piątek, 23 grudnia 2022

Scholomance. Lekcja druga. Ostatni Absolwent – Naomi Novik

 

Tytuł: Scholomance. Lekcja druga. Ostatni Absolwent

Autor: Naomi Novik

Przekład: Zbigniew A. Królicki

Cykl: Scholomance

Tom: II

Kategoria: Fantastyka, literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Rebis

Liczba stron: 400

Ocena: 4/10





Kiedy dobro jest naprawdę dobrem, a zło naprawdę złem? Kto to to ocenia i jakimi zasadami się kieruje? Czy mniejsze zło istnieje? Czy poświęcenie jest dobrem, czy może dbanie o swoje własne życie jest lepszym moralnie wyborem? Mogę kreować takie pytania bez końca, lecz to nic nie zmieni – nadal w większości zostaną bez odpowiedzi, a przynajmniej bez odpowiedzi obiektywnej, bo za tę subiektywną odpowiadamy wyłącznie my sami. I jestem głęboko przekonana, że większość z nas miało już trudność mierzenia się z nimi. Pozostaje mi tylko nadzieja, że Wasze decyzje okazały się dla Was dobre i nie pozostawiły wyrzutów sumienia. 

Cała moja refleksja bierze się z historii El, która została postawiona w bardzo dosłowny sposób przed najróżniejszymi, trudnymi wyborami. Udało się jej przetrwać i teraz rozpoczyna ostatni rok w szkole Scholomance. Wydawałoby się to ostatnimi krokami do mety, ostatnim finałem, lecz w rzeczywistości wszystko wskazuje na to, że El będzie musiała się zmierzyć z problemami o wiele gorszymi niż dotychczas, a jej życie w tej szkole, delikatnie mówiąc, jest zagrożone. Ewidentnie cyborgi wraz ze szkołą uparły się na nią i nie wróżą jej przetrwania do końca. Czy tak właśnie będzie? Czy nastolatka jest w stanie pokonać zło i dokonać dobrych moralnie decyzji? 

W tym przypadku – zresztą jak prawie w każdym – będę dobitnie szczera. Chciałam przeczytać tę książkę tylko i wyłącznie ze względu na fantastyczną okładkę i motyw szkoły magii. Te dwa aspekty były na tyle przekonywujące, że dały mi motywację do czytania i przy okazji sprawiły, że nie przeszkadzało mi nieprzeczytanie pierwszego tomu. Zresztą to jest już wręcz moją osobistą tradycją. Niestety materializm wychodzi i powieść okazała się dla mnie wielką porażką. Dlaczego? 

Moje zamiłowanie do magicznych szkół jest dość przewidywalne, ponieważ wywodzi się z "Harry'ego Pottera". Tak jak wiele lat temu zostałam oczarowana Hogwartem, tak od tamtego czasu ponownie szukam tego oczarowania. Nigdy nie udało mi się powtórzyć mojego własnego, emocjonalnego fenomenu szkolnego, niemniej ten motyw w wykonaniu różnych pisarzy naprawdę potrafi zaskakiwać. Jest powtarzalny, konwencjonalny, ale co jakiś czas znajdzie się autor, który nadal potrafi coś z niego wyciągnąć. W przypadku "Scholomance" tak właśnie jest – czego jak czego, ale niesztampowego pomysłu na uniwersum i samą szkołę nie mogę odmówić Naomi Novik. Potrafiła na znanym gruncie stworzyć coś nowego. Ale musi być ale. A tym razem tym ale jest niedopracowanie. Sam pomysł dla mnie nie wystarczy, trzeba go stworzyć od fundamentów i to stabilnych fundamentów. Nawet książki z gatunku fantastyki mają swoje zasady. W pewien sposób gatunek bazuje na łamaniu ich, ale są szkielety nienaruszalne, a tutaj pisarka całkowicie je pominęła, przez co w ogóle nie utrzymała spójności. 

A odnosząc się do stylu pisarskiego, to jak na książkę z literatury młodzieżowej i fantasy wydaje się naprawdę ciężki, co mnie zdziwiło, ale w moim przypadku to jak najbardziej pozytywne zdziwienie. Doceniam rozbudowane zdania, poważne i pełne niuansów. Dla mnie to pewnego rodzaju sztuka na najwyższym poziomie. Niemniej w "Ostatnim Absolwencie" było niezwykle wiele neologizmów i fakt, że nie czytałam pierwszego tomu mocno uderzał w całą fabułę. Nie do końca wiedziałam, o czym autorka pisze i jakie to ma znaczenie dla bohaterki, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie rozumiałam tych słów. Choć to nadaje też charakterystycznej atmosfery całości, więc wywołuje we mnie mieszane odczucia. 

Natomiast fabuła jest wyjątkowo nierównomierna. Już dawno nie widziałam, tak odrębnego prowadzenia historii. Były momenty, gdzie przepadałam i czytało mi się fantastycznie. Ale były też takie, gdzie przeczytać dwadzieścia stron było prawie niemożliwe dla mnie. Po prostu się nudziłam, a co za tym idzie, męczyłam. Tym bardziej że wcześniej wspomniany brak spójności niszczył prawie wszystko, co dla mnie istotne w powieści. Gdy czytałam, odczuwałam, że wiele aspektów jest zbyt wydumanych, zbyt przemyślanych, a w rezultacie niezrozumiałych. Mimo że nie czytałam pierwszego tomu, to po przeczytaniu drugiego mam poczucie, że to niedopracowanie jest kardynalnym błędem pisarki i wręcz nienaprawialnym. 

"Ostatni Absolwent" porusza temat głęboko zakorzenionej moralności i zmian, które się dokonują, gdy standardowy świat zostaje zaburzony, a ludzie stają przed wyborem: życie swoje i swojej rodziny, czy życie innych. Wynik zazwyczaj jest przewidywalny i niemożliwy do zmiany. Cały czas gdzieś w tle wybrzmiewa pytanie, czy możemy robić coś naprawdę złego w imię większego dobra? Czy to jest usprawiedliwione i czy po takiej sytuacji można jeszcze kiedykolwiek usnąć bez wyrzutów sumienia? 

Kolejnym negatywnym aspektem powieści jest... również niedopracowanie, ale tym razem w aspekcie bohaterów. Przede wszystkim irytowali mnie i opierali się na jednej głównej cesze. Byli pozbawieni głębi i po prostu człowieczeństwa. Nie mam tutaj na myśli tematu moralności, tylko odnoszę się do cech osobowości, które tworzą z nas ludzi. Postępowania samej El nie mogłam zrozumieć, więc brakowało mi jakieś analizy jej postaci. To nie jest kwestia, że pochwalałam jej czyny lub wręcz przeciwnie, tylko nie dostałam szans, by zobaczyć, jaką właśnie drogę przechodzi. 

Jak sami czytacie, dla mnie mimo kilku ciekawych zalet, powieść jest niegodna polecenia i na pewno nie powrócę też do pierwszego tomu. Tak podkreślane przeze mnie niedopracowanie połyka prawie wszystkie aspekty książki, więc jest dla mnie niewybaczalne. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl

wtorek, 20 grudnia 2022

Królestwa i chaos – Kel Kade

 

Tytuł: Królestwo i chaos

Autor: Kel Kade

Przekład: Piotr Kucharski

Cykl: Kroniki Mroku

Tom: IV

Kategoria: Fantasy

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 576

Ocena: 7/10





Od dawien dawna trwa dyskusja, co sprawia, że jesteśmy tacy jacy jesteśmy. Geny? Środowisko? Mieszanka genów i środowiska? Sprawa na tę chwilę nie została wyjaśniona. Badania wskazują, że wiele aspektów jest zależnych od naszej genetyki, ale również wskazują, że poprzez modelowanie i warunkowanie można tworzyć określony zestaw zachowań. Następnie nie można zapomnieć, że odpowiednia praca nad swoją psychiką i umysłem oraz wpływ różnych doświadczeń kształtuje nas. Jaki jest ostatecznie efekt? Czy da się go przewidzieć? Czy zastanawiając się dziesięć lat temu, kim będziemy teraz, potrafiliśmy to przewidzieć? 

Historia Rezkina robi się coraz bardziej zaskakująca. Obecnie wraz z uchodźcami z Ashai tworzy nowe królestwo, które ma dać im bezpieczeństwo oraz w przyszłości możliwość powrotu do swojej ojczyzny. Rezkin z każdym dniem musi się mierzyć z trudnymi i często brutalnymi decyzjami dotyczącymi jego, jego przyjaciół oraz ludzi, za których jest odpowiedzialny. Lecz realną trudnością nie jest wojna, ale kontakty społeczne. Perfekcyjne wyszkolenie wojownika pozwala mu odgrywać wiele ról, lecz pozostają one tylko nauczonymi rolami, a nie prawdziwymi emocjami i głębokim relacjami. Ale czy na pewno tak jest? Czy Rezkin jest bezdusznym wojownikiem? Czy jednak gdzieś tlą się w nim emocje? 

"Kroniki Mroku" są moim jednym z ulubionych cyklów. Poprzednie tomy przyniosły mi niezapomnianą rozrywkę, nowych książkowych przyjaciół oraz wiele refleksji. Dlatego z taką pasją czekałam na możliwość przeczytania "Królestw i chaosu". Co tym razem spotka Rezkina? I jak to będzie w nowym świecie? Pytań było wiele, ale Kel Kade już dawno udowodniła, że utrzymuje poziom i kształci swój warsztat. 

Styl autorki sprawia, że od razu czuję nostalgię. Dla mnie nie jest już to tylko jakaś kolejna powieść fantasy, lecz książka, do której powracam jak do dobrego przyjaciela. A charakterystyczny dla pisarki język daje poczucia otulenie ciepłą kołderką i bezpieczeństwa. Zarazem wywołuje szeroki uśmiech na moich ustach. Kel Kade dopracowuje każdy opis. Tutaj nie ma znaczenia czy to opis krajobrazu, analiza postaci czy jej charakterystyka. Już dawno nie ma u niej miejsca na niedopracowanie. Nasuwa mi to obraz malarza, który z pasją oddaje się każdemu fragmentowi, by stworzyć doskonalą całość. Dzięki temu opisy oddziałują intensywnie na wyobraźnie. Natomiast dialogi charakteryzują się naturalnością w stosunku do danego kontekstu

Sama fabuła jest niezmiernie skomplikowana, ale też nie ma wątpliwości, że przemyślana na wielu płaszczyznach. Czym dalej czytałam, tym więcej elementów składa się w sensowną całość i da się zauważyć, że pisarka już w poprzednich tomach na nie wskazywała. To nie są spontanicznie wprowadzone pomysły do fabuły, a dobrze przemyślany plan na serię. Widać, że w każdym tomie następują konkretne zmiany i autorka nie boi się ich. Zna swoje możliwości i pozwala sobie na to, by robić krok dalej i nie bazować wyłącznie na znanych motywach. To byłoby krótkoterminowe, a tymczasem granice powieści rozrastają się i dają poczucie, że istnieją jeszcze dalej – dopiero ich poznanie przed nami. Historia wielokrotnie mnie zaskoczyła, choć przyznam, że niektóre zagrywki są naprawdę fantastyczne, ale niektóre są dość tanie i tu mam na myśli niektóre aspekty wątków romantycznych. 

Mam poczucie, że Kade bierze pod uwagę opinie swoich czytelników i mocno z nich czerpie, by udoskonalić powieść, dać czytelnikom to, czego oczekują, ale zarazem zaskoczyć ich. Przejawia się to w kreacji bohaterów, którzy są niezwykle misternie dopracowani. Każdy z nich ma swój unikatowy zestaw cech, każdy swoją własną historię i własną przyszłość. Niekoniecznie musimy ją znać, ale da się odczuć, że ona istnieje i wpływa na całą fabułę, niekiedy tworząc efekt motyla. Natomiast Rezkin po wszystkich subtelnych zmianach na tę chwilę ukształtował już swój własnych charakter. Myślę, że to jeszcze nie koniec zmian u niego, ale te będą już na poziomie naturalnego zmieniania się wraz z upływem czasu. Uwielbiam jego postać, ponieważ darzę go wielką sympatią, szacunek, ale ma też wiele wad nadających mu ludzkiego oblicza, na co tak długo czekałam. 

Tematycznie jest poruszone wiele wątków, które dają możliwość refleksji. Niemniej jednak od pierwszych stron tej serii dominuje pytanie o to, czy geny, czy środowisko mają większe znaczenie. Rezkin został poddany okrutnemu szkoleniu, które przeszedł wyłącznie dzięki swoim własnym, wrodzonym zdolnościom. Mimo to większość z tych cech nigdy by nie doszła do głosu, gdyby nie został wychowany w określony sposób. Pytanie, jakie cechy nigdy nie yujawnił swojego istnienia przez właśnie to wychowanie. 

Jak sami widzicie, pozostaję wierna swoją ukochanej serii i nadal mnie zachwyca. Dotychczas najbardziej cenię drugi tom, ale każdy z nich jest unikatowy i też spójny w odbiorze. Gdy zaczynałam czytać "Królestwa i chaos" byłam przekonana, że to finałowy tom. Teraz wiem, że to dopiero zapowiedź głównego wątku, więc nie mogę się doczekać, kiedy przyjdzie na nią czas. 

Egzemplarz recenzencki Fabryka Słów

sobota, 17 grudnia 2022

Sny w Domu Wiedźmy – Edward T. Riker

 

Tytuł: Sny w Domu Wiedźmy

Autor: Edward T. Riker

Przekład: Agnieszka Przechodniak

Cykl: Choose Cthulhu 

Tom: VI

Kategoria: Gra paragrafowa, horror

Wydawnictwo: Black Monk

Liczba stron: 128

Ocena: 5/10





Niekiedy świat jest czymś innym niż się nam wydaje. Tak naprawdę codziennie wykonujemy określone przez nas samych czynności, poddajemy się standardowym obowiązkowym i również standardowym rozrywkom, a tymczasem koło nas mogą dziać się rzeczy niemożliwe. Gdy byłam dzieckiem, właśnie tego się obawiałam. Czytałam nałogowo powieści fantasy i tam przewijał się często motyw mówiący, że bohaterowie byli wyjątkowi, więc zauważali niesamowite rzeczy. A jeśli przy mnie dzieje się coś niezwykłego, a ja jestem zbyt ślepa, zbyt nieuważana i zbyt zapatrzona w siebie, by to zauważyć? Być może przygoda życia właśnie ucieka mi przed nosem. Tylko w moich wyobrażeniach było to zawsze coś pozytywnego. A co, jeśli tak naprawdę codziennie przy nas dzieją się złe rzeczy? 

"Sny w Domu Wiedźmy" są moim przejawem zafascynowania formą gier paragrafowych. Cykl "Choose Cthulhu" stał mi się wyjątkowo bliski, a sama opcja, by podejmować własne decyzje w tym niesamowitym świecie opartym na twórczości Lovecrafta, wydaje mi się czymś satysfakcjonującym i dającym całą gamę możliwości. Wielokrotnie mierzyłam się ze źle podejmowanymi decyzjami moich bohaterów. Teraz za ich decyzję odpowiadam ja sama. Czy to nie jest niesamowite? 

Tutaj podkreślę, że sama nie znam dzieł Lovecrafta, więc odnoszę się bezpośrednio do serii, nie opierając się na żadnych porównaniach z oryginałem. "Sny w Domu Wiedźmy" to już szósty tom, co mnie niezwykle cieszy. Choć książki z serii można czytać niezależnie od siebie. Akurat ta część jest nietypowa, ponieważ rozczarowała mnie, co ze smutkiem przyznaję. 

Jednak wracając do początku, to sam pomysł na ten tom wyjątkowo mi się podobał, dlatego tym bardziej nie wiem, co w jego przypadku poszło nie tak. Uwielbiam ten niesamowity klimat, który niezależnie od autora, towarzyszy tym opowieściom i pozwala przenieść się do rzeczywistości należącej do naszego świata, ale tak naprawdę będącej czymś odmiennym od tego, co znamy z naszej rzeczywistości. Dzięki tej niepowtarzalnej atmosferze zazwyczaj umiałam odnaleźć się w tych opowieściach. 

Styl autora okazał się mocno niedopracowany. Cały czas miałam wrażenie, że jest sztywny w odbiorze, co blokowało mi dobrą zabawę i przede wszystkim negatywnie zaskoczyło. Jestem przyzwyczajona, że bez problemu wciągam się w gry paragrafowe i łapią mnie one za serce. Tymczasem w przypadku tej przeszłam tylko jedną linię fabularną, która wręcz przemęczyłam i nie miałam ochoty, by ponownie zacząć nową przygodę. 

Dużo zależało od mocno niespójnej fabuły. Mam wrażenie, że w dużej mierze zawiodło stworzenie samej gry, ponieważ kilka razy sprawdzałam, czy przypadkiem nie pomyliłam się w odczytywaniu numerów. Nagle znajdywałam się w innym miejscu lub kontekście i w ogóle nie rozumiałam, skąd tam się wzięłam. Stanowczo to była główna przyczyna mojego zirytowania podczas czytania. Wszystko mi się mieszało, a ja sama miałam wyraźny problem przywiązać się do głównego bohatera, co jest dość kłopotliwe, gdy jest się nim samemu. 

Lecz nie popadając w krytykę, mam wrażenie, że dawno nie wspominałam, jak pięknie wydane są te książki. Powieść jest robiona w starym stylu i gdy bierze się ją do ręki, to ma się wrażenie, że ma się jakiś stary dziennik, który zapowiada fantastyczną przygodę. Tym bardziej że co jakiś czas można odnaleźć niesamowicie dopracowane ilustracje, które same w sobie przyciągają wzrok i intensywnie oddziałują na wyobraźnię. Zawsze mnie poruszają i wręcz hipnotyzują. 

"Sny w Domu Wiedźmy" okazały się dla mnie dużym rozczarowaniem, a dotychczas przy tej serii nie spotkałam się z tak negatywnymi, własnymi emocjami. Niemniej bez wątpienia będę kontynuować serię, ponieważ czuję, że zaczynam mieć do niej wielki sentyment. 

Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

środa, 14 grudnia 2022

Stworzyć komiks – Scott McCloud

 

Tytuł: Stworzyć komiks 

Autor: Scott McCloud

Przekład: Hubert Brychczyński

Kategoria: Komiks, poradnik

Wydawnictwo: Kultura Gniewu

Liczba stron: 272

Ocena: 9/10







Pasja w życiu to niezmiernie ważna sprawa. Pozwala człowiekowi oderwać się od codzienności, często nadaje jej barwy, sprawia, że czujemy się spełnieni i niekiedy dzięki niej szczęśliwi. Potrafi dyktować naszym życiem i sprawiać, że dochodzimy do wyżyn naszych możliwości, pozostając przy tym dumnym ze swoich osiągnięć. Choć mam wrażenie, że niektóre pasje potrafią być wyjątkowo ukryte w nas. Mijają lata, wiedziemy swoje życie, mam nadzieję, że szczęśliwe, aż pewnego dnia poznajemy jakiś nowy temat, jakąś nową czynność i tego dnia wszystko się dla nas zmienia. Macie jakieś przykłady takiej pasji?

A skąd u mnie dzisiaj pomysł na tego typu tematykę? Otóż w ostatnim czasie, jak część z Was wie, zaczęłam interesować się komiksem. Spośród wielu dzieł, które w większości jeszcze nic mi nie mówią, znalazłam wyjątkowo nietypowy komiks. Czemu nietypowy? Ponieważ jest to komiks mówiący, jak rysować komiks. Dla mnie brzmi to po prostu fantastycznie! Nie jestem rysownikiem, choć mam pewne zamiłowania plastyczne, ale i tak chciałam zajrzeć w głąb komiksu. Czy dzięki pozycji "Stworzyć komiks" udało mi się to?

Przede wszystkim pod bardziej obiektywnym względem nie jestem w stanie ocenić, jak wiele osób potrzebuje tego typu poradnika. Dla mnie to była ostatecznie genialna przygoda, która dała mi szerszą perspektywę plastyczną i literacką. Coś dla pogłębienia wiedzy ogólnej, ale niekoniecznie do wykorzystania w praktyce. Choć wydaje mi się, że wiele osób pewnego dnia chce swoje zamiłowanie do rysowanej formy literatury przenieść też na dzieło własne, więc takim osobom na pewno przypadłby do gustu ten komiks. 

Kiedyś prawie w ogóle nie doceniałam komiksu. Przyjemna forma, ale nic więcej. Teraz moja dawna ignorancja mnie przeraża. Zaczynam dostrzegać, jak bardzo jest niesamowita ta forma. "Stworzyć komiks" sprawiło, że weszłam na jeszcze wyższy poziom postrzegania komiksu. Zdałam sobie sprawę, na jak wielu płaszczyznach muszą pracować ilustratorzy i scenarzyści. Autor książki poruszył po krótce wiele aspektów tworzenia komiksów. Przedstawił konieczne fundamenty i najróżniejsze alternatywy. Doceniam to, gdyż jako laik czułam się bardzo pewnie, czytając tę pozycję. Wszystko wydawało mi się przejrzyste, zrozumiały i proste w odbiorze. Tylko w odbiorze, stworzenie komiksu to naprawdę praca dla wytrwałych i kreatywnych osób, które mają do tego pasję i są gotowe zaangażować się całym sobą. 

Poza tym komiks momentami jest niesamowicie zabawny i na poziomie stylistycznym, i ilustracji. Odbieram to jako puszczenie oczka do czytelników mówiące, że dzięki temu lepiej zapamięta się przedstawione treści. Dla osób lubiących listy i ogólnie dopracowaną organizację na końcu każdego rozdziału znajduje się pewnego rodzaju podsumowanie zawarte już bezpośrednio w samych słowach, bez dymków. 

Autor jest osobą, która daje olbrzymią motywację i wydaje mi się niesamowicie inspirującą osobą. Daje wielkie pokłady nadziei, ale też nie owija w bawełnę, mówiąc, że jest łatwo. Opowiada o możliwych trudnościach związanych między innymi z poświęceniami ilustratora i scenarzysty, ale też trudnościami związanymi z samym rynkiem, konkurencją i ekonomicznymi możliwościami. Mam wrażenie, że przedstawia rzecz taką, jaką jest. Nie od wczoraj siedzi w tym biznesie. Dlatego też widział wiele osób, które osiągnęły sukces i w kategoriach popularności, i w kategoriach własnej satysfakcji. 

Warto też co nieco wspomnieć o ilustracjach. Wyróżniają się łatwym odbiorem i przejrzystością, ale zarazem widać w nich wielką dokładność szczegółów. Wszystko wydaje się być na swoim miejscu, które wcześniej wnikliwie zostało przemyślane. Na mnie zrobiło to fenomenalne wrażenie. Pod względem wyjątkowo subiektywnym bardzo podoba mi się kreska autora, gdzie czuć beztroską zabawę ilustracją, gdzie rezultatem są ironiczne i zabawne treści. 

Od komiksu "Stworzyć komiks", za każdym razem mnie to bawi, oczekiwałam naprawdę wiele, a dostałam jeszcze więcej. To wspaniałe kompendium wiedzy dla pasjonatów tej formy i przede wszystkim młodych artystów, którzy dopiero stawiają swoje pierwsze kroki w tym świecie. Odnajdą tam inspirację, podstawy i motywację. 

Egzemplarz recenzencki Sztukater.pl  

niedziela, 11 grudnia 2022

Nowe scenariusze zajęć dla nauczycieli, pedagogów i rodziców – Agnieszka Kazdroń

 

Tytuł: Nowe scenariusze zajęć dla nauczycieli, pedagogów i rodziców

Autor: Agnieszka Kozdroń

Kategoria: Psychologia

Wydawnictwo: Difin

Liczba stron: 206

Ocena: 8/10







Dzieci to niezwykłe istoty. Mali ludzie, którzy dopiero zaczynają swoje życie, którzy zaczynają zdobywać nowe umiejętności, rozwijać własne zdolności i uczyć się życia społecznego. Odkąd pamiętam, miałam poczucie, że dzieci są niezmiernie ważne. W momencie gdy chcemy zmienić świat, sprawić, by były lepszym miejscem, to kluczem są dzieci. Wystarczy dać im miłość, pozwolić odpowiednio się rozwijać i doceniać ich istnienie. Mam poczucie, że jest to zarazem coś tak bardzo naturalnego i też niezmiernie trudnego. Jak dać dzieciom to, co pozwoli im przeżywać jak najszczęśliwsze życie? 

Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie w sposób jednoznaczny. Moje przemyślenia są dość idealistyczne, co w żaden sposób nie oznacza, że pewnych elementów nie mogę wprowadzić w swojej pracy. W końcu mogę jako psycholog dziecięcy dać dzieciom wsparcie, zrozumienie i pomóc rozwijać najróżniejsze umiejętności, od społecznych zaczynając, po niektóre rodzaje wykształcenia. Tylko nadal wybrzmiewa to pytanie – jak?. Z pomocą przychodzą mi "Nowe scenariusze zajęć dla nauczycieli, pedagogów i rodziców" Agnieszki Kazdroń. Tytuł książki brzmi profesjonalnie, a przy tym dość sztywno, ale dzięki temu konkretnie. Niezmiernie się cieszę, że miałam szansę zapoznać się z tą pozycją literacką, ponieważ odebrałam ją wyjątkowo pozytywnie i zmotywowała mnie do wielu zmian. Ale zaczynając od początku... 

Podkreślę tutaj samą wagę pomysłu na taki zbiór. Wiem, że w kręgach pedagogicznych ze względu na duże pokłady wiedzy zdobytej przez specjalistów, ale też tej, którą według podstaw programowych trzeba przekazać, jest dość popularne zbieranie istotnych rzeczy w jednym miejscu. W tej chwili widzę, jaką to ma wagę. Pomysły mają to do siebie, że są ulotne. Jestem w stanie przywołać mnóstwo sytuacji, gdy wymyśliłam coś ciekawego według mnie, a później to przepadło lub przypomniało mi się w niewczas. Tymczasem właśnie takie kompendium, taki zbiór daje szansę mieć wszystko w jednym miejscu, by móc w odpowiednim czasie sprawdzić sobie różne aspekty, sięgnąć po jakieś konkretne narzędzie lub wykorzystać jako inspirację. Dla mnie to jest też o tyle istotne, że mam dość krótkie doświadczenie w pracy zawodowej i czasami zapominam o oczywistościach. Właśnie te scenariusze uświadomiły mi to i dały szansę, by lepiej pod względem uporządkowania zaplanować pewne zajęcia. 

Poza tym nie można przejść obojętnie przy układzie całej książki. Jest bardzo przejrzysta, a wszystkie zabawy, pomysły i scenariusze są ułożone według schematu, gdzie da się sprawnie poruszać w kategoriach wiekowych, potrzebnych materiałów, czasu, który trzeba poświęcić na zabawę oraz umiejętności, które są zdobywane podczas takich zajęć. Dla mnie to naprawdę istotny aspekt, gdyż szybko odnajduję się w książce i mogę metaforycznie czerpać z niej całymi garściami. Należy też podkreślić, że każda taka zabawa jest dokładnie opisana. Dlatego od początku wiadomo, czemu ona ma służyć i jak może przebiegać. Autorka też często podaje wiele opcji i alternatyw tej zabawy, co dodatkowo poszerza perspektywy, ale mam poczucie, że również inspiruje do własnych modyfikacji oraz zdobywania nowej wiedzy i pogłębiania już tej zdobytej. W moim odczuciu są to wspaniałe zalety. 

Wychwalam ten zbiór zabaw pod niebiosa i tutaj robię to z ręką na sercu. Jednak to nie te wszystkie wcześniej wymienione zalety tak bardzo mnie przekonują do tej książki. Tutaj główną rolę odgrywa empatia autorki. Gdy czytałam wstęp, a następnie dokładne opisy zajęć, czułam, że pisarka ma w sobie pokłady zrozumienia. Zrozumienia zarówno dla dorosłych, którzy mają prowadzić zajęcia, ale też dla małych ludzi, którzy często z taką pasją się w nie angażują. Wyczuwa się wrażliwość na potrzeby dziecka oraz czystą pasję. 

W tej chwili parę przedstawionych zabaw mam już za sobą. Moi pacjenci z chęcią do nich przystąpili i w moich oczach bawili się bardzo dobrze oraz mam nadzieję, że zdobyli nowe doświadczenia i nową wiedzę. Mam jeszcze dużo planów związanych z "Nowymi scenariuszami zajęć dla nauczycieli, pedagogów i rodziców", więc jest to pozycja, która nie zostanie odłożona na półce, ale autentycznie będzie mi towarzyszyć w mojej pracy. 

Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Difin 

czwartek, 8 grudnia 2022

Terapia afazji. Ćwiczenie aktualizacji wyrazów – Krystian Manicki

 

Tytuł: Terapia afazji. Ćwiczenie aktualizacji wyrazów

Autor: Krystian Manicki

Kategoria: Literatura naukowa

Wydawnictwo: Difin

Liczba stron: 114

Ocena: 7/10








Mam poczucie, że w naszym życiu jest tak niesamowicie wiele rzeczy, spraw czy aspektów, o których nie mamy najmniejszego pojęcia, a w rzeczywistości mogą okazać się bardzo ważne i byłoby cudownie mieć choć troszkę wiedzy w danym temacie. Oczywiście jako ludzie nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć i zdobyć niekończące się pokłady wiedzy. Niemniej wydaje mi się, że nic nie stoi przeszkodzie, by próbować wiedzieć jak najwięcej i przede wszystkim korzystać z tej wiedzy, gdy przyjdzie na to czas. Takie refleksje pojawiły się w kontekście afazji, o której jeszcze dwa lata temu kompletnie nic nie wiedziałam – włącznie z tym, że nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. Teraz już wiem i w swojej pracy zawodowej staram się pomóc osobom posiadającym to zaburzenie mózgu. 

Czym jest afazja? Jest to uszkodzenie mózgu, które objawia się przede wszystkim w trudnościach w mowie. Ze względu właśnie na pracę zawodową szukałam czegoś, co pozwoli mi pogłębić zdobytą na studiach wiedzę, ale też da jakąś podpowiedź praktyczną. Między innymi w taki sposób dowiedziałam się o istnieniu pozycji literackiej "Terapia afazji. Ćwiczenie aktualizacji wyrazów". Byłam przekonana, że jest to książka, która dołoży cegiełkę do mojego doświadczenia oraz da też konkretne wskazówki i ćwiczenia. Tak właśnie się stało, a ja w tej chwili systematycznie korzystam z tej książki i doceniam jej treść oraz zawartość. 

Książka zaczyna się od wprowadzenia teoretycznego, co jest według mnie potrzebne i wręcz konieczne. Niesamowicie mi się podoba, że to wprowadzenie jest niezwykle krótkie. Autor tutaj nie owijał w bawełnę, nie wprowadzał zbędnych opisów. Po prostu w sposób konkretny i skondensowany przedstawił podstawy. Z założenia jest to książka dla specjalistów, więc myślę, że jest to wspaniałe i szybkie powtórzenie tego, co już duża część osób korzystających z ćwiczeń doskonale wie. Po co przedłużać? A jeśli książka trafi w ręce laika, to myślę, że też bez większych problemów przedstawi koncepcję. Tym bardziej że język jest też wyważony. Dość trudny, ale nadal wydaje się dla większości osób zrozumiały – przynajmniej w mojej opinii. 

Następnie po wprowadzeniu oraz słowniku znajdują się ćwiczenia podzielone według wcześniej opisanych kategorii. Ćwiczenia wydawały mi się od początku ciekawe. Tak jak wspomniałam – jeszcze dwa lata temu nie wiedziałam o istnieniu czegoś takiego jak afazja. Dlatego też miałam dość ubogie wyobrażenie, jak powinny wyglądać takie zadania. Możemy w nich znaleźć przysłowia, różne opowieści i różne aspekty odnoszące się do typowych, codziennych czynności, czyli w skrócie to co najważniejsze.

Same ćwiczenia są powtarzalne. W każdej kategorii są takie same tylko dostosowane do właśnie kategorii. Początkowo wydawało mi się to dziwne, ale z czasem zrozumiałam, że to ma sens. Zbiera rożne zadania tak, by terapeuta czy inna osoba mogła mieć wszystko w jednym miejscu, ale zarazem żeby to było spójne i powtarzalne, co zapewni systematyczność i jeśli zajdzie taka potrzeba możliwość dopasowania, choć układ nie jest przypadkowy. Ten argument jak najbardziej mnie przekonuje. Tym bardziej że osobiście pracuję z dziećmi z afazją i tam pojawiają się różne trudności wynikające nie z zaburzenia, ale z wieku. Poza tym wiele ćwiczeń fantastycznie sprawdza się również w innych przypadkach. Niektórzy z moich młodych pacjentów mają problemy z pamięcią roboczą, inni z koncentracją. Wbrew tytułowi książki zadania i w takich przypadkach sprawdzają się wspaniale. 

Cieszę się, że miałam możliwość zapoznać się z tą pozycją, ponieważ jest kolejnym krokiem do zdobywania coraz to większej wiedzy i też ćwiczenia mojej elastyczności, która w pracy zawodowej jest konieczna. Co do samej afazji to tak jak wspomniałam, pracuję z dziećmi, więc ciężko mi ocenić wiele aspektów, niemniej bawimy się naprawdę dobrze z tą książką i widzę pewne postępy. 

Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Difin  

poniedziałek, 5 grudnia 2022

Trening umiejętności emocjonalnych i społecznych dzieci. Karty terapeutyczne i karty pracy – Agnieszka Lasota

Tytuł: Trening umiejętności emocjonalnych i społecznych dzieci. Karty terapeutyczne i karty pracy

Autor: Agnieszka Lasota

Kategoria: Karty pracy, nauki społeczne, psychologia

Wydawnictwo: Diffin

Liczba stron: 60

Ocena: 9/10







Gdy zaczęłam swoją pracę, to pojawiło się w mojej głowie pytanie – co ja mam robić z tymi dziećmi? Brzmi może troszkę zabawnie, patrząc w kontekście, że dopiero co pięć lat uczyłam się psychologii, niemniej okazało się to wyjątkowo istotne i praktyczne pytanie. Okazało się, że mam za sobą mnóstwo podręczników, literatury naukowej, znam dobrze wiele teorii, lecz nie do końcu mam umiejętność wprowadzanie tego w życie. A przecież chodzi o to, żeby dzieci zyskały coś, nauczyły się czegoś i przy tym dobrze bawiły. W pierwszych dniach było to dla mnie nie lada wyzwaniem. 

Miałam dużą potrzebę, by dać z siebie wszystko właśnie w najbardziej efektowny sposób. By stworzyć własny warsztat potrzeba czasu i doświadczenia. Oczywiście zaczęłam poszukiwać materiałów, zaczęłam tworzyć własne i ogólnie zaczęłam iść jakąś własną wizją. Nadal to robię i uważam za jak najbardziej właściwe, ale wiele rzeczy rozbija się o wspomniany czas. Między innymi dlatego z taką radością przyjęłam pozycję "Trening umiejętności emocjonalnych i społecznych dzieci. Karty terapeutyczne i karty pracy". Już sama przydługa nazwa brzmi jak wybawienie. Czy tak właśnie było? 

Myślę, że jak najbardziej tak. Dostałam materiały, które w spójny i uporządkowany sposób pomogły mi prowadzić moje zajęcia. Dzięki temu sama nabrałam pewnego rodzaju harmonii i wiedziałam od czego wyjść. Przy tym z czasem zobaczyłam, jak dobrze mi się pracuje z tymi kartami pracy i jak pobudzają również moją wyobraźnię i inwencję twórczą. W końcu jest to pewien szkielet pozwalający krok po kroku przechodzić przez emocje, a następnie różne aktywności społeczne, ale też nic konkretnie nie narzuca. Tego potrzebowałam. 

Kolorowe karty pozwalają w sposób przyjemny i barwny rozmawiać o emocjach, o ich przeżywaniu oraz o radzeniu sobie z nimi. Właśnie ta barwność wydaje mi się idealnie dobrana, gdyż nie jest zbyt wiele kolorów, które w nadmiarze zapewne rozpraszałyby dzieci, ale jego występowanie intryguje. Moje miesięczne doświadczenie z tymi kartami sprawiło, że dostrzegłam, z jakim zaciekawieniem dzieci same zerkają, co to jest, czytają, a te młodsze proszą o przeczytanie. Natomiast czarno-białe karty pracy spisują się o tyle wspaniale, że razem możemy dojść do pewnych pomysłów, poszukać pewnych rozwiązań i młode osoby w zależności od wieku mogą różnego rodzaju chmurki, balony czy drabiny dopasować do własnej wizji i możliwości. 

W "Treningu umiejętności emocjonalnych i społecznych dzieci" każda emocja jest dokładnie przedstawiona. Mam poczucie, że razem z dzieckiem mogę się nią zaopiekować, a następnie stworzyć coś własnego, by jeszcze następnie mieć możliwość przypomnienia sobie zdobytej wiedzy i tego, do czego dziecko w ramach twórczej pracy doszło. Położono tutaj nacisk na dokładność, wieloperspektywiczność oraz systematyczność.

Kart jest naprawdę wiele i o różnym poziomie, więc dopasowuję je do wieku dzieci. W tej chwili widzę, że tempo pracy moich pacjentów jest naprawdę bardzo różnorodne, ale zarazem podkreślę ponownie, że widzę tutaj olbrzymią zaletę systematyczności i pewnego rodzaju powtarzalności. 

Cieszę się, że w moje ręce trafiła to pomoc terapeutyczna, gdyż dała mi duże możliwości pracy z dziećmi, ale też mam poczucie, że jest pewną ścieżką dająca mi możliwość zdobycie kolejnego doświadczenia, jak takie materiały powinny wyglądać i na co zwrócić uwagę, gdy pracuję z tak młodymi ludźmi. Dlatego gorąco polecam wszystkim osobom zaangażowanym w trening emocji u dzieci i osobom, które dopiero tak jak ja uczą się pewnych rzeczy. 

Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Difin

piątek, 2 grudnia 2022

Poławiaczka pereł. Legenda o źrenicy oka – Karin Erlandsson

 

Tytuł: Poławiaczka pereł. Legenda o źrenicy oka

Autor: Karin Erlandsson

Cykl: Legenda o źrenicy oka

Tom: I

Kategoria: Literatura dziecięca

Wydawnictwo: Dwukropek

Liczba stron: 256

Ocena: 8/10






Marzenia są czymś niesamowitym, czymś, co prowadzi nas przez życie i jest w stanie sprawić, że będzie miało ono sens. Samo dążenie do celu jest tak niesamowite i najczęściej towarzyszy mu wielka pasja, że jest tak naprawdę najważniejszą częścią całego procesu. Jednak niekiedy marzenia, dążenie do celu przybierają formę przerażającą, formę, która jest przeciwstawieństwem tego pięknego procesu. Wszystko wynika z granic. Mówi się, żeby podążać za marzeniami, nie poddawać się i dawać z siebie wszystko. Rzadko wspomina się o cenie tego. Czy na pewno zawsze spełnienie celu jest tego warte? 

Miranda od najmłodszych lat jest poławiaczką pereł. Uważa siebie samą za najlepszą ze wszystkich. To ojciec w dzieciństwie uczył ją podstaw. Wtedy też doszło do pewnej tragedii – dziewczynka straciła rękę. To był rekin. Lecz te wydarzenia miały miejsce lata temu, obecnie jest tu i teraz i tylko to się liczy. Tym bardziej że królowa ogłosiła poszukiwania źrenicy oka, czyli najstarszej i zarazem najwspanialszej perły. Czy Miranda postanowi wyruszyć w wyprawę po tę drogocenną perłę? Mówi się, że osoba, która ją odnajdzie nie będzie już nigdy niczego pragnąć, ponieważ będzie miała wszystko. Czy to prawda? Czemu nikt od tysięcy lat jej nie znalazł? 

"Poławiaczka pereł" przykuła moją uwagę swoją przepiękną okładką i nietypowym tytułem. Zastanawiałam się, co on tak naprawdę oznacza. Jest dosłowny? A może jest metaforą? Zresztą ostatnio po prostu mam ochotę na literaturę dziecięcą. Czy moje oczekiwania oparte na solidnych argumentach, czyli czystym przeczuciu, zostały spełnione? Mam ochotę pobyć przez chwilę osobą pewną siebie, więc jednoznacznie odpowiem: oczywiście! Jakże mogłoby być inaczej? 

Pomysł na całą powieść jest po prostu niesamowity. Gdy czytałam, coraz bardziej byłam zachwycona wyjątkową kreatywnością. Wcześniej w ogóle nie spotkałam się w literaturze w motywem pereł, a raczej z motywem ujętym w tak oryginalny sposób. Nie chcę Wam za dużo zdradzać, dlatego też nie opowiem dokładnie, które elementy najbardziej przykuły moją uwagę. Ale jestem przekonana, że większość z Was również zostanie pozytywnie zaskoczona. Ogólnie po przeczytaniu "Poławiaczki pereł" czuję niesamowitą satysfakcję i przede wszystkim dumę z pisarzy, że nadal znajdują tak niekonwencjonalne, nowe pomysły na fabułę. Według mnie to naprawdę godne szacunku. 

Styl autorki jest bardzo ładny. Zdaję sobie sprawę, że to mało konkretne stwierdzenie, niemniej mam poczucie, że idealnie opisuje właśnie stylistykę. Książka jest łatwa w odbiorze, więc młodzi czytelnicy pod względem zrozumienia powinni się w niej odnaleźć. Łączy w sobie również optymalne połączenie barwności i przejrzystości, co ma w sobie coś unikatowego i przekonywującego do całości. W dodatku język wyróżnia się czymś bliżej nieokreślonym, ale zapewne charakterystycznym dla pisarki. Jestem niezmiernie ciekawa, czy wybrzmi to w następnym tomach. 

Natomiast fabuła jest całkowicie nieprzewidywalna. Od prawie samego początku wciągnęła mnie i sprawiła, że koniecznie chciałam dowiedzieć się, czy Mirandzie uda się odnaleźć tę niezwykłą perłę i jak potoczy się jej relacja z pewną dziewczynką. Warto też podkreślić, że książka pod względem miejsc, w których bywa Miranda, jest mocno rozbudowana. Nie jest to może świat z fantastyki przeznaczonej bardziej dla starszych czytelników, ale na pewno jak dla dzieci mocno rozbudowany i dopracowany. Nie jest też światem naiwnym, czy wręcz sielankowym. Tak jak w naszej rzeczywistości da się w nim odnaleźć dobro i zło, ale też niekoniecznie da się je ująć w sztywne ramy. Tam dominowała nadzieja. 

Bohaterowie wyróżniają się wyrazistymi osobowościami, które pozwalają ulokować swoje uczucia. Sama Miranda jest fantastycznie wykreowana, gdyż posiada całą, wielowymiarową historię. Nie jest bohaterem jednoznacznym, którego można ot tak polubić lub znienawidzić. Ona po prostu wywołuje mieszane odczucia i uważam, że te uczucia wynikają z dobrej analizy psychologicznej. W powieści pojawia się też postać, którą uważam za punkt radości – Syrsa. Dzięki niej świat jest pełen barw. 

Tematyka jest nietypowa, a przynajmniej początkowo tak mi się wydawało. Choć muszę się przyznać, że w pierwszych chwilach niekoniecznie potrafiłam ją przenieść na naszą rzeczywistość. Dopiero czym dalej czytałam, tym bardziej widziałam, jak wiele wątków przedstawionych w tej książce możemy odnaleźć w samych sobie. "Poławiaczka pereł" sprawiła, że poddałam wiele spraw głębokiej refleksji. Zaczęłam zadawać sobie pytania, czym tak naprawdę jest pragnienie? Czy jest nam ono potrzebne? I jak daleko sięga? Tym bardziej że poruszone wątki występują w kontekście miłości i istnienia drugiej osoby. Na świecie jest wiele ważnych rzeczy, ale jednak to drugi człowiek powinien być dla nas najważniejszy – nie powinien rywalizować z rzeczami materialnymi. 

Opowieść dla dzieci okazała się tak naprawdę opowieścią dla dorosłych. Oczywiście nasi młodzi czytelnicy na pewno dzięki niej zapoznają się z wieloma wartościowymi treściami. Niemniej mam poczucie, że to często właśnie osoby dorosłe zapominają o tym, co najważniejsze i przede wszystkim czemu jest to najważniejsza. "Poławiaczka pereł" okazała się niesamowicie piękną książką, która zachwyca i uczy. 

Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl