poniedziałek, 31 lipca 2023

Takeshi. Cień Śmierci – Maja Lidia Kossakowska

 

Tytuł: Takeshi. Cień Śmierci

Autor: Maja Lidia Kossakowska

Cykl: Takeshi

Tom: I

Kategoria: Fantasy

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 460

Ocena: 7/10






Żyjemy w określonych kulturach, które od dziecka tworzą nasz obraz świata. Uczymy się czynności, które później będą naszymi nawykami, wartościami i codziennością. Zastanawialiście się, ile z tego, co teraz wyznajemy, jest wynikiem wychowania w danej kulturze, w danej wierze, a ile wynikiem naszego charakteru? Dla mnie to bardzo interesujące pytanie, ponieważ psychologia społeczna donosi o dość znacznych różnicach w wartościach kulturowych. Czy da się w ogóle ominąć ten proces?

Takeshi wiedzie teraz całkowicie odmienne życie niż parę lat temu. Splot różnych trudnych sytuacji sprawił, że Cień Śmierci spojrzał na swoje życie i wartości przez całkowicie odmienny pryzmat. Teraz dokonuje własnych wyborów i mimo że mu brakuje adrenaliny i walki, to wie, że nikt go nie kontroluje. Jednak czy można walczyć ze swoim własnym przeznaczeniem? Czy da się zatrzymać ciąg zdarzeń, które muszą się wydarzyć? Jak wiele zależy od pojedynczego człowieka? W szczególności gdy tym jednym człowiekiem jest słodka i naiwna nastolatka marząca o życiu pełnym przygód. 

Zdecydowałam się przeczytać tę książkę, ponieważ od dawna mam plany zapoznać się ze wszystkimi książkami Mai Lidii Kossakowskiej. Teraz mówię to ze smutkiem, gdyż śmierć autorki dość mocno mną poruszyła. W jakiś sposób moje ukochane "Zastępy Anielskie" sprawiły, że czułam intensywną więź pomiędzy czytelnikiem a pisarzem. I mam też taką refleksję, że całkowicie inaczej czyta się książki żyjących autorów, tych autorów, którzy już dawno umarli i autorów, którzy jeszcze niedawno żyli i pisali, i mieli pisać jeszcze wiele lat. 

Sam pomysł na cykl "Takeshi" wyjątkowo mi się spodobał. Odkąd pamiętam, lubię takie motywy. W pewnym sensie występuje w koncepcji pewna powtarzalność. Wojownik wychowany wyjątkowo brutalnie, który jest nie do pokonania, ale wbrew opiniom innych ma swoje własne zasady, rozterki i przede wszystkim uczucia. Teraz myślę, że to jednak ten sam motyw co w "Wiedźminie" czy "Kronikach Mroku". Niemniej każda z tych historii wprowadza według mnie coś innego i utwierdza nas, że ludzie są jednak ludzcy. 

Styl pisarki jest mi doskonale znany, bo w końcu to nie pierwsza książka autorki, którą czytałam. Wyróżnia się wyjątkową unikatowością i pewną dozą surowości. Pojawia się odpowiednia liczba opisów i nie ma tam miejsca na zbędne słowa. Jest konkretnie i obrazowo. Pisarka nie bała się ukazywać brutalność wykreowanego świata. Mknęła płynnie do przodu, dbając o to, by uniwersum było rozbudowane i zrozumiałe dla czytelnika. 

Historia w odbiorze okazała się dla mnie dość nierównomierna. Były fragmenty, które mocno mnie wciągnęły i sprawiały, że strony wręcz same się przekładały. Ale były też fragmenty nużące i monotonne. W całości dominowała nieprzewidywalność i nagłe zwroty akcji, które wymagały od czytelnika koncentracji oraz akceptacji wielu zdarzeń, by móc pójść dalej. 

W "Takeshi. Cieniu Śmierci" występuje bardzo głęboka narracja, które momentami zmusza czytelnika do głębszej refleksji i nie puszcza póki nie dojdzie się do własnych wartości i własnej oceny wydarzeń. Każdy bohater odpowiada tam za siebie samego i nawet jeśli jest chroniony przez inne postacie, to jako czytelnicy możemy konkretnie zobaczyć tok myślenia i cały ciąg przyczynowo-skutkowy. Sam Takeshi jest postacią wielowymiarową, niejednoznaczną. Należy dogłębnie zgłębić wiele odmiennych wydarzeń, by zacząć go rozumieć i właśnie akceptować jego wybory. Pozostaje przy tym wyjątkowo ludzki w swoich zachowaniach. 

Książka zadaje dość mocne pytanie – czym jest honor? Poprzez różne postacie pokazuje całą różnorodność rozumienia tego abstrakcyjnego pojęcia. W pewnym momencie trzeba podjąć własne decyzje, co jest słuszne, a co nie. Jednak ta wielowarstwowość tego motywu daje szanse na zrozumienie innych. Wtedy tworzy się cała sieć najróżniejszych relacji i tutaj pojawia się kolejne pytanie – czym jest przyjaźń i zaufanie do innych?

"Takeshi. Cień Śmierci" to naprawdę dobra książka z gatunku fantasy, która wyróżnia się unikatową stylistyką oraz szeroko zakrojoną refleksją na temat pojęć pozornie tak dobrze nam znanych. Myślę, że to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów fantastyki. W momencie gdy to piszę, mam już za sobą drugi tom i wiem, że warto iść tą ścieżką. 

Współpraca recenzencka z Fabryka Słów

piątek, 28 lipca 2023

Nastawienie na rozwój – Peyton Curley

 

Tytuł: Nastawienie na rozwój

Autor: Peyton Curley

Przekład: Agnieszka Cioch

Kategoria: Literatura naukowa

Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne

Liczba stron: 147

Ocena: 8/10







Dzieci mają olbrzymie możliwości. Kiedyś twierdziło się, że mogą być tabula rasa. Pewnie niektórzy nadal tak uważają. Jednak nie da się zaprzeczyć, że czynniki genetyczne mają również wpływ na pewne aspekty człowieka. Niemniej dyskurs na temat wpływu genetyki a środowiska trwa od dawna i nie jest jednoznacznie rozwiązany. To podsunęło mi refleksję na temat, jak wiele możemy osiągnąć z takim właśnie dziecięcym potencjałem. Zaczynając od rozwijania talentów, a kończąc na nauce innych umiejętności. Tak naprawdę świat jest pełen możliwości dla dzieci. Jak je wykorzystać?

Niedawno na polskim rynku wydawniczym ukazała się pozycja "Nastawienie na rozwój". Przyznam się, że od razu przyciągnęła moją uwagę, ponieważ miałam poczucie, że pozwala spojrzeć na pewne trudności w inny sposób. Tak jak kiedyś Seligman uznał, że niekoniecznie trzeba skupiać się na patologiach, tylko można zacząć szukać zasobów, elementów, które odpowiadają za dobrostan, tak ta książka skupia się na tym, co dzieci już potrafią i co mogą potrafić. Zafascynowało mnie to, ponieważ jest to odejście od standardowych zaburzeń typu ADHD czy spektrum autyzmu. To w tym kontekście nie ma takiego znaczenia, gdyż każde dziecko posiada właśnie zasoby, swoje zalety, talenty i jest otwarte na naukę nowych rzeczy. Czemu tego nie wykorzystać? Czemu nie sprawić, by dziecko rozwijało się według swoich własnych zasad? "Nastawienie na rozwój" jest pozycją, która w sposób naprawdę wyjątkowo konstruktywny umożliwia to. 

Przede wszystkim cała książka jest przystępna w odbiorze. Wydaje się być zrozumiała dla większości czytelników – i dorosłych, i dzieci. Co prawda niekiedy pojawia się specjalistyczne słownictwo, ale jest ono dokładnie wyjaśnione. Czasami użyto do tego po prostu genialnych metafor czy porównań. Jest to dzięki temu forma łatwiejsza do przyswojenia i zapamiętania. Dająca możliwość łatwego i płynnego przeprowadzenia dziecka przez przedstawione treści i ćwiczenia

W przypadku tej książki wyjątkowo podoba mi się układ całości. Widać, że jest przemyślny i uporządkowany. Rozpoczyna się od treści podstawowych, by później przechodzić do tych bardziej skomplikowanych. Nauka idzie małymi kroczkami tak by dziecko nie czuło się obciążone nadmiarem wiedzy i dostało czas na nauczenie się pewnych elementów oraz powtórkę. Mam poczucie, że właśnie ten przemyślany układ jest już rodzajem sukcesu. Podkreśla, jak ważna jest jakość, cierpliwość i powtórki, a nie szybkość. Nie chodzi o to, by dziecko przeczytało naraz całość, tylko by te treści okazały się dla dziecka wartościowe i jak sam tytuł mówi – rozwijające. 

W książce znajduje się wiele ciekawych przykładów i jest to kolejny element pozytywnie odebrany przeze mnie. Dla mnie to fantastyczna podpowiedź do pracy z dziećmi – jak opisać pewne rzeczy, w jaki sposób wprowadzić niektóre pojęcia i przede wszystkim jak pokazać dziecku, jak zdobytą wiedzę wykorzystać w praktyce. Do przedstawionych treści są również ćwiczenia i to chyba z mojej perspektywy najbardziej wartościowa część tej książki. W tej chwili już razem z moimi pacjentami wykonałam sporą część ćwiczeń i widzę, że się sprawdzają. Nie są nudne, dzieci chcą je robić, angażują się i nie próbują wymigać, a czasami mam poczucie, że to najtrudniejszy etap naszej pracy. Podczas wykonywania ćwiczeń widzę, że moi mali pacjenci dobrze się bawią, ale też przychodzi im do głowy wiele pytań, wiele skojarzeń i to naprawdę fantastycznie rozbudowuje naszą wspólną pracą i jest wyjściem do kolejnych elementów. Niekiedy właśnie takim pokrętnym kołem udaje nam się rozwinąć pewne umiejętności, a i z zaburzenia wyciągnąć zasoby. 

Z ręką na sercu mogę polecić "Nastawienie na rozwój" rodzicom, nauczycielom i psychologom. W momencie gdy przeczytałam tę książkę, miałam odczucie, że to wartościowa i bardzo przydatna pomoc. Gdy wprowadziłam jej treści na moich zajęciach z dziećmi, zostało to potwierdzone w praktyce. Bardzo się cieszę, że ktoś spojrzał na dzieci z innej perspektywy i w sposób ciekawy i uporządkowany stworzył narzędzie do pracy. 

Współpraca recenzencka z Gdańskim Wydawnictwem Psychologicznym

wtorek, 25 lipca 2023

Szara dama – Elizabeth Gaskell

 

Tytuł: Szara dama

Autor: Elizabeth Gaskell

Kategoria: Literatura klasyczna

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG

Liczba stron: 96

Ocena: 8/10








Za każdym razem gdy trafiam na jakąś powieść historyczną lub osadzoną z czasie przeszłym, pojawia się w mojej głowie wiele refleksji na temat tego, jak bardzo świat i zasady społeczne zmieniły się na przestrzeni wieków. Postęp z jednej strony potrzebował tyle czasu, by móc ruszyć całą parą, ale właśnie gdy ruszył, był już nie do zatrzymania. Lecz nadal da się dostrzec brak sprawiedliwości, równouprawnienia i zwykłego wyzwolenia, które w swoich czasach miało miejsce, a i nadal w wielu przypadkach nie jest czymś oczywistym. Jak było kiedyś? Jak jest teraz? I oczywiście jak będzie w przyszłości?

Wszystko zaczyna się od portretu pewnej kobiety. Wygląda ona na nim bardzo smutnie, ale przede wszystkim w pewien sposób jest szara. I właśnie ta szarość cery sprawia, że przyciąga wzrok i ostatecznie pozwala poznać swoją historię, bo tak naprawdę rozpoczyna się ona o wiele wcześniej. Jest to historia niespodziewana, historia, która niejedną osobę przyprawi o ciarki. Czy Ty czytelniku jesteś gotowy ją poznać? 

Zdecydowałam się przeczytać "Szarą damę", ponieważ dotychczas nie czytałam jeszcze żadnej książki pisarki. Miałam też olbrzymią ochotę zapoznać się z jakąś literaturą poważną, klasyczną. Już dawno tego nie robiłam i tutaj poza pierwszą przyczyną zdecydowała również długość książki. Nie ma ona nawet stu stron, więc jest opowieścią na jedno posiedzenie. A zapewniam, że tak wciąga, że nie jest to najmniejszy problem. Co tak naprawdę odpowiada za to, że tak pozytywnie odebrałam "Szarą damę"?

Sam pomysł wydaje mi się wyjątkowo oryginalny. Zważywszy jeśli weźmiemy pod uwagę ówczesne czasy. Nie jestem znawcą, ale mam poczucie, że wymyka się wielu schematom. Stawia na grozę, towarzyszenie głównej bohaterce oraz na emocje. Nie jest to w żaden sposób standardowa opowieść. Oczywiście pojawiają się elementy dobrze znane nam i charakterystyczne dla ówczesnej epoki. Jednak pisarka poszła krok dalej. Wiele motywów, które tutaj się pojawiają, bardzo cenię. Między innymi za nieprzewidywalność i nieoczywistość swoich sądów. 

Stylistycznie powieść jest dość mocno rozbudowana, ale też uważam, że większość czytelników nie powinna mieć trudności ze zrozumieniem jej mimo występowania niekiedy archaicznego języka. Dzięki temu jest bardzo wciągająca i pozwala przenieść się do świata wyobraźni, który przejmuje kontrolę nad czytelnikiem. 

Podczas czytania dało się intensywnie odczuć atmosferę gotyku i wszechobecnego mroku. "Szara dama" wywołała we mnie wiele napięcia i strachu. Towarzyszyłam bohaterce i na każdym kroku kibicowałam jej, zarazem obawiając się, że może wydarzyć się najgorsza z możliwych opcji. Ostatecznie nie spodziewałam się, że powieść pójdzie w tak odmienną stronę niż przewidywałam, co wyjątkowo pozytywnie mnie zaskoczyło i dało też jeszcze dodatkową motywację do dalszego czytania. 

Morał z całej powieści wydaje się dość prosty, wręcz oczywisty, ale myślę, że właśnie dlatego tak wartościowy. To, co najbardziej widoczne czasami najłatwiej przegapić. Tutaj jest to jedno z najbardziej znanych powiedzeń: "pieniądze szczęścia nie dają". Widzimy wiarę w to, że być może jest inaczej, że właśnie majątek i status społeczny mogą rozwiązać pewne problemy, mogą dać lepszy życie. Jednak wygląda to całkowicie inaczej kiedy nie jest oparte na miłości, zaufaniu i dobroci. Ludzie potrafią mieć wiele twarzy, a niekiedy te najmroczniejsze przejmują nad nimi kontrolę i niszczą innych. 

"Szara dama" jest bez wątpienia moim wielkim odkryciem. Książką bardzo krótka, a niosąca w sobie tyle treści. Od refleksji na temat życia zaczynając, po grozę i napięcie, by skończyć na najzwyklejszej rozrywce. Jak najbardziej polecam ją każdemu czytelnikowi. 

Współpraca recenzencka z Wydawnictwem MG

sobota, 22 lipca 2023

Nevermore. Kruk – Kelly Creagh

 

Tytuł: Nevermore. Kruk 

Autor: Kelly Creagh

Przekład: Jacek Drewnowski

Cykl: Nevermore

Tom: I

Kategoria: Fantasy, paranormal romance, literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Jaguar

Liczba stron: 480

Ocena: 6/10




Co sprawia, że tak bardzo lubimy czytać? Wydaje mi się, że każdy z nas odpowiedziałby na to pytanie w całkowicie odmienny sposób. Prawdopodobnie czerpiemy z czytania przyjemność, ale wydaje mi się, że to może być coś więcej niż tylko przyjemność. W końcu to może być również ucieczka od rzeczywistości, od problemów i braku zrozumienia ze strony innych ludzi. To może być również niesamowita podróż otwierająca nam miejsca, które na co dzień nie są dla nas dostępne. To może być poszukiwanie wiedzy, odpowiedzi na niekończące się pytania. To może być... Tutaj każdy może dopowiedzieć coś innego i odpowiedzi będzie naprawdę wiele. Dlatego teraz spróbujcie sami sobie odpowiedzieć, skąd ta pasja do czytania. 

Isobel ma idealnie uporządkowane życie. Jest chiliderką, która wyróżnia się swoimi umiejętnościami na tle innych. Ma niesamowicie przystojnego i niesamowicie popularnego chłopaka i oczywiście równie piękną i niesamowitą przyjaciółkę. Znacie skądś ten scenariusz? Bo ja aż za dobrze. Jednak coś musi to zniszczyć i tym czymś jest nic innego jak praca domowa. Nauczyciele czasami naprawdę potrafią czerpać radość z utrudniania życia, a przynajmniej tak właśnie jest u Isobel, której partnerem do projektu okazuje się Varen, czyli got, o którym krążą wyjątkowo mroczne plotki. I teraz przygoda rozpoczyna się na całego. 

Zdecydowałam się przeczytać "Kruka", ponieważ przyciągnął mnie do niego mroczny klimat oraz też wspomnienie, że bardzo chciałam już to zrobić, gdy wychodził w Polsce po raz pierwszy. To jest wyjątkowo mój styl i właśnie wspomniany klimat. Lecz czy teraz po przeczytaniu na pewno tak było?

Jak zaczęłam czytać powieść, to w mojej głowie od razu pojawiła się myśl, że to przecież totalny paranormal romance, czyli gatunek, który za moich nastoletnich lat bił granice popularności. Zrobiło mi się, aż ciepło na serduszku, ponieważ pojawiły się wspomnienia z tamtych czasów. I jak patrzę na datę pierwszego wydania, to właśnie idealnie czasowo się zgadza. I generuje to samo ale, co przy dużej części pozostałych książek pochodzących z tego gatunku – ale ma niewykorzystany potencjał. W tej chwili mam za sobą tyle światów high fantasy, że takie niewykorzystanie pewnych wątków mocno niszczy mi odbiór całej powieści. 

Natomiast styl książki jest dokładnie taki, jakiego można by się spodziewać, czyli bardzo lekki i przyjemny w odbiorze. Dla młodzieży myślę, że to perfekcyjny złoty środek. Choć pojawia się w mojej ocenie zbyt dużo niepotrzebnych opisów. Wprowadzają one wiele nieistotnych szczegółów i zabierają miejsce tym istotniejszym. I tak oceniając z perspektywy czasu, mam wrażenie, że "Kruk" bardzo dobrze się starzeje, choć też pytanie, na ile tutaj jest to kwestia umiejętności tłumacza. 

Sama fabuła to cała góra lodowa sprzecznych emocji i opinii. Z jednej strony wiele wątków jest wyjątkowo niespójnych, nie mających większego sensu. Brakuje właśnie wspomnianego wcześniej rozbudowania pewnych elementów. Ukazuje się też obraz toksycznych relacji. Tych wad jest naprawdę sporo i to są konkretne wady. Z drugiej strony nie ma, co ukrywać. Bawiłam się fantastycznie i to była dla mnie rozrywka dająca ulgę i takie ukojenie dnia codziennego. Choć też do czasu, bo zakończenie jest w mojej opinii fatalne. Naprawdę, wyjątkowo mi się nie podobało. Nie do końca rozumiałam, co się dzieje i nie spodobało mi się, jak zostały poprowadzone pewne ścieżki fabularne. To pozostawiło po sobie niesmak. 

Bohaterowie nie zachwycają. Są płytcy, ogólnie słabo wykreowani. Tak naprawdę można ich odróżnić wyłącznie po imionach, na pewno nie po zachowaniach czy charakterystycznych cechach. Pojawia się wiele toksycznych relacji, które w jakiś sposób są akceptowalne w tym świecie i miałam poczucie, że momentami wręcz ukazane jako te atrakcyjne. Sama Isobel jest postacią mętną, ambiwalentnie odczuwam jej moralność. I przede wszystkim dziewczyna stanowczo inteligencją nie grzeszy. Wiele naprawia Varen. On również nie jest jakąś wybitną postacią, jednak wprowadza do fabuły pewną barwność poprzez niejednoznaczność swoich zachowań. Co za tym idzie ujął mnie wątek romantyczny. Gdybym teraz miała go analizować, to pewnie wypadłby marnie. Lecz w takim ogólnym odbiorze moje serduszko stopniało. 

"Kruk" ukazuje, czym jest brak tolerancji, akceptacji i tak naprawdę, do czego może to prowadzić. Ten brak zrozumienia innych osób, brak w ogóle podjęcia próby, by zrozumieć drugiego człowieka ogranicza i ciągnie za sobą ciąg niepotrzebnej brutalności. Uderza w ten sposób w przyjaźń i miłość. Zadaje pytanie, gdzie jest granica pomiędzy akceptacją, kim jest drugi człowiek, a powiedzeniem nie, gdy nie zgadza się to z naszymi wartościami. W powieści właśnie ten motyw akceptacji jest ukazany w dwojaki sposób, co jak najbardziej przypadło mi do gustu. 

Cała książka to była dobra rozrywka i stanowczo nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Gdybym miała piętnaście lat, to byłabym nią zachwycona i z niecierpliwością oczekiwałabym kolejnego tomu. W tej chwili jestem w stanie docenić jej zalety, ale też dosadniej odczuwam wady. Z tego względu raczej nie planuję czytać kolejnego tomu. Jednak jeśli jesteście fanami właśnie paranormal romance, to myślę, że może Wam naprawdę przypaść do gustu. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

środa, 19 lipca 2023

Płonąca Wieża – A.C. Cobble

 

Tytuł: Płonąca Wieża

Autor: A.C. Cobble

Przekład: Dominika Repeczko

Cykl: Beniamin Ashwood

Tom: V 

Kategoria: Fantasy

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 567

Ocena: 7/10





Świat jest pełen tajemnic. Tajemnic, które stworzyła sama Natura, tajemnic tworzonych przez wielkie organizacje i tajemnic, które kreują zwykli ludzie. Niekiedy mam poczucie, że tajemnica ciągnie tajemnicę. Czy tak powinno być? To pytanie wydaje mi się bardzo trudne i wielopoziomowe. Uczono nas, by być uczciwymi, by nie zatajać informacji i by nie kłamać. Zarazem to my sami decydujemy o sobie, więc mamy całkowite prawo decydować, co komu powiemy, co komu ujawnimy. Gdzie jest ta granica pomiędzy tym co konieczne, a tym, co w nas drzemie?

Beniamin wraz ze swoją drużyną podróżuje dalej i dalej jest gotowy zrobić wszystko co konieczne, by uratować Kontynent. Jednak trudy podróży nie sprawiły, że zapomniał, kim jest i jakie wartości wyznaje. Nadal stara się robić wszystko w zgodzie z własną moralnością i tak, by jak najmniejsza liczba istot cierpiała. W końcu chodzi o pokój, bezpieczeństwo i zwykłe szczęście. Czy jest ono możliwe w świecie magii i niekończących się zagrywek politycznych?

W momencie gdy to piszę, znam już całą serię o Beniaminie Ashwoodzie i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że była to niesamowita przygoda, o której będę pamiętać bardzo długo. Dlatego po tom piąty sięgnęłam już bez żadnego zawahania. Wiedziałam, czego oczekiwać po "Płonącej Wieży" i dokładnie to otrzymałam. 

Tym bardziej że styl autora jest już dla mnie doskonale znany i określiłabym go jako wręcz tradycyjny. Przez te wszystkie tomy przywiązałam się mocno do słów autora i odnalazłam w nich spokój, radość i całą gamę intensywnych emocji. Wyróżnia się rozbudowaną strukturą, która wydaje się być dopracowana pod każdym względem. Zarazem posiada lekkość odbioru. W "Płonącej Wieży" było również wiele opisów przyrody i były one doskonale wyważone. Nadawały ten unikatowy dla cyklu klimat, ale też nie nudziły. Wydawałoby się, że za pomocą pędzla malowały całą fabułę przed oczami czytelnika. 

Choć ten tom w kontekście wszystkich tomów wydawał mi się nudniejszy, niemniej potrzeby. Wydaje mi się, że podobnie oceniałam czwarty tom, choć też zlały mi się one już w jedność. Książka ujawniła koniec pewnego rozdziału, lecz nie poprzestając na tym, poszła krok dalej i pociągnęła kolejne wątki. Zgrabnie zaczęły się zgrywać motywy, które pozornie były odmienne, niepowiązane ze sobą. Dawało to intensywne odczucia, momentami miałam poczucie, że autor gra na emocjach czytelnika. 

Tematycznie powieść ciągnie wątki z poprzednich części. Nadal w sposób rozbudowany i istotny rozważa istnienie granicy pomiędzy dobrem i złem. Zadaje pytanie, jak wiele złego można zrobić w imię dobra, w imię obrony przed większym złem. Jest to refleksja trudna i wielowymiarowa. Osadzona mocno w ludzkiej moralności i determinująca pewne działania. Nie można zapomnieć, że jest to spojrzenie człowieka, który jeszcze przed chwilą był zwykłym mieszkańcem malutkiej wioski. Jeszcze niedawno nie obchodziło go nic więcej niż bezpieczeństwo i problemy rodziny i mieszkańców. Tymczasem teraz musi podejmować decyzje, które mogą odbić się na całych społeczeństwach. 

Bohaterowie i w tym tomie okazali się dopracowani i posiadający własne historie. Nie pojawiają się w przypadkowych miejscach bez konkretnego powodu. Da się ich spotkać w najróżniejszych momentach, ale właśnie dlatego że żyją własnym życiem i to za nim podążają. Ich własne cele prowadzą ich przez świat i sprawiają, że podejmują dane decyzje. 

"Płonąca Wieża" jest udaną kontynuacją cyklu o Beniaminie Ashwoodzie, który w swoim czasie zawładnął moim czytelniczym sercem. To naprawdę jedna z lepszych serii fantasy, które czytałam. Ma swoje wady, ma jakieś niedopracowania, ale jednak to ta historia zapadła mi w pamięć i wyróżniła się pośród tych wszystkich innych, które czytam. 

Współpraca recenzencka z Fabryka Słów

sobota, 15 lipca 2023

Virion. Pustynia –Andrzej Ziemiański

 

Tytuł: Virion. Pustynia

Autor: Andrzej Ziemiański

Cykl: Szermierz Natchniony

Tom: II

Kategoria: Fantasy

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 521

Ocena: 7/10






Historia pokazuje, że nawet najpotężniejsze imperia upadały. Pozostawało po nich tylko wspomnienie – wspomnienie potęgi, historia powstawania. Tylko tyle. Ale czy na pewno? Czy razem z całym imperium nie łączyły się najróżniejsze kultury, tworząc unikatową mieszankę? Czy nie wprowadzano nowych praw, nowych zasad, zwyczajów? Nie ma wątpliwości, że prawie wszystkie najpotężniejsze imperia w ludzkiej historii upadły, ale nie można mieć również wątpliwości, że nawet po setkach, tysiącach lat w jakiś sposób kierują tym, co jest tu i teraz. Jaka jest Wasza opinia?

Tak oto po dość odległym czasie przeczytałam drugi tom z cyklu "Szermierz Natchniony". Mam poczucie, że jest to seria, którą chcę zgłębiać i przede wszystkim zakończyć. Nie do końca wiedziałam, czy w ogóle się za nią brać ze względu na kontrowersje związane z poglądami pisarza. Osobiście pozostałych książek  autora, poza właśnie tą serią, nie czytałam. Jednak te jak najbardziej mnie przekonują i w żaden sposób nie ranią. 

Tak jak wspominam, nie znam dobrze twórczości Andrzeja Ziemiańskiego, jednak po przeczytaniu dwóch jego książek czuję, że pisarz ma swój własny charakterystyczny styl, który jest nie do podrobienia. Zachwyca od samego początku rozbudowaniem i dopracowaniem. Autor doskonale wiedział, gdzie umieścić piękne słowa nadające całości patetyczności i powagi, a gdzie umieścić język potoczny i wielokrotnie wulgarny. Według mnie połączenie tego jest dość trudnym zabiegiem literackim, gdyż łatwo przejść granicę i zmieszać te dwa rodzaje języków. Dzięki temu miałam poczucie, że cała rzeczywistość jest mocno ukształtowana

Natomiast sama fabuła wciągnęła mnie o wiele mniej niż w pierwszym tomie, ale nadal robiła na mnie dość duże wrażenie. Doceniam skupienie się na szczegółach, które są istotne dla całości. Widzę całą opowieść jako bardzo realną, ponieważ właśnie to dopracowanie małych wydarzeń daje możliwość spojrzenie poza ramy wydrukowanych liter. Nie są to jakieś czcze opisy, tylko wnikliwość i umiejętność obserwacji ludzkich zachowań oraz łączenie przyczynowo-skutkowe. Tym bardziej że w tym tomie pojawiło się naprawdę dużo zaskakujących faktów. Choć też z żalem przyznam, że rozbudowana polityka w książce przerosła mnie. Okazała się zbyt skomplikowana i nieuchwytna dla mnie, co miejscami niszczyło moją radość z lektury. 

Tematycznie cały cykl "Szermierz Natchniony" jest mocno umiejscowiony właśnie w polityce oraz w mechanizmach sterujących państwem i obywatelami. Oczami drużyny Viriona możemy patrzeć na upadek imperium i manipulacje, które są tego skutkiem. Z łatwością można kierować ludem, gdy ma się odpowiednie narzędzia i wie, czego społeczeństwo pragnie. Miałoby to utopijne zastosowanie, gdyby służyło słusznym celom. Również podkreślenie wagi współpracy wydaje mi się wyjątkowo istotne w tej powieści. 

W książce znajduje się dość duża gama najróżniejszych charakterów. Prawie każda postać jest dopracowana. I ku mojemu zdziwieniu samego tytułowego Viriona jest mało, niemniej ma w sobie coś kuszącego, unikatowego, co potrafi zdominować pozostałe postacie. Cieszę się też z kreacji Taidy, która jest wielowymiarową bohaterką, budzącą we mnie zarazem podziw, jak i olbrzymią irytację. Jej analiza psychologiczna nie daje punktu zaczepienia, ponieważ wydaje się doskonale stworzona. 

"Virion. Pustynia" okazał się naprawdę dobrą literaturą fantasy, która wyróżnia się istotnością tematu oraz porusza serce czytelnika poprzez dobrze wykreowanych bohaterów. Bez wątpienia będę czytać w dość bliskim czasie trzeci tom i myślę, że w przyszłości spróbuję zapoznać się z pozostałymi cyklami autora. 

Współpraca recenzencka z Fabryka Słów

środa, 12 lipca 2023

Decimus Fate i Talizman Marzeń – Peter A. Flannery

 

Tytuł: Decimus Fate i Talizman Marzeń 

Autor: Peter A. Flannery

Przekład: Maciej Pawlak

Cykl: Decimus Fate 

Tom: I

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 350

Ocena: 5/10





Czy jeśli przez większość życia robiło się złe rzeczy, to można pozostać dobrym człowiekiem? Można całe wyrządzone zło naprawić? Wydaje mi się to wyjątkowo trudnym pytaniem, ponieważ niektóre krzywdy trudno wybaczyć, jeśli w ogóle jest to możliwe. Zarazem nie widzę powodu, by nie starać się coś robić, by nie postępować moralnie i sprawiedliwie. 

Na swojej drodze spotkały się dwie na swój sposób wybitne postacie. Dwóch mężczyzn o trudnej i dość mocno skalanej przeszłości. Jeden o dość tajemniczym mianie Opiekunz, drugi  to osławiony Decimus Fate. Co ich połączy? Czy mogą razem współpracować? Czy któryś z nich jest w stanie poradzić sobie z dziwną chorobą, która nawiedziła klasztor? Pytań się mnoży, a przeszłość z teraźniejszością spaja. 

Zdecydowałam się na przeczytanie "Decimusa Fate i Talizmanu Marzeń", ponieważ czytałam o tej książce dużo pozytywnych opinii, a i gatunkowo wydawało mi się, że będzie bardzo mi odpowiadać. W końcu fantastyka, motyw cienkiej granicy między dobrem a złem oraz rodzaj odkupienia, to coś, co od dawna mnie do siebie przyciąga. Z tego względu jak łatwo się domyślić, miałam dość duże oczekiwania co do książki i niestety rozczarował się. A czemu konkretnie?

Przede wszystkim w ostatecznym rozrachunku "Decimus Fate" okazał się typowym fantasy. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby jednak gdzieś pojawił się element niesztampowości, wyjątkowości. Tymczasem podczas czytania miałam poczucie powtarzalności oraz odtwórczości. To wszystko dobrze znane motywy, tradycyjne schematy i nic nowego. Samo w sobie w jakiś sposób mnie to przekonuje, ponieważ właśnie w takiej fantastyce lata temu się zakochałam, jednak mam poczucie, że każda historia powinna stworzyć coś własnego i przez to unikatowego. Tutaj dla mnie tego zabrakło. 

Ze stylem pisarza mam bardzo podobnie – nie umiem powiedzieć czegoś konkretnego, gdyż niczym się nie wyróżnia. Nasuwa się proste ok. Ale co to tak naprawdę znaczy? To żadne określenie. Momentami okazywał się dość sztywny i nienaturalny, co potrafiło mocno mnie zniechęcić. Gdy nadchodziły lepsze momenty, to nie zachwycały. Jednak od literatury, w szczególności fantastycznej, oczekuję bardziej rozbudowanej stylistyki oraz czegoś charakterystycznego dla danej opowieści. 

Natomiast fabuła okazała się dla mnie po prostu nudna. Nie ma tu, co więcej mówić. Sama w sobie jest mało rozbudowana i wiele wątków jest potraktowanych po macoszemu, pobieżnie. Nie do końca to rozumiem, bo właśnie właściwe rozbudowanie mogłoby pozwolić na stworzenie czegoś większego i bardziej oryginalnego. Tymczasem wiele rozwiązań wydaje mi się po prostu tanimi rozwiązaniami. Może wiele dałoby się wybaczyć, gdyby podstawy uniwersum były mocne, ale i tutaj po raz kolejny zostałam rozczarowana. 

Przy bohaterach dochodzi do ciekawej złudy. Wydaje się ich być naprawdę wielu, jednak jak na potrzeby tej recenzji zaczęłam o nich myśleć, to wtedy zdałam sobie sprawę, że to właśnie tylko iluzja. W rzeczywistości jest ich mało i są niedopracowani. Sam Decimus ma olbrzymi potencjał, który został całkowicie spłycony. Nie posiada on tak naprawdę żadnej konkretnej osobowości. A szkoda, w końcu jest tytułowym bohaterem o dość barwnej przeszłości i już wyrobionej reputacji. Fantastycznie można by to wykorzystać. 

Ostatecznie "Decimusa Fate i Talizman Marzeń" oceniam jako bardzo przeciętną książkę. Na pewno będę sięgać po drugi tom, ale jest to spowodowane wyłącznie faktem, że mam go już na półce. I po cichu też wierzę, że można autor dopracował swój warsztat i jeszcze zachwyci czytelników swoim kunsztem. Wtedy ten pierwszy tom byłby wybaczalny. 

Egzemplarz recenzencki Fabryka Słów

niedziela, 9 lipca 2023

Pusty horyzont – A.C. Cobble

 

Tytuł: Pusty horyzont

Autor: A.C. Cobble

Przekład: Dominik Repeczko

Cykl: Beniamin Ashwood

Tom: IV

Kategoria: Fantasy

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 520

Ocena: 8/10





Zastanawialiście się nad tym, jakie są cechy dobrego przywódcy? I nie mówię o takim zastanawianiu się w ramach czczej rozmowy, czy wypracowania szkolnego. Jednak mam na myśli takie szczere odpowiedzenie samemu sobie, czego tak naprawdę oczekujemy od liderów, których wybieramy lub jakim liderem chcemy być. W końcu najróżniejsze rodzaje przewodnictwa czy nawet władzy niosą ze sobą mnóstwo trudnych decyzji, czasami trzeba ważyć dobro i zło. Czy pozwalamy na ważenia zła? Czy to jest już przekroczenie granicy moralności? 

Przed Beniaminem i jego przyjaciółmi kolejne wyzwania. Dopiero co została zamknięta Szczelina, dopiero co roje demonów zostały pokonane. Tymczasem prawie od razu należy ruszyć dalej i szukać rozwiązania problemów. W końcu demony są realnym zagrożeniem, szkoda tylko że władcy i politycy tego nie widzą. Czy Beniaminowi uda się uratować świat? Czy jest jakieś konkretne rozwiązanie tych problemów? 

"Beniamin Ashwood" jest dla mnie wyjątkowo sentymentalną książką. Prawie każdy tom niósł ze sobą ciepło oraz wiele refleksji. W momencie gdy piszę tę recenzję, mam za sobą już wszystkie tomy o Benku i przyznam, że troszkę zlały mi się w jedność. Dla mnie to jest już jedna, bardzo konkretna opowieść. Jednak tom czwarty wyjątkowo mnie zachwycił i zapadł w pamięć. 

Styl autora jest mi już dobrze znany i tak naprawdę od pierwszych zdań jestem w stanie wciągnąć się w fabułę. Nie potrzebuję tego czasu na adaptację do nowej historii, co zazwyczaj mi się zdarza. Dla mnie to jedna linia wytyczająca opowieść trudną, pełną nadziei, ciepła i przede wszystkim moralności. Wyróżnia się charakterystycznym rysem dla Cobble i to właśnie szanuję u pisarzy. Przez całość jest wyczuwalna płynność i to poszukiwanie złotego środka pomiędzy prostotą a rozbudowaniem stylistycznym. I autor doskonale sobie radzi z wyważeniem tego. 

Samą fabułę jest mi niezwykle ciężko podsumować, gdyż tak jak wcześniej mówiłam, nie dzielę już historii na tomy. Jednak myślę, że właśnie to też jest rodzajem wyznacznika wspomnianej płynności. W końcu to rodzaj przedstawienia życia ludzkiego. Trudno oczekiwać, że zostanie ona równo pocięta. Wiadomo że występują jakieś etapy, okresy, lecz wszystko ze wszystkim się łączy. Choć w "Pustym horyzoncie" nie ma niewidomo jak wielkich przełomów, które poruszają całą opowieścią. Niemniej przedstawione są wydarzenia, które pozornie są mało istotne, a to one odpowiadają za dalszą fabułę i za to jak jako czytelnik odnosimy się do bohaterów, kim oni dla nas pozostaną. To właśnie sprawia, że czwarty tom jest wyjątkowo ciekawy i właśnie w nieoczywisty sposób przełomowy. Tym bardziej że jestem pod olbrzymim wrażeniem rozciągłości granic i wielkości całego uniwersum. Da się odczuć, że nie istnieje wyłącznie jedna mała wioska, czy jakieś mityczne miasto, ale mimo tego że akcja rozgrywa się w danym miejscu, istnieją inne miasta i tam coś się dzieje. 

"Beniamin Ashwood" wypada też ciekawie pod względem tematycznym. Przedstawia topos rycerski, który intensywnie podkreśla, że życie, gdzie główną wartością są zasady moralne, ma sens i prowadzi wielokrotnie do trudnych decyzji, ale daje spokój ducha i rozlicza rachunek na poczet szczęścia. Zarazem zwraca uwagę, że tak naprawdę każdy ma swoje własne walki i to sam musi wybrać, co jest dla niego priorytetem, do których walk może przystąpić. 

Natomiast kreacja bohaterów jest naprawdę dobra. Jest ich wielu i większość z nich okazuje się postacią wielowymiarową, postacią pełną cech i posiadającą własną historię życia. Tym bardziej że niezależnie od tego, co właśnie robi Beniamin i gdzie jest, to inni bohaterowie istnieją i wiodą swoje życie. Nie znikają, by się pojawić, gdy tylko będą potrzebni Benkowi – oni gdzieś tam są. Mam wrażenie, że o tym zabiegu literackim wielu pisarzy zapomina. To jest opowieść o Beniaminie Ashwoodzie, ale nie jest on centrum wszechświata, poza nim inni też istnieją. 

Czwarty tom cyklu o "Beniaminie Ashwoodzie" wypada naprawdę dobrze, więc czytelnicy, którzy jeszcze nie mieli przyjemności zapoznać się z nim, bez zastanowienia mogą to zrobić. Po to by historia mogła trwać dalej. 

Współpraca recenzencka z Fabryka Słów

czwartek, 6 lipca 2023

Kod 612: Kto zabił Małego Księcia? – Michel Bussi

 

Tytuł: Kod 612: Kto zabił Małego Księcia?

Autor: Michel Bussi

Przekład: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak

Kategoria: Kryminał

Wydawnictwo: Świat Książki

Liczba stron: 240 

Ocena: 4/10







Niektóre historie mają drugie dno. Bardzo trudne do zauważenia, a następnie odkrycia. Jednak są ludzie, którzy są zdeterminowani, by odkryć właśnie tę tajemnicę. Nie spoczną póki nie dowiedzą się, co tak naprawdę zostało skryte, jaka jest rzeczywistość. Idą krok za krokiem, dokładnie obserwują otoczenie, dane, fakty. Czy ostatecznie dotrą do prawdy?

"Mały Książę" jest dla mnie jedną z najważniejszych książek. Odkąd pierwszy raz go przeczytałam, mam do niego olbrzymi sentyment. Już jako dziecko dostrzegłam w nim coś więcej. Z czasem moje odczucia, moja własna interpretacja tej książki zmieniała się, wręcz ewoluowała. Tym razem zdecydowałam się pójść o krok dalej i dowiedzieć się coś więcej o autorze, dowiedzieć się coś więcej o symbolice, wykroczyć poza ramy lektury szkolnej. Niestety wybrałam do tego złą książkę, a był nią "Kod 612: Kto zabił Małego Księcia?". Przekonał mnie opis, ale ostatecznie jest to dla mnie duże rozczarowanie. 

Od samego początku miałam dość ambiwalentne odczucia. Z jednej strony czułam potrzebę zaznajomienia się z czymś więcej oprócz "Małego Księcia" i wydawało mi się, że to może być dobry pomysł. Z drugiej takie koncepcje kopania i poszukiwania nie do końca mnie przekonują, gdyż mam poczucie, że naruszają pewną aurę. Jednak na pewno przyciągają uwagę niejednej osoby i nadają jakiś nowy rodzaj spojrzenia na twórczość pisarzy. Akurat "Kod 612" nadał mi całkowicie nową perspektywę, z której nie jestem zadowolona. Ale o tym za chwilkę. 

Sam styl pisarki jest wyjątkowo lekki w obiorze i całą powieść czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Akurat w tym przypadku idzie za tym brak dopracowania, wiele luk fabularnych i poczucie, że powieść była robiona na szybko, jeśli można się tak wyrazić. 

Problematyczne jest to, że to nie jest konkretny gatunek. Można trafić na informację, że to kryminał, jednak według mojej opinii stanowczo nie. Oczywiście pojawiają się jakieś pojedyncze elementy kryminału, ale to kryminałem jeszcze go nie czyni. Nie jest to też reportaż, a na początku miałam właśnie takie skojarzenie. Jest wiele konkretnych informacji, które zgadzają się z faktami, niemniej część fabularna zaprzecza temu. Pojawiają się też elementy symboliki "Małego Księcia", które są przeniesione na fabułę. Tylko że to też nie jest dopracowane. Nie jest to kryminał, nie jest to reportaż, nie pojawia się tu rozbudowana symbolika, więc czym tak naprawdę jest ta książka... Nie jestem też fanką wrzucania koniecznie literatury w utarte schematy, lecz by z nich wyjść trzeba umieć dobrze pisać, tutaj niestety tak nie było. 

Przekazanie informacji o autorze i samym "Małym Księciu" w jakiś nietypowy sposób rozczarowało mnie. Nie było tym, co oczekiwałam i czuję z tego powodu rozżalenie. Pojawiała się też w mojej głowie refleksja, że są tajemnice, które właśnie tymi tajemnicami powinny pozostać. Nie zawsze należy skupiać się na tym, co ukryte, nie zawsze trzeba przekładać to dosłownie na rzeczywistość i odnosić do życia artysty. Niekiedy warto pozostać w tym pierwotnym odbiorze i odnieść dzieło wyłącznie do siebie. Wtedy można najwięcej zyskać. A przynajmniej to takiej konkluzji doszłam w przypadku "Kodu 612".

Rozczarowanie było dość duże, ale jak to mówi znane powiedzenie "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" i to skusiło mnie, by tym razem podejść do poszukiwań od jeszcze innej strony – czyli skupić się na twórczości autora i przeczytać jego wcześniejsze powieści. I myślę, że to będzie najlepszy wybór w przypadku wielu czytelników. 

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl