Tytuł: Zaginiona apteka
Autorka: Sarah Penner
Przekład: Artur Ubik
Kategoria: Literatura obyczajowa
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Liczba stron: 385
Ocena: 5/10
Książkę "Zaginiona apteka" otrzymałam w ramach współpracy z TaniaKsiążka.pl
Mam do Was bardzo ważne pytanie – co byście zrobili, gdybyście znaleźli małą fiolkę? Czy w ogóle zwrócilibyście na nią uwagę? Zabralibyście ze sobą, a może po prostu wyrzucili? To kwestia wyobraźni i też kontekstu. Mając świadomość, że jest bardzo stara i rzadka, większość z nas pewnie, by się choć trochę nią zainteresowała. Jednak mało kto poszukałby rozwiązania jej tajemnicy. Wydaje mi się, że tutaj w grę wchodzi już pasja i zaangażowanie. Ta wytrwałość, która sprawia, że część pasjonatów jest w stanie cierpliwie poszukiwać odpowiedzi na zadane pytania. Wiara, że ich małe odkrycie nie jest tylko nic nieznaczącym faktem albo zwykłym śmieciem. Sama uwielbiam czytać o takich sprawach, jednak na pewno nie potrafiłabym wykrzesać z siebie tej iskierki, by poświęcić swój czas na poszukiwanie nieznanego. A Wy?
Caroline przeżywa bardzo trudny dla siebie okres. Przyjechała ze Stanów Zjednoczonych do Londynu całkowicie sama, mimo że podróż była zarezerwowana dla dwójki. Wśród pięknych zabytków musi się zmierzyć z widmem życiowych problemów i podjąć decyzję, jak poprowadzić dalej swoją drogę. Nie zdaje sobie sprawy, że zwykła rozrywka proponowana turystom odmieni jej życie. Tymczasem na horyzoncie majaczy historia apteki sprzed ponad 200 lat, która oprócz lekarstw ukryła w sobie na setki lat mroczne tajemnice. Nareszcie przyszedł czas, by je poznać. Czy w odmętach manuskryptów, ksiąg i ulic Londynu można odnaleźć prawdę?
Gdy zdecydowałam się przeczytać tę powieść, byłam zwabiona zaskakującym pomysłem oraz hipnotyzującą okładką. Dotychczas nie spotkałam się jeszcze z motywem apteki w literaturze, więc wydawało mi się, że to może być niezmiernie ciekawe doświadczenie. Tym bardziej że w ostatnim czasie intrygują mnie tematy związane z zielarstwem, truciznami i ogólnie pojętą medycyną ludową. "Zaginiona apteka" niekoniecznie spełnia wszystkie te wyznaczniki, ale wystarczająco, by przyciągnąć moją uwagę i obiecać mi pasjonującą lekturę.
Niestety już na wstępie okazał się dla mnie olbrzymim problemem styl autorki. Książka jest debiutem, więc zdawałam sobie sprawę, że mogą wybrzmiewać pewne niedociągnięcia związane z brakiem doświadczenia pisarki, ale nie spodziewałam się, że aż tak bardzo. Język używany przez Sarah Penner okazał się wyjątkowo prosty i miejscami wręcz infantylny. Od tego typu opowieści oczekiwałabym jednak czegoś o bardziej płynnym i trudniejszym wydźwięku. Lecz to można wybaczyć, gdyby dodatkowo nie było to spotęgowane przez wyraźne błędy logiczne. Dla mnie ostatecznie potwierdziło to niedopracowanie historii. Tym bardziej że wielokrotnie natrafiałam na fragmenty, gdzie wiele zdań było niepotrzebnych i w sposób wyraźny ich obecność kuła w oczy.
Fabuła jest dwutorowa pod względem czasu akcji. Spędzamy wiele chwil razem z Caroline we współczesności, natomiast w XVIII wieku poznajemy Nellę i Elizę, które są bezpośrednio związane z apteką. Od pierwszych stron byłam niezmiernie ciekawa, jak połączą się wątki wszystkich bohaterów i gdzie nastąpi klamra, która załamie czas, pozwalając czytelnikom zauważyć sploty wydarzeń z przeszłości i teraźniejszości. Wydarzenie z XVIII wieku okazały się fascynujące i wciągające w fabułę. W tych częściach powieści bawiłam się cudownie i miałam coraz to większą ochotę brnąć dalej przez historię. Jednakże brakowało mi trochę atmosfery ówczesnego Londynu, która jest mocno charakterystyczna. Gdyby nie opisy rozdziałów, nie byłabym w stanie samodzielnie stwierdzić, czy jestem w XXI wieku, czy w XVIII. Dopiero sami bohaterowie nakierowaliby mnie na to, a ja pragnęłam poczuć to podskórnie za pomocą wykreowanego, klimatycznego obrazu.
Jak w przeszłości dowiadujemy się o losach aptekarki i jej małej pomocnicy, tak we współczesności jesteśmy świadkiem dramatu małżeńskiego i przemyśleń wywołanych przez problemy partnerskie. Jeśli ktoś odnajduje się w takiej tematyce, to być może byłoby to dla niego ciekawe, lecz osobiście nie lubię zgłębiać tego typu problemów, więc najchętniej pominęłabym te wszystkie rozważania i skupiłabym się wyłącznie na aptekarce.
Zwykle nie wspominam o zakończeniach, by przypadkiem niepotrzebnie nie zdradzić czegoś, ale w tym przypadku czuję potrzebę wypowiedzenia swojego zdania. Zakończenie to pewnego rodzaju niespodziewany rollercoaster. Nie byłoby w tym nic złego – w końcu na tym polegają zakończenia, na poruszaniu czytelnika. Tylko ostateczne domknięcie zakończenia jest dla mnie druzgoczące, niszczące wszystko, co wykreowała wcześniej pisarka. Zdecydowała się ona na zabieg typowy dla literackiego laika. Na pewno przynajmniej częściowo było to przemyślane, lecz nie zmienia to mojej opinii, że autorka nie była w stanie poradzić sobie z potencjałem tego, co wcześniej sama stworzyła.
W "Zaginionej aptece" nie ma zbyt wielu bohaterów, co w moim mniemaniu jest jak najbardziej zaletą całej powieści. To nie jest typ historii, gdzie konieczna jest ich duża liczba. Eliza i Nella okazały się bohaterkami bardzo charyzmatycznymi i nieprzewidywalnymi, a że lubię taki typ postaci, to od pierwszego zapoznania zapałałam do nich sympatią. W przeciwieństwie do Caroline wywołującej we mnie nieposkromiona frustrację. I tutaj mam na myśli i samą jej osobę, i kreację, które była po prostu płytka i mocno niedopracowana.
Przyznam się, że traktuję tę powieść jako dobrą literaturę, ale z wieloma możliwościami i potencjałem, który został stracony. Choćby sama problematyka utworu na to wskazuje. Historia zaznacza pewien problem moralny, ale do tego się ogranicza. Mijają całe strony, gdzie można by pogłębić przemyślenia, dać czytelnikowi wiele argumentów i kontrargumentów odnośnie moralności jednej z głównych bohaterek, tymczasem zostaje to ponownie spłycone. Bardzo tego żałuję, tym bardziej że w pewnym momencie na główny plan wychodzi tematyka spełniania marzeń. Nie miałabym nic przeciwko temu zabiegowi, gdyby nie został ten nurt historii poprowadzony w sposób mocno naiwny i przekoloryzowany.
"Zaginiona apteka" przyniosła ze sobą odmienne doświadczenia niż przewidywałam, co mocno mnie rozczarowało. Na pewno dostałam przyjemnie spędzone chwile rozrywki, ale byłam nastawiona na intensywne odczucia wynikające z rozwiązywania zagadek i rozważań moralnych. Tego niestety nie dostałam. Niemniej i tak cieszę się, że zapoznałam się z powieścią.
Podobne książki znajdziecie w dziale bestseller na TaniaKsiążka.pl
Nie planuję czytać tej książki.
OdpowiedzUsuńRozumiem :)
Usuń