niedziela, 2 maja 2021

Bibliotekarka z Saint-Malo – Mario Escobar

 

Tytuł: Bibliotekarka z Saint-Malo

Autor: Mario Escobar

Przekład: Patrycja Zarawska

Kategoria: Literatura historyczna

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 368

Ocena: 8/10










O drugiej wojnie światowej jest mnóstwo książek. Prawie wszystkie przekazują tę samą wiedzę o cierpieniu, dehumanizacji i tragedii, która prawdopodobnie już na zawsze zapisze się na kartach historii. Zginęło tak wiele ludzi, doszło do tak niewyobrażalnych czynów, że o tym nie da się zapomnieć. Oczywiście najważniejsi w tej historii są właśnie ludzie, jednak wojna niosła też zniszczenie wśród szeroko rozumianej sztuki. Płonęły budynki, obrazy i... książki. Jakkolwiek z całego serca kocham książki, to uważam, że ich zniszczenie w żaden sposób nie jest porównywalne do śmierci człowieka. Niemniej jest to dla mnie ponury symbol upadku kultury i człowieczeństwa. Książki to wiedza, to wyobraźnia, to ucieczka. Gdy dochodzi do palenia dzieł literackich, mogę bez zastanowienia stwierdzić, że jako ludzkość robimy krok do tyłu. Dlatego tak bardzo mnie przeraża, że nawet teraz są palone. Jednak to w czasie wojen płonęły całe stosy naszego dorobku kulturowego. 

Jocelyn Farrec jest bibliotekarką w Saint-Malo. Jest to jej pasja, która pozwalała uciec jej od ponurej rzeczywistości. Przez wiele lat Jocelyn kochała wyłącznie książki, aż pewnego dnia spotkała Antoine'a. Wtedy jej duszą zawładnęła miłość do drugiego człowieka, lecz nie wyparła miłości do literatury. Serce jest pojemne i daje olbrzymie możliwości. Lecz czas niesie ze sobą nieprzewidziane zdarzenia. Dla młodej bibliotekarki jest to nadchodząca wojna. Czym innym jest wiedzieć, że już niedługo jej macki dosięgną Saint-Malo, a czym innym spotkać się z nią twarzą w twarz. Czy Jocelyn będzie w stanie przetrwać wojnę? Czy miłość jest wystarczającą siłą, by pokonać wszelkie przeciwności losu? Czy można patrzeć na cierpienie innych ludzi? 

Myślę, że tutaj jest dość oczywiste, czemu zdecydowałam się przeczytać akurat tę powieść. Bibliotekarka w tytule, książki na okładce – przecież to raj miłośnika literatury. Dlatego też nie zwróciłam uwagi na dokładną treść i złamałam swoje małe czytelnicze postanowienie, które mówiło, że na razie odpoczywam od wszelkiej literatury wojennej. Zbyt dużo jej w ostatnim czasie, by nie czuć się przytłoczonym. Jednak jak już powiedziało się a, to trzeba powiedzieć b. I tak oto jestem po lekturze poruszającej książki. 

Od pierwszych stron urzekł mnie poetyczny język, który niósł w swoim odbiorze przyjemność, ale zarazem nastrajał do kontemplacji. Cała historia jest przepełniona wieloma sentencjami nakłaniającymi do głębokich rozważań nad znaczeniem literatury, ludzkiego życia i pojęcia szczęścia. Wydaje się być to bardzo poważne i w samej rzeczy takie jest. Jednakże dzięki lekkości pióra autora przechodzi się przez całą opowieść bez szwanku i zmęczenia. Pisarz skupia się przede wszystkim na opisach uczuć wewnętrznych, dlatego emocje wręcz krzyczą z prawie każdej strony, a szerokich opisów sytuacyjnych czy krajobrazu nie ma co poszukiwać w tej książce. 

Fabuła jest powolną drogą przez ważną część życia Jocelyn. Panoramicznie ukazuje jej teraźniejszość, ale też w subtelny sposób przedstawia historię wcześniejszą, byśmy lepiej mogli zrozumieć bibliotekarkę. Nie ma tutaj niespodziewanych zwrotów akcji. Pojawiają się ważne, wręcz przełomowe wydarzenia dla bohaterki, jej bliskich, ale też dla całego świata, lecz na wszystkie jesteśmy przygotowywani i gdy już do nich dojdzie, ze smutkiem lub radością możemy je tylko zaakceptować. 

Jeśli miałabym doszukiwać się jakiś niedociągnięć w "Bibliotekarce z Saint-Malo", to muszę zwrócić uwagę na kreację bohaterów, która w moim odczuciu jest stanowczo zbyt niedopracowana. Całość jest opowieścią poruszającą, pełną emocji, lecz niestety nie umiałam utożsamić się z jej bohaterami ani nawet w żaden sposób przywiązać, co mocno mnie zawiodło. Jednak chwilę trzeba poświęcić samej Jocelyn, która wysnuwa się jako postać naiwna. Przemawia przez nią dobroć, która przekracza abstrakcyjną granicę między powinnością, moralnością i głupotą. Brzmi to z mojej strony mocno oceniająco, ale nie to mam na myśli. Kryje się za tym pewien rodzaj piękna, że ktoś w tak mrocznych i trudnych czasach zachował to poczucie, że powinien nadal walczyć i nie zmieniać swoich zasada i wartości. Tchnie to trochę wyidealizowaniem, co potrafiło mnie odrzucać, lecz rozumiem, skąd pomysł na taką bohaterkę i jak ważną rolę odgrywa fakt, że jest właśnie tak bezwarunkowo dobra. 

Powieść ma dla mnie wiele wad, które znacznie psuły mój odbiór, ale "Bibliotekarce z Saint-Malo" jestem w stanie wiele wybaczyć, ponieważ wszystko jest uratowane za pomocą tematyki. Książka ukazuje dwie strony konfliktu w czasie wojny. Nagle opada kurtyna naszych przekonań i gdzieś ukrytej nienawiści u niektórych osób. Pod pojęciem Francuzi, Żydzi i Niemcy nagle wyłaniają się różni ludzie – ludzie z krwi i kości. Każdy z nich jest odmienny, każdy z nich ma własne poglądy i własną moralność. Za tym idzie tylko jeden wniosek – świat nie jest czarno-biały. W tej wojnie ginęli i cierpieli ludzie po obu stronach. Nie każdy Francuz okazywał się szlachetny i nie każdy Niemiec był potworem. Dla mnie jest to prawda uderzająca w pewien schemat. Część nazistów była nieludzkimi stworzeniami. Mordowali, torturowali, uważali się za lepszych i nie znali żadnej litości. Ale byli też ludzie, którzy wykonywali rozkazy, bo chcieli żyć, bo chcieli, by ich bliscy mogli przetrwać. Tak samo sytuacja wyglądała po stronie Francji, gdzie byli ludzie walczący o wolność i życie, byli ludzie, którzy chcieli tylko przetrwać i byli ludzie, którzy uważali, że warto poświęcać niewinnych cywili, byle tylko zabić jednego nazistę. Pewnie część z Was teraz powie, że być może, ale to jest kwestia rozłożenia częstotliwości. Zapewne tak, ale wojna miała wiele obliczy. Mogę sobie dywagować na ten temat, lecz ja wojny nie przeżyłam. Wszystko, co na ten temat wiem, jest wyłącznie moją interpretacją usłyszanych opowieści, nauczonych faktów i przeczytanych słów. Dlatego tak bardzo doceniam w tej powieści, że nie było pryzmatu nienawiści, tylko uwrażliwienie na ogólne pojęcie cierpienia. 

Cała opowieść poszła też krok do przodu, ponieważ dała sygnał, że istnieje też zjawisko ślepego wierzenia w idee. Czasami dajemy się bezmyślnie im omamić i nawet będąc przekonanym, że czynimy dobro, zapominamy o drugim człowieku i konsekwencjach naszych działań. Wtedy wystarczy iskra, by doprowadzić właśnie do dehumanizacji. 

Jak sami czytacie, "Bibliotekarka z Saint-Malo" pobudziła mnie do wielu refleksji i dała nowy punkt odniesienia. Nie pierwszy raz spotykam się z powieścią, która nie przedstawia sytuacji w sposób typowo czarno-biały. Jednak zawsze będę cenić literaturę dającą możliwość spojrzenia na świat z wielu perspektyw. Nie jest to powieść idealna, ale i tak polecam Wam gorąco zapoznać się z nią. 


4 komentarze:

  1. Mnie właśnie kusi sam motyw książkowy w tej powieści. Muszę ją koniecznie przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Jestem pewna, że przypadnie Ci do gustu :)

      Usuń
  2. Ja również chcę sięgnąć po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń