sobota, 25 lipca 2015

Ed Sheeran Book Tag #1

Hej!
Bardzo przepraszamy, że ostatnio recenzje pojawiają się dość rzadko. Niestety Elfika nie ma cały miesiąc, a ja tułam się po wsiach, gdzie nie ma dostępu do internetu. Dodatkowo jutro wyjeżdżam w góry, także możecie spodziewać się wielu zdjęć. :)
Posty nadrobimy, nadrobimy i naszą nieobecność na waszych blogach, ale to dopiero w sierpniu. Przyznajcie, że w wakacje każdy ma ochotę na lenistwo.
Nie przeciągając dzisiaj pojawia się tag z moim ulubionym artystą w roli głównej. Nominuję każdego czytelnika Lustrzanej Nadziei oraz wszystkich fanów Eda, czy książek! :)

Autor, którego chcę spróbować

Zdecydowanie jest to Sarah Waters oraz Dan Brown, których książki nadal mi są nieznane, chociaż planuję za nie sięgnąć od dłuższego czasu. Mam nadzieję, że szybko się przełamię i niedługo będę delektowała się słowami, które przelali na papier. :)



Książka, której okładka najbardziej mi się podoba

Dotyk Julii! Co jak co, ale te oczy są boskie! 



Książka, której przeczytania żałujesz

Gwiazd naszych wina. Żałuję, że przeczytałam tę książkę po obejrzeniu filmu, a może i żałuję. że nie przeczytałam jej wcale. Pan Green jak na razie nie zachwycił mnie swoim sposobem pisania. Ekranizacja była zdecydowanie lepsza. :)



Książka, której tematyki nie lubisz, a jednak Ci się spodobała

Sekretne życie pszcżół. Nie czytam obyczajówek tego typu, nie lubię, gdy akcja ciągnie się niemiłosiernie, a jednak książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. 



Książka, o której nie możesz przestać mówić.

To chyba nikogo nie zaskoczy ... Dotyk Julii Tahereh Mafi. Albo Igrzyska Śmierci. To książki, o których mówię i myślę na okrągło. 

Postać, która w jakiś sposób jest do Ciebie podobna

Julia z Dotyku Julii. Tak wiem, nie powinnam, ale Julka naprawdę mnie przypomina. Mamy tak samo kruchy i wrażliwy charakter, ale potrafimy być silne. :)


Na dzisiaj to tyle, ale spodziewajcie się następnej części tagu o Edzie:)


wtorek, 21 lipca 2015

Mara Dyer. Zemsta

''Mara Dyer. Zemsta''
Michelle Hodkin

Trzecia część bestsellerowej serii o Marze Dyer. Pewnego dnia Mara budzi się w lustrzanym pokoju i nie wie, gdzie jest. Zdaje sobie sprawę, że jej bliscy nie żyją, a ona powoli zaczyna o nich zapominać. Głos w jej głowie powtarza: „musisz uciekać”, ale leki podawane przez doktor Kells zmuszają ją do posłuszeństwa i odbierają jej umiejętność zadawania bólu i zabijania myślami. Mara nigdy nie czuła się tak bezbronna…

Witaj w przerażającym świecie Mary Dyer, w którym kłamstwo może okazać się prawdą. Nie brak tu terrorystów, morderców, ludzi chorych psychicznie, posiadających wadliwy gen, czy masę niezrównoważonych zachowań. Poznaj świat, który miażdży, pali umysł, a popiół wyrzuca na mróz. To miejsce, gdzie logika nie ma znaczenia. Dom, w którym każdy zagubiony człowiek znajdzie chwilowe ukojenie. Tak właśnie wygląda świat Mary Dyer.

Mara Dyer. Zemsta to ostatnia część trylogii o zakazanej miłości, nastolatce nie mającej prawa istnieć, mrocznych tajemnicach i wielu skomplikowanych bytach. Poprzednie tomy cieszą się dużym zainteresowaniem, jak i wysokimi ocenami. Czy jednak ta powieść godnie zakończy historię Mary?

Kiedy zło się do Ciebie uśmiecha, odpowiedz mu tym samym.

Mara Dyer. Zemsta wręcz kipi od zwrotów akcji, wylanej krwi, czy niewypowiedzianych teorii. Śmierć goni życie, zło - dobro, a każdą stronę wypełniają przeraźliwe wydarzenia, z psychopatycznym zachowaniem Mary w roli głównej. Wszystko pędzi, gna w niebezpiecznie szybkim tempie, by raptownie się zatrzymać i dalszą drogę przejść mozolnym krokiem. Tak właśnie możemy zilustrować akcję powieści, która ze strony na stronę coraz bardziej zwalnia. W jednej chwili czytamy o trupach, ucieczkach, bitwach, w drugiej widzimy tylko ciągnący się odpoczynek. W pewien sposób zaburzało to tok czytania powieści. Połowę książki pochłoniemy w jeden dzień, resztę - w pięć.

Bohaterowie trzymają poziom, a tajemnic wciąż nie brak. Powiedziałabym, że jest ich jeszcze więcej niż w poprzednich częściach powieści. Z ukryć wypełzają wszystkie nieczyste czyny bohaterów, które i tak nie zostają poddane analizie. Pani Hodkin może i postarała się rozwiązać wszelkie wątki, jednak uczucie niedosytu pozostaje nawet po zakończeniu powieści. I tak jak całość prezentuje się idealnie, tak końcówka burzy wszystkie nasze wyobrażenia. Autorka wykorzystała najpowszechniejsze, najczęściej wykorzystywane romantyczne, cukierkowe zakończenie książek new adult. Pani Hodkin ewidentnie zabrakło odrobiny wyobraźni.

Wierzę, że każdy z nas ma obowiązek zostawić świat lepszym niż ten, który zastał.

Podsumowując - Mara Dyer. Zemsta to bardzo dobre zakończenie całej trylogii, które nie zdaje się być dość satysfakcjonujące. Chyba każdy z czytelników posiada lepszy pomysł na ukończenie historii Mary. :)

Moja ocena:
8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu YA! oraz Redakcji Essentia

środa, 15 lipca 2015

Fragile #27


Odkąd pamiętam, miałam potrzebę poznawania świata. Nie była to potrzeba przejściowa albo taka, o której mogłabym tak po prostu zapomnieć. Musiałam doznawać nowych rzeczy, uczuć. To było silniejsze ode mnie i nadal jest. Teraz uważam siebie za duszę artystyczną. Nie mówię, że jestem wybitnym malarzem, pisarzem, czy muzykiem. Jednak mimo to mam naglącą potrzebę poznawania sztuki w szeroko pojętym znaczeniu. Nie różni się niczym od tej z dzieciństwa. Gdzie nie spojrzę, znajduje się coś ciekawego – jakiś obraz, film, muzykę... To wszystko mnie przytłacza, ale daje też poczucie szczęścia. 

Czy nie uważacie, że to wszystko, co tworzy człowiek, jest pasjonujące? Kiedy wracacie do domu, prawdopodobnie włączacie telewizor. Zapewne jest wyświetlany jakiś film, program, czy serial. Siadacie, by odpocząć przez chwilę i oglądacie. W pewnym momencie zdajecie sobie sprawę, że tak się wciągnęliście, że musicie obejrzeć film do końca albo nazajutrz zapoznać się z kolejnym odcinkiem. Natomiast muzyka oddziałuje na nasz humor. Sprawia, że pogrążamy się w rozpaczy lub przeciwnie – nabieramy nowych sił do walki. To jest tylko kilka codziennych przykładów. Czujecie to? Czujecie, jak bardzo jest niesamowity świat kultury?

Niedawno postanowiłam, że wgłębię się w świat sztuki i pozwolę, żeby nowe inspiracje porwały mnie w świat marzeń. Jednak jest on bardzo niebezpieczny, dlatego potrzebuję wiedzy. I tutaj na pomoc przychodzi mi pismo kulturalne, o którym usłyszałam stosunkowo niedawno – "Fragile". Ta nazwa obiła mi się o uszy, lecz nigdy nie kojarzyłam ją z magazynem kulturalnym. Teraz, kiedy dostałam szansę na zapoznanie się z nim, wiem, że to jest to, czego tak długo szukałam. 

"Fragile" jest podzielony na działy: muzyka, film, sztuka, literatura oraz teatr. Od razu, gdy otworzyłam pierwszą stronę i zobaczyłam tę małą podziałkę, poczułam sympatię do tej gazety. Nie jest chaotyczna. Wszystko jest na swoim miejscu i co najważniejsze nic nie jest pominięte. Możemy bez problemu poruszać się po czasopiśmie i dobierać tematy w zależności od naszego humoru.

Na początku miałam wiele obaw, co do języka, jakim posługują się publicyści. Nie jestem osobą wykształconą artystycznie i znam tylko podstawowe słownictwo specjalistyczne. Jak wiecie, zajmuję się pisaniem recenzji. Jednak jest to wyłącznie moje hobby, więc robię to amatorsko. Swoje życie poświęciłam przedmiotom ścisłym i przez to moja nauka w kierunkach bardziej humanistycznych już prawie się zakończyła. Takie myślenie sprawiło, że moje obawy przerodziły się w niepokój. Na szczęście okazało się, że niepotrzebnie lękałam się. Przyznaję, że artykuły nie należą do lekkich i bezproblemowych w czytaniu. Jednak wystarczy odpowiednia dawka skupienia i wtedy tekst staje się bardziej przejrzysty. Dzięki "Fragile" poznałam i na pewno jeszcze poznam wiele nowych pojęć oraz spraw związanych z kulturą, na które nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi. 

Numer 27 jest poświęcony warsztatowi. Myślę, że to idealny temat dla "początkującego" czytelnika. W przyszłości chcę pogłębić swoją wiedzę, więc dlatego taka właśnie tematyka idealnie przypadła mi do gustu. Najlepiej wspominam czas spędzony z artykułami poświęconymi muzyce. Był to najbardziej obszerny dział i to w nim odnalazłam wiele ciekawych informacji. Bardzo spodobał mi się artykuł Eweliny Sasin – "Atelier muzyka". Znalazłam w nim coś optymistycznego. Pokazywał, jak wiele energii trzeba włożyć w swoje hobby, by osiągnąć sukces. To powinno mnie odstraszać, a tymczasem dało mi siłę do działania.   

Również bardzo spodobała mi się różnorodność dziennikarzy. W wielu tekstach było widać poświęcenie i czasochłonne przygotowanie do napisania swojej opinii. To jest to, co powinno być w każdym dobrym piśmie. W "Fragile" można było znaleźć rozmowy różnych osób, co sprawiało, że magazyn okazał się jeszcze ciekawszy.

Jestem bardzo zadowolona, że zapoznałam się z tym numerem "Fragile" i już teraz wiem, że w przyszłości przeczytam również kolejne numery. Wszystkie osoby zainteresowany życiem kulturalnym i pogłębieniem swojej wiedzy w tym kierunku, zapraszam do przeczytania tego czasopisma. 

Za możliwość przeczytania magazynu dziękuję bardzo Fragile oraz Redakcji Essentia


niedziela, 12 lipca 2015

Następczyni


Tytuł: "Następczyni"

Autor: Kiera Cass

Tłumaczenie: Małgorzata Kaczorowska

Cykl: Selekcja

Tom: IV

Kategoria: Literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Jaguar

Liczba stron: 360

Ocena: 3/10






Pamiętacie czasy, gdy America Singer przybyła do pałacu? Gdy książę Maxon musiał wybrać żonę spośród tylu niesamowitych dam? Gdy rebelianci wdarli się do pałacu? Minęło już dwadzieścia lat, odkąd te wydarzenia miały miejsce. Teraz jest inaczej. Klasy już nie istnieją, rebelianci są tylko wspomnieniem, a Maxon i America posiadają czwórkę niesamowitych dzieci. Baśniowe zakończenie, ale tylko na pozór. Nie da się wszystkiego zmienić na pstryknięcie palca. Zamieszki i bunt nadal pojawiają się w państwie. Tymczasem najstarsza córka pary królewskiej – Eadlyn – uczy się roli królowej, by w przyszłości móc objąć stanowisko swojego ojca. Jest to dla niej olbrzymi ciężar. Ma pretensje do swojego brata bliźniaka, że to nie on urodził się te siedem minut wcześniej. Te siedem minut sprawiło, że to od niej zależą losy kraju. Czy podoła temu wyzwaniu? Czy wybierze w Eliminacjach męża? 

Stosunkowo niedawno na rynku pojawił się pierwszy tom "Selekcji". Bardzo dobrze pamiętam, jak niezwykłe okładki oczarowały prawie każdą dziewczynę. Nie chcę nawet wiedzieć, ile egzemplarzy zostało kupionych wyłącznie dla okładki i tym bardziej nie chcę wiedzieć, jak bardzo sukces całej serii jest zależny od tych przepięknych sukienek. Jednak ówczesna trylogia okazała się na tyle dobra, by zająć pewne miejsce w moim sercu. Nie byłam zachwycona książkami, ale nie mogę zaprzeczyć, że ta niesamowita atmosfera oczarowała mnie. Co pomyślałam, gdy nagle trylogia okazała się większym cyklem? Dobrze wiecie, że uważam, że jak coś miało być trylogią, to powinno nią być. I po przeczytaniu "Następczyni" utwierdziłam się w swoich przekonaniu.

Bardzo irytował mnie fakt, że cały czas patrzyłam na tę część przez pryzmat historii Americi. A to jest inna opowieść, tylko osadzona w tym samym świecie i zawierająca nawiązania do dziejów sprzed dwudziestu lat. Robiłam wszystko, by właśnie tak patrzeć na "Następczynię", ale to nic nie pomagało. Cały czas miałam wrażenie, że to ta sama historia tylko z zamianą postaci.

I niestety pojawiła się niewybaczalna wada – papierowi bohaterowie. Eadlyn bardzo mnie zawiodła. Okazała się rozpieszczona, egoistyczna oraz snobistyczna. Można powiedzieć, że to celowy zabieg autorki, jednak z nią po prostu nie dało się wytrzymać. Choć niestety z żalem muszę przyznać, że odnajdywałam w niej cechy, które sama posiadam. Każdy posiada jakieś wady i zalety. Szkoda, że nie mogłam znaleźć tych drugich w przyszłej królowej. Jedyne, co w niej polubiłam, to siłę, którą zawsze promieniowała. Inni bohaterowie nie okazali się lepsi. Kiera Cass naprawdę wymyśliła wiele ciekawych i nietypowych postaci, tylko było ich tak wiele, że nie poświeciła ani jednej odpowiedniej uwagi. Kandydaci do ręki Eadlyn nieraz wywołali we mnie pozytywne uczucia. Jednak jakie to miało znaczenie, gdy nie odróżniałam ich? 

Kolejnymi postaciami, na których się zawiodłam, są Maxon i America. Postarzeli się, stali się odpowiedzialni, dobrze rządzili państwem... Spytacie się, co w takim razie nie podobało mi się. Brakowało tej iskry, tej iskry, która połączyła ich poglądy i ich samych. Pamiętam, jaka silna była America i jak wielkie miała plany na przyszłość. Wielokrotnie irytowała mnie, ale wiele razy podziwiłam jej odwagę i niestrudzoność. W Maxonie była pasja i oddanie poddanym. Tutaj byli zwykłym małżeństwem, które już dawno zapomniało o swoich planach. 

Nie rozumiem również problemu z polityką. Rozróby, bójki czy niesprawiedliwe traktowanie – to jest złe. Wątpię, czy ktoś zaprzeczy. Nie znam się na polityce, ale nawet ja wiem, że nie wystarczy dwadzieścia lat, a tym bardziej mniej, by ludzie dostosowali się do nowego systemu. Klasy były ich częścią i było do przewidzenia, że nie da się z nich zrezygnować z dnia na dzień. Do tego potrzeba przynajmniej trzy pokolenia, a nie jedno...

Dawno nie pisałam tak negatywnej recenzji. Nie nastawiałam się na arcydzieło, ale oczekiwałam o wiele więcej od Kiery Cass. Zawiodłam się i szczerze wątpię, bym w przyszłości przeczytała kolejną część. Jak już, to tylko z ciekawości. Nie polecam wam jej. Moim zdaniem zepsujecie sobie tylko ogólne wrażenie o trylogii, jeśli macie z nią dobre wspomnienia. Choć jeśli naprawdę jesteście zmęczeni i chcielibyście odpocząć przy czymś naiwnym, ale dobrze wam znanym, to "Następczyni" jest idealna.


czwartek, 9 lipca 2015

Znalezione nie kradzione


Tytuł: "Znalezione nie kradzione" 

Autor: Stephen King

Tłumaczenie: Rafał Lisowski

Cykl: Bill Hodges

Tom: II

Kategoria: Kryminał

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 480

Ocena: 7/10






Świat jest okrutny – powie wam to wiele ludzi. Nie zastanowią się nad odpowiedzią, nie zawahają się ani przez chwilę. Po prostu stwierdzą fakt, który według nich jest niepodważalny. Ale czy nie można tego zmienić? Peter urodził się w szczęśliwej rodzinie. Jego rodzice kochali się, mieli dobrą pracę, piękną przyszłość przed sobą, tylko... Te tylko zmienia wszystko w ciągu jednej chwili. Ojciec Pete'a traci pracę. Jest jednym z wielu osób, które straciły wszystkie dochody przez kryzys. Jednak człowiek nie traci tak łatwo nadziei. Po prawie roku bezowocnego poszukiwania pracy wybiera się na targi pracy. Pamiętacie je? Tysiące ludzi pełnych nadziei na zmianę swojego losu, matki z dziećmi, trzymające się niezachwianie ostatniej deski ratunku i szaleniec za kierownicą mercedesa... 

I tak oto po raz pierwszy w swoim życiu przeczytałam powieść sławnego Stephena Kinga. Czekałam na tę chwilę wiele lat, a teraz rozkoszuję się pisaniem tej recenzji. Mam multum słów, którymi chcę się z wami podzielić. Tyle spostrzeżeń, tyle uwag... Dlaczego zaczynam od najnowszej powieść Kinga, jego drugiego kryminału i zarazem kolejnej części przygód Billa Hodgesa? To jest bardzo dobre pytanie, na które nie umiem odpowiedzieć. Większość z was stwierdzi, że to największa zbrodnia jaką mogłam popełnić. Zgadzam się, ale czy nadal pozostaje zbrodnią, jeśli dzięki niej na pewno zapoznam się z innymi dziełami tego wybitnego pisarza?

To nie jest tak, że nigdy wcześniej nie miałam żadnej książki Kinga w ręku. Kiedyś, jeszcze jako dziecko, zaczęłam czytać "Cujo", które poleciła mi bibliotekarka. Jest to jeden z najsławniejszych horrorów pisarza, ale niestety ciężki styl autora okazał się dla mnie (w wersji kilka lat młodszej) o wiele za ciężki. Biorąc "Znalezione nie kradzione" do ręki, miałam wiele obaw. Bałam się, że styl nadal okaże się dla mnie za ciężki i nie pozwoli na zapoznanie się z tą lekturą. W końcu nie każdy musi lubić Kinga. Na szczęście moje obawy okazały złudne. Przyznaję, że według mnie język autora nie jest językiem łatwym i na początku miałam duże trudności ze skupieniem się. Musiałam przebrnąć przez te pierwsze kilkadziesiąt stron i przyzwyczaić się do wcześniej mi nieznanego pióra. Dopiero wtedy zaczęłam doceniać kunszt twórcy. Choć nie zmienia to faktu, że nadal uważam, że potrzebuję odpowiedniego miejsca, by zrozumieć tekst. Nie może być to zatłoczony autobus, czy spotkanie rodzinne.

"Znalezione nie kradzione" zyskało moją sympatię do tego stopnia, że stało się częścią mojego życia. Nie odczuwałam gwałtownego pragnienia czytania dalej powieści, jednakże przyzwyczaiłam się do niej i przez kilka dni zapoznawanie się z jej treścią okazało się moim zwyczajem. Na pewno gdy wracacie z pracy, szkoły macie jakiś zwyczaj, czynność, która pozwala wam odpocząć,  a przy tym nie nudzi się mimo codziennego powtarzania jej. Dla mnie taką czynnością jest słuchanie muzyki, ale przez te kilka dni właśnie ten kryminał stał się częścią mojego życia. 

Zawsze zakładałam, że w książkach Kinga najpierw jest wprowadzenie, które pozwala nam poznać bohaterów, przywiązać się do danego miejsca, a dopiero później pojawia się ten moment zaskoczenie, który jest jeszcze straszniejszy, gdyż wiemy, kogo dotknął, a jest to najczęściej postać nam bliska. Ta książka potwierdza moją małą teorię (nie wiem, jak inne). Nie powiem, że na początku nic się nie działo, bo to byłoby kłamstwo, ale akcja była powolna i mozolnie nabierała tempa. Dla mnie jest to bardzo duża zaleta. Gdy wszystko dzieje się za szybko, nie mam czasu, by przejąć się czymkolwiek, a dzięki temu mogłam poświęcić odpowiednią ilość czasu na przeżywanie tych wszystkich zdarzeń. 

Również przypadła mi do gustu fabuła, a w szczególności wątek mordercy, który stał się nim wyłącznie przez fanatyczną miłość do książki. Widziałam w nim siebie. To wszystko zaczęło się tylko od pytań, pragnienia poznania większej liczby informacji, a zakończyło desperacją, która prowadziła do zniszczenia życia wielu ludzi. Natomiast wielopoziomowość powieści dodała realności tym wydarzeniom. Nie pojawili się tylko bohaterowie, którzy mieli coś wspólnego z całą opowieścią. Byli również ci epizodyczni, którzy mają własną historię do opowiedzenia.

Jak przeczytaliście, jestem bardzo szczęśliwa, że nareszcie zapoznałam się z twórczością Stephena Kinga. Przede mną wiele jego książek. Mam nadzieję, że nie zawiodę się. "Znalezione nie kradzione" polecam fanom kryminału, choć radziłabym zacząć od "Pana Mercedesa". Druga część nie nawiązuje do niego prawie wcale, ale nie ukrywa zakończenia pierwszego tomu.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros

Książka przeczytana w ramach wyzwania: 

środa, 8 lipca 2015

WYNIKI KONKURSU!

Witajcie!

Wyobraźcie sobie, że grają bębny, w powietrzu czuć narastające napięcie, wszyscy są wpatrzeni w ten mały monitorek, przed którym siedzą. Tak, to już ten czas... Po długim oczekiwaniu, pełnym nerwów i niepewności, poznacie zwycięzcę konkursu o "Ogar Boga. Popiół i Piach" Anny Grędy. A ponieważ i tak tego nie czytacie, to napiszę coś jeszcze :) 



Przeczytałyśmy wszystkie nadesłane prace. Jak pewnie się domyślacie były bardzo różnorodne. Od prostych, ale ciekawych marzeń, po skomplikowane przemyślenia na temat życia. Właśnie takiej różnorodności oczekiwałyśmy wymyślając pytanie, dlatego właśnie jesteśmy bardzo zadowolone z przebiegu konkursu. Tylko wiecie... dużo fantastycznych odpowiedzi, jedna nagroda. To bardzo trudny wybór. Wiele osób poczuje się pewnie niedocenianych, ale zwycięzca musi być jeden. A jest nim (fanfary proszę):

Dacia!!!

Gratulujemy zwycięzcy :) 

Oto zwycięska odpowiedź: 

"Kim chciałabyś być? 
Trudne pytanie,
bo ja naprawdę nie wiem kim zostanę!

Cały wieczór, cały ranek,
spędziłam nad tym zadaniem.
Przejrzałam książki,
czytałam wiersze
i miałam zamiar przeszukać Internet.
Ale wpadłam na pomysł chyba,
który od dawna mój mózg skrywa...

-Słonko, jesteś tam? - po mieszkaniu rozległ się głos zaniepokojonej mamy. - W końcu nietrudno jej się dziwić, jej mała córeczka, która zawsze była rozrabiakiem i słychać ją było w całym domu, teraz siedziała cicho w swoim pokoju.
Cisza. Żadnej odpowiedzi.
Kobieta wstała z fotela i szybkim krokiem udała się do sąsiedniego pokoju.
-Córeczko, co ty tam... - zaczęła, ale urwała pytanie w połowie. Jej oczom ukazał się następujący widok:
Zabawki walały się w nieładzie po podłodze. Z łóżka zdjęta była pościel. W rogu pokoju na dwóch niskich szafkach, ustawionych w odległości dwóch metrów od siebie, zawieszone było prześcieradło. W tym prowizorycznym domku utworzone było prawdziwe, magiczne królestwo. Niczym z bajki. Aby je dojrzeć wystarczyło uruchomić swoją wyobraźnię. Na tronie, wykonanym z kołdry i poduszek, siedziała mała dziewczynka w blond włosach. Wokół ułożone były pluszaki, lalki i inne zabawki. Zdawały się należeć do tego małego świata, stworzonego przez czteroletnie dziecko.
-Co robisz? - zapytała kobieta
-Siedzę. I myślę - odparło dziecko. -Wyobrażam sobie, jak by to było, gdybym została księżniczką. Z piękną twarzą i dłuugą różową suknią. Byłabym nieszczęśliwa i zagubiona, bo porwał mnie smok i więzi gdzieś daleko w swojej ciemnej jaskini. A potem przyszedłby dzielny królewicz i mnie uratował. Tak jak mi kiedyś czytałaś, mamo. Zastanawiam się też, czy mogłabym być biedronką. Taką maleńką, maciupeńką, czerwoną biedronką. Umiałabym wtedy latać! Ale potem przyszedłby duży, zły człowiek i mnie rozdeptał. A może jakbym została pszczółką... Pszczółki są dobre, prawda mamo? Latałabym od kwiatka do kwiatka i zbierała pyłek. A potem stworzyłabym miód i zrobiła sobie z nim kanapkę. Taką malutką, bo pszczółka przecież dużo nie zje. Mamo, myślisz, że to możliwe?
-Tak córeczko. W twojej wyobraźni wszystko jest możliwe. A czy moja mała biedroneczka chciałaby dostać coś do jedzenia?
-Kanapkę z miodem. Ale ja bym chciała dużo miodu. I żeby pod nim nie było masła. Mamo, zrobisz mi kanapkę z miodem i bez masła? Tylko nie oszukuj, bo z masłem nie zjem!
-Dobrze kochanie - roześmiała się kobieta.
Ta mała dziewczynka w krótkich blond włosach, mieszkająca w świecie stworzonym przez siebie, zmieniała się każdego dnia. Zmieniał się jej wygląd, wzrost, sposób mówienia. Ale jedno nie zmieniło się nigdy. Jej wyobraźnia.
Siedmiolatka nigdy nie rezygnowała z marzeń. Snuła rozległe plany na przyszłość. W swojej głowie zawsze była kimś innym. Już nie królewną, pszczółką, czy biedronką. Teraz wyobrażała siebie jako modelkę, piosenkarkę lub artystkę.
Jako dziesięcioletnie dziecko marzyła o zostaniu malarką.
W wieku dwunastu lat nieustannie poszukiwała samej siebie. Wyobrażała sobie, że jest kimś zupełnie innym. I tak też się zachowywała. Czuła się nieswojo we własnej skórze, bo przez cały czas udawała kogoś, kim tak naprawdę nigdy nie była. Pogubiła się w świecie, w którym dominowali jej rówieśnicy. Wyśmiewali się z niej, bo była od nich inna. A ona nie umiała sobie z tym poradzić.
Dziś ta mała dziewczynka ma czternaście lat. Nie porzuciła marzeń, nie przestała używać wyobraźni. Ale zrozumiała jedno.
Można udawać wiele postaci. Ale nigdy nie należy zapomnieć, co jest najważniejsze.
Trzeba zawsze być sobą i nie przejmować się innymi. Pogodzić się z tym, kim się jest i zrozumieć, że ludzie muszą się akceptować bez względu na to, kim są. Bo każdy z nas jest wyjątkowy."

Odpowiedź urzekła nas. Jest przedstawiona w wyjątkowo ciekawy sposób, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest, co przekazuje między wersami tej krótkiej anegdotki :)

Tymczasem postanowiłyśmy, że również my wysilimy się i  odpowiemy na to samo pytanie. Może kogoś zainteresują nasze odpowiedzi... :) 

"Kim chciałabym być? Zastanawiałam się nad tym całe życie i tak naprawdę nadal nie wiem, ale jest pewna osóbka, którą chciałabym choć przez chwilę być. Jest to mała dziewczynka o dwóch kucykach stojących na głowie koło olbrzymiej kolekcji dziecinnych spinek, o zielonej sukience i brązowych oczkach podobnych do migdałów. Jest to dziewczynka, która ma głowę pełną marzeń i co najważniejsze wierzy, że kiedyś mogą się spełnić. Wystarczy tylko bardzo tego chcieć i walczyć o nie. Jest to dziewczynka, która wstając rano, zawsze uśmiecha się i jest pewna, że przed nią kolejny wspaniały dzień. Jest to dziewczynka, której sprawia radość zobaczenie kolorowego motylka. Jest to dziewczynka siedząca przed stołem i śmiejąca się z zapewnień, że wygląda jak elf. Jest to dziewczynka, która obiecała sobie, że nigdy nie stanie się zwykłym dorosłym, że na zawsze pozostanie sobą... Chciałabym tak mocno wierzyć w siebie jak kiedyś. Może jeszcze odnajdę w sobie tę małą dziewczynkę, którą byłam..." ~ Elfik

"Zawsze chciałam zostać pisarką, tworzyć piękne historie, z pięknymi postaciami i pięknym przesłaniem. Marzy mi się napisanie romansu, dystopii, czy coś mroczniejszego, ale oczywiście pragnę, by moja praca była doceniona i szanowana, a grono odbiorców rozrastało się na dużą, dużą skalę. Jednak chciałabym również przeżyć życie moich ulubionych bohaterów, z ulubionych książek, nawet gdyby było wypełnione smutkiem, lub strachem. Po prostu chciałabym ujrzeć go ze swojej perspektywy i wynieść z niego pewną naukę :) " ~ Healy 

Dziękujemy wszystkim za wzięcie udziału w konkursie i zapraszam na nasz urodzinowy konkurs [LINK]

Pozdrawiamy serdecznie,
Healy i Elfik
Emotikon smile

wtorek, 7 lipca 2015

Odnaleziony


Tytuł: "Odnaleziony"

Autor: Harlan Coben

Tłumaczenie: Robert Waliś 

Cykl: Mickey Bolitar

Tom: III 

Kategoria: Kryminał

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 336

Ocena: 7.5/10






To już osiem miesięcy... Wiele osób powiedziałoby, że to rok. Osiem miesięcy... A ojciec Mickey'a nadal nie żyje. W końcu umiera się tylko raz. Tylko w książkach fantasy martwi zmartwychwstają. Ale czy na pewno? Mickey po dziwnej wypowiedzi Nietoperzycy nie jest już tego taki pewien. Nie wierzy w magiczne zmartwychwstanie, ale nasuwa się pytanie, czy Brad Bolitar na pewno umarł... W tym samym czasie Łyżka leży w szpitalu, mając nadzieję, że częściowy paraliż minie, a on będzie mógł chodzić. No i jeszcze Ema – gotka, będąca córką słynnej gwiazdy. Ona też ma problem, który niezwłocznie należy rozwiązać. I tak oto Mickey ma pełne ręce roboty. Czy uda mu się rozwikłać wszystkie zagadki? Kim jest tajemniczy Luther, który ostatnio chciał go zabić? Czy koszykówka okaże się ważniejsza od przyjaciół?

O Cobenie słyszałam same pozytywne opinie. Gdy tylko miałam możliwość przeczytania tej książki, jak widzicie, zrobiłam to niezwłocznie. Tak naprawdę nie wiedziałam, w jakim gatunku specjalizuje się Harlan Coben. Łatwiej byłoby mi wskazać, w czym się nie specjalizuje. Pozostaje też kwestia trzeciego tomu. To trzecia część, a ja nie czytałam ani pierwszej, ani drugiej. Jednak mimo to postanowiłam zaryzykować. Zawsze jest ta nadzieja, że sama dam radę domyślić się, o co chodzi bohaterom. Czy słusznie postąpiłam? Jakby inaczej. 

Pierwsze, co od razu rzuciło mi się w oczy, to styl autora. Macie takie coś, że gdy zaczynacie czytać powieść i właśnie zapoznaliście się z pierwszym jej zdaniem, jesteście już całkowicie przekonani, że to jest książka idealna dla was? Ja właśnie tak miałam. Już w pierwszym zdaniu zauważyłam, że styl, jakim posługuje się autor, jest moim ulubionym (no dobra... jednym z ulubionych). Ma w sobie coś świeżego. Nie można w nim znaleźć jakiś naleciałości z przeszłości, które obecnie bardzo dobrze się sprawdzają, ale tylko przy odpowiednim pisarzu. Nie poczułam również zniechęcenia  z powodu zbyt dużej ilości neologizmów. Dla mnie styl Cobena był idealny. Sprawił, że nie chciałam przestawać czytać. Choć powieść nie wiem, jak bardzo byłaby nudna, ja nadal czytałabym ją tylko dla tych odpowiednio dobranych słów na kartce.

Również bardzo spodobali mi się bohaterowie, a raczej zafascynowali. Każdy z nich jest inny i ma całkowicie odmienną historię, a mimo to tworzą doskonałą drużynę. Nieporozumienia nieraz pojawiały się, ale to właśnie one nadawały realności relacjom międzyludzkim. Miałam wrażenie, że każda postać kryje niesamowitą opowieść, której spokojnie można by poświecić kilka książek. Nikt nie brał się tak po prostu znikąd. Inni mogli tak myśleć, ale to było widać i przede wszystkim instynktownie czuć. 

To jeszcze nie koniec zalet... Sama fabuła jest bardzo oryginalna i inspirująca. Schronisko Abeony to bardzo ciekawy pomysł i dający do myślenia. Czytałam wiele powieści, w których ratowano dzieci, ale tutaj było coś innego. Jak już pewnie sami zauważyliście, nie mogę tego nazwać. Jest to uczucie, krążące po mojej głowie, ale nie jest bliżej sprecyzowane. Po prostu musicie mi zaufać.

Jednak, żeby nie było, że wychwalam zbyt powieść, napiszę o pewnej wadzie, która niestety bardzo przeszkodziła mi w ostatecznym odbiorze książki. Niedosyt. Wszystko zostało wyjaśnione, ale zbyt szybko, zbyt łatwo. Nie wpadłam na rozwiązanie tych wszystkich tajemnic, ale dążenie do niego wydaje mi się zbyt banalne. Mickey postanowił rozstrzygnąć zagadkę i nagle tak po prostu wszystko się wyjaśniło. W końcu ma to we krwi. Nie chcę też zbyt pochopnie oceniać, ponieważ jestem pewna, że gdybym przeczytała poprzednie tomy, na pewno odebrałabym to inaczej.

Jestem bardzo zadowolona, że rozpoczęłam swoją przygodę z Harlanem Cobenem. Może powinnam zacząć od pierwszej części, ale nie żałuję, że już przeczytałam "Odnalezionego". Na pewno zapoznam się ze "Schronieniem" i " Kilka sekund do śmierci". Prawdopodobnie będę znała większość odpowiedzi, jednak zwykle czerpię dziką satysfakcję z faktu, że wiem coś, czego nie wiedzą bohaterowie. Tymczasem polecam wszystkim fanom lekkich kryminałów. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo Wydawnictwu Albatros


Książka przeczytana w ramach wyzwania:

niedziela, 5 lipca 2015

Czerwcowe zdobycze :)

Hej, hej!

Tym razem przychodzę do Was ze spóźnionym, czerwcowym stosikiem, który wypełniają smaczne kąski. Niedawno postanowiłam, że do końca tego roku mogę szaleć i zapełniać półki po brzegi. A, że niebawem w domu zagości nowy mebel moja rozpusta jest w pełni usprawiedliwiona. Bo trzeba jakoś zapełnić puste miejsca, prawda? :)


Dzisiejszy stosik wypełniają egzemplarze recenzenckie, albo pozycje upolowane na wyprzedaży. Na pierwszy ogień idzie Mara Dyer. Zemsta, która jest egzemplarzem recenzenckim. Niesamowicie cieszę się z tego nabytku, gdyż końcówka drugiej części była rozbrajająca, choć lekko mnie zawiodła. Tak czy siak niebawem pojawi się jej recenzja. Jestem już w połowie i z czystym sercem mogę przyznać, iż pani Hodkin potrafi zaszokować. Dla zainteresowanych - recenzję pierwszej części znajdziecie tutaj, a drugiej tutaj. Każdego dnia to również pozycja otrzymana od wydawnictwa. Następne zdobycze to książki upolowane na wyprzedaży. I tak Papierowe samoloty zakupiłam za 10 zł (nie mam pojęcia czego po tej lekturze się spodziewać, może ktoś z Was już ją czytał? :)), Nieautoryzowaną biografię gwiazd serii Igrzysk Śmierci za 5 zł (nie mogłam się powstrzymać - uwielbiam Josha i Jennifer), a Wróżbiarzy za 5zł. Do ostatniej pozycji przekonały mnie te wszystkie pochlebne recenzje, bo szczerze mówiąc, jakoś nie zwracałam na nią zbytnio uwagi. Z racji, że uwielbiam pana Brandona Mulla trafiła do mnie Wojna cukierkowa za 15 zł. Mam nadzieję, że otrzymam tu wiele, wiele magii. :) Do wszystkich chłopców, których kochałam to pozycja, którą za wszelką cenę musiałam zdobyć. I proszę - zakup wyniósł tylko 15 zł. Wyścig Śmierci to książka, która dość długo mnie prześladuje. Jeszcze przed przeczytaniem Drżenia (recenzja tutaj) postanowiłam, iż zapoznam się ze wszystkimi powieściami pani Maggie. Pozycja upolowana również za 10 zł. Na koniec wspomnę o Płatkach na wietrze za 13 zł oraz Sekretnym życiu pszczół, która jest egzemplarzem od wydawnictwa. Jej recenzję możecie przeczytać tutaj
Każdą tą perełkę zakupiłam na światksiążki.pl. Radzę - zaglądajcie tam coraz częściej! :)

I tak kończę przedstawienie mojego magicznego stosiku. Jeszcze jutro lecę na polowanie do Biedronki, więc może zrobię podobny post w lipcu? Zobaczymy. :) Czytaliście coś z powyższego stosiku? A może któraś z książek jest w Waszych planach czytelniczych na wakacje? Dajcie znać. :)

piątek, 3 lipca 2015

Sekretne życie pszczół

''Sekretne życie pszczół''
Sue Monk Kidd
Wydawnictwo Literackie 

''Pachnąca miodem, ciepła, wzruszająca i przerażająca zarazem opowieść o konfliktach na tle rasowym i kobiecej przyjaźni ponad podziałami. Lily jest biała, ma 14 lat, oschłego, agresywnego ojca i olbrzymie poczucie winy. Przed dziesięcioma laty przez przypadek zastrzeliła swoją matkę. Spokój pomagają jej odzyskać noszące imiona letnich miesięcy, czarnoskóre mieszkanki pewnej pasieki w Tiburon, gdzie Lily trafia, jadąc śladami mamy. Ale nawet ten niezwykły azyl, gdzie pszczoły wiodą swoje sekretne życie, nie chroni przed światem zewnętrznym. Najważniejsza jest wiara w siebie…'' 

Rasizm - najczęściej spotykane zjawisko w dwudziestowiecznej Ameryce, które pozbawia czarnoskóre społeczeństwo wszelkich praw. To brutalizm, okrucieństwo, stereotypowe spoglądanie na świat oraz jedno, wielkie głupstwo. Jego ofiarą padają niewinni ludzie pragnący zaznać akceptacji, czy tolerancji. Wyznawcami rasizmu najczęściej stają się białoskórzy, niepotrafiący zaakceptować zmian, jakie zachodzą na świecie. Czy i ty do nich należysz? Jeśli tak wiedz, iż przez takie zachowanie nieznani ci ludzie cierpią katusze. Pomyśl, jak czułbyś się nie mogąc wyrazić swej opinii? Czy nie wydawałoby ci się, iż żyjesz w wielkim więzieniu?

''Trzeba marzyć o rzeczach, o których nigdy się nie słyszało.''

Właśnie tak uważają bohaterowie ''Sekretnego życia pszczół'', którzy tkwią w pułapce przez całe życie. Stanowi to główny problem książki, w okół którego kręci się cała akcja. Rasizm, religia, samobójstwa - tematów jest dużo, a opis każdego z nich został perfekcyjnie dopracowany. A chyba tego najczęściej brakuje lekturom - nieprawda? Pod tym względem ''Sekretne życie pszczół'' mogłoby się zdawać ideałem, jednak takowe nie istnieją.

Sue Monk Kidd wykreowała niebezpiecznie realistyczny świat, któremu brakuje ciekawych, zapierających dech w piersiach wydarzeń. Emocje towarzyszące czytaniu, poruszanie ważnych tematów to rzeczy, które nie zostaną zapamiętane, gdy w okół panuje nuda, a czytelników spowija melancholia.  Jak można przekazać jakąkolwiek naukę, gdy znajdujemy się w takim stanie? Moim zdaniem autorka mogłaby się tutaj bardziej wysilić i dopracować ten element.

''Uświadomiłam to sobie po raz pierwszy w życiu: świat jest jedną wielką tajemnicą, która kryje się pod osnową naszych powszednich dni, świecąc jasno, choć wcale o tym nie wiemy.''

Na szczęście ''Sekretne życie pszczół'' może zaoferować nam wiele więcej, niż mogłoby się zdawać. Barwne, ciekawe postacie chyba zasługują na najgłośniejszy aplauz z pośród wszystkich elementów powieści. Białoskóra Lily, czarnoskóra Rosaleen, August, June oraz May gwarantują świetną zabawę. Ich sprzeczki potrafią wywołać szerokie uśmiechy, a smutki doprowadzić do łez.

Podsumowując - ''Sekretne życie pszczół'' to klasyk sam w sobie, potrafiący odmienić punkt widzenia wielu ludzi. Tak bynajmniej podziała na mnie w temacie wiary, którą długo w sobie poszukiwałam. Polecam dla osób wymagających, którzy potrafią przymknąć oko na mozolną akcję. A gwarantuję - mała nieuwaga może odmienić wasze życie. :)

Moja ocena:
8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Redakcji Essentia oraz Wydawnictwu Literackiemu. 

czwartek, 2 lipca 2015

Czerwcowe podsumowanie wyzwania "Z uśmiechem przez świat"

Witajcie!

Oto pierwsze podsumowanie wyzwania "Z uśmiechem przez świat"! I tutaj jestem bardzo zawiedziona, zdziwiona i wszystkie synonimy do tego. To wyzwanie wygrało w ankiecie i liczyłam, że naprawdę wiele osób będzie chętnych... W końcu jest banalne. Co druga książka ma motyw podróżniczy albo potrafi rozśmieszyć Was. Mam nadzieję, że wyzwanie jeszcze się rozkręci :) Tymczasem oto podsumowanie:

Elfik Book:






Wonderland OfBook:





Jak widzicie, bez problemu da się znaleźć książki do tego wyzwania. Mam nadzieję, że to Was zachęci :) Natomiast bardzo dziękuję Wonderland OfBook :D Uczestników proszę o pozostawianie linków do lipcowych recenzji pod tym postem, a nowych ochotników zapraszam do etykiety "Z uśmiechem przez świat" [LINK]. Poza tym chciałam Was poinformować, że sierpniowe podsumowanie ukaże się dopiero ok. 5 sierpnia.

Pozdrawiamy serdecznie,
Elfik i Healy

środa, 1 lipca 2015

Czerwcowe podsumowanie wyzwania "Kocioł Wiedźmy"

Witajcie! 

Oto pierwsze w historii podsumowanie wyzwania "Kocioł Wiedźmy"! :) Wyzwanie ukończyło dziewięć osób, czyli wszyscy uczestnicy. Razem przeczytaliśmy osiemnaście książek. W tym miesiącu najwięcej książek przeczytałam ja (czyli Elfik). Drugie miejsce zajmuje WonderlandOfBooks. Gratulacje :) Uważam, że są to bardzo dobre wyniki jak na pierwszy miesiąc i mam nadzieję, że w każdym kolejnym będą jeszcze lepsze ;)

addictedtobooks:

1. "Zakon Mimów" – Samantha Shannon 

2. "Przebudzenie" – Kai Meyer

Burggrave:

1. "Panika" – Graham Masterton

Crystal Kam:

1. "Dziedzictwo tom II" – Christopher Paolini

2. "Po drugiej stronie nieba" – Edmund Cooper

Cynka:

1. "Ostatni Smokobójca" – Jasper Fforde

2. "Kwiat Kwarkostwora" – Jasper Fforde

Elfik Book:

1. "Błękitna Kraina" – Anna Świąć

2. "Dziady część III" – Adam Mickiewicz

3. "Ogar Boga. Popiół i Piach" – Anna Gręda

4. "Światłocień" – Mariusz Klimek

5. "Próba Żelaza" – Holly Black, Cassandra Clare

Healy Rom:

1. "Próba żelaza" – Holly Black, Cassandra Clare

#Ivy:

1. "Front burzowy" – Jim Butcher

JustinaJ:

1. "Osobliwy dom pani Peregrine" – Ransom Riggs 

WonderlandOfBooks:

1. "Ostatnie Życzenie" – Andrzej Sapkowski

2. "Siedem minut po północy" – Patrick Ness, Siobhan Dowd

3. "Imię wiatru" – Patrick Rothfuss



Uczestników proszę o pozostawianie linków do recenzji w lipcu pod tym postem. Natomiast innych czytelników zachęcam do przyłączenie się do zabawy. Wyzwanie polega na czytania książkę, w których występują magiczne istoty i rośliny. Dokładny opis znajdziecie pod etykietą "Kocioł Wiedźmy" [LINK]. Poza tym chciałam Was poinformować, że podsumowanie lipca ukaże się dopiero ok. 5 sierpnia. 

Pozdrawiamy serdecznie,
Elfik i Healy




Czerwcowe podsumowanie wyzwania "Najpierw czytam, później oglądam"

Witajcie! 

Oto kolejne podsumowanie wyzwania "Najpierw czytam, później oglądam". Jak widzicie, tylko trzy osoby zaliczyły je w tym miesiącu. Martwi mnie to. Zaczynam mieć wątpliwości, co do tego wyzwania... Daję mu jeszcze miesiąc. Jeśli nie wypali, to trudno. Tym bardziej że zaraz zobaczycie, że inne wyzwanie okazało się bardzo popularne w porównaniu do tego :) 

Elfik Book:

1. "Dziady część III" – Adam Mickiewicz

Katherine Parker:

1. "Love, Rosie" – Cecelia Ahern

Niebieska zakładka:

1. "Jeden dzień" - David Nicholls

Pozdrawiamy serdecznie,
Elfik i Healy