niedziela, 25 marca 2018

Srebrny Łabędź – Amo Jones


Tytuł: Srebrny Łabędź

Autor: Amo Jones

Tłumaczenie: Monika Wiśniewska


Cykl: Elite Kings Club 

Tom: I

Kategoria: Erotyk

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 336

Ocena: 5/10






Traumatyczne wydarzenia sprawiają, że wszystko zmienia się w ułamku sekundy. Nadchodzi tragedia i gdy po długim czasie człowiek wreszcie musi poradzić sobie od nowa z życiem, jest to prawie niemożliwe, a znane dotychczas życie jest odmienne od najśmielszych wyobrażań. Nie da się żyć tak samo jak kiedyś, bo kiedyś już przeminęło i nigdy nie wróci. Jakkolwiek byśmy się bronili, to i tak nic nie da. Jesteśmy tylko ludźmi, którzy muszą dać sobie radę z życiem, a ono rzadko kiedy oszczędza. Czy można coś na to poradzić? Czy zostaje nam – ludziom – tylko akceptacja przeszłości? 

Madison musi sobie poradzić z przeprowadzką, nowym domem i całkowicie odmienną szkołą niż wcześniejsza. Ma dużo pieniędzy, więc może sobie pozwolić na luksusy. Lecz czym są pieniądze przy tym co ją spotkało? Gdy jej mama odkryła romans swojego męża, zabiła jego kochankę, a następnie samą siebie. Do tego wszystkiego wykorzystała broń Madison. Dziewczyna musi sobie poradzić z tą tragedią w nowym miejscu, a przy tym zaakceptować nową żonę swojego ojca. Jednak to nie jest problemem. Problemem jest Nate, czyli jej również nowy brat przyrodni. Problemem są też tajemnice, które wraz z przeprowadzką pojawiają się na każdym kroku. Czy Madison jest w stanie poradzić sobie z tym wszystkim? Kim tak naprawdę są Królowie, którzy zbyt interesują się nową uczennicą? 

Srebrny Łabędź zyskał ogromną sławę w Polsce. Gdzie nie patrzyłam, to widziałam tę okładkę i same pozytywne opinie. Jest to bestseller, którego sława rozprzestrzeniała się w ułamku sekundy. Zwykle właśnie takie powieści omijam, ale przyznam się, że nawet ja nie mogłam przejść obojętnie przy tej okładce. Wiem, że nie jest to najlepszy sposób wybierania książek, ale nie oszukujmy się – okładka ma olbrzymi wpływ na to, co wybieramy. Niestety moja ignorancja została ukarana, ponieważ opowieść nie podobała mi się w najmniejszym stopniu. Dlaczego? 

Styl autorki jest lekki i w pewnym sensie przyjemny. Taki typowy dla młodzieżówki, co naprawdę się chwali. W końcu tego zazwyczaj oczekujemy od tego typu książek. Jednak czasami pisarka przekraczała granice... To wszystko było zbyt infantylne, zbyt naiwne, przez co czułam poirytowanie. W dodatku doszedł do tego bardzo wulgarny język. Rozumiem, że niektórym może się to spodobać, bo nadaje całej powieści lekkiej pikanterii, ale mimo to czułam się zniesmaczona, jak to czytałam. Zamiast sensownie wykorzystać mocny język, pisarka prawie każdą wypowiedź bohatera traktowała jako wyżycie się. To nie miało sensu. "Srebrny Łabędź" byłby o wiele wartościowszą historią, gdyby właśnie nie ten feralny styl. 

Sama fabuła wywołała u mnie ambiwalentne odczucia. Liczyłam, że będzie mroczna, tajemnicza i pełna pytań, na które razem możemy szukać odpowiedzi. Była taka, tylko dosłownie nic nie zostało rozwiązane. Na pierwszy plan wychodził wątek romantyczny, który swoją drogą był po prostu słaby, a wszystkie te sekrety – owszem – były, ale nic więcej. Jaki w tym sens? Wiem, że po prostu odpowiedzi pojawią się w kolejnych tomach. Tylko nie oszukujmy się, że i w tym przydałoby się coś, co sprawiłoby, że czytałabym z zapartym tchem. 

Głównej bohaterki nie polubiłam, bo była po prostu nudną, bezczelną smarkulą, która w najmniejszym stopniu nie umiała panować nad swoim życiem.  Można by tłumaczyć jej zachowanie traumą i to byłoby sensowne wyjaśnienie, gdyby ona jakkolwiek się tym przejmowała. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze Bishop... Na tego człowieka nie mam słów. Na szczęście całą sytuację książki ratowali Tatum i Nate. Ci bohaterowie są wyjątkowi. Aż się zastanawiam jak to możliwe, że Amo Jones potrafiła wykreować główną bohaterkę tak źle, a zarazem stworzyć przeuroczych innych bohaterów. Oczywiście – nie są to niewiniątka, ale ludzi z pasją i własnym zdaniem, o które walczą i nie poddają się z byle powodu. 

Bardzo zawiodłam się na "Srebrnym Łabędziu" i podejrzewam, że nie sięgnę po pozostałe tomy. Jakoś nie mogę uwierzyć, że może być lepiej. Jednak mimo tych wszystkich narzekań, wymienionych wad i ogólnie ogromnej krytyki, nie odradzam wam tej książki. Po prostu spójrzcie na to racjonalnie i sami stwierdźcie, po co ją czytacie i jakich rzeczy w powieściach nie lubicie. Jeśli macie podobnie, jak ja, to wtedy nie bierzcie się za nią. Aczkolwiek wiem, że jest dużo osób, które lubią tego typu literaturę i to właśnie dla nich ta książka będzie miała jakąś wartość, a w ostatecznym rachunku na pewno ją ma.  

Za możliwość zapoznania się z tą książką dziękuję bardzo księgarni Tania Książka 

poniedziałek, 26 lutego 2018

Show na żywo – Mateusz Kocowski


Tytuł: Show na żywo

Autor: Mateusz Kocowski

Kategoria: Opowiadanie

Wydawnictwo: E-bookowo

Liczba stron: 30

Ocena: 9/10













Żyjemy w świecie, gdzie nie wszystko jest oczywiste. Znamy swoje moralne zasady, znamy zasady moralne innych ludzi i wiemy, co to jest bycie dobrym człowiekiem. Jednak mimo to przekraczamy najróżniejsze granice, zdając sobie sprawę, że nie powinniśmy. Nie czujemy przy tym wyrzutów sumienia ani też się nie wahamy. Tworzymy rozrywkę z cierpienia innych, nie zastanawiając się, czy to ma jakikolwiek sens. Czy nasz świat naprawdę musi tak wyglądać? 

Główny bohater znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Sam się na nią zdecydował, choć twierdzi, że nie ma innego wyjścia. Aczkolwiek w pewnym momencie zastanawia się, czy na pewno tak jest. W końcu oknami przecież też da się wyjść. Decyduje się na pewnego rodzaju teleturniej – show dla żądnej krwi publiczności. Słyszy rozemocjonowaną widownię, widzi innych uczestników i przypomina sobie, dlaczego biorą w tym udział. Zaraz się zacznie... Proszę Państwa, przed wami rosyjska ruletka...

Wielokrotnie już wam wspominałam, że bardzo rzadko czytam opowiadania. Lecz nie można zaprzeczyć, że stają się one obecnie coraz bardziej popularne. Są krótkie, dzięki czemu nie trzeba spędzać godzin nad książką, można za pomocą ich przekazać naprawdę wiele, często nawet kwintesencję naszego życia. Pewnie się zastanawiacie, dlaczego w takim razie tak rzadko je czytam. Odpowiedź jest wyjątkowo prosta – jest mało pisarzy, którzy są w stanie zmierzyć się z opowiadaniem. Oczywiście, że pewnie większość z nas ma jakieś próby za sobą. Są lepsze i gorsze, ale jest naprawdę mało osób, które są w stanie stworzyć coś wyjątkowego. Tym razem odważyłam się przeczytać "Show na żywo" Mateusza Kocowskiego. Czy pisarz poradził sobie z tym wyzwaniem?

Pomysł na opowiadanie według mnie jest nietuzinkowy, gdyż wcześniej nie miałam w ogóle styczności z rosyjską ruletką. Przyznam się wam, że musiałam się nieźle skupić, by przypomnieć sobie, na czym dokładnie ona polega. Wbrew pozorom raczej rzadko o niej się mówi. Jest to mocne opowiadanie, które jest przedstawione za pomocą show oglądanego przez miliony ludzi. Brzmi to banalnie, jednak przecież nie chodzi o sam program, tylko o to, co on mówi o nas oraz do jakich skutków prowadzi. 

Styl autor jest przyjemny, dlatego czyta się opowiadanie szybko i bezproblemowo. Przy tym nie czuć infantylizmu, do którego współcześni pisarze mają jakąś tendencję. Dzięki temu można spokojnie skupić się na fabule, która nie jest zbyt wymagająca, ale też nie jest irytująca. W opowiadaniu występuje narracja pierwszoosobowa, co jest idealnym wręcz posunięciem. Powoli jesteśmy wprowadzani w fabułę przez głównego bohatera, o którym nie wiemy prawie nic, ale ma się poczucie, że dogłębnie go poznajemy i razem z nim myślimy nad sensem tego wszystkiego. 

Jak już wspomniałam, pomysł wyjątkowo mi się podoba. Przedstawia coś więcej niż pozornie się przedstawia. Przyznam się wam, że mam ochotę usiąść tak jak w szkole i po kolei analizować pojedyncze fragmenty, by wyciągnąć z tego jak najwięcej. Na razie nawet nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam, co chciał nam przekazać Mateusz Kocowski. Podchodzi do tego z humorem, ale i cynizmem, przy tym nie bagatelizując tematu. W końcu wyobrażacie się ruletkę rosyjską jako jeden z programów, które oglądacie wieczorem w telewizji? Nic takiego jeszcze nie było. Tylko słowem kluczem jest jeszcze. Właśnie do tego dąży nasze społeczeństwo, a przy tym znajdują się ludzie tak zdesperowani, że biorą w tym udział. Czasami wydaje im się, że nie ma innego wyjścia, a innym razem chcą coś innym udowodnić. 

Cieszę się, że zapoznałam się z tym opowiadaniem,  bo jest naprawdę warte przeczytania i skłania nas do refleksji nad swoim postępowaniem i jego konsekwencjami. Coraz częściej próbujemy ich uniknąć, a nie powinniśmy. Polecam "Show na żywo" każdemu, kto nie boi się prawdy i jest przygotowany na mocny wstrząs. 

Za możliwość spojrzenia na nasz świat w inny, bardziej dramatyczny sposób dziękuję bardzo autorowi opowiadania – Mateuszowi Kocowskiemu  

sobota, 24 lutego 2018

Kobieta w oknie – A.J. Finn


Tytuł: Kobieta w oknie

Autor: A.J. Finn

Tłumaczenie: Jacek Żuławnik

Kategoria: Thriller

Wydawnictwo: W.A.B. 

Liczba stron: 416

Ocena: 8/10











Czasami mam wrażenie, że zbyt pochopnie oceniamy innych ludzi. Nie wiemy prawie nic o nich, a od razu wyrażamy swoje zdanie. Na czym je opieramy? Na plotce opowiedzianej przez dziesiątą osobę, na grze pozorów albo na ocenie teraźniejszej sytuacji, nie biorąc w ogóle pod uwagę przeszłości czy przyszłości? Jest to dość surowy sąd, ale myślę, że większość z nas właśnie tak się zachowuje. Przez to zapominamy o osobach, które potrzebują naszej pomocy i wręcz o nią błagają. Są tymi dziwakami, których się omija, przechodząc na drugą stronę ulicy. Dlaczego na to pozwalamy?

Anna ma pewien problem ze swoim zdrowiem psychicznym. Nie może wychodzić z domu, bo przytłacza ją całe otoczenie, przez co dostaje napadów niepohamowanej paniki. Już od dziesięciu miesięcy nie opuszcza murów swojej posiadłości i nie otwiera nawet okien. Takie życie nie jest jej wymarzonym życiem, ale musi sobie z tym poradzić. Dlatego całymi dniami ogląda czarno-białe filmy, gra w szachy, udziela porad na forum i za pomocą aparatu podgląda swoich sąsiadów. Doskonale zna ich codzienne rytuały i problemy, mimo że nawet nie zna wszystkich imion. To jej sposób na poradzenie sobie z własnym ja. Jednak wszystko się zmienia, gdy wprowadzają się nowi sąsiedzi. Zaczyna mieć na ich punkcie obsesję i z jeszcze większym zapałem obserwuje ich poczynania. Pewnego dnia widzi coś, czego nie powinna. Nie milczy, tylko stara się uratować ludzkie życie i wszystko wyjaśnić. Lecz kto uwierzy chorej psychicznie kobiecie, która bierze leki, jak się jej podoba i jeszcze w dodatku jest alkoholiczką? Ale Anna doskonale wie, co widziała...

Każdy, kto śledzi premiery książkowe, to wie, że "Kobieta w oknie" wywołała olbrzymie poruszenie wśród czytelników. Jest to bestseller, o którym mówi każda księgarnia, prawie każdy blogger i cała Polska. Zazwyczaj staram się unikać takich perełek, bo nastawiam się zbyt dobrze na nie, a okazuje się, że oddziaływanie reklamy jest silne, ale niekoniecznie prawdziwe. Tym bardziej że już spotkałam się z kilkoma raczej negatywnymi opiniami. Dlatego właśnie nie nastawiałam się na ten thriller jakoś  bardzo pozytywnie. Po prostu chciałam sprawdzić o co ten cały szum i jak ja odbiorę historię, która podobno zapiera dech w piersiach. Teraz jestem już po lekturze i jestem bardzo z tego powodu zadowolona. 

Jestem zachwycona tym, co wykreował autor. Jest to pewnego rodzaju pętla, bo dziwnie wygląda psycholog, który jest psychicznie chory, ale nadal stara się chociaż wirtualnie pomagać ludziom. Nie wiem, czy wam już wspominałam, ale od niedawna jestem studentką psychologii i taka literatura wyjątkowo mnie interesuje. Chcę pogłębiać swoją wiedzę i w sposób typowo naukowy, i przez właśnie takie książki. Dlatego pomysł przypadł mi od pierwszych stron do gustu. Poza tym przyciąga swoją niesztampowością. Spotkaliście się wcześniej z czymś takim? 

Styl autora również jest dobry, ponieważ wyróżnia się na tle innych i jest przy tym dopracowany, a to jest dla mnie ważne i zawsze zwracam na to uwagę w książkach. W dodatku występuje pierwszoosobowa narracja, która w tym przypadku wręcz doskonale się sprawdza. Dzięki niej mogłam dostrzec, w jaki sposób płynną myśli Anny i powoli poznawać przyczyny jej choroby. W końcu agorafobia nie bierze się znikąd

Tak jak wcześniej już wspomniałam – od pierwszych stron zastałam wciągnięta w całą historię. Wielokrotnie czytałam, że wszystko się rozkręca dopiero w połowie, więc byłam nastawiona na początkową nudę. W moim przypadku w ogóle tak nie było. Co prawda nie miałam przy sobie żadnych rozpraszaczy, bo akurat wtedy siedziałam samotnie przez kilka godzin w autobusie, ale nie czułam znużenia, co jest dużym plusem. "Kobieta w oknie" okazała się dla mnie w pewien sposób przewidywalna, ale zaraz i nieprzewidywalna. Na początku przyszedł mi pewien pomysł, który nawet się wydawał dobrym pomysłem, ale czym dalej czytałam, to dochodziła do wniosku, że to w ogóle niemożliwe. Końcówka mnie zaskoczyła, bo miałam rację. Pewnie niektórych czytelników zirytowałoby to, ale dla mnie było ciekawą mieszanką uczuć. Przy tym cała opowieść trzyma w napięciu i jest wyjątkowo ciekawa pod względem psychologicznym. To nie tylko pewien problem Anny, ale też innych ludzi, którzy nie chcą się nawet przed samym sobą przyznać, że jest coś nie tak z ich psychiką. 

Anna jest wyjątkowo specyficzną postacią. Czasami zachowywała się po prostu tak beznadziejnie, że moja irytacja sięgała zenitu. Mimo to polubiłam ją całym sercem. Miałam problem, żeby zaakceptować jej postępowanie, ale z czasem zrozumiałam ją i zaczynałam zdawać sobie sprawę, jakiej wagi jest to problem i z czym bohaterka musi się zmierzyć. Moją uwagę przykuł również David. Nie pojawiał się on często, ale wystarczająco by mnie zafascynować. Może nie jest to typowa postać do lubienia, ale na pewno wywołuje pewnego rodzaju sympatię. Ale jak już mowa o sympatii, to Ethan, czyli młody sąsiad Anny, sprawia, że wszyscy go lubią i chcą się nim zaopiekować. Miałam dokładnie takie same odczucia i zaczęłam go uwielbiać, choć przyznam, że Ethan też potrafi czasami zaskoczyć. 

Kobieta w oknie okazała się bardzo dobrym thrillerem. Takim, dla którego warto poświęcić trochę swojego czasu i razem z bohaterką poszukać odpowiedzi na trudne pytania. Przy tym nie jest książką wyłącznie dla rozrywki. Daje wiele do myślenia i właśnie to sprawia, że tak dobrze się ją czyta. 

Za możliwość poznania Anny, zrozumienia jej choroby, a przy tym możliwości rozwiązania ciekawej zagadki kryminalnej dziękuję bardzo księgarni Tania Książka

czwartek, 22 lutego 2018

Druga szansa – Marcie Steele


Tytuł: Druga szansa

Autor: Marcie Steele 

Tłumaczenie: Małgorzata Bartnowska

Kategoria: Literatura obyczajowa

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 336

Ocena: 3/10











Czasami jestem w melancholijnym nastroju i poświęcam wtedy dużo czasu na myślenie o życiu – moim, ale również innych ludzi. Ludzie są bardzo różni, ale łączy nas wszystkich zaskakująco wiele rzeczy. Mimo że czasami zdarzają się wyjątki osób bardzo spontanicznych, które nigdy nie planują ani nie myślą o tym, co będzie jutro, większość z nas dąży do pewnego rodzaju stabilności. Chcemy wiedzieć, że jutro pójdziemy do pracy czy szkoły, wieczorem wrócimy do domu, a tam będą te same osoby co zawsze. Prawdopodobnie odbędzie się nawet jakiś codzienny rytuał, który nie wiadomo skąd się wziął, ale funkcjonuje i to w dodatku bardzo dobrze. Czasami to wszystko staje się rutyną, ale rutyną dającą nam poczucie bezpieczeństwa. Gdy to wszystko nagle stanie pod wielkim znakiem zapytania, wpadamy w panikę i chcemy utrzymać nasze życie w ryzach. Jednak czy zawsze się da? W teorii życie musi każdemu dokopać – mniej czy bardziej, ale każdemu. Jaka jest praktyka? 

Riley od ośmiu lat pracuje w sklepie obuwniczym i nie zamierza tego zmieniać. Jest zadowolona ze swojej pracy i to właśnie ona daje jej satysfakcję i pewnego rodzaju możliwości. Jest kierowniczką dwójki swoich przyjaciół. Razem w trójkę tworzą zespół, który pokona każdą przeszkodę i dostarczy rozrywki oraz pomocy każdemu klientowi. Jednak nic nie może trwać wiecznie. Lada moment sklep może zbankrutować, a właścicielka ogłasza konkurs na najlepszego pracownika. Ma to zmotywować do pracy, ale naprawdę jest przyczyną tylko większych problemów. Riley wykorzystuje całą swoją kreatywność, żeby uratować swoje ukochane miejsce pracy. Lecz nie jest to takie łatwe, gdy szefowa jest zamknięta na wszystkie oryginalne pomysły, a młoda kobieta musi radzić sobie z widmem utraconego mężczyzny, który ją wykorzystał i oszukał. Na szczęście pojawia się ktoś nowy – ktoś, kto może diametralnie zmienić życie kobiety. Czy Riley odnajdzie miłość życia? Czy uda się jej uratować sklep obuwniczy? Co przyniesie niepewna przyszłość?

Ostatnio książki dla kobiet są dla mnie odskocznią od życia. Kiedyś dość ostro je krytykowałam. Twierdziłam, że są nudne i że nie ma sensu czytać zwykłych historii, gdy można przenosić się do świata fantastyki albo szukać morderców w kryminałach. Ale czym jestem starsza, to tym bardziej widzę, że to tylko moja niedojrzałość i pewnego rodzaju ignorancja. Nie twierdzę, że każdy czytelnik powinien się lubować w literaturze obyczajowej, ale na pewno dać jej szansę i poszukać drugiego dna. Dlatego właśnie tym razem zdecydowałam się na "Drugą szansę" Marcie Steele. Podejrzewam, że przyciągnęła mnie okładka, która kojarzy mi się z książkami Amandy Prowse. A te dobrze wspominam, więc podejrzewam, że dlatego oddziaływanie było tak wielkie. Jak na tym wyszłam? 

Szczerze mówiąc, to chyba sobie nie przypominam, żebym spotkała się w powieści ze sklepem obuwniczym jako głównym wątkiem, co jest u mnie na duży plus. Lubię, jak pisarze nie boją się ryzykować i tworzyć coś nowego albo chociaż rzadko spotykanego. To mówi o sporej odwadze. Szkoda tylko że cała ta konstrukcja nie przypadła mi do gustu. Byłam pozytywnie nastawiona i trochę się zawiodłam. Nie należę do kobiet, które mają obsesję na punkcie obuwia, ale szpilki ubóstwiam. Trochę liczyłam, że one odegrają większą rolę, ale zostałam zaskoczona i wbrew pozorom mało w książce jest o samych butach. Gdyby cała historia została dokładniej wykreowana, a potencjał książki wykorzystany, na pewno niesztampowość robiłaby o wiele większe wrażenie.

Styl pisarki to chyba największy minus całej opowieści. Jest po prostu bezbarwny i miejscami zbyt prosty, dziecinny. Podchodziło mi to pod infantylność. Dialogi często okazywały się nienaturalne i w ogóle nieistotne, co mnie wyjątkowo irytowało. Miałam wrażenie, że w rozmowach ze swoimi rówieśnikami nasz język jest o wiele bardziej wyrafinowany. A zapewniam was, że mając dwadzieścia lat, mało kto zwraca uwagę na to, jak mówi, jeśli akurat nie ma takiej konieczności. Dlatego jestem wręcz oburzona stylem autorki.

Tak naprawdę to już teraz wam przyznam, że chyba w tej recenzji będę narzekała na tę książkę. Sama fabuła również okazała się wyjątkowo nudna i po prostu do bólu przewidywalna. Zaczynając czytać tę historię, mogłabym stwierdzić, jak ona się zakończy. Jest to typowy schemat – ograniczony pod każdym względem. Sklep i jego możliwe zamknięcie były głównym motywem, które dla mnie okazał się słaby i niegodny uwagi. Jasne, że zdarzały się wątki poboczne, ale nie były one zbyt ciekawe. I jeszcze jedna rzeczy, która sprawiała, że dostawałam białej gorączki – media społecznościowe, dosłownie wszędzie! Miałam czasami wrażenie, że życie bohaterów odbywa się wyłącznie na twitterze. Rozumiem, że w tych czasach jest to bardzo popularne, choć akurat w moim otoczeniu ten portal jest już w zapomnieniu, ale Riley i nie tylko ona przykładała olbrzymią wagę do tego, co tam się dzieje. Nie neguję tego, bo w książce zdarzały się wyjątkowo smutne sytuacje dotyczące właśnie jej, ale te codzienne niekiedy były zbyt wyolbrzymiane.

Zastanawiam się, czy moja negatywna opinia nie wynika bardziej z faktu, że nie cierpię Riley. Jej charakter w ogóle nie przypadł mi do gustu i podejrzewam, że w realnym życiu od takiej osoby trzymałabym się raczej daleko. Była po prostu sztuczna, a jej miłości, które miały odgrywać olbrzymią rolę, a przynajmniej tak myślę, były dla mnie rachunkami matematycznymi – warto czy nie warto?. A jak na pewno dobrze wiecie, to w miłości w ogóle o to nie chodzi. Natomiast pozostali bohaterowie byli papierkowi i jak dla mnie rozmyci. Byli, mieli swoje mniejsze i większe problemy, ale jakby ich nie było. Chyba jedynym bohaterem, który przypadł mi do gustu, był Cooper. Miał w sobie to coś i było widać, że się starał, ale pokazywał przy tym swój charakterek.

Druga szansa na szczęście pod względem tematyki okazała się o wiele ciekawsza. Szkoda tylko, że Marcie Steele nie wykorzystała tego. Książka porusza tak ważne tematy, jak żałoba, miłość czy obecnie zniesławiony hejt. Przyjaciółka Riley – Sadie – nie mogła sobie poradzić ze śmiercią męża. Ten wątek mnie zaciekawił, więc gdyby nie spłycenie go, byłby ciekawy do przemyśleń i wywoływał wzruszenie. Podoba mi się dla odmiany też fakt, że w ostatecznym rozrachunku miłość jest również ukazana z różnych perspektyw, co czytelnikowi przypomina, że to niezwykłe uczucie nie dotyczy wyłącznie par.

Mam ambiwalentne odczucia po tej lekturze. Na pewno nie jest tak, że żałuję, że ją przeczytała. W pewnym sensie była ciekawym doświadczeniem, ale jak sami widzicie, prawie wcale nie widziałam w niej zalet. Na pierwszy plan wychodziły drażniące oczy wady. Ktoś mnie ostrzegł, żebym nie nastawiała się na wymagającą książkę, bo jest raczej lekka i przyjemna. Właśnie dlatego myślałam, że na szybko przeczytam miłą obyczajówkę. I tak się zawiodłam. Jednak nie odradzę jej wam, bo ma w sobie pewien potencjał i myślę, że osoby mniej sceptyczne dostrzegą go i przy okazji zauważą w powieści coś więcej niż ja.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję księgarni Tania Książka


czwartek, 15 lutego 2018

Wspomnienia z martwego domu – Fiodor Dostojewski


Tytuł: Wspomnienia z martwego domu

Autor: Fiodor Dostojewski

Tłumaczenie: Józef Trietriak

Kategoria: Literatura piękna

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG

Liczba stron: 224

Ocena: 9/10











Nasze wspomnienia są ulotne. Pojawiają się szybko i niespodziewanie, ale tak samo odchodzą – wtedy gdy w ogóle się tego nie spodziewamy. Nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić. Możemy tylko je przekazywać dalej i spisywać, by pozostały utrwalone. Jednak są też takie wspomnienia, które nigdy nie odchodzą, choć bardzo tego pragniemy. One potrafią niszczyć, ale dają też motywację i pozwalają na naukę. Czy warto dla nich się poświęcać? 

Fiodor Dostojewski w 1849 roku został skazany na karę śmierci za przynależność do Koła Pietraszewskiego. Jednak los chciał, by Dostojewski żył i pisał dalej, dlatego car w ostatniej chwili zmienia wyrok na skazanie na katorgę połączoną z ciężkimi robotami. Słynny pisarz spędza tam cztery lata, o których nam opowiada właśnie we "Wspomnieniach z martwego domu". Wciela się w postać szlachcica skazanego za zabójstwo żony i opowiada, jak naprawdę wygląda tam świat. 

Gdy wreszcie ta książka trafiła w moje ręce, byłam niesamowicie podekscytowana. Dotychczas czytałam tylko "Zbrodnię i karę" tego autora, ale byłam zachwycona tą lekturą. Do dzisiaj uważam ją za jedną z najlepszych powieści, jakie kiedykolwiek czytałam. Dostojewski potrafił stworzyć psychologiczny obraz Roskolnikowa w rzeczywisty sposób, co jest dla mnie mistrzostwem. O innych jego książkach również słyszałam same pozytywne opinie. Dlatego zaplanowałam przeczytać je wszystkie, a ta książka tylko mnie do tego zachęca. Tym bardziej że wspominał o niej Gustaw Herling-Grudziński w "Innym Świecie". To jest właśnie ta historia, która dała nadzieję Natalii i Gustawowi w lagrach rosyjskich. 

Klasyka jest bardzo rzadko czytana, co martwi mnie. Choć sama nie należę do osób, które poświęcają jej dużo czasu. Niestety nie ma pochlebnej opinii i nawet nie jestem w stanie określić czemu. W końcu są to najczęściej bardzo wartościowe książki, które zmieniały świat literatury. Kiedyś to one dyktowały warunki. A teraz mało kto je docenia. Tak naprawdę powoli zostają zapominane, nad czym każdy prawdziwy czytelnik powinien ubolewać. 

Styl Dostojewskiego to czysty geniusz, który podziwiam całym sercem. Aczkolwiek jest on na tyle specyficzny i trudny, że nie każdemu przypadnie do gustu. Może jeszcze nie powinnam wygłaszać takiej opinii, ale jest wyjątkowo charakterystyczny dla jego powieści. Gdy zaczęłam czytać, przez chwilę myślałam, że cofnęłam się w czasie i czytam "Zbrodnię i karę". Poczułam się przez to jeszcze bardziej podekscytowana i od razu wciągnęłam się w tę traumatyczną historię. Wszystko w niej dzieje się powoli i spokojnie. Nie ma nagłych zwrotów akcji, a codzienne wydarzenia są opisywane barwnym i kunsztownym językiem, który tak bardzo lubię. Jest to trudny język, ale paradoksalnie przy tym przyjemny. 

Cieszę się, że fabuła tak naprawdę opowiada o losach Dostojewskiego. Nigdy wcześniej nie zagłębiałam się w biografię pisarza, więc niewiele o nim wiedziałam. A w tej opowieści można sobie wyobrazić, kim był, jak postrzegał świat i co nim kierowało. Na pewno nie będzie to nawet namiastka rzeczywistości, jednak zawsze jakieś zaczepienie, które daje nam wyobrażenie słynnego pisarza. W dodatku każde najmniejsze wydarzenie jest opisane w bardzo dokładny sposób, więc możemy to zobaczyć jego oczami. Nigdzie mu się nie śpieszy, więc i nam nie powinno. Dzięki temu możemy się dowiedzieć o wielu ciekawych rzeczach, na które normalnie nikt nie zwraca uwagi. 

Tematyka, mimo że jest to pewnego rodzaju autobiografia, również wydaje się być niezwykle istotna. Zwykle skupiamy się na rewolucji, wojnach światowych, a nie zwracamy uwagi, co działo się poza tym. Dzięki "Wspomnieniom z martwego domu" możemy zobaczyć, jak wyglądały ówczesne więzienia, życie na katordze. A jest ono naprawdę ciężkie i dość specyficzne. Wiele faktów zaskoczyło mnie. W dodatku pogłębiłam swoją wiedzę historyczną, z czego bardzo się cieszę. 

Wspomnienia Dostojewskiego powinien przeczytać każdy i przynajmniej spróbować zrozumieć, jak wtedy żyli ludzie i jakie zasady panowały. Tym bardziej że jest to opisane w niezwykły i subtelny sposób, który nie odstręcza jak większość takich książek. 


wtorek, 13 lutego 2018

Kłamca – Jakub Ćwiek


Tytuł: Kłamca

Autor: Jakub Ćwiek

Cykl: Kłamca

Tom: I

Seria: Kuźnia Fantastów

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 272

Ocena: 8/10







Wszyscy znamy zasady panujące na naszej Ziemi. Są one nam wpajane od najmłodszych lat do tego stopnia, że nawet nie zdajemy sobie sprawy, że cały czas jesteśmy im posłuszni i na każdym kroku zwracamy uwagę, czy ktoś inny ich przypadkiem nie łamie. A co robimy, gdy ktoś to jednak robi? Od razu staramy się doprowadzić go porządku i dać mu jasno do zrozumienia, że więcej razy nie może się to powtórzyć. Brzmi to trochę jak antyutopia, a przecież to my sami się na to zgodziliśmy. Dlaczego? Bo dzięki temu możemy czuć się bezpiecznie, możemy zapanować nad chaosem, który w innym przypadku byłby naszą domeną, możemy wierzyć, że świat przynajmniej w małej części stara się być sprawiedliwy. Jest to godna cena. Ale czy na pewno? 

Dawno, dawno temu odbyła się wielka bitwa pomiędzy aniołami boskimi i bogami nordyckimi. Archaniołowie pełni mocy zmietli z rzeczywistości świat mitologii skandynawskiej, by już nigdy nie mieszał ludziom w głowach. Chrześcijaństwo wygrało i właśnie wtedy wszystko powinno stać się dobre. Tylko nikt nie przewidział, że nasze wymarzone Niebo wygląda całkowicie inaczej niż nam obecnie się przedstawia. Aniołowie poza mocą okazują się tak samo ludzcy, co oznacza, że mają swoje pragnienia, wady, zalety i identycznie ulegają pokusom. Czasami też nie do końca grają fair play. W tym momencie wkracza nie kto inny jak sam bóg kłamstwa – Loki. Ta mityczna postać zawsze wygrywa, więc mimo tego że nie powinna istnieć nadal jest i to na całkiem zaskakujących warunkach. Kłamca jest człowiekiem archaniołów, człowiekiem od brudnej roboty. Co to naprawdę oznacza? 

Myślę, że autora tej książki nie trzeba wam przedstawiać. Od wielu lat zyskuje popularność na polskim rynku, a jego dzieła zbierają same pozytywne opinie. Ostatnio stwierdziłam, że uważam się za taką wielką fankę fantastyki, a prawie w ogóle nie znam polskiej prozy fantasy. Przygoda z "Wiedźminem" okazała się jedną z najlepszych w moim życiu, więc dlaczego nie miałoby tak być z pozostałymi naszymi rodakami. W końcu nie tylko Sapkowski jest pisarzem. Tak doszłam między innymi właśnie do Jakuba Ćwieka i jego "Kłamcy". Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać, dlatego z olbrzymią fascynacją zaczęłam czytać tę książkę. Przyznam wam się na wstępie, że w ogóle mi się nie podobała – do czasu... 

Sam pomysł jest po prostu tak olbrzymim plusem, że tak naprawdę chyba pozostałych aspektów książki nie trzeba wam opisywać, choć i tak to zrobię. Dotychczas nigdy nie spotkałam tak oryginalnego połączenia najróżniejszych wątków, motywów. Jest to cieniutka powieść, ale zawiera w sobie wyjątkowo dużo. Byłam aż tym zaskoczona. Zadawałam sobie pytanie, jak to możliwe. Żałuję tylko trochę, że pisarz jednak nie do końca wykorzystał potencjał. W końcu wyobraźcie sobie – wojna między religiami, mitologiami i odwrócone postrzeganie chrześcijaństwa i przede wszystkim aniołów. Wielkie pole do popisu i tyle możliwości. 

Jakub Ćwiek pisze w sposób wyjątkowo lekki i przyjemny, co pozwala przeczytać książkę bardzo szybko i wynieść z tego wiele satysfakcji, gdyż czasami miałam wrażenie, że to wszystko to jedna olbrzymia ironia. Dlatego trzeba było się skupiać na tym, co się czyta. Uwielbiam właśnie takie powieści. W dodatku język, jakim operuje pisarz, jest bardzo charakterystyczny, dzięki czemu z przyjemnością będę zapoznawać się z kolejnymi jego dziełami i mam nadzieję, że będę się czuła wtedy tak, jakbym wracała do domu. 

"Kłamca" ma chyba tylko jedną wyraźną wadę, a jest nią totalny chaos. Wspomniałam wcześniej, że książka na początku w ogóle mi się nie podobała i to wynika właśnie z tego. Nie mogłam zrozumieć, o co chodzi, co się dzieje. A akurat na mitach dość dobrze się znam, więc nie wyobrażam sobie, jakby mogła połapać się w tym wszystkim osoba, która raczej nie posiada wiedzy na ten temat. Wydarzenia działy się w zastraszającym tempie, imiona przeplatały się z najróżniejszymi mitologiami. Naprawdę to dość skomplikowane. Jednakże ostatecznie historia składa się w jedną spójną całość i ukazuje sprawy, na których się zazwyczaj nie skupiamy. 

I jedno trzeba przyznać całej opowieści – jest niezwykle zabawna. Wielokrotnie śmiałam się, czytając niektóre fragmenty, a jeszcze częściej uśmiechałam, patrząc co tym razem Loki kombinuje razem z archaniołami. A potrafili czasem całkiem nieźle zaskoczyć. W dodatku jest to humor czarny, który wprost ubóstwiam, więc to dla mnie była przednia rozrywka. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że nie  każdemu może przypaść do gustu.

Uniwersum jest dla mnie pełnowymiarowe, choć ma tę wadę, że nie do końca jest teraz przedstawione, ale tak naprawdę nie uznaję tego za wadę, gdyż mam przeczucie, że w kolejnych tomach pozostałe wymiary całego tego świata są lepiej ukazane i razem tworzą spójną całość. W dodatku cały czas będę się zachwycać nad tymi nietypowymi i dość odważnymi połączeniami.

I dochodzimy do bohaterów, którzy są wprost niesamowicie wykreowani. Są to postacie o niepowtarzalnych charakterach i w pewnym sensie karykaturalnych. Ćwiek powołał do życia osoby, które są z krwi i kości, mimo że zarazem są legendami dla większości z nas. Loki mnie zaskoczył, ponieważ spodziewałam się całkowicie innej postaci. Nie zwróciłam uwagi, gdy brałam książkę do ręki, kto jest tytułowym Kłamcą i właśnie przez to byłam zaskoczona. Jednak nie jest to negatywne odczucie. Teraz go uwielbiam i nie wyobrażam sobie, że kto inny mógłby się odnaleźć w tej roli. Polubiłam też trochę Gabriela, który również jest specyficzny i czasami szokowało mnie jego zachowanie. Wiedział zawsze, jak się zachować w odpowiednim momencie, ale umiał też się bawić. Natomiast Rafael jest kimś, kto wprost mnie urzekł. Prawie się nie pojawia w tym tomie, ale te krótkie epizody są tak tajemnicze, że dla mnie nie ma wątpliwości, że to wielka zapowiedź bliższej znajomości z tym archaniołem.

Tematyka wbrew pozorom jest wyjątkowo poważna i warto spojrzeć na całą historię jak na jedną, wielką metaforę mówiącą o naszym świecie. Uderza to w różne religie, więc gorliwym chrześcijanom odradzam tę książkę, gdyż mogliby poczuć się urażeni, delikatnie mówiąc. To właśnie ta najlepiej znana nam religia jest wyciągnięta na pożarcie rekina. Ale mam odczucia, że tu nie chodzi o to, kto w co wierzy albo nie wierzy, tylko o to jak nasze zachowania wpływają na losy innych i całego naszego świata. "Kłamca" to również historia o skomplikowanych losach przyjaźni i miłości. Pewnie już sami poczuliście na własnej skórze, że w końcu świat nie jest tylko czarno-biały.

Powieść Jakuba Ćwieka mimo mojej początkowej niechęci okazała się naprawdę wspaniałym początkiem mojej przygody z polską fantastyką. Jest kontrowersyjna i rozbudowana, a przy tym pełna delikatności. Polecam ją wszystkim fanom tego gatunku i innym czytelnikom również. 

niedziela, 11 lutego 2018

Najmroczniejszy sekret – Alex Marwood


Tytuł: Najmroczniejszy sekret

Autor: Alex Marwood


Tłumaczenie: Rafał Lisowski

Kategoria: Kryminał

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 416

Ocena: 8/10










Mówi się, że każda rodzina ma jakąś mroczną tajemnicę, która ma nigdy nie ujrzeć światła dnia codziennego. Dlatego jest to temat tabu, o którym nigdy się bez powodu nie rozmawia, a ludzi spoza kręgu nie wprowadza się nawet w fakt jego istnienia. Brzmi to naprawdę przerażająco i podejrzewam, że każdy z nas przeszukuje teraz swoje wspomnienia albo odpycha niechciane myśli. To czy tak jest w rzeczywistości zostawiam bez odpowiedzi. W końcu wszyscy potrafimy w zależności od własnych rodzin odpowiedzieć na to pytanie. Jednak mimo to na pewno ciekawość wygrywa i chcielibyśmy się dowiedzieć, jakie trupy w szafie mają inne rodziny. 

Coco i Ruby są trzyletnimi bliźniaczkami, które żyją w luksusie i dostają pełną opiekę swoich rodziców oraz niani. Tak mogłoby się pozornie wydawać. Jednak świat biznesmenów jest abstrakcyjną rzeczywistością, która rządzi się własnymi zasadami. Tworzy pozory szczęśliwych małżeństw, rodzin, a tak naprawdę funduje swoim bliskim koszmar. Tak jest też w przypadku rodziny Seana. Pełna tajemnic i udawanych uprzejmości. Lecz wszystko zostaje odwrócone do góry nogami, gdy Coco znika. Do gazet trafiają jej zdjęcia, cała rodzina i przyjaciele starają się wywołać jak największą falę poszukiwań. Co tak naprawdę stało się z Coco? Czy dziewczynka odnajdzie się? I co ukrywają najróżniejsi członkowie rodziny?

O Alex Marwood słyszał chyba każdy fan kryminałów i wiele innych osób. Gdy wchodziły jej pierwsze książki, to świat kryminałów w pewnym sensie się zmienił. Nawet ja to zauważyłam, a nie jest to moją domeną. Autorka otrzymała nagrodę Allana Edgara Poe, a nie jest to byle co. Sama bardzo szanuję tego pisarza i co jakiś czas odkrywam jakieś nowe jego opowiadanie. Aż dziw, że tyle ich napisał. Jednak wracając do naszej pisarki, to nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej jej książki. "Najmroczniejszy sekret" jest moją pierwszą i muszę przyznać, że jestem naprawdę usatysfakcjonowana tym, co dostałam. 

Muszę wam przypomnieć, że bardzo rzadko czytam kryminały. Lubię ten gatunek, więc to może się wydawać dziwne. Jednakże w tym przypadku nienawidzę wprost poświęcać swojego czasu na słabe zagadki kryminalne, które nie są ani ciekawe, ani oryginalne. A takich niestety jest dużo. I w dodatku te rozległe wprowadzenia... Są wyjątkowo irytujące, choć wiem też, że potrzebna, gdyż inaczej nie bylibyśmy w stanie zrozumieć zawiłości całej historii. Kryminał to dla mnie płynny temat, stąd wynika moja słaba znajomość tego gatunku. 

Jednak "Najmroczniejszy sekret" pozytywnie mnie zaskoczył, ponieważ okazał się całkowicie inny. Oczywiście na początku byłam znudzona, ale zauważyłam, że coraz częściej mam problemy z przebrnięciem przez początkowe fazy najróżniejszych książek. Mimo właśnie nudy książka okazała się bardzo ciekawa i oryginalna. Nie mieliśmy na wstępie morderstwa i załamanego detektywa, który wszystko w mig rozwiąże. To mnie przekonało, tym bardziej że autorka wykorzystała cały potencjał tej historii i jej przebieg był dla mnie wprost idealny. Rzadko się zdarza, że jestem tak dobrze nastawiona do pomysłu. 

W dodatku styl autorki jest przyjemny, co tylko ułatwia czytanie i pozwala się wciągnąć w świat tajemnic. Przy tym na szczęście nie jest zbyt prosty i infantylny. Razem tworzy to przejrzystą i bardzo łatwą w odbiorze treść. W tym przypadku jest to olbrzymi plus. Pisarka wykorzystując dobrze dobrane słowa i zgrabną składnię, pozwala nam się przenieść do wykreowanej przez nią rzeczywistości i razem z nią zaglądać pod dobrze ukryte zasłony sekretów. 

Chyba będę pod niebiosa wychwalać warsztat Marwood, ponieważ jest naprawdę wyjątkowo dobry i już dawno nie miałam styczności z tak dobrze napisanym kryminałem. Mam wrażenie, że każdy najmniejszy szczegół jest dopracowany. A jeszcze pewna specyfika fabuły potęguje to uczucie. To wszystko wydaje się takie oczywiste i przewidywalne, a w rzeczywistości w ogóle takie nie jest i tu zostałam zaskoczona. Co prawda nie było efektu "wow, to jest inaczej niż myślałam", ale powoli sobie uświadamiałam, że dałam się nabrać i zresztą nie tylko ja. W dodatku wydarzenia biegną dwutorową ścieżką. Mamy ukazaną przeszłość, kiedy zaginęła Coco i konsekwencje tego po wielu latach. Dzięki tej kompozycji dostajemy najróżniejsze możliwości. Tylko jedna jest prawdziwa, ale ludzie czasami się mylą i nie chcą usłyszeć prawdy. 

Najbardziej ze wszystkich polubiłam chyba Milly. Na początku nie byłam do niej przekonana, bo wydawała mi się zbyt pewna siebie, zbyt pyskata i zarozumiała. Miałam wrażenie, że nic nie robi w życiu. Tak w pewnym sensie właśnie jest – nie robi nic w życiu, ale robi coś ze swoimi życiem. To dyskretna różnica, ale jednak jest. Gdy dziewczyna musi zmierzyć się z rodzinną tragedią, jej tok myślenia się zmienia, a ona widzi więcej możliwości. Zresztą Milly nie jest jedyną ciekawą postacią w tej książce. Moją uwagę również przyciągnął Sean, czyli ojciec dziewczyny i zarazem bliźniaczek. Nie zyskał mojej sympatii i ci, co czytali książkę, pewnie dobrze wiedzą dlaczego. Jednak jest on wyjątkową postacią pod względem kreacji psychologicznej i właśnie to mnie tak zainteresowało. W "Najmroczniejszym sekrecie" jest jeszcze wiele ciekawych bohaterów, którzy są niepowtarzalni i wprost genialnie wykreowani. 

Cieszę się, że zapoznałam się z twórczością Alex Marwood, bo była to naprawdę ciekawa przygoda i zarazem fascynująca oraz przerażająca historia. Na pewno zapoznam się z innymi książkami autorki. Mam nadzieję, że zrobią one takie samo dobre wrażenie jak "Najmroczniejszy sekret". Tymczasem zachęcam was do zapoznania się właśnie z nim. 

sobota, 20 stycznia 2018

Wiedźmin. Szpony i kły


Tytuł: Wiedźmin. Szpony i kły

Autor: Andrzej W. Sawicki, Przemysław Gul, Nadia Gasik, Jacek Wróbel, Michał Smyk, Piotr Jedliński, Barbara Szeląg, Beatrycze Nowicka, Sobiesław Kolanowski, Katarzyna Gielicz, Tomasz Zliczewski

Kategoria: Fantastyka

Wydawnictwo: SuperNOWA

Liczba stron: 400

Ocena: 7/10









Pamiętam, jak kilka lat temu po raz pierwszy zapoznałam się z najsłynniejszym dziełem Andrzeja Sapkowskiego – "Sagą o Wiedźminie". Byłam wtedy bardzo ciekawa, czy okaże się tak dobra, jak wszyscy mówią. Wiele osób mnie do niej zachęcało, ale miałam ambiwalentne odczucia co do tej historii. Oczywiście tylko do czasu, gdy sięgnęłam po "Ostatnie życzenie". Bardzo szybko przeczytałam cały cykl i byłam pod olbrzymi wrażeniem. Świat, który wykreował Sapkowski, był niesamowity. Tylko wtedy pojawił się problem... Chciałam czytać dalej, poznawać dzieje Geralta, mimo że mogłoby to być trudne. Sporo dały mi gry, ale nawet ona nie mogły mi dać takiej radości jak wydanie kolejnej książki. Choć przez chwilę dałam się nabrać chwytliwej okładce... 

Jak mam być szczera, to nie jestem przekonana do fanowskich opowiadań, choć bardzo często je czytam. Zazwyczaj pod żadnym aspektem nie dorównują oryginałowi, przez co zawsze jestem zawiedziona. Aczkolwiek niektórzy ludzie mają naprawdę wyjątkowo intrygujące pomysły, ale najczęściej jest słabo z wykonaniem. No i nie oszukujmy się – opowiadania są bardzo krótką formą, więc nie każdy dobrze sobie z nimi radzi. Trzeba mieć odpowiednie umiejętności, by stworzyć na kilkudziesięciu stronach prawdziwą i poruszającą historię. Mało kto to potrafi...

O stylach książki trudno mi coś powiedzieć, bo oczywiście każdy autor miał coś własnego. Były one najróżniejsze – lepsze i gorsze. Jednak widać tendencje do prób stworzenia czegoś podobnego co Sapkowski. Dlatego większość wyróżniała się trudnym słownictwem i bardzo ciężkim stylem. I tutaj muszę przyznać, że niektórzy pisarze prawie dorównali oryginałowi, co sprawiło, że byłam pod olbrzymim wrażeniem. Jest to coś wyjątkowo trudnego, więc wątpiłam, że ktoś inny poza samym Sapkowskim potrafi poradzić sobie z tym wyzwaniem.

Tytułowe opowiadanie "Szpony i kły" zostało umieszczone w książce jako ostatnie, więc jeśli ktoś tak jak ja czytał po kolei, to musiał cierpliwie na nie czekać. Bardzo dużo po nim się spodziewałam, bo w końcu to miało być to najlepsze opowiadanie o wyjątkowo oryginalnym pomyśle. Może przez to właśnie tak bardzo się zawiodłam. Bez wątpienia zostałam zaskoczona narracją i wykonaniem, co jest sporym plusem, a przynajmniej byłoby, gdyby było wciągające i nie drażniło mnie na każdym kroku. Jacek Wróbel wykazał się niesamowitą odwagą, ponieważ tylko on wykorzystał opowiadanie z "Ostatniego życzenia", które przerobił w szokujący wręcz sposób. Trzeba mieć tupet, żeby na to się odważyć, więc mimo niezbyt pozytywnych odczuć do "Szponów i kłów" bardzo szanuję autora. 

Ze wszystkich dzieł najbardziej polubiłam "Lekcję samotności" autorstwa Przemysława Gula oraz "Nie będzie śladu" Tomasza Zliczewskiego. Są one naprawdę wyjątkowe i przede wszystkim wyróżniają się na tle innych, co w pewnym momencie było dla mnie miłą odmianą. Są pełne tajemnic i oddziaływają bardzo na emocje, a właśnie to uwielbiam w opowiadaniach. W dodatku niosą wiele nauki, która nawet w dzisiejszych czasach jest uniwersalna. 

Moją uwagę przykuła również historia "Dziewczyny, która nigdy nie płakała" Andrzeja Sawickiego. Podejrzewam, że wam również tytuł kojarzy się ze słynnym cyklem "Millenium". Jestem bardzo ciekawa, czy w jakiś sposób autor wzorował się na tej serii, a sama nie jestem w stanie tego sprawdzić, gdyż poza tytułami nie znam fabuły tych książek. Jednak nie dlatego skupiłam się na tym opowiadaniu. Jest to wzruszająca historia, która w pewnym momencie przewartościowała moje życie. Nie można o niej tak po prostu zapomnieć. Tylko... Niestety można zapomnieć o bohaterce – Tourviel. Kojarzyłam to imię, ale w ogóle nie byłam w stanie umiejscowić tej elfki w "Sadze o Wiedźminie", a jak sprawdziłam, to nieraz i nie dwa się pojawiła. Pora odświeżyć sobie pamięć. 

Nawet nie wiecie, jak wspaniały był powrót do uniwersum. Ono ma w sobie jakąś magię, która przejmuje kontrolę nad człowiekiem. Przewijają się przepiękne obrazy oraz te brutalne – pełne krwi i cierpienia. Aczkolwiek nadal to nie jest oryginał. Choć zdziwiło mnie bardzo, że większość autorów czerpało inspirację z wojen, które miały miejsce w "Sadze o Wiedźminie". Nie spodziewałam się tego. 

Co do samych bohaterów to mam mieszane odczucia. Oczywiście pojawił się Geralt, ale nikt chyba nie oddał w stu procentach jego specyficznego charakteru. Dlatego właśnie te opowiadania niezbyt mi się podobały. Za to jego przyjaciel – Jaskier – wrócił w formie do nas. Pojawiał się często i okazał się dokładnie tym Jaskrem, którego znam i którego tak bardzo polubiłam. Wiele pisarzy wykorzystało również epizodyczne postacie. Nadali im imiona, które teraz znaczą już coś więcej. Jednak nie może być zbyt kolorowo. Nie pojawia się nawet raz imię Ciri! Było mi z tego powodu po prostu smutno. 

"Wiedźmin. Szpony i kły" okazały się dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. Nie jest to nie wiadomo jak wybitna książka, którą można nazwać kontynuacją oryginalnej sagi. Jednak dla fanów jest ciekawym dodatkiem, który pozwoli na powrót do świata wiedźmina oraz da możliwość ponarzekania na niedociągnięcia. Fani to lubią, jakkolwiek by się nie wypierali tego. 


poniedziałek, 15 stycznia 2018

Love Vegan. Gotowy jadłospis na 21 dni – Hanna Stolińska-Fiedorowicz, Violetta Domaradzka, Robert Zakrzewski


Tytuł: Love Vegan. Gotowy jadłospis na 21 dni

Autor: Hanna Stolińska-Fiedorowicz, Violetta Domaradzka, Robert Zakrzewski

Kategoria: Poradniki

Wydawnictwo: Agora SA

Liczba stron: 274

Ocena: 6/10












Znacie to motto: "Nowy rok, nowy ja"? Podejrzewam, że zadałam wyjątkowo głupie pytanie, ponieważ nie wiem, czy istnieje ktoś, kto przynajmniej raz o tym nie słyszał. W końcu to jeden z najbardziej popularnych tekstów ostatnich lat. Myślę, że nikt nie zaprzeczy, że bardzo chwytliwe. Jednak pewnie tak samo jak ja macie go dość. Dlatego ja postanowiłam, że nie będę wcale czekać na 1 stycznia, żeby zmienić coś w swoim życiu. Zrobiłam to miesiąc wcześniej i myślę, że to lepsze rozwiązanie niż robić tysiące noworocznych postanowień. 

Postanowiłam zapoznać się z książką trójki ekspertów – "Love Vegan. Gotowy jadłospis na 21 dni". Nie myślcie sobie, że od razu przeszłam na wegetarianizm albo tym bardziej weganizm. Nic z tych rzeczy. Po prosu chciałam zgłębić bardziej tę tematykę i posiadać jakąś własną książkę o gotowaniu, bo z tym u mnie raczej słabo. Trochę mnie bawi moja własna postawa, ale przyznaję, że nie żałuję, że weszłam w posiadanie tej książki kucharskiej. Tylko teraz pojawia się pytanie: dlaczego?

Pomysł na napisanie książki nie należy do najbardziej oryginalnych, ponieważ tematyka jest w tej chwili popularna i ludzie szukają dokładnie takich dzieł. Oczywiście w tym przypadku pewnego rodzaju sztampowość jest bardzo pożądana. Po co pisać książkę, która nikogo w danej chwili nie interesuje? Sama wiem po swoich znajomych, że w teraz tzw. wege stało się modne i coraz więcej ludzi decyduje się na zmianę diety. Dlatego potrzebują jakiegoś wyznacznika, a "Love Vegan" sprawdza się prawie że idealnie w tym przypadku. 

Poradnik jest podzielony na dwie części tak jak wskazuje sam tytuł. Pierwsza odpowiada za wytłumaczenie tematu oraz skupieniu się na radach, jak i kiedy zdecydować się na przejście na tę specyficzną dietę. Druga natomiast to najróżniejsze przepisy na 21 dni.  Właśnie na tej pierwszej części zawiodłam się chyba pod każdym względem. Jest to ok. 100 stron najróżniejszych informacji, co brzmi dobrze. Niestety tylko tak brzmi. Pomijam już fakt, że było to po prostu nudne. Od poradników nie trzeba wymagać nie wiadomo jakich zwrotów akcji, ale czegoś odkrywczego już tak. Dla mnie prawie wszystkie informacje podawane przez autorów były znane, co mnie wyjątkowo zniechęciło. Pewnie część z was pomyśli, że jeśli znam się na temacie, to nic dziwnego. Ale ja się w ogóle nie znam i do tej pory pod żadnym względem nie zgłębiałam go, więc moja wiedza jest naprawdę ograniczona. Jak to możliwe, że nie zostałam niczym zaskoczona?

Drugim moim "ale" do wprowadzenia jest fakt, że na każdej stronie są po prostu całe epopeje wychwalające dietę wegańską, a myślę, że nie do końca o to chodzi. Oczywiste, że ta książka ma do tego zachęcać, ale jest to w zły sposób zrobione, bo czasami wprost sugeruje, że jak zaraz na nią nie przejdziemy, to umrzemy na jakąś chorobę, której zagrożenie jest wywołane przez zbyt częste jedzenie mięsa, czy coś podobnego... To mnie właśnie zniechęcało. Tym bardziej że za przykłady były podawane niezliczone badania, niby potwierdzające opinię autorów. Tu się zaczynał dla mnie kolejny problem. Skąd brały się te badania? Kto je przeprowadzał? Jak mogę je potwierdzić? Czy były dobrze przeprowadzane metodologicznie? I czy nie są to po prostu korelacje? Takich pytań podczas czytania pojawiało się wiele. Tu znowu przyznaję się, że jeszcze nie znam się wystarczająco dobrze na tym, by ostatecznie oceniać, jednak podpowiada mi to zwykła logika. Choć sama nie planuję przejść na podobną dietę, to podziwiam ludzi, którzy to robią i rozumiem ich, więc tu nie wchodzi czynnik mojej krytyki. 

Na szczęście przepisy ratują prawie całą książkę. Nie będę wam wmawiać, że wszystkie dokładnie sprawdziłam i to jeszcze w ciągu 21 dni. Moje umiejętności są zbyt ograniczone, żeby to zrobić, choćbym nie wiem, jak bardzo chciała. Czasu też nie mam wystarczająco. Lecz te łatwiejsze sprawdziłam i naprawdę było warto. Niektóre są wyjątkowo ciekawe i pozytywnie zaskakują. Przy tym są ładnie i bardzo dokładnie opisane. Czasami miałam wrażenie, że aż zanadto. Pojawiają się takie, które wychodzą tanio i produkty są łatwo dostępne, ale również bardziej wyrafinowane. 

Jednak największym niepodważalnym plusem "Love Vegan" jest jej wydanie – po prostu przepiękne pod każdym możliwym względem. Liczne ilustracje i zdjęcia sprawiają, że człowiek chce ją przeglądać, czytać i sprawić, że jego życie również będzie tak kolorowe jak te wszystkie opisywane dania. I ten papier... Może bardziej tusz. Jest to niesamowity zapach. Czasami wolałam wąchać tę książkę niż ją czytać – jakkolwiek dziwnie to brzmi. 

Jest to dość specyficzny poradnik, do którego ostatecznie mam ambiwalentne odczucia. Na pewno nie żałuję, że się z nim zapoznałam, ale w wielu momentach mnie irytował. Jednak myślę, że dla nowicjuszy, którzy chcą się zaangażować w taką dietę, będzie przydatny. Dla bardziej zaawansowanych pewnie ciekawym dodatkiem będą przepisy. 


sobota, 6 stycznia 2018

Życie poezją myśli i słowa – Anna Emilia Matracka


Tytuł: Życie poezją myśli i słowa

Autor: Anna Emilia Małecka

Kategoria: Poezja

Wydawnictwo: Psychoskok

Liczba stron: 238

Ocena: 6/10












Czasami nasze życie płynie bardzo szybko. Nie zwracamy nawet na to uwagi, ale wchodzimy w rutynę, która nie pozwala nam zauważać małych rzeczy. Kładziemy się późno, by następnego dnia wstać rano i biec do pracy czy szkoły, wykonywać swoje obowiązki, rozwijać hobby, czasami znaleźć czas dla rodziny i przyjaciół. I tak dzień za dniem mija... Nie ma w tym nic złego. Sama twierdzę, że właśnie ta rutyna potrafi być czasami piękna. Ale każdy z nas potrzebuje na chwilę się zatrzymać i spojrzeć na otaczający nas świat. Pewnie zdziwimy się, jak wiele nam umykało, jak wiele tracimy z naszego życia. Chcemy żyć pełnią życia, a najczęściej robiąc to, tracimy jego większość. 

Uwielbiam wiersze. Są one niesamowite i pozwalają zwrócić uwagę na różnego typu problemy czy właśnie codzienne sceny, które już dawno przestały nas obchodzić. Zamiłowanie do wierszy zawdzięczam mojej mamie, która codziennie z zapałem czytała mi je. Ale zawdzięczam je również szkole, co pewnie niektórych z was zdziwi. Ja zawsze lubiłam siedzenie w klasie od polskiego i zastanawianie się, co autor miał na myśli. To jest przepiękne i daje nieograniczoną liczbę możliwości. Obecnie gdy już nie chodzę do szkoły, coraz rzadziej czytam wiersze i nie jestem z tego zadowolona. To właśnie dlatego zdecydowałam się na przeczytanie tomiku poezji Anny Emilii Małeckiej – "Życie poezją myśli i słowa". 

Zacznę od tego, że okładka jest bardzo ładna. Może niekoniecznie to dobrze o mnie świadczy, ale to właśnie ona zadecydowała o tym, że przeczytałam tę książkę. Gdy na nią patrzę, przypominam sobie moje okolice, które wielokrotnie podziwiałam w promieniach słońca. Patrzyłam wtedy na tysiące otaczających mnie kwiatów, słuchałam świergotu ptaków oraz opowiadań wiatru mającego tak dużo do powiedzenia. Właśnie takie wspomnienia wywołał we mnie ten tomik, co można uznać za sukces. 

Ma on dziesięć rozdziałów, gdzie każdy opowiada o czym innym, choć tematyka czasem jest bardzo podobna. Podoba mi się ten podział, bo dzięki temu mogłam wybierać sobie, o czym właśnie chcę czytać, na co mam ochotę. Nie musiałam iść po kolei i zastanawiać się, czemu czytam wiersz, który w ogóle nie pasuje do mojego nastroju. Tym bardziej że pojawiały się rozdziały o łatwej i przyjemnej tematyce, ale i takie, gdzie trzeba było dać więcej od siebie. 

Choć przyznam, że mnie irytowało, że niektóre wiersze były to bólu proste. Lubię wyrafinowaną tematykę oraz kunsztowne porównania, a tego tutaj mi w dużej mierze zabrakło. Uznaję to za wadę, jednak dla osób całkowicie nieobeznanych z poezją jest to idealne rozwiązaniem, gdyż nie będą musiały się głowić nie wiadomo ile nad zbyt rozbudowaną metaforą. Nie jestem wybitnym znawcą, ale lubię wyzwania i niejednoznaczne wypowiedzi. Część wierszy mi to dało, ale zbyt mało, bym nie zwróciła na to uwagi. 

Wyróżnionym wierszem w całej kolekcji są "Wspomnienia", które bez wątpienia są bardzo pięknym wierszem, dającym wiele do myślenia, ale też bardzo kojarzą mi się z jednym dziełem naszej wybitnej Polki – Wisławy Szymborskiej. Wywołuje to we mnie ambiwalentne odczucia, choć też ciekawość, na ile Anna Matracka wzorowała się na niej i czy w ogóle. 

Osobiście najbardziej spodobał mi się rozdział X, czyli "Filozofia życia". Są to już o wiele poważniejsze wiersze, które skłaniają do wielu ciekawych refleksji i to właśnie one pozwalają się na chwilę zatrzymać i sprawić, że docenimy swoje życie, spojrzymy na nie z całkiem innej perspektywy. 

"Życie poezją myśli i słowa" okazały się ciekawym tomikiem poezji, który było warto przeczytać. Choć nie sądzę, bym na dłużej zapamiętała te wiersze. Tymczasem jeśli lubicie coś pozornie lekkiego, zachęcam was do zapoznania się z nim. 

Za możliwość zapoznania się z tym tomikiem poezji dziękuję bardzo Wydawnictwu Psychoskok