Tytuł: Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer
Autor: Anna Sakowicz
Kategoria: Literatura dziecięca
Wydawnictwo: Poradnia K
Liczba stron: 159
Ocena: 10/10
Przychodzi moment w życiu, gdy nasze możliwości zostają diametralnie ograniczone. Nie spotyka to każdego, jednak liczba osób, które doświadczają tej tragedii, jest naprawdę duża, więc nigdy nie wiadomo, czy pewnego dnia to my nie będziemy musieli zmierzyć się z tym problemem. A mówię tutaj o wszystkich ciężkich chorobach, które trudno wyleczyć lub po prostu się nie da. Wtedy powinna nadejść smutna akceptacja faktu, że to już koniec, nigdy nie wróci się do pierwotnego stanu. Sama myśl o tym wywołuje we mnie olbrzymie przerażenie, lecz chyba jeszcze gorsza jest możliwość, że dotknie to moich bliskich. Jak sobie z tym poradzić? Czy jest recepta na choroby? Czy w ogóle da się żyć z takim piętnem?
W podobnej sytuacji znalazła się Anielka, która musi się zmierzyć z chorobą swojej babci. Jej babcia mieszkała od wielu lat razem z dziadkiem, ale pewnego dnia wprowadziła się do domu Anielki, jej siostry i rodziców. Dziewczynka ucieszyła się z tego, ponieważ ubóstwia swoją babcią. Jednak możecie sobie wyobrazić jej zdziwienie, gdy okazuje się, że babcia nie wprowadziła się sama, tylko razem z tajemniczym, niewidzialnym Panem A., który dokucza babci na każdym kroku. Anielka musi teraz przejść długą drogę zrozumienia, kim jest Pan Alzheimer i co jego obecność oznaczy.
"Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer" zaintrygowały mnie, gdy usłyszałam o ich istnieniu. Nie przypominam sobie, żebym osobiście spotkała się z taką formą książki. Oczywiście istnieją całe opasłe tomiska z listami sławnych osób, ale ich unikam jak ognia, ponieważ dla mnie jest to zwykły brak szacunku do ich prywatności, nawet jeśli ci ludzie już dawno nie żyją. To były ich osobiste sprawy, ich prywatne życie i często bardzo głębokie myśli i refleksje. Tego nie powinno się naruszać, nawet za cenę wiedzy. A już na pewno nie w formie popularyzacji. Lecz te listy są całkowicie odmienne, gdyż mają ukazać chorobę Alzheimera z całkowicie innej perspektywy niż zwykle o niej słyszymy. Miałam olbrzymie oczekiwania do tej książki i w każdym, nawet najmniejszym względzie, zostały spełnione.
Przyznam się Wam, że wyjątkowo ciężko napisać mi tę recenzję i minęło już sporo dni, odkąd przeczytałam tę książkę. Mam Wam tyle do przekazania, tyle do opowiedzenia, a zarazem brakuje mi słów. Wszystkie słowa wydają się nieodpowiednie, zbyt małe lub zbyt niezrozumiałe. A bardzo bym nie chciała spłycić przekazu tych właśnie listów. Jednak coś trzeba napisać...
Anielka jest osobą pełną pasji, energii i wiary w przyszłość. Można powiedzieć, że większość dzieci takich właśnie jest, lecz ona w sposób wybitnie inteligentny i zarazem emocjonalny tłumaczy sobie ciężką sytuację, z którą musiała się zmierzyć. Nie ucieka od problemu, odróżnia go też od zabawy. Zdaje sobie sprawę, że wielu rzeczy nie rozumie i za wszelką cenę chce to zmienić. To już nie jest kwestia koralików, szkoły czy przemądrzałej siostry. To kwestia samopoczucia i szczęścia jej babci, więc Anielka się nie poddaje i walczy o swoją ukochaną babcię. Tylko jak to robić, gdy wszyscy wokół płaczą, denerwują się i zachowują całkowicie inaczej niż zazwyczaj? Jak walczyć z brakiem lekarstwa na chorobę babci? Dlaczego nie można tak po prostu pozbyć się z domu Pana A.?
Przekaz książki jest niezwykle emocjonalny. Gdy zaczynałam czytać, byłam przekonana, że na końcu będę bardzo poruszona, wzruszona i dogłębnie smutna. Nie wiecie, jak bardzo się co do tego myliłam. Już sam początek wywołał we mnie wiele emocji i ten stan utrzymywał się do samego końca. Listy Anielki to śmiech przez łzy. W zabawny i inteligentny sposób my sami musimy się zmierzyć ze złymi zmianami, musimy się pogodzić, że jest tylko jeden koniec i nigdy nie będzie tak samo. Możemy to robić razem z tą kochaną dziewczynką, która sprawia, że życie przy tak wielkiej tragedii dla rodziny może być lepsze.
Po przeczytaniu tej lektury nie jestem w stanie stwierdzić, czy z chorobą bliskiej osoby lepiej radzą sobie dzieci czy też dorośli. Z założenia powinni być to dorośli, tylko że ich wiedza może być przekleństwem, które sprawia, że trudno normalnie żyć, trudno docenić ostatnie chwile z kochaną osobą. Ale co z dziećmi? One nie dostają wiedzy, nie rozumieją, dlatego nowa sytuacja może być dla nich szokująca, tworząca chaos. Ale może ten chaos pozwoli im na taką walkę z samym sobą i z chorobą, jaką przeszła Anielka...
Już dawno żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak "Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer". To niekonwencjonalne połączenie piękna życia, miłości, wiary oraz smutku, choroby i widma śmierci. Cały tyn wizerunek otwiera oczy na problem, ale pozwala też go zrozumieć z perspektywy dziecka i wytłumaczyć, że niektóre rzeczy trzeba zaakceptować, ale zarazem się nie poddawać. A całość dopełniają cudowne ilustracje, które za pomocą wizualnych aspektów dodają otuchy.
Za możliwość poznania tej niesamowitej historii dziękuję bardzo Taniej Książce i zachęcam do zapoznania się z ofertą: książki dla dzieci
Bardzo wartościowa książka, więc przeczytam, a potem będę ją polecała dalej. 😊
OdpowiedzUsuńZgadzam się całkowicie :) Myślę, że bez zastanowienia warto polecać ;)
UsuńKsiążka Ani czeka już na mojej półce. Niebawem będę ją czytać.
OdpowiedzUsuńTo czekam na Twoją opinię! :)
UsuńBardzo dziękuję. Takie emocjonalne recenzje są dla mnie cenne i bardzo wzruszające.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim książka taka jest <3
UsuńNamówiłaś mnie na lekturę :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy :)
Usuń