Tytuł: Listy do M. 3
Reżyser: Tomasz Konecki
Produkcja: Polska
Część: 3
Gatunek: Komedia romantyczna
Czas trwania: 1 godz. 50 min.
Premiera: 10 listopada 2017 r. (Polska i świat)
Ocena: 7.5/10
Za oknem listopad, czyli miesiąc, który jest uważany za najbardziej ponury i nieobliczalny. Wychodzisz sobie rano do pracy czy szkoły w ulewę, a wracasz, obserwując małe, białe płatki śniegu, które pokrywają chodnik przed tobą. Dlatego właśnie wiele osób nie lubi tej pory, ale ja ją uwielbiam. Jest zwiastunem czegoś większego, co nadchodzi wielkimi krokami – zimy, a wraz z nią świąt Bożego Narodzenia. Kto nie lubi Bożego Narodzenia? To są tylko pojedyncze jednostki. Bo te święta kojarzą nam się z rodziną, miłością i niesamowitym klimatem, który potrafi stopić serce każdego. Jednak nie można zapominać, że mimo to życie toczy się dalej i nie zważa czy są to święta, czy nie. Los może każdego zaskoczyć. Ale czy na pewno pozytywnie?
"Listy do M." lata temu wywołały wielką furorę w polskiej kinematografii. Nikt nie spodziewałby się, że taki film może odbić się, aż takim echem i sprawić, że pojawią się kolejne części. Tym bardziej że przecież to już było w brytyjskiej komedii "To właśnie miłość". Lecz w naszym kraju nasz odpowiednik o wiele lepiej się sprzedał i przede wszystkim zrobił o wiele większe wrażenie. Przyznaję się, że kiedyś myślałam, że to taka głupia historyjka, która ma służyć tylko do rozrywki. Jednak gdy sama się zapoznałam z tą produkcją, moje zdanie diametralnie się zmieniło. Film stał się jednym z moich ulubionych i bardzo go szanuję. Lecz na te święta nie oglądałam pierwszej, ale już trzecią. Jakie wrażenie na mnie zrobiła?
Ogólnie pomysł na fabułę uważam za naprawdę ciekawy. Niby pewne motywy się powtarzają z typowymi komediami romantycznymi, ale w "Listach do M." jest to ujęte w inny sposób i według mnie o wiele bardziej sensowny, dzięki czemu cały film robi lepsze wrażenie i przekonuje do siebie nawet tych, którzy tak samo jak ja zaciekle bronili się. Jednak w trójce robi się to trochę nudne. Pojawia się dużo nowych postaci, które mają wprowadzić zmiany, ale czułam, że mimo to historia jest powielana. Na tym chyba najbardziej zawiodłam się w całej tej komedii. Liczyłam na oryginalność oraz byłam przekonana, że zostanę zaskoczona. Tego niestety nie otrzymałam.
Jednak i tak bardzo wciągnęłam się w historię i chciałam poznać dalsze losy bohaterów. Aczkolwiek momentami film mi się dłużył, ale nie odczułam tego w jakiś irytujący sposób. "Listy do M. 3" to taka mieszanka uczuć i humoru. Czasami były naprawdę emocjonujące i potrafiły urzec. Robiło mi się wtedy przykro i chciałam w jakiś sposób pomóc tym wszystkim ludziom. Innym razem okazywały się śmieszne, pełne dowcipu. No i oczywiście nie zabrakło tych uroczych i ruszających za serce scen, które są tak bardzo charakterystyczne dla tej produkcji. Ale żebym za bardzo nie przesłodziła, to przyznam się wam, że nie poczułam tego świątecznego klimatu. Może jest jeszcze troszkę za wcześnie, lecz mam odczucia, że tego właśnie brakowało i przez to film stracił na swoim uroku.
Mówcie, co chcecie, ale dla mnie zawsze będzie najlepsza pierwsza część i to jej będę już wierna. Podejrzewam, że i na te święta obejrzę ją. Będę się cieszyć tą niezwykle wzruszającą historią, ile tylko się da. Co do dwójki... Była na pewno o wiele gorsza od wszystkich, więc i tak produkcja weszła poziom wyżej i prawie dorównała temu pierwowzorowi. Choć wydaje mi się, że gdyby była po prostu oddzielnym filmem, to inaczej odebrałabym ją – bardziej pozytywnie. Tak to moje wymagania były zbyt wygórowane.
Bohaterów jak zawsze jest po prostu multum. I tym razem niektóre były całkowicie niepotrzebne i wrzucone na siłę. Lecz dominowali ci genialni, z którymi chciałoby się pogadać, pobyć. Charaktery są naprawdę pod wieloma względami rozbudowane i przede wszystkim najróżniejsze, a to chyba najważniejsze. Ja sama najbardziej lubiłam Wojciecha i jestem temu wierna. Niestety w tej części boryka się z wieloma problemami, które diametralnie zmieniły jego życie. Oczywiście kontynuowane są losy Kariny i Szczepana. Można je określić jednym słowem – szalone. Myślę, że wiecie, czego po nich można oczekiwać. Nie można też zapomnieć o Melchiorze i wielu innych postaciach...
Problematyka jest bardzo istotna, więc nie jest to do końca komedia, która wyłącznie ma nas rozśmieszyć. Pokazuje, co to znaczy utracić bliską osobę i jak ciężko sobie z tym poradzić. Nawet najlepsi i najsilniejsi ludzie mogą się załamać i nie do końca dawać radę z tym przytłaczającym i traumatycznym faktem. W rolę wchodzi też brak obecności ojca w życiu człowieka i jego długotrwałe konsekwencje. No i oczywiście sama miłość oraz jej poszukiwania. Co jak co ale w święta może każdego zaskoczyć.
Gra aktorska momentami jest po prostu wybitna. Jak dla mnie pierwszą i najważniejszą rolę gra Agnieszka Dygant, która idealnie wciela się w Karinę i potrafi ukazać jej dynamikę oraz nieprzewidywalność. Bardzo też lubię Wojciecha Malajkata, który gra właśnie moją ulubioną postać, czyli również Wojciecha. Myślę, że zabójczą karierę zrobi również Mateusz Winek (Kazik), który mimo młodego wieku radzi sobie doskonale i przy tym jest taki uroczy. W skrócie – cała plejada gwiazd.
"Listy do M. 3" okazały się całkiem dobrą kontynuacją i jestem przekonana, że jeszcze kiedyś do nich wrócę. Tymczasem was zachęcamy do obejrzenia tego filmu. Myślę, że w większości spodoba się wam.
Nie mam możliwości pójść do kina, ale czekam na możliwość obejrzenia filmu w telewizji bądź internecie.:)
OdpowiedzUsuńPlanuję obejrzeć ten film, bo myślę, że mi się spodoba. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się pierwsza część. Druga nieco mnie rozczarowała. Z obejrzeniem trzeciej poczekam aż będzie w TV. Jeśli chodzi o sam film, to chyba wszyscy ludzie lubią historie z happy endem, a jeśli jeszcze jest to okraszone humorem i rozgrywa się w świątecznej scenerii to sukces gwarantowany :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie:)
Aktualnie jestem dopiero po obejrzeniu [Listy do M.] oraz jego kontynuacji i muszę przyznać, że najlepiej bawiłam się przy pierwszej części. To właśnie dzięki niej odczuwałam prawdziwy świąteczny klimat, gdzie aż miało się ochotę włączyć kolędy i pośpiewywać je pod nosem, kiedy w [Listy do M. 2] już zabrakło tej magii. Może i planuję obejrzeć [Listy do M. 3], ale nie spodziewam się po tym filmie niczego szczególnego, bo sprawdziłam tu i ówdzie, iż będzie brakować wielu kluczowych bohaterów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
BLUSZCZOWE RECENZJE
Idę w tym tygodniu do kina właśnie na Listy, więc jestem ciekawa, na ile mi się spodobają! :)
OdpowiedzUsuńDzięki za recenzję - będę wiedziała, czego mogę się spodziewać!
NaD okładkę :)
Mam zamiar iść do kina na ten film i mam nadzieję, że będę zachwycona.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de
Jeśli chodzi o „To właśnie miłość”? To jest to film brytyjski, a nie amerykański... Przyznam szczerze, że zakochałam się w tej produkcji od pierwszego obejrzenia i również w tym roku nie omieszkam obejrzeć jej w czasie Świąt :) Natomiast jeśli chodzi o „Listy do M.” to osobiście uważam, że jest to ciekawy odpowiednik brytyjskiego oryginału, który oglądam z przyjemnością dając się ponieść historii i mniej skupiając się na detalach, do których pewnie można byłoby się przyczepić, tylko po co? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, she__vvolf 🍂🐺
Dziękuję, już poprawiam :)
UsuńJa sama jakoś bardzo nie mogłam się przekonać do "To właśnie miłość", ale i tak ostatecznie lubię ten film.
A "Listy do M." są moim zdaniem genialne na święta :)
Uwielbiam ten film
OdpowiedzUsuń