Tytuł: Roma
Reżyser: Alfonso Caurón
Produkcja: Meksyk, USA
Gatunek: Dramat
Rola główna: Yalitza Aparicio
Czas trwania: 2 godz. 15 min.
Rok produkcji: 2018 r.
Ocena: 4/10
Codzienne życie jest nudne i monotonne. Codziennie wykonujemy te same czynności, nad którymi najczęściej w ogóle nie myślimy. Po prostu je robimy, no bo w końcu dzień jak co dzień i nic się nie zmienia. Czasami się zastanawiam, czy nie powinniśmy się nad tym zastanowić i ograniczyć to, co musimy zrobić, to co nam sprawia przyjemność i to, co sprawia, że życie jest dla nas atrakcyjnie. Następnie zadbać, żeby każdy dzień miał w sobie coś z każdej z tych grup. A co Wy na ten temat sądzicie?
Cleo jest służącą w bogatym i pełnym dzieci domu. Jest młoda, pracowita i pełna ciekawości, jednak każdy jej dzień wygląda prawie tak samo. Czasami tylko pojawiają się jakieś małe problemy, które lubią zamienić się w wielkie problemy. Pragnie miłości i szaleństwa. Zbieg różnych trudnych sytuacji sprawia, że zaprzyjaźnia się ze swoją szefową. Czy osoby z dwóch innych warstwa społecznych są w stanie dać sobie nawzajem wsparcie? Czy zwykłe życie jest tak proste?
"Roma" w momencie ogłoszenia nominacji do Oscarów zaczęła zyskiwać olbrzymią popularność, pojawiać się między innymi w Polskich kinach oraz przyciągać ludzi rozgłosem. Jednak gdy ostatecznie dostała nagrodę, w Polsce pojawiła się na językach wszystkich kinomaniaków, ponieważ pokonała nasz polski film, z którym większość z nas wiązała wielkie nadzieje. Dlatego postanowiłam zapoznać się z tą produkcją i sprawdzić, czemu ten film jest tak bardzo godny Oscara. Jaka jest moja opinia? Ja po prostu nie rozumiem – nie rozumiem tego filmu, nie rozumiem, czemu wygrał oraz nie rozumiem, czemu tak wiele osób o nim mówi.
Zacznę tradycyjnie od fabuły, która jest dla mnie wprost katastrofalna, gdyż jest po prostu nudna, monotonna i niemiłosiernie długa. Tak naprawdę myślałam, że nie wytrzymam i nie dopatrzę tego filmu. Prawdopodobnie poznałam końcówkę, tylko dzięki obecności mojej przyjaciółki, która rzadko przerywa filmy. Muszę przyznać Wam się, że nie jestem w stanie nawet opowiedzieć, o czym był ten film. Wcześniejszy opis to wynik bardzo długiego zastanawiania się oraz mozolnego łączenia zdań. W ogóle nie jestem w stanie znaleźć jakichkolwiek plusów całej tej historii. Mam wrażenie, że nic z niej nie wyciągnęłam pozytywnego poza nauką, żeby uważać, na jakie filmy się decyduję. Liczyłam, że się wzruszę, może nawet popłaczę, tymczasem zastanawiałam się, czy nie zrobić sobie kolejnej kawy, bo zaraz usnę.
Na początku miałam wrażenie, że jest strasznie dużo bohaterów, ponieważ nie odróżniałam ich, jakkolwiek komicznie to brzmi. Tymczasem w ostatecznym rachunku okazało się ich strasznie mało – za mało, by wystarczyło do tego typu fabuły. Główna bohaterka – Cleo – okazała się nudną postacią. Jestem wręcz w stanie zaryzykować, że jej życie jest nudniejsze niż przeciętnego człowieka. Nie mogła we mnie wywołać żadnych emocji – ani zirytowania, ani tym bardziej jakieś choćby sympatii. Po prostu nic. I ona ciągle biegała! Dosłownie nigdy nie chodziła, tylko zawsze poruszała się biegiem, co było chyba jedyną fascynującą częścią tego filmu i to tylko dlatego że nieodgadnioną dla mnie. Jej szefową była pani Sofia, w której buzowało niezwykle wiele emocji. Tylko czekałam, aż tak mocno wybuchną i nas zaskoczą. Nie doczekałam się, a przynajmniej nie w taki sposób, jakbym oczekiwała. Widać było w niej też dobro. W szczególnie w momentach, gdy opiekowała się dziećmi albo rozmawiała właśnie z Cleo.
Główną rolę grała Yalitza Aparicio, która niestety całkowicie sobie z nią nie poradziła. Grała sztywno i bez żadnych emocji. Myślę, że jednak powinna poświęcić trochę czasu na nabywanie aktorskich umiejętności lub szukania innego zawody, będąc bardzo surowym. Natomiast Marina de Tavira (pani Sofia) miała naprawdę rolę z olbrzymim potencjałem, a w ogóle go nie wykorzystała. Uważam, że mogła się trochę bardziej przyłożyć i byłoby dobrze. Natomiast Marco Graf, który wcielił się w rolę syna pani Sofii, czyli Pepego, był uroczym i słodkim chłopcem i przyznam, że trochę skradł mi serce.
Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć, czemu akurat ta produkcja dostała Oscara. Wcześniej uważałam, że "Zimna Wojna" jest przeciętnym filmem, który nie ma szans na taką nagrodę, ale teraz to przy "Romie" uważam go za arcydzieło i czuję, że Polacy nie zostali w ogóle docenieni. Od dawna nie zdarzyło mi się, żebym oglądała film i na końcu stwierdziła, że żałuję zmarnowanego na to czasu. Zazwyczaj sądzę, że nawet z filmu, który mi się nie podobał, wynoszę jakieś pozytywne rzeczy, tymczasem "Roma" nie osiągnęła nawet tego.
Zdecydowanie nie chcę oglądać tego filmu. 😊
OdpowiedzUsuńDobra decyzja :D
UsuńGeneralnie nie lubię filmów, bo mnie nudzi patrzenie na podane na tacy zdarzenia. Ale po takiej recenzji nikt mnie nie namówi na obejrzenie, szkoda moich dwóch godzin.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://subjektiv-buch.blogspot.com
Zgadzam się, że szkoda czasu :)
UsuńNiestety, ale kompletnie nie ciągnie mnie do tego filmu :)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się ;)
UsuńRozumiem ;)
OdpowiedzUsuńNie dla mnie ten film. Z pewnością go nie obejrzę ;)
OdpowiedzUsuńChyba nie obejrzę :/
OdpowiedzUsuń