Tytuł: Świąteczne drzewko życzeń
Autor: Emily March
Tłumaczenie: Ewa Świerczyńska
Kategoria: Literatura obyczajowa
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Liczba stron: 352
Ocena: 7/10
Czasami zastanawiam się, co jest takiego wyjątkowego w Bożym Narodzeniu. Nie mam na myśli tutaj religijnego aspektu, ale tego, który jest zwany magią świąt. Dla mnie Wigilia zawsze była jednym z ulubionych dni w roku i niosła ze sobą niezapomniane wspomnienia. Czy naprawdę większość z nas przypisuje tym trzem dniom tak olbrzymie znaczenie, że zauważamy i czujemy magię? Czy jest to najlepszy czas, by zapomnieć o waśniach, problemach i trudnościach? Czy to dni pełne miłości? Takie pytania za pewne zadają sobie wszyscy i prawdopodobnie odpowiedzi są najróżniejsze. A może istnieje jedna prawidłowa?
Pewnego grudniowego dnia do Devina dzwoni wyjątkowy telefon. Mężczyźnie nigdy nie przyszło do głowy, że może znaleźć się w tak nietypowej sytuacji i tak magicznej – dzwoni do niego mały chłopiec, który jest przekonany, że dodzwonił się do Świętego Mikołaja. Chłopiec prosi o tatusia na święta Bożego Narodzenia. Devinowi nie przychodzi nic innego do głowy, jak odpowiedzieć, że musi wierzyć, że pewnego dnia tatuś się pojawi. W tym samym czasie matka chłopca mierzy się z prześladowaniem. Zaczyna się bardzo niewinnie, bo od kilku pomyłek w poczcie i niezamówionej pizzy. A jak się kończy? Czemu chłopiec tak bardzo pragnie mieć tatusia? Czy Devin zakończy swoją rolę jako Święty Mikołaj? Czy Jenna – mama chłopca – znajdzie prześladowcę?
Dla mnie atmosfera świąt pojawiła się już na samym początku grudnia. Jednak teraz gdy wróciłam do domu ze studiów i zaczynają się gorączkowe przygotowania do Wigilii, poczułam całą sobą, że to już już za pasem. Dlatego z olbrzymią chęcią wzięłam się za kolejną świąteczną książkę. Chciałam jeszcze bardziej pogłębić swój fantastyczny humor. Tylko nie do końca byłam przekonana co do tego konkretnego wyboru, gdyż spotkałam się z twórczością autorki i muszę ze smutkiem przyznać, że była to całkowita porażka. Jednak nie chciałam tak łatwo się zniechęcać i jak się okazało była to dobra decyzja, ponieważ Świąteczne drzewko życzeń spełniło moje oczekiwania i przekonało do autorki.
Początek powieści bardzo przypadł mi do gustu. To było coś odmiennego od tego co znam z typowych książek świątecznych i od razu wrzuciłam to do worka z zaletami. Trochę się z tym pośpieszyłam, bo niestety pierwsze wrażenie nie utrzymało się. Co prawda na oko do połowy książki byłam nadal zachwycona, ale momentalnie moja dobra opinia spadła. Zaczęło się dobrym kryminałem, a skończyło wybitnie naiwnym romansem. Żadnego z tego się nie spodziewałam... No może tego romansu to troszkę, ale myślałam, że będzie poważniejszy w odbiorze, a słodyczy doda świąteczna atmosfera.
Styl jest typowy jak na obyczajówkę, więc nie mam za bardzo co o tym pisać. Mogę tylko tradycyjnie ponarzekać na brak oryginalności i niepowtarzalności, ale zaczynam się już przyzwyczajać. Choć, żeby nie było, że dostrzegam ostatnio wyłącznie wady w języku powieści, to przyznam, że w pewnym momencie bardzo się wciągnęłam i przepadłam w tym świecie na wiele stron.
Jak możecie się domyślić, fabuła pod względem wątku romantycznego jest bardzo przewidywalna i od pierwszych stron, jak nie samego opisu, można się domyślić, jaki będzie tego finał. Trochę poczułam zawód, co mnie zdziwiło, bo właśnie tego się spodziewałam. Zresztą całość nadrabia odpowiedni klimat i nie mam tu na myśli wyłącznie tego bożonarodzeniowego, ale również klimat wakacji, wspomnienia pięknych mórz i oceanów oraz klimat marzeń i miłości. Tutaj naprawdę pisarka dała się ponieść, a ja jako czytelniczka razem z nią.
Bardzo łatwo przenieść się do Eternity Springs i pokochać wszystkich bohaterów. Jest ich wielu i wydaje mi się, że powieści Emily March pozwalają na dogłębną analizę ich charakterów. Ale pozostając przy "Świątecznym drzewku życzeń", to polubiłam się z Jenną. Podziwiam ją za determinację w tym, co robi. Jest pełna zaangażowania, odwagi i nie boi się poświęcić dla swoich najbliższych. Podejmowała w swoim życiu bardzo trudne decyzje i dzięki tym wyborom udowodniła samej sobie, swojemu synowi i wszystkim innym, że jest wyjątkowo kobietą, którą powinno darzyć się wielkim szacunkiem. Jej syn poszedł w ślady matki i okazał się przekochanym chłopcem, pełnym odwagi, radości i pasji. Mimo że w swoim życiu przeszedł naprawdę wiele, to nadal pozostał gotowy na to co przyniesie życie, choć z większą dozą rozsądku. Warto byłoby wspomnieć też o Devinie, który dla mnie jest kochanym łobuziakiem. Zachowuje się jak jakiś macho z wybujałym ego, ale w rzeczywistości jest oddany swoim bliskim i gotowy na miłość. Całym sobą oddaje się swoim pasjom i wbrew pozorom doskonale wie, czego pragnie w życiu.
"Świąteczne drzewko życzeń" to książka dla kobiet, która pozwala poczuć świąteczny klimat, ale ujawnia również, czym jest prawdziwa miłość – zarówno ta rodzicielska, jak i partnerska. Podkreśla, że w życiu trzeba wiedzieć, kiedy powinno się iść na kompromis, a kiedy walczyć do końca o swoje. Jestem zadowolona, że dałam drugą szansę Emily March, ponieważ przekonała mnie, że może jeszcze warto kilka razy wpaść do Eternity Springs.
Za możliwość wczucia się w świąteczny klimat dziękuję bardzo Taniej Książce
Dobrze, że można poczuć w tej książce świąteczny klimat. To mnie niewątpliwie zachęca.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to :)
UsuńNie słyszałam o tej książce, ale już jestem przekonana. Szkoda tylko, że kryminał nie utrzymuje się do końca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com
W ogóle byłam zdziwiona, że się pojawił taki wątek alo kryminalny, a później właśnie zawiedziona, że się nie utrzymał :(
UsuńW tym roku już raczej tej książki nie przeczytam, ale może uda się w przyszłym. 😊
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńTo racja :)
OdpowiedzUsuńPięknie wydana i treściwa? Super, chętnie przeczytam :P
OdpowiedzUsuńPolecam! :)
Usuń