wtorek, 11 lipca 2017

Transformers: Ostatni Rycerz – reż. Michael Bay


Tytuł: Transformers: Ostatni Rycerz

Reżyser: Michael Bay

Produkcja: USA

Gatunek: Science fiction 

Rola główna: Mark Wahlberg

Część: 5

Czas trwania: 2 godz. 28 min.

Premiera: 23 czerwca 2017 r. (Polska), 21 czerwca 2017 r. (świat)

Ocena: 8/10






Żyjemy na tym świecie jako jedyna dominująca rasa. To my dyktujemy warunki i podporządkowujemy sobie wszystkie żywe istoty. Mimo że nie zawsze nam się to udaje, to i tak my rządzimy. Wyobrażacie sobie, co by się stało, gdyby pojawił się jeszcze ktoś, ktoś z innej planet – kto jest o wiele bardziej potężny od nas ludzi? Trudno zaakceptować coś innego, a naszym naturalnym odruchem jest walka o przetrwanie i własne terytorium. Jednak w obliczu wspólnego zagrożenia, czy jesteśmy w stanie walczyć razem?

Transformersy nie są już mile widziane na Ziemi. Uważa się, że są zagrożeniem i mogą zniszczyć naszą rasę i Ziemię. W końcu to potężne roboty, które potrafią tylko niszczyć i walczyć. Większość ludzi zapomina, że one też mają swoje uczucia, niepowtarzalne osobowości i pragnienia. Muszą się chować po złomowiskach i pilnować, żeby nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Co się stanie, gdy zostanie znaleziona osoba, która ma zmienić dzieje ich historii?

Nie oglądałam nigdy wcześniej "Transformersów", choć miga mi w głowie, że chyba miałam jakąś styczność z pierwszą częścią, ale nic z niej nie pamiętam, więc można nazwać "Ostatniego Rycerza" moim pierwszym spotkaniem z tą serią. Nie miałam żadnych oczekiwań – ani pozytywnych, ani negatywnych. Byłam nastawiona na coś innego i zaciekawiona. Co z tego wyszło?

Ogólnie byłam bardzo zaskoczona samą koncepcją. Zawsze wyobrażałam sobie, że to są jakieś tam robociki, stworzone przez ludzi, które zawładnęły Ziemią. Takie typowe science fiction oparte na obawach ludzi. Nie wiedziałam, że pochodzą oni z innej planety, że są inną rasą. Dlatego czułam się zszokowana, gdy się o tym dowiedziałam i przede wszystkim uważam ten pomysł za całkowicie niekonwencjonalny. 

Na początku bałam się trochę, że się nie wciągnę i będę się nudzić przez dwie godziny. Jednak zawsze jak jestem zaciekawiona, to i z pasją oglądam, choćby film nie podobał mi się, a ten robił dobre wrażenie. Fabuła jest intrygująca i pełna akcji, więc nie ma czasu na znużenie. Tym bardziej że historia okazała się bardzo rozbudowana. Faktem jest, że nie znam poprzednich części, więc sporo tracę i do końca nie rozumiem tego wszystkiego. Ale nie spodziewałam się, że w filmie pojawi się tyle wątków, które dyskretnie łączą się ze sobą, tworząc niesamowitą całość. Niestety zawiodłam się trochę na zakończeniu. Było do bólu przewidywalne. Myślę, że nie znając fabuły, bylibyście w stanie przewidzieć koniec. Taki typowy dla science fiction, choć z drugiej strony sama nie wiem, co można by zmienić, żeby był mniej prawdopodobny.

Akcja jest dość niestała. Pojawiały się nudne momenty, które niepotrzebnie się ciągnęły. Albo właśnie czasami ta akcja była tak długa, emocjonalna, że aż niepotrzebnie przesadna. Jest to film akcji, więc jej właśnie powinniśmy się spodziewać i ją dostaliśmy, ale mogłaby być mniej chaotyczna, bardziej zaskakująca.

Chyba największe wrażenie zrobiło na mnie uniwersum. Uwielbiam nowe światy lub nasz świat przerobiony na inne zasady. Jeśli jest on dobrze stworzony, posiadający sensowne podstawy i różniący się od tych typowych, to jestem w siódmym niebie. I podczas tej produkcji byłam. Ziemia jako miejsce, gdzie mieszkają również Transformensy jest niezwykle ciekawa, a i ich sama planeta też robiła wrażenie. Przyznaję, że czasami tych podstaw trochę brakowało i pojawiało się dużo nielogicznych wydarzeń, ale mimo to to uniwersum zyskało moją sympatię i myślę, że w najbliższych miesiącach poznam je lepiej.

Do bohaterów mam mieszane uczucia. Samego Cade'a bardzo polubiłam, aczkolwiek działał mi na nerwy. Irytował mnie swoich zachowaniem, wiecznym zmienianiem zdania i nieogarnięciem, choć podziwiałam jego wytrwałość, dobre serce i przywiązanie do innych. Za to po prostu okropnie nie lubiłam Vivian. Ta kobiety była straszna... Przemądrzała, zbyt pewna siebie i niestabilna psychicznie. Tylko wszystko psuła. Nie mogę też zapomnieć o dość epizodycznej postaci, mianowicie Jimmym. Przesympatyczny bohater, który wprowadzał do produkcji komizm, w tym przypadku mile widziany przeze mnie. No i urocze, duże roboty. Każdy z nich był tak różny, specyficzny, że byłam pod olbrzymim wrażeniem ich kreacji. 

Problematyka filmu jest również bardzo rozbudowana. Jest to film akcji, który przemycił dużo istotnych problemów. Zwracał uwagę na tolerancję, która w naszym świecie jest ważna, a coraz częściej się o tym zapomina. Każdy jest inny, ma inne zwyczaje, inny wygląd, inne uczucia i spojrzenie na świat, a to nie znaczy, że przez to trzeba go zwalczać, znęcać się nad nim, czy ignorować. Ukazuje też, że przyjaźń i rodzina to potęga, o którą trzeba dbać i jej się trzymać.

O grze aktorskiej nie mam zbytnio, co mówić. Mało kto się wyróżniał, tylko moją uwagę przykuł Anthony Hopkins, grający Sir Edwarta. Poradził sobie z tym dość trudnym zadaniem bardzo dobrze. W filmie pojawiło się dużo efektów specjalnych, które wyglądały naturalnie.

"Transformers: Ostatni Rycerz" okazał się dobrą produkcją, którą będę miło wspominać, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdy lubi takie klimaty. Jednak jeśli przyciąga was atmosfera robotów i przyszłości jest to film dla was. 

2 komentarze:

  1. Niestety, ale nie przepadam za serią Transformers, jednak moja rodzina już tak, więc prędzej czy później będę musiała z nimi to obejrzec. Jednak nie martwi mnie to, bo być może zmienie przez to swoj własny obraz tejże serii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obejrzę, chociaż nie jestem jakoś strasznie przekonana do tych najnowszych części. Chyba wolałam jak główną rolę grał Shia Labeouf, ale skoro widziałam do tej pory wszystkie części to i tę obejrzę.

    OdpowiedzUsuń