Tytuł: "Mamma mia"
Reżyseria: Wojciech Kępczyński
Teatr: Roma (Warszawa)
Kategoria: Musical
Premiera: 21 luty 2015 r.
Czas trwania: 2 godz. 40 min.
Ocena: 8/10
Sophie ma marzenie. Wielkie marzenie. Jest wychowywana przez samotną matkę, która prowadzi hotel na greckiej wyspie, Donna – matka Sophie – jest niezależną kobietą, która pragnie dobra dla swojej córki i jest gotowa na każde poświęcenie, lecz nie chce zdradzić, kto jest ojcem Sophie. Dziewczyna niedługo wychodzi za mąż i chciałaby, żeby jej tata poprowadził ją do ołtarzu. Przypadkowo znajduje pamiętnik Donny i odkrywa... Są trzej kandydaci na jej ojca! Nie może w to uwierzyć, ale mimo to postanawia zaprosić w tajemnicy przed matką wszystkich trzech. Jest pewna, że rozpozna tego prawdziwego. Przychodzi dzień ślubu i zaproszeni mężczyźni spotykają się na ślubie przekonani, że ich dawna miłość chce odnowić kontakty. Tymczasem spotykają entuzjastycznie nastawioną Sophie. Jednak jej pozytywne myśli szybko znikają, gdy nadal nie wie, który z nich może być jej ojcem. Czy Sophie rozpozna swojego rodzica? Co powie Donna, gdy spotka swoich dawnych kochanków? Czy ślub to na pewno dobry pomysł?
"Mamma mię" zna chyba każdy z nas. I nie mówię w tym momencie o filmie czy sztuce, tylko sławnej piosence Abby. Tyle lat temu Abba występowała i robiła furorę wśród muzyków i słuchaczy. Jednak mimo tego czasu każde dziecko zna tę piosenkę i bez zastanowienia jest w stanie powiedzieć, jaki zespół ją wykonywał. To niesamowite... Poza tym pojawił się jeszcze film, gdzie wszystkie najsłynniejsze utwory tej grupy komponują się z fabułą. Lecz tym razem przyszedł czas na jeszcze coś innego – spektakl teatralny. Teatr Roma w Warszawie przedstawia historię Sophie, Donny i w pewnym sensie Abby na scenie. Już dawno chciałam obejrzeć tę sztukę, więc gdy tylko pojawiła się okazja na kupno biletów bez zastanowienia postanowiłam pojechać do Warszawy. Czy było warto? Jak najbardziej.
Nigdy nie obejrzałam filmu "Mamma mia". Podejrzewam, że wiele osób nie może zrozumieć jak to możliwe. Tak bardzo popularna produkcja, często emitowana w telewizji, a ja jej nie oglądałam. Przecież to niemożliwe... A jednak. Właśnie dlatego, oglądając sztukę, poznawałam całkiem nową dla mnie historię, który opiera się na ciekawym pomyśle. Nie przepadam za tego typu opowieściami, ponieważ wydają mi się ckliwe i często przesłodzone. Nigdy nie ukazują prawdziwej rzeczywistości, choć podobno każda historia wydarzyła się naprawdę, tylko zastała trochę ubarwiona. Mimo to bardzo chciałam poznać zakończenie. Do czego to wszystko zmierza? Który z tych mężczyzna jest ojcem Sophie? Takich pytań pojawiało się tysiące. Nie otrzymałam wszystkich odpowiedzi, lecz i tak zakończenie spodobało mi się.
Natomiast gra aktorska mnie zaskoczyła. Była tak bardzo realistyczna. Czułam się, jakbym podglądała życie innych ludzi. To było niesamowite uczucie. Dotychczas byłam tylko na jednym spektaklu, gdzie miałam podobne odczucia. Ta sztuka nie miała porównania z wieloma filmami. Po prostu była lepsza. Zadziałała moja wyobraźnia i wszystko działo się wokół mnie. To trochę jak książka. Mamy gotową historię, ale to od nas zależy jak ją wykorzystamy.
Mam pewne zastrzeżenia co do muzyki. Uwielbiam piosenki Abby, choć nie słucham ich często. Są dla mnie swoistą tradycją, o której co jakiś czas sobie przypominam. Aktorzy wczuli się w swoje role i w większości przypadków utwory Abby dobrze brzmiały w ich wykonaniu. Jednakże były przetłumaczone na polski. Te mniej znane dobrze komponowały się z fabułą i doskonale pasowały do opowieści. Lecz te jak "Mamma mia", "Honey, honey" czy "Dancing Queen" brzmiały nienaturalnie w tłumaczeniu na polski. Rozumiem, że część osób nie zna tego języka na tyle dobrze, by je zrozumieć (zaliczam się do nich), ale jestem pewna, że było inne rozwiązanie. Można było na przykłada wyświetlać tłumaczenie przez projektor.
Scenografia była bardzo dopracowana, choć prosta. Jestem zaskoczona wyposażeniem teatru. Przede wszystkim pojawił się projektor, który poszerzał perspektywę oraz ruchome ściany, dzięki którym sceny w szybki i nienarzucający sposób zmieniały się. Głównym ośrodkiem sceny był dom, w którym odgrywała się akcja.
"Mamma mia" jako spektakl zrobiła na mnie naprawdę niesamowite wrażenie. Jest to jedna z tych sztuk, która sprawia, że chcesz chodzić do teatru i zaczynasz doceniać tę rozrywkę bardziej niż te popularne. Gdyby tylko bilety do teatru były tańsze, jestem pewna, że ten rodzaj kultury zostałby bardziej doceniony.
Właściwie to nie chodzę w ogóle na spektakle, więc myślę, ze byłoby to ciekawe doświadczenie.
OdpowiedzUsuńOd dawna chciałabym zobaczyć coś oryginalnego od Romy, ale do Warszawy niestety mi nie po drodze ;( Może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńJak ja dawno nie byłam na żadnym spektaklu...
OdpowiedzUsuńOglądałam już jakiś czas temu i bardzo mi się podobało. Piosenki jak dla mnie powinny być tłumaczone w formie napisów. Czasami takie rzeczy bardzo psują całość. ;)
OdpowiedzUsuńKocham teatr. Ty coś o tym wiesz. :D Też z wielką chęcią wybrałabym się na taki spektakl. Z Twojej recenzji wynika, że był naprawdę niesamowity... Jeżeli przedstawienie jest dobrze zagrane, to wolę obejrzeć je od filmu. Gra aktorska potrafi wzbudzić o wiele wiecej emocji... ;)
OdpowiedzUsuń