Tytuł: Pan Lodowego Ogrodu. Księga 1
Autor: Jarosław Grzędowicz
Cykl: Pan Lodowego Ogrodu
Tom: I
Kategoria: Fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 539
Ocena: 8/10
Vuko Drakkainen nie sądził, że to właśnie on zostanie wybrany. Jednak do tego doszły, decyzja zapadła i to on odpowiada za misję ratunkową i ewakuację innych ludzi ze świata odmiennego, z cywilizacji podobnej do ziemskiej, lecz znajdującej się w całkowicie innej części kosmosu. Gdy dociera na miejsce, ma teoretycznie proste zadanie – znaleźć swoich ludzi, a jak trzeba posprzątać po nich bałagan, który mógłby wprowadzić zamieszanie na tej planecie. Czy to zadanie naprawdę jest tak proste? Czy rok na nie to wystarczająco? Co się wydarzyło, że naukowcy nie dają żadnego znaku życia? I przede wszystkim czy pogłoski o występowaniu magii są prawdziwe?
Z twórczością Jarosława Grzędowicza po raz pierwszy spotkałam się wiele lat wcześniej i to właśnie przy cyklu "Pan Lodowego Ogrodu". Rozpoczęłam go czytać przed maturą i w tamtym czasie nie dokończyłam tej historii. Następnie zapoznałam się z jednotomową powieścią autora "Popiół i kurz", która niestety nie spełniła moich czytelniczych oczekiwań. Jednak teraz wraz wznowieniem cyklu "Pan Lodowego Ogrodu" dałam kolejną szansę pisarzowi i tym razem jestem oczarowana tą książką.
Wydaje mi się, że najbardziej wyróżniającą częścią książki jest sama koncepcja na fabułę. Dotychczas nie czytałam opowieści, która opierałaby się na tak unikatowym pomyśle. Być może sam opis nie wskazuje na nic odkrywczego albo nowego, lecz czym dalej się czyta powieść, tym bardziej jest widoczne świeże spojrzenie autora na cały gatunek i zabawa motywami. To barwne wykorzystanie możliwości wyobraźni. Choć przyznam, że potrzebowałam naprawdę wielu stron, by poczuć się przekonana do tego pomysłu i dać mu szansę. Z perspektywy czasu cieszę się, że do tego doszło, gdyż wolna od czytelniczych uprzedzeń mogłam wgłębić się w fabułę i spojrzeć na nią z całkowicie odmienne strony.
Kolejną cechą bez wątpienia charakterystyczną dla Jarosława Grzędowicza i jego cyklu jest styl pisarki. Jednak w tym przypadku dochodzi do tego, że doceniam starania pisarza oraz ponownie jego unikatowe spojrzenie na literaturę, lecz nie mogę się przekonać do języka. Jest po prostu nie dla mnie. Przede wszystkim mocno irytuje mnie przeplatana narracja pierwszoosobowa i trzecioosobowa. Przez długi czas nie rozumiałam tej koncepcji i nie byłam w stanie zauważyć zalet płynących z takiej decyzji narracyjnej. Dopiero pomoc innego czytelnika uświadomiła mi, jaki jest cel tego zabiegu i wtedy spojrzałam już inaczej na całość, choć nadal pozostaję przy opinii, że nie jest to najlepsze wyjście.
Jarosław Grzędowicz nie ogranicza swoich intrygujących pomysłów i pewnego rodzaju kontrastu. W samej fabule zaskakuje dwutorowością. Co w tym nietypowego? Otóż w pierwszym tomie cyklu jedna z historii – historia Vuko – odgrywa dominującą rolę i odkrywa przed nami wiele kart, byśmy jako czytelnicy rozumieli, co się dzieje. Natomiast druga opowieść jest już o wiele bardziej tajemnicza. Brzmi jak jakaś baśń, która może być prawdą, a może pozostać tylko zwykłą opowieścią stworzoną ku przyjemności. Płynie wolno i bez konkretów. Część, w której udział bierze Vuko jak na standardy fantastyki, jest mocno przyziemna, a część druga jest oddalona i niepewna. To właśnie ta druga historia skradła mi serce. Sprawiła, że niektóre sceny pod względem emocjonalnym okazały się osłupiające. Niosły ze sobą mądrość, mrok i przestrogę. Z mojej perspektywy była to wybitna manipulacja emocjami czytelnika, czyli coś, co w literaturze niezmiernie cenię.
Samo uniwersum na tę chwilę wydaje mi się nieskończone i niemożliwe do poznania. Gdy czytałam, przyglądałam się pięknie wyrysowanym mapom, by odnaleźć miejsca istotne dla fabuły. Udawało mi się to, lecz i tak miałam poczucie, że ten świat jest zbyt wielki, zbyt skomplikowany, by mapa pozwoliła mi go tak po prostu zrozumieć. Tutaj ponownie dochodzi do interesującego zabiegu – tym razem gatunkowego. "Pan Lodowego Ogrodu" pochodzi z gatunku fantastyki i jest to bardzo dosłowne, gdyż łączy ze sobą elementy fantasy z elementami science fiction. Rzadko się spotykam z takim łączeniem gatunkowym w powieściach i jak najbardziej doceniam go w tym cyklu.
Odnośnie bohaterów mam bardzo mieszane odczucia, ponieważ jest ich wielu, ale kreacja skupia się wyłącznie na konkretnych postaciach. Jest to na pewno dobre wyjście, gdyż przy takim natężeniu jest mało możliwości, by dokładnie wykreować wszystkich bohaterów. Jednakże wiele osób miało potencjał, by wyróżnić się czymś więcej, a pozostawało w sferze epizodycznej. Niemniej Vuko Drakkainem jest dla mnie symbolem pogłębionego studium osobowości. Odpowiednio do sytuacji ukazuje swoje cechy osobowości, a jego przemyślenia są pełne humoru, ale też wartościowych koncepcji. Wśród bohaterów muszę też pokłonić się w stronę Tendżaruka, jego delikatności opowieści, skupiania na małych, ale istotnych szczegółach i wnikliwości w swoich obserwacjach. Bardzo cenię takie postacie.
Czytając "Pana Lodowego Ogrodu", zadałam sobie pytanie, jak daleko sięga moja wiara w naukę. Vuko znajduje się w miejscu odmiennym od Ziemi, lecz nadal zachowującym podobieństwa. Czy w takim miejscu można uwierzyć w działanie magii, czy nadal można wierzyć w siłę fizyki, chemii i innych nauk władających wszechświatem? Sama sobie zadałam to pytanie, a jestem wielbicielem nauki i doszłam do wniosku, że na innej planecie nie byłabym pewna, że nasze naukowe odkrycia mogą mieć zastosowania w takiej formie, jak uważamy obecnie. Pierwsza część cyklu to również obraz zasad w świecie, gdzie zasady nie istnieją w naszym rozumieniu. Świat przedstawiony przez autora daje możliwość ludziom łamania naszych ziemskich zasad, pozwala na zło bez konsekwencji. Ile osób uległoby takim wizjom? Ile podążyłoby za swoimi pragnieniami, zapominając o moralności? Natomiast druga opowieść pozwala zobaczyć krok po kroku nastającą rewolucję, która zwiastuje upadek społeczności, może nawet cywilizacji. Bez wątpienia są to tematy skomplikowane i dające szanse wielu przemyśleniom.
"Pan Lodowego Ogrodu" okazał się opowieścią wielowymiarową i niekonwencjonalną i pod względem konstrukcji, i pod względem tematyki. Nie ograniczał się do utartych frazesów, choć wspaniale umiał z nich korzystać. Po przeczytaniu mam uczucie pełni spostrzeżeń oraz pragnę od razu przeczytać drugi tom.
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję bardzo Fabryce Słów
Pewnie się domyślasz, że ja tym razem mówię pas.
OdpowiedzUsuńJasne :)
UsuńMam na liście do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńTo czekam na Twoją opinię :)
Usuń