, co według mnie jest niesamowitym osiągnięciem. Nie mogłam się od niej oderwać. Gdyby nie obowiązki, które bezlitośnie wzywały, przeczytałabym ją jednym tchem. Miałam wrażenie, że każde słowo jest tajemnicą, którą trzeba rozwiązać w tej chwili. I nareszcie dowiedziałam się więcej o przeszłości Lumikki. Zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło. Nie chodzi o to, że było nieprzewidywalne. Wręcz odwrotnie – było realne. Podobna historia mogłaby się zdarzyć każdemu z nas. W kryminałach najczęściej zakończenie jest rzadko spotykane, nierealne lub bardzo pogmatwane. Tutaj było oczywiste i prawdziwe.

Bardzo mi się też podoba język, jakim pisze Simukka. Jest on prosty, ale nietrywialny. Pozwala gładko przejść przez powieść, nie pozbawiając nas przy tym przyjemności z czytania wartościowego dzieła. Autorka wiedziała, kiedy używać opisów, a kiedy krótkich, urywanych zdań, które wprowadzały dreszczyk emocji.

Nie mogę też zapomnieć o głównej bohaterce – Lumikki. Jej psychika jest bardzo złożona, co sprawiło, że mogłam dokładniej ją poznać oraz zrozumieć. Lumikki jest wyjątkowa, lecz nie w sposób wyidealizowany. Ma ona swoje plusy i minusy. Są sytuacje, w których sprawdza się idealnie, a są i takie, w których nie umie się odnaleźć. Przeszłości oraz ukrywana prawda bardzo na nią wpłynęły i od pierwszej części można było obserwować, jak zwykłe sytuacje zmieniają człowieka.

Powieść tak jak poprzednie tomy jest utrzymana w charakterze baśniowym. Nie jest to tak silny motyw jak w "Czerwone jak krew", jednak nadal występuje i ubarwia całą opowieść. Sam fakt, że imię Lumikki w tłumaczeniu znaczy Śnieżka, jest fascynujący i nadaje historii niepowtarzalnej atmosfery.

Mam za sobą całą trylogię o Lumikki Andersson i teraz tego żałuję. Poznałam tajemnice, poznałam bohaterkę, a teraz muszę się z nią pożegnać. Z chęcią przeczytałabym kolejny tom, gdyby tylko istniał. Na tę chwilę mogę tylko Wam polecić tę serię. Książki są naprawdę krótkie. Jeśli macie wolny dzień, bez problemu przeczytacie je jednego dnia. A jeśli nawet nie, to bardzo szybko. Moim zdaniem za szybko...

Książka przeczytana w ramach wyzwania: 

czwartek, 9 kwietnia 2015

Mara Dyer. Przemiana

''Mara Dyer. Przemiana''
Michelle Hodkin
Foksal/YA!

''Mara Dyer wierzyła, że może uciec od przeszłości. To nieprawda.
Myślała, że jej problemy istnieją tylko w jej głowie. Nie tylko. Była pewna, że po wszystkim, co przeszli, jej ukochany nie będzie miał przed nią więcej tajemnic. Myliła się. Druga część fascynującej trylogii, w której prawda ciągle się zmienia, a wybory mogą okazać się zabójcze.''

Witaj w umyśle Mary.  Najbardziej mrocznym, zwariowanym miejscu, jakie będzie dane ci ujrzeć. To ostatnia przystań w twoim wesołym, usłanym różami życiu. Szykuj się na walkę, jakie stoczą w tobie wszelkie tajemnice, zabójcze odruchy, paranormalne moce, czy krwawe kompozycje. Spodziewaj się wszechogarniającego strachu, szoku, bezsilności. Podpisz pakt z diabłem wyrywającym serca bezbronnym, szukających ukojenia potworków. Przyswój wszelkie zasady w nim zapisane. I pamiętaj. Mara wciąż czeka.

''Czasami największą tajemnicę najłatwiej jest wyznać obcej osobie. ''

Mara Dyer. Przemiana to najbardziej zwariowana historia jaką dotąd czytałam. Mamiąca, obezwładniająca, więżąca, przyciągająca swymi jakże obleśnymi mackami mrocznego żartu i tragicznej paranormalności. Pani Michelle stworzyła świat stopniowo wdzierający się do naszego wnętrza. Nie połyka w całości, nie porywa niespodziewanie, och nie. Świat Mary odkrywa nas kawałek po kawałku, mozolnie terroryzując każdą cząsteczkę naszego umysłu. Rozrywa, topi, dusi, unicestwia, ale stopniowo, jak dziecko odkrywające nowe horyzonty. Odkrywające nadzwyczaj profesjonalnie. 

Mara Dyer. Przemiana to mój pierwszy niby-horror, z którym się zetknęłam. I jako nowicjusz ostrożnie poruszający się po  nowym świecie, muszę przyznać, iż było to spotkanie owocujące w dość przykre, przerażające emocje. Po raz pierwszy odczułam mozolnie skradające się ciarki, drżenie dłoni i aktywność sygnału alarmowego w uśpionym umyśle. Po raz pierwszy szeptem zaklinałam książkę, prosząc ją o wybaczenie, czy uniewinnienie. Po raz pierwszy obudziłam tak strachliwe, skrajne emocje, które z przerażenia ulatniały się po przeczytaniu kolejnego, męczącego słowa. Ale nawet dla nowicjusza było ich za mało. 

''- A czego Ty chcesz?
- Ciebie. Zawsze ciebie. 
- Przecież mnie masz - powiedział i poszukał wzrokiem moich oczu. - Mieszkasz we mnie.''

Pióro pani Michelle emanuje doświadczeniem oraz piekielnym intelektem. Sposób pisania autorki zmienił się z dobrego na niepokojąco wyśmienity. Dzięki wyważonym, wzbudzającym grozą słowa mroczny klimat książki tylko przybrał na sile. I jest to jeden z największych plusów powieści, choć przyznam z bólem, opisy były zbyt dawkowane. Jednak spoglądając na fabułę ogarnia nas niepewność. Ponownie wiele wątków zostaje niedokończonych, a stron do zamknięcia historii coraz szybciej ubywa. Jest to nieprawdopodobnie frustrujący zabieg, który nie pozwalał mi na całkowite zatracenie w lekturze. Spoglądając na jedną sytuację myślałam o zakończeniu drugiej, aż wreszcie uzbierało się ich tak wiele, iż większość z nich wyparłam z pamięci i od nowa kilkakrotnie wertowałam strony w ich poszukiwaniu. Przede wszystkim niepokoi mnie historia babci Mary, która również nie została dobitnie wyrażona. Mam nadzieję, że w następnej części autorka nie pominie tego jakże ważnego wątku.

Podsumowując - Mara Dyer. Przemiana to doskonała kontynuacja jakże interesującej trylogii. Można spędzić z nią miłe, jak i przerażające chwile. Jeśli uwielbiacie dreszczyk grozy, paranormalne moce oraz krwawe wątki z maleńką dozą humoru musicie po nią sięgnąć. Obiecuję, iż Mara spełni wasze oczekiwania, ponownie zbijając z nóg swym niespodziewanym zakończeniem. Polecam. :)

Moja ocena:
8.5/10

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu YA! oraz Redakcji Essentia

wtorek, 7 kwietnia 2015

Skrzypek na dachu


Tytuł: "Skrzypek na dachu"

Reżyseria: Jan Szurmiej

Teatr: Teatr Żydowski (Warszawa) 

Kategoria: Musical

Główna rola: Marek Szydło

Premiera: 9 lipca 2002 r. 

Czas trwania: 3 godz. 20 minut

Ocena: 9/10









Mała miejscowość w Rosji – Anatewka – jest miejscem spokojnym, gdzie tradycja króluje nad rozwojem i techniką. Wszyscy znają się tam i razem wiodą spokojne i statyczne życie. Twierdzą, że to żydowska tradycja pozwala im przetrwać i cieszyć się tym, co mają. Główny bohater ma pięć córek, które są jego błogosławieństwem. Mimo sporów, kłótni i przepychanek bardzo je kocha i  jest gotów dla nich zrobić wszystko. A córki dostarczają swojemu ojcu dużo powodów do rozmyślań i podejmowania ciężkich decyzji. W tym samym czasie na małą Anatewkę idzie pogrom. Jednak ludzie nie przejmują się tymi plotkami. Bo niby dlaczego coś miałoby się stać w ich małej miejscowości, gdzie nikomu nie wadzą? Jaki los spotka mieszkańców Anatewki? Co wymyślą córki Tewiego? Dlaczego "Skrzypek na dachu"?

Muszę przyznać, że rzadko bywam w teatrze. W mojej małej miejscowości co prawda jest teatr, ale jest bardziej amatorski. Teraz jest u mnie remont Domu Kultury, a raczej całkowita przebudowa, więc liczę na prawdziwy teatr. Jednak tymczasem udałam się z wycieczką szkolną na spektakl "Skrzypek na dachu". Wiele dobrego słyszałam o nim wcześniej i bez zastanowienia postanowiłam sama sprawdzić, czy te wszystkie pozytywne opinie są prawdziwe. "Skrzypka na dachu" obejrzałam w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Czy było warto? Muszę przyznać, choć to niebezpieczne, że jest to najlepszy spektakl, jaki w swoim życiu obejrzałam. Warto było poświęcić ponad trzy godziny, by obejrzeć tę sztukę.  

Na scenie pojawiło się bardzo dużo aktorów i przy tym wszyscy wykazali się talentem aktorskim. Bardzo mi się podobało, że aktorzy starali się dobrze grać. Było widać, że grali całą swoją duszę i sprawiało im to przyjemność. Miałam wrażenie, że jest to również moja historia, dlatego jestem winna tym ludziom skupienie i zrozumienie opowieści, która rozegrała się przed moimi oczami. W dodatku wspaniała scenografia nadała niepowtarzalną atmosferę, którą czułam jeszcze długo po wyjściu z teatru. Na scenie pojawili się również tancerze i kaskaderzy, co bardzo ubarwiło spektakl.

Również bardzo spodobała mi się fabuła sztuki. Pierwsza część spektaklu pozwoliła poznać dokładnie mieszkańców Anatewki oraz ich zwyczaje. W humorystyczny sposób pokazała tradycyjne życie Żydów. Spokojne i statyczne, pełne tradycji, ale czasami i buntu, który powodował liczne plotki. Pokazał widzom, jak mimo biedy można żyć szczęśliwie i kierować się dobrocią. Natomiast druga część w pewnym momencie stała się kontrastem pierwszej. Wszystko zaczęło się zmieniać. Szczęście nigdy nie trwa wiecznie...

Po wyjściu z teatru nawet nie pomyślałam o tytule sztuki. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam się nad nimi zastanawiać i odkryłam jego metaforyczne znaczenie, co wprowadziło mnie w nastrój refleksyjne, ale sprawiło też, że zrozumiałam lepiej sztukę. Skrzypek na dachu – w tych słowach można zawrzeć całą historię ludzkości.

Jak pisałam wcześniej, rzadko chodzę do teatru, więc moja opinia jest bardzo amatorska. Jednak stwierdziłam, że warto napisać jej "recenzję". Wiele ludzi omija teatr szerokim łukiem. Czasami jest to spowodowane wysokimi cenami, co rozumiem, bo również biorę je pod uwagę. Lecz czasami ludzie twierdzą, że po prostu nie warto. W kinie jest więcej efektów specjalnych i nieporównywalna "scenografia". Jest to błąd, bo kino i teatr to dwie różne rzeczy. Zachęcam wszystkich do chodzenia do teatru, a musical "Skrzypek na dachu" serdecznie polecam.

PS: Jeśli są tu wielbiciele i znawcy teatru, to na pewno znaleźli liczne błędy logiczne w mojej wypowiedzi. Wybaczcie, ale jeszcze nie znam się na teatrze. Dopiero się uczę i obiecuję, że kolejna moja opinia będzie bardziej spójna i wykażę się większa wiedzą na ten temat :)


niedziela, 5 kwietnia 2015

Akademia Dobra i Zła

''Akademia Dobra i Zła''
Soman Chainani
Jaguar

''Tego roku, najlepsze przyjaciółki Sophie i Agatha dowiedzą się dokąd trafiają po skończeniu trzynastu lat wszystkie zaginione dzieci. Do legendarnej Akademi Dobra i Zła, w której zwyczajni chłopcy i zwykłe dziewczynki są szkolone by zostać albo bajkowymi bohaterami, albo wielkimi złoczyńcami. Sophie, najładniejsza dziewczyna w całym Gavaldonie całe dotychczasowe życie marzyła żeby zostać już porwaną i trafić do zaczarowanego świata. Ze swoimi różowymi sukienkami, dobrymi stopniami i skłonnością do dobrych uczynków, wie, że ma szansę dostać się do szkoły Dobra i w efekcie zostać księżniczką z bajek. Z kolei Agatha gustująca w mrocznych strojach i czarnych kotach, pełna niechęci do wszystkich napotkanych na jej drodze istot, myśli, że trafi do szkoły Zła. Tymczasem staje się zupełnie inaczej...''

Baśnie sprawiają, że nasz umysł zaczyna dostrzegać pozytywne piękno w otaczającym nas świecie, a jednocześnie racjonalizuje dzienny posiłek składający się z dobra oraz zła. Sprawiają, iż wszystkie fantastyczne rzeczy dziejące się w naszej dziecięcej wyobraźni, odnajdują ujście w życiu rzeczywistym, bawiąc, czy zaskakując nas swą oczywistością. Baśnie to najbezpieczniejszy, a zarazem najpopularniejszy środek transportu między fikcją, a prawdą, które na co dzień zmieniają swą skalę występowania. Mogłoby się zdawać, że dzięki temu baśnie są zaledwie niegroźnymi historyjkami, które zakleszczają się w umysłach niewinnych dzieci. Kto wie - może właśnie takie miały mieć zastosowanie, ale pewien człowiek zwany Somanem Chainani stworzył nowy diabelski podział dwóch najpotężniejszych przeciwników w powieściach, tym samym zmieniając strukturę spoglądania na rozwijanie się ich niesamowitych planów. A są nimi Dobro i Zło.


Sofia i Agata to ponad dwunastoletnie dziewczynki o przeciwnych sobie charakterach. Sofia zdaje się być niewdzięczną, wredną wiedźmą uwięzioną w ciele płytkiej księżniczki, tymczasem Agata to dziewczyna o dobrym, czułym, wartościowym wnętrzu skrytym w pozie szarego buca. Każda z nich postrzegana jest na wiele różnorodnych sposobów, które nie są w stanie rozgryźć ich osobowości. Nawet one same posiadają zmienne, nietrafne zdanie na swój temat. Kryjąc się za zasłonami strachu oraz normalności dziewczynki zostają zauważone, a następnie porwane przez dyrektora Zamku do Akademii Dobra i Zła, gdzie jak twierdzi los, wśród pułapek, magii, złoczyńców i bohaterów mają odnaleźć swoje prawdziwe ja. Jednak czy baśń im w tym pomoże? Czy przeznaczenie nie szykuje dla dziewczynek wielu niespodzianek?

'' 1. Zło atakuje. Dobro się broni
2. Zło karze. Dobro wybacza.
3. Zło rani. Dobro pomaga. 
4. Zło bierze. Dobro daje.
5. Zło nienawidzi. Dobro kocha.''

Akademia Dobra i Zła to fantastyczne połączenie Harrego Pottera z baśniami. Zaklęcia niewidzialności, zmiany postaci, ochrony, lotu, eliksiry miłosne, klątwy, pielęgnacja piękna i brzydoty, nauka kodeksu rycerskiego, czy etykiety, rozwijanie talentów, rozmowa ze zwierzętami, przepisy potraw z dzieci, magiczne zwierzęta to zaledwie kawałek naszej baśniowej układanki. Każdy skrawek powieści zanurzony jest w eliksirze tajemniczości, zabawy, potęgi oraz fascynacji, którą pan Soman stworzył własną wyobraźnią. Akademia Dobra i Zła to plątanina najcudowniejszych czynników na świecie, które wręcz spijam z utęsknieniem. To oszukańcza gratka dla umysłu, która sprawia, iż powracamy do czasów dzieciństwa wspominając szaleństwo, jakie w naszym życiu wywoływało zetknięcie się świata baśniowego z szarą rzeczywistością.

Pan Soman stworzył niesamowite dzieło przeznaczone dla czytelników w każdym wieku. Nie brak tu zwrotów akcji, fabuła rozgrywa się w odpowiednim tempie, a bohaterowie rozśmieszają i przerażają nas do łez. Akademia Dobra i Zła nie ma minusów. A przynajmniej małe drobnostki dla mnie zostają niezauważone. Ta powieść sama w sobie jest wręcz fantastyczna, a lekkie pióro autora tylko pomaga nam w rozkoszowaniu się lekturą.

''Tylko jeśli zniszczymy to, kim się nam wydaje, że jesteśmy, będziemy mogli docenić to, kim jesteśmy naprawdę.''

Podsumowując - powieść polecam każdemu czytelnikowi pragnącemu zanurzyć się w świat dzieciństwa, brutalności, czy doskonałości. Akademia Dobra i Zła to cudowna interpretacja baśni w sposób fantastyczny, która niesfornie rozbudza naszą wyobraźnię. A jeśli nadal mi nie wierzycie, przekonajcie się sami i sięgnijcie po powieść przełamującą wszelkie znane nam zasady fikcyjności. Polecam!

Moja ocena:
8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Jaguar.