Tytuł: "Posiadacz"
Autor: John Galsworthy
Tłumaczenie: Róża Centnerszwerowa
Cykl: Saga rody Forsyte'ów
Tom: I
Kategoria: Literatura piękna
Wydawnictwo: Wydawnictwo MG
Liczba stron: 387
Film: Saga rodu Forsyte'ów (serial)
Ocena: 8/10
Wiktoriańska Anglia – czasy, gdy liczy się moda, pieniądze i odpowiednia opinia. Nie ma nic ważniejszego. W końcu zawsze trzeba dobrze się prezentować i nie pozwalać, by jakiekolwiek emocje brały nad nami górę. Można poświęcić wszystko, by reputacja nie uległa zniszczeniu. Miłość, nienawiść, dzieci? Nie, to nie ma żadnego znaczenia. Najistotniejsze jest to, co posiadasz, to, czym możesz się pochwalić przed rodziną i innymi znakomitymi rodami. Nie masz nic takiego – jesteś nikim. Takie poglądy na ten temat ma rodzina Forsyte'ów. Jednak co się stanie, gdy jeden z jej członków może stracić swoją własność? Czy wygra niepożądana miłość, czy wrodzona nienawiść?
Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce. Postanowiłam ją przeczytać tylko, dlatego, że opowiada o czasach wiktoriańskich, którymi od lat się fascynuję. Muszę przyznać, że spodziewałam się ckliwego romansu, który będzie irytował mnie każdą możliwą sceną. Obecnie są popularne powieści historyczne oparte na wątku miłosnym. Niestety nie robią na mnie dobrego wrażenia. Lecz postanowiłam zaryzykować i dać szansę "Posiadaczowi". Okazało się, że to był wyjątkowo dobry wybór. Książka okazała się czymś zgoła odmiennym od tego, co sobie wyobrażałam.
Fabuła wciągnęła mnie od pierwszych stron. Byłam zaskoczona, że z taką łatwością przeniosłam się do świata Forsyte'ów i odnalazłam jako jedna z bohaterek. Czym więcej czytałam, tym mój apetyt był większy. Denerwowałam się, gdy musiałam przerwać w tak ciekawym momencie, a prawie każdy taki był. Na pozór cała historia wydaje się bardzo powolna i nie wnosząca nic istotnego do naszego życia. Wszystkie wydarzenia były poprzedzone rozległymi opisami, które nie każdemu przypadną do gustu, jednakże mnie oczarowały. Nie lubię, gdy w tego typu powieściach akcja jest szybka i niedokładna. Mija się to z celem. Tutaj mogłam się delektować prostym życiem, ale dającym wiele wskazówek. Nie miałam pomysłu, do czego opowieść może prowadzić i jak mam być szczera, to nadal nie wiem. Lecz nie czuję tego niedosytu, dyskomfortu. To jest jak życie. Każdy z nas ma plany, marzenia, a mimo to nie wie, gdzie będzie za rok.
Zaskoczył mnie styl autora. Okazał się bardzo trudny i ciężki. Na początku bałam się, że bardzo mi to utrudni czytanie i zniechęci do dalszej lektury, lecz po jakimś czasie zaczęłam doceniać kunszt pisarza i zdałam sobie sprawę, że to właśnie ten język sprawia, że "Posiadacz" jest tak wspaniałą książką. Składnia jest wyjątkowo nietypowa i naprawdę trzeba poświęcić trochę czasu, by przyzwyczaić się do niej, ale gdy przejdzie się przez ten etap, zaczyna się rozumieć świat przedstawiony w powieści. Dzięki niemu łatwo przenieść się do ówczesnych czasów i przeżywać wszystkie wydarzenia razem z wybitnym rodem.
Największym plusem "Posiadacza" są bohaterowie. Są bardzo różnorodni i niejednoznaczni. Każdy ma swój charakter, który wyróżnia go na tle innych. A trzeba wam wiedzieć, że postaci w tej historii jest naprawdę wiele. Nie ma osoby, którą jednoznacznie można określić jako złą lub dobrą, gdyż każdy członek rodziny ma swoje zalety cenione przez innych, ale również wady, które bardzo często trudno zaakceptować. Moją ulubioną postacią jest Soames. Jest to mężczyzna całkowicie pozbawiony wyobraźni i niepotrafiący się odnaleźć w prawdziwym świecie. Nie posiada za grosz empatii, ani zrozumienia. Jednak mimo tych wszystkich wad bardzo go polubiłam. Wiele rzeczy i emocji nie było zależne od niego, choć on sam miał inne zdanie. Wydawał się chłodny, aczkolwiek potrafił kochać prawdziwą miłością, choć nikt nie potrafił tego dojrzeć. Natomiast o jego żonie – Irenie – nie mam żadnego zdania i chyba właśnie dlatego tak przykuła moją uwagę. Jest dla mnie tajemniczą marą, która może pewnego dnia ukaże światu swój sekret. Również moją sympatię zyskał Jolyon. To człowiek z krwi i kości, a przede wszystkim duszy. Popełnił w swoim życiu wiele błędów i nigdy publicznie nie przyzna się do nich, lecz potrafi przyznać się samemu sobie, co jest dla mnie pewnym aktem odwagi.
Tematyka jest wieloraka. Mimo że główny motyw to najróżniejsze formy posiadania, jest ona o wiele bardziej rozbudowana. Myślę, że każdy czytelnik znajdzie w "Posiadaczu" odwołanie do własnych rozterek, problemów czy błędów. Ta powieść ostrzega w bardzo odczuwalny sposób i sprawia, że człowiek jest skłonny do refleksji nad swoim życiem i otoczeniem.
"Posiadacz" bez wątpienia jest wybitną książką, która wiele wprowadza do istnienia i świata. Nie można jednak zapomnieć, że jest bardzo trudna i nie jestem pewna, czy do końca ją zrozumiałam. Właśnie dlatego za kilka lat wrócę do jej lektury. Tymczasem polecam pierwszy tom o tym znakomitym rodzie dojrzałym czytelnikom.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo Redakcji Essentia
Być może na ten czas na takie ciężkie książki zbytnio nie mam ochoty, ale na pewno kiedyś po "Posiadacza" sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńCóż, ja też bardzo lubię czasy wiktoriańskie, a o książce wcześniej w ogóle nie słyszałam! Chętnie go przeczytam :)
OdpowiedzUsuń