środa, 5 lipca 2017

Amelia – reż. Jean-Pierre Jeunet


Tytuł: Amelia

Reżyser: Jean-Pierre Jeunet

Produkcja: Francja, Niemcy

Kategoria: Dramat

Rola główna: Audrey Tautou

Czas trwania: 2 godz. 9 min.

Premiera: 19 październik 2001 r. (Polska), 25 kwietnia 2001 r. (świat)

Ocena: 9/10







Czuliście się kiedyś inni? Większość z was pewnie bez zastanowienia odpowie, że tak. W końcu każdy jest wyjątkowy i na swój sposób specyficzny. Tylko wtedy pojawia się pytanie, jak z tą innością się czujecie. Jesteście z niej dumni? Czy może właśnie uważacie za przekleństwo, które tylko przeszkadza wam w życiu? Myślę jednak, że największy problem jest wtedy, gdy szukacie swojej drugiej połówki, a przez waszą nieprzeciętność jest to trudne. Kto by nie chciał znaleźć swojego ukochanego czy ukochanej łatwo i bezproblemowo. Ale wszyscy wiemy, że miłość nie wybiera. Trzeba trafić na tę odpowiednią osobę, która zaakceptuje nas takimi, jakimi jesteśmy. 

Amelia od początku była wyjątkowa. Zamknięta w domu wraz ze swoimi dziwacznymi rodzicami nie miała zbyt dużo możliwości, by poznawać świat i przede wszystkim innych ludzi. Jej problemy z płucami ograniczały ją na każdym kroku, a przynajmniej tak twierdził jej ojciec. Lecz to odosobnienie i pogoda ducha sprawiły, że Amelia wyrosła na niezwykłego dorosłego o bardzo dobrym sercu i niesamowicie wybujałej wyobraźni. "A marzycielom powinno się pozwolić marzyć" jak to napisał Oliver Bowden.

Pierwszy raz usłyszałam o "Amelii", gdy wysłuchałam przepięknego soundtracka. Chciałam dowiedzieć się, co to za niesamowita muzyka i do jakiego filmu została stworzona. Byłam przekonana, że to jakaś bardzo sławna produkcja, tymczasem okazało się, że w ogóle o niej nie słyszałam. Od tego czasu wielokrotnie słyszałam o tym dramacie, a jego popularność znacznie wzrosła. Mimo że zajęło mi wiele lat, zanim nareszcie go obejrzałam, to wreszcie to zrobiłam i nie żałuję tego pod żadnym względem.

Sam pomysł jest całkowicie niekonwencjonalny. To komedia romantyczna, więc powinna podlegać pewnemu uroczemu schematowi, a "Amelia" zatarła wszelkie granice między tym, co wypada w takim filmie, a co nie. Początkowo miałam mieszane uczucia. Nie oszukujmy się – dramat jest dziwaczny. Nie każdemu takie ujęcie może się spodobać. Jednak mnie w ostatecznym rachunku zaskoczyło i to bardzo pozytywnie. Niecodziennie się spotyka narratora, który w nietypowy sposób opowiada historię. Nie mówi nam o tych ważnych rzeczach tylko o tych małych, które dają szczęście. Jakie znaczenie ma, czy dwójka bohaterów spotka się czy nie, jeśli w tym czasie przyszedł list do sąsiadki Amelii? Brzmi absurdalnie, nieprawdaż? Ale dzięki temu możemy zauważyć małe rzeczy, wydarzenia, które poprawią nam humor. 

Sama fabuła jest po prostu przeurocza. Nie należę do osób ckliwych i romantycznych, jednak nawet nie mam, co udawać, że ta opowieść mnie nie ruszyła. Tym bardziej że wątek romantyczny towarzyszy nam przez całą historię, ale tylko nas delikatnie dotyka, a nie uderza całą swoją słodyczą i przewidywalnością. Bardzo się wciągnęłam w tę historię, ale nie chciałam szybko poznać zakończenia. Chciałam funkcjonować w tym stanie i postrzegać świat oczami Amelii, która zwracała uwagę na każdy najmniejszy szczegół, co dawało uwielbiane przeze mnie poczucie panoramiczności. Całe życie bohaterki oraz jej najbliższych zostało ujęte z całkiem innej perspektywy, przez co czułam się oczarowana. 

Amelia była... Po prostu brakuje mi słów. Jest jedną z najlepiej wykreowanych i przy tym najsympatyczniejszych bohaterów, jakich spotkałam w kinematografii. Jej postać zapamiętam na bardzo długo i będę uważać ją za inspirację w moim życiu. Po prostu uwielbiam ją i jej wyobraźnię. To jest tak dobra, empatyczna dziewczyna... Dzięki umiejętności obserwacji świata i zauważania szczegółów była w stanie pomóc prawie każdemu, dać przypadkowej osobie szczęście. Jak można takiego kogoś nie podziwiać? Dzielna i silna, ale przy tym krucha i pełna emocji – taka jest właśnie Amelia. Bardzo polubiłam również jej ojca. Niesztampowa postać z olbrzymią liczbą dziwnych przyzwyczajeń, która mimo pewnych zmian, była im do końca wierna. Niestety zawiodłam się na jednym bohaterze, chłopaku z marzeń Amelii – Ninie. Ktoś taki, jak ta dziewczyna, powinna zakochać się w kimś równie wyjątkowym. Nino miał to coś, ale jak dla mnie niewystarczająco. Bardzo mało się o nim dowiadujemy.

Tematyka produkcji urzekła mnie. Ukazuje jak ważne jest w życiu, by robić małe rzeczy, ale wkładać w nie całe swoje serce. Wtedy z kilku małych wydarzeń, uczynków stworzy się coś wielkiego. "Amelia" pokazuje również, że zamykanie się w sobie i izolacja od życia może bardzo ograniczać, więc warto walczyć z głupimi uprzedzeniami. Nawet jeśli ma się nieokrzesaną wyobraźnię, jeszcze bardziej nieprzewidywalne pomysły i własne, odmienne spojrzenie na świat.

W filmie jest bardzo dobra obsada. Na każdym kroku trafia się na wyjątkowo utalentowanego aktora, lecz sama Audrey Tautou (Amelia) pobiła wszelkie moje oczekiwania. Cały czas była naturalna i przy tym idealnie wcielała się w rolę bohaterki. Potrafiła zagrać emocjonalne fragmenty, ale również te codzienne. 

"Amelia" jest naprawdę nieprzeciętną produkcją, która zaskoczy niejednego zgorzkniałego człowieka. Dla idealistów i marzycieli jest wyznacznikiem, dzięki któremu mogą znaleźć własną drogę i pokłady odwagi, o które sami nie podejrzewaliby się. Bardzo zachęcam do obejrzenia filmu i przede wszystkim marzenia i spełniania tych marzeń. 

4 komentarze:

  1. Rzeczywiście soundtrack do tego filmu jest niesamowity i sama produkcja mu dorównuje. Obejrzałam ten film jako bardzo młoda, dorastająca powoli dziewczynka i pamiętam, że film wydał mi się dziwny, momentami straszny jednak przyciągał mój wzrok. Od tamteog czasu nie obejrzałam go ponownie, gdyż mam piękne wspomnienia z pierwszego razu. Jednak czuję, że będę musiała to zrobić, aby lepiej zrozumieć cały zamysł jaki miał reżyser.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam czasu na filmy, ledwo starcza mi na książki :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam soundtrack z tego filmu, choć szczerze mówiąc go nie oglądałam i ani nie wiedziałam o czym on jest... Ktoś jednak polecił mi go kiedyś i tak wyszło :) muzykę znam a filmu nie. Mam jednak po Twojej recenzji ochotę i tą produkcję poznać!

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń