wtorek, 31 grudnia 2019

Podsumowanie grudnia :)

Witajcie! 

W grudniu było mnie mało i na moim blogu, i na Waszych. Jest mi z tego powodu przykro, ale niestety czasowo się nie wyrabiam. Dlatego bardzo się cieszę, że Was nad widzę u mnie. To niezwykle kochane ♥ 

Jednak żeby się za bardzo nie rozklejać, przechodzę do konkretów, bo grudzień pod względem czytelniczym i filmowym był wprost szalony :)

W grudniu przeczytałam 7 książek i muszę Wam powiedzieć, że jest to mój rekordowy wynik od wakacji. Zarazem zakończyłam wyzwanie 52 książki w rok, ale o tym w następnym moim poście :) 

1. Rozmerdane święta (ocena: 7/10; recenzja) – przeurocza książka, która ukazuje, czym jest miłość do  rodziny, partnera i zwierząt. A to wszystko ubrane w poświęcenie, zaangażowanie i radosną pasję. Idealna na święta. 









2. Świąteczne drzewko życzeń (ocena: 7/10; recenzja) – kolejna udana książka z cyklu świątecznych powieści. Przyniosła mi wiele różnorodnych emocji, które przypomniały mi, jak ważna jest rodzina. 










3. To Ty dotknęłaś duszy mej (ocena: 10/10) – jest to moje wierszowe odkrycie, które tak bardzo mnie oczarowało, że aż brak mi słów. Każdy, kto lubi czytać wiersze, powinien się z nią zapoznać. 








4. Podróż ludzi Księgi (ocena: 7/10) – jak sami widzicie i jak uległam wielkiej fali Olgi Tokarczuk (swoją drogą ma piękne imię i wcale tak nie twierdzę, bo mam tak samo na imię :)). Mimo że książka podobała mi się, to czuję się ciutkie zawiedziona. Ale dostałam kolejne jej książki pod choinkę, więc okaże się, jak to będzie dalej. 








5. Harry Potter i Kamień Filozoficzny (ocena: 9/10) – nie wiem, czy w ogóle jest sens coś tu pisać. Po prostu kocham tę serię i za każdym razem, jak po raz kolejny zapoznaję się z nią, to jestem tak samo oczarowana i zaskoczona, że to nie tylko dziecięcy sentyment. 






6. Leonardo da Vinci. Zmartwychwstanie bogów (ocena: 4/10; recenzja) – chciałam dowiedzieć się jeszcze więcej o tej postaci, a niestety straciłam jedynie czas. Choć wydanie jest przepiękne :)









7. Harry Potter i Komnata Tajemnic (ocena: 8/10) – tutaj dalej kontynuuję swoją przygodę z moją ulubioną serią i nadal jestem zachwycona.











W grudniu obejrzałam aż 13 filmów, 4 filmy krótkometrażowe i 3 seriale. Oglądam zazwyczaj dużo produkcji filmowych, ale tutaj aż sama jestem zszokowana. Byłam wiele razy w kinie, obejrzałam długo oczekiwane seriale i wróciłam do filmów, które kocham. Postanowiłam ich nie opisywać tak dokładnie, gdyż z doświadczenia wiem, że jesteście najbardziej zainteresowani książkami i przy tym post byłby olbrzymi. Dlatego jeśli jesteście zainteresowani moją konkretną opinią, to pytajcie w komentarzach. Z olbrzymią przyjemnością z Wami porozmawiam :) 

1. Kraina Lodu II –  7/10
2. Piękny umysł – 9/10
3. Harry Potter i Kamień Filozoficzny – 7/10
4. Harry Potter i Komnata Tajemnic – 8/10
5. Harry Potter i Więzień Azkabanu – 8/10
6. Harry Potter i Czara Ognia – 7/10
7. Harry Potter i Zakon Feniksa – 6/10
8. Harry Potter i Książę Półkrwi – 6/10
9. Last Christmas – 6/10
10. K-PAX – 7/10
11. Czarne święta – 6/10
12. Świąteczny kalendarz – 4/10
13. Gwiezdne Wojny. Skywalker. Odrodzenie – 7/10
14. Gorączka lodu – 6/10
15. Kraina Lodu. Przygoda Olafa – 6/10
16. Niebieski parasol – 8/10
17. Okresowa rewolucja – 7/10
18. Wiedźmin (sezon 1) – 8/10
19. Opowieść wigilijna (sezon 1) – 10/10 ♥
20. Przyjaciele (sezon 2) – 8/10

Tutaj już jest koniec, więc chcę Wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku! ♥

Elfik

poniedziałek, 30 grudnia 2019

Leonardo da Vinci. Zmartwychwstanie bogów – Dmitrij Mereżkowski


Tytuł: Leonardo da Vinci. Zmartwychwstanie bogów

Autor: Dmitrij Mereżkowski

Tłumaczenie: Eugenia Żmijewska

Kategoria: Biografie

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG

Liczba stron: 384

Ocena: 4/10










Na świecie rodzi się tyle ludzi, że czasami sama świadomość tego może przygniatać. W naszej głowie mamy samego siebie i świat, który nas otacza. To jest wszystko, co wiemy. Tylko że takich jednostek jest miliardy i każdy z nas jest tak bardzo odmienny i zarazem tak bardzo podobny do reszty. Od dawna to mnie fascynuje. Tym bardziej że co jakiś czas pojawia się ktoś, kto się wyróżnia spośród nas. Ktoś, kogo zna cały świat, ktoś, o kim będą mówić setki lat później. Jak to się dzieje? Czy ten człowiek od razu rodzi się taki inny, by pozytywnie lub negatywnie zwrócić swoją uwagę? Czy zbieg wydarzeń to warunkuje? Połączenie wrodzonych i nabytych cech? Są różne teorie, różne przypuszczenia, ale tak naprawdę nie da się przewidzieć, kto będzie wyróżniał się od miliarda innych ludzi. 

Dla mnie osobiście takim człowiekiem był Leonardo da Vinci. Postać, która osiągnęła w rozumieniu ludzki tak wiele, która została zapamiętana na setki lat, której dzieła do dzisiaj możemy oglądać, która inspirowała w swoich czasach i nadal to robi. Nie będę ukrywać – osoba Leonarda intryguje mnie od dziecka i traktuję ją jako najwybitniejszego człowieka przez istnienie ludzkości. To geniusz, który pokonał swoją epokę. Z tego względu poświęcam też wiele czasu na poznawanie faktów o nim. Większość z nich podejrzewam, że jest mitem albo bardzo niesprawdzoną informację. Jednak nie przeszkadza mi to w żaden sposób. Tym bardziej że w ostatnim czasie zaczęłam się też skupiać na bardziej rzetelnych dziełach niż tylko internet albo powieści, w których występuje da Vinci. 

Tym razem w moją rękę wpadło przepiękne wydanie książki "Leonardo da Vinci. Zmartwychwstanie bogów". Miałam już styczność z pisarzem, który stworzył tę powieść i było ono raczej przeciętne. Chciałam mu dać drugą szansę, tym bardziej że pisał o mojej ulubionej postaci. Niestety ze smutkiem muszę przyznać, że to był bardzo duży błąd. Czemu? 

Zacznę od zalet, czyli języka, jakim posługuje się pisarz. Przypadł mi do gustu, ponieważ jest stosunkowo poważny i dość rozbudowany, a takie style bardzo cenię. Ma w sobie tę niezwykłą klasę, która dobitnie potwierdza, że mamy przed sobą snutą niesamowitą historię. Jest to powieść wolna i monotonna, ale dające zastrzyk zaciekawienia i fascynacji. Mało autorów to osiąga, więc jest to aspekt tym bardziej doceniany przeze mnie. Przy tym jest poruszający i po prostu odmienny. 

Mimo to w ostatecznym rozrachunku twierdzę, że ta historia jest niesamowicie nudna. Przyznaję, że dla wielu czytelników może być łatwiejszą formą niż typowa biografia czy książka naukowa, ale ja nie jestem zadowolona z fabuły. Była chaotyczna i przede wszystkim niespójna. Przeskoki czasowe pojawiały się co chwila i mimo że były podkreślone, to i tak czasami się gubiłam, co utrudniało mi zrozumienie kontekstu i samego życia Leonarda. Jest tam tak wiele faktów historycznych, miejsc, postaci, że dla takiego laika jak ja jest to w ogóle nie do przejścia. To wszystko tak bardzo mi się w głowie mieszało, że czasami miałam odczucia, jakby czytała randomowe fragmenty wyrwane z innych książek. Myślę, że są w stanie zrozumieć to wyłącznie znawcy tamtych czasów. 

Co do samych faktów też mam wiele zastrzeżeń. Przede wszystkim nie dowiedziałam się z tej książki niczego nowego ani zaskakującego, a tego właśnie oczekiwałam. Nie jest to też zbyt rzetelna powieść. Zdaję sobie sprawę, że minęło wiele lat od jej napisania, więc o wielu rzeczach nie wiedziano wtedy albo nie ujawniano ze względu na wizerunek.  Mimo to nie widzę sensu szukać w niej przydatnych źródeł wiedzy, gdyż w tej chwili jest wiele potwierdzonych informacji na temat tej osobistości. 

Ponarzekałam sobie, ale powiem Wam, że i tak jestem zadowolona, że mam tę książkę, gdyż jest tak pięknie wydana, że moja dusza kolekcjonera przeniosła się do siódmego nieba. Zdaję sobie sprawę, że jest to dość materialne podejście. Jednak przyznajcie sami – sama okładka, która ma fakturę płótna, jest już cudowna. Piękne kremowe stronice, na których można znaleźć dzieła da Vinciego dopełniają całości. 

Nie polecę Wam tej książki, ale też jednoznacznie nie powiem, że nie jest warta przeczytania. To zależy, czego akurat szukacie. Bo jeśli opowieści, gdzie w tle znajdziecie Leonarda, to może Wam przypaść do gustu. Lecz jeśli oczekujecie rzetelnych i rozbudowanych faktów, to już niekoniecznie. 

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu MG   

sobota, 21 grudnia 2019

Świąteczne drzewko życzeń – Emily March


Tytuł: Świąteczne drzewko życzeń

Autor: Emily March 

Tłumaczenie: Ewa Świerczyńska

Kategoria: Literatura obyczajowa

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 352

Ocena: 7/10










Czasami zastanawiam się, co jest takiego wyjątkowego w Bożym Narodzeniu. Nie mam na myśli tutaj religijnego aspektu, ale tego, który jest zwany magią świąt. Dla mnie Wigilia zawsze była jednym z ulubionych dni w roku i niosła ze sobą niezapomniane wspomnienia. Czy naprawdę większość z nas przypisuje tym trzem dniom tak olbrzymie znaczenie, że zauważamy i czujemy magię? Czy jest to najlepszy czas, by zapomnieć o waśniach, problemach i trudnościach? Czy to dni pełne miłości? Takie pytania za pewne zadają sobie wszyscy i prawdopodobnie odpowiedzi są najróżniejsze. A może istnieje jedna prawidłowa? 

Pewnego grudniowego dnia do Devina dzwoni wyjątkowy telefon. Mężczyźnie nigdy nie przyszło do głowy, że może znaleźć się w tak nietypowej sytuacji i tak magicznej – dzwoni do niego mały chłopiec, który jest przekonany, że dodzwonił się do Świętego Mikołaja. Chłopiec prosi o tatusia na święta Bożego Narodzenia. Devinowi nie przychodzi nic innego do głowy, jak odpowiedzieć, że musi wierzyć, że pewnego dnia tatuś się pojawi. W tym samym czasie matka chłopca mierzy się z prześladowaniem. Zaczyna się bardzo niewinnie, bo od kilku pomyłek w poczcie i niezamówionej pizzy. A jak się kończy? Czemu chłopiec tak bardzo pragnie mieć tatusia? Czy Devin zakończy swoją rolę jako Święty Mikołaj? Czy Jenna – mama chłopca – znajdzie prześladowcę? 

Dla mnie atmosfera świąt pojawiła się już na samym początku grudnia. Jednak teraz gdy wróciłam do domu ze studiów i zaczynają się gorączkowe przygotowania do Wigilii, poczułam całą sobą, że to już już za pasem. Dlatego z olbrzymią chęcią wzięłam się za kolejną świąteczną książkę. Chciałam jeszcze bardziej pogłębić swój fantastyczny humor. Tylko nie do końca byłam przekonana co do tego konkretnego wyboru, gdyż spotkałam się z twórczością autorki i muszę ze smutkiem przyznać, że była to całkowita porażka. Jednak nie chciałam tak łatwo się zniechęcać i jak się okazało była to dobra decyzja, ponieważ Świąteczne drzewko życzeń spełniło moje oczekiwania i przekonało do autorki. 

Początek powieści bardzo przypadł mi do gustu. To było coś odmiennego od tego co znam z typowych książek świątecznych i od razu wrzuciłam to do worka z zaletami. Trochę się z tym pośpieszyłam, bo niestety pierwsze wrażenie nie utrzymało się. Co prawda na oko do połowy książki byłam nadal zachwycona, ale momentalnie moja dobra opinia spadła. Zaczęło się dobrym kryminałem, a skończyło wybitnie naiwnym romansem. Żadnego z tego się nie spodziewałam... No może tego romansu to troszkę, ale myślałam, że będzie poważniejszy w odbiorze, a słodyczy doda świąteczna atmosfera. 

Styl jest typowy jak na obyczajówkę, więc nie mam za bardzo co o tym pisać. Mogę tylko tradycyjnie ponarzekać na brak oryginalności i niepowtarzalności, ale zaczynam się już przyzwyczajać. Choć, żeby nie było, że dostrzegam ostatnio wyłącznie wady w języku powieści, to przyznam, że w pewnym momencie bardzo się wciągnęłam i przepadłam w tym świecie na wiele stron. 

Jak możecie się domyślić, fabuła pod względem wątku romantycznego jest bardzo przewidywalna i od pierwszych stron, jak nie samego opisu, można się domyślić, jaki będzie tego finał. Trochę poczułam zawód, co mnie zdziwiło, bo właśnie tego się spodziewałam. Zresztą całość nadrabia odpowiedni klimat i nie mam tu na myśli wyłącznie tego bożonarodzeniowego, ale również klimat wakacji, wspomnienia pięknych mórz i oceanów oraz klimat marzeń i miłości. Tutaj naprawdę pisarka dała się ponieść, a ja jako czytelniczka razem z nią. 

Bardzo łatwo przenieść się do Eternity Springs i pokochać wszystkich bohaterów. Jest ich wielu i wydaje mi się, że powieści Emily March pozwalają na dogłębną analizę ich charakterów. Ale pozostając przy "Świątecznym drzewku życzeń", to polubiłam się z Jenną. Podziwiam ją za determinację w tym, co robi. Jest pełna zaangażowania, odwagi i nie boi się poświęcić dla swoich najbliższych. Podejmowała w swoim życiu bardzo trudne decyzje i dzięki tym wyborom udowodniła samej sobie, swojemu synowi i wszystkim innym, że jest wyjątkowo kobietą, którą powinno darzyć się wielkim szacunkiem. Jej syn poszedł w ślady matki i okazał się przekochanym chłopcem, pełnym odwagi, radości i pasji. Mimo że w swoim życiu przeszedł naprawdę wiele, to nadal pozostał gotowy na to co przyniesie życie, choć z większą dozą rozsądku. Warto byłoby wspomnieć też o Devinie, który dla mnie jest kochanym łobuziakiem. Zachowuje się jak jakiś macho z wybujałym ego, ale w rzeczywistości jest oddany swoim bliskim i gotowy na miłość. Całym sobą oddaje się swoim pasjom i wbrew pozorom doskonale wie, czego pragnie w życiu. 

"Świąteczne drzewko życzeń" to książka dla kobiet, która pozwala poczuć świąteczny klimat, ale ujawnia również, czym jest prawdziwa miłość – zarówno ta rodzicielska, jak i partnerska. Podkreśla, że w życiu trzeba wiedzieć, kiedy powinno się iść na kompromis, a kiedy walczyć do końca o swoje. Jestem zadowolona, że dałam drugą szansę Emily March, ponieważ przekonała mnie, że może jeszcze warto kilka razy wpaść do Eternity Springs. 

Za możliwość wczucia się w świąteczny klimat dziękuję bardzo Taniej Książce


niedziela, 8 grudnia 2019

Rozmerdane święta – Agnieszka Olejnik


Tytuł: Rozmerdane święta

Autor: Agnieszka Olejnik

Kategoria: Literatura obyczajowa

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 336

Ocena: 7/10












Mamy grudzień! Myślę, że wszyscy bez wątpienia się z tym zgodzimy i doskonale wiemy, co oznacza grudzień. W końcu jest to w Polsce miesiąc najwspanialszych świąt, jakie ma religia chrześcijańska. Czujecie już ten klimat? Może za oknem nie ma jeszcze śniegu, może mamy dużo obowiązków związanych z pracą, szkołą czy po prostu samymi świętami. Ale już niedługo większość z nas usiądzie przy wigilijnym stole, spojrzy na pięknie przystrojoną choinkę, podzieli się opłatkiem z bliskimi i będzie po prostu szczęśliwy. Mam głęboką nadzieję, że tego dnia tak właśnie się czujecie.

Pięć osób – każdy ma swoją własną historię, swoje własne problemy, marzenia i traumatyczne przeżycia. Żyją swoim własnym życiem, ale ich ścieżki prawie codziennie się przeplatają. Niektórzy wiedzą o sobie nawzajem bardzo dużo, inni nie wiedzą nawet o swoim istnieniu. Jednak idą święta, a w raz z nimi olbrzymia magia, która postanowi połączyć tę niesamowitą piątkę ludzi i jednego chorego psa. Co tym razem przyniesie Boże Narodzenie? Czego może dokonać mały szczeniaczek? Czy da się wygrać z własnymi uprzedzeniami? 

Myślę, że już po wstępie domyśliliście się, że po prostu uwielbiam Boże Narodzenie! Naprawdę czuję, że okres przedświąteczny i same święta są pełne magii, miłości i spełnionych marzeń. Jestem urzeczona, gdy patrzę na wystawy sklepowe. Nie przeszkadza mi, że zazwyczaj są uważane za kiczowate lub przesadzone. Może i takie są, ale na tym polega ten klimat. Dlatego by już teraz poczuć tę niesamowitą atmosferę, kupiłam mandarynki, włączyłam kolędy i zaczęłam czytać najnowszy bestseller – "Rozmerdane święta". Czy książka przypadła mi do gustu? 

Autorka napisała powieść przyjemnym i prostym językiem, dlatego czyta się ją w zawrotnym tempie. Ciekawa kompozycja losów głównych bohaterów sprawia, że książka jest płynna i pełna zaskakujących faktów. Jest trochę zaburzona chronologia, ale tutaj nie ma wątpliwości, że pisarka zdecydowała się na ten zabieg całkowicie świadomie. Dzięki temu z pełnym zrozumieniem i czasami wręcz zachwytem możemy spojrzeć na sytuacje z perspektywy różnych osób czy nawet samego szczeniaczka. Już dawno nie spotkałam się w opowieści z takim ustawieniem czasowym, więc przypadło mi to do gustu i pozwoliło przenieść do życia bohaterów. 

Nie będę udawać – fabuła wydaje mi się wybitnie naiwna i jeśli czytacie moje recenzje, to dobrze wiecie, że zazwyczaj mocno bym to skrytykowała. Jednakże gdy brałam "Rozmerdane święta" do ręki, to właśnie tego oczekiwałam. Nie chciałam wejść w do bólu realistyczny świat, gdzie Boże Narodzenie nie dla każdego oznacza spełnienie marzeń. Chciałam radości i miłości, więc pod tym względem moje oczekiwania zostały spełnione stuprocentowo. Ta historia jest naprawdę przeurocza. Choć... Momentami zbyt... Dostałam to, czego pragnęłam, ale w za dużej dawce. 

Pisarka przedstawia opowieść z perspektywy pięciu osób i psa. Można się domyślić, że z tego powodu postacie są pobieżnie omówione, ale wystarczająco by je zrozumieć i przywiązać się do nich. Najważniejszy jest Ziyo! To tak bardzo kochana mała psinka, że od razu łapie za serca. W dodatku możemy zobaczyć świat jego oczami i w tym momencie... Nasz świat staje się lepszy, o wiele lepszy. Jest to małe dziecko, które nie rozumie jeszcze otoczenia przez swój młody wiek, a ludzi nie rozumie, bo jest psem, a my w końcu jesteśmy dziwnymi istotami. Jego panem jest Oluś, który też urzekł mnie swoją dobrocią i prostodusznością. Na każdym kroku wykazywał się całkowitym zaangażowaniem i dlatego tak bardzo go polubiłam. Nieważne czy akurat uczył dzieci w szkole, czy pomagał swojej przyjaciółce, czy zajmował się psem. Dawał zawsze z siebie wszystko i zachowywał przy tym pogodę ducha. Takich ludzi uwielbiam również w realu. Natomiast dla kontrastu jego matka – Krystyna – okazała się niemożliwie irytująca. Dosłownie doprowadzała mnie do szału. Zaskakiwała, ale w bardzo negatywny sposób.

"Rozmerdane święta" są idealnym wyborem przed Bożym Narodzeniem, ponieważ wprowadzają w klimat i urzekają serca. Jeśli poszukujecie czegoś lekkiego, pełnego atmosfery świątecznej i magicznych cudów, to zapewniam Was, że znajdziecie w niej właśnie to. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo Taniej Książce



wtorek, 3 grudnia 2019

Podsumowanie listopada ♥

Witajcie!

Przychodzę do Was z trochę spóźnionym podsumowaniem, ale najważniejsze, że jest! :) Listopad spędziłam... Tak naprawdę nie wiem na czym. Nie przeczytałam dużo książek, nie obejrzałam dużo filmów... Fakt, że rozpoczęłam już egzaminy na uczelni i w tej chwili mam za sobą już dwa testy i dwie prezentacje zaliczające (jutro kolejny, trzymajcie kciuki za mnie! :)). Z tego powodu byłam też trochę mniej aktywna i tutaj, i u Was na blogach. Ale Wy już wiecie, że pojawiam się i znikam :D 

Nie przedłużając, przechodzę do książek przeczytanych w listopadzie. Było ich cztery i wszystkie naprawdę dobre! Pod tym względem już dawno nie miałam tak fantastycznego miesiąca. 

1. Wilczerka (recenzja; ocena: 8/10) – jest to moja druga książka autorki i jestem z niej naprawdę bardzo zadowolona. Po raz kolejny oczarowała mnie i przeniosła do świata baśni, marzeń, ale również okrucieństwa i konieczności walki. 













2. Tętniące serce (recenzja; ocena: 8/10) – ta książka była po prostu... Niesamowita! Zaczęła się bardzo powoli, a skończyła szaleńczo pod względem emocjonalnym. To nie jest powieść, którą się czyta i tak sobie zapomina. O nie! To powieść, która na lata zapada w pamięci. 













3. Siła empatii (recenzja; ocena: 9/10) – książka z gatunku literatury naukowej, a dokładnie z psychologii. Naprawdę godna uwagi, napisana w przystępny sposób, a przekazuje olbrzymią dawkę wiedzy, która jest i ciekawa z punktu widzenia badawczego, ale również można z niej wynieść wiele praktycznych rzeczy. 











4. Królestwo (recenzja; ocena: 7/10) – młodzieżówka, która spełniła moje oczekiwania i przy okazji pozytywnie mnie zaskoczyła. Stare motywy wykorzystane w niekonwencjonalny sposób, pełna refleksji i przyjemnej akcji.  













A teraz kinematografia...! :) Obejrzałam cztery filmy i dwa seriale. Choć przyznam, że nie jestem do końca z nich zadowolona :(

1. Coco (ocena: 9/10) – jest to już moja trzecia przygoda z tym filmem i przyznam, że za każdym razem tak samo pozytywnie go odbieram. Niesamowicie wzruszający, pouczający i przepięknie wyglądający ♥















2. Rodzina Addamsów (ocena: 6/10) – miałam duże oczekiwania co do tej animacji, a tymczasem okazała się bardzo przeciętna i według mnie nie zachowała w ogóle klimatu oryginału, więc tutaj olbrzymi minus. Nie zmienia to faktu, że to całkiem przyjemna w odbiorze bajeczka.














3. Siedem dusz (ocena: 9/10) – oglądałam po raz pierwszy ten film na lekcję polskiego w liceum. Pamiętam, że wtedy zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Tym razem też nauka mnie zmusiła do obejrzenia go, ponieważ zapoznałam się z nim ponownie ze względu na przedmiot kino a zaburzenia psychiczne. Nie było już takiego wow, ale nadal odebrałam go pozytywnie.  













4. Mr. Jones (ocena: 6/10) – to kolejny film, który obejrzałam w ramach kina a zaburzeń psychicznych i jestem zawiedziona. Przedstawienie choroby było bardzo dobre, jednak pozostała część filmu nie przypadła mi do gustu. 















5. The End of Fucking World (sezon 2; ocena: 8/10) – pierwszy sezon to było naprawdę coś. Pod względem emocjonalnym czułam się totalnie rozjechana. Drugi nie był już taki mocny, ale nadal poruszał, dawał do myślenia i wciągał. 















6. Euforia (sezon 1; ocena: 7/10) – ten serial jest dziwny i bardzo nierównomierny. Ma wybitnie głupie i wulgarne sceny, które nie są potrzebne. Ale czasami to, co się działo, było bardzo uświadamiające i dające do myślenia w wybitnie mocny sposób. Zawiodłam się bardzo na zakończeniu  :(














I to byłoby na tyle w listopadzie! To był dobry miesiąc :)

Zaczęłam już tworzyć podsumowanie roku. I mam tutaj na myśli top 10 książek/filmów i 10 najgorszych książek/filmów. Zaczęłam tak robić, ponieważ wydaje mi się, że to mogłoby być ciekawe, ale nie wiem, czy Wam podoba się ten pomysł. Co sądzicie? :) ♥ 
I tutaj podkreślę, że to mają być przeczytane książki i obejrzane filmy przeze mnie w 2019 roku. Nie musi się pokrywać z oryginalnymi premierami. 

Wspaniałego grudnia! ♥
Elfik

sobota, 16 listopada 2019

Królestwo – Jess Rothenberg


Tytuł: Królestwo

Autor: Jess Rothenberg

Tłumaczenie: Zbigniew Kościuk

Seria: Young

Kategoria: Literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 352

Ocena: 7/10









Czasami jestem po prostu zszokowana postępem technologii, a należę do tego pokolenia, które na własne oczy mogło zobaczyć, jak szybko rozwija się nasza elektronika, i zarazem należę do tych osób, które są wychowane na nowych technologiach. W mojej pamięci są wspomnienia pierwszych telefonów komórkowych dostępnych dla zwykłych ludzi, komputerów o kolosalnej wielkości i malutkich ekranów telewizorów, gdzie znajduje się kilka kanałów. Jednak minęło tylko kilka lat, a w swoim ręku miałam już nowoczesny, dotykowy telefon, grałam na laptopie i oglądałam filmy w bardzo dobrej jakości na wielkim telewizorze. Z perspektywy czasu jest to olbrzymi przeskok od raczkującej technologii po urządzenia, które zastępują nam wiele aspektów codziennego życia. Wyobrażacie sobie, co będzie za dziesięć lat? Dwadzieścia? Pięćdziesiąt? Sto?!

Ana jest hybrydą – połączeniem programu komputerowego z biologiczną istotą. Została stworzona po to, by dostarczać ludziom rozrywki w największym i najnowocześniejszym parku rozrywki na całym świecie. Jest zaprogramowana do bycia uprzejmą, atrakcyjną i radosną istotą spełniającą ludzkie marzenia. Nad nią i jej siostrami czuwają Matka i Tata, którzy robią wszystko, by ich niesamowite istoty były bezpieczne i nie musiały się w żaden sposób obawiać prawdziwego świata. Domem Any jest Kingdom i nie wolno jej opuszczać tej przystani. Tam powinna być szczęśliwa, pomocna i stamtąd sięgać po przyjemności. Jednak czy taka jest prawda? Jakie mroczne tajemnice skrywa najpiękniejsze miejsce na świecie? Czy maszyna może odczuwać prawdziwe emocje? Prawdziwe uczucia? Co doprowadziło do wyjątkowo brutalnego morderstwa? 

Po "Królestwie" oczekiwałam przyjemnej książki dla młodzieży, która pozwoli mi się oderwać od poważnych książek z klasyki, literatury naukowej i nauki do egzaminów. Spodziewałam się dość naiwnej lektury, ale za to pełnej emocji i miłości. Moje oczekiwania zostały spełnione, ale dostałam też wiele nadprogramowych i bardzo pozytywnych aspektów. Zostałam pozytywnie zaskoczona przez powieść, która umiała w sobie połączyć lekkość pióra oraz poważne tematy skłaniające do refleksji. Już dawno nie spotkałam takiej książki z gatunku literatury młodzieżowej.

Przede wszystkim pomysł! Cała historia jest niekonwencjonalna i bardzo zaskakująca. Nie przypominam sobie, żebym dotychczas spotkała się z czymś takim, a jednak czytałam sporo podobnych książek. "Królestwo" bierze pod lupę znane i popularne motywy, jednak łączy je w niesztampowy sposób i tworzy uniwersum opierające się na magii technologii oraz prawdziwych i poruszających uczuć. Zwykle nie przepadam za takim toposem, ale tutaj zostałam całkowicie do niego przekonana. 

Co do stylu autorki nie mam za dużo uwag. Idealnie pasuje do typowego młodzieżowego języka, który ma być prosty i przyjemny. Nic ponad to – nic charakterystycznego. Choć przypadł mi do gustu układ rozdziałów. Intrygujące połączenie przeszłości z teraźniejszością, które sprawia, że powieść chce się czytać dalej, by zrozumieć te wszystkie wydarzenia. 

Książkę przeczytałam w dwa dni, co przy dość dużej liczbie obowiązków jest fantastycznym wynikiem i dużo mówi na temat samej fabuły. Przepadłam całkowicie w tym świecie. Był on na tyle baśniowy, że poczułam ten niesamowity klimat parku rozrywki, który sprawiał, że ludzie byli choć przez chwilę po prostu szczęśliwi. Niezwykłe wykorzystanie wirtualnej rzeczywistości i adekwatne odebranie pragnień ludzkich spowodowały, że sama chciałam być jednym z klientów i poczuć się tak samo cudownie jak oni. Lecz był to też świat tajemnic, czego jako czytelnicy dowiadujemy się od pierwszych stron, ale w ogóle to się nie zgadzam z przeszłością, którą poznajemy. Krok po kroczku zaczynamy rozumieć, czym było Kingdom i dlaczego hybrydy zostały doprowadzone do niewyobrażalnych stanów psychicznych i fizycznych. Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie, dlaczego sama dałam się oczarować tej krainie, a zapominałam o jej mrocznych sekretach. Każde takie przypomnienie dawało mi motywację, by brnąć dalej i poznać prawdę, jeśli nawet miała być okrutna. 

Bohaterów przewijało się wielu, jednak byli oni tylko tłem i uważam to za dość duży minus, gdyż mieli olbrzymi potencjał i naprawdę wyszedłby ciekawy efekt, gdyby tylko ich dopracować. W końcu w dużej mierze były to albo hybrydy, albo ludzie o dość specyficznych zainteresowaniach. Główną bohaterkę Anę polubiłam od pierwszych stron za nietypowy tok myślenia. Oczywiście można było się tego spodziewać po robocie, ale mimo to daję ukłon w stronę pisarki, która ukazała coś wprost niesamowitego. A mówię tu o opisach emocji i czuć bez nazywania ich. Tak właśnie myślała Ana – opisywała pewne stany i uważała je za reakcję programu, często przy tym obawiając się awarii. Tymczasem te stany były tak bardzo ludzkie i tak naturalne wśród ludzi, że poczułam się urzeczona jej niewiedzą i przekonaniem o byciu maszyną przy tak wielkim pragnieniu ludzkich rzeczy. Do gustu przypadł mi również Owen. Nie jestem w stanie racjonalnie opowiedzieć Wam, za co go polubiłam, jednak odkąd tylko się pojawił, poczułam, że można mu ufać i że odegra ważną rolę w tej historii. Po prostu poczułam jakąś sympatię. 

Królestwo okazało się emocjonującą książką, która momentami dogłębnie mnie poruszyła. Dzięki wartkiej akcji czytało się ją niezwykle szybko, ale przy tym łatwo zapomnieć o rzeczywistym świecie. Po lekturze można zadawać sobie multum pytań o słuszność technologii oraz o nasze własne człowieczeństwo. Czy jesteśmy w stanie wziąć odpowiedzialność za to, co tworzymy? Nie pytam tutaj, czy jesteśmy w stanie to kontrolować. Pytam, czy emocjonalnie jesteśmy w stanie dać sobie z tym radę i dać z siebie wszystko, by stworzyć piękny świat dla nas i naszych wytworów? Myślę, że sami znacie odpowiedź. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo Taniej Książce

  

piątek, 15 listopada 2019

Siła empatii. 7 zasad zmieniających życie, pracę i relacje – Helen Riess, Liz Neporent


Tytuł: Siła empatii. 7 zasad zmieniających życie, pracę i relacje

Autor: Helen Riess, Liz Neporent

Tłumaczenie: Marta Komorowska

Kategoria: Literatura naukowa

Wydawnictwo: Samo Sedno

Liczba stron: 240

Ocena: 9/10









Mam do Was jedno pytanie – co wiecie o empatii? Jestem przekonana, że większość z Was jest w stanie podać definicję, która dość słusznie opisze ten konstrukt. Lecz jak się okazało, większość ludzi posiada tylko bardzo ogólną wiedzę na ten temat, a uważam ją za wyjątkowo istotną. Żeby jednak nie być niesprawiedliwym, to przyznam, że ja sama wiedziałam dość mało o empatii, a dotychczas uważałam się za osobę, która wie w tym aspekcie więcej niż przeciętny człowiek. Teraz już zdaję sobie sprawę, że zgłębienie mechanizmów empatii wymaga o wiele większego zaangażowania i wysiłku. Pomogła mi w tym książka "Siła empatii. 7 zasad zmieniających życie, pracę i relacje". 

Tematyką związaną z empatią zainteresowałam się ponad rok temu, gdy całkowicie przypadkowo razem z przyjaciółką wybrałyśmy ten temat do opracowania w ramach zajęć na uczelni. Wtedy było to tylko luźno rzucone pojęcie, które wydawało się stosunkowo ciekawe i łatwe do omówienia. Pracowałyśmy nad nim rok i właśnie wtedy przeczytałam wiele artykułów na ten temat i kilka książek naukowych. Często się śmieję, że teraz jestem prześladowana przez empatię, ponieważ i mój temat pracy rocznej na studiach jest ściśle z nią związany, i inne zajęcia wymagają ode mnie głębokiej analizy tej tematyki. Jednak jak sami widzicie, jest to wzajemne prześladowania – obecnie już całkowicie świadomie dążę do zgłębiania wiedzy w tym polu psychologii. 

Empatia jest bardzo istotna w naszym życiu, ponieważ dzięki niej jesteśmy w stanie funkcjonować z innymi ludźmi oraz w razie problemów możemy na nich liczyć. Gdyby nie ona, to podejrzewam, że jako rozwinięty intelektualnie gatunek nie bylibyśmy w stanie przetrwać. Jest naprawdę na każdym naszym kroku. Od momentu kiedy na paluszkach wstajemy, by nie obudzić naszej drugiej połówki, rodziców czy innych domowników, towarzyszy nam przez cały dzień. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak często doświadczamy jej od innych ludzi i jak często to my współodczuwamy z innymi osobami. To zjawisko jest tak bardzo fascynujące, że warto poświęcić mu czas – i w kontekście naukowym, i w kontekście społecznym. Czym bylibyśmy bez empatii? 

Jednak wracają bezpośrednio do samej książki, chciałabym wychwalić pod niebiosa główną autorkę tej lektury. Czytało się ją niesamowicie, a patrząc, że jest to dzieło z literatury naukowej, jestem pod olbrzymim wrażeniem. Moje dotychczasowe doświadczenia opierają się na ciekawych i przydatnych informacjach zapisanych w przystępny (lub nie) sposób. W przypadku "Siły empatii" to nie tylko przystępny sposób, ale bardzo przyjemny i prosty styl, który pozwala wszystko bez większych problemow zrozumieć i w dodatku wciąga. Przy tym nie miałam też uczucia, że w jakiś sposób odejmuje to książce rzetelność. Wszystko opierało się na konkretnych teoriach psychologicznych i miało podparcie w badaniach. Miałam wrażenie, że usiadłam i czytam wyjątkowo pasjonującą powieść. 

Tak jak wspomniałam na początku mojej opinii, czytałam już sporo naukowej literatury na ten temat i czuję się w nim dość pewnie. Znam i ujęcie biologiczne empatii, i społeczne. Tymczasem okazało się, że wiele informacji było mi jeszcze nieznanych i znacznie pogłębiłam swoją wiedzę. To nie były tylko suche fakty, ale również informacje, które jako niekoniecznie specjaliści możemy wykorzystać w swoim codziennym życiu. Autorka omówiła temat bardzo rozlegle. Wzięła pod uwagę indywidualne aspekty empatii, ale również ujęła to bardziej globalnie. Poza tym nie ograniczyła się wyłącznie do empatii, ale wzięła pod lupę i nowoczesną technologię, i psychoterapię. Podoba mi się to ujęcie, ponieważ bardzo dobitnie uświadamia siłę empatii oraz jej możliwości. 

"Siła empatii. 7 zasad zmieniających życie, pracę i relacje" to bardzo wartościowa książka, która dzięki swojej prostocie oraz bardzo szerokiej gamie omówień, trafi do specjalistów, ale i czytelników, którzy nie są zawodowo związani z tą tematyką. Uważam również, że może zaciekawić osoby, które dotychczas w ogóle nie interesowały się psychologią. Dlatego jeśli chcecie pogłębić swoją wiedzę o świecie i człowieku, bardzo polecam Wam tę pozycję. 

Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję bardzo Taniej Książce oraz zapraszam do zapoznania się z ich katalogiem nowości


niedziela, 10 listopada 2019

Tętniące serce – Selma Lagerlöf


Tytuł: Tętniące serce

Autor: Selma Lagerlöf

Tłumaczenie: Franciszek Mirandola

Kategoria: Literatura klasyczna

Wydawnictwo: Wydawnictwo MG

Liczba stron: 208

Ocena: 8/10










Zawsze twierdziłam, że jednym z najpiękniejszych zjawisk, jakie istnieją na naszym świecie, jest miłość rodziców do dziecka. To niesamowite uczucie, które sprawia, że świat jest bezpiecznym miejscem dla dziecka, że nie musi już niczego się bać. Nawet jeśli czasami rodzice popełniają błędy i nie do końca radzą sobie z rodzicielstwem, to w większości przypadków pragną wszystkiego co najlepsze dla swoich małych pociech. Mijają lata, dzieci rosną, a rodzice starzeją się. I wiecie co? W tej cudownej więzi nic się nie zmienia. Nie ma znaczenia, że rodzic jest już starszym człowiekiem o lasce, że dziecko założyło już własną rodzinę. Miłość nadal trwa i nadal jest gotowa, by przenieść góry dla drugiej osoby. Jako ludzie potrafimy robić straszne rzeczy, ale potrafimy też oddawać swoje serce we władaniu najpotężniejszego uczucia, czyli miłości. 

Jan jest człowiekiem o spokojnym usposobieniu. Nie odczuwa zazwyczaj mocnych emocji – ani się nie złości zbyt często, ani tym bardziej się nie cieszy. Gdy jego żona jest w czasie porodu, nie rozumie, czemu wszyscy oczekują od niego, że będzie tryskał radością. W końcu to tylko kolejne dziecko w wiosce i kolejny kłopot, z którym będzie musiał sobie poradzić. Z takimi myślami udaje się, by po raz pierwszy zobaczyć swoje dzieciątko. W tym momencie wszystko się zmienia, ponieważ jego córka jest nieziemskim stworzeniem. Jan już wie, że dotychczas jego życie było tylko pozorem, nic nieznaczącym epizodem, a dopiero w tej chwili zaczęło się naprawdę. Od razu pokochał małą Klarę i poczuł głęboką więź do tej małej dziewczynki. Stali się jedną duszą, która razem pokona wszystko. Tylko dzieci dorastają i pragną iść własną ścieżką. Jak poradzi sobie Jan, kiedy przyjdzie czas, by jego Klara opuściła rodzinny dom i rozpoczęła własne życie?

Dotychczas o autorce tylko słyszałam i przyznam ze wstydem, że niezbyt wiele. Po prostu wiedziałam, że ktoś taki istniał i pisał książki. Teraz już doskonale zdaję sobie sprawę, że była to pierwsza kobieta, która otrzymała nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Ta informacja zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie i nastawiła wyjątkowo pozytywnie do tej książki. Już wcześniej planowałam ją przeczytać z radością, ale ta radość wprost eksplodowała, gdy uzyskałam tę informację. Jednak początki były trudne, ale w tej chwili doskonale wiem, czym pisarka mogła zachwycać w swoim czasie i czym zachwyca nadal. 

Będąc całkowicie szczera – styl jest dobitnie poprawny i zwykły. Pierwsze strony nie powaliły mnie swoją barwnością językową, czy niekonwencjonalną składnią. A już wiecie, że tego przy takich powieściach oczekuję i z tym chcę się zmierzyć. Dlatego już na wstępie poczułam się trochę rozczarowana. Do tego dochodziły archaizmy, które jednak utrudniają czytanie i nie są moją mocną stroną. Oj początek naprawdę nie był dla mnie i tej powieści dobry. 

Fabuła też w pierwszej chwili bardzo mnie rozczarowała. Jest monotonna i powolna. Przez pierwsze strony poza faktem urodzenia się Klary nie ma żadnej akcji. Pisarka ukazuje ich codzienne życie, które okazało się dla mnie nudna i zwyczajne. Brak jakiś większych, napędzających akcję wydarzeń był dla mnie subiektywnym koszmarem. Lecz strona za stroną mijała, rozdział za rozdziałem również, i wtedy zdałam sobie sprawę, że piękno "Tętniącego serca" właśnie na tym polega. Nie chodzi o szokające zdarzenia, czy mocne emocje. Chodzi o zrozumienie bohaterów, ich motywacji oraz zespolenie dusz. Potrzebowałam wiele czasu, by dostrzec niezwykłość tej opowieści i dać się ponieść emocjom, które okazały się bardzo głębokie i bardzo poruszające. Musiałam tylko odłożyć swoje własne uprzedzenia i uczucia, a wtedy wyraziście ujrzałam Jana i Klarę jako osoby pełne życia i miłości. Osoby, które jak każdy człowiek na tym świecie popełniają błędy i dają się ponieść razem z prądem rzeki zwanej życiem. 

W "Tętniącym sercu" jest wiele bohaterów, którzy mają własne życie i własne historie. Jednak wszystko skupia się na osobie Jana. Ta postać jest dla mnie niejednoznaczna, ponieważ wydaje się bezuczuciowy i często nie rozumie postępowania innych ludzi, lecz w duszy posiada olbrzymie pokłady dobra i miłości. Nie tego się po nim spodziewałam, więc nawet nie wiecie, jak pozytywnie się zaskoczyłam, gdy dojrzałam tę utajoną część jego osobowości. Cała ta książka ukazuje, jak pod wpływem pewnych wydarzeń i rodzicielskiej miłości można się zmienić i doprowadzić swój stan do całkiem odmiennego niż można by się spodziewać. To niesamowita i bardzo mocna analiza psychologiczna głównego bohatera, która trwa latami, a jest determinowana przez jedną osobę – córkę. 

Nigdy nie dostrzegałam, że jedna osoba może diametralnie zmienić ludzkie życie, a następnie dyktować każde jego działanie, pragnienie, uczucie i nawet myśli. Przez pewien czas uważałam to za nierealne, lecz z czasem zdałam sobie sprawę, że to wcale nie jest abstrakcja tylko nasza rzeczywistość. Często nie jesteśmy świadomi, że potrafimy wyzbyć się egocentryzmu i oddać swoją duszę w posiadanie osobie, którą kochamy ponad wszystko. Odtąd nigdy nie możemy być już w pełni sobą, choć lepszą wersją i bardziej prawdziwą jest stwierdzenie, że to właśnie od tej chwili stajemy się naprawdę sobą. Ta książka mi to uświadomiła, podkreślając wagę miłości, przywiązania i lojalności, które mogą czynić cuda, ale również niszczyć całe światy. 

"Tętniące serce" okazało się dla mnie wyjątkowo mocną psychicznie książką. Gdy skończyłam ją czytać, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Patrząc, że była to noc, odpowiedź była oczywista, ale nie mogłam się położyć tak po prostu spać. Musiałam myśleć, ale nie mogłam nic wywnioskować. Pojawiało się w mojej głowie multum refleksji, ale żadna nic mi nie dawała, ponieważ zostałam postawiona przed faktami. W tej historii nie da się nic zmienić. Ona poszła jedynym możliwym torem przyczynowo-skutkowym. Było mi tak bardzo smutno, ale zarazem czułam pewnego rodzaju nadzieję. Ta niespójność emocji dręczyła mnie również podczas snu. Dlatego powiem, że ta powieść miała w sobie wszystko co konieczne, by poruszyć ludzkie serce. Jeśli tylko jesteście w stanie poświęcić się, żeby przebrnąć monotonnie, to zapewniam Was, że przed Wami ukaże się niesamowita historia, która będzie Was prześladować, ale ukaże też ścieżkę, która może nawet zaowocować szczęściem w przyszłości. 

Dziękuję bardzo Wydawnictwu MG, że za pomocą tej niezwykłej książki poruszyło moje serce



poniedziałek, 4 listopada 2019

Wilczerka – Katherine Rundell


Tytuł: Wilczerka

Autor: Katherine Rundell

Tłumaczenie: Paulina Braiter-Ziemkiewicz

Seria: Latawiec

Kategoria: Literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: Poradnia K

Liczba stron: 336

Ocena: 8/10








Przypomnijmy sobie teraz czasy, gdy byliśmy dziećmi i świat był dla nas miejscem pełnym fascynujących rzeczy, tajemnic i wyzwań. Dla mnie był to przepiękny okres w życiu – wolny od zmartwień, dający niesamowitą wiedzę i czystą radość. Mogłam eksplorować, podziwiać, szaleć i bawić się. Jednak czy to na pewno świat był właśnie taki, czy to może ja sama miałam takie nastawienie? Myślę, że dobrze znamy odpowiedź i nieraz żałowaliśmy, że nie udało nam się zachować cząstki dziecięcej naiwności i marzeń. A przynajmniej mi się nie udało. Jako dzieci bylibyśmy niepokonani i moglibyśmy zmieniać świat na lepsze. 

Fieo od najmłodszych lat mieszka razem ze swoją mamą oraz małym stadem wilków. Uczy wilki, które zostały porzucone przez swoich panów z arystokracji, jak na nowo stać się dziką bestią i poradzić w rosyjskich lasach. Jest to pracochłonne i wyjątkowo trudne zadanie, ale owoce, jakie przynosi ze sobą, są niesamowite i bardzo satysfakcjonujące dziewczynkę. Dla niej to całe życie i to najlepsze, jakie można tylko wieść. Lecz wszystko się zmienia, gdy do ich wspólnego domu wkraczają żołnierze cara i żądają zabicia wilków. Od tej chwili cudowne czasy kończą swój byt, a rozpoczyna się walka o przetrwania, miłość i przyjaźń. Czy Fieo jest w stanie pokonać system? Czy odważy się zaryzykować swoje własne życie, by ratować matkę i ukochane zwierzęta od śmierci? 

Z twórczością pani Katherine Rundell spotkałam się dotychczas raz, ale było to spotkanie, którego nie można po prostu zapomnieć. Autorka urzekła mnie "Dachołazami" i za pomocą słów sprawiła, że zaczęłam inaczej patrzeć na swoje życie. Zaczęłam inaczej czuć i myśleć. Było to dla mnie niezwykłe przeżycie. Dlatego z taką radością, ale również i pewnymi obawami podeszłam do przeczytania "Wilczerki". Nie wiedziałam, czego tym razem się spodziewać – czy przyjemnej historii, czy ponownie opowieści, która powali mnie na kolana. Co ostatecznie dostałam? 

Przede wszystkim bardzo do gustu przypadł mi pomysł na przedstawienie tej historii w konwencji baśni. Baśnie dają olbrzymie miejsce do popisu i pozwalają na stworzenie magicznego klimatu. Tutaj właśnie tak było – opowieść bardzo poważna, momentami straszna i pokazująca naturalistyczny świat została ukazana oczami dziecka, które nie oddaje swojego szczęścia tak po prostu, jest gotowe o nie walczyć i nie zawaha się przed niczym. Przy tym sama koncepcja wilczerki i jej wilków wprowadza nas w zakazany dorosłym świat marzeń i idei. 

Całość ubarwia prostota językowa, na którą często Wam narzekam. Ale tutaj mogę tylko wychwalać ją pod niebiosa, gdyż to właśnie te proste słowa okazały się kluczem do stworzenia wzruszającej i pełnowymiarowej opowieści. Tutaj nie ma skomplikowanych zdań czy trudnych słów, ponieważ one są całkowicie niepotrzebne. Uważam, że o wiele trudniej jest stworzyć coś pięknego i poruszającego z języka wręcz potocznego niż z nietypowych i barwnych struktur. Dlatego schylam głowę ku pisarce. 

Jednak żeby nie było zbyt kolorowo, to wspomnę o pewnej wadzie. Co prawda jest ona wyjątkowo subiektywna i pewnie część z Was pomyśli, że naciągana, ale mnie utrudniła odbiór całej historii. Niestety momentami bardzo się nudziłam i wręcz męczyłam z tekstem. "Wilczerka" to króciutka powieść, a tymczasem potrzebowałam naprawdę sporo czasu, by ją przeczytać. Mimo to w żaden sposób nie umniejsza to twórczości Katherine Rundell, gdyż w ostatecznym rozrachunku i tak bardzo ruszyła moje serce i dała wiele do myślenia. Zszokowała mnie kontrastem między brudnym i brutalnym światem, a wyobrażeniami dziewczynki, która widziała właśnie na tym świecie przyjaźń i miłość i to jej się trzymała. 

Pisarka wykreowała bohaterów jednoznacznie dobrych i złych, co jest jak najbardziej pożądane w świecie, gdzie nie ma żadnych ograniczeń ani realnych zasad. I tutaj pora przejść do najpiękniejszego i najbardziej wzruszającego aspektu powieści, czyli relacji Fieo i wilków. Nie ma co się czaić i ukrywać – oni nawzajem się kochali i to prawdziwą, szczerą i czystą miłością. Nie miało żadnego znaczenia, że wilki to stereotypowo krwiożercze drapieżniki, które zabijają dla zabawy. Nie miało znaczenia, że Fieo to mała dziewczynka z naiwnym spojrzeniem na rzeczywistość. Nawzajem dali sobie tego, czego im brakowało, tworząc relację opartą na miłości, lojalności i poświęceniu. 

Fieo pokochałam całym sercem. Udowodniła mi, że w życiu nie liczą się słowa tylko czyny. Czasami mimo przeciwności trzeba wstać i walczyć o istoty, które kochamy, bo o to właśnie chodzi w naszym istnieniu. Często powtarzane określenie, że Fieo jest burzą, jest jak najbardziej słuszne. Jeśli bardzo się chce, to każda przeszkoda jest do pokonania. Wystarczy uzbroić się w cierpliwość, wytrwałość i wiarę. Pokochałam również Ilię – tak pełnego optymizmu, oddania, dobrej energii i marzeń, że przechodziły aż na mnie samą. 

"Wilczerka" bardzo poruszyła mnie emocjonalnie. Spojrzałam na szary i płaski świat w wielu barwach i przestrzeniach. Ponownie przypomniałam sobie, co to jest miłość oraz przyjaźń i jak ważne są w naszym życiu. Dlatego polecam ją wszystkim ludziom, którzy pragną wielu emocji i uczuć. 

Za możliwość poznania świata Fieo i wilków dziękuję bardzo Poradni K