Tytuł: Magia pocałunku
Autor: Julia Quinn
Przekład: Maria Wójtowicz
Cykl: Bridgertonowie
Tom: VII
Kategoria: Romans
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 430
Ocena: 7/10
Miłość... Piękna, ale ciężka sprawa. Niesie ze sobą wiele ciepła, szczęścia i niezapomnianych chwil, ale również pewien rodzaj cierpienia, obaw i poświęcenia. Mimo tych negatywnych cech duża część z nas jest na nie gotowa. Szczęście, które daje albo obiecuje miłość, jest wystarczającą motywacją, by oddać swoim bliskim serce. Czy naprawdę warto? To mocno retoryczne pytanie, na które jednak zdecyduję się odpowiedzieć. Osobiście bez zawahania odpowiadam, że tak – warto. Skąd dzisiaj takie rozważania?
Hiacynta Bridgerton jest kobietą unikatową, kobietą z własnym zdaniem i własnymi poglądami, co w ówczesnych czasach niekoniecznie jest dobrze widziane. W szczególności gdy chce się wyjść za mąż. Mijają lata, sezon za sezonem, a Hiacynta dostaje tylko niegodne uwagi propozycje małżeństwa, a ostatnio w ogóle ich nie ma. Natomiast Gareth słynie ze swoich ekscentrycznych zachowań, często wiążących się z rozpustą. Poza tym wszyscy wiedzą, że od wielu lat jest skonfliktowany ze swoim ojcem. Co się wydarzy, gdy tę dwójkę połączy pamiętnik babci Garetha?
W moim przypadku "Brdigertonowie" to bardzo nietypowy wybór, przy którym trwam. Od razu podkreślę, że nie czytałam wszystkich tomów, jednak parę mam za sobą i mam również za sobą serial, więc ogólną koncepcję poznałam. Nie jest w moim stylu, zaczynając od tego, że nie jestem fanką romansów, a kończąc na tym, że nie cierpię sag rodzinnych. Tymczasem właśnie ten cykl łączy w sobie obie rzeczy i w jakiś nieuzasadniony sposób wabi mnie. Uważam, że to bardzo przeciętna lektura, niemniej z pasją się jej oddaję. A robię ten wywód po to tylko, by powiedzieć, że "Magia pocałunku" bardzo mi się podobała! Naprawdę i mówię to pierwszy raz odnośnie "Bridgertonów". Z czego to wynika? Potrzymam Was w niepewności i zacznę od wad.
Przede wszystkim styl autorki jest w moim odczuciu tak zwyczajny, tak bardzo niewyróżniający się niczym, że aż nudny. Lecz nie mogę mu odmówić pewnego rodzaju prostoty i dawania przyjemności, może bardziej relaksu, w czytaniu. Dla wielu jest to zapewne zaleta, jednak mnie niepomiernie to irytuje i psuje wiele pozytywnych aspektów. Tym bardziej że brakuje mi dopracowania i spójności. Oczekiwałabym czegoś więcej...
Za to fabuła tym razem wyjątkowo pozytywnie mnie zaskoczyła. Może nadal nie jest to wyjątkowo skomplikowana historia na miarę mojej fantastyki, lecz w porównaniu do poprzednich tomów, które czytałam, widzę olbrzymi postęp. "Magia pocałunku" nie skupia się wyłącznie na romantycznych aspektach, ale dodaje również wątek tajemnicy, która z rozdziału na rozdział rozwiązuje się i wabi zakończeniem. Pojawiają się też poważniejsze motywy i rozważania, które mogą przynieść dużo dobrego, jeśli ktoś zdecyduje się przeanalizować pewne sprawy na głębszym poziomie.
Tematycznie siódmy tom "Bridgertonów" wypada też ciekawie. Tym razem jest poruszony wątek pochodzenia i wychowania. Kojarzy mi się to z odwiecznym dylematem: środowisko czy geny? Co tym razem wygra? Czy w ogóle coś może wygrać? Jeśli dołączy się do tego barwną postać Hiacynty i jej miejsce jako kobiety, można dostrzec to wspomniane głębsze dno. W końcu w ówczesnych czasach kobieta miała potulnie podporządkować się mężowi i wyłącznie spełniała swój cel życia, rodząc dzieci. Nieważne było, czy kobieta pragnie właśnie takiego życia, czy jest to jej decyzja i czy przypadkiem nie jest inteligentniejsza niż jej mąż i jest w stanie dokonać wielkich rzeczy. Te stereotypy, które Julia Quinn próbuje łamać w swojej powieści, rażą i udowadniają dobitnie, jak wielki postęp robimy i do jakiego jeszcze możemy dojść.
Wracając do aspektów troszkę bardziej warsztatowych, to kreacja bohaterów zawodzi. Cały cykl ma tak potężną gamę różnych osobowości, które można by poprowadzić niezwykłą ścieżką, a tymczasem pisarka ogranicza się do dwóch głównych postaci. Hiacynta i Gareth stanowczo zyskali moją sympatię i byli nietuzinkowi, lecz ich otoczenie było tak bardzo pominięte, że trudno było to zignorować. Nie rozumiem, czemu w ogóle rodzeństwo Hiacynty jest tak zaniedbane. Przecież oni istnieją w tej historii, są kimś bliskim i osoby, które czytały poprzednie tomy, doskonale ich znają. Gdzie oni są? Ja rozumiem, że jest ich ósemka i to w różnym wieku, więc wszyscy nie są najlepszymi przyjaciółmi, ale nadal są członkami rodziny.
Tak jak już wspomniałam w początkowych częściach, "Magia pocałunku" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła i dała nadzieję odnośnie tomów, których jeszcze nie czytałam, z tego cyklu. Dostałam odpoczynek, przyjemnie spędzony czas, ale też niecałkowicie typowy romans. Oczywiście on nadal dominuje, ale nie zabiera innych, istotnych elementów.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Nie znam tego cyklu, ale może kiedyś nadrobię zaległości.
OdpowiedzUsuńMyślę, że podpasowałoby pod Twój gust :)
UsuńSzkoda, że drugoplanowi bohaterowie są tak słabo wykreowani.
OdpowiedzUsuńNo niestety to istotna wada :(
UsuńNo raczej po nią nie sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńJasne ;)
Usuń