Tytuł: Księżniczka debiutuje
Autorka: Connie Glynn
Przekład: Anna Kłosiewicz
Cykl: Kroniki Rosewood
Tom: II
Kategoria: Literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Insignis
Ocena: 5/10
Czy zastanawialiście się, co by się stało, gdybyście musieli pewnego dnia wybierać pomiędzy rodziną a przyjaciółmi? A może znaleźliście się w takiej sytuacji? Lub uważacie, że przyjaciel to rodzina? Bez względu na nasze wyobrażenia jest to sytuacja trudna i wbrew pozorom często do niej dochodzi. Chciałabym w tym momencie podać jakąś receptę na szczęście, kiedy nie można mieć na raz relacji z ukochanym przyjacielem i rodziną. Niestety to niemożliwe. Można liczyć tylko na to, że nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji, a gdy już to, że podejmiemy dobrą decyzję.
Lottie i Ellie stały się nierozłącznymi przyjaciółkami, które są gotowe poświęcić swoje życie, by uratować drugą. Jednak to nadal Ellie pozostaje tą najważniejszą, bo w końcu pochodzenie królewskie ma swoje przywileje i też niedogodności. Z tego względu Lottie już oficjalnie zostaje portmanką przyjaciółki i występuje w roli księżniczki. A nadchodzi trudny, ale też wspaniały czas, ponieważ dziewczyny wracają na drugi rok nauki do Rosewood Hall. Po traumatycznych przeżyciach z tamtego roku niesie to ze sobą wiele trosk i obaw, ale również obietnicę powrotu do znanego miejsca, gdzie mimo pewnych tajemnic można być sobą wśród przyjaciół. Jakie konsekwencje przyniosą wydarzenia z poprzedniego roku? Co nowego i być może nieoczekiwanego czeka przyjaciółki w przyszłości? Czy przyjaźń jest naprawdę szczerą wartością?
„Księżniczka debiutuje” to kontynuacja „Kronik Rosewood”, które w swoim czasie cieszyły się w Polsce i za granicą olbrzymią popularnością. Stąd też moje zainteresowanie, a jak jeszcze spojrzałam na aspekty wizualne, czułam się całkowicie przekonana, by przeczytać tę powieść. Muszę przyznać, że mimo mojej niechęci do różu, to ta delikatność koloru i ładny kontrast w granatowym oczarowują mnie. Lecz to nie wygląd jest najważniejszy tylko treść. Jak spodobał mi się drugi tom „Kronik Rosewood”?
Tradycyjnie skupię się na stylu, który niestety wybitnie nie przypadł mi do gustu. Ma wiele zalet, a w szczególności doceniam, że jest charakterystyczny i wyróżnia się pewną dozą dobrze widocznej niepowtarzalności. Dlatego trochę mi przykro, że mimo tej tak ważnej dla mnie zalety, nie umiem odnaleźć się w nim. Przede wszystkim chodzi o zbytnią lekkość pióra, która może i jest oczekiwana po tego typu powieści, ale przekracza tę magiczną granicę pomiędzy przyjemnością, a infantylizmem i prostotą. W takich momentach czuję, że autorka nie doceniła swoich czytelników i napisała książkę niedopracowaną i zgodnie z zasadą, aby było.
Mimo tego niezadowalającego mnie stylu sama historia momentalnie wciągnęła mnie. Od początku obiecywała coś nowego i zaskakującego, więc gnałam strona przez stronę, by koniecznie dowiedzieć się, co będzie dalej i jak potoczą się losy bohaterów. Momentami byłam naprawdę pozytywnie zaskakiwana. Lecz tu wkroczyła jednak kolejna martwiąca mnie wada. Miałam wrażenie, że dusze się w tym świecie i potrzebuję czegoś znacznie bardziej rozbudowanego. Miałam wrażenie, że granice są strasznie wąskie i nawet poszczególne sytuacje, które być może miały cel rozszerzający, nie były wystarczające, by zmienić moje odczucia.
Bohaterów jest naprawdę dużo i idzie za tym również duża różnorodność charakterów. Niektórzy z nich są lepiej wykreowani, inni gorzej, ale tendencja pokazuje, że pisarka mocno się skupiła na osobowościach i pojedynczych historiach. Ten aspekt niezmiernie mi się podobał, bo co jak co, ale dobrze wykreowani bohaterowie mogą naprawić wiele wad. Nawet ten nieszczęsny w moim przypadku styl. Choć warto wspomnieć, że po prostu nie cierpię samej Lottie, która od pierwszych stron pokazuje jaka to jest kochana, dobra i na siłę pomocna. To wykreowało mi od razu niezachwiany obraz tej dziewczyny i nic nie było w stanie go zmienić. Na szczęście Ellie też od początku zachwyca swoją energię i poczuciem humoru.
Natomiast tematycznie mamy wgląd w piękną wizję przyjaźni, gdzie każdy jest gotowy na poświęcenie i wie, że to coś więcej niż tylko czcze słowa, o których można zapomnieć. Jak pewnie po wstępie domyśliliście się, jest też wątek rodziny Lottie, dzięki któremu emocje zostają mocno poruszone.
Mam bardzo mieszane odczucia co do tej książki, gdyż spędziłam z nią naprawdę przyjemne godziny, ale momentami byłam też tak bardzo zirytowana, że kładzie to cień na całość. Mówi się, że dobra książka powinna wywoływać emocje, nawet jeśli miałyby być złe. Powieść budząca obojętność nie ma znaczenia na dłuższą metę. Dlatego stwierdzam, że osoby, które już znają pierwszy tom, powinny dać i szansę temu.
Egzemplarz prasowy Sztukater.pl